Głowę daję, że większość czytelników sięgających po „Czystą anarchię”, najnowszy zbiór opowiadań Woody’ego Allena, zadawała sobie to samo pytanie: czy widoczny w ostatnich latach spadek formy reżyserskiej zostanie potwierdzony również w twórczości literackiej? Czy po neurotyku z Manhattanu w ogóle jeszcze można się spodziewać czegoś ciekawego? I, choć ów zbiór miniatur literackich jakimś przełomem nie jest, przyznać jednak należy, że obawy te rozwiewa.  |  | ‹Czysta anarchia›
|
Parafrazując Marka Twaina, pogłoski o artystycznej śmierci Woody’ego Allena są grubo przesadzone. „Czysta anarchia” to zbiór niezbyt może odkrywczych, ale z pewnością pomysłowych i przeważnie całkiem dowcipnych miniatur literackich. Allen posługiwał się tu zwykle prostym przepisem – realne zdarzenie wygrzebane w prasie sprowadzał do absurdu. Informacja o ogromnej cenie, jaka padła za wylicytowaną truflę, daje pretekst do opowiadania, w którym różni ludzie rywalizują, by zdobywać różnorodne bezcenne produkty kulinarne („Jakże wyrabia ci się smak, słonko”). Artykuł o usprawnieniach wbudowywanych we współczesne ubrania staje się impulsem do stworzenia opowiadania, w którym bohater kupuje garnitur posiadający funkcje nie tylko poprawiania nastroju użytkownika, ale nawet ładowania telefonu komórkowego („Sam, przedobrzyłeś bukiet w spodniach”). Kilka zdań o hinduskim rozbójniku porywającym tamtejszego gwiazdora filmowego to z kolei pretekst dla opowiadania, w którym podrzędny aktorzyna rzucany jest na różne skrajnie niebezpieczne plany filmowe („Okup pachnący szafranem”). W najzabawniejszym chyba tekście zbioru dziecko głównego bohatera nie zostaje przyjęte do ekskluzywnego przedszkola (oblane układanie klocków podczas rozmowy kwalifikacyjnej), co powoduje dramatyczny spadek pozycji społecznej rodziców („Odmowa”). Wyobraźni autorowi odmówić nie można. Niekiedy Allen idzie odrobinę za daleko w absurdzie i surrealizmie, i wtedy tekst przestaje bawić, a zaczyna męczyć, jak w otwierającej zbiór satyrze na New Age („Mylić się – ludzkie, wzlatywać – boskie”) czy parodii scenariusza teatralnego („Uwaga, spadające szychy”). Na szczęście są to przypadki raczej rzadkie. Większym problemem dla polskiego czytelnika będzie zapewne przeładowanie tekstów odwołaniami do amerykańskiej kultury popularnej, sportu czy znanych postaci. Tłumacz stara się jak może, wspiera czytelnika rozbudowanym zbiorem objaśnień, ale nie zmienia to faktu, że w pełni bawić się tymi tekstami mogą jedynie Amerykanie, a właściwie nowojorczycy... Spoglądając całościowo na prozę Allena, przychodzą mi do głowy podobieństwa do twórczości trzech autorów. Po pierwsze – wspomniany wcześniej Mark Twain, niekwestionowany mistrz absurdalnej humoreski, którego teksty bawią już od przeszło stu lat, prawie się nie starzejąc. Twain miał bowiem podobny sposób na teksty jak Allen – sprowadzanie do absurdu (jak np. w tekście „Jak kandydowałem na urząd burmistrza”, gdzie bohater zostaje oskarżony o jak najbardziej absurdalne wykroczenia przez lokalną prasę czy w „Białym słoniu”, w którym policja nie może wytropić tytułowego zwierzęcia pustoszącego miasteczka USA). Drugim nazwiskiem będzie Raymond Chandler – wiemy, że Allen lubi konwencję czarnego kryminału, kilkukrotnie pojawia się ona w opowiadaniach. Wreszcie trzecie skojarzenie – skojarzenie z twórczością nam całkiem bliską... Otóż handlowe przekomarzania Moe Varnishke i Howarda Snella w tekście „Wymarsz na Parnas” przypominają stare przedwojenne skecze z Rozencwajgiem i Finkelsteinem czy nawet humorystyczną twórczość Tuwima i Słonimskiego. Cóż, takie motywy, jak i liczne wtręty w jidysz w tekstach Allena świadczą o tym, że nie ukrywa on czerpania ze skarbnicy żydowskiego humoru. Nie jest więc źle z kondycją artystyczną Woody’ego Allena – czy jednak dane nam będzie znów zakosztować tego w reżyserowanych przez niego filmach?
Tytuł: Czysta anarchia Tytuł oryginalny: Mere Anarchy ISBN: 978-83-7510-089-1 Format: 184s. 130×200mm; oprawa twarda Cena: 27,90 Data wydania: 13 maja 2008 Ekstrakt: 70% |