Dwie dekady temu w Brazylii nie zanosiło się na sukcesy tak wielkie jak „Elitarni”. Nic nie zapowiadało, że jeszcze będzie się tam kręcić kino, które bez wstydu da się pokazać na międzynarodowych festiwalach. Prawdę powiedziawszy, nic nie zapowiadało, że w ogóle będzie się tam kręcić cokolwiek.  | ‹Elitarni›
|
Pierwszy demokratycznie wybrany prezydent, Fernando Collor de Mello, zainaugurował swoje rządy, zamykając Embrafilm. Był to taki brazylijski PISF – wytwórnia wspierająca narodowe kino od 1969 roku, odpowiedzialna za finansowanie, produkowanie i dystrybucję znacznego procentu powstających w Brazylii filmów. Instytucja utrzymywała także harmonię na rynku poprzez równoważenie krajowych produkcji z zagranicznymi (35% repertuaru stanowiły filmy brazylijskie) i komercyjnych z ambitnymi. To dzięki Embrafilmowi skromniejsze przedsięwzięcia wyszły w latach 70. z marginesu, a w narodowym kinie zapanowały dobra passa i stabilizacja. Sprzedano wówczas oszałamiającą ilość 275 milionów biletów. Znakiem sukcesu tamtego okresu jest „Dona Flor i jej dwóch mężów” Brunona Barreta z Sonią Bragą w roli głównej. Boxoffice’owy wynik tej przewrotnej komedii na przestrzeni całej dekady przebił tylko jeden film: „Szczęki” Spielberga. Upadek Embrafilmu równał się upadkowi całej kinematografii. Z kraju produkującego przeciętnie 100 filmów rocznie Brazylia stała się państwem kręcącym cztery produkcje rocznie. Czasem pięć – jak rok okazał się pomyślniejszy. Jeden prezydencki podpis zmiażdżył nowo narodzone talenty pokroju Murilo Sallesa („Tabu”) i André Klotzela („A Marvada Carne”), a doświadczonych filmowców odesłał na przymusową emeryturę. W 1990 roku powstał tylko jeden film – „Dias Melhores Virão” Carlosa Dieguesa, który dopiero po emisji w telewizji trafił do kin, gdzie z oczywistych przyczyn nie wzbudził jakiegoś nadzwyczajnego poruszenia. Przełom lat 80. i 90. spuścił na Brazylię plagę popcornizacji kina. Zakrojona na szeroką skalę popularyzacja telewizji sprawiła, że widzowie niechętnie wychodzili do kina, skoro mogli oglądać filmy, nie wstając z kanapy. Decyzję o pozostaniu w domu ułatwiły im drastycznie rosnące ceny biletów. Kino stało się produktem luksusowym, dostępnym dla wybranych. A jeśli już szło się na film, to koniecznie na hollywoodzką superprodukcję. Kraj doświadczał tego samego skutku ubocznego eksplozji kosztownych, zdominowanych przez efekty specjalne przedsięwzięć w USA, co większość krajów na świecie. Amerykańskie filmy atakowały z każdej strony, determinując rozwój multipleksów, odbywający się kosztem upadku małych kin. Ta sytuacja odnosiła się również do jakości tego, co oglądano. Żadne wielosalowe kino nie puszczało niczego bardziej skomplikowanego niż przeciętna fabuła u Michaela Baya. Krajowe produkcje stanowiły smutne 0,5% rynku.  | ‹Dworzec nadziei›
|
I wtedy, jak za czasów francuskiej Nowej Fali, za odnowę kina wzięli się krytycy filmowi. A zwłaszcza jeden, bardzo zdeterminowany. José Carlos Avellar co prawda nie chwycił – jak niegdyś Godard – za kamerę, ale stanął na czele utworzonego w 1992 roku RioFilme, a potem załatwił finanse na rozwój kina. Na tych solidnych filarach można było zacząć budować projekt odnowy narodowej kultury filmowej. RioFilme podjęło to wyzwanie, stawiając przed sobą zadanie nie tylko pomocy w produkowaniu filmów, ale również dopilnowania, aby gotowe przedsięwzięcia rzeczywiście trafiały do widzów. Brazylijskie filmy nie leżą na półkach w oczekiwaniu na dystrybutora po dwa lub trzy lata. Reżyserzy przywitali nowe możliwości ze świeżymi pomysłami w głowach i ukończonymi scenariuszami w rękach. Słynna odnowa kina, retomada, zaczęła się wraz z wejściem na ekrany „Carloty Joaquiny – księżniczki Brazylii” w 1995 roku. Film wyreżyserowany przez Carlę Camurati (można było go zobaczyć na tegorocznej