– Jak to nie słuchaj? Kolegi ma nie słuchać? Czyżbym miał zwyczaj kłamać? Zadajesz ból memu sercu – wyrzucił z siebie. – Ten facet ma ci coś do powiedzenia, naprawdę. Grzegorz westchnął z rezygnacją. Wiedział, że z Bogdanem nie wygra, szybciej przegadałby imć pana Zagłobę. – Ale nie Renacie, tylko wam wszystkim. – Starał się wybrnąć. – Zaprosiłem Wiolettę na nasze dzisiejsze spotkanie. Z przyjemnością obserwował, jak uśmiech samozadowolenia znika z twarzy Bogdana. Zaskoczenie nie trwało jednak długo. – Świetnie! – Chęciński niemal wykrzyknął. – Dlaczego świetnie? – zdziwiła się Renata. – Dawno temu ustaliliśmy, że to nasze prywatne spotkania. Nasz zespół, nikt więcej. Bez mężów, żon i kochanek. – Ona należy do zespołu – zaprotestował Bogdan. Jego mina zdradzała, że nie ustąpi. Wyglądał jak myśliwy, który niespodziewanie natknął się na trop grubego zwierza. – Jeszcze nie – zaprotestowała Renata. – Fakt, nie przeszła inicjacji. Jeszcze się ze mną nie przespała. – Mierząc w tych kategoriach, ja też nie należałabym do zespołu. – Renata się skrzywiła. – Ona pracuje tu zaledwie od wczoraj – zwróciła się z wyraźnym wyrzutem do Grzegorza. – Tym bardziej musimy ją lepiej poznać. – Mężczyzna próbował się bronić. – Poza tym wydaje się w porządku… – Po czym to poznałeś? Po długich nogach czy wypchanej bluzce? Cios był nie fair, ale przemilczał to. – Podwiozła mnie rano, mieszka niedaleko nas. – Słyszeliście? – Renata podniosła głos, żeby było ją słychać w całej sali. – Dzisiaj idzie z nami szefowa. – Jak to? – Natalia Pieńczuk uniosła głowę znad rozłożonych na biurku papierów. – Grzesiek ją zaprosił. – No dobrze. Natanowski rozejrzał się po sali. Sądząc po minach, zespół podzielił się mniej więcej w połowie na zwolenników i przeciwników zaproszenia Brodeckiej na spotkanie. Tak, jak się spodziewał, faceci stanęli za nim murem, za to część dziewczyn uważała, że zanadto się pospieszył. – Coś się stało? – Przez ożywione głosy, przebiło się pytanie Wioletty. Nawet nie zauważyli, jak wyszła ze swego pokoiku i znalazła się na sali ogólnej. – Ależ skąd – Renata odwróciła się do niej. Do ust miała przyklejony uśmiech, ale nie wydawał się zbyt szczery. – Słyszałam, że wybiera się pani na nasze codwutygodniowe spotkanko. Fajnie. Brodecka chyba dostrzegła, że Mechowska myśli coś zupełnie odwrotnego. – Oczywiście jeśli macie coś przeciwko… – zaczęła wolno. – Ależ skąd – powtórzyła nieco ciszej Renata, wracając do swojego biurka. – I ty twierdzisz, że ona nie jest zazdrosna – szepnął Bogdan. – Chłopie, bierz się za nią. Zapewniam cię, że pod tym ubrankiem znajdziesz coś ciekawego. Na początek dobre i takie piegi. Nie chciałbym cię uświadamiać, bo to powinni zrobić już dawno temu rodzice lub starszy brat, ale chłopcy i dziewczynki różnią się trochę od siebie. I nie chodzi o to, że my nosimy spodnie, a one spódnice. Posłuchaj rady kumpla, zaciągnij ją do łóżka. Poznasz życie, no i nie będziesz musiał co noc walić kapucyna. – Głupi jesteś – skwitował Grzegorz. Na usta cisnęły się mu mocniejsze słowa, ale się powstrzymał. – To akurat wiem. Gdybym był mądry, to nie siedziałbym tu, tylko w fotelu prezesa. Powiedz mi coś nowego. Natanowski uśmiechnął się pod nosem. Zaskoczyć go czy nie? Złość, którą odczuwał przed sekundą, już minęła. Bogdan był specyficzny, ale na swój sposób nie dało się go nie lubić. – Wioletta jeździ mazdą RX-8. – Rozmyślnie użył imienia, nie nazwiska, by podkreślić właściwie nieistniejącą zażyłość między nim a menedżer. Niech ten nadęty bufon nie sądzi, że tylko on ma wyłączność na piękne kobiety. – Żartujesz… Grzegorz pokręcił głową. – I wpuściła cię do środka? – Chęciński przybrał minę, która miała wyrażać zdumienie. – Żebyś coś zepsuł albo zapaskudził? Chyba zwariowała! A może po prostu przepełnia ją dobroć dla zwierząt? Zawsze to lubiłem u babeczek. Grzegorz popatrzył na Bogdana z politowaniem. – Sądziłem, że ty u kobiet podziwiasz jedynie wszelkie zaokrąglenia… – Jak już jakąś przelecę, szukam innych pozytywnych cech. To właściwy czas na ocenę charakteru. Natanowski najchętniej zakończyłby już tę rozmowę, ale obawiał się, że Chęciński jeszcze długo nie da mu spokoju. Zerknął na leżącą na biurku stertę papierów. Musiał się dzisiaj przez nie przekopać. Podniósł pierwszą kartkę z brzegu. Kątem oka dostrzegł, że Bogdan chce jeszcze coś dodać. Uprzedził go: – Powiedz, czy ty naprawdę nie masz nic do roboty? – Mam, mam, ale się nie przemęczam, nie chcę dostać wrzodów. 