powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXXX)
październik 2008

Wariacje literackie: Wariacje recenzenckie
Na stronach Esensji można znaleźć prawdziwy punkt werbunkowy: „Zostań recenzentem – czeka na Ciebie wspaniałe życie!” Niestety, hasło to w rzeczywistości jest pustym sloganem, bowiem praca recenzenta książek popularnych to – parafrazując Winstona Churchilla – tylko krew, pot i poplamione drukiem palce. Na dodatek wszystko to całkowicie za darmo.
Nie ma nic gorszego niż nieodpłatna praca recenzenta w wirtualnej redakcji, gdzie koledzy po piórze (klawiaturze?) są zazwyczaj tylko nickami wyświetlającymi się na ekranie. Jednak wciąż jest to najpopularniejszy i najprostszy sposób zaistnienia w (internetowym) świecie literatury popularnej. W każdym razie dużo łatwiejszy aniżeli pisanie felietonów. Już tylko publikowanie opowiadań wymaga mniej wysiłku, chociaż tych w internecie jest tak wiele, że – podejrzewam – nie czyta ich nikt, łącznie z autorami. Natomiast kariera recenzenta to w miarę łatwa droga do sławy, zwłaszcza jeśli trafi się na dobrą redakcję. Gorzej, jeżeli ta ostatnia zapełniona jest samymi zawistnikami, którzy znajdują perwersyjną przyjemność w wytykaniu nieistotnych błędów i poprawianiu wyrafinowanego stylu recenzenta. Już lepiej poszukać redakcji (a jest ich całkiem sporo), w której obróbka tekstu ogranicza się do wstawienia niezbędnych znaczników potrzebnych do publikacji na stronie internetowej. Ale miało być o pocie i krwi.
Najgorszym zadaniem w pracy krytyka zajmującego się literaturą popularną jest… czytanie literatury popularnej. Pół biedy, jeśli interesują nas przygody agentów wywiadu, pogodników, detektywów, nocarzy i innych; gorzej natomiast, kiedy za recenzowanie bierze się osoba, która wyrosła już z takich lektur. Dobrze spreparowana powieść jest w stanie takiego czytelnika – no, może nie od razu zabić, ale poważnie osłabić. Jak w tym japońskim filmie, gdzie tajemnicza kaseta wideo mordowała swoich widzów. Czytanie niektórych książek ukazujących się na polskim rynku przypomina oglądanie takiej zabójczej taśmy. W podobnych wypadkach nie pomaga humor ani rzucanie powieścią o ścianę, a nawet próba przebrnięcia przez tekst, czytając tylko co drugi wiersz. Czasami grafomańskie powieści przypominają horrory H. P. Lovecrafta, w których w finale głównego bohatera w najlepszym przypadku może czekać jedynie szaleństwo. Sam pamiętam kilka pozycji, które wywarły na mnie niezatarte wrażenie; do dziś budzę się jeszcze w nocy z krzykiem na ustach, wspominając męczarnie związane z lekturą niektórych tytułów. Rzadko który z recenzentów ochoczo zgłaszających się do redakcji zdaje sobie sprawę, że w tej pracy czeka go prawdziwa mordęga. Oczywiście można powiedzieć, że krytyk sam wybiera tytuł, którym chce się zająć, nie powinien więc narzekać na cierpienia związane z lekturą. Nie jest to prawdą, bowiem listy tak zwanych gratisów recenzenckich są zwykle ograniczone, a poza tym – skąd recenzent ma wiedzieć, co go czeka, kiedy jest pierwszym czytelnikiem danej pozycji? Jednak artystyczne gnioty to tylko połowa cierpień krytyka; są także książki dobre – i tego powinien ktoś zakazać.
Recenzowanie znakomitych, ale także po prostu dobrych powieści, to czasami robota dużo gorsza od lektury literackich gniotów. Owszem, czyta się to to całkiem przyjemnie, tylko trochę później pojawia się problem – co napisać? Określenia w stylu „znakomity”, „świetnie napisany”, czy „oryginalny język” są od razu wykreślane przez usłużnych kol. red. Gdyby jeszcze było co zganić – jakieś potknięcia w tekście, nielogiczne postępowanie bohaterów! Niestety, dobre książki mają to do siebie, że aby je zrecenzować, trzeba się porządnie namęczyć. Pomyśleć. Na szczęście znakomitą większość recenzowanej literatury stanowią nijakie, wtórne i schematyczne książki, których omówienie może przebiegać pod stałym schematem: trochę chwalimy, a trochę ganimy. W takich wypadkach można napisać, że i dobry język, i brak logiki. Albo, że autor się starał, ale nie wyszło. Tylko prawdziwy recenzent docenia mierną książkę – nie grafomańską, ale też nie wybitną – bowiem jest ona idealnym materiałem na tekst krytyczny nie wymagający specjalnego główkowania.
Czytelnik, który na swoje nieszczęście przed lekturą książki sięga po recenzję, jest w niegodnej pozazdroszczenia sytuacji. Najczęściej wydaje mu się, że na podstawie tekstu będzie mógł wyrobić sobie zdanie na temat pozycji albo zwyczajnie dowiedzieć się, czy po dany tytuł warto sięgać. Otóż, nic bardziej mylnego! Krytyk najczęściej sam nie ma bladego pojęcia, o czym pisze – zaświadczy o tym każdy pomówiony w recenzji autor. Zazwyczaj tekst będący analizą i oceną danej książki to wypadkowa: a) miernych umiejętności wyrażania myśli przez recenzenta, b) tego, co akurat przyszło mu do głowy, c) nielicznych zapamiętanych fragmentów książki i d) czystego szaleństwa. Przemyślanej oceny danego tytułu można ze świecą szukać. (Podobno kiedyś taki tekst popełnił Antoni Słonimski, ale nikt mu potem nie chciał uwierzyć.) Dlatego też proponuję krótki poradnik, jak czytać recenzje:
  1. Najlepiej wcale nie czytać.
  2. Jeśli już, to tylko streszczenie omawianej pozycji.
  3. Pod żadnym pozorem nie należy wierzyć krytykowi, że udało mu się stwierdzić, o czym traktuje książka.
  4. Uwaga: recenzent zwykle wie tyle samo, albo nawet mniej, co zwykły czytelnik.
  5. Nigdy nie należy czytać kilku recenzji tej samej pozycji – wprowadza to tylko niepotrzebny zamęt.
  6. Jeśli już zdecydujemy się na lekturę tekstu krytycznego, najlepiej sięgnąć po taki, w którym jest wyłożona kawa na ławę: książka dobra albo zła. Wszelkie półcienie świadczą tylko o tym, że recenzent nie zna się na swojej robocie.
  7. Najczęściej poziom książki jest wręcz przeciwny do tego, co pisze o niej krytyk.
Niestety, opisana powyżej metoda jest bardzo zawodna – nigdy nie będziemy mieli stuprocentowej pewności co do tego, że krytyk nie zrobił nas w przysłowiowe bambuko. Dlatego też w oparciu o wieloletnią praktykę i głęboką refleksję nad zagadnieniem, podsuwam jeszcze jedno rozwiązanie, moim zdaniem najlepsze: samemu zostać recenzentem. Tylko wtedy będziemy mieli pewność, że czytana przez nas książka jest dokładnie taka, jak uważamy. Formularz zgłoszeniowy znajduje się w dziale Redakcja magazynu Esensja.
powrót do indeksunastępna strona

61
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.