powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXXXV)
kwiecień 2009

Niedopełnienie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obejrzałam się mimowolnie.
Serena. W podartych rajstopach, płaszczyku w kratkę i malinowym berecie.
– Witaj, Claudio. Jak to miło, że znów się spotykamy.
• • •
Serena zachowywała się niemal naturalnie, jednak uciekała ode mnie wzrokiem. Potem ze swadą przedstawiła mi Cleo – swojego brata.
– To nie moja wina, że mam mało męskie imię – tłumaczył się znów z rozbrajającym akcentem i uśmiechem playboya. – W ogóle to wszystko nie jest moją winą. To ona chciała…
– Wszystko zawsze ona. Przyjechałam tutaj, bo mam wstręt do zakazów, myślałam, że coś zdziałam, ale gdzie tam. Na granicy dopadli nas żołnierze. Po co, dlaczego, kontrola i w ogóle. Zrewidowali mnie, a przecież w identyfikatorze stoi jak byk, kim jestem. Załadowali w furgonetkę i hajda z powrotem.
– Wyskoczyła – rzucił z podziwem Cleo. – Otworzyła drzwi spinką do włosów i wyskoczyła, mnie za rękę, a potem wialiśmy przez jakieś bezdroża, co chwilę wpadając w cholerne dołki jak na polu golfowym. Tamci próbowali nas ścigać, ale coś im się stało w koło. Wsiedliśmy na gapę w autobus do Tandy…
Serena wywróciła oczami.
– Nudzisz, braciszku. Ale skoro już nudzisz, to ja powiem jeszcze, że w Tandzie dostałeś ataku paniki i wydawało ci się, że ciągle nas gonią.
– Gdzie zamierzacie się zatrzymać? – zapytałam, z pozornym spokojem przeglądając się w lustrze.
– Nie wiem – odezwała się Serena. – Szczerze mówiąc, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Nie mieliśmy czasu, trzeba było ratować tyłki, a nie snuć plany na przyszłość. Teraz udało nam się wpaść na ciebie, więc…

