powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Autor
Vimes na barykadach
Terry Pratchett ‹Straż nocna›
„Powrót do przyszłości” skrzyżowany z „Nędznikami”? No, niezupełnie. Ale nowa powieść Terry’ego Pratchetta, „Straż nocna”, łączy w sobie motywy obu tych utworów, dodatkowo podlewając je sosem czarnego kryminału.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Straż nocna›
‹Straż nocna›
Wczesne książki Terry’ego Pratchetta z cyklu „dyskowego” obowiązkowo zaczynały się wstępem o żółwiu, który płynie przez kosmos z czterema słoniami na grzbiecie. Szczerze mówiąc, dla mnie były to kawałki pretensjonalne, nudne i przydługie, więc zazwyczaj je opuszczałam, przeskakując do pierwszego dialogu (i miałam potem problemy na konkursach konwentowych, bo niektórzy prowadzący szalenie lubili zmuszać uczestników do rozpoznawania pierwszych lub ostatnich zdań powieści…). Na szczęście w późniejszych powieściach autor porzucił tę zasadę, co zdecydowanie wyszło tekstom na dobre. W ogóle porównanie starszych tekstów z nowszymi pokazuje, jak daleką drogę pokonał Pratchett od grotesek, w których akcja stanowiła raczej pretekst dla paru zabawnych gagów, do wciągających i całkiem niegłupich powieści sensacyjnych.
„Straż nocna” zamiast dywagacji o naturze dyskowego światła czy celu wędrówki A’Tuina zaczyna się zatem od niezłego „bum”. A raczej „chlup”, bowiem na pierwszych stronach pewna adeptka Gildii Skrytobójców wpada do starego szamba na terenie posesji Vimesa. Ta krótka scenka nie jest napisana w specjalnie zabawny sposób (z książki na książkę styl Pratchetta staje się coraz bardziej poważny, miejscami wręcz ponury), za to przekazuje nam pewien zasób informacji zarówno o Vimesie, jak i o świecie, w którym funkcjonuje.
Pojawia się też tajemnica: co właściwie wspomina kapitan Straży Nocnej? Czemu niektórzy jej funkcjonariusze 25 maja przypinają sobie kwiaty bzu?1) Autor umiejętnie buduje klimat niedopowiedzeń i niedobrych wspomnień, a odczuwane przez Vimesa napięcie szybko udziela się czytelnikowi.
Potem akcja przyspiesza aż do bardzo filmowego pościgu po dachach (ci spośród czytelników, którzy jeszcze nie znają sir Samuela, zapoznają się w tym fragmencie z jego głównymi cechami charakteru oraz podejściem do życia i służby) i następuje jeszcze większe „bum”: bohater przenosi się kilkadziesiąt lat w przeszłość. Dostatecznie daleko, by zastać miasto zmienione niemal nie do poznania, a jednocześnie dostatecznie blisko, by spotkać tam… samego siebie.
Należy podkreślić sprawność, z jaką autor przedstawił początkowe chwile pobytu Vimesa w odmłodzonym Ankh-Morpork. Czytelnik, który wie, co przydarzyło się bohaterowi, mógłby poczuć się rozdrażniony jego miotaniem się i niedomyślnością, lecz wszystko dzieje się tak szybko, że zamiast się irytować, kibicujemy dzielnemu Samowi, a nawet sami zaczynamy się zastanawiać, o co tu, do cholery, właściwie chodzi.
Fabuła trzyma w napięciu, ponieważ opisuje nie tylko pościg za psychopatycznym mordercą (bezpośrednia przyczyna przeniesienia się w czasie), ale również nadciągającą zza horyzontu burzę rewolucji. Czy niezłomność Vimesa będzie w stanie przeciwstawić się nieuchronności historii, która – jak tłumaczy mu jeden z mnichów2) – nawet mimo zmian wróci w końcu we właściwe koleiny? Przy tym bardzo przyjemnie czyta się sceny, w których komendant spotyka młodsze wersje bohaterów znanych nam z poprzednich książek. Na przykład Nobby’ego Nobbsa jako… dziecko. Podobało mi się również to, jak Vimes dzięki wiedzy wyniesionej z przyszłości, a także własnej inteligencji, szczypcie cynizmu i znajomości ludzkiej psychiki radził sobie w najtrudniejszych nawet sytuacjach.
Akcja, co dość rzadkie u Pratchetta, przebiega jednotorowo – większość wydarzeń oglądamy oczami Vimesa, punkty widzenia innych osób wprowadzane są na krótko i tylko wtedy, kiedy jest to całkowicie niezbędne. Humor, jak we wszystkich późnych książkach, jest raczej ironiczno-obyczajowy niż groteskowy. Brak mówiących drzew, fruwających wysp czy domków z piernika sprawia, że przedstawiony świat jest dużo bardziej realistyczny niż w „Blasku fantastycznym” czy „Kolorze magii” – a przecież nadal jest to ten sam Dysk. Co ciekawe, w trakcie lektury można niemal zapomnieć o tym, że mamy w rękach powieść fantastyczną. Wprawdzie zaczyna się ona od wydarzeń typowo magicznych, jednak później czarów już nie ma, nie pojawiają się krasnoludy, golemy czy wampiry, za to jest sporo życiowego realizmu, a nawet nietypowego dla Pratchetta powiewu autentycznej zimnej grozy w opisie działań instytucji, która sporej części czytelników skojarzy się zapewne z organizacjami w rodzaju KGB.
Dla miłośników „Świata Dysku”, szczególnie podcyklu o straży, „Straż nocna” to lektura obowiązkowa. A inni… dlaczego nie mieliby zacząć znajomości z książkami Pratchetta właśnie od tej?
1) W tym miejscu nie można nie wspomnieć, że w wyniku spontanicznej akcji 25 maja 2008 roku wielu fanów Pratchetta na całym świecie przypnie sobie broszki w kształcie kwiatów bzu. Dochód z ich sprzedaży został przeznaczony na wsparcie działań zmierzających do wykrycia leku na chorobę Alzheimera, na którą choruje pisarz.
2) Znanych czytelnikom z powieści „Złodziej czasu”, o której pisałam na naszym blogu.



Tytuł: Straż nocna
Tytuł oryginalny: Night Watch
Przekład: Piotr W. Cholewa
ISBN: 978-83-7469-697-5
Format: 336s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 21 lutego 2008
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.