powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXXVIII)
lipiec 2008

Piękno jest okruchem lodu
Sigur Rós ‹Med Sud I Eyrum Vid Spilum Endalaust›
Uwielbiam takie chwile. Jest pogodny wieczór, siedzę sobie w wygodnym fotelu, na uszach słuchawki, a w nich wybrzmiewa właśnie najpiękniejsza płyta 2008 roku. Tak, mam świadomość, że to dopiero czerwiec i jeszcze wiele muzyki pojawi się w tym roku. Ale jestem pewien, że nic – absolutnie nic – nie będzie w stanie konkurować z najnowszym dziełem Sigur Rós.
Zawartość ekstraktu: 100%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Islandia – kraj kontrastów. Z jednej strony dość nieprzystępny klimat, z drugiej gorące źródła i piękne krajobrazy. Ludzie po skandynawsku chłodni i wycofani, a jednak ta społeczność dała światu na przykład zwariowaną Björk. I unikalne zjawisko, czyli zespół Sigur Rós. Wstyd się przyznać, ale otworzyłem się na tę grupę ledwie dwa lata temu, przy okazji ich fenomenalnego występu na festiwalu Open′er. Słuchając ich tamtej lipcowej nocy, poczułem dotknięcie Absolutu i przeżywam to za każdym razem, gdy zanurzam się w tę niezwykłą muzykę. Nie inaczej jest przy okazji nowego albumu Islandczyków o „nieskomplikowanym” tytule „Með suð í eyrum við spilum endalaust”.
Przeurocza jest ilustracja okładkowa tej płyty – grupka gołodupców na szosie. W nastroju bardzo to wszystko hipisowskie i trochę przez ten pryzmat odebrałem najnowsze dzieło Sigur Rós. Nie żeby zmienili brzmienie, uchowaj Boże. Jeśli lubiliście „Takk”, „()” czy „Ágætis Byrjun”, to nowy album pokochacie od pierwszej nuty. Jeżeli natomiast muzyka Sigurów was do tej pory omijała, to macie świetną okazję, by się z nią zapoznać – zespół w ramach promocji umieścił całą nową płytę na portalu last.fm i można jej wysłuchać za zupełną darmoszkę. Jeśli dobrze doczytałem też informacje zamieszczone na stronie domowej grupy, to równolegle z premierą sklepową albumu na www.sigurros.com trafi też wersja mp3 do darmowego ściągnięcia. Duże brawa dla zespołu za pomysł.
Muzyka Sigur Rós wymyka się jakimś jednoznacznym klasyfikacjom. Owszem, szufladka, do której ich wepchnięto, nazywa się „post-rock”, ale bądźmy szczerzy, tak samo słuszne byłoby zaklasyfikowanie grupy jako artrockowej, symfoniczno-folkowej, psychodelicznej… „Með suð í eyrum við spilum endalaust” to jedenaście kompozycji. Otwierający album „Gobbledigook” jest od początku dynamiczny i szczerze mówiąc, nieco się wystraszyłem, że Islandczycy postanowili zmienić obszar muzycznych poszukiwań. Na szczęście później dostałem to, czego oczekiwałem – akustyczne, niemal oniryczne kompozycje, które niespiesznie rozwijają się aż do patetycznej kulminacji. Są tu i delikatne brzmienia instrumentów klawiszowych, i gitara elektryczna, która brzmi jak nigdzie indziej. Jest tu wreszcie symfoniczny rozmach z prawdziwą orkiestrą i prawdziwym chórem. I jest ten wszechobecny, bajkowy nastrój, który jakiś fan w komentarzu na last.fm opisał jako „miłosne głosy ukrytych islandzkich dobrych wróżek”. Czytając taki opis, można w ciemno skusić się na każdą płytę.
Są tu dwa utwory całkowicie cudowne – tak się złożyło, że to dwa najdłuższe utwory na tym albumie: „Festival” i „Ára Bátur”. Pierwszy zaczyna się od pastelowych dźwięków przetworzonej gitary tworzących zupełnie nieziemski klimat spotęgowany wejściem wokalisty. Oczywiście śpiewającym w wymyślonym języku (to stały element każdej płyty Sigur Rós), co daje niezwykłe pole do popisu dla wyobraźni. Można zamknąć oczy i płynąć od obrazu do obrazu nawet wówczas, gdy w połowie utworu wchodzi sekcja rytmiczna i zaczyna swoje harce. Do tego jeszcze zniewalające brzmienie smyczków i wielogłosowa partia wokalna przywodząca mi nieco na myśl Jona Andersona z Yes. I przepiękna, rozbuchana, trwająca prawie dwie minuty kulminacja utworu z przeuroczą kodą – ktoś gwiżdże sobie wiodący temat i tyle. Dobrze ponad dziewięć minut piękna w stanie czystym. W sumie podobnie mógłbym opisać także i „Ára Bátur”, z tą jedynie poprawką, że zaczyna się tylko dźwiękami fortepianu i śpiewem. I znowu – utwór rozkręca się niespiesznie, a gdy do głosu dochodzi orkiestra symfoniczna z całym swoim majestatem, czujesz się wręcz wgnieciony w ziemię. Aż żal, że tym razem to niespełna dziewięć minut.
To niezwykła płyta. I co z tego, że wymawiając jej tytuł można połamać sobie język w trzech miejscach. Muzyka na niej zawarta jest bowiem tak niezwykła, tak unikalna w skali globalnej, że poznać ją po prostu trzeba. I nie ważne, czy jesteś fanem Sigur Rós od czasu debiutu, czy też poznajesz ich właśnie teraz – jestem pewien, że po przesłuchaniu „Með suð í eyrum við spilum endalaust” będziesz zachwycony. Że porwie cię piękno tej muzyki. Że jej klimat zawładnie tobą nieodwołalnie. I że będziesz miał świadomość obcowania z czymś niezwykłym. Nie będzie piękniejszej płyty w tym roku, to pewne.



Tytuł: Med Sud I Eyrum Vid Spilum Endalaust
Wykonawca / Kompozytor: Sigur Rós
Wydawca: XL
Data wydania: 24 czerwca 2008
Czas trwania: 54:16
Utwory:
1) Gobbledigook: 3:04
2) Inní Mér Syngur Vitleysingur: 4:05
3) Góðan Daginn: 5:15
4) Við Spilum Endalaust: 3:33
5) Festival: 9:23
6) Suð Í Eyrum: 4:56
7) Ára Bátur: 8:56
8) Illgresi: 4:13
9) Fljótavík: 3:49
10) Straumnes: 2:01
11) All Alright: 6:21
Ekstrakt: 100%
powrót do indeksunastępna strona

93
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.