powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXXI)
listopad 2008

Przebacz im, Ojcze, bo zgrzeszyli
Blue Floyd ‹Begins›
Blue Floyd to jeden z licznych zespołów, które bezlitośnie profanują grane przez siebie covery. Jest jednak jedynym mi znanym, który robi to z takim wdziękiem, że po prostu chce się tego słuchać non stop. Tak jak na płycie „Begins”, na której rozjeżdża doszczętnie twórczość innego Floyda. Różowego.
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Od razu wyjaśniam, że mówiąc o profanacji, nie traktuję tego jako zarzutu. Wręcz przeciwnie, jest to potężny plus „Begins”. Blue Floyd nie mają litości i podchodzą do muzyki Pink Floyd bez kompleksów, i nie traktują jej jak prawdy objawionej. Nic w tym dziwnego, ponieważ członkowie tej efemerycznej grupy nie należą do uczniaków. W jej skład wchodzą: Allen Woody, Joanny Neel (obaj z The Allman Brothers Band), Matt Abts (Gov’t Mule), Marc Ford (The Black Crowes) i Berry Oakley Jr. (Bloodline). Imponujący zestaw, prawda?
Artyści połączyli swe siły, by dać cykl koncertów, które były hołdem dla Rogera Watersa i spółki. Nie stali się jednak typowym tribute bandem. Utwory typu „Money”, „Us and Them”, czy „Have a Cigar” stanowią jedynie podstawę do kilkunastominutowych improwizacji. Artyści w nieskończoność rozwijają, przetwarzają i mieszają ze sobą znane wątki. Jednocześnie nie boją się wprowadzać całkiem nowych. Robią to przy tym z godnym podziwu luzem, bez ciśnienia. Z płyty przebija radość grania i lekkość, z jaką poruszają się w świecie dźwięków. Wprowadzają przy okazji bluesowy feeling, czasem w bardzo niebluesowych utworach, jak chociażby „Interstellar Overdrive”.
Już sam początek „Begins” zapowiada, że to nie będzie zwykłe odklepanie klasyki. Słuchaczy wita głos HALA 9000, komputera znanego z filmu „2001: Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka. Po tym długim wstępie następuje „Shine on You Crazy Diamond”. Co prawda kawałek ten nie zapowiada jeszcze wielkich zmian w formule, ale kiedy muzycy docierają do momentu, w którym powinien odezwać się wokal, utwór nagle się kończy i w gładki sposób przechodzi w „Have a Cigar”. Notabene, jeden z najlepszych momentów na krążku. Choć już w wykonaniu Pinków był to, jak na nich, bardzo zadziorny kawałek, to po podrasowaniu przez Blue stał się tak gorący, że aż dziw bierze, że muzykom nie stopiły się struny.
To oczywiście nie koniec niespodzianek. W „Fearless” motyw gitarowy zastąpiono harmonijką ustną, co dało niesamowity efekt. Znawcy tematu mogą się również pobawić przy śledzeniu łączenia utworów, które zdawałoby się całkiem do siebie nie przystają. Otrzymujemy więc hybrydę „Sheeps” z „In the Flesh” oraz „Insterstellar Overdrive” z… „Wish You Were Here”. Zdarzają się też całkiem nieoczekiwane smaczki, typu wplecenie w „Another Brick in the Wall, Part 2” fragmentu „What God Wants?” z solowego dorobku Rogera Watersa.
Zdaję sobie sprawę, że ortodoksi mogą nie być uszczęśliwieni tego typu zabiegami, ale całość wyszła naprawdę wyśmienicie i jajcarsko. Co najwyżej można mieć uwagi do zbyt mało zaangażowanego śpiewu. Aczkolwiek w „Hey You – Another Brick in the Wall, Part 2” wokaliści potrafią zakrzyknąć. Jeśli miałbym się czepiać, to zupełnie mi nie podeszła zmieniona linia melodyczna w „Another Brick…”. Ale jak wspominałem, Blue Floydzi nie szanują świętości.
Pomimo że całość jest dość długa (wydawnictwo składa się z dwóch płyt), to słucha się jej z przyjemnością, bez uczucia znużenia – a przynajmniej póki obcujemy z kompozycjami Pinków. Ostatnie dwa kawałki to improwizacje na bazie „Taxman” i „Come Together” i są to najsłabsze momenty płyty. Sprawiają wrażenie upchanych na siłę. Co za dużo, to niezdrowo.
Blue Floyd, porywając się na dzieła Pink Floyd, bez wątpienia zszargali świętość. Zgrzeszyli, łamiąc wszystkie siedem grzechów głównych: dopuścili się pychy, porywając się na dzieła idealne, chciwie korzystali z twórczości innego zespołu, klasykę grali nieczysto, nie przejmując się specjalnie jej pierwotnym kształtem, umyślnie powodują zazdrość u konkurencji, długie instrumentalne popisy wskazują na nieumiarkowanie, ich wersje są tak gniewne, że palą wzmacniacze i wreszcie nakłaniają słuchaczy do lenistwa. Zafascynowani dźwiękami usiądą w fotelu i przez bite dwie godziny z niego nie wstaną.



Tytuł: Begins
Wykonawca / Kompozytor: Blue Floyd
Data wydania: 11 sierpnia 2008
Utwory:
1) HAL 9000 Intro - Shine On You Crazy Diamond
2) Have A Cigar
3) Fearless
4) Interstellar Overdrive - Wish You Were Here
5) Drums
6) Set The Controls For The Heart Of The Sun
7) Hey You - Another Brick In The Wall Pt. 2
8) In The Flesh - Sheep
9) Money
10) Us & Them - Jam
11) Young Lust
12) Beatjam - Come Together
13) Beatjam - Taxman
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

110
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.