Byleby tylko autobus przyjechał jak najszybciej. Jeszcze trochę, a nie pozostanie nic innego, jak wrócić do domu i zabrać ciuchy na zmianę (nie było sensu się przebierać, i tak do pracy dojechałby mokry). Oczywiście pech znów da o sobie znać. Gdy odejdzie z przystanku, tak długo oczekiwany autobus zjawi się natychmiast, za to kolejny nie przyjedzie w ogóle albo rozkraczy się gdzieś po drodze. W najlepszym przypadku każe znów na siebie czekać i Grzegorz spóźni się do pracy. Jeszcze tydzień temu niespecjalnie by się tym przejmował – wypadki chodzą po ludziach, nieprawdaż? – ale od wczoraj pieczę nad ich zespołem sprawowała nowa kierowniczka. Kto wie, co skrywała za przyjacielskim uśmiechem? Może nabuzowana świeżo objętym stanowiskiem zrobiłaby aferę z marnych kilkudziesięciu minut spóźnienia? Ba, prawie na pewno nie przymknęłaby oczu na taki drobiazg. Młoda, ambitna i już menedżer dwunastoosobowej grupy w centrali GOLD Banku – dobrze znany wszystkim typ. Taka dostrzeże problem w każdej dupereli. Zwykła zimna suka, ostatnio się ich namnożyło. – Gdybyś miał jaja i więcej ambicji, też byłbyś już kierownikiem i nie mókłbyś na deszczu – mruknął. Zerknął, czy nikt nie zwrócił uwagi, że gada do siebie. Tego jeszcze brakowało, żeby przypięto mu łatkę wariata. Choć Płudy to administracyjnie część Warszawy, jedynym świadectwem tej przynależności były zajeżdżające tu autobusy miejskie. Okolica – skupisko domków jednorodzinnych – stanowiła typowe przedmieście. Wszyscy się tu znali – w każdym razie z widzenia – i ploteczki rozchodziły się szybko. Etykietka szurniętego mogła łatwo przylgnąć, trudniej byłoby się jej pozbyć. Zatrząsł się z zimna. Poranek był chłodny, a dzisiaj nie włożył marynarki, zbyt optymistycznie uwierzył, że nie będzie mu potrzebna. W końcu lato trwało w najlepsze. Przynajmniej w kalendarzu. Chyba po raz setny zerknął na szosę. Autobus jeszcze się nie pojawił. Czekało go przynajmniej kolejne pięć minut czekania, droga biegła prosto jak strzelił i każdy pojazd było widać z daleka. Zimno, mokro i brak jakichkolwiek perspektyw na najbliższą godzinę. Dobrze, że chociaż humor mu jeszcze dopisywał. Dziś będę pracować na stojąco – zaśmiał się w duchu – albo ściągnę portki. Usiądę za biurkiem w samych gatkach. Może wpadnie dyrektor… Rozbawienie przerwała czerwona mazda RX-8. Sportowy wóz ostro przyhamował, po czym zjechał na zatoczkę przystanku, ochlapując Grzegorza wodą z kałuży, która rozlała się przy krawężniku. Zatrzymał się tuż przy mężczyźnie. – Ekstra, dzięki – prychnął Natanowski, spoglądając na auto. Czemu tu stanęło? Nic się nie działo, nikt nie wysiadł, nikt nie wsiadł, a mokre szyby uniemożliwiały zerknięcie do środka. Grzegorz podszedł do samochodu i szarpnął za klamkę. Nawet jeśli kierowca go zwymyśla, i tak to nie zepsuje już dzisiejszego poranka, a jeśli nie zwymyśla, to może on będzie miał okazję rzucić wiązankę w podzięce za upaprane błotem spodnie. Otworzył drzwi. Pierwsze, co zobaczył, to długie nogi w jasnych rajstopach. Dopiero potem spojrzał na twarz. – Powinna pani… – Umilkł zaskoczony. No cóż, wiązanka nie była najlepszym pomysłem. Za kierownicą siedziała Wioletta Brodecka, ich nowa menedżer. – Wsiadasz, czy dalej będziesz tak stał? – rzuciła. – Jasne – bąknął. – Co jasne? – Wioletta uniosła nieznacznie brwi. Wydawała się rozbawiona. – Jasne, że wsiadam – poprawił się. Podejrzewał, że właśnie popełnił jedno z tych głupstw, które potem mszczą się na człowieku. Kobieta-szef podwożąca go do pracy. Jak się chłopaki dowiedzą, nie dadzą mu spokoju przez miesiąc. Gdyby nie pogoda i gdyby nie nowiutka sportowa mazda, pewnie by odmówił, ale tak… A może nie bez znaczenia był widok długich, cholernie zgrabnych nóg? Usadowił się w środku, przeklinając w duchu klejące się do ciała spodnie. Z koszulą było lepiej, zmoczył jedynie część pleców i rękawy, to przeszkadzało nieco mniej. – Co za spotkanie – stwierdziła Wioletta, wrzucając bieg. Znalazła lukę w sznurze aut, który niespodziewanie rozciągnął się na szosie, i włączyła się do ruchu. – Faktycznie. Zastanawiał się, jakim kierowcą okaże się ich nowa menedżer. Paniusia w sportowym autku. Miał nadzieję, że ich nie zabije. – Kupiłam dom w okolicy, dwieście metrów dalej… – Machnęła ręką