Dopiję kawę, Postrzelam z parasola, A wszystko jakoś tak z grubsza, Tak wcale. Dziewiąta na całej szerokości drzwi - niepunktualni się cygański poranek. Psy same wieszają się na zainteresowanych, dzieci wysysają chłodne wapno ze ścian. Widać znowu ktoś za mocno odkręcił słońce. Z racji tego, że w poniedziałki słońce świeci na lewą stronę, zauważę, proszę pani, że świat nam spowszedniał do rozmiarów kromki chleba (ale też niekoniecznie). Najniechybniej jak się da zostaliśmy przejęci przez Państwowy Urząd Nędzy i Rozpaczy. Obdarłem z Ciebie miasto i nic, nawet nie bolało (co najwyżej trochę piekło). Tramwaj wciąż pachniał resztkami upału, a lipiec był jak zwykle siódmy. Nieprzewidziane przyszło bardzo niepunktualnie - dziesięć po Grodzkiej urwał mi się dzień. Więc jednak nie warto kurczowo ścierać się o podłogę. Tu mają niebo łykowate, żylaste i gwoli ścisłości. Wyjmą ci z ust ten cały wiatr i uszyją parasole. Nic tylko czekać aż księżyc skończy się nam z początkiem miesiąca. Wieści o mojej nieśmierci Ciągną się za mną dwudziesty rok I trzeba chyba przyznać, że niewiele jest w nich przesady. W wątłym ciele tłusty duch - To będzie celna parafraza. Zresztą co za różnica. Stoję podczas, gdy autobus Robi mi wokół szyi pętlę, Czerwoną (przeważnie). Na moje ciało Wyrwane z kontekstu Rzucił się blady, rwany dzień. Dopiję kawę, Postrzelam z parasola, A wszystko jakoś tak z grubsza, Tak wcale. |