powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

007: Wielki Ranking Filmów z Jamesem Bondem
ciąg dalszy z poprzedniej strony
14. Zabójczy widok
James Bond
Roger Moore ma w tym filmie 57 lat i, niestety, bardzo to widać. A nie zajął się pracą przy biurku, tylko cały czas próbuje udowodnić, że potrafi uwodzić i zabijać. I w to już naprawdę trudno uwierzyć.
Ocena: 001
Fabuła
Plus za sam pomysł z Doliną Krzemową, minus za chaotyczne prowadzenie Bonda po różnych lokalizacjach. Bond miał wówczas 57 lat, ale scenarzysta filmu już 76.
Ocena: 003
Złoczyńcy
Ciekawe, że w jednym ze słabszych Bondów pojawia się jeden z lepszych złoczyńców. Zasługa oczywiście Christophera Walkena, który jest stworzony do ról psychopatów, choć z niewiadomych powodów czasem grywał bohaterów pozytywnych. Tym razem nie ma błędu obsadowego – gdy się spojrzy na Walkena, od razu musi przyjść do głowy, że ten facet wygląda jak efekt nazistowskiego eksperymentu, renegat z KGB będący jednocześnie genialnym umysłem informatycznym. Czy jakoś tak. Taki bondowski Bill Gates, tylko paskudniejszy.
Ocena: 006
Dziewczyny
W roli głównej dziewczyny Bonda Tanya Roberts, której nazwiska ni cholery nie pamiętamy, której filmowego nazwiska (Stacey Sutton) też ni cholery nie pamiętamy, której twarzy nie cholery nie pamiętamy, i która zwróciła na siebie uwagę dramatycznym brakiem umiejętności aktorskich. Obok niej (jako ta zła) słynna Grace Jones, której nazwisko świetnie znamy, której filmowe nazwisko (May Day) świetnie znamy, której twarz (i w ogóle figurę) świetnie znamy, i która zwróciła na siebie uwagę dramatycznym brakiem umiejętności aktorskich, a trudno w jej przypadku też mówić o jakimś wyszukanym seksapilu. Czyli w sumie słabo.
Ocena: 002
Oprawa, czyli akcja, gadżety i efekty
Finałowy pojedynek na sterowcu i przęsłach Golden Gate, ucieczka May Day w Paryżu i niewiele więcej – ten Bond miał mocno przycięty budżet.
Ocena: 002
Humor
Zorin ma najlepsze teksty, choć Bond też się stara (trochę fajnych żartów z Francuzów). No i ten, jak to mówią anglosasi, „inner joke” – gdy 007 przedstawia się policjantowi, że nazywa się Bond, ten mu odpowiada: „A ja jestem Dick Tracy”.
Ocena: 004
Ocena ogólna: 003
• • •
15. W obliczu śmierci
James Bond
Timothy Dalton jest ujmujący, przystojny, opiekuńczy, ale raczej spięty i przeważnie poważny. Świadomy pomysł na postać Bonda, ale nie do końca wszystkim odpowiadający. Oczywiście humorystyczne podejście Rogera Moore’a wyczerpało swój potencjał, oczywiście wszyscy oczekiwali zmiany. Pytanie tylko – czy wszyscy oczekiwali właśnie takiej zmiany? Czy Dalton nie wziął tego za bardzo na serio? Jedno jest pewne – to nie jest przypadkowy Bond, który nie ma pojęcia, jaki ma być, to świadoma decyzja dojrzałego, dobrego aktora. Dla mnie takie odświeżenie postaci było jednak ciekawym eksperymentem i na pewno nie stwierdzę, że Dalton był złym wyborem do roli 007. Ciekawe, co by było, gdyby pozostał w serii na więcej niż dwa odcinki?
Ocena: 005
Fabuła
W sumie całkiem niezły, być może nawet jeden z lepszych w cyklu scenariusz, udanie przenoszący Bonda w czas upadku systemu komunistycznego, gdy zaczynają się na Wschodzie liczyć bardziej pieniądze niż ideologia. Ale mamy znów klimat kina szpiegowskiego i przygodowego, bardzo sprytnie potrafiący uzasadnić umieszczenie akcji zarówno w Czechosłowacji, jak i Afganistanie, który wówczas wydaje się być bardzo jednoznacznym miejscem pod względem moralnej słuszności.
