Słabe cykle powieściowe mają to do siebie, że zwykle nie potrafią utrzymać poziomu kolejnych części, tonąc w odmętach rozwodnionej akcji. Simmons uniknął tego głównie dzięki temu, że „Upadek Hyperiona” to właściwie nie kontynuacja, a po prostu druga część podzielonej na połowę fabuły. A poza tym „Hyperion” nie jest słaby. Jest jednym z najlepszych.  |  | ‹Upadek Hyperiona›
|
„Upadek Hyperiona” (w poprzednim wydaniu znany jako „Zagłada Hyperiona”) to bezpośrednia kontynuacja pierwszej części cyklu – znów obserwujemy losy pielgrzymów, zdążających do Grobowców Czasu na tytułowej planecie, choć tym razem są oni częściowo przesunięci w cień. Na pierwszy plan wysuwają się za to zmagania Hegemonii z Intruzami, którzy dzięki serii sprytnych wybiegów przechylają szalę zwycięstwa na swoją stronę. Autor wprowadza też kilka nowych postaci – między innymi poznajemy bliżej przewodniczącą Senatu Meinę Gladstone i jej nadwornego artystę o niezwykłych zdolnościach i pochodzeniu, Josepha Severna. Nie zabraknie oczywiście inteligentnych maszyn, przerażającego Chyżwara i nawiązań do twórczości Johna Keatsa. „Upadek” jest książką inną. Pierwsza część cyklu (po kilku latach Simmons dopisał kolejną dylogię – „Endymion” i „Triumf Endymiona”) oszałamiała wizją świata, a jednocześnie nosiła znamiona przypowieści. W „Hyperionie” pisarz mistrzowsko pokazał historię przyszłości przez pryzmat losów pojedynczych, konkretnych osób, a równocześnie, opowiadając o każdej z nich, składał w pewnym sensie hołd konwencjom od lat obecnym w literaturze science fiction. W fabule „Hyperiona” znalazło się miejsce i na motyw spotkania z niezrozumiałymi obcymi, i na detektywistyczną opowieść zahaczającą o cyberpunk. Jednocześnie Simmons nie szczędził sił, by wykreować aurę tajemniczości i swoistego mistycyzmu – zarówno postać Chyżwara, jak i osoby poszczególnych pielgrzymów można było odbierać symbolicznie. W „Upadku” na pierwszy plan wysuwa się intryga i, jak się okazuje, to nie najbardziej poetyckie i alegoryczne historie Uczonego czy Kapłana są najważniejsze, ale bardziej realistyczna opowieść Detektywa. Dołożyć do tego można, jak to zwykle z sequelami bywa, mniejszą liczbę zaskoczeń dla czytelnika – świat jest już ukształtowany i Simmons jedynie odsłania jego kolejne karty i tajemnice, wprowadzając niewiele rzeczy nowych (co nie zmienia faktu, że niektóre sceny, jak choćby rozmowa z informatycznym bóstwem, to prawdziwy majstersztyk i zostają na długo nawet w pamięci oczytanego fana science fiction). Wszystko to daje w sumie opowieść spaceoperową – mamy wyrazistych bohaterów, coraz klarowniejszych wrogów i jasny cel, który trzeba osiągnąć. Owszem, można próbować interpretować całość dylogii jako rozważania na temat stagnacji cywilizacji czy przestrogę przed niekontrolowanym postępem albo zagłębić się w odczytywania nawiązań do oryginalnych poematów Keatsa, ale w samym „Upadku” na pierwszym planie zdecydowanie jest akcja: wojny i intrygi na kosmiczną skalę. Oczywiście nie znaczy to, że mamy do czynienia z powieścią słabą, wręcz przeciwnie. „Upadek Hyperiona” to wciąż Dan Simmons w najwyższej formie 1), sprawnie prowadzący fabułę, dobrze charakteryzujący bohaterów, zgrabnie zamykający wątki i bijący na głowę 99% pisarzy SF liczbą i jakością pomysłów. Owszem, można narzekać, że tym razem to „tylko” space opera, ale za to jaka! 1) No dobrze, przyznaję, w wyższej był w pierwszym „Hyperionie” i po latach w dylogii „Ilion”/„Olimp”.
Tytuł: Upadek Hyperiona Tytuł oryginalny: The Fall of Hyperion ISBN: 978-83-7480-087-7 Format: 656s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 49,— Data wydania: 27 czerwca 2008 Ekstrakt: 90% |