powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXXXV)
kwiecień 2009

Autor
Kronika końca czasu
M. John Harrison ‹Viriconium›
W odległej przyszłości, gdy nad światem zapadł Zmierzch, centrum kultury staje się tytułowe Viriconium – miasto, w którym ludzie jednocześnie używają mieczy i daleko bardziej wyrafinowanych wynalazków, pozostałych po upadku cywilizacji Popołudnia. A więc typowe science fantasy? Nic bardziej mylnego. To znaczy owszem, zbiór M. John Harrisona da się zakwalifikować do tego czy innego nurtu (najbliżej mu chyba do prekursora współczesnego new weird), jednak jest to dzieło, które z „typowością” nie ma nic wspólnego.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Viriconium›
‹Viriconium›
Przede wszystkim Viriconium tylko w niewielkim stopniu jest zwykłym, konkretnym miastem – to bardziej idea, miasto, które zgodnie z cytatem z książki „zawiera w sobie wszystkie miasta, jakie kiedykolwiek istniały”. To także miejsce, w którym nakładają się na siebie różne rzeczywistości, a czas nie jest linearny – stąd w poszczególnych tekstach odnajdujemy co prawda tych samych (lub bardzo podobnych) bohaterów, lecz ich losy mogą się różnić w zależności od wersji. Siedem opowiadań i trzy mikropowieści składają się na swoistą „kronikę” Viriconium oraz otaczającego go świata. Kronikę, jakiej można by się spodziewać po czasach końca ludzkości – pełną sprzeczności i postępującego rozkładu.
Zadziwiające, jak świeżo i oryginalnie brzmi ta napisana kilkadziesiąt lat temu proza. Nawet mimo że współcześni autorzy new weird przyzwyczaili już czytelników do fabuły opartej bardziej na nastroju niźli na akcji, nawet mimo iż dla „Viriconium” znaleźć można kilka innych literackich analogii. Pierwsza z nich to pokrewieństwo z Księgą Nowego Słońca Gene’a Wolfe’a – mamy tu podobną scenerię, w której współistnieją elementy świata quasi-średniowiecznego oraz wyrafinowana technika, a także zbliżony, oniryczny klimat umierającej Ziemi (pierwsze utwory z cyklu „Viriconium” powstały niemal dekadę przed Księgą Nowego Słońca, tak iż inspiracją dla Harrisona mógł być ewentualnie tylko piszący jeszcze wcześniej Jack Vance). Drugie skojarzenie wiedzie ku opowiadaniom H.P. Lovecrafta. Harrison bowiem również lubuje się w opisywaniu obcości i szaleństwa, zaś występujące w „Skrzydlatym sztormie” owadopodobne stwory, zdolne do podróży na skrzydłach poprzez międzygwiezdną przestrzeń, są ewidentnym hołdem dla twórczości samotnika z Providence. Jednak – w moim przekonaniu – Harrison ma sprawniejsze pióro, większą wrażliwość, a także bujniejszą wyobraźnię i tam, gdzie Lovecraft zatrzymuje się na malowniczych opisach grozy, Harrison idzie głębiej, w opis zmian, jakie pod wpływem kontaktu z obcą formą życia następują w ludzkiej świadomości i w samej tkance świata. O tym właśnie opowiada „Skrzydlaty sztorm”, będący jednym z mocniejszych punktów „Viriconium”. Pogłębiające się szaleństwo bohaterów i postępujący wraz z nim rozpad zależnej od ludzkiego postrzegania rzeczywistości owocują serią ponurych, a zarazem fascynujących scen, które głęboko zapadają w pamięć.
Ów rozpad, który w „Skrzydlatym sztormie” ukazany jest dosłownie, występuje w sposób bardziej zawoalowany również w innych utworach. Jednym z pierwszych tekstów jest recenzowana niedawno w „Esensji” mikropowieść „Pastelowe miasto”, w której mamy do czynienia z fabułą de facto przygodową (choć w bardzo nietypowej scenerii), bohaterowie są zgraną grupą przyjaciół, a na koniec autor pozostawia czytelnikom odrobinę nadziei. W późniejszych opowiadaniach i mikropowieściach nie ma o czymś takim mowy – tam nastrój jest jeszcze bardziej melancholijny, zaś czyny bohaterów, (które również dałoby się przedstawić jako serię przygód) sprawiają wrażenie działań pogrążonych we własnym świecie szaleńców. Bo w późniejszych utworach bohaterowie żyją nie tyle ze sobą, co obok siebie, śniący na jawie i samotni – nawet jeśli pojawia się tu ślad cieplejszych uczuć, to zazwyczaj i tak zbyt późno. W połączeniu z obrazami chylącego się ku upadkowi świata i niezwykłą wyobraźnią Harrisona daje to w rezultacie jedną z bardziej przygnębiających i jednocześnie pięknych książek, jakie ostatnio czytałam. A nie należy także zapominać o języku. Harrison nadużywa wielokropków (w „Pastelowym Mieście” w ten sposób kończy się co trzeci akapit) i czasem przesadza z turpizmem (uparte porównywanie mówienia do wymiotowania), ale i tak pozostaje mistrzem słowa. Kunsztowne, skomplikowane frazy „Viriconium” dźwięczą w uszach jeszcze długo po zakończeniu lektury, do której zresztą gorąco wszystkich zachęcam. Z pewnością nie jest to książka łatwa, i przy czytaniu wymaga skupienia, jednak daje w zamian satysfakcję zapoznania się z dziełem, które w moim przekonaniu ociera się o wybitność.



Tytuł: Viriconium
Tytuł oryginalny: Viriconium
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-121-8
Format: 600s. 135x205mm; oprawa twarda
Cena: 45,—
Data wydania: 27 marca 2009
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.