„Zafascynowany” tytułem właśnie wchodzącego na ekrany filmu, postanowiłem nadać recenzji najnowszego komiksu równie intrygujący. Filmu nie widziałem, nie wiem więc, czy jest godny obejrzenia, ale komiksową „Karawanę” z czystym sumieniem polecam.  |  | ‹Lucky Luke: Karawana›
|
Nigdy nie ukrywałem, że „Lucky Luke” to moja ulubiona seria. Niekonwencjonalny bohater, zróżnicowane historie, garściami czerpiące z legend Dzikiego Zachodu, a wszystko to przyprawione najwyższych lotów humorem à la Goscinny (w przypadku większości albumów). Ktoś mógłby uznać to za bluźnierstwo, ale w moich oczach historie te są niejednokrotnie bardziej wciągające i barwne niż sławny „Asteriks”. Najnowszy album zatytułowany „Karawana” nawiązuje do słynnych taborów osadników, szukających na Dzikim Zachodzie swojej ziemi obiecanej. Nietrudno się domyśleć, że „biedny samotny kowboj” dołączy do wyprawy i będzie jej służył szybką ręką i preriowym doświadczeniem. Zróżnicowana galeria postaci wchodzących w skład karawany zapewni Luke’owi Szczęściarzowi dużą dozę „rozrywki”. Do tego dochodzi zestaw obowiązkowy Dzikiego Zachodu, czyli Indianie, pustynia i Meksykanie. Pewną słabością całej historii jest dość duże podobieństwo do albumu „Telegraf”. Motyw wyprawy pod wodzą Lucky Luke’a, połączony z działalnością sabotażysty, sprawia wrażenie déjà vu. Przed wrażeniem wtórności całość ratują nieszablonowe sceny, takie jak ostatni parking przed pustynią oraz cała rozgrywka z Siuksami. Na koniec uwaga dotycząca nie tyle omawianego albumu, co całej serii. Kolejne części „Lucky Luke’a” wydawane są ostatnio raz na rok. Oznacza to, że przy takim tempie serię, którą zna cały świat, poznamy w całości za jakieś dwadzieścia pięć lat. Szkoda.
Tytuł: Karawana Tytuł oryginalny: La caravane Cena: 22,90 Data wydania: czerwiec 2008 Ekstrakt: 70% |