powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXXIII)
styczeń-luty 2009

Porażki i sukcesy A.D. 2008
ciąg dalszy z poprzedniej strony
PD: Możliwe. Momentami bardzo mnie bawił, a czy zamierzenie, czy nie, to już zostawmy. Zostawmy też Indie i przenieśmy się w bliższe nam rejony. Czy jakiś film europejski – poza wspomnianym już przez Ewę „Sierocińcem” – zapadł Wam głębiej w pamięć? Mnie się podobała estońska „Nasza klasa”, ale poza tym… Hmm, pustka.
UL: Ja bym tutaj wymieniła „Angielską robotę”, niby klasyczny, ale jednak dzięki oryginalności faktów, o których traktuje scenariusz, niezwykły film o skoku na bank. Po „Gdzie jesteś, Amando?” to chyba najbardziej niedoceniona rzecz tego roku. Recenzje miał dobre, ale datę premiery fatalną – między „WALL-E” a „Mrocznym Rycerzem”…
PD: Ciekawe, bo z tego, co dotychczas powiedzieliśmy, wynika, że najlepsze filmy roku – obojętne, czy dzielić je na rozrywkowe i artystyczne, czy też nie – dało nam Hollywood. Zatem może jest szansa, by w umyśle statystycznego polskiego krytyka przestało wreszcie funkcjonować jako Siedlisko Tandety?

Top 10 Kamila Witka:

  1. Persepolis
  2. Mroczny Rycerz
  3. Om Shanti Om
  4. American Gangster
  5. 2 dni w Paryżu
  6. WALL.E
  7. Australia
  8. Incredible Hulk
  9. Angielska robota
  10. Chłopaki tez płaczą
‹Mamma Mia!›
‹Mamma Mia!›
KW: Z Europy z pewnością mogę wyróżnić zabawne i inteligentne „2 dni w Paryżu” Julie Delpy (co za osioł próbował reklamować ten film jako połączenie „Lejdis” z „Seksem w wielkim mieście”?) i „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” (kolejny idiotyczny polski tytuł), czyli produkcję jednak głównie brytyjską. Do tego dorzucę pozycje z samego początku roku – „Persepolis” i „Motyl i skafander” (w duchu europejski, choć z amerykańskimi pieniędzmi, o ile się nie mylę). Co nie zmienia faktu, że masz rację – zarówno w zakresie kina rozrywkowego („Mroczny Rycerz”), jak i ambitnego („To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Aż poleje się krew”) Ameryka górą. W sumie przyznaje to nawet grono mniej i bardziej ponurych krytyków „Filmu”, którzy w swym głosowaniu postawili również na USA.
ED: A w mojej dziesiątce jednak dominują pozycje europejskie (co mnie samą mocno zdziwiło). Oprócz „Sierocińca” warto jeszcze wymienić pogodne, ale nie ślepo optymistyczne „Happy-Go-Lucky”, wybitną „Klasę”, rewelacyjne „Persepolis” czy zabawne i ciepłe „Jeszcze dalej niż północ”. Czyli u mnie dominuje jednak Francja (w końcu kolebka kina). Natomiast faktycznie USA okazuje się najbardziej wszechstronne: Amerykanie udowadniają, że umieją robić filmy jak nikt inny, począwszy od widowisk, a skończywszy na skromnych dramatach. I trzeba im to przyznać, choćby się było zatwardziałym przeciwnikiem Hollywoodu.
PD: Ojej, coś nie tak z moją pamięcią, skoro przypomnieliście mi aż tyle dobrego z Europy! No ale to jednak, jak sami przyznajecie, głównie Francja i Wielka Brytania. A co z tą Polską? Pomijając komedie romantyczne, na które, jak już wcześniej ustaliliśmy, lepiej spuścić zasłonę milczenia, widzieliście w ogóle cokolwiek godnego uwagi? Ja przyznam bez ogródek, że tylko jedną jedyną „Małą Moskwę” postawiłbym na regale z moją kolekcją DVD bez poczucia, że ją zanieczyszczę…
KaW: Ja tam nowych polskich filmów na półce nie stawiam już od dawna. Szkoda miejsca. A miniony rok polskiego filmu najlepiej podsumowuje decyzja PISFu, by do najbliższych Oscarów przedstawiać produkcję z 2007 roku („Sztuczki”). Czyli nawet sami szefowie polskiej kinematografii dają nam do zrozumienia, że w 2008 nie powstało nic, czym można by się na świecie pochwalić…
KW: Oj, przesadzacie. Wystawienie „Sztuczek” to akurat ukłon w kierunku Jakimowskiego, który nie miał szans w zeszłym roku w rywalizacji z Wajdą (zresztą – jak pokazały nominacje – całkiem słusznie). Spokojnie miejsce „Sztuczek” mogła zająć „Mała Moskwa” – kino zrobione profesjonalnie, o dobrym scenariuszu, nieskomplikowane, ale ładnie grające na emocjach, z wyrazistym odniesieniem do pewnych realiów historycznych, ale zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną. W sumie „Mała Moskwa” miałaby na pewno większe szanse na oscarową nominację niż sympatyczne skądinąd „Sztuczki”. A co poza tym z Polski…? „33 scen z życia” nie widziałem jeszcze, przyznam się, więc chyba nie powinienem mówić o całości (skoro właśnie ten film wywołał najwięcej kontrowersji). Sympatycznym zwrotem w kierunku kina rozrywkowego, nieobrażającego ludzkiej inteligencji, był bez wątpienia „Rezerwat” – szkoda, że przegrał w kinach z jakimiś pseudoromantycznymi rzygowinami. No i chyba tyle ode mnie na ten temat… Ula jest chyba bardziej obyta w tegorocznym polskim kinie, może doda coś do tego…
UL: Właśnie mam wrażenie, że kontrowersje wywołały nie tylko „33 sceny z życia”. Od festiwalu w Gdyni wszędzie, na obiedzie w pracy czy piwie ze znajomymi, nie gadało się o nowym Bondzie czy „Klasie”. Wszyscy się kłócili, czy film Szumowskiej to chłam, czy arcydzieło, czy „Mała Moskwa” opiera się na dyskretnych emocjach, czy to raczej kiepska gra aktorów. I często dyskusje trwały wiele godzin, a uczestnicy gotowi byli bronić swoich opinii, aż poleje się krew. Nie przypominam sobie, żeby polskie kino wywoływało kiedyś tyle skrajnych emocji. Mało tego – nie przypominam sobie, żeby wywoływało emocje w ogóle. Jasne, do pełni sielankowego obrazka wiele nam brakuje. Choćby wspomnianego przez Piotrka wcielenia w życia idei „story” plus „message” czy filmów będących głosem konkretnego pokolenia. Ale te filmy zaczynają wreszcie spotykać się z publicznością i kogokolwiek obchodzą. Krótko mówiąc: zauważam potencjał. Czy ten malutki pozytywny patriotyczny akcent starczy na optymistyczne zamknięcie naszej dyskusji?
KW: Myślę, że to ładne domknięcie.
Najlepsze filmy 2008 roku według redakcji „Esensji":
1. Mroczny Rycerz
2. WALL-E
3. Persepolis
4. To nie jest kraj dla starych ludzi
5. Sierociniec
6. Australia
7. Aż poleje się krew
8. American Gangster
9. Angielska robota
10. Mamma Mia!
powrót do indeksunastępna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.