Od strony merytorycznej dzieło Ucicky’ego jest wyjątkowo zakłamaną i odrażającą hitlerowską propagandą; od strony technicznej to jednak kawałek całkiem przyzwoitego i nowoczesnego, jak na początek lat 40. XX wieku, kina. O ile kiepsko wypadają niemieccy aktorzy – Paula Wessely w roli Marii Thomas, Peter Petersen jako jej ojciec czy Carl Radatz, filmowy doktor Mutius – o tyle, niestety, pozostają w pamięci kreacje Polaków. Nieźle wypada zwłaszcza Samborski, grający demonicznego i okrutnego burmistrza; nawet pojawiający się na ekranie zaledwie na kilkadziesiąt sekund Żelski nie miałby się czego wstydzić, gdyby inne były okoliczności powstania tego filmu. Austriacka ekipa dołożyła wszelkich starań, aby w miarę wiernie odtworzyć przedwojenne realia: Polacy mówią w ojczystym języku, na ścianie gabinetu burmistrza wisi portret prezydenta Ignacego Mościckiego, po ulicach Łucka paradują oficerowie w polskich mundurach, uliczne szyldy i reklamy również są w języku polskim. Świetnie swoją pracę wykonał operator Günther Anders. Dynamiczne przejścia kamery z postaci na postać i z planu na plan, gra światłocieniem, zbliżenia twarzy bohaterów w najbardziej dramatycznych momentach – to wszystko odpowiednio podgrzewa atmosferę i buduje nastrój grozy. Nie sposób nie wspomnieć też o patetycznej muzyce skomponowanej przez Willy’ego Schmidta-Gentnera, a nagranej przez samych Filharmoników Wiedeńskich.  | |
W ostatecznym kształcie filmu znać też rękę samego reżysera, który znakomicie radził sobie w dziełach zahaczających o kino akcji. W przypadku „Powrotu…” wątki sensacyjne Ucicky dodatkowo nasycił jeszcze typowo niemiecką, nacjonalistyczną symboliką – vide Niemiec ratujący przed spaleniem klatkę z kanarkiem, pełna płomiennej wiary twarz Marii Thomas wypowiadającej za więziennymi kratami długi pochwalny monolog na temat Rzeszy, wreszcie serwowany na pożegnanie portret uradowanego Hitlera. Zupełnie inaczej zaprezentowani są Polacy i nieliczni, ale jednak pojawiający się na ekranie, Żydzi. Mają zacięte twarze zakapiorów, najczęściej wykrzywione w grymasie nienawiści (jak Samborski); uśmiechają się zaś tylko wtedy, gdy mogą dokuczyć bezbronnym Niemcom (jak Józef Kondrat). Co ciekawe, w filmie w ogóle nie pojawiają się Rosjanie. Jest to o tyle intrygujące, że przecież tereny, na których rozgrywa się akcja „Powrotu…”, zostały we wrześniu 1939 roku zajęte przez Armię Czerwoną, a następnie wcielone do tak zwanej Zachodniej Ukrainy, która później stała się częścią Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Jeśli więc Niemcy z Wołynia mogli po zakończeniu kampanii wrześniowej wrócić do III Rzeszy, jak pokazał to w swoim filmie austriacki reżyser, musiało się to odbyć na podstawie porozumienia między Berlinem a Moskwą. Z powodu takiego właśnie podziału terytorialnego dawnych ziem II Rzeczypospolitej, zadekretowanego zresztą wstępnie już w sierpniu 1939 w tajnym protokole dodanym do paktu Ribbentrop-Mołotow, Ucicky nie mógł kręcić filmu w okolicach Łucka. Co stałoby się natomiast możliwe, gdyby z rozpoczęciem zdjęć poczekał choćby kilka miesięcy. Latem 1941 roku bowiem cały ten region znalazł się w rękach niemieckich, stając się – jako Okręg Generalny Wołyń-Podole – częścią Komisariatu Rzeszy Ukraina (Reichskommissariat Ukraine). Film został w 1942 roku skierowany również do dystrybucji na terenie Generalnego Gubernatorstwa, ale pokazywany był przede wszystkim w kinach „nur für Deutsche”. Niewielu Polaków miało więc wówczas okazję go obejrzeć (zapewne dlatego, by scena w kinie, podczas której gremialnie zostaje odśpiewany przez zgromadzonych w nim Polaków „Mazurek Dąbrowskiego”, nie stała się pretekstem do patriotycznych antyniemieckich wystąpień). Mimo to wieści o udziale w nim polskich aktorów szybko się rozchodziły. Zareagowały na to także władze Polski Podziemnej, skazując czterech artystów pojawiających się w „Powrocie…” – Samborskiego, Kondrata, Plucińskiego i Chodakowską – na infamię za pomoc hitlerowcom w szerzeniu „propagandy antypolskiej, połączonej z lżeniem narodu i Państwa Polskiego”, co konspiracyjne Kierownictwo Walki Cywilnej oficjalnie obwieściło w lutym 1943 roku. Bogusława Samborskiego – który ponoć wyraził zgodę na udział w filmie Ucicky’ego po to, aby chronić swoją żonę