powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXIX)
sierpień-wrzesień 2008

Autor
Dziewice górą!
Monika Szwaja ‹Klub Mało Używanych Dziewic›
Gwoli ścisłości – dziewice lekko używane, czyli cztery sympatyczne niewiasty ze Szczecina w wieku „zaawansowanym” średnim. Ich przejścia z chłopami, zbuntowaną młodzieżą, a nawet z pewną bojową staruszką opisała Monika Szwaja w „Klubie mało używanych dziewic”. I to opisała tak, że książkę można spokojnie polecić nawet tym, którzy do babskiej literatury żywią nieprzeparty wstręt.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Klub Mało Używanych Dziewic›
‹Klub Mało Używanych Dziewic›
Na swojej stronie internetowej Monika Szwaja przedstawia się jako „wesoła emerytka po prawie czterdziestu latach pracy w Telewizji Polskiej w Szczecinie”. Owa wesołość i poczucie humoru są znakiem firmowym jej powieści – obok daru tworzenia interesujących bohaterów oraz dialogów pełnych życiowych prawd. Weźmy choćby rozmowę głównych bohaterek z dawnym kolegą podczas ripleja studniówki, kiedy to padł pomysł powołania klubu dziewic:
– A nie powiedziałyście mi, o co się bijecie, gwiazdeczki! Czy dobrze słyszałem, że wychodzicie za mąż?
– Marcelina wychodzi – odpowiedziała Alina. – Na nas nie było chętnych. Może chcesz się z nami ożenić?
– Zbiorowo? – ucieszył się Jasio. – Bardzo chętnie. Mały, kochany haremik! Zawsze chciałem być Turkiem!
Dolał sobie szampana i nagle posmutniał.
– A nie, jednak się z wami nie ożenię. Coś sobie przypomniałem: mam żonę. Hendryczkę – Handryczkę. Nie mogę wam tego zrobić, bo ona by was wykończyła. Mnie właśnie wykańcza. Moje biedactwa – rozczulił się nagle. – Nikt was nie chciał? Naprawdę? To może chociaż załóżcie jakąś wspólnotę, komunkę malutką, będzie wam raźniej… Stowarzyszenie wyższej konieczności. Wyższej użyteczności, chciałem powiedzieć. Będziecie się mogły starać o dotacje. Jak nas już wezmą do Unii, to nawet unijne. Masa szmalu.
– Jakie stowarzyszenie? – Cztery kobiety pękały ze śmiechu, widząc autentyczne zaangażowanie życzliwego kolegi.
Jasio – nomen omen Narębski – zastanowił się dwie sekundy.
– Klub dziewic – rzekł. Po czym, spojrzawszy na nie krytycznym wzrokiem, poprawił: – Klub używanych dziewic. No, powiedzmy, mało używanych dziewic.
Chociaż propozycja utworzenia klubu padła, kiedy wszyscy uczestnicy imprezy byli już mocno nietrzeźwi, „dziewice” po wyleczeniu kaca potraktowały sprawę serio. Każda z nich postanowiła zająć się jakąś społeczną działalnością, być może w ramach oderwania się od swoich problemów (Alina nie mogła dogadać się z dorastającą córką, zwaną przez nią Wisienką, Michalina miała problemy ze zrzędzącą i egoistyczną mamusią, ciężarna Marcelina z facetem ochrzczonym przez jej koleżanki „Szczurkiem”, a Agnieszka – z doskwierającą jej czasem samotnością). Jak sobie z tym poradziły, już nie zdradzę, powiem tylko, że pomocni okazali się pewien rudowłosy psychiatra oraz przystojny notariusz.
Panowie w książce Moniki Szwai, zarówno ci starsi (psychiatra oraz psychoterapeuta Grzegorz Wroński, notariusz Jerzy Brański czy uroczy Mareczek z Mireczkiem), jak i młodsi (gibonowaty Dawid Niepiera), nie przypominają postaci z typowych romansów. Każdy ma swoją, często nieszablonową urodę, swój charakter i swoje dziwactwa, a przy tym są sympatyczni (z wyjątkiem Mikołaja Firleja) i zwyczajni. Ot, takie chłopaki z sąsiedztwa.
Panie podobne do głównych bohaterek także możemy spotkać w naszym otoczeniu. Nie są klasycznie piękne i przesadnie szczupłe (poza Agnieszką, która jednak w dzieciństwie przypominała Chruszczowa), nie zarabiają góry forsy, ale starają się realizować w tym, co robią, nawet jeśli to praca w firmie dbającej o zieleń na… cmentarzu, mają swoje zwyczajne problemy i nie wstydzą się korzystać z pomocy psychiatry (z wyjątkiem Michaliny, która odziedziczywszy nadzwyczajnej jakości geny po tatusiu Irlandczyku, jakoś sobie sama radzi) – jak się okazuje, tego samego. To właśnie ta zwyczajność jest jednym z plusów książki Moniki Szwai – każdy czytelnik znajdzie w bohaterach „Klubu mało używanych dziewic” i ich historiach znajome sobie sytuacje, problemy i radości.
Poza ową zwyczajnością i poczuciem humoru, z jakim autorka opisuje perypetie „dziewic”, charakterystyczne dla jej twórczości jest także miejsce akcji, czyli swojski Szczecin (w tym mieście także toczy się akcja innych książek Moniki Szwai). W czasach, gdy modne jest bywanie w dalekim świecie, miło poczytać dla odmiany o jakimś miejscu w Polsce i to nie w konwencji postów w czołowych polskich portalach, wśród których dominuje rada „wyjedźcie z tego chorego kraju”. Nawet jeśli doktor Wroński nazywa to miasto „wiochą z tramwajami”, to w gruncie rzeczy bardzo je lubi, podobnie jak autorka „Klubu…”. Drugą charakterystyczną cechą książek Szwai jest telewizja. Pisarka przez wiele lat pracowała w szczecińskiej TVP, co odbiło się na jej twórczości nie zawsze tak, jakby sobie tego życzyło kierownictwo tej gałęzi mediów. Czytelnikom niemogącym żyć bez szklanego ekranu polecam cykl o dziennikarce Wiktorii: „Zapiski stanu poważnego”, „Romans na receptę” oraz „Artystkę wędrowną”.
Komu można polecić „Klub mało używanych dziewic”? Wszystkim, którzy mają choć śladowe poczucie humoru, odrobinę dystansu do siebie i świata oraz plany na przyjemne spędzenie wolnego czasu. Jeśli już przeczytacie jedną z książek Moniki Szwai, niebawem sięgnięcie po następne (niedawno ukazała się zresztą część druga „Klubu…” – „Dziewice, do boju!”), bo to sympatyczna i ciepła lektura.



Tytuł: Klub Mało Używanych Dziewic
Wydawca: SOL
ISBN: 978-83-925879-0-3
Format: 352s. 144×207mm
Cena: 29,99
Data wydania: lipiec 2007
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

108
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.