powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXXX)
październik 2008

Dwie łyżki miodu, czyli nie taki diabeł straszny, jak go Esensja maluje
George Gallo ‹Centralne Biuro Uwodzenia›, Władimir Chotinienko ‹Rok 1612›
W ostatnim czasie do kin weszły dwa niezłe filmy, przez recenzentów „Esensji”, kolokwialnie mówiąc, „zjechane”. Poniżej garść argumentów dla miłośników lekkiej, niewyszukanej rozrywki – by nie musieli żałować pieniędzy na bilety.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Centralne Biuro Uwodzenia›
‹Centralne Biuro Uwodzenia›
Nowy stary chłopak mojej silikonowej matki
Konrad Wągrowski napisał w swojej recenzji, że w „Centralnym biurze uwodzenia” „dialogi są drętwe (…) a tempo rozwoju akcji mogłoby uśpić nastolatka z ADHD” i skwitował całość marnymi 30% ekstraktu. No cóż, ogólnikowe to bardzo, a tym samym w jakimś stopniu prawdziwe. Owszem, reżyser robi bardzo przeciętną robotę, w kilku miejscach nie umie utrzymać tempa filmu, a i bohaterowie nie rozmawiają ze sobą tylko i wyłącznie za pomocą ciętych, chwytliwych one-linerów. Ba, można wskazać również kilka innych wad, na przykład debilnie przetłumaczony tytuł, obrzydliwą, pokiereszowaną skalpelem chirurga plastycznego Meg Ryan czy trochę niesmaczne sceny podsłuchiwania własnej matki uprawiającej seks.
Jednak poza tym wszystkim „CBU” jest całkiem niezłą komedią romantyczną, z naciskiem na pierwszy człon nazwy. Przede wszystkim zupełnie przyzwoicie sprawują się aktorzy. Owszem, Meg Ryan ma – z powodów, o których wspomniałem powyżej – dość ograniczoną ekspresję, ale już Colin Hanks wypada bez zarzutu (może tylko w kilku miejscach trochę za bardzo „gra ojcem”), a Antonio Banderas w kilku momentach zdaje się świetnie bawić, parodiując swój wizerunek macho na przykład z „Zabójców”. Notabene on również się zauważalnie postarzał, ale na tle swojej młodszej o rok koleżanki wygląda jak kwintesencja powiedzenia „im starsze, tym lepsze” i wciąż zachowuje szelmowski urok.
Humor może i nie trzyma przez cały film równego poziomu, ale generalnie nie zawodzi i w paru momentach można się szczerze uśmiechnąć. Rozbrajający jest wątek nastoletniego kochanka głównej bohaterki, zwłaszcza jego niezbyt taktowne rozmowy z synem tejże o zaletach, excuse le mot, „posuwania” gorącej czterdziestki. Niezłe są fragmenty ze współpracownikami bohatera, którzy robią wszystko, by ten czuł się podczas śledzenia własnej matki maksymalnie niekomfortowo. No i zaskoczenie bandytów słyszących wydzierającego się w środku nocy Włocha – niby nic nowego, mała rzecz, a cieszy.
Suma summarum, „Centralne biuro uwodzenia” to przykład zupełnie poprawnej komedyjki, podczas oglądania której przeważa raczej dobry nastrój niż irytacja niedociągnięciami reżysera.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Rok 1612›
‹Rok 1612›
Rosja gore
Recenzując „1612”, Sebastian Chosiński przyjął inną taktykę: uszczegółowienia zamiast uogólniania. Esensyjny spec od historii obnażył bezlitośnie wszystkie ułomności faktograficzne obrazu Chotinienki, wytknął jawnie propagandowy charakter filmu i dowartościował się porównaniem do rodzimego „Ogniem i mieczem”. Wszystko pięknie, ładnie i w sumie nawet słusznie. Tylko że chęć krytycznego podejścia do atakującego nas (a właściwie Nas – Polaków!) filmu przesłoniła zwyczajną frajdę z oglądania niezłej przygodówki.
Trzeba oddać sprawiedliwość: w jednym akapicie recenzji autor nawet usiłował pójść tą drogą i przyznał wręcz, że „jak na film z gatunku »płaszcza i szpady« – w porządku”. No to jeśli w porządku, po co dorabiać ideologię, zamiast czerpać radochę z seansu? A jest z czego. Grający główną rolę Piotr Kisłow jest przystojny, szarmancki, dobrze fechtuje i szybko biega. Jeszcze lepiej wypada Michał Żebrowski jako szwarccharakter, wyciągając co się da z pretekstowo nakreślonej postaci (no i świetnie wygląda). Jego z kolei bije na głowę Ramon Langa jako hiszpański nauczyciel bohaterskiego kmiotka. Iście hollywoodzkie postacie osadzono w realiach również niczym z Fabryki Snów. Jest ładnie, kolorowo, kostiumy fajnie wyglądają, statystów jest sporo i nawet sceny militarne są odpowiednio krwisto – nawet bardzo krwisto – przyprawione. A do tego Rosjanie wciąż potrafią zupełnie bezpretensjonalnie (Polacy w tej kwestii chyba coraz bardziej zbliżają się do purytańskiej Ameryki) pokazać kawałek ładnego damskiego pośladka. Mała rzecz, a cieszy…
Że kuleje trochę reżyseria, a film jest nazbyt rozciągnięty? Zgoda, na pewno nie jest to arcydzieło. Że robiony pod konkretną tezę i apologizujący określone wartości (z silnym przywództwem na czele)? Trudno się nie zgodzić. Tyle tylko, że poza tym wszystkim „1612” jest zupełnie przyzwoitym kinem przygodowym, udanie mieszającym historyczną dumę narodową z sięganiem do legend i zabawą w konwencji fantasy. A teraz przypomnijcie sobie „Starą baśń” albo „Wiedźmina”… Może i mamy lepszych aktorów, reżyserów i mądrzejsze fabuły, ale chciałbym, żebyśmy w końcu nauczyli się choć w niewielkim stopniu kopiować hollywoodzkie podejście do filmów rozrywkowych. Rosjanie są już na dobrej drodze, nawet jeśli „Nocna straż”, „9 kompania” czy właśnie „1612” są jeszcze dalekie od ideału. A my wciąż kisimy się we własnym sosie „Starych baśni”, „Samumów” czy pożal-się-Boże urban fantasy w rodzaju „Łowcy: Ostatniego starcia”.



Tytuł: Centralne Biuro Uwodzenia
Tytuł oryginalny: My Mom's New Boyfriend
Reżyseria: George Gallo
Zdjęcia: Michael Negrin
Scenariusz: George Gallo
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Niemcy, USA
Dystrybutor: Best Film
Data premiery: 12 września 2008
Czas projekcji: 97 min.
Gatunek: komedia, sensacja
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Rok 1612
Tytuł oryginalny: 1612: Хроники смутного времени
Zdjęcia: Ilja Diomin
Scenariusz: Arif Alijew
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Rosja
Dystrybutor: ITI
Data premiery: 12 września 2008
Czas projekcji: 135 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, historyczny
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

102
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.