powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXXI)
listopad 2008

Dwóch stetryczałych kowbojów
Jon Avnet ‹Zawodowcy›
…zdaje się dobrze bawić w kolejnym wspólnym filmie. Wiadomo, co często oznacza dla widza przesadny luz aktorów, a Al Pacino i Robert de Niro zdają się potwierdzać w „Zawodowcach” tę smutną regułę.
Zawartość ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ostatnio da się zauważyć wśród starszego pokolenia aktorów kina akcji pewne niepokojące symptomy – Stallone zamiast nakręcić drugi „Cop Land” próbuje się odmłodzić w „Rambo”, Gibson zdaje się tracić zainteresowanie historią i coraz częściej przebąkuje o piątym wcieleniu Martina Riggsa, a ociężały Ford, mając na koncie kilka niezłych ról detektywów, uniezależnionych przecież od wieku, marzy tylko o tym, by znów zwisać na swoim pejczu… Kryzys wieku podeszłego? Jeśli to choroba zawodowa, to nie mogła też ominąć blisko 70-letnich Pacino i de Niro. I rzeczywiście: ten pierwszy nie prowadzi tanga jak w „Zapachu kobiety”, a drugi nie wciela się w zwykłego faceta jak w „Prawie Bronksu” – obaj wolą wygłupiać się w marnym akcyjniaku.
Pacino i de Niro razem na ekranie – to miał być hit. A właściwie heat. Widzowie ostrzyli sobie zęby na kolejną „Gorączkę”, a dystrybutorzy też nie omieszkali skorzystać z okazji i odwołać się do znakomitego występu dwóch megagwiazd kina. Tyle tylko, że Jon Avnet to nie Michael Mann, a obaj aktorzy to już nie młodzieniaszki. Efekt? Totalny brak chemii między postaciami, dziurawy scenariusz i kiepściuchna reżyseria.
Turk (de Niro) i Rooster (Pacino) to dwaj kumple i policyjni partnerzy, którzy od wielu lat wsadzają bandziorów za kratki. Obaj mają niewyparzony język, obaj są niezbyt lubiani przez przełożonych i kolegów, ale między sobą świetnie się dogadują, często ratując sobie tyłki. Nie są jednak wszechmocni – zło nie zawsze zostaje ukarane, często bandyci zostają uniewinnieni w trakcie procesu. W pewnym momencie policjanci przekraczają granicę prawa, podkładając dowód i wsadzając za kratki człowieka, który tej zbrodni nie popełnił (choć wiadomo, że był winny innego, obrzydliwego mordu). W tym samym czasie w mieście nasila się fala zbrodni: samozwańczy mściciel morduje wszelkiego rodzaju szumowiny, a bohaterowie, którzy prowadzą jego sprawę, właściwie go popierają – sami przecież postawili się ponad prawem w imię starotestamentowo rozumianej sprawiedliwości. Nie mija więc wiele czasu, gdy to oni stają się podejrzani. Tylko kto pociąga za spust: chłodny Rooster, narwany Turk czy działają razem? A może wrabia ich ktoś trzeci?
Avnet opiera cały film na dwóch aktorach – zdaje się myśleć, że wystarczy sama ich obecność, by rzecz stała się arcydziełem. Zakładając nawet, że kiedyś byli do tego zdolni, że byli na tyle charyzmatyczni, by rzeczywiście zawładnąć w pełni widzem i „pociągnąć” film, te czasy dawno minęły. Obaj prezentują zgrany i znany zestaw min (na przykład de Niro miejscami kopiuje swoją rolę z „Jackie Brown” – i nie chodzi tu tylko o sceny seksu; Pacino jak wypracował pewne pozy w „Adwokacie diabła”, tak trzyma się ich uparcie – wcześniej między innymi w „Rekrucie” czy „Podwójnej grze”). Obaj wyglądają koszmarnie staro, wyniszczeni niczym dinozaury rocka po latach ostrego balangowania (jeszcze starzej, choć w bardziej naturalny sposób prezentuje się inny weteran – Brian Dennehy). I obaj robią sobie jaja. Bo ciężko to nazwać graniem na poważnie: staruszkowie udają – ubiorem i stylem bycia – młodzieniaszków, rzucają bluzgami na lewo i prawo, a od czasu do czasu puszczają do siebie porozumiewawcze uśmieszki. Do tego reżyser zapewnia im kilka zupełnie zbędnych i niepasujących do nich scen, w których mogliby się poczuć naprawdę macho – choćby otwierające film popisy na strzelnicy, gdzie dziadkowie wypadają lepiej niż Martin Riggs doprawiający manekinowi uśmiech. Ani to wiarygodne, ani ciekawe oglądać dwóch zramolałych dziadków, którzy udają Tango i Casha. Właściwie to nawet przykre – patrzeć na dwóch świetnych aktorów, którzy poniewczasie przypomnieli sobie, że przydałaby im się w dorobku klasyczny, sensacyjny film z gatunku buddy cop.
Może jeszcze dałoby się to oglądać, gdyby fabuła była bardziej wciągająca, ale ta nie klei się ani trochę – poczynając od zwodzenia widza, a na końcowym twiście (oczywiście mało zaskakującym) kończąc. Dodatkowo wszystkie te nieprawdopodobieństwa i zagrywki deus ex machina utopione są w sosie sztampowych scen, przeraźliwie wtórnych klisz niczym z jakiegoś stereotypowo wzorcowego – a tym samym przerysowanego i nierealnego – filmu o policjantach. Nie warto, lepiej udawać, że ta wpadka nigdy nie miała miejsca.



Tytuł: Zawodowcy
Tytuł oryginalny: Righteous Kill
Reżyseria: Jon Avnet
Zdjęcia: Denis Lenoir
Scenariusz: Russell Gewirtz
Muzyka: Ed Shearmur
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 5 grudnia 2008
Czas projekcji: 101 min.
WWW: Strona
Gatunek: sensacja
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

78
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.