powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXXVI)
maj 2008

Rodzina słowem silna
Wojciech Waglewski, Fisz, Emade ‹Męska muzyka›
Ni to pies, ni to wydra. Ni to beletrystyka, ni to rock and roll. Trochę nieciekawej literatury z dołączoną dobrą płytą? Może kawał dobrej muzyki z książką na doczepne? Doprawdy, dziwne tradycje wydawnicze pojawiły się na rodzimym rynku muzycznym. Abstrahując jednak od kwestii wydawniczych, wypada stwierdzić, że „Męska muzyka” to dobra rzecz. W końcu nazwisko zobowiązuje…
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Męska muzyka›
‹Męska muzyka›
Nowe dzieło Waglewskich to książka – tak mówi oficjalna notka wydawcy (Agora) oraz wszelkie reklamy „Męskiej muzyki”. Pisanie jest najwidoczniej ostatnio w modzie: do maszyn do pisania i edytorów tekstu ochoczo zasiadła cała polska plejada muzykantów, np. Ewa Bem czy Voo Voo. Może chodzi o to, że wydawca tych pozycji płaci mniejszy VAT za taki proceder (na książki VAT jest zerowy, a na muzykę trzeba fiskusowi oddać aż 22 proc. zysków)? Ale może nie? Może nagle polscy artyści rozwijają się wszechstronnie i żadna dziedzina sztuki nie jest im obca? To stwarzałoby wiele możliwości. Wyobraźmy sobie, jakie hybrydy literacko-muzyczne mogłyby powstać: do najnowszego Maleńczuka – „Savoir vivre dla opornych” autorstwa tegoż; do albumu Behemotha – „Książka kucharska dla satanistów"; kolejny krążek Cool Kids of Death z dodrukowaną na tę okazję którąś z pozycji Ballarda; a Doda, cóż… Do Dody dołączmy na przykład „Słownik języka polskiego” PWN-u albo „Encyklopedię powszechną” – w celu edukacji odbiorców; koniecznie w małym formacie, żeby mieściły się do torebki. Wracając do rodzinnego triumwiratu: „książkę” w tym przypadku udają krótkie wywiady z muzykami. I nie ma ani o czym się rozpisywać, ani specjalnie o czym czytać. Na szczęście o muzyce można pisać bez użycia cudzysłowów. Mówi się, że „Męska muzyka” to echo „The Good, The Bad & The Queen”, tak twierdził zresztą sam Waglewski. Coś w tym jest, ale bez trudu znaleźć można więcej inspiracji – choćby Waits. Weźmy otwierający album „Dziób pingwina”, wsłuchajmy się w miarowo pojękującą na drugim planie gitarę lub w wyznaczającą rytm stopę perkusji – to bardzo w stylu Toma. W ogóle cały balladowo-knajpiany nastrój bliski jest słynnemu bardowi. Dochodzi do tego produkcja – skojarzenia z ostatnimi albumami Waitsa, jak „Real Gone” czy „Orphans”, nieuniknione. Trochę ogniskowej gitary, trochę elektroniki, jakieś klaskanie, trzaski. Uwspółcześniony, leniwy i luzacki blues. W ogóle brzmienie krążka jest na piątkę: bez fajerwerków; surowe, gdy trzeba przywalić, jak w przybrudzonym, whitestripesowskim „Sporcie”; miękkie, kiedy trzeba rozkołysać i ocieplić atmosferę (perliste klawisze w „Niebie bez dziur”). Spisał się ten Emade, jego otwarte na nowości uszy i smykałka do lepienia dźwięków podniosły walor albumu o klasę.
