powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXXX)
październik 2008

Ziggy pożera Amerykę
David Bowie ‹Live Santa Monica ‘72›
Rok 1972 zaowocował całą masą naprawdę znakomitych płyt. Jednym z najważniejszych albumów wydanych wówczas był „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars” Davida Bowiego. Po raz pierwszy w historii rocka mieliśmy do czynienia z artystą, który świadomie i celowo wykreował swoje alter ego. Bowie stał się Ziggym Stardustem, androgynicznym kosmitą, na ponad rok. W tym czasie zdążył wywołać rewolucję w popkulturze i stał się jej ikoną. Panie i panowie, oto opowieść o człowieku, który spadł na Ziemię. Tę Ziemię.
Zawartość ekstraktu: 100%
‹Live Santa Monica ‘72›
‹Live Santa Monica ‘72›
Pomijając całą genialność albumowej kreacji Stardusta, największą siłą tej postaci był jej wizerunek sceniczny. Niesamowita pomarańczowa fryzura, skrzące się od błyskotek i cekinów obcisłe wdzianka, ostry makijaż – to wszystko składało się na obraz istoty panseksualnej, będącej idealnym wzorcem dla szalonej ery początku lat 70. Każdy koncert Bowiego i Pająków wzbudzał niemal bachiczny szał. Wielka Brytania dosłownie ześwirowała na ich punkcie już w połowie roku 1972, Ameryka natomiast czekała. Do USA docierały jedynie szczątkowe relacje z ekstatycznych koncertów, zdjęcia, czasem bootlegi albo jakieś fragmenty transmitowane w radiu. Stany drżały z niecierpliwości, ale Ziggy czekał. Pierwsze tournée Ziggy’ego Stardusta & The Spiders from Mars za oceanem odbyło się jesienią 1972 roku. Ameryka była już wówczas rozpalona, chętna i gotowa na ostre wejście Ziggy’ego.
To tournée Bowiego było bardzo chętnie bootlegowanym okresem w historii rocka. Tym większe zdziwienie budzi fakt, że żaden z tych koncertów nie został wydany oficjalnie za życia Stardusta. Dopiero teraz, dzięki albumowi „Live Santa Monica ‘72”, możemy się zapoznać z fenomenem Ziggy’ego i jego scenicznej magii.
OK, to nie do końca jest tak, że te nagrania wydano po raz pierwszy – w 1994 roku wypuściła je już na rynek mikroskopijna wytwórnia Golden Years Record. Prawdopodobnie nie do końca legalnie i na pewno nie w takiej formie jak EMI. Oto mamy pudełko z grubej tektury, na nim zdjęcie Ziggy’ego oraz biletu wstępu na zarejestrowany koncert. Wewnątrz książeczka wyglądająca jak opakowanie na taśmę nagraniową, cztery promocyjne zdjęcia Stardusta, plakat, reprodukcja relacji z koncertu w Santa Monica Civic Center i płyta zapakowana w kartonową kopertę z odjazdowym rysunkiem.
Nagrania z tego koncertu też były w szerokim obiegu w formie bootlega. Przyczyna była prosta – występ był transmitowany na żywo przez lokalną stację radiową, więc każdy, komu nie było dane wysupłać 5,50 dolara za bilet, mógł chłonąć muzykę przy odbiorniku radiowym. A było czego posłuchać. Zespół wystartował z dynamicznym „Hang on to Yourself” i w siedemdziesiąt minut z okładem przeleciał przez swoje największe ówczesne przeboje. Nie zabrakło ani „Space Oddity”, ani „The Width of a Circle”, w którym swój geniusz jako gitarzysta solowy udowodnił Mick Ronson, ani „Changes”, ani zawsze wspaniałego „The Jean Genie”. Znalazło się też miejsce na dwa cudze utwory: „My Death” z repertuaru Jacques’a Brela oraz „I’m Waiting for the Man” Velvet Underground. Jednak najsilniej reprezentowany był promowany wówczas album „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars”, pochodzi z niego aż sześć kompozycji. Oczywiście największe wrażenie robią „Ziggy Stardust” oraz zagrany na wielki finał „Rock ’n’ Roll Suicide”. Cały ten występ to wielki żywioł, porywający wspaniale reagującą publiczność. Bowie wspominał po latach, że jest świadom pewnych niedoskonałości wykonawczych na tym koncercie. Że czasem zapominał w scenicznym ferworze słów piosenki. Że prawie nie słychać pianisty. Jednak w zamieszczonej na okładce płyty krótkiej nocie pisze znamienne słowa: „Ziggy w owym czasie nie był już tylko sceniczną kreacją. Ja się nim stałem”. I to słychać w każdym z tych nagrań.
Gdyby album „Live Santa Monica ‘72” był wydany w 1972 albo 1973 roku, byłby ogromnym wydarzeniem. Opublikowany teraz jest fascynujacym dokumentem pewnej epoki. Epoki, w której rządził i dzielił pewien pomarańczowowłosy kosmita w błyszczącym, seksownie obcisłym kostiumie. A najlepsze jest to, że ów kosmita był świetnym showmanem i miał do pomocy kapitalny zestaw muzyków, dzięki którym każdy koncert Ziggy’ego & The Spiders był rockowym wyznaniem wiary i nieprawdopodobnie intensywnym przeżyciem. Sprawdźcie sami, to wciąż działa mimo upływu 36 lat.
P.S. Znakomitym uzupełnieniem recenzowanego powyżej albumu są wydane w 2003 roku album oraz płyta DVD „Ziggy Stardust and the Spiders from Mars”, dokumentujące koncert z londyńskiego Hammersmith Odeon z 3 lipca 1973 r. Był to ostatni występ Davida Bowiego w swym najbardziej fascynującym wcieleniu, zakończony symboliczną „śmiercią” sceniczną Ziggy’ego Stardusta.
Skład:
David Bowie – śpiew, gitara;
Mick Ronson – gitara, bas, śpiew;
Trevor Bolder – bas;
Mick „Woody” Woodmansey – perkusja;
Mike Garson – klawisze



Tytuł: Live Santa Monica ‘72
Wykonawca / Kompozytor: David Bowie
Wydawca: EMI Music
Data wydania: 30 czerwca 2008
Czas trwania: 74:21
Utwory:
1) Introduction: 00:13
2) Hang on to Yourself : 02:46
3) Ziggy Stardust : 03:23
4) Changes: 03:27
5) The Supermen : 02:55
6) Life on Mars? : 03:28
7) Five Years : 04:32
8) Space Oddity : 05:05
9) Andy Warhol : 03:50
10) My Death : 05:51
11) The Width of a Circle : 10:44
12) Queen Bitch : 03:00
13) Moonage Daydream : 04:53
14) John, I’m Only Dancing : 03:16
15) I’m Waiting for the Man : 05:45
16) The Jean Genie : 04:00
17) Suffragette City : 04:12
18) Rock ‘n’ Roll Suicide : 03:01
Ekstrakt: 100%
powrót do indeksunastępna strona

151
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.