powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXXXV)
kwiecień 2009

Niedopełnienie
Autorka pisze o sobie:
Mieszkam w Szczebrzeszynie w woj. lubelskim. Posiadam wykształcenie filologiczne i gromadę kotów, w wolnym czasie piszę (wszystko co się da, zaczynając od poezji po rozległe epistoły prozą). Mniej lub bardziej aktywnie działam na licznych forach literackich.
Wszystkich pochłonął nowy, a właściwie nie do końca nowy temat – po co Ethan jeździł do Heuleiema, z czyjego rozkazu i – na koniec – czy zna hasła wejściowe do rezydencji wielkiego Cesarza. Oczywiście powiedział, że nie. Maczałam w tym wszystkim palce i czułam się winna, więc siedziałam nienaturalnie zgarbiona i nie podnosiłam wzroku znad stołu obrad.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>, <a href='mailto:maximall1988@wp.pl'>Edward Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek, Edward Wawrzaszek
Czekałam na nią w posrebrzanym mroku, niemal zupełnie skryta pod gałęziami wielkiego drzewa. Budynek przede mną – EveryTruth, gdzie spotykali się posłowie z różnych królestw, członkowie Rady Głównej i koronowane głowy – powoli zasypiał, gasły światła w oknach, ludzie wychodzili parami bądź samotnie.
Jak zwykle znalazłam się na zewnątrz szybciej niż inni. Zawsze było mi pilno, by opuścić to przeklęte miejsce. Ona pakowała wszystko równiutko do torebki, pytała, kiedy następne spotkanie, zapisywała daty w eleganckim terminarzu.
Perfekcjonistka.
Wygłaszała przemowy zapięte na ostatni guzik. Modulowała głos, by zachęcić nawet tych najbardziej znudzonych. Uśmiechała się zachwycająco, przechylała głowę. Jej wdzięk i szyk zadziwiał, zniewalał, rozkładał na łopatki. Dzieliła nas różnica wieku rzędu bodajże stu lat, choć nigdy nie miałam okazji sprawdzić tego w aktach, a ona nie zdradzała takich szczegółów.
Z naszej dwójki to ja byłam tą brzydszą, bardziej szarą. I – o dziwo – nie przeszkadzało mi to.

Zniecierpliwiona tupnęłam nogą. Pewnie jak zwykle ślęczy przed rozkładem zebrań i próbuje jakoś wpasować kolejne terminy w napięty grafik. Praca była dla niej najwyższą wartością. Dla spraw zawodowych potrafiła poświęcać nawet nasze spotkania. Nieraz zdarzało się, że czekałam długie godziny w parku lub w jakimś klubie. W takich momentach wychodziła na jaw jej jedyna chyba wada – skłonność do niedotrzymywania obietnic. Dzwoniła, kiedy zdążyłam już wrócić do domu i położyć się do łóżka. Obrażona na cały świat, podnosiłam słuchawkę i na sam dźwięk jej głosu robiło mi się jakoś radośniej.
Spojrzałam odruchowo na wyświetlacz telefonu komórkowego, ale akurat nie przegapiłam żadnych prób połączenia. Zegar wskazywał piętnaście minut po północy. Podnosząc głowę zobaczyłam, jak drobna kobieca postać zbiega ze schodów. Jak zwykle – z wdziękiem. Nawet tu słyszałam stukot jej szpilek. Gestem nakazała ochroniarzom, by zostali w aucie. Ja byłam sama, ale w torebce trzymałam paralizator, a w dodatku zamiast spinek wpięłam we włosy naprowadzacze.
Gdy znalazła się bliżej, dostrzegłam coś dziwnego. Przygnębienie malujące się na ślicznej twarzy.
– Jest źle – rzuciła, cmokając mnie w policzek. – Przepraszam, że tak długo, ale chciałam wyjaśnić pewne sprawy.
– I co?
