powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Autor
Szczęśliwy numerek
‹21›
Pytanie pierwsze: co jest potrzebne, żeby stać się bardzo bogatym? Szczęście, ciężka praca, a najlepiej spadek po zapomnianym wujku. Dla bohaterów filmu „21” owa wyliczanka jest już nieco inna. Dla nich wystarczy znajomość matematyki, umiejętność szybkiego liczenia i niepoddawanie się emocjom. Pytanie drugie: gdzie można się szybko wzbogacić? Odpowiedź może być już tylko jedna: Las Vegas.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹21›
‹21›
Właściwie żaden film o wielkim hazardzie nie może się obejść bez światowej stolicy rozrywki. Dlatego też filmów o Vegas było wiele. Na ich tle „21” niczym specjalnym się nie wyróżnia. W gruncie rzeczy to typowe filmidło dla niewymagającego widza, bez artystycznych, ale też bez kiczowatych odchyłów. Logika jest tu na drugim planie, znacznie istotniejsze są sceny szybkiego mieszania kart, rzucania żetonami i imprez w pełnych przepychu klubach. Nie ma nawet co liczyć, że „21” wyjdzie chociaż o pół stopy poza ugruntowany schemat. Film bowiem jest skonstruowany według ustalonych i powielonych masę razy prawideł, dlatego też właściwie całą fabułę można opowiedzieć sobie już po dziesięciu minutach.
W „21” dominuje wątek niejakiego Bena, studenta prestiżowej MIT. W Bostonie jest życiowym outsiderem i kujonem marzącym o studiach medycznych na Harvardzie i wygraniu technicznego konkursu dla młodych talentów. Po cichu wzdycha do pięknej Jill, która – jak łatwo się domyślić – w ogóle go nie zauważa. Sytuacja zmienia się, gdy profesor matematyki zaprasza go na swego rodzaju tajne komplety, gdzie jednak nie poznaje się tuszowanej prawdy i historii, lecz zasady i tajniki najpopularniejszej karcianej gry na świecie – blackjacka. Profesor i jego zaufani studenci mają wypracowany system, który pozwala niemal zawsze odchodzić od stołu z wygraną. Dlatego po pięciu dniach uczelnianej harówki weekendy spędzają w Vegas, mnożąc swoje oszczędności i bawiąc się do białego rana.
Ben, mimo wstępnych wątpliwości, decyduje się dołączyć do szulerskiego zespołu, początkowo z chęci opłacenia wymarzonych i niezwykle kosztownych studiów. Argumentem „na tak” jest także fakt, że w grupie jest Jill, zatem chłopak ma szansę upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z czasem zaczyna doceniać korzyści – nie tylko finansowe – płynące z weekendowych wypadów do mekki hazardu. Tu może być kimkolwiek tylko zechce: zblazowanym spadkobiercą fortuny, komputerowym magnatem czy synem dyplomaty. Swoista podwójna tożsamość jest jak remedium na jego szare i wypełnione dotychczas tylko nauką życie.
Choć owa banalna historyjka podobno oparta jest na faktach, nie ma dzięki temu jakoś szczególnie więcej do zaoferowania. Ogółem „21” jest pozbawione większych atutów. To kolorowa widokówka pełna rozświetlonych i oślepiających neonów i w tej rozrywkowej roli sprawdza się całkiem nieźle. Na szczęście twórcy filmu znakomicie zdają sobie sprawę ze swoich ograniczonych możliwości i w przeciwieństwie do Bena nie starają się ryzykować i grać o większe stawki. Wszystko jest tu precyzyjnie zaplanowane i kiedy widz zaczyna się nudzić obserwowaniem rosnącej fortuny, w drużynie dochodzi do tarć i konfliktów. Nie zapomniano również o tym, że Ben i spółka nie mają wyłączności na wygrywanie, a nawet poparte matematyką szczęście ma jednak swój limit. Na ich trop bowiem wpada szef ochrony kasyna, mający zresztą stare porachunki z profesorem. Od razu uprzedzę, że mimo zwrotów akcji nie ma żadnego wielkiego pojedynku w finale, gdzie emocje bohaterów i widzów będą wywindowane do zenitu, a powodzenie lub porażka będzie zależeć od jednej karty. Nie ta fabuła, a już na pewno nie ten dramatyzm, który w „21” jest raczej wątły i gubi się między kartami, imprezami, wątkiem taniego młodzieżowego romansu i standardowego konfliktu pokoleń.
W głównych rolach oglądamy młode wilki amerykańskiego kina, coraz częściej pukające do drzwi hollywoodzkiego Olimpu. Jim Sturgess jako Ben wypada przyzwoicie, partnerująca mu dziewczyna odświeżonego Supermana – Kate Bosworth – także daje występ na miarę swoich możliwości. Aktorską, ale też ekranową pieczę sprawuje nad nimi Kevin Spacey – tu wspomniany wcześniej profesor i przywódca zespołu. Choć poziomem gry nie wywyższa się ponad średniactwo reszty ekipy, to jego rola nie należy do kategorii tych, o których dwukrotny laureat Oscara powinien jak najszybciej zapomnieć.
„21” nie oszałamia, nie pozostawia też nieprzyjemnego wrażenia. Jest jak średnio udana gra w kasynie, tyle że na minimalnych stawkach. Co prawda nie ma co cieszyć się z wygranej, ale ze względu na przyjemną zabawę nie żal wydanych na nią pieniędzy.



Tytuł: 21
Reżyseria: Robert Luketic
Muzyka: David Sardy
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 6 czerwca 2008
Czas projekcji: 123 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

94
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.