powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Persona magica: Komediant z nutką melancholii
W młodości zrezygnował z zaszczytnego tytułu królewskiego tapicera i wygodnego życia, by przyłączyć się do podejrzanej trupy aktorskiej i popaść w długi. Marzył o wielkich dramatycznych rolach, ale publiczność kochała go za kreacje łotrzyków i spryciarzy. Zrewolucjonizował i przywrócił szacunek komedii, ale w życiu nie było mu do śmiechu. Mesdames et monsieurs, le voilà – Molière!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jan Poquelin, bo tak naprawdę nazywał się Molière, przyszedł na świat w Paryżu. Był najstarszym synem zamożnego rękodzielnika Jana, po którym – oprócz imienia – miał odziedziczyć także rzemiosło. Mimo że od dzieciństwa przyuczano go do przyszłego zawodu, mały Jan bardziej interesował się teatrem. W okolicy rodzinnego domu rozbijali obóz kuglarze, szarlatani, aktorzy jarmarczni – chłopiec często oglądał ich występy. Od czasu do czasu dziadek, Ludwik Cressé, zabierał go do teatru w Hôtel de Bourgogne, w którym przeważnie oglądali tragedie. Te pierwsze kontakty z teatrem wpłyną na późniejszą twórczość Molière’a. Do innych jego inspiracji teatralnych należeć będą: stara francuska farsa (ludowość, proste fabuła i humor), sztuki włoskie (postacie mieszczuchów, pośredników, pasożytów, lokai; intryga, skomplikowane fabuła i rozwiązanie) oraz teatr hiszpański (intryga i romantyzm).
Jeśli już mowa o edukacji, Molière, przedkładając naukę nad rzemiosło, do którego nie czuł powołania, rozpoczął naukę w kolegium jezuickim Clermont, a po jego ukończeniu – studia prawnicze. Ojciec nie pogodził się z drogą obraną przez syna – postarał się, by ten otrzymał po nim tytuł tapicera królewskiego oraz związane z nim funkcje. Właśnie jako tapicer Molière towarzyszył królowi Ludwikowi XIII w jednej z jego podróży, podczas której spotkał Magdalenę Béjart. Ona i jej rodzina na zawsze odmienili życie Jana.
Z Magdaleną, młodą i dość znaną wówczas aktorką, oraz jej bratem Józefem, siostrą Genowefą i kilkoma ich przyjaciółmi Molière założył Illustre Théâtre, który grywał głównie tragedie. W niedługim czasie trupa popadła w długi, a Molière został z tego powodu uwięziony (był jedyną osobą mogącą spłacić wierzycieli). Wyszedł z więzienia za kaucją, jednak ponownie go zamknięto. Wierzyciele i długi mieli mu się dawać we znaki jeszcze przez całą młodość.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Niezrażeni trudnym początkiem swojej kariery członkowie teatru (z Molière’em na czele) wznowili działalność i postanowili przenieść się na prowincję.
Molière szybko stał się człowiekiem od wszystkiego: reżyserował, dyrektorował, przerabiał utwory innych i pisał własne. Pierwszą jego większą komedią, która zresztą od razu przyniosła mu uznanie, był „Wartogłów”. Niedługo potem powstały „Zwady miłosne”, również cieszące się zainteresowaniem publiczności, a Molière zaczął myśleć o powrocie do Paryża. Mając 35 lat, wrócił razem z trupą do stolicy, już jako uznany twórca oraz podopieczny i przyjaciel wielu możnych, do których wkrótce dołączył sam król Francji Ludwik XIV.
