Z okazji startujących dziś igrzysk olimpijskich chcielibyśmy przybliżyć wam szereg interesujących i czasem dosyć oryginalnych dyscyplin sportowych, które nie miały dotąd szczęścia, aby znaleźć się w programie olimpiady. Całe szczęście, że nie zapomnieli o nich twórcy komiksowi. Przypomnijcie sobie 10 najciekawszych komiksowych sportów i lobbujcie za dodaniem ich do igrzysk! Calvinball, czyli zasadą jest brak zasad  | |
Gdyby wybrać tylko jedną dyscyplinę z naszej listy, którą chętnie zobaczylibyśmy na igrzyskach olimpijskich, musiałby to być calvinball. Ta gra ma dokładnie jedną zasadę – nie można dwa razy grać według tych samych zasad. Calvinball jest oficjalnym protestem przeciwko zorganizowanym sportom, przeciwko ograniczaniu kreatywności zawodników. W calvinballu właściwie wszystko jest możliwe, podejmując błyskawiczną decyzję o zmianie reguł można w jednej chwili odmienić losy meczu. W calvinball można grać piłką, narzędziami do krykieta, paletkami do badmintona, wiadrem lodowatej wody i wieloma podobnymi przedmiotami. Tablica wyników może głosić ‹18 : Q›, by po chwili zmienić się na ‹Ugi : Bugi›. To naprawdę jest sport, w którym liczy się udział. Problemem może być jednak wymóg MKOl, aby sport olimpijski był uprawiany w wystarczającej ilości krajów. Na razie bowiem ta dyscyplina ma tylko dwóch zawodników, z których jeden jest sześciolatkiem, a drugi pluszowym tygrysem… Dreszczyk emocji w turnieju łuczniczym Od lat na olimpiadach obmyśla się sposoby na zwiększenie atrakcyjności dyscyplin. W szczególności tych, które polegają nie na bezpośredniej rywalizacji, ale na zmaganiach zawodnika na przykład z tarczą i ze swymi własnymi słabościami. Jedną z takich dyscyplin jest łucznictwo. Relacje pokazują skupioną twarz zawodnika, a potem strzałę wbitą w tarczę. Nudy. A przecież rozwiązanie jest tak proste: wystarczy zajrzeć do komiksu o wiele mówiącym tytule „Thorgal: Łucznicy”. Wprowadzenie dwóch osób, z których jedna strzela z łuku, a druga trzyma na swej piersi tarczę bez dwóch zdań wprowadziłoby do łucznictwa oczekiwany dreszczyk emocji… Corrida na dwa rogi i… skorupę Corrida nie ma szans na zostanie dyscypliną olimpijską, zapewne ze względu na jej brutalność (bo coś tam oceniać na pewno by się dało). My więc – za komiksem Peyo – proponujemy jej złagodzoną wersję. Byka należy zastąpić ślimakiem. Rogi ma? Ma. Kopyta ma? Nie ma, ale ma jedną nogę, a przy tym skorupa może zapobiec cięższym kontuzjom zwierzęcia. Co więcej – nawet rozpędzony i rozjuszony ślimak nie powinien grozić zawodnikowi cięższą kontuzją. W wiosce Smerfów z pewnością zdają sobie z tego sprawę. Dlaczego rugby nie jest dyscypliną olimpijską – naprawdę nie mamy pojęcia. Uprawia się je w wielu krajach, budzi ogromne emocje, ma miliony kibiców. Ale ktoś tak postanowił i już. My więc proponujemy wykorzystanie rugby w jego archaicznej wersji – tak jak grało się na Wyspach Brytyjskich za czasów rzymskich, co zostało świetnie ukazane w komiksie „Asteriks w Brytanii”. Jakie zmiany? Nieco inne od obecnych stroje zawodników, zamiast piłką gra się tykwą, no i doping jest dozwolony. Ale tylko za pomocą galijskiego magicznego napoju. W rękawicach na szachownicy Błyskotliwe połączenie dwóch najbardziej skrajnych sportów – promującego twardzieli (a szczerze