 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dostanie: Slumdog. Milioner z ulicy Powinien dostać: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona Muszę przyznać, że w tym roku mamy solidną prezentację dobrych filmów w najważniejszej kategorii. Z całej piątki jedynie „Lektor” nie zasługuje na nominację i zastąpiłbym go „Mrocznym Rycerzem”, „WALL·E” czy „Drogą do szczęścia” (powiedzmy sobie szczerze – lista filmów lepszych od „Lektora” jest dużo dłuższa). Ale pozostałe cztery filmy obejrzałem z ogromną przyjemnością, a „Benjamina Buttona” nawet z solidnym wzruszeniem. Mamy tu i politykę, i tematy społeczne, i perspektywę indywidualną. Konkretne wydarzenia i opowieści alegoryczne. Świetne aktorstwo, piękne zdjęcia, scenografię, dobre scenariusze. Jeśli ktoś wątpi w gusta Akademii, to w tym roku powinien sobie o niej zdanie poprawić. Wygra „Slumdog” – film, który spełnia wszelkie oczekiwania Akademików. Jest baśnią z pozytywnym przesłaniem, ale też jest poważną wypowiedzią na ważne społeczne tematy. Jest energiczny i epicki, nie daje się prostu zaklasyfikować gatunkowo, pozwoli pokazać, że Akademia nie potrzebuje gwiazd w obsadzie, by dostrzeć wielkość filmu. Na mnie osobiście nieco większe wrażenie zrobił film Finchera (o czym pisałem w recenzji, więc tu nie będę się powtarzał), ale przyznam szczerze, że decyzja o nagrodzeniu „Slumdoga” żadnej ujmy Akademii nie przyniesie. Dostanie: Kate Winslet („Lektor”) Powinien dostać: Kate Winslet („Lektor”) Paradoks tej kategorii polega na tym, że Winslet powinna wygrać, ale… nie za „Lektora”. Ciekawszą, bardziej zniuansowaną rolę pokazała w „Drodze do szczęścia”, ale za nią nie doczekała się nawet nominacji. Co oczywiście nie zmiania faktu, że jej rola w „Lektorze” jest dobra (nawet pomijając fakt, że w pierwszej połowie filmu ma głównie sceny rozbierane). Niemniej jednak zadziała przede wszystkim mechanizm nagrodzenia wreszcie przez wiele lat nominowanej aktorki. A to, że na to zasługuje, jest zupełnie odmienną sprawą. Lepszy Oscar pocieszenia za rolę w „Lektorze”, niż za reżyserię „Infiltracji”. Dostanie: Mickey Rourke („Zapaśnik”) Powinien dostać: Sean Penn („Obywatel Milk”) Powiedzmy sobie szczerze – Brad Pitt i Richard Jenkins zagrali świetnie, ale w tej piątce to jednak kreacje drugiej kategorii. Sean Penn dla mnie był w tym roku objawieniem – jego Milk, z jednej strony miękki i homoseksualny, z drugiej fascynujący i charyzmatyczny, to jedna z najwybitniejszych kreacji z ostatnich lat, na miarę Daniela Day-Lewisa w „Aż poleje się krew” czy Russella Crowe’a w „Pięknym umyśle”. Ale Oscara dostanie Rourke, bo Penn statuetkę już ma, a Akademia lubi takie powroty po latach, lubi, gdy ktoś spisany na straty pokazuje, że jednak za szybko położono na nim krzyżyk. Choć odniosłem wrażenie, że Rourke grał przede wszystkim siebie, a Penn z pewnością nie… Honorowa wzmianka należy się fenomenalnemu Langelli, najlepszemu Nixonowi w historii kina. Ma pecha, że ma takich konkurentów. Najlepsza aktorka drugoplanowa Dostanie: Penelope Cruz („Vicky Christina Barcelona”) Powinien dostać: Penelope Cruz („Vicky Christina Barcelona”) Nie mam 100% faworytki w tym roku. Niby wszystko to role dobre, ale żadna mnie na kolana nie rzuciła. Penelope była najbardziej wyrazista, gra nieco wbrew swojemu wizerunkowi, miała już wcześniejszą nominację i zapewne Akademia to dostrzeże. Najlepszy aktor drugoplanowy Dostanie: Heath Ledger („Mroczny Rycerz”) Powinien dostać: Heath Ledger („Mroczny Rycerz”) Chyba nie ma co się rozwodzić. Ledger zgarnął do tej pory wszystkie ważne nagrody, Oscar go nie ominie. I nie powinien ominąć nawet wtedy, gdyby nie miał być pośmiertny. Dostanie: Danny Boyle („Slumdog. Milioner z ulicy.”) Powinien dostać: Gus van Sant („Obywatel Milk”) Też ładna reprezentacja. Pięciu solidnych, uznanych twórców. Ciekawe, że spośród nich Oscara ma tylko ten najsłabszy, Ron Howard. Można więc bezpiecznie założyć, że tym razem nie ma szans. Fincher też raczej nie, pierwszy dopiero raz pojawia się na Parnasie. Daldry, trzeci film i trzecia nominacja – ale film z wszystkich najsłabszy. Zostają Boyle i van Sant. Oscara dostanie ten pierwszy, bo będzie on w pakiecie z „Najlepszym filmem” i nie zaszkodzi mu nawet to, że część filmu reżyserował hinduski współpracownik. A ja bym nagrodził van Santa. Po pierwsze – „Milk” jest naprawdę poprowadzony jak po sznurku, z żelazną konsekwencją zarówno w scenach indywidualnych, jak i zbiorowych. Po drugie – bo lepszej okazji na danie Oscara temu twórcy może już nie być. Najlepszy scenariusz oryginalny Dostanie: „Obywatel Milk” Powinien dostać: „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” Wygra zapewne „Obywatel Milk”, bo to może być jedyne miejsce, w którym łatwo będzie ten film nagrodzić. Ale jak Akademia będzie mieć jaja, powinna nagrodzić „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” – dzieło naprawdę oryginalne, przewrotne i zaskakujące. Najlepszy scenariusz adaptowany Dostanie:„Slumdog. Milioner z ulicy” Powinien dostać:„Frost/Nixon” Mam zgryz. Bo przecież „Slumdog” to też świetny scenariusz. Pomysł, by opowiadać o nędzy slumsów Bombaju poprzez kolejne etapy teleturnieju „Milionerzy” oglądanego przez torturowanego na policyjnym posterunku uczestnika, to jakiś przebłysk geniuszu. Ale „Frostowi/Nixonowi” udało się to, do czego na przykład nie zbliżyła się nawet „Wątpliwość” – scenariusz sztuki teatralnej stał się emocjonującą filmową opowieścią. „Slumdog” jest więc lepszym scenariuszem, a „Frost/Nixon” lepszą adaptacją. Co przeważy? Dostanie: „WALL·E” Powinien dostać: „WALL·E” Tu nie ma jakichś wątpliwości. „WALL·E” odstawia resztę konkurencji o ładne kilka przelotów wokół stacji kosmicznej. Dostanie:„Slumdog. Milioner z ulicy” Powinien dostać:„Slumdog. Milioner z ulicy” Akademia lubi chyba takie nieco etniczne klimaty. Dla mnie w tym roku nie ma tu jakichś rewelacji. Dałbym Oscara po gospodarsku Kaczmarkowi za „Spotkanie”, ale on nie jest nawet nominowany. Dostanie: „Slumdog. Milioner z ulicy” Powinien dostać: „Slumdog. Milioner z ulicy” Obowiązkowy Oscar dla „Slumdoga”, to będzie nagroda za prawdziwość, naturalność, żywiołowość, różnorodność zdjęć, w przeciwieństwie do komputerowego poprawiania świata. Najlepsze efekty wizualne Dostanie: „Mroczny Rycerz” Powinien dostać: „Mroczny Rycerz” Wielką wartością „Mrocznego Rycerza” jest to, że przez to jak dobry jest sam film, nie widzimy jak dobre są efekty specjalne (warto zobaczyć więc odpowiednie dodatki na DVD). Film Nolana z pewnością w kategoriach technicznych nadrobi, to co stracił, nie będąc nominowany jako najlepszy obraz. Podejrzewam, że Oscary za efekty wizualne, montaż, dźwięk i montaż dźwięku ma w kieszeni. Do tego dojdzie Heath Ledger i „Mroczny Rycerz” wyjdzie z gali z minimum 5 statuetkami, przegrywając tylko ze „Slumdogiem”. A może i to nie? Konrad Wągrowski |