powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXXIV)
marzec 2009

Kapitan bez załogi
Guns n' Roses ‹Chinese Democracy›
Axl Rose, po piętnastu latach robienia wszystkich w konia, wraca pod zszarganym na jego własne życzenie szyldem Guns N′ Roses z najdłużej oczekiwanym albumem w historii, prezentując na nim czternaście ledwie miernych kawałków.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dlaczego na słabiznę, którą giganci pokroju Gunsów mogliby nagrać od niechcenia w jedno popołudnie, musieliśmy czekać tyle lat? Oficjalnie mówi się o tarciach w zespole i władczych zapędach Axla, które rozbiły klasyczny skład i wywołały prawne spory o markę kapeli, choć niektórzy spekulują, że Rose czekał na odpowiedni z marketingowego punktu widzenia moment (Igrzyska w Pekinie to zbieg okoliczności? Kto w to wierzy?). Albo że dwa razy w roku kosmici porywali lidera na międzygwiezdne konferencje, gdzie pobierał nauki u Stardusta i Presleya.
Tak czy siak, płyta już jest na całym świecie za wyjątkiem Chin, gdzie Partia Komunistyczna zakazała jej dystrybucji. Nie po raz pierwszy Gunsi, choć pozostała z nich tylko nazwa i wokalista, są kontrowersyjni, ale przynajmniej tym razem nie tylko dzięki demolowaniu hoteli, narkotykom i chlaniu. Krytyka chińskiego ustroju czy totalitaryzmu w ogóle ogranicza się do tytułu, niezbyt przekonujących słów tytułowej piosenki i mniej bezpośrednich fragmentów choćby w „Madagascar”. Nie należy się jednak spodziewać objawionych prawd czy świeżego spojrzenia. To tylko slogany.
Płyta musiała w końcu wyjść (przeliczył się Dr Pepper1)). Otwiera ją nawet zręczna tytułowa ścieżka z nastrojowym, ambientującym początkiem, rasowym wrzeszczącym wokalem i energetycznym przesterem elektrycznej gitary. Przenosi nas na ulice jakiegoś chińskiego miasta. Opener obiecuje sporo, ale niewiele z tego wynika. Kolejne utwory to kilka nieco lepszych, nawiązujących do starego stylu Gunsów numerów (zwłaszcza „There Was a Time”) i masa zapychaczy, które niepotrzebnie rozdmuchują album do ponad siedemdziesięciu minut. Czasami udaje się wykonać jakiś bardziej chwytliwy refren („Shackler′s Revenge”) albo pojedynczą frazę, ale nie ma tu żadnego killera.
Wokal Axla trzyma poziom. Znacznie gorzej jest z kompozycjami, którym brak polotu, zadziorności i iskry geniuszu. Słychać też brak Slasha – bez jego solówek ta kapela to może i Roses, ale już na pewno nie Guns. Zamiast tego jest trochę industrialowego charczenia i bardziej mechanicznego tempa. Słychać inspiracje Nine Inch Nails, o których Rose mówił od dawna. Skojarzenia z późnymi dokonaniami rodzimego Sweet Noise są również na miejscu. Jedyna słuszna solówka pojawia się w „There Was a Time”.
Mało kto spodziewał się po „Chinese Democracy” cudów, więc szczególnych zawodów może nie będzie. Dzisiaj Guns N′ Roses nie są kompletni i dali temu wyraz na płycie. Pogłoski, że ten album ma otwierać trylogię nowych płyt Axla, są straszne. Jednak jeszcze straszniejsze jest to, że ironiczne odniesienie do chińskiego totalitaryzmu nie zdążyło się przez tych piętnaście lat zdezaktualizować.
1) Firma obiecała każdemu Amerykaninowi puszkę swojego napoju, jeśli „Chinese Democracy” się ukaże. Słowa dotrzymała w połowie – każdy mógł ściągnąć kupon na darmowy napój ze strony internetowej firmy. Jednak zainteresowanie było tak duże, że strona producenta zawieszała się, przez co większości spragnionych fanów nie udało się dostać darmowego Peppera za darmo (przyp. red.)



Tytuł: Chinese Democracy
Wykonawca / Kompozytor: Guns n' Roses
Wydawca: Geffen
Data wydania: 23 listopada 2008
Czas trwania: 71:18
Utwory:
1) Chinese Democracy: 4:43
2) Shackler's Revenge: 3:37
3) Better: 4:58
4) Street of Dreams: 4:46
5) If the World: 4:54
6) There Was a Time: 6:41
7) Catcher in the Rye: 5:53
8) Scraped: 3:30
9) Riad n' the Bedouins: 4:10
10) Sorry: 6:14
11) I.R.S.: 4:28
12) Madagascar: 5:38
13) This I Love: 5:34
14) Prostitute: 6:15
powrót do indeksunastępna strona

184
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.