powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXXI)
listopad 2008

Skolka? Niewiele
Mathieu Kassovitz ‹Babylon A.D.›
„Babylon A.D.” to film słaby – co do tego chyba nikt nie miał złudzeń. Ale, wbrew pozorom, nie taki zły, jaki mógłby być. Albo inaczej: miał zadatki na coś o klasę lepszego.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wystarczyło jedynie zmienić scenarzystę i reżysera (tutaj akurat dwie funkcje w osobie Mathieu Kassovitza). To wcale nie tak dużo, bo cała reszta – pomysł, scenografia, efekty, aktorstwo - jest na wystarczającym poziomie. Tym samym sytuacja jest podobna jak w przypadku „Maxa Payne’a” – niezła orientacja w gatunku, poprawne wykorzystanie schematów i ładnie zbudowany świat, ale kompletnie niewciągająca i źle poprowadzona historia.
Punkt wyjścia nie jest zły i przypomina trochę „Ludzkie dzieci”. Oto twardziel Thoorop, żyjący obecnie na wygnaniu w Rosji, ma dostarczyć do Nowego Jorku żywą przesyłkę. Nagrodą będzie wymazanie przewin z rejestrów kryminalnych, a tym samym możliwość powrotu do rodzimej Ameryki. Problem tylko w tym, że mieszkająca dotąd w klasztorze na odludziu Aurora jest „przesyłką” co najmniej dziwną. Ma ataki histerii, niesamowity poziom empatii, mówi nieznanymi dotąd językami, chwilami zdaje się też przepowiadać przyszłość. Oczywiście znajdą się osoby dybiące na życie dziewczyny, a mocodawcy Thooropa też nie odkrywają wszystkich kart.
Fabuła i scenografia zbudowane są z klisz i stereotypów, ale to nie przeszkadza. Całość tworzy bowiem schematyczną, ale jednak poprawną wizję cyberpunkowego świata. Jest więc brud, głód i dzika zwierzęca przemoc (to w Rosji), ale i fajne gadżety, wszechobecne reklamy, zabiegi odmładzające oraz wirtualne podróże w głąb umysłu (to w USA). Do tego wszechmocne korporacje i sekty, tajemniczy, obrzydliwie bogaci mocodawcy i ogólny upadek zasad moralnych. Było? Było (i to nie raz), ale zawsze miło popatrzeć na cyfrową mapę, opancerzone pociągi, skażone tereny i wielkie leje po katastrofach czy wykorzystywanie poradzieckiej łodzi podwodnej jako środka transportu.
Gdyby na tej podstawie zbudować trzymającą w napięciu fabułę i jakieś sensowne rozwiązanie całej historii, „Babylon” mógłby bez problemu konkurować z filmami ze średniej półki w rodzaju „Johnny’ego Mnemonica” - zwłaszcza że w tym gatunku panuje zaskakująca posucha. Co jednak robi Mathieu Kassovitz? Dobrą pierwszą połowę filmu rozwleka, spowalnia i zamyka idiotycznym zakończeniem. Do tego niepotrzebnie „zmiękcza” bohatera, próbując mu nadać bardziej ludzką twarz. Z tym związana jest pośrednio liczba scen akcji, które można policzyć na palcach jednej ręki – Vin Diesel, zamiast strzelać i kopać, snuje się smętnie po ekranie niczym Rambo na emeryturze. „Babylon A.D.” nie jest więc kiepskim SF, ale słabym kinem akcji i to właśnie zabiło film. I nawet fajny, rosyjski akcent Diesla (co prawda w jednym tylko zdaniu) go nie uratuje.



Tytuł: Babylon A.D.
Reżyseria: Mathieu Kassovitz
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: Francja, USA
Dystrybutor: Vision
Data premiery: 19 września 2008
Czas projekcji: 101 min.
WWW: Strona
Gatunek: SF, akcja, przygodowy, thriller
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

81
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.