– Nie krzycz – odpowiedziała cicho. – Nie można cię nie usłyszeć. – Zamyka? – zaatakował znowu Colin. – Tak, zamyka. A ja nie mam nic przeciw temu, więc bardzo cię proszę… – Co za skurwy… – Colin! – przerwała mu ostrym tonem. – Powiedziałam, że nie mam nic przeciw temu. – Nie panujesz nad przemianą? – zapytał, marszcząc brwi; chyba w ogóle nie bardzo zważał na mimikę, bo przechodzący właśnie facet obejrzał się za nim zdziwiony. Przypomniał sobie, że jej oczy się przebarwiły, kiedy rozmawiali przez okno toalety. Księżyc był wtedy w nowiu, choć niewidoczny, gościł na niebie, ale tak czy owak transformacja poza pełnią należy do trudniejszych wyzwań niż jej powstrzymanie pod okrągłym księżycem. Zresztą Colin odebrał Tin jako świadomą dostatecznie silną, żeby do zmiany formy wcale nie potrzebowała obecności księżyca. – Tin? – ponaglił ją z irytacją. – Panuję, ale… nie jestem pewna, czy tato o tym wie – odparła z wahaniem. Nie znosił tego jej „tato”. – Nie jesteś pewna? – Och, Colin. Nie rozmawiam z nim na te tematy. Ale nie, musi zdawać sobie sprawę, że nie zawsze się przemieniam. Chodzi raczej o to, że… – Urwała. – On nie wie, że potrafisz przemienić się w dowolnym momencie? – domyślił się Colin. – Nawet kiedy na niebie nie ma księżyca? – Tak – odparła z westchnieniem. – Tin, jak możesz mieć wyrzuty, że to przed nim ukrywasz? – perswadował łagodnie. – Trzymałby cię w zamknięciu cały czas. – Dlatego mu nie powiedziałam. Chociaż niekiedy myślałam, że tym argumentem przekonałabym go, że w ogóle nie musi mnie zamykać. Z drugiej strony… Do tej pory nie miałam całkowitej pewności, jak to ze mną faktycznie jest. Czy rzeczywiście nikogo bym nie skrzywdziła? Wydawało mi się, że mogłabym spać z łbem na jego kolanach, ale co, jeśli…? W Colinie znowu narosła wściekłość. Dziewczyna wszystkie pełnie spędziła za kratami i w dodatku cieszyła się z tego, ponieważ ten skurwiel zdołał jej wmówić, że okrągły księżyc budzi w niej bestię! – Spróbuj go zrozumieć – nalegała, jakby wiedząc, jakim torem pobiegły myśli Colina. – Uważa, że chroni mnie przed samą sobą. Zwłaszcza że to tylko trzy noce w miesiącu… – Najważniejsze trzy noce w miesiącu! – wybuchł. Ale nie zaklął, mimo że miał ochotę. Nie zwróciła mu jeszcze uwagi, niemniej podejrzewał, że Tin krzywi się nawet na niewinne „cholera”. – Nie zdajesz sobie sprawy, co tracisz! – Ale zdaję sobie sprawę, co zyskuję – odparła stanowczo. – Dlaczego pytałeś o pełnię? – Unikaniem tematu niczego nie rozwiążesz – warknął. – Kiedy miałaś dziesięć czy dwanaście lat, zgoda, te trzy noce faktycznie nie były tak ważne. Wychowywana przez… przez członków społeczności, zapewne także byś sobie nie pobiegała. – W ostatniej chwili powstrzymał się przed przywołaniem jej zamordowanych przez Antoine’a rodziców. – Natomiast młodzież w twoim wieku… – Colin. Dlaczego pytałeś o pełnię? Zacisnął pięści. Co za tępa…! Poczuł, że wyrastające pazury wbijają mu się w skórę dłoni. Oparł się o ścianę budynku i zwiesił głowę, żeby przypadkowy przechodzień nie zobaczył jego przebarwionych oczu. Psiakrew. Ta dziewczyna potrafiła wyprowadzić go z równowagi. – Pomyślałem… – zaczął z trudem. – Pomyślałem sobie, że jeśli Antoine zataił jakieś informacje na temat kliniki… w zasadzie jestem pewien, że tak zrobił… będzie bardziej skłonny wyjawić mi je, gdy zawitam do was tuż przed pełnią. Skoro tak skrupulatnie trzyma się zasady, że musisz znaleźć się w zamknięciu, zanim wzejdzie księżyc, będzie chciał mnie szybko spławić, żebym nie zaciekawił się, gdzie tak nagle znikłaś. Jeżeli pojawię się u was dwudziestego pierwszego po południu… – Dwudziestego – poprawiła go. – Dwudziestego pierwszego byłby już na tyle podenerwowany, że mógłby… nie działać racjonalnie. Dwudziestego spokojnie rozważy sytuację i uzyskasz te informacje. – Dobra, dwudziestego – zgodził się Colin, chociaż znów poczerwieniało mu przed oczami. Nie dość, że skurwiel ją więził, to jeszcze był pierdolonym raptusem! – Stawię się przed Antoine’em dokładnie dwudziestego – powtórzył, żeby się opanować. – Tak czy owak, to za dziesięć dni, więc zastanawiałem się… – Dopiero przyjechaliście do Drezna – przerwała mu. – Co się