powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXXXV)
kwiecień 2009

Autor
Egoizm męczennika
Gabriele Muccino ‹Siedem dusz›
W czasach materializmu, egocentryzmu i obsesji zysku film o bezinteresowności i poświęceniu wydaje się trafiać w próżnię, staje się odrealnioną agitką na rzecz pozytywnej postawy wiary w ludzi, a więc przyjmuje kształt poczciwego „pokrzepiacza serc”. Takim filmem jest „Siedem dusz” Gabrielle’a Muccino, choć jego tematyka – szlachetna i nieprzekonująca zarazem – kryje kilka mniej wybielonych elementów, które starają się odbić go od przesłodzonego dna martyrologicznego kiczu. Czy skutecznie?
Zawartość ekstraktu: 40%
‹Siedem dusz›
‹Siedem dusz›
Gabrielle Muccino niewiele nauczył się od czasu swojego ostatniego filmu, „W pogoni za szczęściem”. Znowu powtarza te same błędy i przez to „Siedmiu duszom” brakuje… duszy. Oczywiście reżyser ma na planie niedocenianego w branży, a utalentowanego i zarabiającego krocie Willa Smitha, który potrafi przekonująco przedstawić dramat swojego bohatera, oraz piękną i charyzmatyczną Rosario Dawson. Wykorzystuje też łapiące za gardło sceny, a co najważniejsze, bazuje opowieść na nośnym - zwłaszcza w dzisiejszych, cynicznych czasach - temacie o poświęceniu, winie, odkupieniu, duchowym wyniszczeniu i szczerej miłości. Niestety, filmowi brakuje dobrych dialogów i psychologicznej logiki. To, co Muccino uznał pewnie za oryginalną konstrukcję filmu z zaburzoną chronologią, okazuje się działać, ale tylko do pewnego momentu - potem nie pozwala w porę zainwestować emocji w głównego bohatera. Zabieg ten odcina również od możliwości bardziej szczegółowego zaprezentowania postaci: przez większość filmu wiadomo tylko tyle, że Ben Thomas (Will Smith) próbuje zmyć z siebie winę za pewien straszny czyn, ratując od niedoli siedmioro dobrych, porządnych ludzi, podczas gdy sam walczy z traumą, tęsknotą i emocjonalnym otępieniem. Struktura narracji, którą proponuje reżyser, wprowadza wprawdzie nowatorski pierwiastek do filmu (chociaż i tak szybko można się domyślić, jaki jest problem głównego bohatera i jak jego krucjata się zakończy), ale w dramacie psychologicznym takie rozwiązanie uniemożliwia pełne zrozumienie postaci, blokuje empatię.
O fabule trudno powiedzieć coś więcej niż proste ogólniki, bo każda próba opisu groziłaby zdradzeniem kluczowych elementów historii. Ben Thomas, podający się za pracownika urzędu skarbowego, odwiedza nieznanych sobie, pokrzywdzonych przez los ludzi, wyprowadza się z pięknego domu i zamieszkuje w podrzędnym motelu, zrywa kontakt z bratem i wchodzi w tajemniczy układ z przyjacielem, dążąc w ten sposób do realizacji niesamowitego planu. Jedną z osób, którą chce wesprzeć bohater, jest chora na serce dziewczyna, Emily Posa. Wątek miłosny między Benem a Emily został rozegrany subtelnie, ale niestety mało wiarygodnie, bo niby dlaczego dziewczyna miałaby zaufać obcemu mężczyźnie, który z niewiadomych przyczyn ciągle jej pomaga? Czyż bezinteresowność, dobroduszność i poświęcenie nie budzą w nas podejrzeń opartych na niewierze w dobrotliwą naturę człowieka? Przecież każdy ma ukryty cel w swoim postępowaniu, w pewnym stopniu zawsze myśli o sobie. Nawet Ben, zachowując się jak anioł wobec swoich podopiecznych, pomaga innym ze względu na własne sumienie. Tak jak kochamy egoistycznie, dla poczucia przynależności do innej osoby i radości obdarzania jej uczuciem, tak Ben czyni dobro, by nadać sens własnej egzystencji, odkupić winy, ulżyć sobie w psychicznej męczarni. Nawet dramatyczny finał nie czyni z niego świętego. W swoim zachowaniu, mimo że godnym podziwu i nieprawdopodobnie wręcz pozytywnym, nadal pozostaje człowiekiem, który nie poświęca się tylko i wyłącznie dla innych, ale także w pewnej mierze dla własnego spokoju ducha. Trawestując tytuł, można by powiedzieć, że Ben jest ósmą duszą, pokrzywdzoną przez życie, szukającą drogi do oczyszczenia.
Przypuszczalnie psychiczną słabość i częściowe odrodzenie bohatera miał symbolizować wątek jego więzi z postacią Rosario Dawson, Emily. Wydaje się jednak, że to ślepa uliczka, w którą brną twórcy, zamiast rozłożyć akcenty na relacje bohatera ze wszystkimi ludźmi przez niego wspieranymi. Przez wystawienie na pierwszy plan historii miłości film dryfuje raczej w stronę opowieści o uczuciu niemożliwym, prowokującym do dramatycznych czynów, a pozostawia w drugiej połowie seansu o wiele ciekawszy i bardziej wstrząsający temat depresyjnej walki bohatera. Szkoda, bo w ten sposób na ekranie jest nijako i anielsko, a przeintelektualizowany ton odwraca uwagę od niegłupiej refleksji na temat natury człowieka i granic poświęcenia. Aktorstwo na wysokim poziomie (zwłaszcza warta zapamiętania drugoplanowa rola Woody’ego Harrelsona), zgrabna realizacja i intrygujące kwestie nie równoważą niestety kiczowatości, braku wiarygodności i przesady w uświęcaniu bohatera, w jaką popada reżyser. Z jednej strony niby wszystko gra, lecz z drugiej okazuje się, że nie wszystkie trybiki zaskoczyły. W rezultacie Muccino stworzył film dla fanów Willa Smitha i Rosario Dawson oraz dla amatorów melancholijnych historii miłosnych. Może jeszcze dla tych, którzy wierzą, że wokół wszędzie jest dobro. Ale czy są jeszcze tacy?



Tytuł: Siedem dusz
Tytuł oryginalny: Seven Pounds
Reżyseria: Gabriele Muccino
Scenariusz: Grant Nieporte
Muzyka: Angelo Milli
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 13 marca 2009
Czas projekcji: 123 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

67
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.