To zupełna nowość! Po raz pierwszy na rynku polskim ukazało się wystarczająco dużo filmów z Indii, aby móc omawiać miniony rok w sztuce filmowej tylko i wyłącznie pod kątem Bollywood. Dziesiątki tytułów, bogate wydania DVD i nowa silna gałąź kinematograficzna w Polsce – co z tego było naprawdę warte obejrzenia?  | ‹Om Shanti Om›
|
Zastanowiliśmy się, wyciągnęliśmy z zakamarków pamięci wszystkie premiery Bollywood ubiegłych dwunastu miesięcy i wspólnym wysiłkiem wyłoniliśmy TOP 5 najlepszych z najlepszych. Nie było łatwo, bo dystrybutorzy zaoferowali nam bardzo dobre tytuły, które pozwalają poznać Bollywood z różnych stron. Akcja, romans, kino sportowe, społeczne, adaptacja literatury, indyjska wersja Szekspira czy wreszcie metafilmowe widowisko… Sporo, ale wciąż mało, bo w końcu kino z Indii to cały ogrom wrażeń. 1. „Om Shanti Om” 2. „Chak de! India” 3. „Omkara” 4. „Jhoom Barabar Jhoom” / „Dhoom 2” 5. „Yuva” / „Guru” / „Umrao Jaan” 1. „Om Shanti Om”. Kto jeszcze nie kocha bolly, ten po OSO pokocha je na pewno, a jeśli tak się nie stanie, to nie pokocha już nigdy. Pewny zwycięzca zestawienia. Wcześniej, po „Jestem przy tobie”, można było się zastanawiać, czy Farah Khan ma tyle doświadczenia i reżyserskiego obycia, by uporać się z tą pokoleniową epopeją. A tu proszę, jest nie tylko pięknie wizualnie i choreograficznie, ale też zabawnie i prawdziwie wzruszająco. A wszystko to podszyte delikatnym autopastiszem filmowców bolly. Bajka – dosłownie i w przenośni. 2. „Chak de! India” to uniwersalne kino sportowe z zacięciem społecznym. Bez tańców, bez kolorowych sari, bez wątku miłosnego. Film Shimita Amina jest jednak indyjski w charakterze głównie ze względu na tematy patriotyzmu, roli kobiety i kondycji Indii, które zdominowały fabułę. Oczywiście oprócz refleksji społecznej dostajemy solidne kino o walce, solidarności i osiąganiu celu – w scenerii boisk do hokeja na trawie. Shahrukh Khan oszczędnie, ale charyzmatycznie kreuje postać trenera próbującego odkupić swoje winy i buntującego się przeciw stereotypom, a szesnaście dziewcząt wcielających się w zawodniczki wnosi do filmu autentyzm i humor. Ponadto „CDI” to kino nowoczesne, dynamicznie zmontowane (zwłaszcza w scenach meczów) i ponadnarodowe w duchu. Nie tylko dla wielbicieli Bollywood. 3. „Omkara”, czyli „Otello” w poetyce bolly. Z Szekspira jest tu niewiele, ale pozostało to, co najważniejsze: zdrada, duma, miłość i pragnienie władzy. Mroczny odcień Bollywoodu, historia, która – jak przystało na twórczość angielskiego dramaturga – nie może dobrze się skończyć. Festiwal znakomitych ról, wspaniała scenografia i prowincjonalny (a to w kinie bolly może być tylko zaletą) klimat. Nad wszystkim i tak góruje z drugiego planu Saif Ali Khan w roli zdradzieckiego Langdy, który po pierwsze zmienia się nie do poznania, a po drugie – tworzy jedną z najbardziej wartościowych kreacji w Bollywoodzie kilku ostatnich lat.  | ‹Chak De! India›
|
