powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXIX)
sierpień-wrzesień 2008

Autor
Diabeł tkwi w druku?
Clive Barker ‹Historia pana B.›
Przerost formy nad treścią – tak w skrócie można podsumować „Historię pana B.”, najnowszą powieść Clive’a Barkera, przy czym przez formę rozumiem zarówno sposób wydania książki, jak i prowadzenie narracji. To pierwsze zasługuje na zdecydowaną pochwałę, drugie zaś… drugie niekoniecznie.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Historia pana B.›
‹Historia pana B.›
Skoro forma jest tu tak ważna, zacznijmy właśnie od niej – „Historia pana B.” to pięknie wydana książka w twardej oprawie, z okładką pozbawioną tytułu oraz nazwiska autora (są jedynie na grzbiecie) i z pożółkłymi, poznaczonymi plamami stronami, co wzmacnia wrażenie, że oto bierzemy do ręki bardzo stary, zakurzony i zapewne tajemniczy tom. To wrażenie jest bardzo ważne, bowiem istotą „Historii pana B.” jest literacki trick – oto my, czytelnicy, mamy zapomnieć o półce w księgarni, z której zdjęliśmy powieść, a w zamian za to uwierzyć, że w nasze ręce trafiła wydrukowana przed wiekami książka, z której kart przemawia zaklęty w druk diabeł.
Ów diabeł, Jakabok Botch, chce aby czytający książkę spalił, uwalniając go tym samym od mąk zaklęcia. Prosi więc, kusi i straszy, w przerwach snując historię swojego życia. Przy czym – to także jest bardzo ważne – Botch zwraca się bezpośrednio do czytelnika, odpowiadając niejako na jego/jej rzekome reakcje.
I tutaj zaczyna się pułapka.
Wszystko gra, gdy reakcje czytelnika mniej lub bardziej zgadzają się z tym, co opisuje diabeł – wtedy wrażenie realności może faktycznie wywołać miły dreszczyk strachu, a człowiek choć na chwilę uwierzy w literacką fikcję. Lecz co, gdy czytelnik akurat ziewa, kiedy diabeł mówi poczułem, jak twoje palce mocniej ścisnęły książkę, co, gdy obgryza paznokcie albo zastanawia się, co na obiad, nie odczuwając przy tym ani odrobiny wmawianej mu grozy? Wtedy długie (oj, długie) wywody diabła jedynie irytują. A o znużenie podczas lektury bardzo łatwo, bo autor, zadbawszy o formę, zapomniał o treści.
Opowieść, jaką kusi nas demon, sprowadza się do przeglądu iście średniowiecznych okropieństw. Ludzie mordowani przez innych ludzi, ludzie mordowani przez diabły, wreszcie diabły mordowane przez ludzi – szczerze mówiąc, już w połowie książki miałam dość, zwłaszcza że scenom tym brakuje klimatu, który to, co odpychające mógłby przemienić w chorobliwie fascynujące piękno. Czyżby angielskiego mistrza horroru zawiódł jego talent do malowniczej makabry? Najwyraźniej tak, lecz nawet gdyby talent ów wciąż autorowi dopisywał, to książce i tak daleko byłoby do doskonałości, nie ma tu bowiem tego, co w powieści najważniejsze, czyli interesującej fabuły.
Żaden z wątków „Historii pana B.” nie wypada dobrze. Nieszczęśliwe dzieciństwo głównego bohatera w jednym z piekielnych kręgów to zaledwie kolejna banalna historia przemocy rodzinnej, i nic nie zmienia w niej fakt, że zarówno papa, jak i mamusia oraz synek mają diable łuski i ogony. Dalej mamy podszytą homoseksualną fascynacją przyjaźń Jakaboka ze starszym demonem Quitoonem. Ten motyw mógłby być niezły, gdyby autor zdecydował się pociągnąć go trochę dalej, zamiast jedynie rzucać tu i ówdzie aluzje. A co z przemianą Jakaboka, który w pewnej chwili oznajmia, że z istoty wciąż zdolnej do miłości przeistoczył się w naczynie niewyczerpanej ohydy? Cóż, tego wątku równie dobrze mogłoby nie być, gdyż główny bohater nawet nie ma okazji, aby wykorzystać swoją nową, potworną osobowość. O wiele ciekawiej byłoby się dowiedzieć, jak Botch zmienił się z kogoś, kto niechętnie zabija, w sybarytę zażywającego kąpieli w krwi niemowląt, ale o tym autor już nie zająknął się ani słowem. I wreszcie straszliwa Tajemnica Tajemnic, ukoronowanie akcji i zarazem koniec moich nadziei na odrobinę oryginalności. Zresztą, bądźmy szczerzy, po autorze, który drugi mniejszy sekret nie wiedzieć czemu uczynił z faktu, iż Gutenberg wynalazł prasę drukarską, nie należy spodziewać się zbyt wielu zaskoczeń.
„Historia pana B.” była dla mnie tym większym rozczarowaniem, że twórczość Clive’a Barkera generalnie lubię, a notka wydawcy mówiąca o powrocie mistrza makabry do klasycznego horroru obiecywała kilka godzin przyjemnej lektury. I naprawdę chciałabym powiedzieć kilka pozytywnych słów o tej powieści. Niestety, mogę napisać tylko jedno: książka bardzo ładnie wygląda na półce. Nic więcej.
Dodatkowych dziesięć punktów ekstraktu dopisuję właśnie za formę.



Tytuł: Historia pana B.
Tytuł oryginalny: Mister B. Gone
ISBN: 978-83-7469-758-3
Format: 240s. 143×216mm; oprawa twarda
Cena: 36,—
Data wydania: 13 maja 2008
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

87
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.