Ocena: 005
Złoczyńcy
Najgorszy złoczyńca w historii Bondów, ale, niestety, nie w sensie demoniczności. W filmie go mało, wejścia ma mało efektowne, a i twarzy nie zapamiętujemy. Do tego stopnia, że nikt nie zauważa, że dokładnie parę lat później ten sam aktor zagra agenta CIA w „GoldenEye”.
Ocena: 001
Dziewczyny
A właściwie dziewczyna. Bo tym razem po raz pierwszy w cyklu Bond jest stuprocentowym monogamistą – nie tylko sypia z jedną jedyną dziewczyną, ale i na inną w ogóle nie spojrzy, a dla swej wybranki jest zaskakująco opiekuńczy. Cóż, czasy się zmieniły, to była reakcja serii na epidemię AIDS. Karę Milovy, wzbudzającą zresztą właśnie uczucia opiekuńcze, gra blondynka o interesującej urodzie – Maryam d’Abo (ciekawostka – jest ciotką Olivii d’Abo, czyli siostry Kevina Arnoldsa z „Cudownych lat”). Jej chłodna uroda od lat różni fanów, z pewnością Maryam nie jest gorącą, seksowną pięknością. Dla mnie pozostaje jednak wśród tych, które jakoś utkwiły w pamięci. Niemniej jednak Maryam kariery postbondowskiej nie zrobiła.
Ocena: 005
Oprawa, czyli akcja, gadżety i efekty
Znów nieźle wyposażony samochód Bonda, ale wiele więcej ekstrawaganckich efektów nie ma. Zamiast tego mamy dobre sceny akcji – początkowy pościg w Gibraltarze, ucieczka z Czechosłowacji, a przede wszystkim bondowski udział w wojnie afgańskiej, rozbudowany i mający naprawdę posmak dobrego kina przygodowego.
Ocena: 005
Humor
Humor średniej klasy. „Tu nie ma żadnych ciekawych mężczyzn”, mówi do telefonu pasażerka jachtu, a po chwili ląduje obok niej Bond, odbiera słuchawkę, ze słowami „Ona do ciebie oddzwoni”. Poza tym słaby finałowy oneliner „Spotkał swoje Waterloo” i taki sobie żart z afgańskimi bojownikami na koncercie.
Ocena: 003
Ocena ogólna: 004
• • •
16. Licencja na zabijanie
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
James Bond
Wszystko to, co powiedziałem o Daltonie przy okazji poprzedniego filmu, jest nadal w mocy, ale tym razem jest jeszcze bardziej smutny i poważny. Cóż, tematem jest zemsta za okaleczenie przyjaciela, a to najwyraźniej nie czas na żarty. Z tym marsem jednak nie do twarzy Bondowi.
Ocena: 004
Fabuła
„Licencja na zabijanie” jest Bondem najbardziej zbliżonym do klasycznego filmu sensacyjnego – jego tematem wszak jest kierowana zemstą rozgrywka z narkotykowym królem. Scenariusz jest tu solidny, wykonanie dobre, ale film przestaje być Bondem, przestaje odróżniać się od filmowej konkurencji. Pojawiające się w tych czasach „Szklana pułapka” czy „Zabójcza broń”, tematycznie zbliżone do „Licencji na zabijanie”, całkowicie przyćmiły próbę odejścia od rozrywkowo-przygodowej konwencji Bonda. Klimat powraca właściwie tylko w scenie w kasynie i finałowej rozgrywce ciężarówkowej.
Ocena: 004
Złoczyńcy
Tym razem stuprocentowo udane odejście od konwencji komiksowego potwora. Franz Sanchez w kreacji Roberta Daviego wygląda jakby przybył na plan z jakiegoś serialu o przemycie narkotyków do USA, jest wyrazisty, ale nie przerysowany, i ma na twarzy wypisane okrucieństwo – bardzo dobry wybór do takiej roli. Zwróćcie też uwagę na chłopięcego Benicio del Toro w roli jednego z morderców. Tego ładniusiego.
