W najnowszym filmie Krzysztofa Zanussiego serduszko puka w rytmie Dody. Tonący reżyser chwyta się pokaźnego biustu królowej tabloidów. W przeciwieństwie do swojego bohatera, nieudolnego samobójcy, i tak opada na dno. Niestety, pouczający głos, którym przemawia w „Sercu na dłoni”, da się usłyszeć nawet stamtąd.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Osią filmowej intrygi jest zestawienie kontrastowych osobowości. Z jednej strony Stefan – przyjaciel psów, kotów i żyjących w nędzy emerytek. Nieskazitelny moralnie absolwent filozofii, który zamiast zgłębiać istotę wszechrzeczy, haruje na kasie w supermarkecie. Jego całkowitym przeciwieństwem jest szemrany Ukrainiec o imieniu Konstanty – bezduszny cynik, który kopci jak smok na nikotynowym głodzie, zmusza podwładnego do seksu z homoseksualistą oraz wystawia swojej byłej żonie czeki bez pokrycia. Losy obu panów krzyżują się na szpitalnym korytarzu. Konstanty kocha życie, ale żeby go nie stracić, potrzebuje przeszczepu serca. Idealnym kandydatem na dawcę okazuje się Stefan, który po serii życiowych niepowodzeń postanawia ze sobą skończyć. Aby wszystko poszło zgodnie z planem, należy tylko wesprzeć jego nieporadne samobójcze starania. W ujęciu innego reżysera taki punkt wyjścia mógłby doczekać się odpowiednio przewrotnego rozwinięcia. Zanussi popełnia natomiast masę błędów, które widać jak na dłoni. Jako potencjalna czarna komedia film zawiera dosyć istotną wadę – w ogóle nie jest zabawny. Reżyser zamiast poczucia humoru posiada wysoko rozwinięte poczucie moralności. Z ekranowej ambony prawi irytujące kazanie. Żeby nie wystraszyć zgromadzonej gawiedzi, usiłuje przemawiać lekko i dowcipnie, ale efekt jest odwrotny do zamierzonego. W wysilonym i topornym „Sercu na dłoni” najbardziej razi papierowość najważniejszych postaci. Jak wytłumaczyć tak gwałtowną reakcję Stefana na nękające go problemy? Skąd bierze się wewnętrzna przemiana Konstantego? Jedyną motywacją ich najbardziej kuriozalnych zachowań wydają się zachcianki Zanussiego. Wszystko dałoby się usprawiedliwić, gdyby takie postępowanie owocowało czymś więcej niż powtarzaniem szlachetnych banałów. Niestety, reżyser ogranicza się do tego, że „zło dobrem zwycięża” i nie zauważa, że ktoś zrobił to już przed nim. Wbrew zapowiedziom twórcy, jego dzieło trudno określić jako bajkę. W „Sercu na dłoni” jedynymi elementami nieudolnie wykorzystanej konwencji są nachalny dydaktyzm oraz nadmiar słodyczy, który w finale doprowadza nas do mdłości. Podczas oglądania filmu można odnieść wrażenie, że reżyser wiedział, co się święci. Śpiewane ustami Dody „Ave Maria” oznaczałoby wówczas błaganie niebios o natchnienie. Bóg dowiódł jednak, że prośby uznanego twórcy ma w swoim transcendentnym nosie. Co innego popularna piosenkarka, która poprzez swój udział zapewniła filmowi odpowiedni rozgłos. W dodatku – jak przystało na osobę o ponadprzeciętnym ilorazie inteligencji – znowu trafiła w sedno. Jej jedyna kwestia mówiona: „Ej, dziadzia, nie wyluzowałeś się za bardzo?” stanowi idealny komentarz do postawy reżysera. Dziadzia Zanussi niepotrzebnie porwał się na komedię i poniósł zasłużoną klęskę. Szkoda tylko całkiem udanej muzyki Wojciecha Kilara oraz brawurowego epizodu sędziwej Niny Andrycz. Jak kilkakrotnie przypomina się w „Sercu na dłoni”, w Polsce spadła ostatnio liczba przeszczepów. Nikomu nie trzeba tłumaczyć oczywistych politycznych powodów takiego stanu rzeczy. Kłopot w tym, że fatalny poziom najnowszego dzieła Zanussiego w podobny sposób może odstraszyć widownię od obcowania z polskimi filmami. Pozostaje mieć nadzieję, że równie nieudaną fabułą ten pan już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
Tytuł: Serce na dłoni Obsada: Bohdan Stupka, Nina Andrycz, Stanisława Celińska, Szymon Bobrowski, Maciej Zakościelny, Agnieszka Dygant, Borys Szyc, Krzysztof Kowalewski, Tomasz Sapryk, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Wojciech Mann, DodaRok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Polska, Ukraina Data premiery: 26 września 2008 Czas projekcji: 96 min. Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 40% |