Erze Nowych Horyzontach) to pierwsza zrobiona w latach 90. produkcja brazylijska, która zgromadziła w ojczyźnie ponad milion widzów w kinach. Jeszcze w tym samym roku premierę miał „O Quatrilho” Fábio Barreto, uhonorowany nominacją do Oscara dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu. Rozgłos wokół tych dwóch tytułów sprawił, że w ciągu zaledwie roku kinematografia w Brazylii odzyskała zainteresowanie rodaków i pobudziła apetyty zagranicznych dystrybutorów, którzy po oscarowej nominacji znowu zwrócili oczy w kierunku sztuki filmowej tego zakątka świata. Jednak prawdziwy sukces miał tak naprawdę jedno imię: Walter Salles. To prawdziwy symbol odnowy, nazwisko pojawiające się przy okazji niemal każdego triumfu Brazylijczyków w ostatnich latach. Jego „Dworzec nadziei” stał się najczęściej nagradzanym filmem okresu retomady, uhonorowanym na festiwalach w Cannes i Berlinie, odznaczonym Baftą, nominowanym do Oscara i Złotego Globu. Ale sukces „Dworca nadziei” nie ograniczał się tylko do kolekcjonowania kolejnych statuetek na kominku Sallesa. Miał też wymiar symboliczny.  | ‹W cieniu słońca›
|
Otóż zastój i brak środków do robienia filmów wymusiły na wielu reżyserach ucieczkę do innych krajów i wybieranie tematów bardziej uniwersalnych, które zyskałyby akceptację widowni na każdej szerokości geograficznej. Powoli zaczęli tracić poczucie osobności swojej kultury. Salles pokazał film na wskroś brazylijski, osadzony w samym sercu tamtejszej rzeczywistości, dotykający problemów, którymi na co dzień żyli jego rodacy. Udowodnił, że mimo globalizacji w kinie nadal można pokazać własny brud w tak indywidualny i pełen nadziei sposób, że nasi filmowcy mogą tylko jęknąć z zazdrości. Rozgłos wokół reżysera zapewnił następnej produkcji jego autorstwa, „W cieniu słońca”, najszerszą dystrybucję na świecie, jaką miał film z Brazylii w ciągu minionych dwóch dekad. Salles maczał palce także w „Mieście Boga” Fernando Meirellesa – najlepiej zarabiającym filmie zagranicznym w Stanach Zjednoczonych ostatnich lat. Wyprodukował dzieło, które ochrzczono chlubnym mianem brazylijskich „Chłopców z ferajny” i odnotowano w prestiżowym zestawieniu 100 najlepszych filmów wszech czasów przygotowanym przez „Time Magazine”. Prestiżowe festiwale, krajowy rynek i publiczność otwarcie powitali nowych reżyserów, a było kogo obserwować. Pomiędzy 1994 a 2000 rokiem w pełnym metrażu zadebiutowało aż 55 twórców. Najwięcej uwagi skupił pierwszy film Paulo Caldasa i Lírio Ferreiry, „Baile Perfumado”, opowiadający o filmowcu, który przybywa do Brazylii, zaprzyjaźnia się z lokalnymi rozbójnikami i przekonuje ich przywódcę, że chce nakręcić o nim dokument. Spodobał się również obiecujący debiut Andrucha Waddingtona, „Gêmeas”, którego następny film, komedię o poligamii „Ja, ty, oni”, nagrodzono w Cannes i Karlowych Warach. Obok nowych talentów bogatego pejzażu narodowej kinematografii dopełnił powrót za kamery wielkich mistrzów cinema novo. Po koniec lat 90. mogli oni zrobić nowe filmy albo podsumować swoje kariery filmową wypowiedzią o nowych realiach. Ruy Guerra po 11 latach nieobecności stworzył kafkowską w duchu „Turbulencję”. Nelson Pereira dos Santos wystartował w konkursie festiwalu w Berlinie z „A Terceira Margem do Rio” na podstawie głośnej książki João Guimarãesa Rosy. Cztery spojrzenia na obsesyjną miłość pokazał Paulo Cesar Saraceni w „O Viajante”, zamykając tym filmem rozpoczętą w latach 60. „Trylogię pasji”, na którą składają się „Porto das Caixas” i „A Casa Assassinada”. Carlos Diegues powrócił z zabawną komedią „Tieta z Agreste”, a potem zaprezentował przeniesioną w realia slumsów i karnawału adaptację mitu o Orfeuszu i Eurydyce w „Orfeu”. Historię brazylijskiej muzyki lat 20. widzianą oczami popularnego wówczas piosenkarza Mario Reisa przedstawił w „O Mandarim” Júlio Bressane. Brazylia pokazała potęgę nie tylko w fabule, bo na świecie błyszczały również nakręcone tam dokumenty. Renomę tej formie wypowiedzi filmowej nadali Eduardo Countinho („Boca de Lixo”), Chico Botelho („O Inventor”) i João Moreira Salles („Somos Todos Filhos da Terra” oraz „Notícias de uma Guerra Particular”). Ciekawostką stał się „O Sertão das memórias” José Araújo, rewidujący propagowane przez twórców cinema novo mity sertão i cangaço.  | ‹Miasto Boga›
