Niektórzy superbohaterowie to tylko kolorowe ludziki w kalesonach – inni jednak to postacie wręcz archetypiczne, reprezentujące określone cechy charakteru i dążenia. Jeśli rzeczywiście są to bohaterowie uniwersalni, powinni sprawdzić się w każdej scenerii. To właśnie próbują – z lepszym lub gorszym skutkiem – udowadniać projekty z serii Elseworlds. Oto niektóre z nich.  | ‹Powrót Mrocznego Rycerza›
|
„Powrót Mrocznego Rycerza” (1986), scen. i rys. Frank Miller 100% Grumpy Old Bat, czyli Batman na emeryturze Jedna z najlepszych opowieści o Nietoperzu i jednocześnie jeden z pierwszych Elseworldów wydawnictwa DC. Oto Batman przyszłości – zgorzkniały staruszek, który odwiesił swoją krucjatę na kołek. Niedokończoną. Przestępczość szerzy się w zastraszającym tempie, bandyci są jeszcze bardziej brutalni i zezwierzęceni niż za czasów Jokera i reszty. Bruce Wayne to widzi i w pewnym momencie nie wytrzymuje. Czy 70-latek może wyglądać jeszcze poważnie w czapce z uszami i pelerynce? Może. Więcej nawet, ten staruszek nie tylko skopie tyłek młodocianym gangom i starym wrogom, ale i samego Człowieka ze Stali powali na deski. Świetna, brutalna, dystopiczna opowieść, jednocześnie pełna akcji. Świetne nakreślenie bohatera, w końcu wydobywające z postaci Batmana pełnię mroku i szaleństwa, plus kilka kamieni milowych w dziedzinie prowadzenia narracji i komentarz do Ameryki Reagana. Arcydzieło.  | ‹Gotham w świetle lamp gazowych›
|
„Gotham w świetle lamp gazowych” (1989) scen. Brian Augustyn, rys. Mike Mignola 70% Jack-o-Bat, czyli Batman kontra Kuba Rozpruwacz Świetny pomysł, genialne wykonanie plastyczne przez Mike’a Mignolę i… rozczarowujący scenariusz. Z konceptu na to, by do Gotham sprowadzić Kubę Rozpruwacza (a historii o Nietoperzu nadać posmak kryminałów z czasów wiktoriańskich), można było „wycisnąć” dużo więcej. Owszem, nastrój – poczynając od tytułu, a kończąc na stroju Batmana – jest wyraźnie zarysowany, łatwo odczuwalny i wciągający. Cieszą też drobne smaczki w rodzaju występu „cameo” Jokera. Tyle tylko, że sposób prowadzenia akcji i jej rozwiązanie zwyczajnie rozczarowują swoją przeciętnością. Komiks doczekał się kontynuacji „Master of the Future” (1991), w której Batman sprzeciwia się postępowi technicznemu.  | ‹Sanctum; Amerykański brzydal›
|
„Sanctum” (1993) scen. Dan Raspler i Mike Mignola, rys. Mike Mignola 80% Hell-Bat, czyli Nietoperz gadający z umarlakami „Sanctum” mogłoby być właściwie odcinkiem „Hellboya”. Charakterystyczna kreska Mignoli i charakterystyczny scenariusz – śmierć, magia, żyjący umarli. W pogoni za seryjnym mordercą Batman trafia na cmentarz. Po krótkiej walce udaje mu się pokonać zbrodniarza, ale sam ranny wpada do starej krypty… Krótka historyjka ma w sobie to, co najlepsze z Hellboya i z Batmana. Z tego pierwszego jest scenariusz i klimat, a ten drugi świetnie się w to wpisuje. W końcu Batman to nie tylko superinteligentny i supersilny bohater, ale też symbol strachu i zemsty. Co może przestraszyć (nie)umarłego? Okazuje się, że są takie rzeczy… Do tego świetne zakończenie. Szkoda, że to tylko króciutki