powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXXIV)
marzec 2009

Sen, który nie przeminął
Victor Fleming ‹Przeminęło z wiatrem›
Uważacie może, że film z 1939 roku powinien leżeć na półce w muzeum, że egzaltowane przedwojenne aktorstwo wzbudza u was uśmiech politowania? Frankly, my dears, I don’t give a damn. „Przeminęło z wiatrem” to nie tylko melodramat wszech czasów, którego nieśmiertelne kwestie cytowane są do dzisiaj, ale także jeden z najlepszych filmów w historii w ogóle.
Zawartość ekstraktu: 100%
‹Przeminęło z wiatrem›
‹Przeminęło z wiatrem›
Zawdzięcza to kilku zbiegom okoliczności. Na pewno swemu powieściowemu pierwowzorowi, w którym Margaret Mitchell oprócz płomiennego romansu przedstawiła spory kawał historii Stanów Zjednoczonych z wojną secesyjną na czele. Spory wpływ na sukces filmu miała również znakomita obsada, co zresztą doceniła Akademia, przyznając Oscary: Vivien Leigh za główną rolę oraz Hattie McDaniel za drugoplanową (pierwszego w historii dla czarnoskórej aktorki). Jednak chyba najważniejszą postacią i spoiwem tego całego przedsięwzięcia okazał się David O. Selznick, jeden z największych producentów Hollywood.
Niebagatelne znaczenie ma również sposób konstrukcji filmu. Choć trwa on ponad trzy godziny, widza nie wchłaniają odmęty dłużyzn. Wszystkie sceny nacechowane są dramaturgią i bardzo starannie skomponowane wizualnie. Jak choćby początkowe obrazy pokazujące gości przyjeżdżających do Tary przez monumentalną aleję i Scarlett otoczoną wianuszkiem wielbicieli. Niby nic, a jednak zapada w pamięć. Z pewnością ogromna w tym zasługa technikoloru, ówczesnej metody barwienia taśmy filmowej. Nierealistyczne kolory pokazywały świat niczym z baśni, jaką – przynajmniej dla niektórych – było Południe sprzed wojny secesyjnej.
Wydarzenia filmu (jakby ktoś nie wiedział) koncentrują się na losach Scarlett O’Hary, bogatej dziedziczki wielkiego majątku Tara, i jej miłosnych perypetiach przeplatanych wojną. Z początku rozkapryszona małolata, zakochana bez pamięci w żonatym Ashleyu (Leslie Howard), dorasta z czasem, choć zbyt późno, jak się okazuje, do swej prawdziwej miłości, Rhetta Butlera (Clark Gable). Owo dorastanie następuje podczas ważnych i traumatycznych wydarzeń. Scarlett poznaje grozę bratobójczej walki, traci w jej wyniku najbliższych i obserwuje bolesne skutki przemijania jej idealnego świata wraz z upadkiem Konfederacji.
Nie można nie zachwycać się znakomitą (najlepszą, obok Blanche DuBois w „Tramwaju zwanym pożądaniem”) rolą Vivien Leigh. Młoda teatralna aktorka z Anglii nadała postaci dziewczyny z Południa USA pewnego nierealnego, romantycznego rysu, jakiego pewnie nie nadałaby żadna z ówczesnych amerykańskich gwiazd. Jest subtelna i delikatna, a jednocześnie uparcie dąży do celu. Znakomicie potrafi pokazać rozwój swojej bohaterki wraz z biegiem czasu. Kiedy walczy z sobą, żeby pomóc Melanii (Olivia de Havilland) – konkurentce do serca Ashleya, albo zupełnie wbrew swemu temperamentowi troszczy się o głodującą rodzinę, widzimy kobietę z krwi i kości, która jest do cna wyczerpana okrucieństwem wojny, ale też i własnymi życiowymi porażkami. Tak wiarygodne aktorstwo sprzed ery Actors Studio jest chyba czymś wyjątkowym. Choć Vivien Leigh przez całe życie powtarzała za swym mężem, Laurence’em Olivierem, że najważniejszy dla niej jest teatr, w swych filmowych rolach również dawała z siebie wszystko, bo aktorstwo było całym jej życiem. I to naprawdę tutaj widać.
Pod filmem podpisało się trzech reżyserów. Pierwszym, który podjął się realizacji superprodukcji, był George Cukor. Szybko jednak popadł w konflikt z producentem Davidem O. Selznickiem i odszedł. Zastąpił go Victor Fleming, który kłótnie z Selznickiem przypłacił załamaniem nerwowym. Film dokończył Sam Wood, ale tak naprawdę autorstwo „Przeminęło z wiatrem” należy przypisać jednak Selznickowi. To on wybrał obsadę, kierując się gustami widzów, to on współredagował scenariusz i to on w gruncie rzeczy rządził na planie. W przedwojennym Hollywood nie była to zresztą sytuacja wyjątkowa. Reżyser, poza kilkoma wyjątkami, był wówczas bardziej kimś w rodzaju kierownika planu. Dbał o to, aby wszystko się jakoś razem trzymało. Akceptacja scenariusza, dobór aktorów i ostateczna wersja montażowa leżały w gestii producenta.
Wiadomo, że ocena filmu, który ma siedemdziesiąt lat, nie może być obiektywna. To znaczy jest jeszcze mniej obiektywna niż ocena filmu współczesnego. „Przeminęło z wiatrem” nie było żadnym przełomem, który zmieniłby oblicze kina. Wręcz przeciwnie – to także jak na tamte czasy obraz raczej eskapistyczny i konserwatywny. Jego celem było przede wszystkim przyniesienie ogromnych zysków i cel ten został zrealizowany. Jednak jego kasowość oraz nieustająca popularność wskazują na potrzebę takiego kina. Fabryka snów zrobiła właśnie taki wielki zbiorowy sen, jaki chciało wyśnić wielu ludzi – okazuje się, że nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Życie jest snem – mawiał poeta. Film tym bardziej.



Tytuł: Przeminęło z wiatrem
Tytuł oryginalny: Gone with the Wind
Reżyseria: Victor Fleming
Zdjęcia: Ernest Haller
Scenariusz: Sidney Howard
Muzyka: Max Steiner
Rok produkcji: 1939
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Vivarto
Data premiery: 27 lutego 2009
Czas projekcji: 226 min.
Gatunek: dramat, wojenny
Ekstrakt: 100%
powrót do indeksunastępna strona

100
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.