Ciekawie zapowiada się ten styczeń w polskich kinach. Schodzą filmy kandydujące do najważniejszych filmowych nagród, pojawiają się większe produkcje rozrywkowe, dostajemy przekrój przez ważniejsze światowe kinematografie. Tym razem nie mieliśmy problemu ze znalezieniem kilku tytułów, które uznaliśmy za warte polecenia.  | W naszym cyklicznym zestawieniu przedstawiamy najciekawsze, naszym zdaniem, filmowe premiery nadchodzącego miesiąca. Uwaga! W wielu przypadkach nie możemy na 100% zagwarantować jakości obrazu – wspominamy o nim po prostu dlatego, że zapowiada się ciekawie, albo dlatego, że szanujący się kinoman nie powinien tego filmu nie znać, nawet jeśli z seansu wyjdzie zniesmaczony i skieruje się do kasy, by zażądać zwrotu pieniędzy za bilet. Dla jasności – od nas także nie należy się domagać tych pieniędzy. Niemniej jednak mamy nadzieję, że nasze typy będą w większości przypadków trafne, a sam cykl uznacie za pomocny przy planowaniu kinowych wizyt. A na wrażenia poseansowe zapraszamy oczywiście do serwisu Zgryźliwych Tetryków. |  |
 | ‹Opowiedz mi o deszczu›
|
Agnes Jaoui dała się poznać jako twórczyni ze smakiem zrealizowanych, ciepłych i prawdziwych opowieści o ludziach i ich przywarach. „Gusta i guściki” oraz „Popatrz na mnie” to filmy zarówno zabawne, jak i mądre w ich obserwacjach, w inteligentny sposób wykpiwające pozoranctwo, dwulicowość, pęd ku sławie i zagubienie w relacjach międzyludzkich. Mamy nadzieję, że „Opowiedz mi o deszczu” będzie podobne.  | ‹Gomorra›
|
Najlepszy europejski film roku, nagroda w Cannes, nominacja do Złotego Globu, prawdopodobna nominacja oscarowa, wyrok śmierci, jaki mafia wydała na twórcę pierwowzoru literackiego – wiele jest powodów, aby „Gomorrę” obejrzeć. Z pewnością nie tylko dla miłośników opowieści gangsterskich ten niezbyt romantyczny, ale zapewne dużo prawdziwszy obraz neopolitańskiej mafii będzie filmem, którego nie wolno przegapić.  | ‹Milczenie Lorny›
|
Film, po którym można polubić braci Dardanne i wyprzeć z pamięci tragiczne „Dziecko”. Mieszkająca nielegalnie w Belgii emigrantka Lorna zawiera fikcyjne małżeństwo z narkomanem Claudym. Ma jej to umożliwić zdobycie dokumentów legalnego pobytu. Wszystko obliczone jest na szybką śmierć Claudy’ego. Zaraz po jego zgonie Lorna ma wejść w kolejny sfingowany związek. Tym razem prawdziwe emocje i elegancko zbudowane thrillerowe napięcie wzięły górę nad społecznym zadęciem Dardennów. Trzeba było się wstrzymać z tymi Złotymi Palmami przy „Dziecku” i „Rosecie” – „Milczeniem Lorny” bracia zasłużyli na nagrody dużo bardziej.  | ‹Obywatel Milk›
|
Gus van Sant o jednym z najważniejszych męczenników ruchu gejowskiego w Stanach Zjednoczonych. Harvey Milk, działacz na rzecz równouprawnienia gejów i lesbijek, polityk miejski stał się ofiarą zamachu konserwatywnego radnego, Dana White’a. „Obywatel Milk” kosi nagrodę po nagrodzie. Zwłaszcza Sean Penn w tytułowej roli zdaje się mieć tylko jednego rywala w tegorocznym wyścigu po Oscara: Mickeya Rourke’a z „Zapaśnika”. Od pochwał pod jego adresem zaczynają się wszystkie recenzje.  | ‹Droga do szczęścia›
|
Ponownie, po dekadzie od czasów „Titanica”, Kate Winslet i Leonardo DiCaprio spotykają się na ekranie. Jednak para znakomitych aktorów to niejedyny powód, dla którego „Droga do szczęścia” stanowi musową pozycję w styczniowym repertuarze; najważniejsza okazuje się osoba reżysera. Sam Mendes zachwycił świat i Amerykańską Akademię Filmową swoim pierwszym filmem „American Beauty”. Teraz na warsztat wziął historię podobną w klimacie, bo również dotyczącą rozczarowania życiem i rozgrywającą się na amerykańskich przedmieściach. Chyba każdy kinoman będzie zaintrygowany, co wyniknie z połączenia tak znanych ludzi filmu i tematu, który otwiera Mendesowi pole do popisu. Film już zdobył nominację do Złotego Globu w kategorii „najlepszy film: dramat”, a Mendes jako najlepszy reżyser. Oscarowy kandydat, nie tylko dla wielbicieli amerykańskich dramatów. Serial produkcji HBO, a to zwykle już wystarcza za rekomendację. „Studio 60” nie jest może sitcomem – to bardziej produkcja obyczajowa – ale całkiem interesująca. Otóż prezentuje od podszewki pracę zespołu przygotowującego cykliczny satyryczny program telewizyjny. Nie może oczywiście zabraknąć galerii barwnych postaci, wewnętrznych animozji, uczuciowych powikłań, ale i tak nasuwająca się konstatacja brzmi: czemu u nas nie tworzy się takich programów?
Straszne skutki awarii telewizora Czechosłowacka komedia, która dla wielu stanowi obiekt kultu pokroju „Lemoniadowego Joe” czy wczesnych filmów Formana. Polski tytuł (oryginalny jest znacznie bardziej wyrafinowany – „Ecce Homo Homolka”) mówi wszystko – w istocie chodzi tu tylko i aż o genialny w swej prostocie pomysł, by pokazać, do czego zdolna jest przeciętna czechosłowacka rodzina w obliczu tragedii, jaką jest awaria Złotego Ciel… tfu!, odbiornika telewizyjnego. Zabawne, uniwersalne, blisko 40 lat po premierze wciąż aktualne. |