epizod. „In Darkest Knight” (1994) scen. Mike W. Barr, rys. Jerry Bingham 30% Bat-latarnia, czyli zielony Nietoperz Marvel wraz z DC przeprowadził kilka razy serię międzywydawniczych crossoverów z mieszającymi się światami i… mieszającymi się bohaterami. Efektem były amalgamaty różnych postaci, czyli na przykład niejaki Logan Wayne vel Dark Claw. Podobnie jest w „In Darkest Knight” – tyle że w obrębie jednego uniwersum. Oto w ręce Bruce’a Wayne’a wpada pewien zielony pierścień… Ktoś wpadł na pomysł, by połączyć Batmana i Green Lanterna w jedno… i na tym się skończyło. Pomysłów na sensowne rozwinięcie tego konceptu już nie starczyło. Efektem jest kuriozalny wygląd, dużo scen walk i raczej żałosne próby spojrzenia na historię Zielonych Latarni przez pryzmat mrocznej duszy Wayne’a. Plus na deser Superman, Flash i Wonder Woman również w nieco zmienionych postaciach. „Thrillkiller” (1997) scen. Howard Chayikin, rys. Dan Brereton 60% Bat-cop, czyli Bruce Wayne gliną Bruce Wayne jest policjantem ścigającym dwójkę zamaskowanych mścicieli, znanych jako Robin i Batgirl. Co może wyniknąć z takiego zawiązania akcji? Wbrew pozorom nic ciekawego: trochę przydługi kryminał neonoir. Prawdopodobnie bardzo istotnym zamierzeniem było osadzenie akcji na początku lat 60. i oddanie ich klimatu. Niestety, skończyło się na wsadzonym tu i ówdzie obrazku z rakietami, Kennedym itd. Sama fabuła też rozczarowuje, zwłaszcza w dopisanym później piątym rozdziale, gdzie na siłę powstawiane są dziesiątki postaci z uniwersum – nie zawsze z sensem. „I, Joker” (1998) scen i rys. Bob Hall 60% Bad-Bat, czyli Wielki B(r)at Joker, arcywróg i nemezis Batmana, nieraz stawał się głównym bohaterem opowieści o Nietoperzu. Tym razem twórca komiksu Bob Hall dorzucił jeszcze kompletne odwrócenie ról w parze Batman-Joker. Całość osadzona jest w dalekiej przyszłości, a Bruce Wayne jest jedynie wspomnieniem… ale bardzo żywotnym. Takim, o którym się pamięta i… czci. Pomysł był całkiem ciekawy, wizja dystopicznego Gotham przyszłości jest tyleż sztampowa, co poprawna, a gdzieś daleko w tle pobrzękują nawet pytania o odpowiedzialność Wayne’a za to, w którym kierunku pójdzie jego legenda. Niestety, skończyło się tylko na pomyśle, rozterki moralne pozostały na dziesiątym planie, a cała akcja rozwija się pod dyktando jednego pomysłu i wszystko podporządkowane jest odwróceniu schematu. Kto ma być zły, jest zły aż do bólu, a bohaterowie pozostają krystaliczni. Ot, taka dość kuriozalna ciekawostka. „Batman of Arkham” (2000) scen. Alan Grant, rys. Alcatena 50% Bat-Freud, czyli Elseworlds po raz kolejny Batman jest jednym z bohaterów najbardziej predestynowanych do umieszczania w Elseworlds – historiach wyjmujących postać z jego uniwersum, by umieścić ją w zupełnie innych realiach. Nietoperz nadaje się do tej zabawy idealnie, bo reprezentuje uniwersalne wartości i dążenia. Szczególnie chętnie umieszcza się go w przeszłości: tak było w świetnym „Gotham w świetle lamp gazowych” i bardzo słabym „Rozpruwaczu”. „Batman of Arkham” prezentuje się gdzieś pomiędzy, choć niestety bliżej mu do