„Astonishing X-Men: Obdarowani” to pierwszy album nowego cyklu o superbohaterach-mutantach, który na zachodzie odniósł wielki komercyjny sukces i został okrzyknięty przez krytyków nową nadzieją dla całej serii. John Cassaday i Joss Whedon dowiedli, że komiks o trykociarzach nie musi być tandetny, pozbawiony iskry bożej i skierowany wyłącznie do gimnazjalistów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przez ostatnie lata w komiksowym uniwersum mutantów dominował Grant Morrison ze swoją serią „New X-Men”, co doprowadziło do pewnego wyczerpania formy. Wydawnictwo Marvel poszukiwało artystów, którym udałoby się reanimować sztywnego trupa i wnieść nieco świeżości do skostniałego cyklu. Czarnym koniem okazał się znany pisarz Joss Whedon, któremu dokooptowano rysownika Johna Cassadaya. Artysta ten w ciemię bity nie jest, ale z komercyjnym sukcesem raczej się nie kojarzył, głównie za sprawą nędznego wyrobnictwa, które uprawiał przy pracy nad opowieściami z uniwersum Kapitana Ameryki. Postawienie na Cassadaya okazało się strzałem w dziesiątkę, bo rysownik nie tylko stanął na wysokości zadania, ale jeszcze rozwinął skrzydła. Cykl „Astonishing X-Men” zaczyna się od próby reformy akademii mutantów, której podejmują się Cyklop i Emma Frost. Nowi przywódcy chcą ugruntowania wizerunku X-Menów jako obrońców ludzkości, jednak od początku wszystko idzie jak po grudzie. Nie dość, że kadra pedagogiczna ciągle pierze się po gębach, to jeszcze mediami wstrząsa wiadomość na temat „lekarstwa na mutację”. X-Meni mają pełne ręce roboty – co kilka stron pojawia się nowa tajemnicza zagadka, z cienia wychodzą sprzymierzeńcy, a z rowów i kanałów adwersarze. „Astonishing X-Men: Obdarowani” to nie album pełen innowacyjnych rozwiązań, który czyta się ze szczęką na kolanach, a raczej solidna superbohaterska opowieść. Dynamiczna narracja wiedzie odbiorcę bezboleśnie przez wielkie plansze pełne perfekcyjnie wycyzelowanych szczegółów, dzięki czemu lektura tego albumu dostarcza mnóstwa pozytywnych wrażeń. Próżno szukać tu przekraczania ram gatunkowych, autorefleksji i rezerwy, ale ciekawą historię znaleźć nietrudno. Autorom udało się wskrzesić tego samego ducha X-Menów, który napędzał rozwój serii ponad 20 lat temu. „Astonishing X-Men: Obdarowani” to wzorcowy przykład, jak powinien wyglądać głównonurtowy komiks superbohaterski w XXI wieku. W tej beczce miodu jest jednak nie łyżka, ale wiadro dziegciu. Szczere wątpliwości budzi rozwiązanie fabularne, polegające na wskrzeszeniu Colossusa, który był jednym z najbardziej lubianych mutantów całej serii. Zazwyczaj autorzy dokonują takich straceńczych manewrów pod naciskiem fanów, ale tym razem scenarzysta broni się, twierdząc, że nikt nie lubił głównej serii (w której Colossus wyciągnął kopyta). Ponadto Whedon tłumaczy, że powrót bohatera został racjonalnie i prawdopodobnie wyjaśniony. Trudno się z tym nie zgodzić, jednak pewien niesmak pozostaje. Innym znaczącym minusem tego albumu jest absolutna konieczność znajomości poprzednich albumów o trykociarzach. W komiksie tym nawiązań jest tak wiele, że łatwo wziąć go za postmodernistyczny manifest. Gdyby nie liczne objaśnienia na marginesach, „Astonishing X-Men: Obdarowani” (mimo że to pierwszy album z nowej serii), byłby przystępny wyłącznie dla hardcorowych fanów X-Menów. Dzięki przypisom nieco udało się to zminimalizować. Nieco. Album „Astonishing X-Men: Obdarowani” na Zachodzie przyjęty został euforycznie i sprzedał się doskonale. W Polsce fanów wychowanków profesora Xaviera nie brakuje, toteż żadne słowa nie są potrzebne, by namówić ich do tego zakupu.
Tytuł: Obdarowani Tytuł oryginalny: Astonishing X-Men: Gifted Wydawca: Mucha Comics Cena: 65,00 Data wydania: październik 2007 Ekstrakt: 70% |