Jaka jest Kalifornia? Według stereotypowego (męskiego) wyobrażenia to słoneczne miejsce, gdzie roznegliżowane, piękne kobiety całymi dniami nic nie robią, tylko opalają się na plaży albo polują na facetów. To miejsce, gdzie wszystkie marzenia mogą stać się rzeczywistością – w końcu tu znajduje się Hollywood, fabryka snów. Czy tak wygląda raj? Raczej piekło, zdają się sugerować twórcy serialu „Californication”. Nie przepadam za serialami, nie mam czasu ani determinacji, żeby w regularnych odstępach czasu włączać telewizor, a po zakończeniu seansu czekać na następny odcinek. Sezon pierwszy „Californication” obejrzałem już nagrany – jednym ciągiem, bo od przygód Hanka Moody′ego, pisarza i seksoholika, uwolnić się nie sposób. To chyba jeden z najlepszych seriali ostatnich paru lat, świetna rozrywka, a przy okazji porządna dawka wiedzy na temat współczesnych ludzi. Fabuła jest, wydawałoby się, banalna. Oto do Kalifornii przyjeżdża grany przez Davida Duchovnego Hank, pisarz, ojciec 12-letniej Bekki i niedoszły mąż Karen (Natascha McElhone). Ma brać udział w powstawaniu filmu na podstawie jego ostatniej powieści. Hankowi wydaje się, że koło fortuny zwane Hollywood wynosi go właśnie na sam szczyt. Ale tak nie jest. Związek z Karen rozlatuje się, a bohater zaczyna pogrążać się w nałogu alkoholowym, narkotykach i seksoholizmie. Zwłaszcza ten ostatni odgrywa w życiu pisarza znaczącą rolę i z pewnością to on przyciągnął wielu widzów do serialu. „Wkładasz fiuta we wszystko, co ma dwie nogi” – stwierdza dosadnie była dziewczyna Hanka i jest to chyba najlepsze podsumowanie życia bohatera. Hanka poznajemy w momencie, kiedy równo spieprzył sobie życie. Powodem jest jego uzależnienie od seksu. Obecnie Karen mieszka z Billem i chce wyjść za niego za mąż. Bohater natomiast cierpi na niemoc twórczą (choć nie do końca – w połowie serialu weźmie się za pisanie), lenistwo i ostre zapalenie cynizmu. Pozwala sobie na cięte komentarze w stosunku do narzeczonego Karen, potrafi pobić się w supermarkecie o tampony dla córki albo stwierdzić bez ogródek: „Mój ojciec był skurwielem”. „Californication” nie jest serialem dla dzieci, to pewne. Nagromadzenie wulgaryzmów, nagości, pochwała nie zawsze zgodnego z prawem postępowania (np. kradzież psa) może zrazić bardziej wrażliwych widzów. Co tam wrażliwych! Wymiotowanie podczas stosunku może zaskoczyć każdego. Fabuła również nie jest specjalnie pociągająca – ot, Hankowi zależy na odbiciu dziewczyny z rąk fajtłapowatego Billa. Ma z tym niejakie problemy, bo co rusz w życiu bohatera pojawiają się piękne kobiety. O czym w takim razie traktuje serial? Jak mówił sam Duchovny „w tym serialu mniej istotna jest fabuła. Najważniejszy jest bohater. Liczy się nastrój, jego relacje z innymi bohaterami i od czasu do czasu to, co się mu przydarza” (za Onetem). Rzeczywiście, podejście twórców „Californication” do fabuły jest dość niefrasobliwe. Obok kapitalnych (i często kontrowersyjnych) scen jak sny Hanka czy kupowanie wspomnianych tamponów w sklepie pojawiają się nużące, zgrane motywy. Za taki można uznać temat skradzionej powieści albo zemstę sekretarki agenta bohatera. Tom Kapinos, producent i scenarzysta, starał się unikać typowych rozwiązań w stylu „przekonacie się w następnym odcinku”. Niestety, nawet w świetnym pierwszym sezonie przygód pisarza seksoholika scenarzyście kapnęło na papier parę słabszych pomysłów. Nie ma jednak co narzekać, dzieło Kapinosa to kawał porządnej roboty. Autorom serialu udało się uchwycić miotanie się współczesnego bohatera, który z jednej strony chciałby uporządkować sobie jakoś życie (z Karen), z drugiej zaś cały czas ciągnie go do zabawy (z innymi paniami). Warto przyjrzeć się takim zmaganiom, bo często sami mamy podobne problemy. |