tego niższego poziomu. Oto mamy milionera i genialnego naukowca, psychologa Wayne’a, który kupuje owiany złą sławą szpital Arkham i wprowadza tam nowe reguły, skrajnie odmienne od brutalnego zastraszania przez dotychczasowego szefa, doktora Crane’a… Wszystko odbywa się tu sztampowo, historia Batmana i jego wrogów jest niepotrzebnie przypominana, główny bohater jest kryształową postacią o zupełnie anachronicznych, XIX-wiecznych wręcz poglądach. I nawet przesłanie – że to otoczenie i inni ludzie przyczyniają się do narodzin potworów w niektórych z nas – wypada bardzo bladziutko. Na plus cała galeria klasycznych postaci (Poison Ivy, Scarecrow, Mad Hatter, Killer Croc, Joker etc.), na minus ich kiepskie wykorzystanie. W sumie nie warto.  | ‹Zagłada Gotham #1›
|
„Zagłada Gotham” (2000) scen. Mike Mignola, rys. Troy Nixey 90% Bat-Cthulu, czyli Batman à la Lovecraft Po raz kolejny Bruce Wayne umieszczony zostaje przez scenarzystów w rzeczywistości sprzed blisko wieku. Tym razem jednak nie w Gotham pseudowiktoriańskim, lecz w Gotham czysto amerykańskim: takim, które mogłoby powstać w umyśle samotnika z Providence. Od początku wiadomo więc, z kim przyjdzie się zmierzyć Nietoperzowi – z Wielkimi Przedwiecznymi. Choć komiks nie został narysowany przez Mignolę, jest całkowicie w jego stylu, ergo na świetnym poziomie scenariuszowym i rysunkowym. Oprócz znakomitego klimatu grozy i tajemniczości Mignola zadbał o dobry scenariusz: nie jest on tylko prostym przeniesieniem Batmana w inne realia i staraniem o jak najgęstsze zaludnienie świata znanymi postaciami (owszem, pełno jest nawiązań, ale delikatnych, często ograniczających się tylko do nazwisk – tym samym bardziej smakowitych do odkrywania dla miłośników), ale nową jakością. „Zagłada Gotham” to twórcze wykorzystanie i przetworzenie mitów Lovecrafta, mitu Batmana i własnych, widocznych w „Hellboyu”, fascynacji. I najważniejsze: mimo znacznego odejścia od kanonicznego wizerunku Mrocznego Rycerza, komiks Mignoli pozostaje jednym z niewielu będących w pełni serio, nieocierających się o niezamierzoną parodię. Znać mistrza! „Nine Lives” (2002) scen. Dean Motter, rys. Michael Lark 70% Dark-Bat, czyli Batman noir Jeden z najlepszych Elseworlds Batmana i jednocześnie co najwyżej niezły kryminał. Zgodnie z częstą w Elseworlds tendencją wszystkie główne postacie uniwersum Batmana urealniono i rzucono w wir akcji umieszczonej w – nieodległej tym razem – przeszłości. Większość postaci jest na swoich miejscach: Wayne jest multimilionerem, Dent prokuratorem, Cobblepot gangsterem, Joker poślednim przestępcą walczącym o wybicie się itp., itd. Scenarzysta Dean Motter miał natomiast genialny pomysł na Dicka Graysona – prywatny detektyw. To właściwie „Cudowny chłopiec”, a nie Batman, jest bohaterem tej opowieści. Nieogolony, ciągle brudny i pobity, zgodnie z regułami gatunku jest narratorem całej historii, kręcącej się wokół morderstwa niejakiej Seliny Kyle. Niezły jest klimat opowieści, świetnie wprowadzane są poszczególne postacie i bardzo fajne są nawiązania do ich standardowego wizerunku (szczególnie