Życie najlepszej kapeli na świecie to nie bułka z masłem. Fanki nieustannie próbują zasypać ich bielizną, roboty-wampiry chcą wyssać ich krew, różowy robot kombinuje jak podtruć ich tajemniczymi specyfikami, pewien hipnotyzer ma ich na oku, a agent zespołu mocno trzyma chłopaków za twarze. Do tego ciągłe trasy koncertowe po całym świecie, kręcenie filmów w Hollywood i testowanie nowych wynalazków pewnego genialnego naukowca. Jest ciężko, ale żyć trzeba. Grunt to nieco fantazji i poczucia humoru, szarpania strun i łomotania w bębny. I generalnie o tym opowiada pierwszy tom „The Amazing Joy Buzzards” Marka Smitha (scenariusz) i Dana Hippa (rysunki).  | ‹The Amazing Joy Buzzards›
|
Wydany przez Image Comics „The Amazing Joy Buzzards” to lekki komiks rozrywkowy przedstawiający pokręcone losy tytułowej kapeli. W jej skład wchodzą: Biff Ashby – gitarzysta, wokalista i obiekt westchnień wielu dziewcząt; Stevo Vargas – basista, niegdyś rajdowy kierowca i mistrz sztuk walki, człowiek, który mówi bardzo, ale to bardzo niewyraźnie i Gabe Carlyle – nieśmiały perkusista, mózg zespołu, to on na ogół rozwiązuje wszelkie zagadki. Duchowym członkiem kapeli jest mityczny meksykański zapaśnik El Campeon, mieszkający w posiadanym przez Gabe′a amulecie, przyzywany, gdy zajdzie taka potrzeba, słowami „Go El Campeon, Go!”. Chłopcy mieszkają w sekretnej bazie ukrytej w górze Rushmore, do której dodano jeszcze jeden wizerunek – głowy El Campeona, w której mieści się siedziba zespołu… Ich agent – Dalton Warner reprezentujący Creative International Artists (CIA) – to tak naprawdę agent CIA, który używa zespołu jako przykrywki dla swoich misji – dlatego chłopcy jeżdżą koncertować w różne dziwne miejsca. Skład kapeli oczywiście nie ma pojęcia o prawdziwym zajęciu swojego opiekuna. Dodatkowo pojawiają się Profesor Yu, który konstruuje różne fantastyczne zabawki dla chłopaków (jak choćby latające pojazdy) oraz jego córka Betty, do której szczerą namiętnością pała Gabe. Na kartach komiksu obecna jest także cała masa przeróżnych wrogów, z którymi The Amazing Joy Buzzards muszą się zmierzyć na pięści, zęby i nie tylko. A to wszystko oczywiście z dużą dawką humoru nie tylko w sferze dialogów i fabuły, ale także samej konstrukcji komiksu (super są rysunki w dymkach wypowiadanych przez Stevo). Graficznie komiks jest skrzyżowaniem stylu Mike′a Mignoli i Jamiego Hewletta (mam tu na myśli bardziej „Gorilaz” niż „Tank Girl”). Hipp z wprawą operuje czernią, dzięki czemu poszczególne plany nie zlewają się ze sobą. Sekwencje wspomnień są rysowane nieco bardziej szczegółowo, dzięki czemu także w sferze grafiki nabierają odmiennego charakteru. No ale przede wszystkim na uwagę zasługuje świetny chara design, a także dynamiczne sceny walki. „The Amazing Joy Buzzards” nie tylko przyjemnie się czyta, ale także ogląda. Polecam ten komiks wszystkim, bo to wspaniały „odprężacz”. Można się przy nim nieźle ubawić, obserwując perypetie bohaterów, przezabawną galerię drugoplanowych postaci, a także czytając zabawne dialogi. Takich lekkich, rozrywkowych komiksów brakuje mi nieco na naszym rynku, liczę więc, że kiedyś polski czytelnik będzie mógł przeczytać opowieści o najlepszej kapeli świata w swoim rodzimym języku.
Tytuł: The Amazing Joy Buzzards Data wydania: styczeń 2005 |