gdzieś w tył. Grzegorz musiał przyznać, że pomylił się przynajmniej w jednej kwestii. Prowadziła dobrze. O ile, rzecz jasna, nie myliło go pierwsze wrażenie. – To jest nas troje – zauważył. – Troje? – Renata Mechowska też mieszka w pobliżu. Starał się otwarcie nie gapić na jej nogi, ale nie mógł powstrzymać się przed zerkaniem. Brodecka była naprawdę niezła – wystrzałowa laska. Świetna figura i ładna twarz. Błękitne oczy, pełne usta i jasne włosy opadające na ramiona. Zaczął się zastanawiać, jakie skarby kryje jej beżowa bluzeczka, wyraźnie zresztą opięta. Gdyby tylko Wioletta nie była jego przełożoną. Romans w pracy – okej, ale nie z kimś, przed kim bezpośrednio odpowiadasz. To dobre dla wazeliniarzy, on nie będzie całował nikogo w tyłek, byleby tylko wspiąć się na kolejny szczebel kariery. Choć – spojrzał na menedżer – taki tyłek aż chciało się całować. – Całkiem niezłe zagęszczenie jak na dwunastoosobowy zespół. – Pani jest trzynasta. – Z trudem wrócił do wątku rozmowy. Przez krótką chwilę obawiał się, że go sobie nie przypomni. – Mam zatem nadzieję, że nie przyniosę wam pecha. I skończ z tą panią, będziemy razem pracować. – Tak, ty na górze, ja na dole. Zaczerwienił się, gdy dotarła do niego dwuznaczność tych słów. Brodecka wcale nie musiała się domyślić, że chodziło mu o piętro. W każdym razie nie wydawała się urażona. Była albo na tyle głupia, że nie wychwyciła bezwiednej aluzji, albo obdarzona poczuciem humoru. Jeśli chodziło o jego odczucia, nie wydała się tępa. – Ktoś musi przewodzić – powiedziała. – Zresztą nie będę na górze, jak moja poprzedniczka. Rozmawiałam z dyrektorem, zgodził się, żebym zajęła pokoik piętro niżej, obok waszej sali. Tak chyba powinno być… – Popatrzyła uważnie na Grzegorza. – Przeszkadza ci, że jestem młodsza albo że jestem kobietą? Zawahał się. Też wymyśliła. Zestaw pytań od szefa, na które można szczerze odpowiedzieć. „Tak, jasne, nie będę mógł skupić się na pracy, myśląc jedynie o tym, by cię zerżnąć” albo „Tak, bo nie lubię młodych, głupich cip, którym odwala sodówa”. Prawdę mówiąc, prawdziwa odpowiedź brzmiała: „Jeszcze nie wyrobiłem sobie zdania. Skąd, do cholery, mam wiedzieć, jaka się okażesz”. Ale to też wolałby zachować dla siebie. Najlepszy był wymijający żart. – Jeszcze nigdy nie przeszkadzała mi młoda ładna kobieta. Wioletta parsknęła śmiechem. – Ale ci zadałam pytanie. Grzegorz skinął głową. Co mógł powiedzieć? – Nie jestem krwiożercza, tak myślę. – Sprawnie wyprzedziła sunące niespiesznie niebieskie punto, co upewniło Natanowskiego, że się nie mylił, prowadziła naprawdę dobrze. – Sądzę, że wszystkim wam będzie się dobrze ze mną pracowało. – Liczymy na to. – Ostatnie, na czym mi zależy, to nieporozumienia. Zespół wtedy źle funkcjonuje. Do pracy powinno się chcieć przychodzić. – To nie zawsze możliwe – zauważył. – Owszem – przyznała. – Wiele zależy od postawy obu stron. Grzegorz ostrożnie stwierdził, że może pomylił się również w drugiej kwestii. To nie była zimna suka, choć ten osąd należało jeszcze zweryfikować w praktyce. Tak naprawdę będzie to wiedział po kilku tygodniach, może miesiącach współpracy. – Jaka była poprzednia kierowniczka? – Stara i brzydka – wypalił. – Nie miała… Umilkł. Czego nie miała? Takich ekstra nóg? Jędrnych baniaków? A może sportowego wozu? To chciałeś powiedzieć? Skup się, stary, na rozmowie, nie na jej ciele, zganił się w myślach. Gdyby ona tak patrzyła na ciebie, jak ty na nią, już dawno wylądowalibyście w rowie. – Nie miała poczucia humoru – wybrnął po krótkim namyśle. – Ale nie była najgorsza. Nie czepiała się drobnostek. – Na przykład? Grzegorz zaśmiał się cicho. – Na przykład dziś zastanawiałem się, czy nie wrócić do domu po suche ciuchy. Tyle że nie zdążyłbym do pracy na ósmą. Halina nie robiłaby z tego problemu, w każdym razie o ile nie zacząłbym spóźniać się codziennie. – A jak myślisz? Jak ja bym zareagowała? Wzruszył ramionami. – Pewnie nie byłoby tak źle. – Klepnęła go w kolano. Szybko cofnęła rękę, ale dla Grzegorza jej dłoń mogłaby tam pozostać. W dotyku Wioletty było coś elektryzującego. Zawstydzony poczuł, że ma erekcję. Zapragnął dotknąć jej skóry, posmakować ust, ale nawet nie drgnął. Tego jeszcze brakowało, żeby dostał po gębie od własnej menedżer. |