powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXXIV)
marzec 2009

Autor
Jogging z iPodem
Gary Winick ‹Ślubne wojny›
Emma, jedna z bohaterek „Ślubnych wojen”, twierdzi, że ludzie uprawiający jogging ze słuchawkami w uszach boją się własnych myśli i chcą je zagłuszyć. Podążając za tym myśleniem, identyczną funkcję pełni wygładzona i ugrzeczniona komedia Garry’ego Winnicka – podczas jej oglądania nie wolno za dużo myśleć, tylko bawić się niezbyt mądrym ani logicznym, ale w sumie sympatycznym filmem czysto rozrywkowym.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Ślubne wojny›
‹Ślubne wojny›
Jeśli oczekuje się inteligentnej zabawy, to na pewno nie od „Ślubnych wojen”. Film o dwóch przyjaciółkach, które zaczynają podkładać sobie świnie tylko dlatego, że termin ich ślubów w wymarzonym hotelu Plaza został wyznaczony na ten sam dzień, a żadna nie zdecydowała się na inne miejsce ceremonii, nie może być traktowany inaczej niż z pewnym dystansem i przymrużeniem oka. Od początku wiadomo, że nie wespniemy się z tego rodzaju kinem na intelektualne wyżyny, ale zmęczeni i sfrustrowani możemy dać się ponieść nurtowi głupiutkich pomysłów i prosto nakreślonych bohaterów, żeby radośnie i bez większego wysiłku dodryfować do oczywistego zakończenia. Takie kino w końcu też jest potrzebne.
„Ślubnych wojen” pewnie nie dałoby się oglądać nawet jako filmu czysto rozrywkowego, gdyby nie dobór gwiazd do głównych ról. Kate Hudson i Anne Hathaway stanowią swoje przeciwieństwa tak pod względem zachowania, jak i wyglądu, ale obie posiadają solidną dawkę czaru i charyzmy. Potrafią być bardzo dobrymi aktorkami, choć przecież wiadomo, że nie tego oczekuje się od nich na planie prostej komedii – mają przede wszystkim świetnie wyglądać, dopełniać się nawzajem, wykrzesać z siebie od czasu do czasu odrobinę umiejętności komediowych i – co najważniejsze – umieć zaangażować widza w swoje ekranowe szaleństwa. Obie panie posiadają wszystkie te zalety, dlatego aż by się prosiło, aby obsadzić je razem w filmie z lepszym, bardziej wymagającym scenariuszem.
W kinie rodzaju „Ślubnych wojen” udany dobór aktorów to już połowa sukcesu. Niestety, kończy się na owej połowie, bo reszta filmu Winnicka kuleje. Historia nie jest w żaden sposób zbalansowana. Główne bohaterki – Emma (Hathaway) i Liv (Hudson) – przyjaźnią się od czasów dzieciństwa, więc mogłoby się wydawać, że nic nie zburzy ich siostrzanej sielanki. W zupełnie nielogiczny sposób urodziwe panny stają się zaciętymi wrogami w momencie, gdy pojawi się konflikt na tle ich ślubów. Wówczas film zamienia się w serię mniej lub bardziej pomysłowych psikusów, jakimi bohaterki ranią się nawzajem. Po około 70 minutach następuje nagły zwrot przed finałem, który – choć banalny – dostarcza koniecznej w gatunku przemiany postaci i ckliwych momentów wzruszenia.
W związku z powyższym „Ślubne wojny” lokują się gdzieś w połowie drogi między wymuszonym humorem a niewymagającą historią oglądaną dla relaksu. Całkiem niezłe dialogi, dobre tempo narracji i intrygująca idea ścierania się dwóch bohaterek sąsiadują w filmie Winnicka z idiotyzmami fabularnymi rodzaju przesyłania przeciwniczce słodyczy, żeby nie zmieściła się w niezwykle dopasowaną suknię ślubną od znanej projektantki. Te babskie głupoty mogą nieco zirytować panie, które nie przywiązują tak wielkiej wagi do ubrań i figury, choć potraktowane jako element satyry na epokę materialistycznego świata dostarczają ironicznego humoru. Na szczęście dzięki aktorkom wątpliwości co do racjonalności fabuły często znikają, a widz nastawiony na zabawę zostaje wciągnięty w filmowe, ślubne wariatkowo. Plusem produkcji jest również próba wyjścia z utartych schematów w ramach konwencji. O ile rozwój wydarzeń nie wydaje się trudny do przewidzenia, o tyle punkt wyjściowy fabuły nosi znamiona oryginalności. „Ślubne wojny” wyglądają przecież na typową komedię romantyczną, ale opowiadają nie o miłości z przeszkodami, tylko o przyjaźni wystawionej na próbę. Mimo że cała fabuła kręci się wokół ślubu, w centrum zainteresowania zamiast partnerów bohaterek mamy związek dwóch przyjaciółek. Na koniec film dostarcza pewnej refleksji – podanej na tacy, ale zawsze – na temat prawdziwej przyjaźni, która (w przeciwieństwie do związków małżeńskich) często bywa relacją na całe życie. Nowe podejście do gatunku oraz naturalny i wdzięczny duet Hathaway-Hudson nie niweluje oczywiście grzechów scenariusza, ale na pewno stanowczo poprawia jego obraz w oczach widza. Fajne, i to by było na tyle.



Tytuł: Ślubne wojny
Tytuł oryginalny: Bride Wars
Reżyseria: Gary Winick
Zdjęcia: Frederick Elmes
Muzyka: Ed Shearmur
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 6 lutego 2009
Czas projekcji: 94 min.
WWW: Strona
Gatunek: komedia
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

87
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.