wytłumaczenia pseudonimów w rodzaju „Clayface” czy „Two-Face”). Problem tylko w tym, że w pewnym momencie całość zaczyna delikatnie nużyć i – co gorsza – prowadzi do rozczarowującego finału. Jednak, mimo wszystko, komiks wart uwagi. Dobra kreska. Powyższe przykłady to tylko wierzchołek góry lodowej – komiksy niekoniecznie nawet najlepsze i najbardziej „odjechane”. Istnieje jeszcze sporo pozycji z serii Elseworlds, których nie miałem (nie)przyjemności czytać, a intrygują swoimi założeniami: „Holy terror” (1991) – wielebny Bruce Wayne zwalcza korupcję w teokratycznym świecie, oczywiście w przebraniu nietoperza. „Robin 3000” (1992) – potomek Bruce′a Wayne’a walczy z kosmicznymi najeźdźcami. „The Blue, the Grey, and the Bat” (1992) – Batman i Robin walczą w wojnie secesyjnej. „Batman/Dark Joker: The Wild” (1993) – historia fantasy o magu (znanym jak Dark Joker) walczącym z Mrocznym Rycerzem. „Castle of the Bat” (1994) – dr Bruce Wayne niczym Frankenstein próbuje ożywić swego ojca pod postacią strasznego Bat-Mana. „Brotherhood of the Bat” (1995) – Ra’s al Ghul tworzy ligę zabójców przebranych za nietoperze; Wayne nie żyje, ale ze złoczyńcami rozprawia się Tallant, syn Bruce’a i Talii al Ghul. „Dark Allegiances” (1996) – Batman, Catwoman i kryjący się pod maską Robina niejaki Alfred Pennyworth są agentami amerykańskiego wywiadu w czasie wojny. „Scar of the Bat” (1996) – Batman pomaga Eliotowi Nessowi rozprawić się z mafią w Chicago czasów prohibicji. „Masque” (1997) – akcja dzieje się w gothamskiej operze w 1890 roku, rolę upiora odgrywa oczywiście Harvey Dent. „Two Faces” (1998) – Batman wiktoriański, nawiązujący do doktora Jekylla i pana Hyde’a (Two-Face) i historii Kuby Rozpruwacza (Joker). „Reign of Terror” (1998) – Bruce Wayne jako stający w obronie prześladowanych w czasie rewolucji francuskiej bogacz. „Nosferatu” (1999) – opowieść w klimacie niemieckiego ekspresjonizmu (podobnie jak „Superman’s Metropolis”, którego jest sequelem) nawiązująca do „Gabinetu doktora Caligari” i „Nosferatu”. „Catwoman: Guardian of Gotham” (1999) – bohaterska Catwoman walczy z psychopatą – Batmanem. „Gotham Noir” (2001) – kolejny przykład opowieści w klimacie kryminałów noir, tym razem to James Gordon jest głównym bohaterem. „Hollywood Knight” (2001) – aktor grający Batmana w serialu zaczyna w pewnym momencie wierzyć, że sam jest Mrocznym Rycerzem. „The Golden Streets of Gotham” (2003) – niejaki Bruno Vaneko, żyjący w Ameryce początku XX wieku, jest sierotą, którego rodzice zginęli w wypadku będącym wynikiem zaniedbań chciwych, wszechwładnych przemysłowców. „Nevermore” (2003) – Batman, przy pomocy reportera Edgara Allana Poego, rozwiązuje serię zabójstw połączonych motywem kruka. „The Order of Beasts” (2004) – Batman powstrzymuje niemieckich szpiegów w Anglii z czasów II wojny: hołd dla komiksów ze Złotej Ery podejmujących takie propagandowe tematy. „Year 100” (2006) – w 2039 roku agenci rządowi próbują odkryć, kto przywdział maskę dawno zapomnianego Batmana. Więcej o Elseworlds w tekście Tomasza Sidorkiewicza z cyklu „Nieskończone ziemie”. |