Zważywszy wszystko razem, nie mogłoby być gorszej chwili, by ujrzeć błysk klingi przed oczyma. Murillia przeszył palący ból. Sztych wbił się w jego pierś, przechodząc na wylot, a pijany dureń trzymający broń zatoczył się do przodu, niemalże wpadając w ramiona ofiary. Murillio osunął się na ziemię. Klinga wysunęła się z jego ciała z niechętnym mlaśnięciem. Delish krzyknęła przeraźliwie. Twarz Prelicka rozbłysła triumfem. – Ha! Giń, gwałcicielu! Usłyszał kolejne kroki. Ich dźwięk dobiegał od strony domu. Ludzie krzyczeli. Oszołomiony Murillio dźwignął się z ziemi, podciągnął pantalony i zapiął pas. Jego żółtozieloną, jedwabną koszulę zbrukały purpurowe plamy. Miał na podbródku krew, wypływającą z ust razem z cichymi, charczącymi kaszlnięciami. Wyciągały się ku niemu ręce, ale odtrącił wszystkie i uciekł chwiejnym krokiem ku bramie. Tak jest, żałował tego, co się stało, przepychając się przez obojętny tłum. Chwile jasności umysłu przeplatały się z okresami spowitymi mroczną, czerwoną mgiełką. Pamiętał, że stał wsparty ręką o kamienny mur i wypluwał strumienie krwi. Och, żałował bardzo wielu rzeczy. Na szczęście, nie sądził, by musiał cierpieć długo. Czy to nawyk, czy jakiś dziwaczny wybryk dziedziczności sprawiły, że z twarzy Plamy nigdy nie znikał wyraz zdumienia? Nie sposób było tego określić, ponieważ każde słowo wypowiadał tonem niedowierzania, jakby nie mógł być pewien tego, co zmysły mówią mu o świecie zewnętrznym, a myślom kołaczącym się we własnej głowie ufał w jeszcze mniejszym stopniu. Wytrzeszczał teraz oczy, gapiąc się na Leffa, i rozdziawiał szeroko usta, od czasu do czasu oblizując wargi. Leff ze swej strony przyglądał mu się z uwagą, jakby demonstrowany przez przyjaciela debilizm budził w nim chroniczną podejrzliwość. – Nie będą na nas czekać wiecznie, Leff! Nie trzeba było tego podpisywać! Mówię ci, zwiejmy najbliższy statkiem. Do Dhavranu albo nawet nad morze! Czy nie masz kuzyna w Mengalu? Leff zamrugał ospale. – Ehe, Plama. Spędza w pace tak wiele czasu, że pozwolili mu umeblować własną celę. Chcesz mieć na głowie również i jego kłopoty? Poza tym, wtedy my też znaleźlibyśmy się na liście. Na twarzy Plamy pojawiło się zdumienie pomieszane ze strachem. Mężczyzna odwrócił wzrok. – Właśnie ta lista nas dobiła – wyszeptał. – Lista… – Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe – przerwał mu Leff, licząc, że może uda się go uspokoić. – Takie sprawy zawsze są trudne. – Ale nikogo nie znaleźliśmy! – Minął dopiero tydzień, Plama. Nadszedł czas na ciche odkaszlnięcie, otarcie tłustego czoła jedwabną chusteczką i pełne namysłu pociągnięcie za rzadką bródkę. – Panowie! – Ach, udało mu się przyciągnąć ich uwagę. – Spójrzcie na Harcowników, którzy wyszli na pole, i na Monetę Najemnika, lśniącą, jak zawsze lśnią złote wabiki… tu czy gdzie indziej, ale zwłaszcza tu. Kłykcie nadal spoczywają w spoconej dłoni zaskoczonego Plamy. Zbyt długo już ściska je nierzucone. Bez końca ciągnie się ta gra, gdy cierpliwy Kruppe przycupnął na krawędzi chwalebnego zwycięstwa! Leff skrzywił się wściekle. – Wcale nie wygrywasz, Kruppe! Przegrywasz, i to fatalnie, nawet jeśli masz Monetę. Zresztą na co ci się ona zda? Nie widzę na polu Najemnika, więc kogo nią opłacisz? Nikogo! Uśmiechnięty grubasek rozparł się wygodniej na krześle. Dzisiejszej nocy gospodę „Pod Feniksem” wypełniał hałaśliwy tłum. Z brudnych, zakurzonych ulic napływało do środka coraz więcej uradowanych pijaków. Kruppe rzecz jasna darzył ich wszystkich sympatią, jak przystało jego wspaniałomyślnej naturze. Plama rzucił kłykcie i wbił spojrzenie w sześć kości zwiastujących jego klęskę. Faktycznie ją zwiastowały. Kruppe ponownie pochylił się nad stolikiem. – Ho, pojawiła się Prosta Droga. Spójrzcie, jak na pole maszeruje sześciu Najemników! Zabijają wszystkich na lewo i prawo! Jeden rzut kłykci i wszechświat się zmienił! Oto złowroga nauczka, drodzy towarzysze Kruppego. Gdy Moneta się odsłoni, prędzej czy później sięgnie po nią czyjaś ręka! Praktycznie żaden rzut w Turze Rewanżowej nie mógłby uratować dwóch pechowych Królów i ich równie pechowych właścicieli, Plamy i Leffa. Leff warknął