Niedawno przyszedł do mnie mail od pewnego serwisu internetowego, który przygotowuje ranking na najlepszą literaturę fantastyczną 2008 roku. Idea jest podobna do niedawnego konkursu „Esensji”. Pisarze, krytycy, redaktorzy i inne kreatury mają wyłonić ileś tam tytułów, z których potem czytelnicy wybiorą Najbardziej „Naj” Książkę. Pytanie tylko, w jakim celu?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jestem człowiekiem leniwym, więc zamiast odpowiadać na prośbę Szan. Red. postanowiłem wykorzystać ich pomysł do napisania felietonu. Nie, nie będę tworzył własnego rankingu najlepszych książek zeszłego roku: - bo już o tym pisałem,
- bo takie podsumowania i listy są funta kłaków warte. Dobrze to widać na przykładzie ostatniego konkursu „Esensji”
Zdaniem czytelników najciekawszą książką 2008 roku jest „Ręka mistrza” Stephena Kinga. Świadczy to nie tyle o zeszłorocznej literaturze, co raczej o preferencjach osób sięgających po „Esensję”. W porządku, Kinga jeszcze przecierpię. Nie mam natomiast pojęcia, dlaczego miejsce trzecie, tuż po Potterze, zajęła książka o… bzykaniu. Aż prosi się o freudowską interpretację takiego wyboru. Wygląda na to, że szanownym czytelnikom, kiedy przychodzi do głosowania, tylko jedno w głowie. W ogóle rozrzut głosów wiele daje do myślenia. Pierwsze 3 pozycje zdobyły niewiele ponad 33 procent wszystkich głosów. Powyżej 10% znalazły się tylko 2 pierwsze książki. Reszta pełga na poziomie paru procent. Być może zawinił sposób wybierania kandydatów albo ich dobór w tzw. polecankach. Mam wrażenie, że ranking „Esensji” jest równie reprezentatywny co opinia Grzegorza Lato na temat uczciwości członków PZPN-u. Któryś z filozofów (ale za Chiny Ludowe nie pamiętam, który) powiedział, że książki najlepiej ocenia się z perspektywy 300 lat. Czyli, że nie powinniśmy sięgać po nowości wydane później niż do 1709 roku. Spróbujmy. Z najciekawszych książek 1708 roku mamy pośmiertne wydanie listów rodzinnych Johna Locke’a – coś dla miłośników wyciągania trupów z szafy. Z kolei John Gray wydał poemat „Wine”, który sprawi przyjemność czytelnikom lubiącym od czasu do czasu walnąć sobie kielicha. Jeśli już jesteśmy przy gastronomii, warto wspomnieć, że w 1708 roku znajdujemy bardzo ciekawe wzmianki na temat sera camembert dokonane przez Thomasa Corneille’a, francuskiego dramatopisarza i propagatora mysiego stylu życia. Natomiast polska fantastyka w 1708 roku miała się o wiele lepiej niż dzisiaj, bo jej po prostu nie było. Można też pobawić się w synoptyka i zająć trendami na najbliższe lata. Piotr Siemion stwierdził niedawno, że literatura XXI wieku jeszcze nie zaczęła powstawać. Cały czas mamy XX-wieczny fin de siècle, brakuje natomiast nowych trendów. Podobno epopeją tego stulecia miały być „Łaskawe” Littella. Mam jednak wrażenie, że książka francuskiego Amerykanina pochodzenia żydowskiego jest zbyt mocno osadzona w minionym wieku by móc zaoferować czytelnikowi coś naprawdę nowego. Fantastyka zachodnia zaczyna odkrywać język i idzie jej to coraz lepiej. Hal Duncan próbuje czerpać z Jamesa Joyce’a, Ian MacLeod odkrywa Dickensa, mamy też zataczający coraz szersze kręgi nurt New Weird. Przypuszczam, że to jest droga rozwoju na najbliższe lata. Szkoda tylko, że polska fantastyka poza nielicznymi wyjątkami stylizację językową kojarzy jedynie z Sienkiewiczem. (Chociaż podobno Sapkowski chce pisać powieść z tytułem jak z Tołstoja). Jeśli już przy tym jesteśmy, to może zamiast roztrząsać minione dzieje warto by stworzyć listę najbardziej oczekiwanych książek? Może koledzy i koleżanki z działu literatura pomogą? |