powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Autor
007: Och, James!, czyli Bond Bondowi nierówny
Aż sześciu aktorów wcieliło się w postać Jamesa Bonda w oficjalnym cyklu. Dyskusje o tym, który z nich był w tej roli najlepszy, ciągną się od lat. Postanowiliśmy raz na zawsze rozstrzygnąć ten spór.
W tym celu wydzieliliśmy cechy, jakie powinien posiadać każdy szanujący się James Bond, by według nich ocenić Connery’ego, Lazenby’ego, Moore’a, Daltona, Brosnana i Craiga. Sprawdzamy, w jakim stopniu każdy z nich był zabójcą, angielskim dżentelmenem i uwodzicielem.
Nie bez kozery szpieg w służbie rządu Jej Królewskiej Mości posiada w swym numerze dwa zera, oznaczające uzyskanie licencji na zabijanie. Sytuacja bowiem często zmusza go fizycznego eliminowania przeciwników. Oceniamy więc bezwzględność, umiejętność walki wręcz, posługiwanie się bronią – wszystko to, co pomaga przenosić wrogów Zjednoczonego Królestwa i Wolnego Świata na… tamten świat.
Bond jest poddanym Jej Królewskiej Mości Elżbiety II, a to oczywiście coś oznacza. Następna kategoria sprawdza, w jakim stopniu Bond jest brytyjskim dżentelmenem. Oceniamy więc klasę, obycie, styl, poczucie humoru, dystans i słynną brytyjską flegmę.
Wreszcie – kobiety. W trudnej i żmudnej pracy międzynarodowego szpiega nieraz trzeba wypełnić obowiązek pozyskania informacji od przedstawicielki płci pięknej lub wziąć na siebie zadanie sprowadzenia jej na słuszną drogę. Tym razem pod naszą lupę bierzemy męską urodę Bonda i podejście do kobiet.
Oceniamy oczywiście w skali od 001 do 007.
Sean Connery
Zabójca
Dwie sceny.
Pierwsza pochodzi z „Doktora No”. Connery czeka w swym pokoju na zabójcę. Profesor Dent wchodzi i strzela sześciokrotnie do sylwetki leżącej na łóżku. Bond oczywiście nie jest tą sylwetką – siedzi z tyłu. Stwierdza, że Dent pozbył się wszystkich naboi, po czym strzela dwukrotnie do bezbronnego już – było nie było – człowieka. Ten drugi strzał zresztą jest już strzałem w plecy do leżącego.
Kolejna scena pojawia się w „Pozdrowieniach z Moskwy”. Mowa tym razem o pojedynku Bonda z Redem Grantem, psychopatycznym mordercą na usługach SPECTRE w przedziale kolejowym. Grant ma już jednym strzałem pozbawić Bonda życia, ale ten prowokuje go do otwarcia neseseru, w którym mają być kosztowności. Otwarcie uruchamia pojemnik z gazem, Bond wykorzystuje zaskoczenie i atakuje mordercę. Zaczyna się ponad czterominutowa, bardzo brutalna (zwłaszcza jak na kino lat 60.) i krwawa walka. Widać, że jest to pojedynek na śmierć i życie (podobny pojedynek, choć nie tak efektowny, zobaczymy też w „Diamenty są wieczne” – tam scenerią będzie winda).
James Bond w wersji Connery’ego może i pojawiać się w garniturze, i brylować przy karcianym stole, ale gdy przychodzi do walki, jest sprawny, bezwzględny i brutalny. Nie ma wątpliwości, że ten człowiek może być zabójcą.
Ocena: 007
Angielski dżentelmen
Sean Connery nie był pierwszym wyborem Iana Fleminga na Bonda ze względu na swą szkockość (wspartą wyraźnym akcentem) i pochodzenie z niższych klas. Autor książek uważał, że odpowiedniejszym aktorem do tej roli będzie dystyngowany David Niven (który zresztą pojawił się w roli Bonda w niekanonicznym „Casino Royale” z 1967 r.). Rzeczywiście, trudno uznać na początku, że elegancja, klasa i obycie są nieodłączną cechą Connery’ego – zdecydowanie lepiej mu z pistoletem w ręku. Ale trzeba też przyznać, że z czasem się wyrabia, nabiera luzu, już w „Pozdrowieniach z Moskwy” popisuje się perełkami sarkastycznego humoru, a i komentarze na temat dań i drinków brzmią wiarygodnie. Nic nie można też zarzucić jego ubiorowi – klasycznemu, bez ekstrawagancji. Nawet Fleming do Connery’ego się przekonał i dopisał Bondowi w jednej z ostatnich powieści szkockie pochodzenie.