Ocena: 006
Dziewczyny
Dwie. Pierwsza – gorąca latynoska, bierna, ale seksowna. Druga – aktywna Amerykanka, uwaga – po raz pierwszy w całym cyklu z krótkimi włosami! Brawa za wprowadzenie czegoś nowego, dziewczyny oczywiście ładne (kiedy było inaczej?), ale czy ktoś pamięta, jak się nazywały te aktorki?
Ocena: 003
Oprawa, czyli akcja, gadżety i efekty
Finałowy pościg z ogromnymi ciężarówkami naprawdę rządzi. Poza tym niewiele.
Ocena: 004
Humor
Jeden z najbardziej ponurych Bondów, w którym wstawek humorystycznych jak na lekarstwo. No, lądowanie na własnym ślubie na spadochronie, i świetny tekst Q po tym, jak Bond przedstawia mu Pam Bouvier: „- To moja kuzynka, a to mój wujek. – Och, to chyba oznacza, że jesteśmy spokrewnieni!”.
Ocena: 002
Ocena ogólna: 004
17. GoldenEye
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
James Bond
Pierce Brosnan po raz pierwszy. I jak zwykle z początkującymi Bondami bywa – jeszcze nie w szczytowej formie. Ogólnie odebrałem go wówczas jako Bonda nudnawego, choć fizycznie do postaci bardzo pasującego. Z każdą następną częścią było lepiej.
Ocena: 004
Fabuła
Bond przełomu. Kończymy z zimną wojną, zaczynają się interesy. Ciekawe spojrzenie na Związek Radziecki – sekwencja początkowa toczy się jeszcze za solidnego komunizmu (około 1986), a potem przenosimy się do Jelcynowskiej smuty, w której Rosja jawi się jako kraj chaosu, zorganizowanej przestępczości i nieczystych interesów. Sceneria więc ciekawa, ale już wykorzystanie jej słabsze, w gruncie rzeczy chodzi o to, aby pojeździć czołgiem po ulicach miasta.
Ocena: 004
Złoczyńcy
Sean Bean to niezły aktor, ale na bondowskiego łotra nadaje się średnio – po prostu za mało w nim demoniczności i nawet okaleczenie twarzy niewiele tu pomaga. Dodatkowo ta rola jakoś mocno się kojarzy z terrorystą z „Czasu patriotów”. Choć trzeba przyznać, że był tu jakiś pomysł na postać (motywem jest zemsta za wstydliwą kartę brytyjskiej historii – wydanie Ukraińców służących po stronie Niemiec Rosjanom na pewną śmierć), no i jego pojawienie się było nawet dość zaskakującym zwrotem akcji – o ile w ogóle można taką rzecz ukryć przed widzami w przypadku serii o tak nasilonej promocji…
Ocena: 003
Dziewczyny
Zapewne narażę się rzeszom rodzimych miłośników urody i talentu Izabelli Scorupco (zakładam jednak, że ich liczba uległa znacznemu zmniejszeniu w ostatnich latach), ale uważam ją za jedną z mniej ciekawych i bardziej mdłych dziewczyn Bonda. Urody odmówić jej nie można, ale w tym Bondzie jest tylko odrobinę mniej nudna niż w „Ogniem i mieczem”. Na szczęście mamy Famke Janssen. Może trzeba było je zamienić rolami?
Ocena: 004
Oprawa, czyli akcja, gadżety i efekty
Skok z motocykla do samolotu (przeszarżowany), trochę wyścigów samochodowych i pościg czołgiem po ulicach Leningradu – to zostaje po seansie. Chyba jednak nieco poniżej średniej.
Ocena: 003
Humor
O dziwo, perełki humoru do filmu wnosi… M. Judi Dench w roli nowego szefa Bonda wprowadza dużo ożywczego, zimnego sarkazmu. Sam Bond nie ma jakichś przełomowych onelinerów.
Ocena: 004
Ocena ogólna: 004
• • •
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

22
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.