Gdy za szlifowanie piosenek kogoś o nazwisku Diament bierze się ktoś nazwiskiem Rubin, to efekt końcowy musi być niecodzienny. Tak było przy premierze ostatniego albumu Diamonda „Twelve Songs”. Jednak teraz, przy „Home Before Dark”, czegoś zabrakło, tych kilku drobnych rzeczy, które czynią płytę wielką. Ta płyta jest jak drużyna piłkarska bez wielkich gwiazd: solidna, poprawna, skuteczna, ale nie zachwyca.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
À propos tej skuteczności: „Home Before Dark” to pierwszy album Diamonda, który wskoczył na pierwsze miejsce amerykańskiej listy przebojów ze 146 tys. sprzedanych egzemplarzy w pierwszym tygodniu od amerykańskiej premiery. Może się to wydawać nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że artysta znajduje się od 1984 r. w „Songwriters Hall of Fame”, dzieląc tam miejsce na przykład z Burtem Bacharachem, a do tej pory sprzedał około 750 mln swoich płyt! Najwidoczniej do szczęścia potrzebował „cappo di tutti capi” wśród producentów, Ricka Rubina, który to z idola naszych mamuś i tatusiów uczynił go nowoczesnym, dojrzałym artystą. Nie żeby wcześniej Diamondowi czegoś brakowało – ma iście nieziemski zmysł do tworzenia zgrabnych kompozycji (znacie choćby „I’m a Believer”?), przystojną twarz (to w tym biznesie nie bez znaczenia) i charakterystyczny, ciepły głos. Rubin zachował się po prostu jak rasowy spec od tuningu samochodowego. Tu coś wyklepał, tam coś podkręcił, et voilà: mamy małe arcydziełko. W każdym razie był nim album „Twelve Songs” z 2005 r. Skromne aranżacje na fortepian, gitarę akustyczną i gdzieniegdzie dęciaki, połączone z nietuzinkowym głosem – oto cała receptura Rubina na dobrą płytę. Wystarczyło tylko, żeby Diamond dorzucił kilka wspaniałych tekstów, i z płyty dobrej robi się dzieło skończone. „Sprawdziło się raz, może sprawdzi się i drugi” – pomyśleli panowie i powtórzyli cały zabieg. Dla urozmaicenia dorzucono wokalistkę i to wszystko. Niestety, panowie: to tak nie działa. Oczywiście, wystarczy do wskoczenia na pierwsze miejsce, ale nie do statusu płyty wybitnej. Więc czego tu brakuje? Przecież mamy wszystko, co miało poprzednie nagranie. Są udane kompozycje w stylu country, rock czy folk. Są analogowe instrumenty, które dzięki sprytnemu rozmieszczeniu planów dźwiękowych brzmią niezwykle swojsko, ale i szlachetnie. Są dobre teksty – zresztą Neil poniżej pewnych standardów nie schodzi i perełki w stylu: „Zdążyć do domu przed zmrokiem/Nim opuści mnie dzień. Szukałem prawdy/Wiedząc, że może skrzywdzić mnie” nie są niczym niezwykłym. Jest w końcu wspomniana wokalistka w osobie Natalie Maines znanej z innego „dziecka Rubina” Dixie Chicks. To doskonały pomysł producenta: jasny, czysty wokal Maines doskonale wpasowuje się w „Another Day (That Time Forgot)”. A jednak, mimo tych wszystkich udanych przecież zabiegów, mamy do czynienia z rzeczą w stylu: „ładne, fajne, ale co z tego?”. Odpowiedź jest prosta: nie ma tu podstawowego składnika, niezbędnej witaminy E: Emocji. Całe „Home Before Dark” jest tak ugrzecznione i poprawne, przyzwoite i ładne, fachowe i solidne, że… nieco nudzi. Zdarzało się Diamondowi – czy z Rubinem, czy bez niego – nagrywać piosenki o takim ładunku emocjonalnym, że klękajcie narody. Tu tego nie ma. Nie poskutkują godziny spędzone w studiu nad konsoletą, należyte rozłożenie nut na pięciolinii, świetni muzycy, którzy zagrają wszystko, co im każesz (Matt Sweeney, znany ze współpracy z Billym Corganem i Bonniem „Princem” Billym, odwala kawał dobrej roboty), ciekawy głos wyśpiewujący nie mniej ciekawe teksty. Diamond nie niesie tu prawdziwej nadziei i radości, ledwie budzi sympatię i wprowadza w dobry nastrój. Nie chwyta za serce szczerością i prostymi prawdami – zbyt rzadko mówi wprost o tym, co ważne, koncentrując się na ogólnikach. Nie obcujemy z facetem, który mając prawie siedemdziesiątkę na karku, postanowił powiedzieć nam, młodziakom, to i owo o życiu. Mamy do czynienia ze świetnym piosenkarzem (żeby nie użyć epitetu „rzemieślnik”). Gardła nie ściskają nam utwory o dramaturgii religijnych hymnów, najwyżej przy „Pretty Amazing Grace” lekko przyspieszy nam puls. To fajne piosenki. Równa płyta. Ale to mało. To zdecydowanie za mało. Wracając do futbolowej analogii: oby nasi nie grali tak na Euro. Może wystarczy na przyzwoite miejsce w grupie, ale na mistrza Europy – zdecydowanie za mało. A o mistrzostwie świata nawet nie ma co mówić. Skład: Neil Damond - wokal, gitara; Benmont Tench - klawisze; Mike Campbell - gitara, bas; Smokey Hormel - bas; Matt Sweeny - gitara; Natalie Mains - wokal (Another Day (That Time Forgot)); Jonny Polonsky - gitara; David R. Stone - bas;
Tytuł: Home Before Dark Wykonawca / Kompozytor: Neil Diamond Data wydania: 8 maja 2008 Czas trwania: 62:57 Utwory: 1) If I Don't See You Again : 7:13 2) Pretty Amazing Grace : 4:53 3) Don't Go There : 6:04 4) Another Day (That Time Forgot) z Natalie Maines): 6:12 5) One More Bite Of The Apple : 6:39 6) Forgotten : 4:22 7) Act Like A Man : 4:04 8) Whose Hands Are These : 3:11 9) No Words : 4:49 10) The Power Of Two : 4:35 11) Slow It Down : 4:55 12) Home Before Dark : 6:00 Ekstrakt: 60% |