4. „Jhoom Barabar Jhoom” może wydawać się na pierwszy rzut oka pstrokatym filmikiem, w którym darmo szukać logiki. I tak jest naprawdę – nie ma żadnego drastycznego zwrotu akcji. Shaad Ali, twórca przebojowego „Bunty i Babli”, znów postawił na przezabawny konglomerat tańca, wybuchowej muzyki, absurdalnego humoru i ogromnej dawki szaleństwa. „JBJ” to film inny niż wszystkie – ostentacyjnie kiczowaty i idiotyczny. Ale za to ile z nim zabawy! Czwórka głównych aktorów – czyli Abhishek Bachchan, Preity Zinta, Bobby Deol i Lara Dutta – bawi się kreowanymi postaciami, nie traktując poważnie ani sekundy materiału. Niech tylko nastrój bohaterów udzieli się widzowi… Film Alego stanowi przykład bezwstydnej rozrywki, świetnie zrealizowanej i zagranej, z dziurami fabularnymi wielkości kraterów, ale z urokiem filmowej ekspresji i ostentacji. Poza tym pełno tu smaczków i dialogów, które na długo zapadają w pamięć. Kino relaksujące i na dobry humor. „Dhoom: 2” wylądował w naszym zestawieniu na tej samej pozycji, co równie rozrywkowy i niepoważny „JBJ”. Kontynuacja przeboju o policjantach i złodziejach przebija nawet swój pierwowzór. Czego tu nie ma! Miks akcji, muzyki i niesamowitych pomysłów, których Bond z dawnych lat by się nie powstydził: szusowanie po autostradzie na rolkach, przebieranki (za księdza, królową brytyjską i krasnoludki), miłość, zdrada, gorące plenery Rio… Obsada filmu też jest gorąca – Hrithik Roshan nie tylko świetnie wygląda, ale również aktorsko kradnie film kolegom i koleżankom z planu. Abhishek Bachchan i Uday Chopra tworzą zabawny, oparty na opozycji duet policjantów, eksploatując klasyczny schemat filmów o gliniarzach, a Aishwarya Rai i Bipasha Basu przyciągają wzrok powalającą urodą. Sanjay Gadhvi nakręcił lekkie, postrzelone kino akcji. Inni reżyserzy mogą mu tylko zazdrościć ręki do filmów rozrywkowych, bo wbrew pozorom dobrą rozrywkę też jest trudno stworzyć. 5. „Umrao Jaan” zebrał zupełnie sprzeczne recenzje wśród widzów. Z jednej strony film J.P Dutty chwalono za pyszne dekoracje, szczegółowe kostiumy, wspaniałą tradycyjną muzykę i sceny klasycznego tańca. Z drugiej – zarzucano nudę i fabularne płycizny. A jednak „Umrao Jaan” to film, który potrafi absolutnie zachwycić koneserów. Niespieszna opowieść o kurtyzanie Umrao, która na marginesie społeczeństwa, odrzucona przez świat, próbuje nadać sens swojej egzystencji, zyskuje dzięki znakomitej roli Aishwaryi Rai Bachchan – przepełnionej melancholią, refleksją i subtelnością. Niesamowita strona wizualna i muzyczna przede wszystkim dopełnia opowiadaną historię, a nie staje się główną atrakcją filmu. Mimo że „Umrao Jaan” to niezwykle bogaty film, to przepiękne, ciężkie od złota stroje nie przysłaniają tego, co najważniejsze, czyli strony psychologicznej i emocjonalnej bohaterki.  | ‹Dhoom: 2›
|
„Yuva” to kolejny film znakomitego duetu Ratnam (reżyseria) – Rahman (muzyka) i kolejny sukces. Ratnam to jeden z tych reżyserów, którzy nie mają skrupułów przed kopaniem widzów mocnymi wizjami indyjskiej rzeczywistości. „Yuva” to trzy splecione ze sobą historie ukazujące losy indyjskiej młodzieży: wywrotowego studenta, drobnego gangstera i świeżo upieczonego magistra chcącego jak najszybciej uciec z ojczyzny za wielką wodę. Do tego manifest nawołujący do większego zaangażowania młodych, a także zwykłych