Czy smoki naprawdę istniały? A jeśli nawet tak, to czy mogły latać? Albo ziać ogniem? Na te pytania próbuje dać odpowiedź „Świat smoków: fantazja ożywiona”, paradokument starający się „odtworzyć” wygląd i sposób życia tych skrzydlatych gadów. Jednak stawiane w nim tezy częstokroć są tak karkołomne, że zaczynam wątpić, czy w ogóle jest sens powoływać do życia filmy tego typu, a tym bardziej stawiać je sobie na półce w domu. W końcu każdy ma swoją własną wizję smoka i może lepiej tego nie zmieniać.  |  | ‹Świat smoków: Fantazja ożywiona›
|
„Świat smoków: fantazja ożywiona” to bardzo nietypowy film, łączący w sobie dokument i fabułę. Przy czym – tak naprawdę – ani to dokument (z oczywistych raczej powodów), ani film fabularny (bo kilka fabularyzowanych wstawek to zbyt mało, by go za taki uznać). Okazuje się jednak, że i na coś takiego jest gatunkowa szufladka nosząca nazwę „docudrama”, obejmująca fabularyzowane rekonstrukcje zarówno zdarzeń historycznych, jak i takich, które nie miały miejsca, choć teoretycznie mogły zaistnieć. Problem w tym, że „Świat smoków…” nie do końca odpowiada tej definicji, bo smoki są w nim ważnym, ale mimo wszystko niejedynym tematem. Równie ważny jest bowiem wątek naukowca, który stara się udowodnić istnienie latających gadów. A to już działka drugiej szufladki, która się zwie „mockumentary”. Ciężko ten termin przełożyć na język polski, ale mniej więcej oznacza on tyle, co „fikcyjny dokument”. Najbardziej znane w Polsce filmy z tego nurtu to pokazywane w kinach „Borat” i „Człowiek pogryzł psa” oraz rewelacyjna, emitowana jakiś czas temu w TVP „Ciemna strona Księżyca”, dowodząca, że załogowy lot na Księżyc był wielkim oszustwem, a zdjęcia na Księżycu zostały nakręcone w studiu Kubricka. Elementów mockumentary można się też doszukać choćby w klasycznym „Cannibal Holocaust” (część filmu to rzekome autentyczne nagrania dokonane przez zaginionych antropologów, dokumentujących swoje haniebne wybryki), relatywnie świeżym „Blair Witch Project” (sieciowa reklama sugerowała, że cały film to rzeczywisty zapis tragedii grupy młodych ludzi), jak i tegorocznym hiszpańskim „ [REC]” (cały film jest nakręcony jako relacja na żywo ze strażackiej interwencji). Na tle wymienionych powyżej filmów „Świat smoków” wypada bardzo blado, rzekłbym nawet – siermiężnie. Ale może po kolei. Film został pomyślany jako swego rodzaju klon „Wędrówek z dinozaurami”, wspaniale zrealizowanego serialu dokumentalnego BBC, próbującego zrekonstruować wygląd i codzienne życie prehistorycznych gadów. Idea wydawała się słuszna, bowiem smoki rzeczywiście (jeśli można tak pisać o stworzeniach mitycznych) były gadami i ich wygląd, sposób poruszania się oraz zwyczaje żywieniowe niewiele powinny odbiegać od dinozaurzych (nie liczę oczywiście ziania ogniem). Nic prostszego więc, jak skompilować znane z bajań informacje z tymi naukowymi, pochodzącymi z archeologicznych wykopalisk. Kompilacja jednak poszła za daleko. Smoki, zawsze w historii ludzkości uważane za wyjątkowe stworzenia, posiadające nad wyraz wysoką inteligencję i wrodzony spryt, nigdy nie były traktowane jak zwykłe gady. A tutaj postawiono je na równi z bezrozumnymi, zimnokrwistymi drapieżnikami okresu kredy, co graniczy wręcz ze świętokradztwem. Zgaduję, że twórcom chodziło o podkreślenie, że jeśli smoki rzeczywiście kiedyś chodziły po Ziemi, to musiały się wywodzić z któregoś z istniejących gatunków zwierząt. Jednak sposób, w jaki to pokazano, rozczaruje niejednego miłośnika latających gadów (a przecież niby z myślą o nich film był przygotowany). Przede wszystkim zdumiewa wygląd legendarnego gada. Zwierz ma kolorowe jak motyl skrzydła i – uwaga – ciało pozbawione łusek. Jak rozumiem, w związku z bezlikiem wyobrażeń smoka twórcy wybrali ledwie kilka jego wizerunków (bo pojawia się w filmie również i smok wodny), ale czemu wybór padł akurat na gładkoskórego gada? Bo łatwiej wywieść jego pochodzenie od drapieżnych gadów znanych z wykopalisk? Tym samym jednak realizatorzy niechcący strzelili sobie samobója, bo wedle najnowszych badań coraz bardziej prawdopodobna staje się teza, że dinozaury były jednak opierzone. Czyli cały wywód w ciągu paru ledwie lat (film jest z 2004 roku) stał się nieaktualny. Owszem, istnieją legendy o smokach opierzonych (taki miał być Quetzalcoatl, a i część smoków chińskich może poszczycić się piórami), jednak stwory te mają bardziej wężowe ciało i są pozbawione skrzydeł, a w dodatku nie zieją ogniem. Innymi słowy: