powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

W obronie odbytu
Rob Schneider ‹Wielki Stach›
Jeśli po nowym dziełku Roba Schneidera spodziewacie się podobnych klimatów jak w poprzednich jego filmach (albo produkcjach Adama Sandlera), nie zawiedziecie się – w „Big Stan” jest tak samo głupio i mało śmiesznie.
Zawartość ekstraktu: 30%
‹Wielki Stach›
‹Wielki Stach›
Oszust Stan (pozostanę może przy oryginalnym imieniu i tytule, a polskie tłumaczenie „Wielki Stach” pozostawię bez komentarza) ma przerąbane. Dostał właśnie wyrok kilku lat więzienia, a tam przecież – jak dowiedział się przeprowadzając wywiad wśród ekswięźniów – niechybnie go zgwałcą. Wielokrotnie. Załamany, stara się za wszelką cenę zawczasu przystosować do trudnej przyszłości, rozważając na przykład wytatuowanie wokół odbytu czegoś tak ohydnego, co każdego by zniechęciło. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że jedynym sposobem obrony jest nauczenie się fizycznej walki. Zupełnie znikąd przychodzi mu z pomocą stary mistrz, który różnymi, wybitnie niekonwencjonalnymi metodami, robi ze Stana prawdziwego zabijakę. Gdy przychodzi czas odsiadki Stan szybko demonstruje swoje umiejętności i zdobywa wśród więźniów posłuch, wprowadzając swoje reguły – przede wszystkim całkowity zakaz gwałtów. Taki sielankowy obraz więzienia nie podoba się jednak wrednemu naczelnikowi…
Facet czyszczący miecz w ten sposób, by wydawało się, że się masturbuje. Facet proszący swoją kobietę, by zgwałciła go wibratorem. Facet opowiadający, że jest nałogowym masturbatorem, i faceci rozmawiający o radości z uszkadzania cudzego anusa. Facet wiszący na sutkach i facet mający po kolei łamane palce. Facet zjadający węże, skorpiony, obsikane truskawki, wątroby i inne obrzydliwe wnętrzności. A nade wszystko gwałt, homoseksualny seks i odbyty jako temat rozmów, żartów i skojarzeń.
Właśnie zdradziłem całkiem sporo „dowcipów” prezentowanych w filmie, ale zapewniam, że równie wiele zostało. Mam za to nadzieję, że teraz każdy rozpoznaje typ humoru i wie, czy to jest film dla niego. Jeśli komuś te klimaty nie odpowiadają, raczej nie powinien się na „Big Stana” wybierać. Owszem, kilka scenek jest śmiesznych nawet i bez związku z seksem i dupami, ale to raczej wyjątki. Podobnie ciężko polecać film tylko ze względu na autoparodię Davida Carradine’a, bo choć pomysł jest fajny, to przesadzony i nazbyt rozciągnięty. Tak samo sam Schneider: co prawda w tym akurat filmie radzi sobie nienajgorzej – zderzenie jego emploi i postaci, jaką jest Stan na początku, z „kilerem”, który rozstawia całe więzienie po kątach, jest oczywiście zabawne, ale tylko chwilowo, bo nie da się na tym zbudować całego filmu. Zresztą to i tak zaraz zostaje przesłonięte przez wsadzanie żyletki w odbyt albo przez kibel służący za czarę do ponczu.
Ponoć Schneider, który jest również reżyserem filmu, chciał nakręcić obraz będący humorystycznym, ale w przesłaniu wcale nie błahym manifestem – sprzeciwem przeciwko praktykom gwałtów w więzieniach. To oczywiście bujda na resorach, ale jakby ktoś szukał argumentu na to, że film był jednak fajny, to ma jeden gotowy. Ja jednak mimo to seans odradzam.



Tytuł: Wielki Stach
Tytuł oryginalny: Big Stan
Reżyseria: Rob Schneider
Zdjęcia: Victor Hammer
Scenariusz: Josh Lieb
Muzyka: John Hunter
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 12 grudnia 2008
Czas projekcji: 105 min.
Gatunek: komedia
Ekstrakt: 30%
powrót do indeksunastępna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.