Szeleszcząc świeżo wypraną koszulą nocną, próbowałam trafić po omacku do łóżka. Miałam jedno, jedyne łóżko i tym razem chciałam spać.
– Oj, przepraszam – wymamrotałam, bo niechcący nadepnęłam Cleo na nogę. Musiał spędzić noc na materacu, ale za to oddałam mu ulubioną narzutę.
Serena zapaliła lampkę i jakoś dobrnęłam w końcu do celu. Położyłam się sztywno obok niej, naturalnie odwrócona plecami. Milczałyśmy, dopóki głośne chrapanie – niewątpliwie męskie – nie zakłóciło bezpiecznej ciszy.
– Wiem, że jesteś na mnie zła – powiedziała. – I co najgorsze, nie mam nic na swoją obronę. Nic, oprócz czasu. Trochę już go minęło.
Nie odezwałam się, myśląc o tym, jak sama niedawno okazałam się paskudną zdrajczynią. Wyrzuty sumienia towarzyszyły mi o każdej godzinie, ale czy z tego powodu stałam się automatycznie kimś innym, kimś, kto nie zasługuje na wybaczenie?
– Dopóki nie poznałam cię bliżej, dopóki nie zrozumiałam, że wcale nie jesteś taka, jak reszta… jak twoja matka, chciałam perfidnie cię wykorzystać. Udawałam przyjaźń i życzliwość, chciałam nawet pójść trochę dalej… wiesz, wyczuwałam, że ty chyba wolisz kobiety.
Pozwalałam jej dalej leżeć w przekonaniu, że mówi do ściany.
– To było dawno, potem otworzyłaś mi oczy. Zobaczyłam, jaka potrafisz być lojalna, że naprawdę doceniasz przyjaźń, że drugi człowiek jest dla ciebie ważny…
Skrzywiłam się boleśnie. Ja – lojalna! Gdyby wiedziała o wszystkim, nie przybiegałaby do mnie z takim zaufaniem. Przecież mogłam równie dobrze zdradzić i ją. W kolejnej sytuacji bez wyjścia nie wahałabym się przecież ani chwili…
– Nie wiem, czy mi wybaczysz, bo sama chyba miałabym z tym poważne problemy. Ale mam nadzieję, że z czasem jakoś ci to wszystko zrekompensuję.
Coś huknęło i stary, wahadłowy zegar – jedyna rzecz, którą zabrałam z rodzinnego zamku – zadzwonił dwanaście razy. Serena westchnęła, zgasiła światło i przykryła się kołdrą.
• • •
Kolejną bezsenną noc spędzałam za biurkiem, przygotowując jakiś projekt reklamowy. Każda narysowana linia wyglądała wprost idealnie, barwy były żywe i doskonale dobrane. Nie mogłam się jednak skupić, co powodowało problem dotkliwy dla każdego grafika: w rysunku brakowało serca. Ot, rzemiosło, nic więcej.
Serena zamruczała coś przez sen i rozłożyła się na mojej połowie. Niech sobie leży. Spała niespokojnie, często rzucała się na łóżku, zdarzało jej się nawet krzyczeć. Czyżby powodowała to tęsknota za ojczyzną, za rodziną? A może wywoływały to wspomnienia, w końcu – próbowałam postawić się w jej sytuacji – miała za sobą ciężkie chwile?
Po raz kolejny stanęły mi przed oczami sceny z tamtego zebrania. Usłyszałam, jak mówi o mnie tyle przykrych rzeczy. Jednocześnie widziałam też wiele innych sytuacji, w których podawała mi pomocną, ciepłą dłoń.
Widziałam siebie, jak stoję przed Intrixią i Johnem, jak świadczę o tym, co stało się raz i drugi, i jeszcze kilka razy. Doszukiwałam się podobieństw, ale znów wychodziło na to, że za udzielaną mi pomoc odpłacam tylko niewdzięcznością.
• • •
Wracałam z pracy zmęczona, zniechęcona i zła. Minęły kolejne tygodnie, a właściwie nic się nie zmieniło.
Im więcej mówiono o sytuacji politycznej, tym bardziej czułam się winna. Dopadały mnie koszmarne wyrzuty sumienia, które próbowałam schować, wcisnąć gdzieś głęboko w podświadomość. Niestety, każde spojrzenie na Serenę wyciągało je na światło dzienne.
Wspinałam się po schodach z myślą, że już wystarczy – dziś zamknę ten przygodny hotel. Chciałam mieć swoje mieszkanie znów chłodne i smutne, bez rozgadanego towarzystwa i bez tych dużych, ciemnych oczu, które z wyrzutem śledziły każdy mój krok.
Były ku temu powody – praktycznie się do niej nie odzywałam. Rozmawiałam za to z Cleo, był niezwykle miłym facetem i naprawdę znał się na fryzurach. Poza tym, miałam dość.
Co robi kobieta, która z własnej winy ma wszystkiego dość?
– Słuchaj… – zaczęłam zaraz po wejściu do przedpokoju. – Znalazłam dla was lokum. Na drugim końcu miasta, bliżej niestety nic nie było. Wygodne, niedrogie.
Serena siedziała w pokoju i oglądała telewizję – tym razem na zwykłym telewizorze, nie miałam już sił do tych podróbek z dmuchanego szkła. Na dźwięk moich słów wstała, kątem oka spoglądając na krwawe sceny, którymi zionął ekran.
– Spodziewałam się tego – powiedziała. – Ale nie, nie potrafię się na ciebie złościć i nawet nie jestem rozczarowana. Wszystko rozumiem. Okazałam się świnią, obmówiłam cię paskudnie, próbowałam wykorzystać. Zepsułam wszystko, zanim się jeszcze na dobre zaczęło.
– Ale…
– Nie przerywaj, zgubię się w natłoku myśli i połowy nie powiem. A chcę się przyznać. Nie tylko do tamtej zdrady, o tym już wiesz. Zrobiłam coś jeszcze: odważyłam się marzyć o tym, że znajdę tutaj bezpieczne miejsce, z dala od prześladowań i gróźb. Miejsce przy boku osoby tak bliskiej, jak żadna inna.
– Ale…
– Ale nie znalazłam. Wyrzucasz mnie. Może i dobrze? Przed chwilą w Telewizji Królewskiej widziałam własną twarz. Jestem poszukiwana. Jak mnie złapią, to…
Stałyśmy tak obie przez chwilę, milcząc, jakby wypowiedziane słowa utworzyły między nami niewidzialną blokadę. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Przyjaciółka, szeptał mi do ucha tajemniczy głos. Przyjaciółka, bliska osoba… kochanka? Złapią? Ją – złapią? Zamkną w brudnej celi, stłamszą, zniszczą… Jakie słowa tu pasują, „mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy"?
A może tu trzeba działać, nie mówić?
– Ja cię kochałam, Claudia – wydusiła w końcu Serena. – Ja cię kocha…

Stałam na ulicy, machając ręką na pożegnanie, dopóki taksówka nie zniknęła w przedwieczornej mgle. Potem wróciłam do domu, do mojego pustego mieszkania.
Było wysprzątane i chłodne, powietrze jeszcze trochę pachniało perfumami Sereny i wodą toaletową Cleo. Chciałam odpocząć, a za jakiś czas wziąć się za naprawianie tego wszystkiego. Planów powstało aż za wiele, gorzej ze zgromadzeniem odpowiednich pokładów odwagi.
„Tu nie ma analogii…”
Za pierwszym raz powiedziała wyraźnie: „kochałam”. Czas przeszły, koniec i kropka. Definitywnie.
Ale za drugim?
powrót do indeksunastępna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.