Opowiadania Zbigniewa Herberta o bohaterach greckiego panteonu publikowane były swojego czasu w „Rzeczpospolitej” pod tytułem „Bogowie zeszytów szkolnych”. Nazwa jest przewrotna, bowiem „Król mrówek” ze szkołą niewiele ma wspólnego.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy podczas lektury „Króla mrówek”, to nazwisko Jorge Luisa Borgesa. Jest coś wspólnego w opowiastkach Herberta o przygodach greckich bogów i twórczości argentyńskiego pisarza. Być może język, który bardziej pasowałby do wiersza niż prozy. „Król mrówek” jest piękny w swojej prostocie, jednak łatwość w odbiorze jest tylko pozorna. Herbert potrafi wydobyć poezję z najprostszych zdań, sprawić, że każą zatrzymać się czytelnikowi i zastanowić. To trochę tak, jakby szkolna czytanka w trakcie lektury zamieniała się w traktat filozoficzny. Bohaterami opowiadań poety są bogowie greccy, ale nie ci z brylujący na kartach „Iliady” czy „Odysei”. To raczej wyrzutki wielkich mitów. Zamiast Heraklesa mamy pomijanego w legendach Atlasa, zamiast Tezeusza – fajtłapowatego Minotaura o przerośniętej głowie. Nawet w Aresie, wydawałoby się, bogu pierwszego sortu, Herbert znajduje byle jakiego mieszkańca Olimpu, który właściwie nie bardzo wie, czym się zajmować w życiu (kończy jako terrorysta). Także tytułowy król, Ajakos, jest tylko lichym władcą malutkiej wysepki, o której wszyscy zapomnieli. Bogowie „Króla mrówek” są bardzo dwudziestowieczni. Jednak nie poprzestawajmy na prostej interpretacji: Zeus = Kowalski. Opowieść Herberta wymaga szerszego spojrzenia – w tym podobny jest do Borgesa. Widać to chociażby w tytułowym opowiadaniu, które można odczytywać na wiele sposobów. Na przykład jako kronikę niepowodzeń kolejnych ideologii próbujących stworzyć człowieka na swój obraz. Albo pochwałę zdrowego rozsądku, czy też opowieść o życiu, które często w okrutny sposób burzy nasze wyobrażenia i idealne plany. Czytelnik zachęcony jest do zagłębienia się w tekście, który tylko z pozoru jest łatwą w odbiorze historią. Losy bohaterów „Króla mrówek” są zupełnie inne od tego, co znamy dzięki kanonicznej już „Mitologii” Parandowskiego. Bogowie zeszli z Olimpu, chciałoby się powiedzieć za Anną Świderkówną. Są bardziej ludzcy, choć nie tracą przy tym tajemniczego uroku mitu, który od tysiącleci fascynuje kolejne pokolenia czytelników. Herbert oddaje mitologii wspaniały hołd, wraca do początków, do prahistorii, która „była krótka, prawdziwa i ostateczna”. Widać to już w wierszu „Czarnofigurowa waza garncarza Eksekiasa”, będącym mottem całej książki. Poeta wykorzystuje w nim jedną z najstarszych metafor na świecie, którą znaleźć możemy już w „Iliadzie”. To piękne porównanie morza do ciemnego wina, które w wierszu Herberta nabiera nowego (kolejnego) znaczenia. Mity wcale nie umarły, mówi autor „Króla mrówek”, tylko my nie potrafimy ich dostrzegać. Obecne wydanie książki autora „Epilogu burzy” zostało wzbogacone o niepublikowane wcześniej teksty. Niestety, w większości są to jedynie fragmenty. Z „Królem mrówek” zmagał się przeszło 20 lat i ostatecznie nie udało mu się dokończyć tej prywatnej mitologii. To wielka szkoda, bowiem opowiadania Herberta są wspaniałą literaturą, jednym z najpiękniejszych hołdów dla mitów greckich, ale także sprowadzeniem ich do współczesnego kontekstu. Autor „Króla mrówek” w mistrzowski sposób łączy starożytność ze współczesnością, pokazuje, że tylko nawiązując do początków kultury jesteśmy w stanie zrozumieć dzisiaj i siebie. Chwała mu za to.
Tytuł: Król mrówek Wydawca: A5 Krynicka ISBN: 978-83-6129-800-7 Format: 157 s. 150 x 210mm Cena: 29,90 Data wydania: 16 maja 2008 Ekstrakt: 80% |