Żydówkę – nie było już wówczas w kraju. Wyjechał do Austrii, gdzie pod pseudonimem Gottlieb Sambor wystąpił jeszcze w dwóch nazistowskich obrazach. „Am Ende der Welt” wyreżyserował ponownie Gustaw Ucicky. Mimo że film powstał w 1943 roku, na ekrany trafił dopiero dwa lata po wojnie. Dlaczego? Ponieważ na jego rozpowszechnianie nie wyraziła zgody hitlerowska cenzura. Drugim filmem był thriller Hansa Georga Andresa i Hansa Steinhoffa „Shiva und die Galgenblume” z Hansem Albersem – czyli słynnym baronem Münchhausenem z filmu Josefa von Baky’ego (1943) – w roli głównej. Miał to być zarazem ostatni film wyprodukowany przez kinematografię III Rzeszy. Zdjęcia w studiu Barandov w Pradze trwały aż do kwietnia 1945 roku; przerwano je dopiero, gdy pod miasto podeszła Armia Czerwona. Po klęsce hitlerowskich Niemiec Samborskiemu udało się uciec – według powszechnej opinii znalazł schronienie w Argentynie, gdzie zmarł w 1971 roku. W listopadzie 1948 roku odbył się w Warszawie proces kilku polskich aktorów, którzy zagrali w „Powrocie do ojczyzny”. Bogusława Samborskiego sądzono zaocznie, wydając wyrok dożywocia. Pozostali – w tym Wanda Szczepańska, Stefan Golczewski, Juliusz Łuszczewski i Michał Pluciński – skazani zostali na kary od trzech do pięciu (a według niektórych źródeł nawet dwunastu) lat więzienia. Nie pomogło im przekonywanie sądu, że ratowali w ten sposób swoje życie, będąc jedynie ofiarami niemieckiego terroru, ani to, że „nie orientowali się w treści filmu”. Przebaczono jedynie Józefowi Kondratowi (prywatnie bratu Tadeusza i stryjowi Marka Kondrata), na korzyść którego przemówił fakt, że już po udziale w filmie Ucicky’ego zaangażował się on w działalność podziemia i walczył w partyzantce. Niektórzy z oskarżonych po odsiedzeniu wyroków wrócili do zawodu, nie zrobili jednak wielkiej kariery. Bardzo rzadko, poza Kondratem, pojawiali się w filmach telewizyjnych bądź kinowych, można ich było za to oglądać na deskach – najczęściej prowincjonalnych – teatrów. W kontekście ich losów gorzko-ironicznie zabrzmi konstatacja, że żadnej kary nie ponieśli główni twórcy „Powrotu…”. Ucicky mógł powrócić do zawodu już w 1947 roku, realizując w Austrii musical „Singende Engel”. Pięć lat później przeniósł się na stałe do Republiki Federalnej Niemiec, gdzie zmarł (w Hamburgu) na zawał serca w 1961 roku. Nagła śmierć przerwała mu pracę nad kolejnym filmem – „Der Letzte Kapitel” – który dokończył za niego Wolfgang Liebeneier, autor innego ponurego dzieła z czasów III Rzeszy, dramatu „Ich klage an” (1941), który powstał po to, aby usprawiedliwić nazistowską akcję eutanazji osób chorych psychicznie. Trochę mniej szczęścia miał scenarzysta „Powrotu do ojczyzny”, urodzony w Wałbrzychu, w czasach gdy nosił on nazwę Waldenburg, Gerhard Menzel. Dopiero w 1949 roku przeniesiono na ekran kolejny jego tekst – „Verspieltes Leben”. Kilka lat później napisał on scenariusz, na podstawie którego O. W. Fischer i Georg Marischka zrealizowali „Hanussena” (1955) – opowieść o słynnym jasnowidzu, astrologu i okultyście Eriku Janie Hanussenie, który, mimo swego żydowsko-czeskiego pochodzenia, sympatyzował z nazistami. W 1957 roku los ponownie – i, jak się okaże, po raz ostatni – zetknął Menzla i Gustawa Ucicky’ego. Austriacki reżyser na podstawie tekstu swego dawnego przyjaciela nakręcił wówczas dramat „Der Edelweißkönig”, w którym jedną z głównych ról zagrał, znany z „Powrotu…”, Attila Hörbiger. Scenarzysta zmarł w Szwajcarii w 1966 roku. Spośród wszystkich osób zaangażowanych w pracę nad tym najbardziej znanym antypolskim filmem nazistowskim najdłużej żyła Paula Wessely (prywatnie od 1935 roku żona Hörbigera). Austriaczka, którą Laurence Olivier uznał za jedną z najwybitniejszych aktorek XX wieku, zmarła w Wiedniu w maju 2000 roku, mając 93 lata. Swoją drogą ciekawe, czy Brytyjczyk miał okazję „podziwiać” jej kreację w „Powrocie do ojczyzny”?
Tytuł: Powrót do ojczyzny Tytuł oryginalny: Heimkehr Obsada: Paula Wessely, Peter Petersen, Attila Hörbiger, Ruth Hellberg, Carl Raddatz, Otto Wernicke, Elsa Wagner, Eduard Köck, Bogusław Samborski, Tadeusz Zelski, Anna Chodakowska, Józef Kondrat, Juliusz Luszczewski, Wanda SzczepańskaRok produkcji: 1941 Kraj produkcji: Austria, Niemcy Czas projekcji: 94 min. Gatunek: dramat |