powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

40 najlepszych soundtracków wszech czasów
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Różni wykonawcy – „Między słowami” („Lost in Translation”) (2004)
Leniwa kompilacja nastrojowych snujów (to nie zarzut!) skąpana w shoegaze’owo-elektronicznym sosie. Zaprzeczenie tezy Kazimierza Górskiego, jakoby „nazwiska nie grały”. Plus fantastyczne „Too Young” francuskiej grupy Phoenix. Do posłuchania nie tylko w sunącej przez miasto taksówce.
Różni wykonawcy – „Odyseja kosmiczna 2001” („2001: A Space Odyssey”) (1968)
„Nasi kompozytorzy muzyki filmowej, jakkolwiek dobrzy by nie byli, nie są Beethovenami, Mozartami czy Brahmsami. Po co więc wykorzystywać słabszą muzykę, podczas gdy mamy taką mnogość wspaniałej muzyki symfonicznej z przeszłości i teraźniejszości?” – tak Stanley Kubrick tłumaczył obecność na ścieżce dźwiękowej Ryszarda i Johanna Straussów, Chaczaturiana i Ligetiego. Miał najwidoczniej rację, skoro sceny walca stacji kosmicznych i „odkrycia narzędzia” na trwale wpisały się w zbiorową świadomość ludzkości.
Nino Rota – „Ojciec chrzestny” („The Godfather”) (1972)
Wszyscy znamy fenomenalny motyw przewodni z „Ojca chrzestnego”, ale mało kto pamięta, że w filmie pojawia się on jedynie w scenach, w których akcja toczy się na Sycylii (podczas wygnania tamże Michaela Corleone). Ta muzyka doskonale oddawała klimat wysuszonej, gorącej wyspy, na której honor i zemsta są ważniejsze od czegokolwiek innego. Dziś skojarzenie jest nieco prostsze – słyszymy muzykę, myślimy: mafia. Ale i tak nam się podoba.
Peter Gabriel – „Ostatnie kuszenie Chrystusa” („The Last Temptation of Christ”) (1989)
Muzyczny absolut. Gdzieś na styku liryzmu europejskiej muzyki klasycznej, orientalnej duchowości i płomiennego afrykańskiego rytmu zrodziła się rzecz wybitna, rzecz unikalna. „Pasja” oznacza zaangażowanie i cierpienie: na tej płycie Gabriel stworzył muzyczną definicję tego słowa. Szkoda, że tak niewielu ludzi mogło obejrzeć go w naszym kraju; szkoda że tak niewielu wysłuchało ścieżki dźwiękowej – „Passion” zostawia w sercu trwały ślad.
Ennio Morricone – „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” („Once Upon a Time in the West”) (1969)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W zasadzie w tym miejscu mogłaby się znaleźć ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Włocha do jakiegokolwiek innego spaghetti westernu. Wybór padł jednak na „Once Upon a Time…” z powodu najbardziej znanego utworu na płycie, czyli „Man with a Harmonica”. W muzyce Morricone pobrzmiewają typowe dla całego gatunku filmowego (czyli włoskiej odmiany opowieści o Dzikim Zachodzie) niepokój i moralna ambiwalencja, a największą jej siłą są pozostające w uszach po wsze czasy motywy. Nie inaczej ma się rzecz z soundtrackami z „Trylogii dolara” czy „Garści dynamitu”.
Zbigniew Preisner – „Podwójne życie Weroniki”, („La double vie la Véronique”) (1991)
Zbigniew Preisner i Krzysztof Kieślowski stworzyli niezwykle udany artystyczny duet. Muzyka krakowskiego kompozytora okazała się znakomitą ilustracją dla gęstych od emocji psychologiczno-filozoficznych dramatów genialnego reżysera. Podczas seansów kinowych jej patetyczne piękno dosłownie wgniatało w fotel. W „Podwójnym życiu Weroniki” Preisner zadebiutował także w „roli” tworzącego na przełomie XVIII/XIX wieku holenderskiego kompozytora van den Budenmayera. Kompozycje podpisane przez „Holendra” zostały idealnie wplecione pomiędzy oryginalne dokonania Polaka, a śpiewana przez Elżbietę Towarnicką pieśń „Concerto en mi mineur” jeszcze długo po zakończeniu filmu pozostaje w pamięci.