3 Bar Storczyk, niewielka knajpka na rogu ulic Kredytowej i Mazowieckiej, jak zwykle był wypchany po brzegi. Nie wcisnęłoby się do niego nawet szpilki, ale na nich w niewielkiej salce czekał wolny stolik. – Jesteśmy na miejscu, zapraszamy – powiedział Bogdan, przekrzykując głośną muzykę. Pstryknął w karteczkę z napisem REZERWACJA. – Rozgość się, chyba mogę ci mówić po imieniu? – Jasne – zgodziła się Wioletta. Grzegorz pokręcił z zażenowaniem głową. Odkąd wyszli z biura, Chęciński nie opuszczał menedżer na krok. Właściwie nikt prócz niego nie zamienił z nią słowa. Gdy tylko spostrzegał potencjalnego intruza, zmieniał temat lub odwracał uwagę Brodeckiej. Robił to po mistrzowsku. Nie na darmo miał opinię pierwszego podrywacza ich oddziału. Zajęli miejsca. Bogdan zdołał to na tyle sprytnie zaaranżować, że Natanowski wylądował po przeciwnej stronie stolika. Ewentualny rywal został odseparowany. – Czego się napijecie? – spytała Brodecka. – Pani stawia? – rzuciła Patrycja Lipska. Była to wysoka, szczupła dziewczyna o ciemnych oczach i niemal tej samej barwy włosach sięgających połowy pleców. Tyle zalety – jak to kiedyś określił Bogdan. Miała też owalną twarz, trochę za duży nos, a jej usta niezmiennie układały się w podkówkę, nie dodając twarzy uroku. Nie przeszkadzało to, rzecz jasna, uganiać się za nią Bogdanowi, gdy tylko dołączyła do ich grupy. Tak jak teraz nie opuszczał menedżer, jeszcze nie tak dawno towarzyszył Patrycji. – Nie nazywaj mnie panią, jestem Wioletta. – Brodecka wyciągnęła rękę. Patrycja skrzywiła się z niechęcią. Była najmłodsza stażem w oddziale, dołączyła zaledwie przed siedmioma miesiącami. To wystarczająco długo, by Bogdan stracił nią całe zainteresowanie – według jego słów, ujętych w znacznie łagodniejszej formie, dostał, co chciał i nie miała mu już nic więcej do zaoferowania, mógł poszukać kolejnej zwierzyny. Ona wciąż jednak robiła do niego słodkie oczy. Odkąd wyszli z pracy, wyraźnie zła krążyła wokół Wioletty i beztrosko szczebiocącego Bogdana, ale przez całą drogę do Storczyka nie odezwała się nawet słowem. – Jak chcesz – odparła zimno, ale zignorowała podaną dłoń. – Jasne, mamy być zgranym zespołem. – Brodecka jakby nie dostrzegła jej niechęci. – Bo będziemy! – zakrzyknął wesoło Bogdan. Wstał. – Jest z nami dziś nowy przedstawiciel zespołu. Ktoś powinien pełnić funkcję gospodarza i nie widzę powodu, dla którego to nie miałbym być ja. Są głosy sprzeciwu? Nie słyszę… A więc, gościmy w naszym gronie przełożoną i, mam nadzieję, nową, dobrą koleżankę. Chyba pora, żebyśmy się lepiej poznali. Wiem, że Wioletta zna już wasze imiona i nazwiska, ale pozwólcie, że przedstawię wszystkich raz jeszcze od strony nieco bardziej prywatnej. Kilka osób gwizdnęło, niektóre pokręciły głowami, ale Bogdan na to nie zważał. – Zacznę oczywiście od pań. Jakżeby zresztą inaczej, kultura osobista nie pozwoliłaby mi… – Do rzeczy. – Natalia się zaśmiała. – Jak sobie życzysz… Ta młoda osóbka, która mi tak niegrzecznie przerwała, to Natalia Pieńczuk. Pracuje z nami dwa lata i wiem o niej tyle, że opiekuje się staruszką z kotami lub na odwrót, kotami ze staruszką. A może to staruszka, co ma kota. – Wykonał przy czole znaczący gest. – Obok niej usadowiła się Zuza Witkowska, do dziś miss naszej grupy. Teraz, niestety, musi oddać koronę najpiękniejszej. – Uśmiechnął się wymownie do Wioletty. Patrycja wsunęła palec do ust, udając, że wymiotuje. Bogdan zignorował ten gest. |