Fantastyka jest wdzięcznym gatunkiem nie tylko dla autorów lubujących się w kreowaniu międzygalaktycznych potyczek, tworzących i zaludniających odległe przestrzenie. Może ona stanowić również doskonałe tło do snucia filozoficznych rozważań, co w „Powrocie z gwiazd” udowodnił Stanisław Lem.  |  | ‹Powrót z gwiazd›
|
Głównego bohatera, kosmonautę Hala Bregga, poznajemy w momencie, gdy wraca z dalekiej podróży kosmicznej. Na zasadzie paradoksu Einsteina jego zegar biologiczny przesunął się o dziesięć lat, podczas gdy na Ziemi upłynął ponad wiek. Jak łatwo można się domyślić, życie na naszej planecie uległo w tym czasie ogromnym zmianom i mocno zbliżyło się do stanu, który można nazwać utopią: pracę wykonują maszyny, za podstawowe dobra nie trzeba płacić, a wszelkie negatywne zachowania ludzi zostały wyeliminowane w procesie betryzacji. W sam środek tego odmienionego świata zostaje rzucony Bregg. Początkowo niewiele z niego rozumie, podobnie zresztą jak czytelnik – Lem dosłownie bombarduje nas niezrozumiałymi określeniami i opisami rzeczy, których zastosowania możemy się tylko domyślać. Dzięki temu zabiegowi szybko wczuwamy się w sytuację zagubionego bohatera. Poczucie wyobcowania nie będzie nam jednak towarzyszyć (a przynajmniej nie w takim natężeniu) do samego końca. W miarę upływu czasu pojawiać się będzie coraz mniej słów o nieodgadnionej definicji, co dobrze oddaje proces aklimatyzacji w nowych warunkach. Tyle o samej fabule, stanowiącej tu tylko tło do rozważań z dziedziny filozofii, socjologii, jak również problemu moralności. Autor stawia zadziwiająco wiele, jak na objętość książki, pytań o naturę człowieka i sens jego działań. Zaczyna od najbardziej powiązanego z formułą science-fiction, a poddającego w wątpliwość zasadniczość podróży kosmicznych w sytuacji, gdy ewentualne odkrycia naukowe po powrocie astronautów na Ziemię będą już nieaktualne, a co za tym idzie – kompletnie nieprzydatne. Kolejne z poruszanych kwestii dotyczą już samej kondycji człowieka w świecie. Lem, korzystając z zaproponowanej przez siebie formuły „obcego wśród swoich”, dywaguje nad granicami ingerencji w wolność osobistą człowieka. Bregg zastaje bowiem swoją ojczyznę w stanie totalnej inwigilacji, a „zbetryzowane” społeczeństwo jako niezdolne do okazywania (posiadania?) wyższych uczuć, sprawiające wrażenie nieświadomego, że samo sobie odebrało najważniejszą cząstkę człowieczeństwa. Dziwnym musi wydawać się bohaterowi świat, w którym wszystko jest nijakie: pozbawione celów jednostki, brak jakichkolwiek zagrożeń czy choćby zekonomizowane racje żywnościowe. Od razu przypomina się tu „ Pianola”, debiutancka powieść Kurta Vonneguta, gdzie miejsce ludzi również zajęły maszyny, co prawda wiernie im służące, ale zabierające to, co najważniejsze – poczucie przydatności. A człowiek bezużyteczny to człowiek pozbawiony sensu egzystencji. Wprawdzie u Lema nie jest to aż tak widoczne, gdyż proces „betryzacji” sprawił, że nasz gatunek przystał na przeciętność życia, ale i tak rzuca się w oczy smutna bezcelowość istnienia. Jak w zastanej rzeczywistości powinien zachować się bohater? Gdybyśmy mieli do czynienia z książką sensacyjną, z pewnością wyruszyłby na samotną krucjatę, mającą na celu przywrócenie dawnego stanu rzeczy. Na szczęście tak się nie dzieje – Bregg jest wielkim sprzymierzeńcem autora, zadaje masę potrzebnych, ale dla jego rozmówców często niewygodnych pytań. Tak jak wtedy, gdy próbuje dowiedzieć się czegoś o robotach, których głosy słyszał na wielkim cmentarzysku. Uderzający jest fakt, że owe automaty w swoich prośbach o przywrócenie do działania wykazywały daleko większe emocje niż w swojej codzienności przejawiali, nawet zebrani razem, napotykani ludzie… Wspomnianą krucjatę „ja przeciw wszystkim” zastępuje tu coś zupełnie niespodziewanego: uczucie. Na tej wydawałoby się wyzutej z jakichkolwiek doznań pustce pojawi się w życiu Bregga ktoś, kto po początkowych problemach będzie mu sprzymierzeńcem w ponownym zakorzenieniu się na Ziemi. Kobieta ta, trochę przekornie, będzie nosiła imię greckiej bogini niezgody – Eris. Początkowa fascynacja przerodzi się w głębokie uczucie, przełamując „betryzowaną” nijakość. W którymś momencie science-fiction zmieni się w czystej krwi romans, co w pewnym sensie stanowi odpowiedź na postawione wcześniej pytanie – może faktycznie granice ingerowania w ludzką psychikę zostały zbytnio naruszone, może z tym światem faktycznie jest coś nie tak, skoro jego zasady łamie pierwszy powracający z kosmosu śmiałek, a przedstawicielka młodego pokolenia ulega urokowi dawnego ładu? Jest zatem „Powrót z gwiazd” jeszcze jednym głosem w obronie humanizmu. Nie tak wyraźnym jak we wspomnianym utworze Vonneguta, mniej operującym ironią, a bardziej ufającym czytelnikowi i jego zdolnościom wyszukiwania ukrytych treści. W dalszym jednak ciągu to, co zaproponował nam Lem, jest manifestem potrzebnym i aktualnym, a z każdym kolejnym dniem będzie jeszcze na aktualności zyskiwać.
Tytuł: Powrót z gwiazd ISBN-10: 83-08-02957-4 Format: 280s. 220×160mm; oprawa twarda, obwoluta Data wydania: kwiecień 1999 Ekstrakt: 80% |