powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXXX)
październik 2008

Sprzysiężenie „Czerwonego Wilka”
Robert V.S. Redick
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Kupiłem lek w Sorhn. Wszyscy tam jeżdżą po takie rzeczy.
– Ale nie wszyscy żyją pod wpływem magicznego zaklęcia. A ile ci policzyli za to… lekarstwo?
– Wzięli… wszystko, co miałem – przyznał Pazel, marszcząc brwi. – Ale to było warte każdego grosza. Zrobiłbym to jeszcze raz, choćby jutro.
Chadfallow westchnął.
– Przypuszczam, że rzeczywiście byś to zrobił. A zęby?
Pazel podniósł wzrok zaskoczony nagłą zmianą tematu.
– Z moimi zębami jest wszystko w porządku – odpowiedział ostrożnie.
– To dobrze. Bo z tą herbatą nie jest. Spróbuj jej.
Chadfallow podał mu kubek i patrzył, jak chłopiec pije. Pazel się skrzywił.
– Gorzka.
– Bardziej gorzka dla ciebie niż dla mnie. A przynajmniej tak możesz pomyśleć.
– Co masz na myśli? – Pazel podniósł głos. – Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
Ale jak wcześniej księżna i kupiec mydlarski, Chadfallow tylko odwrócił się i spojrzał na morze. I przez całą noc nie okazał Pazelowi więcej zainteresowania niż jakiemukolwiek zwykłemu żeglarzowi, krzątającemu się w pobliżu.
• • •
A teraz, sześć godzin później, poobijany, przemoczony i przemarznięty na kość Pazel patrzył, jak zbliżają się do Stoczni. Za kilka minut wejdą do portu, skąpanego w księżycowym świetle.
Pazel wiedział, że był głupcem, spodziewając się, że Chadfallow potraktuje go milej. Doktor stał się innym człowiekiem od czasu najazdu na Ormael, co jako cesarski Wysłannik Nadzwyczajny obserwował osobiście. Przemoc go odmieniła – stał się człowiekiem ponurym, a źródło serdeczności, jakie w nim biło, wyschło. Podczas ich ostatniego spotkania, dwa lata temu, udawał, że nie zna Pazela.
Ale dlaczego znalazł się tutaj, w wigilię wypłynięcia Chathranda? Doktor zawsze pojawiał się, kiedy w życiu Pazela miała nastąpić jakaś gwałtowna i radykalna zmiana. Chłopak pomyślał, że dziś wieczór też tak będzie, i dlatego kręcił się przy grotmaszcie, ciekaw, co zrobi Chadfallow.
Powitał ich głos z brzegu: „Zawijajcie, Eniel !”; „Zawijajcie tam! Port jest zatłoczony!”.
Kapitan Nestef ryknął: „Tak jest, Sorrophran!” i ostro pociągnął za koło sterowe. Bosman krzyknął, ludzie skoczyli do lin i białe żagle Eniela się zwinęły. Płynąc siłą rozpędu, Eniel minął suche doki, długie rzędy okrętów wojennych z opancerzonymi dziobami i nadburciami jeżącymi się od kolców, flotę krewetkową, łodzie mieszkalne o porcelanowych kopułach Nuneków. A potem na pokładzie rozległo się chóralne westchnienie zdumienia – wyrwało się z piersi wszystkich oficerów, żeglarzy i smołowników. Przed nimi pojawił się Chathrand.
Nic dziwnego, że w porcie nie było miejsca! Chathrand zajął prawie całą przestrzeń. Teraz, gdy Pazel dobrze go widział w księżycowym świetle, wyglądał, jakby zbudowano go nie dla ludzi, ale dla olbrzymów. Czubek grotmasztu Eniela ledwie sięgał pokładu rufówki, a żeglarz wysoko na salingu wydawał się malutki jak mewa. Maszty Chathranda przywodziły Pazelowi na myśl wieże królów Fiordu Południa, wznoszące się nad czarnymi klifami w Pol. Przy nim nawet cesarskie okręty wojenne wyglądały jak zabawki.
– Ostatni z tego gatunku – odezwał się ktoś za plecami Pazela. – Nie odwracaj się.
Pazel zamarł z ręką na maszcie. Głos należał do Chadfallowa.
– Żyjący relikt – ciągnął doktor. – Pięciomasztowy segralski Wietrzny Pałac, największy statek, jaki skonstruowano od czasów Bursztynowych Królów przed Wielkim Sztormem. Nawet drzewa, z których go zbudowano, przeszły do historii: m’xingu, z którego zrobiono stępkę, sosna tritne na maszty i reje, skalny klon na pokład i odbojnice. Przy jego budowie brali udział w równym stopniu cieśle okrętowi i magowie, a przynajmniej tak mówią stare opowieści. Dla nas ta sztuka już przepadła. Ona i wiele innych rzeczy.
– Czy to prawda, że przepłynął Morze Rozległe?
– Owszem, Segralowie ważyli się wypłynąć na te wody, właściwie po to go zbudowali. Ale Chathrand ma sześćset lat. Jego młodość to dla nas tajemnica. Tylko najstarsi z Handlowego Rodu widzieli zapiski z najwcześniejszych podróży.
