powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXXIV)
marzec 2009

Są wielcy, nie Mali!
Amadou & Mariam ‹Welcome To Mali›
Obecnie Amadou Bagayoko i Mariam Doumbia znajdują się na szczycie. Ale zanim „Welcome to Mali” zdobyło nominacje do Grammy, zanim w metacritic.com uzyskało niebotyczny wynik 92 punktów na 100 możliwych, zanim serwisy internetowe zaczęły wymieniać ich w corocznych zestawieniach, a miłośnicy world music pierwszy raz wpisali ich nazwę w Google, małżeństwo przeszło długą i trudną drogę.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Welcome To Mali›
‹Welcome To Mali›
„Welcome To Mali” to jedna z najbardziej radosnych płyt ostatnich miesięcy. Jest na niej dancehall, pop, funk, groove, reggae, rhythm and blues, taneczne electro i hip-hop oraz specjalność Mali - afro-blues. Nic to zaskakującego - zwykliśmy kojarzyć afrykańską muzykę z sielskością. Tyle że Amadou i Mariam nie unikają trudnych tematów. Śpiewając np. o dyktaturze i hipokryzji polityków (”Ce N′est Pas Bon”); konfliktach między społecznościami i wewnątrz rodzin (”Unissons Nous”) albo ubóstwie (”Magosa”) nawet przez chwilę nie pozwalają sobie na sarkazm i ironię. Wskazują drogę do rozwiązania problemów i zawsze są to rozwiązania uniwersalne: rozmowa, zaufanie, współdziałanie, dobro wspólne. Może to trącić naiwnością rodem z „Ulicy Sezamkowej”, ale tylko dla znudzonych Europejczyków i zblazowanych Amerykanów, bo to oni od wieków są wychowywani w duchu sceptycyzmu. A ten wydaje się być ostatnią rzeczą, jakiej potrzeba Afryce.
Weźmy taki „I Follow You” - ot, piosenka miłosna z prostym przekazem: „gdziekolwiek pójdziesz, będę podążał za Tobą”. Trochę miłych dla ucha interwałów konsonansowych smyczków i fortepianu, energiczne przejścia perkusji i natchniony śpiew Amadou. Banalne? Może, ale nie sposób doszukać się tam krzty irytującej sztuczności, którą na co dzień słyszymy w pożal-się-boże-rozgłośniach-radiowych. Ta prostota przekazu oprócz spełniania „dydaktycznej” roli może też być przejawem życiowej mądrości dwojga ludzi, którzy swoje w życiu przeszli, ale nigdy nie stracili pogody ducha.
Amadou i Mariam nigdy nie mieli łatwo. Mariam oślepła w wieku pięciu lat przez źle leczoną odrę, Amadou stracił wzrok wskutek katarakty, kiedy był nastolatkiem. Ta smutna historia ma swoje dobre strony - dzięki chorobie muzycy poznali się w 1975 r. w Instytucie dla Niedowidzących w Bamako, stolicy Mali. Kiedy w 1980 r. zaczynali wspólną karierę muzyczną i weszli na drogę małżeńską (rodzice niechętnie odnosili się do pomysłu ślubu dwóch niewidomych osób), prezydentem Mali był dyktator Moussa Traoré, skazany później na śmierć. Jak można się domyślać pod rządami Traoré Mali było ostatnim miejscem, w jakim warto było być artystą. Tak więc w 1985 r. małżeństwo postanowiło wyemigrować do Wybrzeża Kości Słoniowej, zostawiając pod opieką znajomych i rodziny trójkę swoich dzieci. I znów przykre wydarzenie przyniosło pozytywne efekty. Bo gdyby nie ten wyjazd i seria znakomitych koncertów na Wybrzeżu i później Francji, nigdy nie doczekaliby się statusu gwiazd znanych jako „niewidoma para z Mali”, nie nawiązaliby też późniejszej współpracy z Manu Chao, który w 2005 r. wyprodukował ich album „Dimanche à Bamako”, nie spotkaliby wreszcie Damona Albarna z Blur – ich wielkiego fana i współproducenta omawianego „Welcome to Mali”.
Jeśli chodzi o samą muzykę zawartą na krążku, to elementów stricte etnicznych tu niewiele: pojawia się typowa dla Zachodniej Afryki kora (w „Djuru” gra na niej sam mistrz Toumani Diabaté) i pochodzący jeszcze z XIII w. balafon (Boubacara Dembele obsługuje ten instrument perkusyjny w „Magosie”), ale ich gra wpisana jest w amerykańsko-europejski kontekst. Są tu afrykańskie skale i podziały rytmiczne oraz zachodnioafrykański styl śpiewu, ale w tej eklektycznej miksturze europejski pop ma te same prawa co sztuka Czarnego Lądu. Weźmy na przykład dyskotekowy „Sabali”, który otwiera płytę brzmieniem archaicznego syntezatora i typowym dla swojego regionu śpiewem Mariam. „Sabali” sąsiaduje z „Compagnon de la Vie”, gdzie klawiszowiec odjeżdża w jazzowo-bluesowe rejony, „Magosa” flirtuje z bluesowymi akordami gitary i ciepłym brzmieniem klarnetu, a „Djama” to wycieczka na Karaiby, czyli reggae made in Afryka. Czy jest to więc world music, pomijając absurdalność tej nazwy? Naprawdę nieistotne. Ważniejsze, że album praktycznie nie ma słabych momentów. Jest zwięzły, treściwy, melodyjny, taneczny, pogodny i mądry. Zgrabnie balansuje między prostotą popu (np. częste używanie metrum „na cztery” i słodkie partie instrumentów smyczkowych w „I Follow You”), a wyrafinowanym pięknem afrykańskich składników (choćby synkopowany rytm afrykańskich perkusjonaliów w „Magosie”, wyśmienita gra na korze w „Djuru”). Co zaś najważniejsze: ta muzyka krzepi.



Tytuł: Welcome To Mali
Wykonawca / Kompozytor: Amadou & Mariam
Wydawca: Nonesuch
Data wydania: 17 listopada 2008
Utwory:
1) Sabali
2) Ce n'est pas bon
3) Magosa
4) Djama
5) Djuru
6) Je te Kiffe (feat. Juan Rozoff)
7) Masiteladi
8) Africa (feat. K'Naan)
9) Compagnon de la vie
10) Unissons-nous (feat. Keziah Jones)
11) Bozos
12) I Follow You
13) Welcome to Mali
14) Batoma
15) Sebeke
16) Boula (hidden track)
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

185
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.