powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXXIII)
styczeń-luty 2009

Autor
Nudziarstwo z lamusa
David Eddings, Leigh Eddings ‹Starsi bogowie›, ‹Najdroższa›, ‹Kryształowa Gardziel›, ‹Młodsi bogowie›
W przeciwieństwie do wielu osób z mojego pokolenia nigdy nie przepadałam za twórczością Davida Eddingsa, głównie dlatego, że z jego książkami zetknęłam się za późno, a „Belgariada” czy „Elenium” przeczytane po kilkunastu innych pozycjach klasycznej fantasy nie smakują jak danie pierwszej świeżości. Niemniej uważałam go za sprawnego rzemieślnika, tym większe więc przeżyłam rozczarowanie, gdy napisana wraz z Leigh Eddings tetralogia „Marzyciele” okazała się porażką na całej linii.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Starsi bogowie›
‹Starsi bogowie›
Punkt wyjścia mamy tu klasyczny – z jednej strony siły Zła szykujące się do najazdu na miłą, piękną krainę, z drugiej zaś bogowie, strażnicy owej krainy. Jako że zgodnie z postanowieniem ich matki nie wolno im zabijać, formują armię ludzkich obrońców, a do pomocy mają tytułowych Marzycieli, czyli swoich zmienników, chwilowo tkwiących w ciałach dzieci i nieświadomych faktu, że wkrótce przyjdzie im zająć miejsce opiekunów. Ów pomysł bogów zmieniających się co jakiś czas metodą cztery na cztery (czterech śpi, czterech troszczy się o Ziemię) oraz fakt, że sny Marzycieli potrafią kształtować rzeczywistość, to bodaj jedyne przejawy oryginalności, jakie znaleźć można w cyklu.
Cała reszta to już koszmarna sztampa. Straszliwe zagrożenie nadciągające skądś tam, jednoczące się siły dobra, istoty nieśmiertelne o nader ludzkich charakterach czy wreszcie obdarzone mocą dzieci – skąd my to znamy? Ano właśnie, Eddings jest wtórny nie tylko wobec kanonu fantasy, lecz także wobec siebie samego. I w niczym nie zmienia tego fakt, że „Marzyciele” teoretycznie mają dwoje autorów, a nie jednego. Pod względem treści jest to cykl dokładnie taki, jakiego można by się po Davidzie Eddingsie spodziewać, zaś w czasach, gdy nawet autorzy tradycyjnej fantasy starają się swe powieści jakoś urozmaicić (na przykład Brandon Sanderson), „Marzyciele” sprawiają wrażenie wyciągniętej z lamusa ramoty.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Najdroższa›
‹Najdroższa›
I żeby chociaż zostali dobrze napisani… Nawet to nie zostało czytelnikom dane. Bohaterowie, pochodzący z odmiennych kultur i o odmiennej przeszłości (jednemu autorzy fundują na przykład traumę w postaci śmierci narzeczonej, a potem obsesję zemsty), zostają sprowadzeni do schematu „chłop twardy, ale o gołębim sercu”. Nieważne, pirat, żołnierz czy „opętany żądzą zemsty” myśliwy – wszyscy błyskawicznie znajdują przyjaciół i niemal wszyscy są do obrzydliwości wręcz pozytywni. Postacie odrobinę bardziej skomplikowane policzyć można na palcach jednej ręki i giną one w tłumie, gdyż w „Marzycielach” jest całe mnóstwo bohaterów drugoplanowych, a żadnego pierwszoplanowego. Brakuje także porządnych czarnych charakterów: ci nieliczni, papierowi do bólu, plączą się gdzieś w tle, względnie występują w postaci anonimowych „sług zła”. Najbardziej zaś irytuje jedna z Marzycielek – niestety ta najważniejsza, a więc i najczęściej w cyklu występująca. W zamyśle autorów Eleria miała być „słodką dziewuszką”, jednak wyszła z niej mizdrząca się pannica, która bezustannie pakuje się mężczyznom na kolana i domaga od nich całusa. Naprawdę trzeba wielkiego hartu ducha, aby uwierzyć, że owi mężczyźni bez wyjątków Elerię uwielbiają i – co więcej – że owo uwielbienie pozbawione jest dwuznacznych podtekstów.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Kryształowa Gardziel›