Protekcja odegrała ogromną rolę w twórczości Molière’a. Bowiem tylko posiadając takie plecy, komediopisarz mógł sobie pozwolić na „Tartufa”, „Pocieszne wykwintnisie” czy „Szkołę mężów”. Za „Tartufa” długo zresztą pokutował – gorliwi dewoci, jakich nie brakowało nawet na królewskim dworze, domagali się dla autora sztuki stosu i kata za obrazę moralności i religii. Skończyło się na zakazie grania, a Molière musiał uzyskać zgodę samego legata papieskiego na czytanie dzieła po domach możnych. Podobnie było z „Don Juanem”, satyrą na obłudę i przywileje wyższych klas. Gdyby nie król, który podtrzymywał wtedy artystę na duchu, światła dziennego nie ujrzałyby już żadne wspaniałe komedie. Znamienne, że publiczność niższego stanu z życzliwością przyjmowała sztuki Molière’a i znakomicie (a także bez uprzedzeń) potrafiła się na nich bawić.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W wieku wówczas podeszłym, bo z czterdziestką na karku, Molière ożenił się z Amandą Béjart, młodziutką dziewczyną, która podobno od maleństwa chowała się przy jego teatrze. Szybko się stanem małżeńskim rozczarował, czemu subtelnie (jeszcze) wyraz dał w „Szkole żon”, a nieco jadowiciej w „Mizantropie”. Alcest, tytułowy mizantrop, mówi przyjacielowi o swojej wybrance: „Miłość, jaką czuję dla tej młodej wdowy / Nie znaczy, bym oślepnąć dla niej był gotowy; / I jakkolwiek me serce ku jej wdziękom skłaniam, / Pierwszy widzę jej błędy, pierwszy im przyganiam”.
Oprócz krytykowania stanu małżeńskiego Molière pastwił się także nad medycyną i lekarzami, których dobrze poznał w związku ze swoją chorobą płuc. W „Latającym lekarzu”, jednej z pierwszych komedii Molière’a, Sganarel, przebiegły sługa Walerego mający udawać lekarza, mówi: „Ręczę, że potrafię wyprawić boskie stworzenie na tamten świat nie gorzej od najtęższego lekarza w mieście”. A w swych „lekarskich” przemowach stosuje na przykład takie „głębokie” uwagi: „Hipokrates powiada, a i Galen poucza o tym za pomocą niezbitych dowodów, że osoba, która jest chorą, nie miewa się za dobrze”.
Ostatnią sztuką Molière’a był „Chory z urojenia” – kolejna rozprawa z medycyną i lekarzami. Ironią jest, że Molière grał głównego bohatera, będąc u progu śmierci. W dzień czwartego przedstawienia, 17 lutego 1673 roku, zemdlał na scenie. Gdy go przyniesiono do domu, poprosił jeszcze o sakramenty, ale dwóch księży, po których posłano, odmówiło, trzeci nie zdążył na czas.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To nie koniec perypetii. „Proboszcz parafii, opierając się na ówczesnym prawie kościelnym, które broniło wiatyku »ludziom niegodnym, takim jak lichwiarze, nierządnice, aktorzy, o ile nie dopełnili spowiedzi i nie dali zadośćuczynienia za swój publiczny występek« – odmówił pogrzebu”1). Po trzech dniach pertraktacji, wspomaganych upadkiem wdowy do królewskich nóg, pozwolono na najskromniejszy pogrzeb o zmroku bez żadnych uroczystych obrzędów. Molière spoczął na cmentarzu św. Józefa.
Komedie Molière’a są testem na inteligencję i poczucie humoru. Jeżeli, drodzy Czytelnicy, potraficie się szczerze uśmiać z „mądrości” wygłaszanych z powagą przez pocieszne wykwintnisie2) i nie oburza was sposób, w jaki rodzina Orgona zdemaskowała obłudę Tartufa, to zdaliście celująco! Gorzej, jeśli podzielacie opinię ówczesnych paryżan, o których z przekąsem powiadano, że „ich uszy są wrażliwsze niż cała reszta”. Wtedy musicie koniecznie nad sobą popracować, by za parę lat nie podzielić smutnego losu Arnolfa ze „Szkoły żon” czy Alcesta z „Mizantropa”.
1) Molier „Dzieła”, t. I, Wstęp, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988
2) Scena dziesiąta; Magdusia i Kasia – kuzynki, pocieszne wykwintnisie; Almanzor – służący
Kasia: Najdroższa, trzeba by kazać podać krzesła.
Magdusia: Hej, Almanzor!
Almanzor: Pani?
Kasia: Prędko, zaopatrz nas w wygódki duchowego obcowania.
[…]
Kasia: Ależ prosimy, panie, nie bądź tak nieubłagany dla tego fotela, który już od kwadransa wyciąga ku tobie ramiona; zechciej ukoić jego żądzę utulenia cię w objęciu.

Tam też znajdziemy takie perełki jak „poradnik wdzięków” (lustro) czy „pustkowie zebrania”. Oraz: „ludzie dobrze urodzeni umieją wszystko, chociaż się nigdy niczego nie uczyli” – nic dziwnego, że szydząc z tak pojętej wielkości możnych, Molière naraził się na ich gniew.
powrót do indeksunastępna strona

134
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.