powiedziawszy, zwykle tępych brutali) boksu i promujących mózgowców (a szczerze powiedziawszy, zwykle niezłych świrów) szachów. Łatwo więc stwierdzić, że mistrzem w szachoboksie z „Zimnego równika” Enkiego Bilala może być naprawdę nie byle kto. A najprawdopodobniej nieźle ześwirowany brutal. Niezła perspektywa, nieprawdaż? Mamy 100% pewności, że najlepsi sportowcy szachoboksu muszą być ciekawymi osobowościami medialnymi i mocno optujemy za dodaniem tej szlachetnej dyscypliny do programu igrzysk olimpijskich. Golf to gra dla bogatych, podobnie jest z folgiem. Tylko miliarderów stać na wakacje na planecie Greeloar. Ten raj dla bogaczy oferuje nieskończoną paletę rozrywek, w tym także sportowych. A najpopularniejszą dyscypliną w galaktyce kosmicznego Lanfeusta jest właśnie folg. Zaledwie kilka drobiazgów odróżnia go od golfa. Po pierwsze, piłki są trzy, po drugie, piłki unoszą się w powietrzu (antygrawitacja albo inny wynalazek ukrywany w laboratoriach), i po ostatnie, uderzamy w pierwszą piłkę, aby ta uderzyła w drugą, aby ta uderzyła w trzecią, a ta ostatnia wpadła do zrobotyzowanej dziury. A że ostatnia partia folga skończyła się totalną masakrą i galaktyczną wojną? To tylko podnosi atrakcyjność tej gry. Czy Pudzian grywa w szachy? Pytanie powinno brzmieć: czy wygra w szachy? W „Esensji” nie wątpimy, że tak, w końcu to człowiek renesansu – śpiewa, tańczy, full serwis. A jeśli w grę wchodzi turniej szachowy rozgrywany na Wyspach Nonsensu, to nie widzimy lepszego reprezentanta naszego kraju. Dlaczego? Bo używane tam figury „ważą chyba po pół tony” (autentyczne słowa jednego z uczestników). Pamiętajmy, że poprzednia wysłana tam ekipa przegrała z kretesem przez techniczny nokaut-mat. Antyświat ukryty we wnętrzu wieloryba, a przybliżony nam przez światowej sławy podróżników Bąbelka i Kudłaczka, pozwolił spojrzeć na wiele spraw w zupełnie innym świetle. Także na tak prozaiczną dyscyplinę jak rzut dyskiem. Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że może to być sport zespołowy? Oczywiście, że może, pod jednym warunkiem: rzucającym jest szympans, rzucanym jest żółw. W odwrotnej konfiguracji nie mają żadnych szans na zwycięstwo. Z pewnością takie urozmaicenie pozytywnie wpłynęłoby na obecną popularność olimpijskiego rzutu dyskiem. Koszykówka w wersji pustynnej Schulz poprzez Snoopy’ego zdaje się sugerować, że to wszystko wina Busha, ale odłóżmy na bok kwestie polityczne. Skoro jest siatkówka plażowa, to dlaczego nie miałoby być koszykówki, dajmy na to… pustynnej? Wystarczy kawałek pustyni, dwa kaktusy i hulaj dusza. I co najważniejsze, można ją uprawiać w Polsce, na Pustyni Błędowskiej. Nawet Rommel ćwiczył tam przed wyjazdem do Afryki, chociaż… może to nie jest najlepszy przykład. No i walka pod koszem nabierze nowego wymiaru. A na koniec naszego zestawienia prawdziwa perełka z lat 70. ubiegłego wieku. Zarówno pod względem formy, jak i treści. Chodzi o wyścigi temporatyków, czyli kierowców machin czasu. Prym w tej dyscyplinie wiodą zawodnicy radzieccy, ale póki co, rekord wydarł im młody Skandynaw. 24 stulecia przebył w trzy godziny dwadzieścia minut, niezły wynik. A że sam komiks nie wytrzymał próby czasu? W roku 1999 nie zbudowano jeszcze machiny czasu, a o ZSRR słuch dawno zaginął. Na tym właśnie polega urok perełek. |