W kolejnym zeszycie z serii „Star Wars” zapoznajemy się z pewnymi szczegółami z życiorysów dwóch kultowych – acz pobocznych – postaci filmowej sagi: Boby Fetta i Wedge’a Antillesa. Trzecia opowieść dotyczy mistrza Windu i jego ucznia, którzy trafiają na niezwykłą planetę…  |  | ‹Star Wars Komiks (3/2008)›
|
Okładka komiksu pokazuje postać w charakterystycznym hełmie i półpancerzu. To Boba Fett – fani „Gwiezdnych wojen” wiedzą, że to, co ma na sobie, to mandaloriańska zbroja (ci bardziej sfiksowani potrafią nawet wymienić jej parametry bojowe). Pomimo tego, że rola łowcy nagród w Klasycznej Trylogii nie była zbyt wyeksponowana – do tego stopnia, że można… policzyć słowa, które wypowiada w poszczególnych epizodach – niemal od premiery „Imperium kontratakuje”, gdzie pojawił się po raz pierwszy, zdobył sobie wielką popularność. Sprawiło to, że twórcy działający na licencji Lucasfilmu ocalili mu życie: mimo upadku wprost do paszczy sarlacca w „Powrocie Jedi” ponoć wydostał się bez szwanku (dzięki swej zbroi) i przeżył jeszcze wiele przygód. Jedną z nich opowiada otwierający tomik komiks „Boba Fett: Narzędzie zniszczenia”. Łowca nagród zostaje wynajęty do zabicia dwóch przedstawicieli Imperium, którzy przyczynili się do wyginięcia Gulmarydów (rasy przypominającej z wyglądu niezdarne, dobroduszne jaszczury). W retrospekcjach poznajemy historię zagłady – nie sposób opędzić się przed skojarzeniami z nazistowskim obozem koncentracyjnym: Gulmarydzi są więzieni, zmuszani do pracy, a po śmierci… przetwarzani na paliwo do statku. W dodatku jednym z ich prześladowców jest złowrogi naukowiec, lubujący się w zadawaniu bólu pod pozorem eksperymentów naukowych. Niektórzy czytelnicy twierdzą, że w tej opowieści bezwzględny łowca nagród zostaje ukazany w nieco innym świetle. Czy naprawdę? W końcu z dialogów jasno wynika, że przyjął zlecenie nie z litości dla ginącej rasy, lecz w celu podreperowania swego wizerunku. Komiks jest rysowany elegancką, czytelną kreską, miejscami nieco kanciastą, co jednak nie przeszkadza w realistycznym przedstawianiu postaci i przedmiotów. Niezwykle przypadło mi do gustu kolorowanie: w większości kadrów poszczególne odcienie oddzielono od siebie konturami, a komputerowe cieniowanie używane jest bardzo oszczędnie, głównie tam, gdzie autor chciał pokazać źródło światła. Dzięki temu całość jest bardziej „klasyczna”, rysunkowa, i nie sprawia nieprzyjemnego wrażenia, że postaci są figurkami z lśniącego plastiku. Druga historyjka, będąca dziełem innego grafika, efekty cieniowania wykorzystuje w większym stopniu, widać też zupełnie inne użycie czerni. Głównym bohaterem jest drugi ukochany przez fanów bohater trzecioplanowy – Wedge Antilles, jeden z pilotów Rebelii. W „Szczęściarzu” w retrospekcji poznajemy tragiczny epizod z jego przeszłości. Uznawany przez kolegów za człowieka obdarzonego niezwykłym fartem Wedge gorzko stwierdza, że nie wszystkich aspektów życia to dotyczy. Duży plus należy się scenarzyście za realistyczne zakończenie miłosnej historii pilota, którą łatwo byłoby zamienić w kiczowaty, teatralny dramat, jak to ma miejsce z inną opowieścią w zeszycie 1/2009. „Sith pośród cieni” to komiks bardzo niezwykły jak na standardy serii Star Wars. Akcja obywa się niemal zupełnie bez dialogów, a w dodatku rysowana jest specyficzną, „postrzępioną” kreską, sprawiającą wrażenie szkicu. Do tego dochodzi lekka deformacja sylwetek, które wydają się wydłużone i spiczaste. Całość utrzymana jest w pomarańczowo-różowo-fioletowej gamie kolorystycznej, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie pewnej cukierkowości, jednak dobrze oddaje gorący klimat wyjałowionej planety. Planeta, co ukazuje nam pierwszy kadr, ulega przedziwnej zagładzie, stopniowo rozpadając się na kawałki. Zamieszkuje ją „lud wyznający religię Sithów” (cokolwiek to miałoby znaczyć – w świetle tego, co widzimy w filmie, określenie to brzmi bezsensownie). Mace Windu przybywa tam, by poddać swojego padawana sprawdzianowi. Wejście młodzika do tajemniczej, mrocznej świątyni może kojarzyć się z pewną próbą Luke’a na Dagobah – kto pamięta tę scenę z filmu, prawdopodobnie przewidzi zakończenie historyjki. Nie jest to jednak wadą, ponieważ zarówno rysownikowi jak i scenarzyście udało się uchwycić dziwną, nieco oniryczną atmosferę opowieści. Niezwykły sposób rysowania i jednolita gama kolorystyczna stanowią ciekawą odmianę w zestawieniu z dwoma pierwszymi historyjkami. Według mnie jest to jeden z najbardziej udanych zeszytów, które jak dotąd ukazały się w cyklu.
Tytuł: Star Wars Komiks (3/2008) Data wydania: listopad 2008 Ekstrakt: 80% |