Kitaro – „Pomiędzy niebem a ziemią” („Heaven and Earth”) (1993)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Japoński kompozytor stworzył do ostatniej części trylogii wietnamskiej Olivera Stone’a jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w całej swojej muzycznej karierze. Soundtrack ujmuje przede wszystkim egzotyką doskonale wplecioną w typowy dla Kitaro rock elektroniczno-progresywny. Znajdą tam coś dla siebie zarówno rockmani, jak i wielbiciele world music. Jest kilka eterycznych tematów zagranych z wykorzystaniem instrumentów typowych dla Dalekiego Wschodu, ale również odpowiednia porcja podniosłej filmowej symfoniki.
Clint Mansell – „Requiem dla snu” („Requiem for a Dream”) (2000)
Bez tej muzyki film straciłby 50% wartości. Płyta absolutna? Na pewno, jako jedna z niewielu, odbierana czysto fizycznie.
Clannad – „Robin z Sherwood” („Legend” („Robin of Sherwood”)) (1984)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Krótki (niecałe 40 minut) album „Legend” zrobił u nas furorę zapewne w dużej mierze dzięki urodzie Michaela Praeda i popularności w latach 80. brytyjskiego serialu o Robinie z Sherwood. Do tej chwili przyjęło się ukazywać Robina w dziełach lekkich, przygodowych, pełnych humoru. Serial telewizyjny jednak postawił na tajemnicę, mistycyzm, łącząc historię o kompanii bandytów z lasów Nottingham z mitologią celtycką. Do tego oczywiście potrzebna była odpowiednia ścieżka dźwiękowa, którą zapewnił specjalizujący się w celtyckich klimatach irlandzki zespół Clannad. Do dziś prawie każdy, kto zasiadał niegdyś w niedzielę przed telewizorem, potrafi zanucić piękny motyw z czołówki i pamięta ciarki na plecach, gdy tłem dla pojedynków łuczniczych był utwór „Battle”.
Jaromír Nohavica & Čechomor – „Rok diabła” („Rok Ďábla”) (2002)
Film „Rok diabła” opowiada o miłości do muzyki, o jej sile sprawczej zmieniającej ludzi. Słuchając soundtracku, nie wątpię, że posiada taką moc. Piękne ballady Nohavicy potrafią poruszyć nawet kamień, natomiast ognisty folk w wykonaniu Čechomoru dodaje im lekkości, nie pozwalając słuchaczowi całkiem pogrążyć się w zadumie. I co z tego, że z Czech?
Vangelis – „Rydwany ognia” („Chariots of Fire”) (1981)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Muzyka, która przeżyła film, z którego pochodzi. Mimo że „Rydwany ognia” otrzymały Oscara za najlepszy film, mało kto obecnie pamięta tę opowieść o rywalizacji dwóch biegaczy w latach dwudziestych minionego stulecia. Wszyscy natomiast doskonale kojarzą muzyczny motyw przewodni, ilustrujący wszystkie wyścigi w filmie, a od tego czasu tysiąckrotnie wykorzystywany w czołówkach różnych programów, dżinglach czy reklamie. I choć resztę albumu stanowią nostalgiczne utwory w zupełnie innym stylu, to jednak właśnie ten utwór, na płycie zatytułowany banalnie jako „Titles”, zapewnił muzyce z „Rydwanów ognia” nieprzerwaną popularność.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
John Williams – „Skrzypek na dachu” („Fiddler on The Roof”) (1971)
Trochę nostalgiczna, trochę magiczna, bardzo witalna i do bólu przepiękna. Ten kongenialny z filmem soundtrack, opierający się na dwóch mocnych filarach: skrzypcach Isaaca Sterna i głosie Chaima Topola jest kamieniem milowym w dziejach musicalowej twórczości w kinie.