– I nic! O to chodzi, że nic! Patrzą na mnie, jakbym była ulepiona z gorszej gliny, niż oni.
– Pociesz się, odczuwam to samo.
Widziałam, że jest zdenerwowana – szła szybkim krokiem i nawet nie zwracała uwagi na kałuże.
– Ty jesteś swoja. Tutejsza. Masz skórę normalnego koloru, typowe rysy. Chociażby to się liczy, ale myślałam, że czasy dyskryminacji rasowej już dawno minęły. Najgorsza rzecz jednak wiąże się z moim miejscem zamieszkania, z moim obywatelstwem.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
– Ależ właśnie chcę! – nerwowym ruchem wydobyła z torebki zapalniczkę i paczkę papierosów. – Specjalnie poczekali, aż wszyscy wyjdą, a potem ta małpa Intrixia… Przepraszam.
– Daj spokój. Wiem, jaka jest moja matka, nie musisz przepraszać.
Chwilę szłyśmy w milczeniu, zeschłe liście szeleściły pod nogami. Wydawało mi się, że jedynie my poruszamy się piechotą – chodnik był pusty, wszyscy inni wybrali bezpieczne i ciepłe wnętrza samochodów.
– Okazało się – podjęła – że prawdopodobnie przejścia graniczne zostaną wkrótce zamknięte, jeśli tylko Cesarz spróbuje nie wycofać wojsk z terenów Rechington. Twoja matka wyraziła się bardzo dosłownie: nie chce widzieć tu żadnych pieprzonych czarnuchów. John próbował ją mitygować, ale miał złe błyski w oczach. Kłuje go to, że jestem inna. Ma zasrany interes do mojej…
Objęłam ją. Zaczęła używać niezbyt wyszukanych słów, co zdarzało jej się bardzo rzadko.
– Tylko dzięki tobie jeszcze mam do tego wszystkiego cierpliwość – szepnęła prosto w moje ucho i w tej właśnie chwili poczułam, że chyba coś nas łączy.
Zdecydowałam, że zostanie u mnie na noc. Była roztrzęsiona, a poza tym ta niebezpieczna okolica…
• • •
Nie mogłam zasnąć.
Odstąpiłam Serenie kanapę i chyba dobrze zrobiłam – spojrzała na mnie z trudną do opisania wdzięcznością i zasnęła dosłownie w locie. Musiała być bardzo zmęczona, bo zostawiła w łazience zmoczony ręcznik i parę pończoch. Podniosłam te rzeczy, uprałam i rozwiesiłam. Potem próbowałam ułożyć się wygodnie w rozkładanym fotelu, ale bez powodzenia.
Obecność przyjaciółki wytrącała mnie z równowagi. Spała słodko jak dziecko, z lekko rozchylonymi ustami i jedną ręką wetkniętą pod głowę. Pochrapywała, a ja przyłapałam się na tym, że liczę sobie po cichu w rytm jej oddechów.
Wzięłam z półki książkę, ale znudziła mnie już po pierwszej stronie. Bohaterka zobaczyła w sklepie przystojnego faceta i zastanawiała się usilnie – zakochać się w nim, czy też nie? Po dwudziestu latach prób znalezienia idealnej drugiej połówki reagowałam alergicznie na wszelkie romanse. W dodatku robiło się wyjątkowo nieprzyjemnie – wojna, która wydawała się z początku czymś bardzo odległym, nabierała coraz realniejszych kształtów.
Zauważyłam to dzisiaj na zebraniu. Kłótnie i wyzwiska były na porządku dziennym, ale do tej pory wszystko skupiało się wokół konkretnych, wąskich spraw. Jakaś ustawa, nowy projekt, innowacyjne zasady płatności lub wyższe podatki. Ewentualnie – Introix. To ostatnie irytowało mnie najbardziej – cóż może być ciekawego w nauce o zadawaniu cierpienia i analizowaniu ludzkich reakcji? Jednak dzisiejsze spotkanie rozpoczęło się od razu od problemów ogólnych, a skończyło wyjątkowo nieprzyjemnie. Serena ani razu nie zabrała głosu, myślałam, że zawierucha ominie chociaż ją.
