powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXXIII)
styczeń-luty 2009

Podsumowanie muzyczne roku 2008 (1)
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Mieszko B. Wandowicz

TRZEBA:

Earth „The Bees Made Honey In The Lion’s Skull”
Dylan Carlson wciąż jest bardziej znany ze względu na komitywę z Kurtem Cobainem niż swoje muzyczne poszukiwania. Te zaś, jeżeli w ogóle kojarzone, postrzegane są przez pryzmat pierwszych albumów Earth. Tymczasem zespół konsekwentnie oddala się od korzeni, zachowując przy tym charakter i oryginalność. Nowa płyta ekipy ze Seattle to nie tylko logiczna kontynuacja „Hex” i „Hibernaculum”, ale i jedna z najciekawszych pozycji w dorobku grupy. Przygnębiająca, powolna muzyka, bliższa post-rockowi niż nieznośnemu buczeniu; przesiąknięta przy tym duchem amerykańskiego Południa i dotknięta magiczną różdżką Billa Frisella. Ja to kupuję.

Portishead „Third”
Posępniej. Chaotyczniej. Bardziej psychodelicznie. Wiem, że to wyznanie zakrawa na herezję, ale „Trzeci” stał się moim ulubionym albumem Portishead.

The Young Gods „Knock on Wood”
Teoretycznie, jako kompilacja nagranych na nowo utworów sprzed lat, ten album nie powinien być stawiany obok całkiem oryginalnych płyt studyjnych. Jeżeli jednak taki zespół jak The Young Gods – na co dzień trio samplerowo-perkusyjno-wokalne – nagrywa płytę prawie zupełnie akustyczną; jeżeli w nowej konwencji wypada równie intrygująco, jak w starym, elektronicznym wcieleniu, jedynym wyjaśnieniem wydaje się interwencja siły wyższej. „Knock on Wood” potwierdza starą prawdę – dla Wielkich Muzyków instrumentarium jest tylko drugorzędnym środkiem przekazu i nie ma większej rangi. Prawdziwi arystokraci pokazują klasę niezależnie od stroju i otoczenia.

WARTO:

A.K.A.C.O.D. „Happiness”
Co by powstało, gdyby muzycy Morphine nasłuchali się Black Sabbath i zatrudnili zadziorną wokalistkę? O tak, właśnie to.

Boris „Smile”
Azjatyckie trio zaczynało od drone doomu. Nie stroniło od stoner rocka, ambientu i tradycyjnej psychodelii; współpracowało z Sunn O))), Merzbowem i Kuriharą. „Smile” to kocioł, w którym warzy się bogata historia grupy. Hałas i rock and roll mieszają się z tandetnymi balladami, a za przyprawę służy krótka kpina z Metalliki w postaci „BUZZ-IN”. Efekt? Jedna z najlepszych płyt Boris. W dwóch, znacznie różniących się od siebie wersjach: amerykańskiej – dla mięczaków i japońskiej – dla hardcorowców.

Kayo Dot „Blue Lambency Downward”
Trzeci długograj amerykańskich eksperymentalistów zebrał gromy za pretensjonalność, rozwlekłość i awangardę dla samej awangardy. Słowem: casus The Mars Volta, również zresztą oskarżanych trochę niesprawiedliwie. Tymczasem „Blue Lambency Downward” to trudna, ciężka, ale bardzo ciekawa dawka… rocka progresywnego? Jazzu? Kameralistyki?

Madrugada „Madrugada”
Oczywiście, trudno nie zadać sobie pytania, czy gdyby Robert Burås nie pożegnał się ze światem w wieku lat 31, ostatnie jak do tej pory i, jeżeli wierzyć zapowiedziom, ostatnie w ogóle dzieło Madrugady spotkałoby się z równie pozytywną reakcją krytyki. Najpewniej – nie. A szkoda, bo mroczne piosenki Norwegów z singlowym „Look Away Lucifer” na czele zasłużyły na brawa bez względu na tragiczną śmierć gitarzysty.

Metallica „Death Magnetic”
Wstyd się przyznać, ale dawno nie bawiłem się tak dobrze przy nowym, klasycznie metalowym albumie. Co z tego, że niemiłosiernie wtórnie, co z tego, że „The Unforgiven III”, skoro noga samowolnie przytupuje, a głowa się kiwa? Aha, solówki – jeśli mam być szczery, wcale nie były mi potrzebne do szczęścia.

No-Man „Schoolyard Ghosts”
Mówią, że gdyby nie Wilson, nowym albumem projektu nikt by się nie zainteresował, zwłaszcza że krążek jest wyraźnie gorszy niż poprzednie. Pewnie o tyle to prawda, że sporo i tak przecież nikłej popularności duet zawdzięcza swojej bardziej znanej połowie. W tym jednak cały ambaras, że No-Man, oprócz lidera Porcupine Tree tworzony przez Tima Bownessa, od lat wydaje znacznie ciekawsze płyty niż Jeżozwierze. I nie sądzę, żeby główny powód wysokiej formy Brytyjczyków nazywał się Steven Wilson.

The Residents „The Bunny Boy”
Krótko, przekornie i intensywnie. Na żywo – przegadany spektakl, na płycie – najlepszy od lat materiał zamaskowanych obłąkańców.

NIEGĘSI:

Jacaszek „Treny”
Nie twierdzę, że czekałem na taki polski album, ale po fakcie cieszę się, że w końcu jest. Minimalistyczna fuzja elektroniki i muzyki kameralnej, wzbogacona subtelnymi żeńskimi wokalizami, opatrzona została tytułem trafnie oddającym towarzyszące jej emocje. Tu i ówdzie można by nieco przyciąć, i bez tego jednak melancholia nie zamienia się w znużenie. Jedna z najciekawszych płyt powstałych w ostatnich latach w kraju nad Wisłą.

Sing Sing Penelope „We Remember Krzesełko”
Moje ucho, raczej mało jazzowe, podszeptuje coś o Soft Machine i Davisowskim „Bitches Brew”. Chociaż zawartość „We Remember Krzesełko” osadzona jest w latach siedemdziesiątych, tworzącym zespół muzykom nie brak eksperymentatorskiego zacięcia. I ta wariacja na temat motywu z Bonda – za nią wybaczyć mogę nawet brak kompozycji tytułowej w wersji audio.

ROZCZAROWANIE:
Zbyt wiele razy nadwerężone zostało moje zaufanie do tego czy innego twórcy, bym po każdym, kto wydał jedną lub kilka dobrych płyt, spodziewał się kolejnego frykasa; dlatego też trudno mi sypnąć z rękawa listą rozczarowań. Najpewniej niemożliwe jest jednak zupełne skreślenie złudzeń, mentalne zburzenie wszystkich bastionów muzycznej subtelności i solidności. Jedną z takich niezachwianych ostoi był dla mnie zespół Van Der Graaf Generator i nawet rozstanie Anglików z Davidem Jacksonem nie przygotowało mnie na nadejście muzycznego antybohatera 2008 roku – „Trisector”. Pal licho, że nie ma saksofonu – brak energii i brzmienie bardziej archaiczne niż na krążkach sprzed trzydziestu pięciu lat bolą zdecydowanie mocniej. Rzecz powyżej poziomu przyzwoitości, ale zatrważająco gorsza od jakiegokolwiek albumu grupy, z którą niewielu w historii rocka może się równać.
powrót do indeksunastępna strona

194
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.