Charles Stross w „Accelerando” daje dokładnie to, co obiecuje tytuł – maksymalne przyspieszenie i szaleńczą jazdę po najbliższej i nieco dalszej przyszłości. I to w ramach sagi rodzinnej na miarę trzeciego tysiąclecia.  |  | ‹Accelerando›
|
Nieczęsto zdarza się fantastyka, która dezaktualizuje jakieś aspekty gatunku. „Accelerando” zdaje się takim właśnie przypadkiem – po jego lekturze trudno bez lekkiego uśmiechu spoglądać na space opery „starego typu”. To kolejny dowód na truizm, iż nawet najbardziej futurystyczna fantastyka najwięcej mówi o czasach, w których była tworzona. „Miasto Słońca” Campanelli czy fantazje naukowe Verne’a, chociaż zachowały swe miejsce w historii gatunku, trudno jednak uznać za aktualne. Tak samo Kipling, pisząc „Proste jak DRUT”, nie mógł uwzględnić poczty elektronicznej, zaś rozmaite BEM-y Złotego Wieku pulpowej SF nie korzystały z nanotechnologii. O ile w wymienionych przykładach takie zależności są zrozumiałe, o tyle czytając niektóre powieści SF wydane po „Accelerando”, można się zdziwić – halo, to jeszcze się pisze w ten sposób? To tak, jakby ktoś napisał osadzoną w dzisiejszych czasach powieść szpiegowską, w której wszyscy agenci biegają do budek telefonicznych, bo nie mają komórek. „Accelerando” to taka „Tożsamość Bourne’a” dla fantastyki – po nim nic już nie będzie takie samo. „Accelerando” wyłamuje się bowiem z dotychczasowego paradygmatu SF i space opery – tu imperia rozpadają się po góra kilkunastu latach, rewolucje przemysłowe i krachy finansowe zdarzają się co kilka miesięcy, cielesna podróż poza granice Układu jest czymś absurdalnym, a szok przyszłości to najpowszechniejszy stan umysłu. A przy tym rozmach powieści jest oszałamiający – od gospodarki nadmiaru przez nanotechnologię i pierwszy kontakt aż do osobliwości i transcendencji gatunkowej – i to jeszcze w tym stuleciu. Stross, pisząc o osobliwości i pierwszym kontakcie, napotyka ten sam problem, co inni autorzy (ostatnio zwłaszcza Peter Watts w „ Ślepowidzeniu”) – wszak jednym z podstawowych aspektów osobliwości jest to, że nie można jej następstw przewidzieć, a tym bardziej opisać istotom przedosobliwościowym. Tak samo prawdziwa obcość wyklucza możliwość realnego kontaktu i dialogu – co podnosili w swej ostatniej dyskusji Szostak, Orbitowski i Dukaj, a uprzednio Lem. I tak samo jak Watts (u Wattsa powstaje profesja tłumacza z rozumowania SI na „nasze”), Stross musi omijać lub upraszczać ten problem. W cyklu zapoczątkowanym „ Singularity Sky” postosobliwościowa inteligencja Echnaton po prostu… emigruje, zaś w „Accelerando” postludzkość odseparowuje się od „starej ludzkości”, choć z pewnymi produktami czy aspektami postosobliwościowymi, nawet Obcego pochodzenia, nadal – po zastosowaniu różnych filtrów tłumaczących – można się porozumieć. Prawa ekonomii okazują się uniwersalne… Jednak w polu widzenia czytelnika przez cały czas pozostają pełnokrwiste, w pełni ludzkie, choć upgrade’owane istoty (oraz jeden sztuczny kot). Co więcej, perspektywa, z jakiej ukazywani są bohaterowie, zmienia się wraz z nadejściem kolejnego pokolenia: z punktu widzenia Sirhana jego dziadek, Manfred Macx, jest przed wszystkim starym pierdzielem – „beznadziejnie ortoludzkim przypadkiem”, a nie błyskotliwym i bystrym prekursorem nowych technologii, znanym czytelnikowi z pierwszej części książki. „Accelerando” powstało bowiem z powiązanych ze sobą opowiadań, z których trzy były już uprzednio publikowane w Polsce (w periodyku Fantastyka – Wydanie Specjalne, nr 2/2007). Mimo diametralnie zmieniającej się scenerii kolejnych części autorowi udało się zachować ciągłość i wewnętrzną logikę wydarzeń – nie tylko dzięki wpasowaniu fabuły w losy czterech pokoleń rodziny Macxów. Wątki marginalnie opisane w jednym opowiadaniu są znaczące w kolejnym, co zachęca do ponownej lektury całości. Na koniec kilka słów o tłumaczeniu: to nowe autorstwa Wojciecha Próchniewicza bardziej przypadło mi do gustu niż poprzednie 1) (czyli to z FWS) – zachowuje więcej humoru i luzackiego podejścia, jest także bardziej „na czasie” ze slangiem młodzieżowym i nerdowskimi aluzjami (chociaż zepsucia grepsu z „twoją starą” – str. 187 – nie jestem w stanie darować). Książkę – mimo naszpikowania tekstu teoriami ekonomicznymi i informatycznym żargonem – czyta się znakomicie i bezproblemowo. Jeśli faktycznie – jak pisze na tylnej okładce Dukaj – „Accelerando” pokazuje, dokąd zmierza SF na początku XXI wieku, to słuszny kierunek obrała: wygląda na to, że czeka nas cała masa dobrej i satysfakcjonującej literatury. 1) Jednak nie było potrzeby na siłę zmieniać tytułów trzech opowiadań – czytelnicy FWS i zawartych w nim „Homarów”, „Zmroku” i „Wyborcy” mogą poczuć się lekko zdziwieni książkowymi „Langustami”, „Zmierzchem” i „Elektorem”, zwłaszcza że „Lobsters” to naprawdę „Homary”. Gdyby Strossowi chodziło o langusty, nazwałby to opowiadanie „Crawdads”.
Tytuł: Accelerando Tytuł oryginalny: Accelerando ISBN: 978-83-7480-115-7 Format: 413s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 35,— Data wydania: 14 stycznia 2009 Ekstrakt: 100% |