powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXXVIII)
lipiec 2008

…i tylko cieć został żywy (do filmu go!)
Stephen Laws ‹Pomroka›
Lektura „Pomroki” Stephena Lawsa przypomina jazdę niesprawną kolejką. Człowiek wsiada, rusza i rozpędza się, czując wiatr na twarzy, a potem wagonik ze zgrzytem zaczyna hamo-o-o-o-ować…
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W czternastopiętrowym biurowcu na przedmieściach Newcastle pracownicy hucznie oblewają święta Bożego Narodzenia. Nie przeszkadza im ani zbierająca się za oknami burza, ani tym bardziej marudny stary dozorca, który podczas obchodu krąży po piętrach, na próżno spodziewając się, że ktoś zaproponuje mu drinka. Tego drinka w końcu decyduje się zafundować sobie sam, a kiedy w kotłowni chyłkiem pociąga whisky następuje… no właśnie, diabli wiedzą, co właściwie następuje, lecz w efekcie tego wydarzenia świąteczni balowicze tajemniczo znikają, zaś jedyną osobą w całym budynku pozostaje podpity cieć, który całkiem rozsądnie dzwoni na policję. Policjanci przyjeżdżają, aczkolwiek niezbyt chętnie (wiadomo, dyżur w święta i nietrzeźwy głos w słuchawce mogą zniechęcić nawet najbardziej gorliwego stróża prawa), a potem zaczyna się DZIAĆ.
Pierwsza połowa „Pomroki” skutecznie wcisnęła mnie w fotel, jeżąc przy tym włosy na karku. Autorowi udała się sztuczka rzadko spotykana – otóż połączył on nastrój niepewności, niejasnego zagrożenia i tajemnicy z umiejętnie dozowanymi, mocnymi efektami jak z filmowego horroru. Dzięki temu książka jednocześnie niepokoi, intryguje i straszy. Czym właściwie jest tytułowa Pomroka? Co wiedzą o niej ludzie z tajemniczej, rządowej organizacji? Jak z Pomroką walczyć? Te i inne pytania skutecznie podsycają ciekawość i skłaniają do szybkiego przewracania kartek.
A potem coś się psuje. Po pierwsze znika gdzieś oryginalność. Stephen Laws startuje od naprawdę fajnego, niebanalnego pomysłu, ale ostatecznie ląduje w ogródku, w którym przed nim było już bardzo wielu twórców. Po drugie (i znacznie ważniejsze) im bliżej końca, tym więcej tu dosłownego, właśnie jakby filmowego horroru, a mniej nastroju oraz grozy. Potwór goni potwora, zaś nagromadzenie okropnych okropności zamiast wzmagać strach, powoduje jedynie efekt znużenia. Przy odpowiednio dużym budżecie na efekty specjalne i pod kierunkiem przytomnego reżysera „Pomrokę” pewnie dałoby się przerobić na niezły horror klasy B. Lecz film i literatura to dwa różne media, co pasuje do jednego, niekoniecznie musi pasować do drugiego. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że wkraczam tutaj na grząski teren de gustibusa, więc proszę potraktować powyższy akapit wyłącznie jako wyraz mojej prywatnej opinii. Jeśli ktoś lubi w książkach sceny, w których potwór wyskakuje zza rogu i robi „bu!” to prawdopodobnie spodoba mu się całość „Pomroki” nie tylko pierwsza połowa.
Skupiam się na elementach horroru (czy też, jak napisano na okładce „thrillera paranormalnego”), bo tak naprawdę poza tym, że momentami książka nieźle straszy, trudno dopatrzyć się w „Pomroce” innych zalet. Na plus wyróżnia się może jeszcze wątek policjanta ogarniętego obsesją na punkcie twarzy kierowcy, który przypadkowo (a może wcale nieprzypadkowo?) zabił jego żonę i dziecko. Inspektor Cardiff sam o mały włos nie zginął pod kołami, lecz twarzy kierowcy nie zdążył się przyjrzeć i teraz dręczy go pytanie, jak ten człowiek wyglądał. Za minus z kolei uważam wyjaśnienie fenomenu Pomroki, które wreszcie pada, i jest, niestety, tandetnie moralizatorskie. Reszta elementów niezwiązanych bezpośrednio ze straszeniem ani grzeje ani ziębi, ot, mamy tu poprawnie wykonany opis grupy ludzi, którzy stawiają czoła zagrożeniu. W jednych ujawnią się cechy pozytywne, w innych negatywne, w grupie pojawią się wewnętrzne tarcia – wiadomo, każdy z nas to zna, jak nie z książki to choćby z pierwszego lepszego filmu katastroficznego.
A więc porażka? Chyba jednak nie. Stephen Laws potrafi przestraszyć, a to u twórcy horroru zaleta najważniejsza. Trzeba przy tym przyznać, że autor nigdy, nawet w końcowych scenach, gdzie groza jest najbardziej dosłowna, nie epatuje obrzydliwością. Jestem więc skłonna dać szansę innym powieściom tego pisarza, a jeśli mnie zawiodą… cóż, wtedy ostatnia nadzieja w filmie, który na wieczorny seans do piwa i chipsów powinien być jak znalazł.



Tytuł: Pomroka
Tytuł oryginalny: Darkfall
ISBN: 978-83-60192-61-0
Format: 316s. 125×195mm
Cena: 33,—
Data wydania: 30 kwietnia 2008
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

35
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.