Gdzie tam.
Wyuczonym gestem przyciągnęłam unoszący się nieopodal ekran telewizora i zaczęłam przeglądać kanały. Przy obecnym stanie umysłu miałam ochotę na dobry program muzyczny. Coś relaksującego, co pozwoliłoby mi szybko zasnąć. Tymczasem wszędzie przewijały się znane mi, obrzydłe już twarze.
Moja matka. John – jej kochanek i prezes organizacji zajmującej się Introix. Rechingtońscy posłowie, wpatrzeni w migoczące terminale. Jakaś armia, szturmująca niewielkie miasto. Cesarz Chona-Agoine, Heuleiem i jego nowa zdobycz – pulchna i bezwstydna Eghhra. Kadr z jednego z zebrań – przez chwilę widziałam nawet siebie samą: śmiałam się do kogoś obok, kogo kamera oczywiście nie zarejestrowała. Miałam tego wszystkiego dość, dość!
Ekran pękł z głośnym hukiem, zasypując mnie deszczem kłujących drobinek. Serena wyskoczyła z łóżka, krzyknęła.
– To tylko ja… – wysapałam, sama ledwie przytomna ze strachu. – Cholerna podróbka! Ciekawe, dokąd będą nam przysyłać ten zachodni szmelc zamiast urządzeń z prawdziwego vitrolu!?
– Nic ci się nie stało? – spytała Serena, kiedy już oprzytomniała i zaczęła wyciągać mi z włosów kawałki szkła.
Niechcący musnęła mnie ręką po twarzy. Zesztywniałam, tak jakby jej dotyk miał moc paraliżowania. Ona chyba też to poczuła, gdyż nagle chwyciła moje dłonie i poderwała je do góry. Wstałam, starając się nie nadepnąć na groźnie wyglądające zwoje i inne dziwne elementy.
– Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś piękna?
Przez moment widziałam, jak malutkie odbicie mnie samej migocze w orzechowych, ogromnych tęczówkach jej oczu. Potem dotknęła wargami moich ust – lekko, ale zdecydowanie. Pachniała snem, lenistwem i czymś jeszcze. Kobietą. Zadowoloną z siebie kobietą.
Zareagowałam typowo – najpierw poczerwieniałam, a potem spłoszonym ruchem odwróciłam twarz, wyrwałam ręce.
– Wcale nie jestem piękna – odezwałam się, gmerając nieporadnie przy jednym jedynym guziku w koszuli nocnej. – Idę już spać. Rano to posprzątam.

Wspominałam….
• • •
– Pani Serena Faulconer, posłanka z Chona-Agoine – przedstawił nowoprzybyłą Blacker, kłaniając się uniżenie i fałszywie. – Pani Serena Faulconer od dzisiaj jest honorową członkinią Rady Głównej.
– Witamy – Intrixia, jak na przewodniczącą przystało, skłoniła się zaraz potem. – Proszę zająć miejsce przy stole.
Serena uśmiechnęła się lekko, skinęła głową i z gracją zasiadła w fotelu. Obserwowałam jej ruchy. Były drobne, wyważone i subtelne, a jednocześnie pewne.
Miała ciemną karnację, ale o lekko złotawym odcieniu, dlatego też piwne oczy nie czyniły żadnej ujmy w jej zachwycającej urodzie. Nie wyglądała na czystej krwi Chonaankę, wśród przodków musiał być ktoś ze Scalendie lub Rechington.
W ciągu zebrania nie mówiła wiele, ale jak już się odezwała, można było jej słuchać bez końca. Nie przerywała, czekała spokojnie na swoją kolej. W pewnej chwili, niespodziewanie, uśmiechnęła się do mnie przez stół.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

9
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.