Francuski reżyser kręci amerykański remake koreańskiego horroru. Cóż może wyniknąć z takiego połączenia trzech różnych szkół kina grozy? Ano, w gruncie rzeczy całkiem przeciętna produkcja – choć mająca swoje przebłyski.  |  | ‹Lustra›
|
Dobry pomysł, słaby scenariusz, przyzwoite, ale nie porywające wykonanie. Pomysł, jak to ostatnio często w horrorze bywa, pochodzi z Azji. Stosunkowo mało znany koreański horror „Geoul sokeuro” (w Polsce wydany na DVD jako „Lustro”) na tyle spodobał się amerykańskim producentom, że postanowili wyłożyć pieniądze na nową wersję. W przeciwieństwie jednak do sieczki remake’ów w ostatnich latach, nierzadko kopiujących oryginały scena po scenie (wspomnijmy choćby niedawną „Kwarantannę”), tym razem mamy do czynienia z dość luźną adaptacją, biorącą z filmu koreańskiego głównie pomysł zabójczych zwierciadeł. Pomysł może nie jest zbyt oryginalny (w końcu lustra są nieodzownym atrybutem filmu wampirycznego, pamiętamy też przecież, jakiego rekwizytu potrzeba do przywołania Candymana), ale nośny. Od czasów Lewisa Carrolla wiemy, że w zwierciadłach czai się coś magicznego, czemu więc nie uznać, że czai się też coś przerażającego? Nasze odbicie w lustrze wydaje się czymś stałym i oczywistym, każde jego zaburzenie musi zachwiać całkowicie naszym postrzeganiem świata. Lustra niejednokrotnie w horrorach bywały bramą do innego świata, pokazywały rzeczy do tej pory ukryte dla naszego oka. Tym razem jednak koncepcja zostaje rozszerzona – zwierciadła kontrolują nasze odbicia, a poprzez nie kontrolują nas. Cokolwiek zdarzy się po tamtej stronie lustra, znajdzie swe… odzwierciedlenie w naszej rzeczywistości. Gdy nasz lustrzany wizerunek postanowi zrobić sobie krzywdę, to samo musi zdarzyć się nam. Nastąpiła wielka zmiana – do tej pory my decydowaliśmy, jak będzie się zachowywało nasze odbicie, w filmie te role ulegają zamianie. Jest to materiał rzeczywiście na całkiem przyzwoity horror, niestety, za obiecującym pomysłem nie idzie dobry scenariusz. Ktoś (a właściwie scenarzyści) tu po prostu idzie na łatwiznę. Schemat filmu jest tożsamy z dziesiątkami innych filmów grozy. Bohater przenosi się w nowe miejsce, kryjące jakąś tajemnicę. Natyka się na coś nieznanego i groźnego, ludzie mu jednak nie wierzą. Zagrożenie rośnie i zaczyna dotyczyć również rodziny bohatera. Tenże rozpoczyna śledztwo, znajduje dawne tropy, odwiedza szereg lokacji, by zrozumieć przyczyny i naturę zagrożenia. W tym momencie następuje decydująca rozgrywka z Siłami Zła. Daleko nie trzeba szukać – to schemat znany z „Ringu”, „Klątwy” czy dziesiątek zbliżonych filmów. Oglądamy, odhaczamy po prostu kolejne obowiązkowe elementy (pierwsze zetknięcie z Nieznanym, śmierć kogoś z rodziny lub przyjaciół, oglądanie starych wycinków gazet i odkrywanie Mrocznej Tajemnicy etc.) i nie oczekujemy żadnego zaskoczenia, żadnego odejścia od przyjętej konwencji. Z pewnością nie są „Lustra” filmem rozwijającym gatunek.  | Niespodziewany pryszcz jest horrorem dla każdego gwiazdora filmowego.
|
Na domiar złego, film nie potrafi dobrze określić ram działania Złego. Najpierw mowa jest o tym, że zagrożeniem są lustra, później tę rolę przejmuje też tafla wody, w której pojawiają się odbicia. Dlaczego więc nie inne zwierciadlane powierzchnie – przecież mnóstwo ich wokół nas, choćby oczy innego człowieka? Najpierw sugeruje się, że zagrożenie istnieje tylko dla osób patrzących na swoje odbicie, potem jednak śmierć dosięga osoby, która wcześniej spojrzała w lustro, ale zostaje opanowana, gdy już kąpie się daleko od zwierciadła. No i wreszcie – zabójcze moce lustrzanych demonów są bardzo zmienne. Niektórych ludzi zabijają bez większego wysiłku, ale już rodzina głównego bohatera wciąż im się wymyka. Bez tego nie byłoby filmu, ale widz zachwycony nie będzie faktem, że reguły nie zostały jasno określone. Zapomnieć można też o bardziej rozbudowanym tle czy psychologii postaci. Grany przez Kiefera Sutherlanda główny bohater jest policjantem po przejściach – zabił człowieka. Tyle że niewiele z tego wynika, poza tym, że wszyscy z początku uważają jego opowieści za efekt załamania psychicznego. Poza tym znów schematy – rozbita rodzina, która musi się zjednoczyć w obliczu zagrożenia, widz ma drżeć o los dzieci (choć wie, że w takiej produkcji akurat dzieciom nic stać się nie może), a były policjant zrobi wszystko, by chronić najbliższych. Nieco lepiej jest natomiast od strony realizacyjnej. Za kamerą stanął francuski reżyser Alexandre Aja, który wsławił się w horrorowym światku krwawym filmem „Blady strach” z roku 2003 i od tego czas niczego bardziej zauważalnego nie nakręcił. Jego znakiem rozpoznawczym jest z pewnością wspomniana wcześniej bardzo krwawa i brutalna scena kąpieli – ciekawa, nietypowa jednak dla produkcji skierowanej do szerokiego widza – w której zabójstwo zostaje dokonane przez rozerwanie szczęki. Dobrze sprawdza się również sceneria głównej horrorowej lokacji – sugestywnego wnętrza spalonego sklepu umiejscowionego w zabytkowym budynku starego szpitala. Działa nieźle kilka solidnych „lustrzanych” scen (choć daleko im do siły oddziaływania „Candymana”), ale już decydująca rozgrywka jest pozbawiona większych emocji. Szkoda też, że twórcy – jak zwykle w amerykańskim horrorze – nie mogli się oprzeć, by atmosferę budować sugestywną muzyką, nagłymi dźwiękami i tego typu zgranymi pomysłami. Warto jednak czekać na zakończenie – bo przynajmniej w jednym miejscu pomysłowość scenarzystom dopisała. Nie będę twierdził, że sam pomysł wynika w jakiś jawny sposób z fabuły, ale muszę przyznać, że jest to pointa co najmniej zaskakująca i ciekawa, odbiegająca od gatunkowej sztampy. Poza nią jednak film jest horrorowym produkcyjniakiem.
Tytuł: Lustra Tytuł oryginalny: Mirrors Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: USA Data premiery: 28 listopada 2008 Czas projekcji: 110 min. Gatunek: horror Ekstrakt: 50% |