Z całą pewnością nie jest to książka dla rodziców, którzy uważają, że dzieci należy karmić bajeczkami o nastoletnich czarodziejkach i różowych kucykach. „Ostatni elf” włoskiej pisarki Silvany Da Mari jest opowieścią piękną i jednocześnie bardzo smutną – mądrym smutkiem jak ten z „Braci Lwie Serce” Astrid Lindgren, ale jednak smutkiem, który sprawia, że nawet dorosłym mogą w trakcie lektury zaszklić się oczy.  |  | ‹Ostatni elf›
|
O czym jest książka Silvany De Mari? Przede wszystkim o niezrozumieniu, samotności i obcości – ale także o tym, jak ważny może być jeden opiekuńczy gest czy słowo. O życiu w beznadziejnym, okrutnym systemie – i o nadziei. O przyjaźni i miłości, niekoniecznie tej w romantycznym, męsko-damskim ujęciu. Bohaterem jest mały elf o imieniu tak skomplikowanym, że rozmówcy biorą je za kaszlnięcie, dlatego zwykle używa skrótu Yorsh. Na pierwszych kartach powieści pojawia się jako zagubione w lesie dziecko, nic nierozumiejące ze świata i z ludzkich zachowań (co niekiedy bywa źródłem dość humorystycznych sytuacji – na przykład jego pierwsze rozmowy z napotkanymi ludźmi, w których stara się zwracać do owych ludzi jak najuprzejmiej, a efekt jest… dziwny). Stopniowo poznajemy jego smutną historię, a podczas kolejnych przygód otrzymujemy informacje o świecie, w którym rozgrywa się akcja. Jak przystało na baśń, świat jest dosyć kameralny: można odnieść wrażenie, że występuje tam tylko jedno miasto i dwie albo trzy wsie. To mikrouniwersum jest jednak tylko tłem, najbardziej istotne są ludzkie zachowania: powieść traktuje o odnajdywaniu w sobie opiekuńczości i odwagi, o przywiązaniu, o dramatycznych niekiedy wyborach; ale zarazem o nietolerancji, nienawiści i wykorzystywaniu słabszych. „Ostatni elf” jest podzielony wewnętrznie na dwie części – stąd rodzic, który zapragnąłby czytać książkę na głos swojemu dziecku, może poprzestać na pierwszej, jeżeli zaobserwuje zbyt depresyjne reakcje (scenę rozstania małego elfa z babcią pewnie nawet większość czytelników całkowicie dorosłych uzna za rozdzierającą), druga część, „Ostatni smok”, jest bowiem jeszcze smutniejsza. Ale czy opowieść dziejąca się w kraju opisanym przez Silvanę De Mari może nie być ponura? Widać, że autorka baśni pełnymi garściami czerpie z XIX- i XX-wiecznych doświadczeń naszej cywilizacji. Elfy wyginęły z głodu, zamknięte w obozach-więzieniach, a druga oprócz Yorsha główna postać, trzynastoletnia Juna, zmuszana jest wraz z innymi dziećmi do niewolniczej pracy w sierocińcu rodem trochę z „Olivera Twista”, a trochę z radzieckiego totalitaryzmu. Z tym drugim kojarzą się szczególnie poranne apele z obowiązkowym wysławianiem dobroci panującego władcy (który doprowadził kraj do ruiny) i szkalowaniem pamięci własnych rodziców. Akcja, choć w dużej mierze równie kameralna, co świat, zawiera sporo przygód: bohaterowie kilka razy uciekają z więzienia, a w finale muszą stoczyć bitwę ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Jednak to, co najważniejsze zawsze rozgrywa się między dwiema osobami: Yorshem i jego przygodnymi opiekunami (którzy muszą podjąć decyzję, czy chronić go, czy raczej ratować własną skórę); Juną i dziećmi z sierocińca; Yorshem i smokiem, Yorshem i Juną… Da Mari pokazuje też, że zdobycie przepiórczego jajka przez głodne dziecko może być przeżyciem nie mniejszym niż skok z murów więzienia do lodowatej rzeki pod gradem strzał, zaś wysłuchanie wyroku śmierci z ust okrutnego władcy to nic w porównaniu z koniecznością stawienia czoła nadzorczyni sierocińca w obronie koleżanki… Oczywiście, jak przystało na baśń, każda z dwóch historii kończy się happy endem – względnym, ponieważ ci, którzy umarli lub zginęli, pozostają martwi – nie ma żadnych czarów, które by ich ożywiły, nie okazuje się nagle, że tak naprawdę udało im się uciec i schować. Pozostaje smutek i pustka w sercu, nie do końca kojona nadzieją na szczęśliwszą przyszłość.
Tytuł: Ostatni elf Tytuł oryginalny: L’ultimo elfo ISBN: 978-83-7414-406-3 Format: 312s. 142×202mm; oprawa twarda, obwoluta Cena: 39,90 Data wydania: 17 kwietnia 2008 Ekstrakt: 70% |