powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXIX)
sierpień-wrzesień 2008

Czytelnik umęczony
Ayn Rand ‹Atlas zbuntowany›
Sięgając po kolejną już powieść Ayn Rand, oczekiwałem po prostu następnego odcinka z cyklu „afirmacja potęgi człowieka”. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, że owa afirmacja może być tak koszmarnie nudna. „Atlas zbuntowany” potwierdził więc tezę, że są na tym świecie rzeczy, które się recenzentom nie śniły…
Zawartość ekstraktu: 30%
‹Atlas zbuntowany›
‹Atlas zbuntowany›
Mówiąc o „Atlasie zbuntowanym”, nie mogę go nie porównywać do „Źródła”, które niedawno opisywałem. I tak jak wówczas byłem książką zachwycony, tak teraz mam zwyczajny żal do autorki, że wychodząc z tych samych założeń, stworzyła rzecz fatalną w odbiorze, by nie powiedzieć po prostu: niestrawną. Może przypomnę: „Źródło” opisywało historię młodego architekta, uosabiającego ideę indywidualizmu i z tego powodu odrzuconego przez społeczeństwo. Z kolei w „Atlasie zbuntowanym” mamy do czynienia już nie z prostą historią nie do końca prostego człowieka, a z uproszczoną wersją dziejów całego świata, choć pokazaną głównie na przykładzie Stanów Zjednoczonych. I chyba właśnie w tej zmianie optyki tkwi również powód mojego czytelniczego niezadowolenia – oto okazuje się, że na barki odbiorcy spada ciężar przyglądania się rozległemu kryzysowi, jaki dotknął Amerykę w sytuacji, w której uciskani przedsiębiorcy zdecydowali się opuścić swoje fabryki. Na nieszczęście cała rzecz sprowadza się do czegoś, co można porównać z jazdą pociągiem – obserwowania przez szybę niezbyt szybko uciekających widoków. Nie ma tu miejsca na wysiłki intelektualne, bo autorka już pomyślała za nas. O ile oczywiście za taki wysiłek nie uznamy brnięcia przez niesamowicie nudne rozdziały, bo wtedy rzeczywiście – jest ciężko.
Nie byłoby to wszystko jeszcze takie złe, gdyby nie fakt, że historia powolnego upadku przedsiębiorstwa transportowego, mającego zapewne symbolizować stan całego wielkiego przemysłu, ciągnie się jak flaki z najlepszym olejem do silników, jaki kiedykolwiek wymyślono. Fabuła jest rozdmuchana do granic możliwości, podczas gdy można by ją streścić w kilku zdaniach, niespecjalnie zresztą złożonych. To, co najbardziej denerwujące, to filozoficzne wstawki, wygłaszane mentorskim tonem. I chociaż sama autorka twierdziła, że bardziej interesuje ją beletrystyka, a filozofia jest tylko środkiem do niej wiodącym, to nie daję wiary tym zapewnieniom. „Atlas zbuntowany” nawet nie tyle został napisany pod wpływem konkretnej doktryny filozoficznej, co jest tej doktryny znakomitą egzemplifikacją. Wszystko, co zostało w tej powieści zawarte, służy wyłącznie jednemu celowi – zaprezentowaniu wyznawanych przez pisarkę idei. Długimi fragmentami jest to pokaz dość toporny, trudno się jednak temu dziwić w sytuacji, w której doktrynerstwo wręcz bije ze wszystkich właściwie wypowiedzi bohaterów pozytywnych.
A skoro już jesteśmy przy „osobach dramatu”, to może i o nich słowo. Eryk Remiezowicz w swojej recenzji „Atlasu” zarzuca Rand szablonowość w ich kreacji. Ciężko się z taką tezą nie zgodzić – postacie zostały bardzo silnie skontrastowane, miejsca dla nich wyznaczono zaledwie w dwóch punktach skali dobro-zło i nie muszę chyba mówić, że są to miejsca bardzo od siebie oddalone. Nie ma tu nic pośrodku: jeśli miałeś pecha i znalazłeś się po złej stronie mocy – zostajesz obdarzony wachlarzem cech budzących obrzydzenie i odrazę. Jeżeli natomiast trafiłeś na właściwą stronę barykady, możesz mieć pewność, że twoje ciało będzie przypominało posągi bogów greckich, a w każdym ubraniu, jakie założysz, będziesz wyglądał przepięknie.
Filozofia, jaką wyznaje Rand, wydaje się sensowna jedynie na odcinku jednostki. Hasło „nigdy nie będę żył dla innego człowieka i prosił go, by żył dla mnie” przyświecające pozytywnym bohaterom jest całkiem nieźle umotywowane, podobnie jak odrzucenie teorii mówiącej o „pracy wedle zdolności, zapłacie wedle potrzeb”. Kiedy jednak autorka przenosi się na obszar makro, gdy zaczyna przekładać swoje zasady na gospodarkę – w umyśle czytelnika zapala się lampka kontrolna, każąca podchodzić do proponowanych przez Rand rozwiązań z dużą dozą nieufności. Wolnorynkowe postulaty, dążące do zniesienia jakichkolwiek ograniczeń nakładanych na przedsiębiorców, widzące w podatku dochodowym źródło zła, składają się na wizję niezwykle odrealnioną i, co tu ukrywać, dość uproszczoną. O ile przy lekturze „Źródła” można z całych sił kibicować głównemu bohaterowi tylko z powodu jego wspaniałego indywidualizmu, o tyle tutaj obawiam się, że nie poruszyłyby nikogo losy wielu takich jednostek, gdyby nie ich zestawienie z przesiąkniętymi złem politykami. Zwykle bowiem osobnik wybitny cieszy oko czytelnika najbardziej wówczas, gdy może on swoją znakomitość pokazać na tle wszechobecnych miernot. Natomiast dążenie do społeczeństwa złożonego z „ludzi perfekcyjnych” może wzbudzić już tylko wątpliwość i uśmieszek na twarzy. O ile wcześniej ta sama twarz nie wyląduje z nosem w książce, co byłoby dość spektakularnym końcem lektury dla przysypiającego odbiorcy, wyczerpanego powieścią ciągnącą się niczym tor kolei transkontynentalnej.
Sam „Atlas” mógłby w takiej metaforze odgrywać rolę dostojnie sunącego pociągu – ładnie wyglądającego z zewnątrz i niewątpliwie solidnego, ale to już w zasadzie wszystkie komplementy, jakimi mogę go obdarzyć.



Tytuł: Atlas zbuntowany
Tytuł oryginalny: Atlas Shrugged
Autor: Ayn Rand
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-085-0
Format: 1176s. 155×235mm
Cena: 49,—
Data wydania: 6 maja 2008
Ekstrakt: 30%
powrót do indeksunastępna strona

107
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.