obywateli, w życie polityczne kraju. Walki z układami i brudną polityką. Do Polski, panie Ratnam! „Guru” przyniósł najlepsza rolę Abhisheka Bachchana w karierze, znacznie bardziej wartą nagrody Filmfare niż drugoplanówka z „Nigdy nie mów żegnaj”. Bachchan gra tu wykształconego za granicą handlowca, który wraca do rodzinnego kraju, by złamać i zdominować hermetyczny od lat rynek tekstyliów. Z czasem mu to się udaje, ale nic za darmo. Traci zdrowie, jest na skraju bankructwa, ale dzięki charyzmie i niezłomnej osobowości jest w stanie wyjść z najgorszych tarapatów. Świetny wizerunek Indii czasu przemian, rodzenia się wolnego rynku i walki z pozostałościami brytyjskiego imperializmu. 1. „Chak de! India” 2. „Dhoom: 2” 3. „Om Shanti Om” 4. „Umrao Jaan: Burzliwe losy kurtyzany” 5. „Dil Se: Z całego serca” 6. „Znalazłem Cię” 7. „Swades. Mój kraj” 8. „Yuva” 9. „Omkara” 10. „Jhoom Barabar Jhoom” To był na pewno przełomowy rok w polskim Bollywoodzie. Rynek został zalany nowościami, gazety prześcigały się w nęceniu tanimi wydaniami filmów z Indii, odbyły się aż trzy przeglądy/festiwale: Epelpolu we współpracy z siecią kin Multikino, Hello Bollywood! oraz 4 Bilet do Bollywood Blinka (czyli impreza z tradycjami). Skończyły się czasy, w których zafascynowani nowościami z drugiego krańca świata fani wyczekują z wypiekami na twarzy nawet trzy miesiące na polskie wydanie DVD przeboju z Indii. Na szczęście! Teraz jest w czym wybierać, można też wreszcie krytykować i kręcić nosem, bo kiedy fascynacja świeżością i innością mija, dochodzimy do wniosku, że przecież nie wszystko jest udane, a filmy dzielą się, jak wszędzie, na te dobre i na te złe. Większość propozycji wydań sklepowych wychodziła jednak ponad przeciętną, więc jest się z czego cieszyć. Dla mnie jednoznacznie najlepszym filmem Bollywood w tym roku był „Chak de! India” Shimita Amina. To wyróżnienie za uniwersalność, przebojowość, siłę przekazu oraz odwagę w przełamywaniu skostniałych schematów. W moim zestawieniu nie mogło również zabraknąć kina czysto rozrywkowego, jak zajmujący drugą pozycję rewelacyjnie rozluźniający „Dhoom: 2”, film lekki, śmieszny i nieprawdopodobny, czy zamykający Top „Jhoom Barabar Jhoom”, dzieło tak absurdalne, że aż komiczne. O najgłośniejszym przeboju bollywoodzkim z polskiej dystrybucji 2008 roku, czyli o „Om Shanti Om”, pisaliśmy już całe tomy, ale filmowi Fary Khan po prostu się to należy, bo to widowisko, jak się patrzy. Jednak najbardziej chciałabym w podsumowaniu roku skupić się na filmach, o których nie było zbyt głośno. „Dil Se” to jeden z trzech doskonałych filmów Maniego Ratnama wydanych w Polsce. Mroczna, szokująca opowieść o oczyszczającej miłości przyjmującej formę ucieczki od rzeczywistości pozostaje w pamięci na długo, także dzięki fenomenalnej muzyce tegorocznego laureata Złotego Globu, A.R. Rahmana. Film był klapą finansową w Indiach, ale załapał się do dziesiątki najchętniej oglądanych filmów 1997 roku w Wielkiej Brytanii. Równie przejmującym filmem jest „Yuva” tego samego reżysera. Mimo wprowadzania wątków miłosnych, Ratnam nie odchodzi od ulubionej tematyki: społecznej i politycznej. |