Ocena: 005
Uwodziciel
Przystojny, wysoki, świetnie zbudowany, męski, miękko poruszający się, kipiący od charyzmy i wyglądający dobrze nawet w kostiumie kąpielowym Connery okupował w swoich najlepszych (właśnie Bondowskich) czasach najwyższe miejsca na listach najseksowniejszych mężczyzn naszej planety. Wrażenie nieco psuł obowiązkowy tupecik, no i jednak pewna bezpośredniość zalotów (przełamywanie ostatecznego oporu pięknej kobiety za pomocą dość prostych metod) w dzisiejszych czasach nie jest już najlepiej widziana. Co nie zmienia faktu, że łatwo również uwierzyć, iż ktoś taki jak Connery potrafi uwieść prawie każdą kobietę.
Ocena: 006
• • •
George Lazenby
Zabójca
Jednym z głównych powodów wyboru Lazenby’ego do roli Bonda była jego fizyczność – muskulatura, energia, siła. Podobno podczas zdjęć złamał nos kaskaderowi. Cóż z tego, skoro pojedynki z jego udziałem (spójrzcie choćby na wstępną sekwencję „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, gdzie Bond walczy z ochroniarzami Tracy di Vicenzo) wyglądają na sztuczne, wyreżyserowane i przesadzone w ekspresji. Jego dandysowaty wygląd i brak wyczucia konwencji nie najlepiej wypadają też w scenach z nożem i pistoletem. W sumie więc jednak słabo.
Ocena: 003
Angielski dżentelmen
Jaki angielski, skoro z Australii? Tu problemem jednak był przede wszystkim brak aktorskiego obycia Lazenby’ego – on stara się naprawdę wyglądać na owego dżentelmena, ale drętwota dialogu i słabe aktorstwo zupełnie nie pozwalają w to uwierzyć. No i ten ciągły wyraz pewnego zblazowania na twarzy. Może więc i arystokracja, ale raczej zdegenerowana.
Ocena: 002
Uwodziciel
Teoretycznie ktoś, kto wcześniej pracował jako męski model, powinien być wzorem męskiego seksapilu. Przekleństwem Lazenby’ego jest jednak konwencja ubiorów, w jakie wbijano go na planie „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”. Wybaczcie, ale w kilcie żaden mężczyzna nie wygląda seksownie, a uroku również nie dodaje obrusowa koszula. No i cechy wspomniane w poprzednich punktach – dandysowatość, zblazowanie – też nie poprawiają sytuacji. Trudno także określić jego twarz (z wielkimi uszami i nieciekawą fryzurą) mianem ładnej. W filmie cała grupa ładnych dziewcząt ostrzy sobie na Bonda ząbki, ale widz zastanawia się, jaką właściwie hipnozę zastosował Blofeld, skoro taki Bond im się podoba.
Ocena: 002
• • •
Roger Moore
Zabójca
Roger Moore to doskonały typ dżentelmena-włamywacza, ale w roli zabójcy już wypada dużo gorzej. Pewnie nie służy mu fakt, że Bondem został w wieku 45 lat i ciągnął to prawie do sześćdziesiątki, ale zawsze jednak słowa „Moore” i „brutalność” nie szły w parze. Owszem, jest wysportowany. Owszem, można uwierzyć, że sprawnie używa pistoletu. Ale pojedynki bokserskie (czy też karate jak w „Człowieku ze złotym pistoletem”) wyglądają niezbyt wiarygodnie. Do Connery’ego daleko.
Ocena: 003
Angielski dżentelmen
Roger Moore to James Bond najbardziej zdystansowany, z przymrużeniem oka i humorem. A to oczywiście cecha bardzo brytyjska. Co więcej – aż do czasów Craiga przy Szkocie Connerym, Australijczyku Lazenbym, Walijczyku Daltonie i Irlandczyku Brosnanie był jedynym Anglikiem w tej roli (na dodatek z autentycznym krótkim stażem w wywiadzie wojskowym w czasie II wojny światowej). Dystyngowany, oszczędny w gestach, elegancki – wydaje się, że jego naturalnym środowiskiem będzie wypełnione dymem cygar wnętrze londyńskiego klubu, a drink w ręku nieodzownym atrybutem. Cóż się dziwić – Roger Moore po prostu taki był. Perfekcja.
Ocena: 007
Uwodziciel
Dżentelmen. Przystojniak. Nawet w wieku blisko 50 lat. Rozbrajający kobiety wnikliwym spojrzeniem niebieskich oczu i poczuciem humoru. Zagrał o kilka Bondów za dużo, trudno w tych późniejszych uwierzyć nie tylko w umiejętności szpiegowskie, ale i w tak oszałamiającą atrakcyjność Moore’a. Ale właściwie tylko ten argument mamy na minus. Zupełnie inny typ niż Connery, ale też właśnie inaczej zachowujący się w kontaktach z kobietami. I dlatego wiarygodny.
Ocena: 005
• • •
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

15
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.