Powstanie „polskiego Hollywood” w Nowym Mieście nad Pilicą jest dziś tak samo prawdopodobne jak pojawienie się talibów w Klewkach. Juliusz Machulski, który pracował nad nowym projektem z myślą o Fabryce Snów, udowodnił jednak, że w naszym kraju można kręcić filmy w amerykańskim stylu. Bardzo udane „Ile waży koń trojański?” autentycznie bawi, przekonuje, że warto wyznawać zasadę carpe diem oraz zdradza dlaczego pierwszą Ikeę w Warszawie zbudowano w Jankach, a nie w Łomiankach.  |  | ‹Ile waży koń trojański?›
|
Nowa komedia Machulskiego opowiada o Zosi – ryczącej wniebogłosy czterdziestce, która szlocha, ponieważ chciałaby być młodsza, a także wcześniej spotkać na swojej drodze mężczyznę, z którym aktualnie żyje. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut reżyser katuje widzów scenami z idyllicznego życia bohaterki. Kobieta posiada wszystkie cechy zadowolonej z siebie burżujki: ma satysfakcjonującą pracę, inteligentnego męża oraz idiotycznie nazwaną córeczkę. Zanim zdążymy do reszty zzielenieć z zazdrości, nareszcie pojawią się komplikacje. W Sylwestra roku 1999 niepotrafiąca docenić swojego szczęścia Zosia zapomina, że życzenia czasem niestety się spełniają. Zamiast walczyć nazajutrz z urojonymi skutkami milenijnej pluskwy, kobieta rzeczywiście młodnieje i przenosi się w czasie o trzynaście lat. Za oknem schyłkowy PRL, w łóżku pierwszy mąż wyglądający jak gwiazdor niemieckich filmów porno, a na horyzoncie ani śladu Kuby – księcia z bajki, który za kilka lat wyzwoli Zosię z obleśnych ramion partnera. Powrót do lat osiemdziesiątych upłynie kobiecie pod znakiem poszukiwania ukochanego, naprawiania błędów, jakie zamierzają popełnić jej znajomi oraz bawienia się w domorosłą wróżkę zdradzającą napotkanym osobom najbardziej zaskakujące fakty z przyszłości. Zanim śmiech związany z mnożonymi na potęgę gagami tego typu ustąpi miejsca monotonii, trafimy na kilka prawdziwych perełek (uwaga na chłopca rozbijającego się samochodzikiem po sopockim deptaku). W „Ile waży…” bawią oczywiście przaśne realia Polski Ludowej, których Machulski nie musi przedstawiać z gryzącą ironią. Wystarczy krótki przegląd absurdów życia codziennego, żeby nawet w największej depresji nie myśleć o przeniesieniu się do czasów komuny, prezentowanych w opowieści bez jakiegokolwiek sentymentu. Decyzja reżysera, abyśmy oglądali ówczesny świat oczami dzisiejszej kobiety sukcesu była strzałem w dziesiątkę. Zosia jest inna niż damskie postacie z poprzednich filmów Machulskiego, przedstawiane albo jako sympatyczne tło męskich bohaterów, albo przerysowane seksbomby z piersiami większymi niż mózg (Kasia Figura w obu „Kilerach”). Bohaterka „Ile waży…” przez cały czas pozostaje osobą z krwi i kości, która zmaga się z realnymi problemami. Dlatego tak łatwo obdarzyć ją sympatią i z zainteresowaniem śledzić pouczającą konfrontację z rzeczywistością „Trybuny Ludu”, tureckich swetrów oraz ohydnej kawy podawanej w jeszcze ohydniejszych szklankach. Fabuła Machulskiego wbrew marzeniom rozentuzjazmowanego dystrybutora nie okaże się pewnie „komedią ponadczasową”, ale stanowi pierwszorzędną rozrywkę. Reżyser wzorcowo łączy humor ze strawną dawką sentymentalizmu, a pod płaszczykiem bezpretensjonalnej historyjki swoim zwyczajem przemyca proste przesłanie – tym razem, abyśmy umieli cieszyć z tego, co mamy. „Ile waży…” zawiera komunały, ale prezentuje je z wdziękiem, dzięki któremu brzmią świeżo i autentycznie. Sympatyczna komedia broni się przed nachalnym moralizatorstwem, a choć bazuje na absurdalnym pomyśle, nie ma w niej ani grama sztuczności. Nie popadając w takie pułapki, Machulski kolejny raz udowadnia, że komercyjne kino nie musi być pozbawione specyficznej klasy. „Koń trojański” waży niewiele, ale, zgodnie z wymową filmu, nieznośną lekkość bytu doceniamy z uśmiechem na ustach. Tym bardziej, jeśli mamy pewność, że po wyjściu z kina wciąż będziemy znajdować się w dwudziestym pierwszym wieku.
Tytuł: Ile waży koń trojański? Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Polska Data premiery: 26 grudnia 2008 Czas projekcji: 118 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 80% |