‹Kryształowa Gardziel›
Ostatecznie cykl mordują pospołu odautorska narracja i dialogi. Ta pierwsza jest sucha, oszczędna, nie ma tu bodaj ani jednego zdania, którego funkcja nie byłaby czysto informacyjna. W wielu miejscach „Marzyciele” sprawiają wrażenie bardziej konspektu niźli pełnokrwistej opowieści (przełomowe wydarzenia potrafią być skwitowane kilkoma zdaniami, co uważam za swoiste kuriozum). Jakby tego było mało, autorzy częstują nas skróconymi życiorysami ważniejszych postaci, co niewiele ma sensu, gdyż jak napisałam wyżej, bohaterowie i tak niespecjalnie się od siebie różnią. A ponadto skutkuje to tym, iż o poszczególnych wydarzeniach zmuszeni jesteśmy czytać po kilka razy, nie dowiadując się przy tym niczego nowego.
Powtarzanie po kilka razy tego samego króluje również w dialogach, które zajmują większą część objętości cyklu. A ponieważ opisy świata ograniczone są do minimum, często trzeba zgadywać, gdzie właściwie ci ludzie rozmawiają. Czy mokną w błocie, czy też może siedzą na puchowych poduszkach? Autorzy takimi kwestiami niespecjalnie się przejmują; wystarczy im, że bohaterowie gadają i gadają. Część owego gadania to snucie planów, część zaś przyjacielskie przekomarzanki, które mogłyby uratować cykl, gdyby doprawić je odpowiednio dużą dozą humoru. Dowcipne dialogi były kiedyś mocną stroną Davida Eddingsa – dowodem tego na przykład cykl „Elenium” – widać jednak od tamtych czasów pisarzowi stępiło się pióro.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Młodsi bogowie›
‹Młodsi bogowie›
Z jednej strony mamy więc sztuczne przyśpieszanie akcji tam, gdzie przydałoby się zwolnić i rozbudować fabułę, z drugiej zaś równie sztuczne rozdymanie objętości poprzez elementy kompletnie niepotrzebne. To sprawia, że „Marzyciele” są jednym z najgorzej napisanych i tym samym najnudniejszych cykli, jakie zdarzyło mi się czytać. Przez tę odrobinę sympatii, jaką wciąż dla Davida Eddingsa mam, naprawdę chciałabym znaleźć w nich choć jedną zaletę, problem jednak w tym, że to, co ewentualnie na miano zalety by zasługiwało, zawsze obłożone jest potężnym „lecz”. Na przykład w pewnym momencie na scenę wkracza nieco tajemnicza, a więc i ciekawsza postać, lecz autorzy zbyt szybko zdradzają czytelnikowi jej intencje. W tomie czwartym zaś pojawia się zagrożenie, którym od biedy można by się zainteresować (bo o wystraszeniu się oczywiście nie ma mowy), lecz wtedy czytelnik jest już tak znękany, że chce tylko jak najszybciej dobrnąć do końca. Wygląda więc na to, że jedyną możliwą zaletą „Marzycieli” jest krótkość poszczególnych tomów, które liczą sobie około trzystu stron każdy. Choć i tak tomów tych jest za dużo. Dokładnie o cztery za dużo.



Tytuł: Starsi bogowie
Tytuł oryginalny: The Elder Gods
ISBN-10: 83-7469-318-5
Format: 280s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 13 lipca 2006
Ekstrakt: 20%

Tytuł: Najdroższa
Tytuł oryginalny: Treasured One
ISBN: 978-83-7469-497-1
Format: 320s. 140×200mm
Cena: 29,90
Data wydania: 19 kwietnia 2007
Ekstrakt: 20%

Tytuł: Kryształowa Gardziel
Tytuł oryginalny: The Crystal Gorge
ISBN: 978-83-7469-543-5
Format: 320s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 17 lipca 2007
Ekstrakt: 20%

Tytuł: Młodsi bogowie
Tytuł oryginalny: The Younger Gods
ISBN: 978-83-7469-713-2
Format: 256s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 6 marca 2008
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

52
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.