powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXIX)
sierpień-wrzesień 2008

Dzwony rurowe IV
Mike Oldfield ‹Music of the Spheres›
Mike Oldfield to artysta, który już dawno temu zjadł swój ogon. Nie przejmuje się tym jednak za bardzo i wciąż wydaje nowe płyty. Choć zapewne nie nagra już niczego tak wspaniałego jak pamiętne „Dzwony rurowe”, to sprawia wrażenie człowieka spełnionego. Odnalazł spokój i chce się nim dzielić ze światem. Tak jak w swoim najnowszym wydawnictwie „Music of the Spheres”.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Music of the Spheres›
‹Music of the Spheres›
No dobrze, może z tym ogonem nieco przesadziłem. W końcu poza wspomnianym „Tubular Bells” ma na koncie inne znakomite albumy, jak „Ommadawn” czy „Five Miles Out”. Zdarzył mu się również radiowy hit wszech czasów w postaci „Moonlight Shadow”. Do tego jest kompozytorem poszukującym, o czym świadczą niesłusznie niedocenione pozycje z lat 90.: „The Songs of Distant Earth” (pierwszy flirt z chilloutem), „Voyager” (udana próba połączenia elektroniki z celtyckim folkiem), „Guitars” (płyta nagrana wyłącznie na gitarach), czy „The Millenium Bell” (wbrew tytułowi nie ma nic wspólnego z „Dzwonami…”). Niestety, XXI wiek nie jest dla niego łaskawy. Ani „Tres Lunas” (2002), ani „Light & Shade” (2005) nie należą do albumów udanych.
Sam Oldfield chyba zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też z lubością odkurzył swoje sztandarowe dzieło, nagrywając je od początku („Tubular Bells 2003”). Nie był to zresztą jedyny przypadek powrotu do przeszłości. Ma na koncie dwie bardzo przyzwoite kontynuacje „Dzwonów…” oraz wersję symfoniczną. Najnowsze dokonanie Mike’a też nie jest wolne od nawiązań do tego dzieła. I jest to podstawowy zarzut, jaki można postawić „Music of the Spheres”.
Już sam początek płyty, „Harbinger”, brzmi dziwnie znajomo. Interludium zagrane na smykach do złudzenia przypomina klasyczny początek „Tubular Bells”. Na tym jednak się nie kończy. W „Silhoutte” niemal powtarza się zagrywka na gitarze akustycznej oraz partia pianina. „The Tempest” to żywszy, bardziej podniosły fragment, który stanowi odpowiednik przyspieszenia w sztandarowej suicie. W finale, czyli „Musica Universalis”, można natknąć się na powtórkę końcówki pierwszej części „TB”. Jest nawet partia owych dzwonów rurowych.
Na szczęście nie jest tak źle. Plusem jest rozmach aranżacyjny – Oldfield postarał się o bogactwo brzmienia. Całość obficie ubarwił dźwiękami symfonicznymi w wykonaniu Sinfonia Sfera Orchestra, nie zabrakło również partii chóru („Shadba”) oraz żeńskiego wokalu („On My Heart”). Do tego postarał się o klarowną i miękką produkcję. Jest więc czym się zachwycać.
„Music of the Spheres” bardzo przyjemnie się słucha. Może służyć za tło do czytania książki, ale równie dobrze sprawdza się jako umilacz, który ukoi nerwy po wyczerpującym dniu. Z tej muzyki bowiem bije spokój, potrafi pozytywnie nastroić słuchacza pięknymi dźwiękami. Komponowanie takich motywów to również sztuka. Nie zawsze ma się przecież ochotę na muzyczne eksperymenty.
Tym razem Oldfield nie zawiódł. Darował sobie chilloutowe eksperymenty, w jakich tonął w ostatnim czasie. Stworzył płytę interesującą, która na pewno spodoba się fanom. Mimo że powinna raczej być opatrzona szyldem „Tubular Bells IV”.



Tytuł: Music of the Spheres
Wykonawca / Kompozytor: Mike Oldfield
Wydawca: Universal
Data wydania: 17 marca 2008
Czas trwania: 45:30
Utwory:
1) Harbinger: 4:08
2) Animus: 3:09
3) Silhouette: 3:19
4) Shabda: 4:00
5) The Tempest: 5:48
6) Harbinger (reprise): 1:30
7) On My Heart: 2:27
8) Aurora: 3:42
9) Prophecy: 2:54
10) On My Heart (reprise): 1:16
11) Harmonia Mundi: 3:46
12) The Other Side: 1:28
13) Empyrean: 1:37
14) Musica Universalis: 6:24
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

208
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.