Najnowsza powieść Łukasza Orbitowskiego „Święty Wrocław” spodoba się wielbicielom nastrojowej prozy, grającej nie tylko na wyobraźni, ale również na uczuciach czytających.  |  | ‹Święty Wrocław›
|
Z jednego z wrocławskich osiedli wyłania się tajemnicza czarna materia, jak narośl oplatając bloki i umysły mieszkańców, którzy zaczynają zachowywać się dziwacznie. Porzucają mieszkania oraz codzienne życie, i poświęcają się rozkuwaniu ścian i sufitów, pomagając w powstaniu Świętego Wrocławia – przerażającego, czarnego osiedla z innego wymiaru. Lokalne szaleństwo stopniowo rozprzestrzenia się na całe miasto, władze decydują się odgrodzić zainfekowane osiedle policyjnym kordonem. Okazuje się, że każdy, kto wejdzie na teren Świętego Wrocławia, przepada bez śladu. Upiorny, architektoniczny twór wrzyna się w serca osiedla, szerząc szaleństwo: powstają sekty i znajdują się prorocy, a pod osiedlem rozbija się namiotowe miasteczko pielgrzymów. Głównymi bohaterami „Świętego Wrocławia” są zwyczajni, pospolici wręcz ludzie. Zamiast ukazać akcję z punktu widzenia jakichś wybitnych, kojarzących się z horrorem bohaterów – żołnierzy czy naukowców – Orbitowski przedstawia jedynie kilka jednostkowych historii mieszkańców osiedla, zmuszonych do zmierzenia się z niepokojącymi zjawiskami oraz grozą Świętego Wrocławia. Dzięki temu, zamiast kiczowatej i banalnej fantastyki przygodowej, czytelnik otrzymuje gęsty, sprawnie napisany horror na miarę współczesnej literatury tego gatunku. Akcja rozwija się w spokojnym tempie, przez co mamy czas poznać biografie postaci – Michała i Małgosi, Tomasza, adwokata Firgały – które, choć z pozoru błahe i nieinteresujące, z biegiem czasu okazują się nie mniej zajmujące niż wątek samego czarnego osiedla. Bohaterowie Orbitowskiego są przekonujący właśnie poprzez swoją normalność; nie targają nimi wielkie namiętności, żyją raczej w cieniu codziennych problemów i porażek – to w zasadzie zbiór takich every-menów, przypadkiem powołanych do roli protagonistów. Dopiero pojawienie się Świętego Wrocławia, a co za tym idzie – zaburzenie normalnego toku życia, tajemnica i groza tego miejsca – wydobywają z nich inne, dość zaskakujące oblicza. Orbitowski jest bez wątpienia mistrzem tworzenia nastroju za pomocą nieoczywistych środków – to nie groza krwiożerczego potwora, ale prędzej jakiś mroczny element codzienności, dotąd niedostrzegany, wywołuje w nas niepokój. I choć w raz z rozwojem akcji „Święty Wrocław” straszy coraz mocniej (niekiedy korzystając również z klasycznego repertuaru gatunku), to jednak ukazana w powieści groza opiera się w pierwszej kolejności na ciągłej grze na niedopowiedzeniach. Nie wiadomo, czym jest Święty Wrocław, ani tym bardziej – co tak przyciąga do niego mieszkańców? Zagadką pozostaje jego znaczenie i cel. Momentami czarne osiedle funkcjonuje gdzieś na obrzeżach fabuły, głębiej w tle, a na pierwszy plan wynurza się zło w postaci ludzkiej. Orbitowski potrafi świetnie, za pomocą kilku zaledwie scen, nakreślić płytkość i nikczemność ludzi, rozpatrywaną wcale nie na poziomie jakiegoś abstrakcyjnego, wydumanego zła, lecz tkwiącą właśnie w codziennym współegzystowaniu. Najlepszy przykład stanowią Lucyna i Beata, bezlitośnie wykorzystujące, a następnie krzywdzące Małgosię z powodu czystej zawiści bądź – co gorsza – nudy. Podobnych postaci, działających niejako w cieniu Świętego Wrocławia, jest w powieści znacznie więcej; ilustrują one różnorodne zachowania ludzi, którzy – choć postawieni w obliczu czegoś niezrozumiałego, jednocześnie przerażającego i oszałamiającego – nadal pragną przede wszystkim wyjść na swoim, choćby kosztem drugiego człowieka. Znakomite są fragmenty, w których Orbitowski bawi się w fantazjowanie jak mogłaby wyglądać reakcja mediów na szaleństwo toczące Wrocławiem – jak skomentowałaby to Gazeta Wyborcza, jak Dziennik, a jak brzmiałyby nagłówki prasy bulwarowej. W ogóle tło socjologiczne, chociaż zarysowane raczej oszczędnie, dostarcza ciekawych wniosków; pomimo całego swojego odrealnienia i fantazyjności, „Święty Wrocław” jest zdecydowanie powieścią mocno zanurzoną w naszej rzeczywistości, stanowiąc przy okazji niezbity dowód, że fantastyka rozgrywająca się w Polsce może być świeża i skłaniająca do refleksji. Wydaje się, że Orbitowskiemu nie chodziło wcale o stworzenie spójnej, możliwej do drobiazgowego zanalizowania wizji; jeśli nawet czytelnik nie otrzymuje wszystkich odpowiedzi podanych wprost na tacy, to powieść wynagradza to oryginalną i wciągającą historią oraz naprawdę frapującym przedstawieniem samego Świętego Wrocławia. Być może rozwiązanie przez autora wszelkich wątpliwości – łopatologiczne wyjaśnienie symboliki – zepsułoby nastrój, opierający się przecież w głównej mierze na niedomówieniach i zagadkach. Po zakończeniu lektury nie miałem jednak poczucia, że zostałem przez autora oszukany; każdy inaczej odbierze jego zamysł, odnajdując w nim być może echa przeróżnych horrorów i powieści grozy. Nie zmienia to faktu, że „Święty Wrocław” to kawał ambitnej i rewelacyjnie napisanej literatury.
Tytuł: Święty Wrocław ISBN: 978-83-08-04306-6 Format: 400s. Cena: 29,90 Data wydania: 26 marca 2009 Ekstrakt: 90% |