Z długometrażowymi wersjami seriali jest zwykle taki problem, że albo mają mało wspólnego z klimatem odcinków telewizyjnych, albo są idealną imitacją produkcji TV, tyle że rozciągniętą do nadmiernych rozmiarów. Pierwszy kinowy film na podstawie serialu „Z archiwum X” niestety nie uniknął tej pułapki.  |  | ‹Z archiwum X›
|
Minęło już 10 lat od chwili premiery kinowej wersji przygód Muldera i Scully. „Fight the Future” pojawił się na dużym ekranie u szczytu popularności serialu – cały świat słyszał o Davidzie Duchovnym i Gillian Anderson, a „dziecko” Chrisa Cartera biło rekordy oglądalności. Naturalnym sposobem na zdyskontowanie (finansowe oczywiście) tego sukcesu był film kinowy. Carter stanął przed dylematem: co powinno znaleźć się w wersji na duży ekran – potwory, mutanci i psychopaci czy spisek rządowy i kosmici? Oczywiście wizytówką serialu było to drugie, ale wybór wcale nie był oczywisty (o czym świadczyć ma „I Want to Believe” – ponoć bardzo luźno, jeśli nie wcale, powiązany z głównym nurtem mitologii). Wersje kinowe rządzą się jednak własnymi prawami i film nie mógł być jedynie prostą kontynuacją wątków z serialu i produkcją jedynie dla fanów. Musiał być też skonstruowany tak, by widz „z ulicy” mógł zorientować się w akcji i dobrze się bawić. Oczywiście ekranizacja jednocześnie nie mogła nużyć i ignorować najzagorzalszych iksfajlomaniaków. W „Fight the Future” to połączenie wyszło niestety słabo. Fabularnie film ustawiony jest pomiędzy 5 a 6 sezonem serialu (a kręcony był w trakcie piątego – co tłumaczy usunięcie w cień w niektórych odcinkach Duchovnego i Anderson, którzy pracując przy filmie najzwyczajniej nie mogli w pełni poświęcić się serialowi) i, z jednej strony, kontynuuje i rozwija znane wątki, a z drugiej – sygnalizuje nowe. Oprócz pary głównych bohaterów pojawiają się oczywiście postacie poboczne, jak Walter Skinner i Samotni Strzelcy, oraz negatywne – Palacz i Człowiek o Wypielęgnowanych Dłoniach. Scenariusz rozwija wątek Czarnego Raka, oleistej cieczy będącej czymś w rodzaju wirusa lub przetrwalnikowej formy obcych, który ma być drogą do kolonizacji Ziemi. Oczywiście – zgodnie z tradycją serialu – „rozwijanie” nie jest tożsame z „wyjaśnianiem”, a wręcz przeciwnie: tajemnice się mnożą, a bohaterowie i widz mogą się tylko gubić w domysłach. Fani „Z archiwum X” mogli być filmem usatysfakcjonowani. Nie odbiegał on klimatem od serialu, a kilka wątków – nie tylko spiskowych – popchnął nieznacznie do przodu. Jeden z czarnych charakterów poniósł śmierć, ujawniła się nowa forma (czy może raczej stadium rozwoju) obcych, a Mulder i Scully znacząco zbliżyli się ku sobie. Dużo gorzej jednak odbierał film widz nieznający serialu. Chris Carter nie dał takim osobom ani szansy na poznanie całej układanki spiskowej, ani nawet czasu, by bliżej poznać bohaterów, którzy są wprowadzani na zasadzie „przecież każdy ich zna”. Do tego dochodzi jeszcze mnóstwo nielogiczności i fabularnych dziur – od drobnych w rodzaju spodni, które, nie wiadomo skąd, pojawiają się w finale u Scully, po poważniejsze, jak tajemnica obchodzenia się Syndykatu z Mulderem jak ze zgniłym jajkiem, czy otwarte (delikatnie mówiąc) i cokolwiek deusexmachinowate zakończenie. Rzeczy, które są w jakiś sposób wpisane w formułę serialu i przez fanów traktowane ulgowo (a może wręcz oczekiwane), dla przeciętnego widza jawią się jako jednoznaczne wady. Jak odbiera „Fight the Future” dekadę po premierze i kilka lat po zakończeniu emisji serialu umiarkowany fan? Niestety, raczej negatywnie. Początek budzi jeszcze nadzieję, zwłaszcza dynamiczna scena wybuchu wieżowca i kilka celnych ripost Muldera obiecują nie tylko starych dobrych znajomych, ale też przyzwoity thriller science-fiction z elementami akcji. Niestety im dalej, tym gorzej. Film zamienia się w wydłużony do dwóch godzin odcinek serialu, Duchovny zostaje usunięty w cień, a jego bohaterowi nałożony zostaje limit ciekawych one-linerów. Stosunki między postaciami to cofają się do stanu z początku serii (by przypadkowy widz mógł zrozumieć o co chodzi, co skutkuje łopatologicznymi dialogowymi didaskaliami), to zostają wyniesione na wyższy poziom (np. Mulder i Scully PRAWIE się całują – że to ważne wydarzenie i od dawna oczekiwany moment, wiedzą tylko znający serial). Fabuła grzęźnie na dłuższy czas w mieliźnie mętnych dialogów i Bardzo Tajemniczych i Niepokojących scen, by w epilogu eksplodować akcją na przyspieszonych obrotach (bo przecież jakoś, choćby zgrubnie, trzeba fabułę rozwiązać – a tu już druga godzina projekcji mija!). Zresztą akcją nie najwyższych lotów, bo efekty specjalne i sposób kręcenia tychże scen są raczej „telewizyjnej” jakości. Byłem pewien, że po takim czasie wystarczy mi sam widok Muldera i Scully na ekranie, by wczuć się w klimat i przypomnieć dawne fascynacje „Z archiwum X”. Niestety, okazało się – a właściwie przypomniało – że „Fight the Future” to esencja najsłabszych elementów serialu: taplania się w gęstym kisielu niedomówień i sugestii, rozciągania fabuły do maksimum, by w efekcie nie powiedzieć nic 1). Kiepskie prowadzenie akcji, „telewizyjność” i bardzo przesadzona długość filmu tylko pogarszają odbiór. No i w końcu sobie przypomniałem, dlaczego przed dziesięciu laty wyrzuciłem ten film z pamięci – to po prostu jeden z wielu odcinków serialu. Tych słabszych. 1) Więcej o stosunków poszczególnych redaktorów Esensji do serialu i dlaczego „monster-of-the-week” jest lepszy od odcinków spiskowych (lub na odwrót) – dowiecie się z redakcyjnej dyskusji.
Tytuł: Z archiwum X Tytuł oryginalny: The X Files Obsada: David Duchovny, Gillian Anderson, John Neville, Martin Landau, Mitch Pileggi, Jeffrey DeMunn, Blythe Danner, Armin Mueller-Stahl, Lucas Black, Steve Rankin, Glenne HeadlyRok produkcji: 1998 Kraj produkcji: Kanada, USA Dystrybutor: Syrena Data premiery: 25 września 1998 Czas projekcji: 121 min. Gatunek: SF, thriller Ekstrakt: 40% |