ze złością i przesunął ręką nad polem, rozrzucając bierki. W tym samym ruchu złapał Monetę i schowałby ją za pasem, gdyby Kruppe nie pokręcił głową i nie wyciągnął po nią pulchnej dłoni. Leff zaklął pod nosem i upuścił Monetę w zagłębienie ręki grubaska. – Łupieżca zgarnia zwycięstwo – oznajmił z uśmiechem Kruppe. – Niestety, dla biednych Plamy i Leffa ta Moneta to tylko drobny ułamek bogactw, jakie wpadną w ręce triumfującego Kruppego. Po dwie rady od każdego, tak? – To nasza tygodniowa wypłata za tydzień, który jeszcze nie nadszedł – odparł Leff. – Będziemy twoimi dłużnikami, przyjacielu. – To skandaliczny precedens! Niemniej jednak, Kruppe zdaje sobie sprawę, że nagłe odwrócenie się fortuny może zaskoczyć człowieka. To w pełni zrozumiałe, no bo w końcu jest nagłe. Dlatego, z uwagi na konieczność spędzenia tygodnia na szlachetnej pracy, Kruppe jest w stanie przesunąć o tydzień termin spłaty rzeczonego długu. Plama wyprostował się z jękiem. – Lista, Leff. Wróciliśmy do tej cholernej listy. – Wielu jest tych, którzy uchylają się od spłaty – przyznał z westchnieniem grubasek. – A ci, którzy domagają się rekompensaty, są tak niecierpliwi, że sporządzili straszliwą listę. A za zmniejszenie liczby figurujących na niej imion wynagradzają hojnie tych, którzy zajmują się ściąganiem długów, tak? Obaj mężczyźni wytrzeszczyli oczy. Mina Plamy sugerowała, że przed chwilą otrzymał potężny cios w głowę i nie odzyskał jeszcze w pełni przytomności. Leff skrzywił się ze złością. – Ehe, chodzi o tę listę, Kruppe. Zgodziliśmy się przyjąć tę pracę, bo nie mieliśmy nic innego do roboty od chwili nagłego… zgonu Boca. A teraz wychodzi na to, że nasze imiona też mogą się na niej znaleźć! – Nonsens! Czy raczej, Kruppe uściśla, owa groźba nie zawiśnie nad wami z powodu ewentualnego uchylenia się od spłaty długów, jakie u niego zaciągnęliście. Listy tego rodzaju są w istocie zgubne i zapewne dają efekt odwrotny od zamierzonego. Kruppe uważa sam fakt ich istnienia za godny ubolewania. Mądra rada brzmi tak, by nie przejmować się tym zanadto. Chyba że oczywiście termin spłaty szybko się zbliża, a w sakiewce nie ma nic poza kłaczkami. Kolejna sugestia, odnieście sukces w sprawie listy, odbierzcie należną nagrodę i natychmiast zgłoście się do Kruppego, by spłacić skromny dług. Alternatywą, niestety, byłoby zupełnie inne rozwiązanie. – A jakie? – zapytał Leff, oblizując nerwowo wargi. – Skromna pomoc Kruppego w sprawie rzeczonej listy, rzecz jasna. W zamian za maleńki udział. – Jeśli dostaniesz działkę, pomożesz mam wytropić tych, którzy są na liście? – Leżałoby to w najlepiej pojętym interesie Kruppego, z uwagi na dług, jaki u niego zaciągnęliście. – Ile to miałoby być? – Trzydzieści trzy procent, oczywiście. – I to ma być skromny udział? – Nie. Powiedziałem, że jest maleńki. Najdrożsi przyjaciele, czy znaleźliście chociaż jednego człowieka z tej listy? Odpowiedziało mu ponure milczenie, choć Plama nadal miał lekko ogłupiałą minę. – W całym Darudżystanie – zaczął grubasek, nadymając pierś tak bardzo, że aż zagroziło to dwóm ocalałym guzikom kamizelki – nie ma nikogo, kogo Kruppe nie potrafiłby odnaleźć. Wypuścił powietrze i dzielne guziki zalśniły blaskiem zwycięstwa. Nagle rozległy się krzyki. Pod drzwiami doszło do jakiegoś zamieszania. Meese zawołała Kruppego po imieniu. Zaskoczony człowieczek wstał, ale widok nadal zasłaniali mu wyjątkowo wysocy goście. To było bardzo irytujące. Okrążył stolik i zaczął się przepychać do szynkwasu, dysząc i stękając. Irilta wciągała na kontuar zbroczonego krwią Murillia, rozrzucając przy tym kufle i kielichy. – Ojej. – Kruppe spojrzał w oczy Meese i wyczytał z nich strach oraz niepokój. – Leć natychmiast po Colla. Pobladła kobieta skinęła głową. Tłum rozstąpił się przed nią. Jak mawiali Gadrobijczycy, nawet pijak pozna głupca. Goście mogli być pijani, ale żaden z nich nie był na tyle głupi, by stawać jej na drodze. Miecz Wykałaczki leżał na stole, jego sztych zbrukała krzepnąca krew. Nerwusik położył obok swój krótki miecz o znacznie bardziej uwalanej krwią klindze. Ów oręż stanowił nieme wprowadzenie do improwizowanego zebrania. |