powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXIX)
sierpień-wrzesień 2008

Czarownica, moja miłość
Fritz Leiber ‹Mąż czarownicy. Wielki czas›
Wydawnictwo Solaris kontynuuje politykę wydawania fantastycznej klasyki i zaczyna też prezentować czytelnikom krótsze formy, łącząc je w pary i wydając jako jedną pozycję. Zapowiadane są mikropowieści Simaka czy Silverberga, a szlaki przeciera zestaw dwóch tekstów Fritza Leibera. Takie podejście ma jednak zasadniczą wadę – poziom składowych części pakietu może być zupełnie różny. Tak jest właśnie z „Mężem czarownicy” i „Wielkim czasem”.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Mąż czarownicy. Wielki czas›
‹Mąż czarownicy. Wielki czas›
Pamiętacie zawiązywane na ubranku dziecka czerwone kokardki, wosk lany nad chorym, zakaz zachwytów nad noworodkiem czy ostrzeżenia przed złym okiem? Nie? To albo wychowaliście się w skrajnie racjonalistycznym środowisku, albo po prostu pochodzicie z innego regionu Polski niż niżej podpisany, gdzie mieliście własne, odrobinę inne gusła i zabobony. Możliwe też, że jesteście za młodzi – współczesny świat się zlaicyzował, zracjonalizował i stechnologizował. W takim razie zapytajcie rodziców albo dziadków. Ale koniecznie, ojca, wujka czy dziadka, nigdy kobiet – one wam nie powiedzą, obrócą sprawę w żart. Bo to czarownice są, a czarownice nie lubią rozgłaszać swoich tajemnic.
Co prawda również faceci mogą okazać się kiepskim źródłem informacji, bo analityczny i pragmatyczny umysł mężczyzny z definicji odrzuca wiarę w zabobony. Jeśli dodatkowo jest się – jak Norman Saylor, bohater „Męża czarownicy” – szanowanym profesorem socjologii, to „czary” miażdży się twardą logiką i rozbiera na czynniki pierwsze, bezbłędnie wyłuszczając zapożyczenia z wierzeń ludów pierwotnych. A co, jeśli ten poważany naukowiec odkryje, że jego własna żona zajmuje się zbieraniem piasku z cmentarza, wiązaniem supełków czy dbaniem o odpowiednie ułożenie sztućców na stole? No cóż, zachwycony nie będzie, ale jako wyrozumiały mąż delikatnie wyperswaduje małżonce te głupie zabawy, zrzucając to na karb stresu i nadmiernej fascynacji pracą (pomagała mu zbierać materiały do prac o wierzeniach dzikich plemion). I niestety uda mu się. Kobieta zaprzestanie swoich rytuałów, a wtedy już nikt i nic nie będzie chroniło profesora-racjonalisty. Zazdrosne żony kolegów z uczelni, gdzie rozgrywa się walka o wpływy i fotel dziekana, dostrzegą olbrzymią szansę i zintensyfikują swoje magiczne działania. Wraz ze spaleniem ostatniego talizmanu ochronnego rozkręci się karuzela mniejszych i większych nieszczęść oraz dziwnych przypadków niszczących karierę Saylora, a z czasem zagrażających jego życiu.
Fritz Leiber miał świetny pomysł na swoją mikropowieść i zgrabnie go wykorzystał. Pełna humoru i akcji opowieść o twardo stąpającym po ziemi profesorze, który musi się zmierzyć z coraz dziwniejszymi „przypadkami”, przypomina trochę klimatem „Ze śmiercią jej do twarzy” czy „Czarownice z Eastwick” – jest trochę strasznie, trochę śmiesznie (zresztą „Mąż czarownicy” to też wdzięczny temat do ekranizacji – powstały już bodaj cztery, choć żadna niespecjalnie głośna i znana, zwłaszcza w Polsce). W atmosferze powieści dominuje jednak humor i choć poszczególne fragmenty ocierają się o literaturę grozy, to całość raczej nie pozostawia wątpliwości, że happy end jest obowiązkowy. Szczególnie zabawny jest kontrast między człowiekiem nauki a zjawiskami nadprzyrodzonymi, co powoduje mnóstwo niecodziennych sytuacji. Znakomite są komentarze profesora, który próbuje racjonalnie wytłumaczyć najdziwniejsze nawet zdarzenia i ułożyć je w logiczny porządek świata. Zresztą w takim zderzeniu naukowca z magią nie mogło zabraknąć połączenia dwóch dziedzin i Saylor wykorzystuje swój analityczny umysł i wiedzę, by – gdy ostatecznie zajdzie taka potrzeba – samemu konstruować zaklęcia w oparciu o badania nad zabobonami wyspiarskich plemion czy wyższą matematykę.
„Mąż czarownicy” to pyszna zabawa, z dobrze poprowadzoną akcją i świetnym humorem. Może tylko odrobinę „przegadana”, a przynajmniej taka może się wydawać współczesnemu czytelnikowi. Choć i tak książka sprzed ponad pół wieku broni się znakomicie, zarówno pod względem pomysłu, jak i języka i konstrukcji fabuły. Świetna rozrywka dla prawie wszystkich. Prawie, bo zatwardziałe feministki mogą czuć się dotknięte odmalowanym tu archaicznym obrazem kobiety – istoty bezwzględnie podporządkowanej swojemu mężczyźnie (kobiety czarują wyłącznie po to, by pomóc karierze mężów, która jest dla nich sensem życia), uległej (nie ma problemu by bohaterka dała się przekonać mężowi) i nieracjonalnej. Choć z drugiej strony, trzeba naprawdę sporo złej woli i zaślepienia, by nie dostrzec karykaturalnych portretów mężczyzn – rozkojarzonych safanduł, którymi kobiety muszą się opiekować.
Bardzo dobry tekst z gatunku opowieści niesamowitej (dziś powiedzielibyśmy pewnie „urban fantasy”) dopełniony jest opowiadaniem science fiction. Druga mikropowieść Leibera zawarta w tym zbiorze to nagrodzony Hugo „Wielki czas”. Niestety, rzecz to raczej słaba i na pewno niegodna tego wyróżnienia. Historia Miejsca, w którym zebrali się pochodzący z różnych czasów weterani międzygalaktycznej i międzyczasowej wojny, to rozwlekła i nużąca opowiastka o niczym. Czasem sprawiająca wrażenie napisanej tylko po to, by autor mógł pochwalić się erudycją i pobić rekord intertekstualnych odniesień w jednym tekście (na każdej stronie po kilka przypisów tłumacza). Tekst jest zdecydowanie zbyt teatralny, a zakończenie rozczarowuje, choć sam pomysł wymieszania ludzi z różnych czasów jest bardzo nośny (tyle że następcy Leibera wykorzystali go lepiej, choćby „Na scenę wkracza żołnierz. Za nim wkracza drugi” Silverberga).
Jedna mikropowieść świetna, druga słaba, ale sprzedawane tylko w pakiecie – co więc robić? Jednak kupić. „Mąż czarownicy” jest tego wart, a i „Wielki czas” hardcore’owi fani fantastyki będą mogli sobie odhaczyć jako zaliczoną „nagradzaną klasykę”.



Tytuł: Mąż czarownicy. Wielki czas
Tytuł oryginalny: Conjure Wife. The Big Time
Wydawca: Solaris
ISBN: 978-83-89951-87-8
Format: 334s. 130×200mm; oprawa twarda
Cena: 43,90
Data wydania: 28 marca 2008
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.