„Ja, robot”, „Szklana pułapka”, „Komórka”, „Wróg publiczny”, „Raport mniejszości” i jeszcze kilka innych filmów akcji lub science fiction. Wszystkie posłużyły za materiał do stworzenia frankensteinowskiej fabuły thrillera „Eagle Eye” w reżyserii D.J. Caruso. Źródło inspiracji, a może brak własnych pomysłów? Tym razem raczej to drugie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Spoiler miłą rzeczą nie jest, nawet przy okazji absurdalnie powtarzalnego kina, więc musicie uwierzyć na słowo – nowy film Caruso zamordowała głupota scenariusza. Gdyby zacząć analizować szczegóły fabuły, okazałoby się, że im bliżej finału, tym więcej nielogiczności i naciąganych zwrotów akcji. Oczywiście ci, którzy widzieli chociaż część z powyżej wymienionych tytułów, wydedukują możliwe zakończenie już w połowie seansu. A to niedobrze, bo zostanie im więcej czasu na podziwianie idiotyzmów wysmażonych przez scenarzystów. Niestety, to nie wszystko – drugi cios „Eagle Eye” zadaje brakiem oryginalności. A jednak, w dobie ciągłych powtórek i remaków, ograniczenie się do wykorzystywania motywów ze znanych pozycji gatunku nie jest aż tak wielkim grzechem, jak po prostu słaby scenariusz. Jerry Shaw jest zwykłym chłopakiem, który próbuje związać koniec z końcem, pracując w punkcie ksero. To przeciętniak, spryciarz żyjący w cieniu innych. Nagle zostanie wciągnięty w intrygę dotyczącą najwyższych szczebli władzy, a wraz z Rachel Holloman – matką samotnie wychowującą dziecko – będzie musiał wziąć udział w grze narzuconej mu z góry i wreszcie przestać być nikim. Przy takim punkcie wyjściowym fabuły od razu do głowy przychodzi „Wanted” Biekmambietowa i bohater grany przez Jamesa McAvoya, który zmienia całe swoje życie, wrzucony do nowej rzeczywistości nie z własnej woli. Te dwa filmy powstawały w podobnym czasie, więc nie może być mowy o kalce fabularnej, ale o braku świeżych pomysłów w Hollywood – już tak. Kiedy Jerry odbiera telefon, będący w filmie łącznikiem z tajemnicą, skojarzenie pojawia się samo – „Matrix”, „Komórka”… I to już, niestety, jest powtórka z rozrywki. Oczywiście przy odrobinie dobrej woli można dać się przekonać, że twórcy postanowili oddać hołd dobrym filmom akcji i SF, a nie po prostu ściągnąć rozwiązania fabularne z lepszych tytułów. Ale brak scenariuszowych pomysłów razi na tyle mocno, że nawet fan gatunku odczyta w gotowej historii kpinę, a nie miłość do kina. Pierwsza połowa, mimo wtórności, jest zdecydowanie lepsza niż druga, utrzymuje napięcie i tempo, zwiastuje nieoryginalny, ale mimo wszystko niezobowiązujący rozrywkowy film akcji na przyzwoitym poziomie. Dopiero później scenarzyści orientują się, że nie wiedzą, jak wybrnąć z napiętrzenia absurdalnych pomysłów i w rezultacie oferują rozwiązania możliwe do przełknięcia tylko przez bardzo tolerancyjnych widzów. Właśnie ci najbardziej tolerancyjni mają szansę bawić się na „Eagle Eye” całkiem nieźle, bo od strony technicznej film się sprawdza. Tym bardziej szkoda. Shia LaBeouf, wcielający się w głównego bohatera, ewoluuje aktorsko, ale byłoby lepiej, gdyby zagrał w filmie, w którym mógłby pokazać to, czego zdążył się ostatnio nauczyć. Michelle Monaghan wybitną aktorką na pewno nie jest, ale udaje jej się stworzyć całkiem przekonujący portret postaci, co graniczy z cudem przy natłoku scen akcji redukującym bohaterów filmu do marionetek. Obie gwiazdy stanowią plus „Eagle Eye”, a na drugim planie mamy jeszcze piękną Rosario Dawson i enigmatycznego Billy’ego Boba Thorntona. Podobnie zdjęcia Dariusza Wolskiego, budujące napięcie, wyznaczające tempo dynamicznego kina z pazurem. Montaż pościgów, ucieczek, scen zbiorowych i kameralnych (jakkolwiek nie uświadczy się ich w filmie wiele) ma rytm i charakter. Caruso stara się utrzymać film w ryzach, idzie mu całkiem nieźle, ale jego starania w finale niszczy brak logiki – nawet w odniesieniu do rzeczywistości przedstawionej. Na pewno można by było potraktować „Eagle Eye” jako wyolbrzymienie i wyeksponowanie lęków Amerykanów w związku z ciągłym nadzorem i postępem technicznym, który zdominował życie każdego przeciętnego człowieka. Niestety, „Eagle Eye” nie próbuje być taką konstatacją czy wyznacznikiem wątpliwości społecznych, ale po prostu stara się widza omamić niesamowicie sprawną wizualnie produkcją wyzutą z ambicji. Łyknąć to mogą widzowie spragnieni bezmyślnej akcji, w której sens jest rzeczą drugorzędną, oraz fani Shii LaBeoufa. Reszta wzruszy tylko ramionami.
Tytuł: Eagle Eye Obsada: Shia LaBeouf, Rosario Dawson, Michelle Monaghan, Michael Chiklis, Anthony Mackie, Ethan Embry, Billy Bob Thornton, Anthony Azizi, Cameron Boyce, Bill Smitrovich, William Sadler, Eric Christian OlsenRok produkcji: 2008 Kraj produkcji: USA Dystrybutor: UIP Data premiery: 17 października 2008 Czas projekcji: 118 min. Gatunek: akcja, thriller Ekstrakt: 30% |