powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXXIV)
marzec 2009

Z miłości do kina
Antoni Słonimski ‹Romans z X Muzą. Teksty filmowe z lat 1917–1976›
Parafrazując powiedzenie Józefa Poniatowskiego, Antoni Słonimski stwierdził kiedyś: „Bóg powierzył mi humor Polaków”. Niewiele w tym przesady. Czytając „Romans z X Muzą. Teksty filmowe z lat 1917–1976”, przekonujemy się, że o kinie można pisać nie tylko z pasją, ale także z porządnym, ciętym dowcipem.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Romans z X Muzą. Teksty filmowe z lat 1917–1976›
‹Romans z X Muzą. Teksty filmowe z lat 1917–1976›
Pełny tytuł zbioru tekstów Słonimskiego o kinie może być mylący dla czytelnika. Teksty jednego z najlepszych polskich publicystów obejmują bowiem okres od 1917 do 1939 roku i od 1955 do 1976 roku, przy czym okres powojenny zajmuje ledwie 30 stron z prawie 300. Jest to efekt dość trudnych relacji Słonimskiego z władzami PRL-u, które po prostu bały się ciętego pióra poety i przez wiele lat odmawiały publikacji jego tekstów.
„Romans…” można czytać na przynajmniej trzy sposoby.
1) jako romans, 2) jako komedię, 3) jako kronikę historyczną.
1) bo u Słonimskiego widać autentyczną pasję, z którą pisze o kinie. Nie chodzi tylko o wiersze, które przeplatają liczne recenzje filmowe. Autor „Kronik tygodniowych” reprezentuje zupełnie odmienną od zwyczajowej szkołę krytyki. Zamiast kierować się obiektywizmem, jest skrajnie subiektywny. Potrafi zjechać Andrzeja Wajdę za „Wesele”, nazywając jego kino „wajdalizmem”, a „Krzyżaków” podsumować, że to przejeżdżanie się ciężarówką Forda po Sienkiewiczu. Z drugiej strony Słonimski wynosi pod niebiosa Chaplina, pisząc, że właściwie z całej kinematografii przedwojennej tylko jego dzieła warte są oglądania. To nie jest typowe podejście do tematu, ale też, jak pisze: „nie umawiałem się, że będę sprawiedliwy”.
Ostatecznym kryterium dla autora „Romansu…” jest on sam i jego gusta, które potrafi z niezwykłym uczuciem opisać. Przez recenzje przebija prawdziwa miłość do kina, miłość zazdrosna i niezadowalająca się namiastkami kina. Stąd tak skrajne często opinie o oglądanych filmach.
2) Słonimski zaraża dowcipem. Czytając niektóre wypowiedzi, można zwijać się ze śmiechu: „Kawalerowicz ma robić (jak zwykle) Bez tematu, Wajda Rodzinę Połamanieckich […] projektuje się Ogniem i Mieciem z Mieciem Jahodą, a całą resztę dla telewizji, czyli absolutne W pustyni i w puszczy, jeśli chodzi o poczucie smaku i umiaru”. Albo: „W »Stylowym« (Zwierzęta jak ludzie) widzimy obraz grany wyłącznie przez zwierzęta, z powodu czego poziom gry stoi mniej więcej na poziomie naszych filmów krajowych”. Słonimski potrafi śmiać się z fatalnych produkcji, ale także z samego siebie. Chyba jednym z najbardziej kapitalnych tekstów jest opowieść o tym, jak kiedyś w stanie wskazującym wybrał się z Witkacym do kina.
3) Słonimski jest prekursorem krytyki filmowej w Polsce. To właśnie autor „W oparach absurdu” pierwszy użył określenia „dziesiąta muza”, chociaż go nie opatentował. Słonimski już w latach 20. twierdził, że to reżyser powinien być najważniejszą osobą na planie. Z „Romansu…” możemy poznać także wielu interesujących szczegółów, jak choćby to, że product placement był popularny na długo przed wprowadzeniem filmu dźwiękowego, albo jaką rolę w filmach historycznych grają brudne kostiumy.
Słowa pochwały należą się Małgorzacie i Markowi Hendrykowskim, którzy zebrali rozproszone teksty autora. Mam jednak parę „ale”. Po pierwsze, miałem wrażenie, że do zbioru trafiły wszystkie teksty, w których pojawiło się nieodmieniane jeszcze przed wojną słowo na „k”. Chwilami jest to dziwaczne, bo na co komu trzyzdaniowy cytat z jakiegoś felietonu, w którym Słonimski przypadkiem napomyka, że czytanie na głos napisów jest wkurzające? Druga sprawa to przypisy. „Romans…” nie jest z pewnością książką skierowaną do szerokich mas. Sięgną po nią miłośnicy kina i miłośnicy wspaniałego stylu Słonimskiego. Wątpię, aby jednym i drugim trzeba było wyjaśniać, kim była Kazimiera Iłłakowiczówna.
Na koniec parafraza powiedzenia Słonimskiego. Kiedy czytelnik będzie zadawać sobie pytanie, czy warto przeczytać „Romans…”, proszę pamiętać, że ja byłem za.



Tytuł: Romans z X Muzą. Teksty filmowe z lat 1917–1976
Wydawca: Więź
ISBN: 978-83-60356-22-7
Format: 310s. 150×210mm; oprawa twarda
Cena: 39,—
Data wydania: 15 listopada 2007
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.