|
Interesującym aspektem retomady było pojawienie się pokaźnej liczby kobiet reżyserów, niemal całkowicie nieobecnych w branży w latach 80. Poza rewelacyjnym debiutem Carli Camurati uwagę zwróciły na siebie także inne utalentowane panie. Tata Amaral w „Um Céu de Estrelas” pokazała desperację ludzi, którzy chcą się wyrwać z ojczyzny. Laís Bodanzsky stworzyła „Bicho de Sete Cabeças”, brazylijską wersję „Przerwanej lekcji muzyki”, a Ana Muylaert w „Durval Discos” opowiedziała o życiu pracowników sklepu z płytami winylowymi. Po 16 latach przerwy kolejny film zrobiła Suzana Amaral („Una Vida em Segredo”), jedyna kobieta, której udało się przebić do widzów w latach 80., gdy nakręciła debiutancką „Godzinę gwiazdy”. Nagłe bogactwo stylistyczne, gatunkowe i tematyczne w repertuarze odbudowało w widzach potrzebę chodzenia do kina na narodowe produkcje. Między 2000 a 2002 rokiem filmy nakręcone w ojczyźnie wybrało 7 milionów widzów, a w 2003 ta liczba wynosiła aż 22 miliony. Co roku powstaje tu ponad osiemdziesiąt filmów fabularnych i trzysta krótkich metraży eksportowanych do dziewięćdziesięciu krajów na świecie. Ostatnio jednak – jak wszędzie na świecie, tak i tu – kino traci w rywalizacji z wysoką jakością telewizji, piractwem i skróceniem czasu między kinową premierą filmu a jego pojawieniem się na DVD. „Elitarni” cieszą się w ojczyźnie kultem porównywalnym do „Pulp Fiction”, ale głównie dzięki szeroko zakrojonemu nielegalnemu obiegowi pirackich kopii na ulicach. Zanim film wpuszczono do kin, zobaczyło go 11 milionów Brazylijczyków. Po oficjalnej premierze wybrały się na niego ledwie 3 miliony widzów. Dlatego Brazylia jako jeden z najbardziej rozwiniętych krajów, jeśli chodzi o nowe technologie (95% ludności ma dostęp do internetu), w 2004 roku podjęła się olbrzymiego przedsięwzięcia: przejścia na ekrany cyfrowe. Pierwszym krokiem było zaadaptowanie nowej technologii aż w 100 kinach. To największa liczba ekranów na świecie, a podobna rewolucja nawet w Stanach Zjednoczonych posuwa się w wolniejszym tempie. Dla takiego kraju jak Brazylia, dużego, ale z małą liczbą rozproszonych po kraju kin (105 tys. osób na jeden ekran), to przede wszystkim spora oszczędność. Spadną nakłady finansowe na produkcję kopii filmowych oraz ich transport. Rewolucja cyfrowa pozwoli wypromować pracujące nową metodą młode talenty, które mogą zadebiutować niższym kosztem, zapowiadając tym samym rychły zalew brazylijskich filmów podobnych „Elitarnym”, brawurą maskujących warsztatowe niedociągnięcia i treściową niedojrzałość.
Tytuł: Elitarni Tytuł oryginalny: Tropa de Elite Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: Brazylia Data premiery: 19 września 2008 Czas projekcji: 118 min. Gatunek: dramat, sensacja
Tytuł: Dworzec nadziei Tytuł oryginalny: Central do Brasil Rok produkcji: 1998 Kraj produkcji: Brazylia, Francja Dystrybutor: Vision Data premiery: 24 września 1999 Czas projekcji: 113 min. Gatunek: dramat
Tytuł: W cieniu słońca Tytuł oryginalny: Abril Despedaçado Rok produkcji: 2001 Kraj produkcji: Brazylia, Francja, Szwajcaria Data premiery: 6 września 2002 Czas projekcji: 105 min. Gatunek: dramat
Tytuł: Miasto Boga Tytuł oryginalny: Cidade de Deus Rok produkcji: 2002 Kraj produkcji: Brazylia Data premiery: 9 stycznia 2004 Czas projekcji: 130 min. Gatunek: dramat |