 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Jacek Dukaj ‹Inne pieśni›Jacek Dukaj uczniem Witolda Gombrowicza? „Inne pieśni” to ostatnia chyba powieść, w której Dukajowy rozbuchanizm formy jest jeszcze w miarę okiełznany. Choć też nie do końca. Finałowe sceny walk w kosmosie albo podróż do serca Afryki to pomieszanie z poplątaniem, fantastyczne wariactwo. Oby w kolejnych tomach nie przerosło autora. Dukaj jest najciekawszym twórcą fantastyki w Polsce, nawet kiedy pisze powieści przygodowe osadzone w realiach steampunku. Bardzo rzadko czytam jakąś książkę dwa razy. Tę przeczytałem już trzykrotnie i wciąż mam wrażenie, że jeszcze wielu smaczków, które w niej zostały zaszyte, nie odkryłem. „Inne pieśni” to doskonała książka przygodowa, której podłożem są prawdziwe filozoficzne dylematy (które wysuwają się na pierwszy plan). To dzieło należy czytać bez pośpiechu, z zadowoleniem i namysłem – można się nim po prostu delektować. A jeśli nie w smak odbiorcy zgłębianie ważnych problemów, nic nie stoi na przeszkodzie, by skupił się na wątku przygodowym, który obfituje w genialne rozwiązania fabularne oraz bohaterów, jakich nie uświadczymy w żadnym innym miejscu (chyba że będzie to inna książka Dukaja). Niesamowite jest zwłaszcza to, że po skończonej lekturze czytelnik po prostu nie może przestać rozumować w kategoriach morfy i formy, które są kluczowymi pojęciami dla zrozumienia tej książki. Pierwszy raz w recenzenckiej karierze przyznaję najwyższą ocenę i robię to z pełną odpowiedzialnością – „Inne pieśni” to dzieło znakomite pod każdym względem. Rzecz genialna, dla mnie najlepsza jak do tej pory książka Dukaja („Lodu” na razie nie czytałem). Konstrukcja świata jest absolutnie oszałamiająca swym rozmachem i pomysłowością (choć to „tylko” wzięcie na serio teorii greckich filozofów), materiału do analizy jest mnóstwo. Ale najbardziej bawi mnie fakt, że w gruncie rzeczy „Inne pieśni” są kolejną wersją opowieści o tym, jak Ziemianie jednoczą swe siły w obliczu zagrożenia z kosmosu…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Jacek Dukaj ‹Lód›„Lód” powinien ukazać się sto lat temu jako powieść odcinkowa w „Tygodniku Ilustrowanym” albo innej „Biesiadzie Literackiej”. Żeby go przeczytać dzisiaj, należy: a) ulec poważnemu wypadkowi związanemu z trwałym unieruchomieniem, b) trafić do więzienia albo na bezludną wyspę. Rozpiętością pomysłów Dukaj szokuje, wykonaniem – już nie. Archaizowany język, nietypowe pomysły na narrację, oryginalna koncepcja rzeczywistości nie przesłaniają chaosu, który wkradł się na karty „Lodu”. A ponieważ autor nie jest (jeszcze?) drugim Teodorem Parnickim, z chaosu niewiele się wyłania. Tyle że owo „niewiele” to i tak Mount Everest dla reszty polskich autorów fantastyki. Książka niebezpieczna, bowiem dzieląc się uwagami na jej temat, w zależności od rozmówców czasem wyjść można na głupca (gdy się przeczytało i nie polubiło, względnie gdy nieszczęsny czytelnik utknął w połowie dzieła), a czasem na snoba (gdy się przeczytało i teraz chwali). Ja zarykuję posądzenie o snobizm i powiem, że przeczytałam i podobało mi się. Więcej nawet, czytało mi się „Lód” z przyjemnością (choć powoli), zwłaszcza część pierwszą i drugą, bo trzecia jest nieco zbyt rozdęta, a czwarta dla odmiany odrobinkę zbyt mocno akcję przyśpiesza. Niemniej i tak plusy zdecydowanie przeważają tu nad minusami. Niesamowita wyobraźnia czy cudownie stylizowany język – tego się można było po autorze spodziewać. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem są jednak główni bohaterowie oraz relacje pomiędzy nimi – przyznaję z niejakim wstydem, że nie wierzyłam dotąd, iż Jacek Dukaj potrafi być tak znakomitym psychologiem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Jacek Dukaj ‹W kraju niewiernych›Ten fenomenalny zbiór opowiadań zapowiada przyszłe dokonania autora „Lodu”. Każdy z tekstów osnuty został wokół oryginalnego pomysłu i każdy z nich prezentuje zupełnie nieszablonowy sposób patrzenia na fabułę i bohaterów. Zachwyca zwłaszcza umiejętność Dukaja do kojarzenia wiedzy z bardzo wielu dziedzin, dzięki czemu potrafi on dostrzegać powiązania i połączenia w uniwersum, które stwarza. Mimo że są to jedynie opowiadania, na ich potrzebę pisarz zbudował skomplikowane światy, w których rozgrywa się akcja opowieści. Jednak