Twórcy „Przebudzenia” chcieli podjąć istotny temat błędów lekarskich i kompetencji panów w białych kitlach. Chyba. Bo właściwie ciężko się zorientować, o co w tym filmie chodzi i co poeta miał na myśli.  |  | ‹Przebudzenie›
|
W „Przebudzeniu” poruszane są nie tylko przeróżne problemy, ale i przeplatają się przeróżne gatunki i konwencje filmowe – a imię ich legion. Nominalnie rzecz jest thrillerem, ale raz, że dwie połowy filmu odwołują się do różnych podstaw strachu i trzymania w napięciu, a dwa, że w pewnej chwili obraz skręca mocno – zbyt mocno – w stronę metafizyki i dramatu. W sferze tematycznej również misz-masz: błędy lekarskie, niedoskonałość sztuki lekarskiej jako takiej, lekarz-pijak, despotyczna matka, kompleks ojca, poczucie winy, walka o czyste sumienie, problem zaufania kochanej osobie… Uff! Jeden wielki kogel-mogel, w którym nic nie jest do końca wygrane, a jedynie sugerowane i albo odrzucane w kąt, albo puentowane tak, że się płakać chce. Jak sugeruje dystrybutor i plakaty, a także plansza otwierająca film, rzecz ma być o strasznym przeżyciu nieudanego znieczulenia ogólnego, podczas którego pacjent pozostaje świadomy, choć sparaliżowany. Wyobrażacie sobie cięcie klatki piersiowej „na żywca"? Ja też nie, ale drzewiej, gdy farmaceutyków nie było, organizm po prostu się wyłączał z bólu (i może z drobną pomocą alkoholu), świadomość gasła. Jak tymczasem reaguje nie-uśpiony bohater na tortury w postaci rozcinania mostka, skóry, mięśni i tkanek, wkłuwania się w serce? Monotonnym głosem, niczym spiker wiadomości wędkarskich o północy: „Nie, nie, nie (x20). O kurwa! Nie! Złamałeś mi żebro! Uff, już po najgorszym”. I tyle, całość trwa może pięć minut i nawet nie budzi szczególnych emocji – m.in. dzięki drewnianemu monologowi wygłaszanemu przez drewnianego Haydena Christensena. Później nad kwestią przechodzi się do porządku dziennego, bohater pokrzyczał w myślach, ani nie zemdlał z bólu, ani nie szalał z powodu traumatycznej sytuacji, zachował zmysły i… rozpoczął śledztwo. Tu bowiem kończy się temat anesthesia awareness i zaczyna właściwa część filmu – kto chce zabić bohatera i dlaczego. W końcu to młodociany bogacz, o którego względy rywalizują narzeczona i matka, a o możliwość operacji – konkurujący chirurdzy. Niestety, tu jest jeszcze gorzej niż we wstępie aspirującym do miana thrillera medycznego. Widać, że twórca – scenarzysta i reżyser w jednym – jest debiutantem. Próbuje mylić tropy, próbuje grać na emocjach widza, stara się wprowadzać elementy liryczno-filozoficzne. Efektem jest literalne wykorzystanie zasady „nic nie jest takie, jak się wydaje” (prostackie wywrócenie dosłownie wszystkich postaci o równe 180 stopni), niestrawne mieszanie elementów thrillera, kryminału i dramatu oraz nieumiejętne dawkowanie pseudonapięcia i (niepotrzebnych) rozluźniaczy.  | |
Osobną kwestią są nieprawdopodobieństwa królujące w całej fabule – od przeszczepu serca, którego właściciel przedawkował tabletki nasercowe, przez wspomnianą enigmatyczną reakcję na brak znieczulenia, po wyjątkowo skromny zespół operacyjny (a to bądź co bądź przeszczep serca!). Do tego dołożyć jeszcze można banalne przedstawienie zaświatów i urwany finał, w którym wszystko, co się dzieje, jest robione „pod zakończenie” – widz wie pewne rzeczy, ale już wbiegająca w finale policja czy niektórzy bohaterowie nie powinni mieć tej wiedzy. Prawdziwą wisienką na tym przeterminowanym torcie (dosłownie – za oceanem film miał premierę blisko rok temu, zyskując zresztą bardzo marne recenzje) jest Hayden „Zabili Mi Matkę” Christensen, który przez cały film raczy widza miną znaną z „Ataku klonów”. Klasyczny przykład aktorskiego „drewna”, do tego bardzo słabo poprowadzony, jakby zagubiony na planie, niewiedzący, gdzie jest i co ma grać (a może jednak reżyser wiedział, co robi, i świadomie ograniczył jego rolę do głosu z offu i snucia się na dalszych planach?). Wyrazem emocji targających bohaterem i doniosłości jego problemów jest ponadnormatywna ilość bluzgów na minutę filmu. A może to próba zmiany emploi i odejście od wizerunku „ładnego chłoptasia"? Jeśli tak, to wyjątkowo żenująca. W sumie wielka szkoda, bo pomysł, z którego film się narodził, był co najmniej intrygujący i aż się prosił o przerażający, oniryczny (podróż po majakach jako sposób reakcji na ból – tu bohater też zresztą przeżywa coś w tym stylu) psychologiczny thriller. Albo choć krwawe torture porn. A w rękach nieudolnego scenarzysty-reżysera koncept przepoczwarzył się w nie wiadomo co, w którym gra aktorska wywołuje zażenowanie, „nastrojowe” sceny budzą pusty śmiech, a fabuła usypia. A strachu ani refleksji nad ważkimi tematami w rodzaju etyki lekarskiej – bo chyba takie cele miał twórca filmu – nie ma za grosz.
Tytuł: Przebudzenie Tytuł oryginalny: Awake Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: USA Data premiery: 22 sierpnia 2008 Czas projekcji: 84 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 10% |