Powieść Lilian Jackson Braun „Kot, który czytał wspak” jest pierwszą z trzydziestotomowej (!) serii „kryminałów z kotem w tle”. Kot jest, jak się patrzy. Kryminał… czy ja wiem?  |  | ‹Kot, który czytał wspak›
|
Książka jest zdecydowanie cienka, szczególnie jak na standardy, do których przywykłam jako miłośniczka fantastyki (kiedy ostatnio czytałam powieść mającą mniej niż trzysta stron?…). W sam raz na dodatek do gazety codziennej. Napisana jest prostym, lecz zgrabnym językiem (zapewne spora w tym również zasługa tłumacza), Lilian Jackson Braun postarała się też o dość obrazowe opisy mieszkań, pracowni, redakcyjnych pomieszczeń i barów, które wizytuje główny bohater. Dialogi są konstruowane tak, by przekazywały jak najwięcej informacji, przez co niekiedy stają się nieco sztuczne. Okładka ładna, oszczędnie zaprojektowana, a w środku tomu szlaczek ze śladów kocich łapek na początku każdego rozdziału. Zresztą „kociość” tej książki jest jej bodaj największą zaletą – ale o tym za chwilę. Głównym bohaterem jest James Mackintosh Qwilleran, dziennikarz w średnim wieku, który – w domyśle – po zawirowaniach życiowych (niejasno dowiadujemy się, że jest rozwiedziony, a jego praca zawodowa w ostatnich latach przebiegała kiepsko) zdobywa pracę w gazecie codziennej w bliżej nieokreślonym mieście na terenie Stanów Zjednoczonych. Epoka też jest bliżej nieokreślona, w każdym razie na pewno przed erą komputerów i telefonów komórkowych – w redakcji rozlega się swojski terkot maszyn do pisania, zaś na rozmowę wychodzi się do budki telefonicznej. Nie ma żadnych szczegółów, dzięki którym można by stwierdzić, czy akcja toczy się np. w latach 50. czy 60. dwudziestego wieku – nikt ani słowem nie wspomina o polityce czy jakichkolwiek aktualnych wydarzeniach, nie pojawia się też młodzież, z której gustów muzycznych lub odzieżowych dałoby się wywnioskować zakres czasowy. Qwilleran z reportera kryminalnego musi przekwalifikować się na dziennikarza piszącego o współczesnych malarzach i rzeźbiarzach, co zmusza go do zawarcia znajomości z kilkoma z nich. Postacie te są przedstawione całkiem barwnie, a spojrzenie nieznającego się na sztuce dziennikarza na ich dzieła (w rodzaju białych trójkątów na szarym tle czy też konstrukcji zespawanych z kawałków złomu) tworzy zabawny kontrast z „natchnionymi” tyradami twórców i właścicieli galerii w stylu: Pani Lambreth posługuje się pigmentem i impastem, by urzec oglądającego i uwikłać go sensualnie, nim w umyśle tegoż wyartykułuje się właściwy przekaz. czy W swoich geometrycznych kompozycjach Scrano wyraża nader ekspresyjnie istotę libidalnej, poligamicznej natury człowieka. Tytułowy kot, rozpieszczony syjamczyk o pretensjonalnym imieniu Kao K’o-Kung, jest przedstawiony z miłością i znawstwem wskazującym, że autorka niewątpliwie jest prawdziwą miłośniczką futrzaków. Zgodnie z tytułem powieści istotnie czyta wspak i choć trudno zgadnąć, co z tego rozumie, to już sam fakt odróżnienia podpisu artysty od reszty obrazu dowodzi zupełnie nadzwierzęcych umiejętności. Wielbicielom kotów książka niewątpliwie się spodoba, gorzej z wielbicielami kryminałów, którzy mogą tu doznać gorzkiego rozczarowania. „Kot, który czytał wspak” tak naprawdę wcale nie jest „klasycznym kryminałem”, jak określa go wydawca. To, że na morderstwo musimy czekać niemal do połowy książki, może być usprawiedliwione koniecznością przedstawienia bohatera i światka, w którym się obraca. Ale brakuje typowego elementu prawdziwych kryminałów, czyli mozolnego zbierania poszlak i wskazówek, na podstawie których czytelnik – jeśli jest dostatecznie bystry – może sam odgadnąć, kto jest mordercą. Tutaj mamy kilka tropów wiodących donikąd (skradziony sztylet, wypadek na happeningu), a morderca wyskakuje znienacka, niczym diabełek z pudełka. Agatha Christie chyba przewraca się w grobie.
Tytuł: Kot, który czytał wspak Tytuł oryginalny: The Cat Who Could Read Backwards Wydawca: Elipsa ISBN: 978-83-61226-41 Format: 174s. 125×200mm Cena: 12,— Data wydania: 19 kwietnia 2008 Ekstrakt: 50% |