powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Kichę widziałem, kichę słyszałem
Oxide Pang Chun, Danny Pang ‹Ostatnie zlecenie›
Beznadziejna reżyseria, kiepski scenariusz, gatunkowa niespójność, napuszone dialogi… – czy „Ostatniemu zleceniu” mogło się przytrafić jeszcze coś gorszego? Tak, Nicolas Cage.
Zawartość ekstraktu: 10%
‹Ostatnie zlecenie›
‹Ostatnie zlecenie›
Nicolas Cage niezłym aktorem był. Kiedyś. Dawno temu. Powiedzmy w latach 80. i na początku 90., gdy grywał w takich filmach jak „Ptasiek”, „Cotton Club”, „Peggy Sue wyszła za mąż”, „Dzikość serca” czy „Red Rock West”. Finiszem jego artystycznej drogi było „Zostawić Las Vegas”, za który to film zebrał w 1996 roku szereg nagród ze Złotym Globem i Oscarem na czele. Wraz z nagrodami przyszła sława, wraz ze sławą propozycje gry w wysokobudżetowych przebojach i obietnice wielkiej kasy. A za tym wszystkim szedł upadek1). Poczynając od „Twierdzy” w połowie lat 90., Cage przeistoczył się w aktora kina akcji, w którym sprawdzał się albo przeciętnie (np.: „Bez twarzy”) albo – i to zdarzało się częściej – po prostu beznadziejnie (cała masa filmów od „Lotu skazańców” aż po „Ghost Ridera” i „Kult”). Doszło nawet do tego, że łysiejącemu, przeciętnie zbudowanemu facetowi o końskiej twarzy, który najlepiej wypadał w rolach zapijaczonych, ciągle dymiących papierochy wykolejeńców, proponowano wcielenie się w Supermana!
Ta dziwna, zupełnie chybiona metamorfoza jest doskonale widoczna również w „Ostatnim zleceniu”. Cage prezentuje tu image rodem z „Next” (czyli długie, przerzedzone włosy podkreślające mało estetyczną łysinę), a manierą aktorską nie odbiega od tego, do czego już widzów przyzwyczaił. Czyli prezentuje te same zgrane, powtarzane w każdym filmie miny, w identyczny sposób krzywi się w momentach mających podkreślić wysiłek fizyczny, w chwilach gdy stara się zgrywać twardego, pewnego siebie zabijakę, jak i w scenach prezentujących zbolałą duszę jego bohatera. Słynny obrazek prezentujący aktorskie możliwości Stevena Seagala sam przychodzi na myśl.
A film? Właściwie szkoda słów. Opowieść o zawodowym zabójcy wykonującym w Bangkoku tytułowe ostatnie zlecenie jest wręcz porażająco głupia, a przemiana bohatera wyjątkowo niewiarygodna i to nie tylko ze względu na aktorstwo Cage’a. Odpowiadający za scenariusz i reżyserię bracia Pang, twórcy tajskiego oryginału, spinają się i pocą by nadać nudnej historii jakieś tempo i dramatyczny rys, jednak kompletnie im to nie wychodzi. Sposób opowiadania, z nawiedzonym głosem Cage’a zza kadru, zaciemnianiem ekranu i ujęciami kręconymi w zwolnionym tempie jest zwyczajnie kiczowaty. Poza tym twórcy nie mogli się zdecydować czy kręcą wysokobudżetowy film akcji czy dramatyczną opowieść o Pięknej obłaskawiającej Bestię. Nie jest zaskoczeniem, że przy braku zdecydowania nie wyszło im ani jedno to, ani drugie. Dramatyzm bierze w łeb w każdym momencie, w którym Nicolas Cage próbuje uzewnętrznić rozterki targające zabójcą. Marnym usprawiedliwieniem dla aktora jest fakt, że równie kiepsko prezentuje się główna bohaterka, głuchoniema dziewczyna, której kazano się nieustannie głupkowato uśmiechać2), a sytuacja, w której dowiaduje się ona o profesji Cage’a wywołuje salwy śmiechu – podobnie zresztą jak wiele innych scen. Co gorsza, jeszcze słabiej jest z „Ostatnim zleceniem” jako filmem akcji: finałowa strzelanina przeciąga się w nieskończoność, wcześniej scen akcji jest jak na lekarstwo, a jeśli już to albo kręcone są na zasadzie irytujących, teledyskowych migawek, albo bezwzględnie morduje je zbliżenie na zbolałą twarz okrutnego mordercy Nicolasa Cage’a.
Nakręcony nie wiadomo po co remake ma właściwie jedną zaletę – nie utopiono w nim zbyt wielkiej kasy, bo produkcja zamknęła się w zaledwie 40mln$ (z której pewnie większość stanowiło honorarium aktorskie) i trwa całe trzy minuty krócej niż oryginał. Choć oczywiście dla umierającego z nudów widza to kiepskie pocieszenie. On marzy tylko o tym, by na półtorej godziny być jak bohaterka filmu – nic nie słyszeć, a najlepiej i nie widzieć.
1) „Wypadki przy pracy” w rodzaju występu w „Adaptacji” to raczej wyjątki potwierdzające regułę.
2) Twórcom widać przydałaby się powtórka z „Nic nie widziałem, nic nie słyszałem” z Wilderem i Pryorem, może by sobie uświadomili, że głuchy nie znaczy głupi.



Tytuł: Ostatnie zlecenie
Tytuł oryginalny: Bangkok Dangerous
Zdjęcia: Decha Srimantra
Scenariusz: Jason Richman
Muzyka: Brian Tyler
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Best Film
Data premiery: 28 listopada 2008
Czas projekcji: 99 min.
WWW: Strona
Gatunek: akcja, thriller
Ekstrakt: 10%
powrót do indeksunastępna strona

115
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.