stało? – Ach, pokłóciłem się z Albertem – mruknął. – Poza tym przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że nie ma sensu tu tkwić. Pokrótce opisał jej wizytę w Kohlenbogen i streścił własne rozważania na temat kliniki. – Nie mówię, że nie masz racji – powiedziała ostrożnie. – Ale? – Od razu się zdenerwował. – Skoro pokonałeś taki szmat drogi… szkoda rezygnować tak prędko. – Z niczego nie rezygnuję! Wracam do Antoine’a, żeby zdobyć nowe informacje! Istotniejsze niż to, czego dowiedziałbym się tutaj! Ledwie się nieco bliżej poznali, a Tin zaczynała prawić mu kazania. Niekiedy trzeba przyznać, że obrana droga nie prowadzi do celu, i zawrócić, bez względu na wysiłek, jaki się włożyło w dotarcie do aktualnego etapu. Naprawdę tego nie pojmowała? – Na pewno masz większe ode mnie doświadczenie w tego typu sprawach – powiedziała, ale jakoś dziwnie, tak że Colin wcale nie był przekonany, czy przyznała mu rację. – W każdym razie, jak wspomniałem, jest dziesiąty, więc do spotkania z Antoine’em… – Zawiesił głos. – Przyjedź wcześniej – zaproponowała Tin po krótkim wahaniu. – Na terenie naszej winnicy znajduje się mazet, taka niewielka chatka z kamienia, w której możesz się zatrzymać. O tej porze roku nikt się koło niej nie kręci. Tylko samochód musiałbyś zostawić w Montpellier. Nie usłyszał w jej głosie entuzjazmu, choć miał prawo oczekiwać, że zakochana w nim dziewczyna ucieszy się na wieść o rychłym spotkaniu. Wiedział, czemu się zawahała, psiakrew. Parodniowy pobyt Colina w okolicy będzie się wiązał z koniecznością okłamywania przez Tin jej drogiego tatusia, a tego, oczywiście, wolałaby uniknąć. Jakim cudem inteligentna laska dopuściła, żeby pierwszy lepszy fanatyczny gnojek zrobił jej wodę z mózgu? – Świetnie, przemknę z Montpellier w wilczej skórze – odparł, starając się ukryć wściekłość pod pozorami radości. Nie był pewien, czy ta sztuka mu się udała. W rozmowach z Tin musiał za wszelką cenę omijać temat Antoine’a. Jeszcze nadejdzie pora na zrewidowanie jej zapatrywań na osobę przybranego ojca; chwilowo każdym wybuchem pod adresem Francuza Colin jedynie obniżał własne notowania. Obserwował ją bacznie. Od wyjazdu Alberta i Vernona minęły dopiero dwa dni, na pozór zatem nie powinno było dziwić, że Tin chodzi z głową w chmurach. Chłopak jej się spodobał, hormony w niej buzowały, fantazjowała na jego temat… Antoine’owi wydawała się jednak podejrzanie szczęśliwa. Jakby się zakochała – czego nie wykluczał – ale była przy tym pewna wzajemności. Żyła marzeniami? Czy przeciwnie, miała solidne podstawy sądzić, że Vernon także poważnie potraktował ich spotkanie? Antoine nie pytał. Więcej nie nawiązał do wizyty łowców, jedynie spoglądał wymownie na Tin: jeżeli miała mu coś do powiedzenia, czekał. Starała się zachowywać, jak gdyby nigdy nic. Starała się – w tym tkwiło sedno sprawy. W ich relacjach coś się zmieniło. Wcześniej nie miewała przed nim tajemnic. Zachęcona jednym ogólnym pytaniem, zdawała ojcu szczegółową relację z przebiegu dnia. Opowiadała o zdarzeniach w szkole, kiedy jeszcze dojeżdżała do Montpellier, o klientach odwiedzających piwnicę z winami, o koncepcjach artykułów, które planowała napisać dla lokalnej internetowej gazetki. Wprawdzie tego wieczoru także mówiła o klientach, niemniej obecnie jej historyjki służyły zamaskowaniu faktu, że Tin coś ukrywa. Antoine patrzył na nią ponuro. Dawał jej odczuć, że nie nabiera się na te gierki. – Zajrzała też na moment Camille – powiedziała Tin, podsuwając mu miskę z sałatką. – Mathilde będzie miała bliźniaki. Camille bardzo przeżywa tę wiadomość. – Tin zaśmiała się cicho. – Cieszy się, na pewno, ale jednocześnie przytłacza ją myśl, że nie dość, że zostanie babcią, to od razu podwójną. Antoine uśmiechnął się półgębkiem. Do niego Camille nie zadzwoniła z tą nowiną. Pokłócili się wczoraj. Napięcie między nimi narastało od jakiegoś czasu: Camille dręczyła go, delikatnie, acz wytrwale, że tłamsi Tin, ogranicza dziewczynie wolność. Nie podejrzewał, żeby Tin rozmyślnie się jej żaliła, jednak bez wątpienia opowiadała czasem o swoich marzeniach i wizjach dorosłości, w których Antoine niekoniecznie zajmował naczelne miejsce. |