Kolejny album z paskami komiksowymi o Dilbercie nosi tytuł oddający istotę całej serii. „Losowe akty zarządzania” to typowy sposób postępowania rogowłosego szefa. Miłośnicy wykpiwania służbowych absurdów niewątpliwie z radością powitają nowy zbiór przygód pechowego inżyniera. Wcale nie trzeba pracować w wielkiej korporacji, żeby znaleźć wiele podobieństw między współpracownikami Dilberta i własnymi.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak wiele komiksów przeznaczonych do publikacji w gazetach, dzieło Scotta Adamsa składa się z trzyobrazkowych historyjek do wydań codziennych oraz dłuższych, ośmioobrazkowych, przeznaczonych na niedzielę (te ostatnie od lat są publikowane w poniedziałkowym dodatku „Praca” do „Gazety Wyborczej”). W oryginale paski „niedzielne” są kolorowe, lecz w książce dla oszczędności wszystkie składają się tylko z czarnych konturów i ewentualnie szarego rastru na ubraniach lub elementach tła. Rysunki Adamsa są uproszczone, dalekie od realizmu czy anatomicznej dokładności. Przedstawiają kukiełkowate ludzkie figurki w nader oszczędnych dekoracjach. Nie jest to jednak komiks, który ma za zadanie oszołomić czytelnika wspaniałością kreski czy też dynamiką kadrów, ale po prostu zabawić pokazaniem rozmaitych absurdów – część jest oparta na autentycznych zdarzeniach, których opisy nadsyłają rysownikowi rzesze fanów z całego świata. Ci z czytelników, którzy znają świat Dilberta, doskonale wiedzą już, jakich reakcji można się spodziewać po niekompetentnym szefie, bojowej Alice (oraz jej „pięści śmierci”), przebiegłym w swym lenistwie Wallym czy hinduskim stażyście Asoku, którego niestrudzony i nieco naiwny optymizm nie daje się załamać nawet takim trudnościom, jak odebranie przez służbowego informatyka całego „niestandardowego wyposażenia biurowego”. Ktoś, kto sięgając po ten tom zetknie się po raz pierwszy z „biurową mena(d)żerią”, może się zdumieć, widząc kota w roli sadystycznego kierownika kadr albo kozła ofiarnego w postaci człowieko-kozła w garniturze. Jak zwykle, historyjki stuprocentowo realistyczne – jak na przykład ta o leniwej sekretarce, która dostaje polecenie pilnego wysłania pocztą ważnych dokumentów – są wymieszane z typowym dla Adamsa absurdalnym humorem. Już na pierwszej stronie widzimy pracownika bez głowy (głowę zatrudnia Microsoft), dalej zaś oglądamy mola zebraniowego i supermodelkę w postaci szkieletu. Choć w porównaniu z innymi albumami w „Losowych aktach zarządzania” te bardziej wariackie pomysły pojawiają się rzadko; tylko w paru paskach występuje dinozaur Bob, nikt też nie trafia do straszliwych jaskiń pełnych trolli – czyli siedziby wydziału finansowego. Trzyobrazkowe historyjki czasem układają się w dłuższe opowieści. Do moich ulubionych należy przyjście Dilberta do pracy w szlafroku, „Hodowla w boksach” (nie, lokatorzy biurowych zagródek niczego nie hodują – to ICH się hoduje) oraz skutki zmiany fryzury przez Wally’ego. Pomimo tego, że większość weekendowych pasków znałam już z „Wyborczej”, oceniam ten album jako jeden z najbardziej udanych w serii.
Tytuł: Losowe akty zarządzania Tytuł oryginalny: Random Acts of Management ISBN: 978-83-237-2540-4 Format: 124 s. 260 x 215 mm Cena: 27,90 Data wydania: styczeń 2009 Ekstrakt: 80% |