powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Czwórka niezbyt fantastyczna
Pascal Alixe, Peter David ‹Czwórka z "Fantasticka"›
„1602” Neila Gaimana i Andy’ego Kuberta był niemałym wydarzeniem i zyskał sporą popularność. Nic więc dziwnego, że zdecydowano się powrócić do tego świata. „1602: Czwórka z Fantasticka” potwierdza jednak, że odcinanie kuponów od cudzej popularności – bez odrobiny własnej inwencji i wysiłku – przynosi mierne skutki.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Czwórka z "Fantasticka"›
‹Czwórka z "Fantasticka"›
Na początek słówko wyjaśnienia: bardzo lubię komiksy spod znaku elseworlds, czemu dałem wyraz przy okazji bloku o Mrocznym Rycerzu. Oczywiście nie wszystkie uznaję za skończone arcydzieła, ale większość tchnie w oklepane historie trochę ożywczej zmiany, a jednocześnie podkreśla ponadczasowość postaci w rodzaju Supermana czy Batmana. Stąd też jestem bardzo pobłażliwy wobec takich produkcji, często wystarcza mi fajne wykorzystanie kluczowych cech bohaterów i momentów z ich historii, ale przy użyciu odmiennych realiów. Z tego samego powodu bardzo miło wspominam lekturę „1602” i zupełnie nie zgadzam się z ocenami w najlepszym wypadku ostrożnymi, a często wręcz histerycznie negatywnymi. Komiksowi Gaimana i Kuberta nie można było nic zarzucić od strony grafiki i pomysłu, a co najwyżej czuć delikatny niedosyt dotyczący szczegółów scenariusza i zakończenia1). Natomiast maestrię Gaimana w tworzeniu alternatywnych historii dobrze znanych postaci (a podobieństwo ich losów mimo innych realiów prowokowało do filozoficznych pytań o przeznaczenie) można było już tylko podziwiać.
W „Czwórce z Fantasticka” – choć podchodziłem do niej z pozytywnym nastawieniem, niejako na starcie przyznając taryfę ulgową – ciężko odnaleźć już jakiekolwiek głębsze pytania, wciągającą fabułę czy choćby ciekawe kreacje i nawiązania do dobrze znanych postaci. Wizard, jego kompani i Namor są mechanicznie przeniesieni do elżbietańskiej rzeczywistości na znanej już zasadzie, a o Doomie i Czwórce nie dowiadujemy się niczego nowego i ciekawego. Jeszcze gorsze jest wplątanie w fabułę Williama Szekspira, co jest kompletnie nieudaną próbą osadzenia opowieści w historycznym kontekście, nie umywającą się do intryg, które Gaiman kazał snuć historycznym królom i królowym, misternie wplatając je w historie mutantów i superbohaterów.
Z pewnością jednym z głównych powodów negatywnego odbioru „Czwórki z Fantasticka” jest wtórność. O ile oryginalny „1602” zaskakiwał pomysłem cofnięcia znanych postaci aż o 400 lat, o tyle w sequelach cyklu (oprócz „Czwórki…” powstał jeszcze komiks „1602: New World” kontynuujący m.in. wątek Bannera-Hulka) jest to już rzecz znana i oczekiwana, a przez tp nie da się oprzeć całego komiksu jedynie na scenerii – potrzebna jest jeszcze dobra fabuła. I w „Czwórce z Fantasticka” tego właśnie zabrakło – Peter David Gaimanem nie jest, a tutaj prezentuje się wręcz jak najpośledniejszy wyrobnik. Jego komiks to zlepek ogranych klisz (typu von Doom zmuszony zjednoczyć się z Czwórką) i braku umiejętności opowiadania historii. „Czwórka…” ma nadmiernie rozciągnięte wprowadzenie w fabułę (jak gdyby scenarzysta zakładał, że czytelnicy nie znają „1602” i trzeba ich powoli oprowadzać po nowym świecie) i zupełnie błahe, pozbawione polotu i rozmachu rozwiązanie. W środku też nie jest lepiej – kilka pojedynków, kilka mizernych prób dookreślenia postaci (w oparciu o znane schematy: John Storm jest dziecinny i narwany, Reed, choć jest geniuszem, to nie ma nic do powiedzenia w codziennych sprawach przy Susan itp. itd.) i zupełnie pretekstowe doprowadzenie do finałowej konfrontacji.
Jeśli do zarzutów wobec scenarzysty dodać, że rysownicy również należą do niższej klasy niż Kubert, a do tego sprawiają wrażenie, jakby się nie starali2), puenta staje się jasna – nie warto, a tym bardziej dotyczy to tych, którzy oryginalny komiks Gaimana polubili.
1) Być może komiksowi zaszkodziło to, że zamiast pójść całkowicie w stronę elseworldowej „wariacji na temat”, fabuła na siłę próbowała wkleić elżbietańskie wersje superbohaterów w główny nurt marvelowskiego uniwersum. Zresztą Marvel zawsze był słabszy w te klocki niż DC – podobną tendencję widać w serii „What If…”, gdzie moment każdego rozejścia się światów i powstania alternatywnej historii musiał być jasno określony i wytłumaczony. W efekcie historyjki te były o kilka klas słabsze niż najlepsi przedstawiciele serii Elseworlds wydawnictwa DC (choćby „Kingdom Come” czy „Batman: Zagłada Gotham”, nie mówiąc już o „Powrocie Mrocznego Rycerza”, który formalnie nie jest określany jako elseworld, choć spełnia wszystkie warunki).
2) Rysownicy w liczbie mnogiej, gdyż za trzecią część (komiks w oryginale opublikowany był jako pięcioczęściowa miniseria) odpowiadał inny grafik niż za pozostałe cztery – co, niestety, widać. Obaj panowie nie wykraczają poza superbohaterską przeciętność, ich wizja postaci jest nazbyt cukierkowa, a obrazkowa narracja czy sposób kadrowania to czysta sztampa. Nie ustrzegli się też błędów – postacie często nie przypominają siebie, zwłaszcza na szerszych planach, kreska jest niestaranna i chaotyczna. Przy okazji – błąd i niechlujstwo można zarzucić również scenarzyście – Susan zwraca się czasem do męża per „Reed”, choć w tej rzeczywistości to jest przecież nazwisko, a nie imię Mr. Fantastica (zwykle mówi mu jednak Richard, inne postacie też zwracają się do siebie po imieniu).



Tytuł: Czwórka z "Fantasticka"
Tytuł oryginalny: 1602: Fantastick Four
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Pascal Alixe
Wydawca: Mucha Comics
Cykl: 1602
Cena: 39,00
Data wydania: grudzień 2007
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

150
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.