Gdy Chris Martin zakładał z kolegami zespół Coldplay, nie mógł przewidzieć, że nazwa ta wkrótce będzie nieaktualna. Bardziej adekwatnym szyldem byłby Hotplay. Band stał się bowiem jedną z najgorętszych gwiazd muzycznego biznesu. Jeśli ktoś zaprzeczy temu stwierdzeniu, to znaczy, że nie słyszał ich ostatniego dzieła zatytułowanego „Viva la Vida or Death and All His Friends”.  |  | ‹Viva La Vida›
|
Tym razem jako producenta muzycy Coldplay zatrudnili samego Briana Eno, znanego ze współpracy z takimi sławami jak U2, David Bowie, czy Talking Heads. Był to strzał w dziesiątkę. Dzięki niemu „Viva la Vida or Death and All His Friends” brzmi surowo, przez co bardziej naturalnie niż przekombinowany „X&Y”. I chwała mu za to. Duch muzyki granej przez Coldplay zawiera się w emocjach. Żaden z członków grupy nie jest bowiem wirtuozem, a Chris Martin nie należy do najlepszych wokalistów. O sukcesie kapeli nie świadczą więc popisy instrumentalne, a pomysłowość i wielowymiarowość muzyki, która potrafi uwieść słuchacza. Sprawić, że odbiorca zatrzyma się, wsłucha i wzruszy. Taki był pierwszy album grupy, „Parachutes”, i taki jest właśnie „Viva la Vida or Death and All His Friends”. Inspiracją dla stworzenia pokrętnego tytułu albumu była twórczość meksykańskiej malarki Fridy Kahlo, a szczególnie obraz „Viva la Vida”. Dlatego też dziwić może, że na okładce płyty nie znalazła się jego reprodukcja, a fragment monumentalnego dzieła Eugène′a Delacroix pod tytułem „Wolność wiodąca lud na barykady”. Całość stanowi miłe urozmaicenie, biorąc pod uwagę bardzo skąpe szaty graficzne zdobiące poprzednie krążki grupy. Zmiany nastąpiły również w warstwie muzycznej. Coldplay w poszukiwaniu inspiracji zbliżył się bardzo do ambientowych klimatów. Na szczęście Chris Martin i spółka nie zrezygnowali z tworzenia pięknych, wpadających w ucho melodii, czyli tego, co świadczyło o wielkości zespołu. Mimo że utwory w głównej mierze zostały pozbawione prostego schematu: zwrotka – refren – zwrotka, to wciąż lwia ich część doskonale sprawdziłaby się jako propozycje radiowe. Płyta zaczyna się instrumentalnym wstępem „Life in Technicolor”. Charakterystyczne partie gitary i fortepianu od razu uzmysławiają, że pomimo zapowiadanych zmian Coldplay wciąż pozostaje tym samym zespołem, który kochają fani. Utwór ten stopniowo się rozkręca, a kiedy wydaje się, że dojdzie do wielkiego finału, łagodnie, a mimo to naturalnie, przechodzi w kolejną kompozycję – nastrojową „Cemeteries of London”. Jest to ledwie początek, a już panowie serwują słuchaczom jeden z najlepszych momentów na płycie. Nabrałem nawet podejrzeń, że muzycy chcą przyćmić czujność słuchacza, który zauroczony początkiem nie zwróci uwagi na dalszy brak pomysłowości. Na szczęście o niczym takim nie może być mowy. To wszak iście hitchcockowska sztuczka – na początku trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Nie zawodzi więc i kolejny kawałek, „Lost!”. Prawdziwa perełka, zbudowana na wyrazistym rytmie. Intrygujący jest również song „42”, przywodzący na myśl Radiohead z okolic płyty „O.K. Computer”. Chris Martin swoim śpiewem bardzo przypomina manierę Thoma Yorka, a i wejście jazgotliwej gitary po delikatnym fortepianowym wstępie automatycznie nasuwa skojarzenia chociażby z „Paranoid Android”. Zapożyczenia można usłyszeć też w „Lovers in Japan / Reign of Love”. Tym razem wzorem stało się U2, a to za sprawą gitary w stylu The Edge’a. Wszystkie podobieństwa są jednak tylko powierzchowne i w żaden sposób nie umniejszają dzieła Coldplay. Na specjalną uwagę zasługuje również wzbogacony smyczkowym motywem „Yes”. Takich kompozycji ze świecą szukać w dotychczasowej twórczości formacji. A na deser muzycy serwują przebojowy, znany z singla „Violet Hill”, oraz wzbogacony motywem folkowym „Strawberry Swing”. Przyznam, że nigdy nie należałem do gorących fanów Coldplay. Jednak od kiedy usłyszałem „Viva la Vida or Death and All His Friends”, nie mogę się po prostu od tej muzyki uwolnić. Jest to piękna, wzruszająca płyta, pełna delikatnych, nastrojowych dźwięków. W sam raz do posłuchania w czasie gwieździstej, letniej nocy. Jeśli porównywać Coldplay z U2, to ci drudzy będą się musieli bardzo postarać, by nagrać coś wspanialszego.
Tytuł: Viva La Vida Wykonawca / Kompozytor: Coldplay Data wydania: 17 czerwca 2008 Czas trwania: 44:29 Utwory: 1) Life In Technicolor: 2:29 2) Cemeteries Of London: 3:21 3) Lost!: 3:55 4) 42: 3:57 5) Lovers In Japan/Reign Of Love: 6:51 6) Yes: 7:06 7) Viva la Vida: 4:01 8) Violet Hill: 3:42 9) Strawberry Swing: 4:09 10) Death and All His Friends: 6:18 Ekstrakt: 90% |