Neil Young – „Truposz” („Dead Man”) (1995)
To wyjątkowy przypadek na tej liście: bez obrazu muzyka Younga robi wrażenie psychodelicznej, trudnej, nużącej wycieczki w głąb własnej świadomości. W filmie zaś po prostu robi wrażenie. Oprócz ilustracji do dziwacznych perypetii głównego bohatera Jarmuschowego filmu może stanowić doskonałą przygrywkę do wyważania drzwi percepcji. Don’t try this at home!
Nick Glennie-Smith, Hans Zimmer, Harry Gregson-Williams – „Twierdza” („The Rock”) (1996)
Więzienie Alcatraz, niezniszczalny Sean Connery, pościgi, strzelaniny, wybuchy i ta ścieżka dźwiękowa. Dynamiczna, miejscami podniosła, elektryzująca po prostu. Mam kumpla, który ogląda ten film tylko po to, by jej posłuchać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Angelo Badalamenti - „Miasteczko Twin Peaks” („Twin Peaks”) (1990)
Jeśli przez bite trzydzieści odcinków serialu stale powtarzające się motywy muzyczne nie przestają elektryzować nas ani na chwilę, to: a) mamy do czynienia z najlepszym serialem na świecie, b) mamy do czynienia z najlepszą muzyką ilustracyjną na świecie. Odpowiedź na pierwsze pytanie jest w stu procentach twierdząca, odpowiedź na drugie wymaga tylko chwili porządnego namysłu.
Goran Bregović – „Underground” (1995)
Na próżno dywagować, czy to pierwsza, czy ostatnia dobra płyta Bregovicia. Ważne, że Bośniak wzbił się tym albumem na wyżyny swojego kunsztu kompozytorskiego, zapoczątkowując w Europie modę na znakomitą w muzykę z płodnego artystycznie kręgu kulturowego, która szczęśliwie trwa do dziś (vide Shantel i Gogol Bordello)
Tymon & Transistors – „Wesele” (2004)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nasza esensyjno-soundtrackowe zestawienie wskazuje, że album z piosenkami obrazującymi film Smarzowskiego jest jedną z najlepszych polskich płyt z muzyką filmową w historii, co oczywiście mija się z prawdą. Jednak nie sposób nie wyróżnić tego inteligentnego i obrazoburczego albumu na tle rodzimych wydawnictw popowych ostatniej dekady. Wyjątkowa nośność utworów połączona z przaśną, ludyczną otoczką wskazuje „Wesele” jako jedną z płyt, przy której hulać będziemy i za 20 lat. O ile oczywiście znajdziemy się w gronie biesiadników, dla których zabawa przy tekstach o dymaniu makreli czy oliwieniu starych sworzni nie będzie szczególną przeszkodą.
Miles Davis – „Windą na szafot” („Ascenseur pour l′échafaud”) (1958)
„Windą na szafot” to muzyczna oprawa do francuskiego kryminału. Brzmi to jak antyrekomendacja, ale nią nie jest. Mało znane nagranie Milesa to szczyt elegancji i dowód na to, że grając jazz, można wręcz rygorystycznie panować nad formą bez szkody dla muzyki i z zyskiem dla filmu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mark Snow – „Z Archiwum X” („The X Files: The Truth and the Light”) (1996)
Płyta na szczęście nie jest kolejną składanką niezwiązanych piosenek, a kompilacją oryginalnej muzyki autorstwa Marka Snowa. Mroczny klimat i niepokojące, piękne dźwięki. Do tego kultowe dialogi, które doskonale wkomponowują się w całość. Do słuchania wieczorami. Pozytywnego wrażenia nie psuje nawet dodany na koniec tandetny remiks motywu przewodniego serialu
powrót do indeksunastępna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.