powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Dobrego marynarza poznaje się przy złej pogodzie
Robert V.S. Redick ‹Sprzysiężenie „Czerwonego Wilka”›
„Gdy bosmana swędzi broda, będzie deszcz albo pogoda” – głosi marynarskie powiedzonko. Debiutancka powieść Roberta V.S. Redicka pasuje jak ulał do tego przysłowia. Czytając „Sprzysiężenie »Czerwonego Wilka«” przez długi czas nie wiemy, czy książka jest dobra, czy też do bani.
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na rynku księgarskim pojawia się coraz więcej powieści fantasy o piratach, marynarzach i przygodach na morzu. Scott Lynch, Robin Hobb, Marcin Mortka, Jacek Komuda – wymieniam tylko niektóre nazwiska autorów sięgających po morskie tematy. Dołącza do nich – przeczytajmy na głos – Robert V.S. Redick. Jak ktoś ma takie nazwisko (z V.S. w środku), to nie ma innego wyjścia, musi pisać powieści marynistyczne. Ewentualnie wspomnienia wojenne. Ale nie tylko nazwisko autora brzmi dobrze. Także „Sprzysiężenie…” zaczyna się ciekawie. A nawet bardzo.
Po stylizowanym na przedruk ze starej gazety prologu mamy świetne pierwsze zdanie: „Jak wszystkie inne katastrofy w jego życiu, także ta zaczęła się od ciszy”. Poznajemy historię chłopaka, smołownika ze statku „Eniel”, którego chcą zamordować koledzy. Za pochodzenie, bo Pazel Pathkendle nie ma obywatelstwa, jest niewolnikiem, a co więcej, ma tajemniczy dar języków. Więc wszystkie męty z „Eniela” wyżywają się na chłopcu, gdy tylko znajdą okazję.
Redick umiejętnie konstruuje bohatera przypominającego trochę Jima Hawkinsa z „Wyspy Skarbów”, a trochę Dickensowskiego Olivera Twista. A to nie koniec zapożyczeń. Chłopiec trafia w sam środek zawikłanego spisku, który rozgrywa się na gigantycznym statku wielkości lotniskowca podróżującym w supertajnej misji. Ten spisek może nasunąć skojarzenia z cyklem „Malazańska księga poległych” Stevena Eriksona. Bo książka Redicka z początku wygląda właśnie jak porządna, wielowątkowa powieść fantasy. Jest więc młody, naiwny bohater zaplątany w międzynarodową (a nawet międzyrasową) aferę, jest wielka polityka (rozejm z cesarstwem Mzithrin), wzajemnie zwalczające się tajne organizacje, skomplikowany świat i straszliwy szwarccharakter.
A także, co już znacznie gorsze, prościutkie rozwiązania problemów, czarno biali wrogowie i wierni przyjaciele działający według zasady „One for all, all for love”. Podział jest prosty: Pazel i jego koledzy (piękna córka ambasadora, zabójca, mówiący szczur, krasnoludki i mag przebrany za norkę) to dobrzy, reszta – na ogół wredne typy. Jak w słynnym filmie Sergia Leone, pojawiają się jeszcze brzydcy, na przykład doktor Chadfallow. Jednak, biorąc pod uwagę, że Redick napisał trylogię, z pewnością w kolejnych tomach zostanie objawiona ich prawdziwa natura.
Powieść angielskiego autora czyta się naprawdę dobrze. Mniej więcej do połowy. Zawsze lubiłem przygody à la Stevenson, w których wartka akcja przyprawiona jest dobrym humorem. Ale Redick przedobrzył i napakował do „Sprzysiężenia…” zbyt wiele wątków. A że nie umie ich rozwiązać, pod koniec mamy istny wysyp mniej lub bardziej bezsensownych deus ex machina. Tak jest na przykład z niespodziewanym ratunkiem z rąk krwiożerczych syrenek albo Migarzy (żabopodobnych łowców niewolników).
Z mniejszych głupot wymieńmy choćby pomysł, że tabletki z trucizną mogą przebywać w ludzkim żołądku nawet przez okres dziesięciu dni. W książce pojawia się także schematyczna miłość głównego bohatera i głównej bohaterki. Coś w stylu Boya: „Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”. Innymi słowy, ona go kocha, a on by bardzo chciał, ale nie może, na skutek czego oboje cierpią straszliwie. Wrażliwszych czytelników mogą wykończyć zdania w stylu: „Mylisz się co do ludzi – odparł Ramachni. – Oczywiście, że jest w nich zło. Ale także wysublimowane piękno, pragnienie dobra. To pragnienie właśnie sprawia, że się zmieniają, dorastają, budzą się każdego dnia nieco bardziej”. Zaiste.
„Sprzysiężenie…” to książka, która z dobrze zapowiadającej się powieści przygodowej przeradza się na koniec w nudziarską fantasy. Nie ratują jej ani gadające szczury, ani wojownicze krasnoludki (pełzacze), ani nawet lekka narracja. Redick najwyraźniej wypuścił się na zbyt długi rejs. Oby w kolejnych tomach cyklu „Rejs »Charthranda«” udało mu się bezpiecznie zawinąć do portu.



Tytuł: Sprzysiężenie „Czerwonego Wilka”
Tytuł oryginalny: Red Wolfe Conspiracy
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-105-8
Format: 472s. 135×205mm
Cena: 35,—
Data wydania: 19 września 2008
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.