– Kapitan Nestef mówi, że zaopatrywanie Chathranda tutaj nie ma sensu, skoro Etherhorde znajduje się raptem sześć dni stąd – powiedział Pazel. – Mówi, że mają tam robotników, którzy latami przygotowywali się do pracy przy nim.
– Sprowadzono go tutaj właśnie ze stolicy.
– Ale czemu? Kapitan Nestef mówi, że Etherhorde i tak będzie jego pierwszym przystankiem.
– Widzę, że twoja ciekawość ma się świetnie – stwierdził oschle Chadfallow.
– Dziękuję, owszem. A po Etherhorde? Dokąd potem popłynie?
Doktor się zawahał.
– Pazel, ile pamiętasz z naszych lekcji w Ormaelu?
– Wszystko. Mogę nazwać każdą kosteczkę w ciele, sześć rodzajów żółci, jedenaście narządów i przewodów we wnętrznościach…
– Nie pytam o anatomię. Pomyśl o tym, co ci mówiłem o polityce. Wiesz przecież o Mzithrinie, naszym wielkim wrogu na zachodzie.
– Waszym – odparł z naciskiem Pazel; nie mógł się oprzeć pokusie.
– Możesz nie być obywatelem Arqualu – stwierdził ostrzejszym tonem doktor – ale twoja pomyślność spoczywa w naszych rękach. A plemiona Mzithrinu napadały na Ormael całe stulecia przed naszym przyjściem.
– Jasne. Próbowali nas zniszczyć przez setki lat i nie udało im się. Wy dokonaliście tego w dwa dni.
– Przemawia przez ciebie ignorancja! Gdyby Mzithrińczycy chcieli zająć wasze państewko, zrobiliby to jeszcze szybciej niż my. Zamiast tego woleli, żebyście wykrwawiali się po cichu, a świat o niczym nie wiedział. A teraz udowodnij, że słuchałeś moich wykładów. Czym tak naprawdę jest Mzithrin?
– To cesarstwo szaleńców – odpowiedział Pazel. – A przynajmniej tak to brzmiało, kiedy mi opowiadałeś. Poszaleli na punkcie czarów, diabłów, starożytnych rytuałów i oddawania czci kawałkom Czarnej Urny. To szaleńcy i w dodatku niebezpieczni, dzięki śpiewającym strzałom, pociskom-smoczym jajom i gildii świętych piratów. Jak się ich nazywa?
Sfvantskor. Ale nie o to chodzi. Mzithrin to pentarchia, kraj, w którym rządzi pięciu królów. W czasie ostatniej wojny czterech z tych królów przeklęło Arqual jako cesarstwo zła, ucieleśnienie herezji, służalców Otchłani. Ale piąty nie powiedział nic takiego. I utonął w morzu.
Nad wodami zatoki poniosły się dźwięki rogu.
– Jesteśmy prawie na miejscu – powiedział Pazel.
– Słuchasz mnie? Piąty król utonął, bo działa arqualskie zatopiły jego statek. Nigdy nas nie potępił, a jednak jego właśnie zabiliśmy. Nie uważasz, że to dziwne?
– Nie, wy zawsze zabijacie, kogo chcecie.
– A ty się upierasz przy głupocie, chociaż w gruncie rzeczy jesteś względnie mądrym chłopakiem.
Pazel rzucił doktorowi wściekłe spojrzenie. Mógł zdzierżyć niemal każdą obrazę, dopóki nie powątpiewano w jego inteligencję: czasem miał wrażenie, że jest ona ostatnim powodem do dumy, jaki mu pozostał.
– Zapytałem, dokąd płynie Chathrand, a ty mi mówisz o Mzithrinie. Słuchasz mnie w ogóle? – Pozwalał sobie na sarkazm, ale nie dbał o to. – A może to właśnie twoja odpowiedź? Statek odwiedzi naszych „wielkich wrogów”, królów Mzithrinu.
– A czemu nie?
– Bo to niemożliwe.
– Czyżby?
Doktor musiał się z nim droczyć. Arqual i Mzithrin walczyły ze sobą od wieków, a ostatnia wojna była najkrwawsza ze wszystkich. Zakończyła się czterdzieści lat temu, ale Arqualczycy nadal nienawidzili i bali się Mzithrińczyków. Niektórzy kończyli poranne modlitwy, odwracając się i plując na zachód.
– „Niemożliwe” – powiedział Chadfallow, kręcąc głową. – Oto słowo, którego musimy się oduczyć.
W tej samej chwili rozległ się okrzyk bosmana: „Port, na stanowiska!”.
Ucichły rozmowy; mężczyźni i chłopcy rozeszli się do swoich zadań. Pazel też zaczął się zbierać – rozkaz to rozkaz – ale Chadfallow złapał go za rękę.
– Twoja siostra żyje – powiedział.
– Moja siostra! – wykrzyknął Pazel. – Widziałeś Nedę? Gdzie jest? Nic jej nie grozi?
– Cicho! Nie, nie widziałem jej jeszcze, ale zamierzam. I Suthinię.
Pazel zdołał tylko zdusić kolejny okrzyk. Suthinia była jego matką. Myślał, że obie zginęły w czasie najazdu na Ormael.
– Od jak dawna wiesz, że żyją?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.