w „Świecie smoków…” zabrakło profesjonalizmu. Widać to zresztą po całym filmie, którego oglądanie niekiedy przyprawia o szczękościsk. Jego fabuła, przeplatana animowanymi sekwencjami obrazującymi konstruowane teorie, przedstawia się dość prosto. Młody, „niepokorny” paleontolog na podstawie paru bruzd (i nadpaleń?) znaczących czaszkę stojącego w muzeum szkieletu tyranozaura wywodzi teorię o istnieniu drapieżnika, który potrafił pokonać największego w dziejach lądowych zwierząt zabójcę. Dość śmiesznie wyglądają w tym momencie siwogłowi naukowcy, słuchający z zainteresowaniem mocno naciąganych wywodów młodego oszołoma, który na podstawie owych bruzd powołuje do życia zawiłe teorie i kreśli wizje latającego, zionącego ogniem prehistorycznego gada, czyli po prostu smoka. Tak to jest, kiedy entuzjasta najpierw zakłada istnienie jakiejś rzeczy, a dopiero potem bezprzytomnie próbuje na siłę dopasować do zbudowanej teorii zachowane na świecie rozmaite szczątki i relikty. Młody gniewny nie ma jednak takiej siły przebicia jak Däniken, więc teoria ląduje w koszu. Do czasu, kiedy w Rumunii (!) zostaje odkryta jaskinia, w której obok szczątków spalonych żywcem rycerzy spoczywa truchło smoka. Oczywiście nasz ulubieniec jedzie z odpowiednio dobraną ekipą na miejsce, by przeprowadzić badania, które – notabene – są prowadzone w sposób wręcz skandaliczny, bo kończą się praktycznie zniszczeniem bezcennego obiektu. Odkrycia młodych naukowców są ilustrowane zarówno animacjami (przedstawiającymi funkcjonowanie organizmu smoków i odtwarzającymi ich życie rodzinne), jak i aktorskimi wstawkami (o rumuńskich rycerzach, którzy uparcie próbują ubić mieszkające w grocie gady). Niestety, sporo z zaprezentowanych teorii mocno ociera się o bełkot bądź – nawet nosząc pozory sensu – nic nie wyjaśnia i powiększa tylko pojęciowy chaos. Tak jest choćby z tajemniczymi proteinami zapobiegającymi przemarzaniu tkanek czy z kolorowymi skrzydłami. Najwyraźniej jednak widać to w „wytłumaczeniu” istnienia u smoka sześciu kończyn (cztery łapy i dwa skrzydła) – dowiadujemy się bowiem, że to po prostu „mutacja”. Innymi słowy – zamiast wyjaśnienia dostajemy wygodne pojęcie-wytrych. Obawiam się, że w ten sposób można wytłumaczyć wygląd dowolnie pokręconego stworzenia, nie kłopocząc się próbami bardziej naukowego podejścia do problemu. Na szczęście twórcy „Świata smoków…” mieli świadomość umowności „dokumentu” (jest tu na przykład teza o tym, że człowiek odkrył ogień dzięki smokom) i część z tych mankamentów przeszkadza tak naprawdę tylko wówczas, gdy się bierze ten film zbyt poważnie. Nie zmienia to jednak faktu, że „Świat smoków…” jest czymś w rodzaju podsumowania tak zwanej „wiedzy” wynikającej z wierzeń i legend, dobranej tak, by pasowała do stawianych w filmie tez. W ten sposób można kręcić film za filmem, począwszy od „dokumentów” o bazyliszkach i jednorożcach, a skończywszy na materiałach o krasnoludkach i elfach. Tylko po co? Równie dobrze można uznać, że wszelkie znane z mitologii wyobrażenia latających gadów same w sobie są „dowodami” na istnienie smoków, co oszczędzi nam wydatku na płytę. Również od strony realizacyjnej film niezbyt zachwyca. Kreacja gadów (ich ruch i wygląd) pozostawia wiele do życzenia. Już pal licho, że nie udało się osiągnąć poziomu efektów z serialu BBC. Gorzej, że i „Jurassic Park”, choć robiony dekadę wcześniej na słabszych komputerach, wygląda o niebo lepiej. I nie zmieni tego chwalenie się, że za animację gadów odpowiedzialna jest firma, która majstrowała przy „Harrym Potterze i więźniu Azkabanu”. Dinozaury wyglądają tu po prostu szaro i plastikowo, krew ma nienaturalny kolor, a dym snuje się tak, jak w grach komputerowych – sztucznie. Na osłodę zostaje słuchanie narracji w wykonaniu Patricka Stewarta, pamiętnego Jean-Luca Picarda ze „Star Treka”. I choć „Świat smoków: fantazja ożywiona” to w sumie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika smoków, nie należy sobie po niej obiecywać solidnej dawki faktów na temat skrzydlatych gadów. To raczej zabawa konwencją i autorska wizja wpasowująca się w niewygasły jeszcze trend paradokumentalnych filmów o epoce dinozaurów niż rzeczywista próba zmierzenia się z pytaniem, czy smoki rzeczywiście mogły kiedyś chodzić po Ziemi.
Tytuł: Świat smoków: Fantazja ożywiona Tytuł oryginalny: Dragon's World: A Fantasy Made Real Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Czas projekcji: 99 min. Gatunek: dokumentalny, fantasy Ekstrakt: 50% |