Ta płyta wszystko ma hiper: hiperprodukcję, hiperprzesłanie, hiperpompatyzm, hiperwydanie, hiperrozmach, hiperpromocję… A do tego spotkała się z hiperprzyjęciem. Nagrał ją hiperzespół Coma. Jednym słowem: „Hipertrofia”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Taka dawka hiper-wszystkiego potrafi przyprawić o ból głowy. Już sama lista utworów wydaje się przerażająca – na dwóch płytach znajdziemy aż 35 pozycji. Czasem ich nazwy też nie należą do prostych (np. „Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców”). Album zawiera również dwie książeczki, które ledwo mieszczą się w ładnym plastikowym pudełeczku. Szkoda tylko, że oprawionym w tak odpychającą okładkę. A więc z czym mamy do czynienia? Ano, z rozdmuchanym koncept albumem. Coma postanowiła po raz pierwszy zmierzyć się z tym, wciąż mało u nas popularnym gatunkiem. Przygotowała pełną rozmachu opowieść o człowieku, jego sile życiowej oraz świadomości. Kolejne utwory opisują zmagania się z innym etapem życia. Poprzeplatane są krótkimi wstawkami dźwiękowymi, takimi jak odgłosy dyskoteki, respiratora, czy wymiotowania. Stąd tak astronomiczna liczba utworów. Niezła zmyłka, biorąc pod uwagę, że taki „Chrum!” liczy sobie zaledwie 4 sekundy. Wokalista Piotr Rogucki twierdzi, że celem tej płyty było przytłoczenie słuchacza. Wszystko miało być wyolbrzymione, stąd tytuł – „Hipertrofia”. Nie jestem jednak pewien, czy muzykom od początku przyświecał pomysł stworzenia czegoś tak ciężkostrawnego, czy też jest to sprytne maskowanie efektu końcowego. Niestety ta cała otoczka koncept albumu bardziej przeszkadza w odbiorze, niż fascynuje. Jesteśmy wciąż przerzucani różnymi aranżacyjnymi pomysłami. Tu mamy gorzką piosenkę o uzależnieniu („Osobowy”), chwilę później otaczają nas dźwięki lotniska („Loty i odloty”), potem nieco jazzująca „Emigracja”, po niej niesmaczny fragment udawanego seksu homoseksualnego („Stosunek do służby wojskowej”) i wreszcie przebojowy numer rockowy („Zero osiem wojna”). Robi się z tego potężny miszmasz, w którym dość łatwo się zgubić. W pewnym momencie traci się przekonanie, że Coma cokolwiek chce nam przekazać. Zespół zawsze ocierał się o pretensjonalność, ale tym razem zdecydowanie przesadził. W gruncie rzeczy największym problemem „Hipertrofii” jest to, że w założeniu ma być spójną opowieścią. Przerywniki często są za długie i mało atrakcyjne, ale przede wszystkim sprawiają, że toną w nich normalne utwory. A te są nierzadko wyśmienite. Najlepiej byłoby powycinać te wszystkie wtręty i zebrać resztę na jednym krążku. Przecież tu jeden killer goni drugi. Być może są to najlepsze kompozycje w dorobku Comy. Jest potężne uderzenie, jak w „Transfuzji” (tu wyjątkowo świetnie wypada wstęp w postaci „Diagnozy”, ze skandowaniem publiczności), ale jest też przebojowo (singlowe „Zero osiem wojna”, czy „Zamęt”). Niemałe zaskoczenie stanowi „Nadmiar”, czyli delikatna pieśń zbudowana na podkładzie automatu perkusyjnego. Zauroczyć potrafi delikatna i mroczna „Widokówka”. Ale to nie koniec niespodzianek, „Osobowy”, a zwłaszcza „Parapet” to ewidentne kawałki hip-hopowe. Jednak prawdziwymi ozdobami tego albumu są dwie najdłuższe kompozycje. „Cisza i ogień” to dziewięć minut spokojnej Comy, powoli rozkręcającej się w stronę mocnego finału. Ponad minutę dłuższy „Ekhart” jest jeszcze wspanialszy. Pod względem kompozycyjnym można go spokojnie postawić obok „Leszka Żukowskiego” i „Zaprzepaszczonych sił wielkiej armii świętych znaków”. Do tego ten melodyjny śpiew Roguckiego pod koniec. Ciary murowane. Specjalna pochwała należy się producentom, którzy zadbali o bardzo mięsiste brzmienie. O niebo lepsze niż na poprzednim albumie. Wystarczy wspomnieć moc basu w „Świadkach schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców”, który robi wrażenie nawet w zestawieniu ze „Zbyszkiem” z debiutu. Szkoda więc, że wszystkie te zalety giną w natłoku niepotrzebnych ozdobników. Gdyby oceniać „Hipertrofię” za same piosenki, ocena na pewno byłaby wysoka. Niestety przez to, że trzeba je odkopywać z dźwiękowego bałaganu, tracą one dużo ze swego uroku.
Tytuł: Hipertrofia Wykonawca / Kompozytor: ComaData wydania: 10 listopada 2008 Czas trwania: 101:03 Utwory: 1) Party- Ein Buch für Alle und Keinen: 3:52 2) Wola istnienia…: 5:47 3) After party: 0:36 4) Lśnienie: 4:34 5) Diagnoza: 1:35 6) Transfuzja: 3:40 7) Przesilenie: 1:04 8) Nadmiar: 3:09 9) Nowe tereny migreny: 1:15 10) Trujące rośliny: 5:49 11) Ciągi i pociągi: 1:53 12) Osobowy: 2:07 13) Loty i odloty: 1:41 14) Emigracja: 4:26 15) Stosunek do służby wojskowej: 0:34 16) Zero osiem wojna: 4:59 17) Polish Ham: 1:11 18) Pożegnanie z mistrzami: 3:56 19) Chrum!: 0:04 20) Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców: 5:06 21) Koniec pewnego etapu: 0:29 22) Początek pewnego etapu: 0:53 23) Ekhart: 10:40 24) Na na na na: 0:49 25) Zamęt: 3:16 26) Zwalniamy: 1:06 27) Widokówka: 6:51 28) Przestrzeń nie-rzeczywista: 1:02 29) Parapet: 3:31 30) Popołudnia bezkarnie cytrynowe: 5:40 31) Ślimak: 0:15 32) Cisza i ogień: 9:13 33) Epilog ze starym prykiem: 1:34 34) Archipelagi: 4:56 35) Recykling: 1:46 Ekstrakt: 60% |