na pierwszy plan wysuwa się doskonałe opanowanie warsztatu pisarskiego przez autora. Styl Dukaj trudno pomylić z czymkolwiek innym – jest tak charakterystyczny, nasycony neologizmami, pełny profesjonalizmów i wyrażeń o proweniencji naukowej. „W kraju niewiernych” to bez wątpienia najlepszy zbiór opowiadań, jaki czytałem w życiu. Co tu owijać w bawełnę. „W kraju niewiernych” jest najlepszym zbiorem opowiadań fantastycznych, jaki kiedykolwiek wyszedł spod pióra polskiego pisarza. Dukaj każdym tekstem udowadnia, jak duży potencjał nadal tkwi w science fiction i jak dobrze sprawdza się ona w relacjach z religią czy filozofią. Nie ma tu słabych opowiadań, a „ Ruch Generała” czy „Katedra” to teksty bez wątpienia wybitne.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Ken Follett ‹Filary ziemi›Marcin T.P. Łuczyński [80%] Stare, ale jare. Opasła, osadzona w średniowieczu saga o losach ludzi różnych statusem społecznym i osobowością, których ścieżki przecięły się przy okazji budowy fikcyjnej katedry. Niebywałe, jak ta książka wciąga. I szarpie nerwy, bo przez znakomitą większość fabuły bohaterowie biorą po zadku, a zło triumfuje. Oczywiście w finale jest, jak być powinno, ale przez kawał czasu zaangażowany czytelnik pozostaje w stanie irytacji na postacie tych „dobrych” za to, że są takie dobre i nie potrafią w odpowiednim momencie przywalić. A mimo to żal rzucić tak niezwykłą opowieść w kąt, więc brnie się dalej. Osiągnąć taki efekt w tak obszernej książce, na tak duży hazard wystawić cierpliwość czytelnika – prawdziwy wyczyn. Ale niby czego się spodziewać po Kenie Folletcie? Marcin T.P. Łuczyński [80%] Francuski pisarz przyzwyczaił czytelników do opowieści o najrozmaitszych plugawych morderstwach. Nie inaczej jest tym razem – odnaleziony trup wygląda przedziwnie, bo pomiędzy stopami a głową morderca wydzielił na ciele strefy, które doprowadził do różnego stadium rozkładu. Głowa wygląda na nietkniętą, stopy na właściwie kompletnie rozłożone i zjedzone przez robactwo, a wszystko pomiędzy nimi jest – no, trudno to ująć inaczej – w stanie pomiędzy. W dodatku wnętrze klatki piersiowej wyściela świecący w ciemnościach porost. Jeśli ktoś jest ciekaw, po co wydziwiać w ten sposób, uśmiercając człowieka, powinien jeszcze wiedzieć, że Grangé całkiem zgrabnie obudowuje to morderstwo warstwą metafizyczną, a konkretnie zagadnieniem życia po życiu. To, na czym polega główny haczyk – odpowiedź na pytanie, dlaczego przyjaciel głównego bohatera, policjanta prowadzącego prywatne śledztwo, popełnił samobójstwo – odgadłem dużo wcześniej, niż zdecydował się to ujawnić autor. Ale nic to. Książkę czyta się doskonale. Nawet komuś takiemu jak ja, kto omija powieści Thomasa Harrisa szerokim łukiem. Wielkie zwycięstwo fantastyki rozrywkowej nad fantastyką problemową w ich odwiecznej wojnie. Grzędowicz w swych opowiadaniach próbuje być właśnie problemowy, ale teksty przeładowane publicystyką są zdecydowanie najsłabsze. Królują zaś opowiadania, w których widać, jak znakomitym Grzędowicz jest rzemieślnikiem, jak dobre miewa pióro. „Wilcza zamieć” i „Buran wieje z tamtej strony” to jedne z najlepszych polskich opowiadań ostatnich lat. Na deser zestaw dość sympatycznych miniaturek i ciekawe posłowie autora.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Nick Hornby ‹Wpadka›Hornby nie zawodzi. O ile zwykle brał na tapetę mężczyzn po trzydziestce, ale nadal niedojrzałych, których różne sytuacje życiowe zmuszają do dorośnięcia, to tym razem jego bohaterem jest chłopak, który niedojrzały może być, bo ma dopiero 16 lat, ale też będzie musiał dorosnąć, bo jego dziewczyna zachodzi w ciążę. Temat niechcianej ciąży niby ostatnio często wykorzystywany („Juno”, „Wpadka” Apatowa), ale w ujęciu Horby’ego całkiem oryginalnie ujęty. Po pierwsze, bo autor stara się bardzo narrację poprowadzić z punktu widzenia swego nastoletniego bohatera, nadal nieco naiwnego i bardziej szczerego od dorosłych. Po drugie, bo próbuje różnych ciekawych chwytów konstrukcyjnych – wykorzystywanie słynnego skatera jako wewnętrznego komentatora poczynań głównego bohatera, ciekawe opowiadanie historii za pomocą futurospekcji (czy, jak to się mówi u Anglosasów, „flashforwardów”). No i końcówka niegłupia, bardzo życiowa, słodko-gorzka, a na pewno odległa od tradycyjnych happy endów. |