Producent sięga po samplowane okrzyki, sprzężone gitary, harmonijki ustne i chyba tylko chórów australijskich poganiaczy bydła tam nie ma. Ładnie też połączył analogowe granie z cyfrowymi ozdobnikami. Ale nie ma tu przesady i wpychania kolejnych grzybów w barszcz. Tu wszystko ma sens. Jest logika dźwięku, a brzmienie pasuje do stylistyki i nie razi grzechem nieumiarkowania, częstym u producentów – fascynatów nowymi brzmieniami. Jeśli chodzi o same utwory to zadanie zostało wykonane na czwórkę. Przełomu w muzyce ta rzecz nie dokona – to skrzyżowanie country, bluesa, rocka i hard rocka. Bywa troszkę punkowo, bywa bardzo w klimacie Voo Voo. A i odrobina hip-hopu się znalazła („Trafiony” ma naprawdę tłusty bit – znów zasługa Emade, który siadł za perkusją). Jest i avant pop, i gatunki inne, o których się filozofom i polskim hydraulikom nie śniło. Jednak mimo tych niedalekich wycieczek w stronę to rocka, to jazzu, nazbyt wszystko przewidywalne. I zbyt oczywiste. Przy zapoznawaniu się z płytą, ta spójność może być zaletą, lecz po kilkakrotnym przesłuchaniu prosta, powtarzalna formuła piosenek nieco nuży.
Summa summarum: „Męska muzyka” to sympatyczna rzecz. Dla jednych to komplement, dla innych nagana, ale po familii Waglewskich mamy prawo spodziewać się naprawdę wiele. Nie ma sensu używać przebrzmiałych już argumentów, że „jak na polskie warunki płyta jest…(wstawić dowolny przymiotnik)”, bo smutne czasy, gdy klękaliśmy przy okazji każdego przyzwoicie nagranego i zagranego polskiego albumu, skończyły się. „Męska muzyka” obyła się bez padek i womyłek, a nawet wpadek i pomyłek. I chwała ojcu, i synowi, i drugiemu synowi, ale brak błędów to niewielka zaleta.
Ach, jeszcze jedno: skoro płyta jest dodatkiem do książki, to ze smutkiem zakomunikować należy, że trochę rozczarowują teksty. „Majty” i „Władca kół” zwyczajnie irytują wymuszonym, chropowatym stylem i sztuczną niedokładnością rymów. Niby taki to już fiszowy sznyt, ale ma się wrażenie, że zrobił to z imperatywu wierności własnemu stylowi, co często prowadzi go w ślepą uliczkę.
Z kolei „Niezmiennie” i „Zimno” mają to do siebie, że pozostawiają idealnego odbiorcę w idealnej obojętności (cytując Joyce′a). Dobrze, że nadrabiają „Dziób pingwina”, „Badminton” i „Chromolę”. W tym ostatnim na płycie utworze padają uroczo kojące słowa: „ W niedzielę to nie widać mnie za wiele/Się nie golę – chromolę.” Nie ma to jak słodkie bumelanctwo. Waglewski dobrze o tym wie, a my wiemy, że nic mu nie wychodzi tak uroczo jak olewanie.
Skład:
Fisz – wokal, gitara basowa;
Emade – produkcja, perkusja;
Wojciech Waglewski – wokal, gitara;
Marcin Masecki – wokal, fortepian, pianino elektryczne;
Bartek (Boruta) Łęczycki – harmonijka ustna;
gościnnie Envee – tamburyn (1)



Tytuł: Męska muzyka
Wykonawca / Kompozytor: Wojciech Waglewski, Fisz, Emade
Wydawca: Asfalt
Data wydania: 1 lutego 2008
Czas trwania: 50:16
Utwory:
1) Dziób pingwina: 3:29
2) Władca kół: 3:31
3) Niezmiennie: 3:19
4) Majty: 2:28
5) Coś się odjęło: 2:29
6) Zimno : 4:20
7) Dwa po dwa: 3:42
8) Niebo bez dziur: 3:17
9) Sport: 2:05
10) Męska muzyka: 3:46
11) Badminton: 3:15
12) Chwilę będzie ciszej: 3:45
13) Trafiony: 3:16
14) Wakacje: 5:01
15) Chromolę: 2:24
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.