powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Kuchnia w rytmie funky
Glenn Hughes ‹First Underground Nuclear Kitchen›
Glenn Hughes, mimo że na koncie ma współpracę z gigantami pokroju Deep Purple czy Black Sabbath, tak naprawdę nigdy nie zakosztował prawdziwej sławy. Na szczęście nie poddaje się i wciąż dostarcza słuchaczom nowej muzyki. Czasem opatrzonej tak abstrakcyjnymi tytułami, jak „First Underground Nuclear Kitchen”.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹First Underground Nuclear Kitchen›
‹First Underground Nuclear Kitchen›
Od razu ostrzegam wszystkich, którzy spodziewają się znaleźć na najnowszej płycie Hughesa dawkę solidnego hard rocka z półki Purplowego „Burn”, że nic z tego. Nie ma co liczyć na motoryczne riffy i ciężar. Glenn rozsmakował się w czymś z pogranicza funku i soulu. Uprzedził już o tym w tytule albumu. Pierwsze litery wyrazów układają się właśnie w słowo „F.U.N.K.”. Chociaż może obranie takiego kursu nie jest aż tak zaskakujące. Przecież ortodoksi wciąż nie mogą mu wybaczyć maczania palców w „Come Taste the Band”, albumie Głębokiej Purpury, który wywrócił styl grupy do góry nogami, zaszczepiając w niego wyraźny groove.
Na szczęście teraz Hughes pracuje na własny rachunek i nikt nie może mu zarzucić zdrady rockowych ideałów. Zwłaszcza że „First Underground Nuclear Kitchen” to dawka bardzo przyzwoitej muzyki. Podczas jej słuchania bezwiednie nasuwają się skojarzenia ze wczesnym Red Hot Chili Peppers. I bardzo słusznie. Przeglądając listę muzyków towarzyszących basiście, można natknąć się na Chada Smitha, perkusistę wspomnianej formacji.
W efekcie otrzymujemy kilka bardzo żywiołowych, pokręconych pozycji w duchu Papryczek, przy których cztery litery same podrywają się do tańca. Te fragmenty to właśnie najciekawsze pozycje na albumie. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza utwór tytułowy. To po prostu esencja funku. Pulsująca gitara, żywe popisy perkusyjne Smitha i Hughes śpiewający falsetem. Takich dźwięków nie powstydziłby się sam James Brown.
Nie zabrakło też muzycznych smaczków. W „We Shall Be Free” aż trudno uwierzyć, że na gitarze nie gra John Frusciante. Kosmiczne dźwięki z niej wyciskane kojarzą się głównie z eksperymentami tego artysty. Doszukując się dalszych podobieństw, trzeba przyznać, że najmniej zakręcone, spokojniejsze kawałki cechuje delikatność, a melodyka głównie kojarzy się ze Stevie Wonderem („Imperfection”).
Ale fani gitarowego jazgotu znajdą też coś dla siebie. Co prawda tylko jeden numer, ale za to konkretny. „Never Say Never” to najcięższa pozycja na płycie. Ostry zryw w refrenie potrafi zmiażdżyć. Całość nie jest jednak pozbawiona elementów pulsacji, które towarzyszą wszystkim utworom.
W efekcie „First Underground Nuclear Kitchen” jawi się jako album eklektyczny, ale nie rozlazły. Utwory łączy charakterystyczna moc, która buja słuchacza przez całe 52 minuty. Bez wątpienia muzyka ta może przysporzyć wiele radości. A że nie jest zbyt oryginalna? Cóż, grunt, aby czerpać z dobrych wzorców.



Tytuł: First Underground Nuclear Kitchen
Wykonawca / Kompozytor: Glenn Hughes
Data wydania: 26 maja 2008
Czas trwania: 51:58
Utwory:
1) Crave: 04:20
2) First Underground Nuclear Kitchen: 03:46
3) Satellite: 04:34
4) Love Communion: 04:46
5) We Shall Be Free: 05:42
6) Imperfection: 04:50
7) Never Say Never: 05:08
8) We Go 2 War: 03:50
9) Oil And Water: 04:04
10) Too Late to Save the World: 06:22
11) Where There´s a Will: 04:27
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

161
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.