Zwycięzca zgarnia wszystko. Piosenkę zespołu ABBA o takich słowach zna cały świat, ale to dzięki zrealizowanemu na podstawie scenicznego show filmowi „Mamma Mia!” zyskują one nowe, figuratywne znaczenie. Film Phyllidy Lloyd zwycięża i dostaje od widza wszystko: żywe emocje, sympatię i zainteresowanie. To po prostu musical jak marzenie.  |  | ‹Mamma Mia!›
|
Siłę „Mamma Mia!” stanowi możliwość traktowania filmu nie tylko jako ekranizacji bardzo popularnego broadwayowskiego musicalu, ale także jako zaskakującego fenomenu w świecie kultury popularnej. Dziesięć lat temu, kiedy musical zadebiutował na scenie, największe przeboje ABBY w nowych interpretacjach zostały połączone z mało oryginalną, ale mimo to porywającą historią. Tym razem otrzymujemy jeszcze więcej, bo do odświeżonej muzyki, która chyba nigdy się nie zestarzeje, doszły jeszcze przepiękne krajobrazy greckich wysp, dynamizm montażu i zdjęć niwelujący już do końca ograniczenia teatru i – co najważniejsze – fantastyczna obsada złożona z samych gwiazd. A może powinno się powiedzieć: doskonałych aktorów, którzy nie dbają o image, a po prostu grają, zmieniając role jak kameleon kolory. Mowa oczywiście o cały czas pięknej i wciąż młodej duchem Meryl Streep, walczącym z wizerunkiem bondowskiego przystojniaka Piersie Brosnanie, niesamowicie zabawnym Colinie Fircie oraz kpiącym z jakichkolwiek schematów Stellanie Skarsgårdzie. Mieszanka świetnych ról z wciąż żywymi przebojami nakręcona w aurze nieustającej zabawy i przyprawiona nutą melancholijnego zamyślenia okazuje się iście wybuchowa. Otrzymujemy nie film, a wyjątkowe zjawisko wizualno-muzyczne. Fabuła trąci banałem: Sophie stara się znaleźć swojego ojca, aby ten zjawił się na jej ślubie. Na podstawie pamiętnika matki Sophie, Donny, można wywnioskować, że kandydatów jest trzech, stąd w świat idą trzy zaproszenia na wesele. Panowie, niczego nie podejrzewając, przybywają na sielską wyspę, a razem z nimi wracają wspomnienia młodości, szalonych namiętności i wolności. W miarę jak rozwija się fabuła okazuje się, że to nie sama historia ma przemawiać do nas piosenkami ABBY, ale drobne szczegóły w niej zawarte, postaci i ich uczucia. Bo pod prostą historią kryją się tęsknota za tym, co minęło, strach przed rozstaniem z ukochanymi ludźmi, obawa przed samotnością i brakiem zrozumienia. Niezwykle ważna staje się też relacja między Sophie a Donną. Więź córki i matki, spotęgowana wspólnymi problemami i koniecznością pokonywania przeszkód tylko we dwójkę, wydaje się być w filmie Lloyd symbolem bezinteresownej matczynej miłości oraz upływającego czasu. Przynosi on zmiany, czasem daje, ale dużo częściej zabiera – młodość, umiejętność czerpania z życia wszystkich soków, wreszcie dzieci, które chcą uciec z domu rodzinnego i szukać siebie w metaforycznej podróży przez ludzkie zachowania. Jednak mimo szczypty smutku, który wyziera spod ładnych obrazów i intensywnych barw, „Mamma Mia!” ma w sobie mnóstwo radości, nadziei i magii. Stanowi gloryfikację życia i lepszego jutra. Lloyd zręcznie przeplata pokolenia, pokazując, że prawie niczym się nie różnią. Każdy, niezależnie od wieku, tak samo chce żyć i cieszyć się codziennością, kochać, przegrywać i zwyciężać. Odrobina humoru dopełnia treść filmu, a jego euforyczny nastrój wzmacniają piosenki. Znakomicie wytyczają główną linię fabularną, służą do charakteryzowania bohaterów czy opisywania targających nimi emocji. Do tego, zostały efektownie zgrane z obrazem. Oczywiście, aktorzy wykonujący na nowo hity ABBY nie mają wielkich głosów, chociaż Meryl Streep jako Donna i młodziutka Amanda Seyfried w roli Sophie pozytywnie zaskakują. Na szczęście, jest to musical, a nie koncert, więc bardziej niż liczba oktaw liczy się interpretacja aktorska. Przede wszystkim gwiazdy sprawiają, że film Lloyd kupuje się bez kręcenia nosem, z wszystkimi drobnymi wadami i grosem zalet, dlatego „Mamma Mia!” sprawdza się doskonale i jako kino, i jako musical. Po obejrzeniu filmu Lloyd trudno nie spojrzeć na świat przez różowe okulary albo nie zanucić „Honey Honey”, „Dancing Queen” czy „Thank you for the music”. A raczej thank you for the movie, bo „Mamma Mia!” to nic innego jak cudowny promyk umykającego lata i energetyczne kino, które sprawia, że uśmiech można wydobyć w życiu prawie z każdego, nic nieznaczącego na pierwszy rzut oka drobiazgu. Aż chce się żyć… i o to chodziło!
Tytuł: Mamma Mia! Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Niemcy, USA, Wielka Brytania Dystrybutor: UIP Data premiery: 29 sierpnia 2008 Czas projekcji: 108 min. Gatunek: komedia, musical Ekstrakt: 90% |