powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXXXVI)
maj 2009

Autor
Zbiorowe żywienie na dalekiej północy
David Slade ‹30 dni mroku›
Najpierw film, potem komiks. W przeciwnym razie filmowe „30 dni mroku” może dość poważnie rozczarować, nawet mimo jednej z ciekawszych wizji wampirów w kinie.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹30 dni mroku›
‹30 dni mroku›
Odpowiednia kolejność zapoznawania się z historią najazdu wampirów na pogrążoną w mroku polarnej nocy alaskańską wioskę jest dość istotna, bowiem scenariusz filmu został znacznie spłycony względem komiksu, na którym został oparty. Spłycenie to o tyle jest zrozumiałe, że kino rządzi się nieco innymi prawami i przedstawiona widzowi historia powinna być prosta, dynamiczna i spójna, bez nadmiernie rozbudowanych wątków i rozwleczonych scen. W końcu widz musi wysiedzieć w kinie półtorej godziny, a komiks – zwłaszcza ten – da się przeczytać zaledwie w kwadrans. Czemu jednak okrojono i wykoślawiono również te wątki, które stanowią oś intrygi i budują dramaturgię filmu? Skutkiem tego tok fabuły uległ zachwianiu i dynamiczna, świetnie zawiązana akcja kona w drgawkach po mniej więcej półgodzinie.
A przecież mogło być tak pięknie. Gdy tylko odlatuje ostatni samolot z tymi, którzy na miesiąc przenoszą się w cieplejsze rejony Ameryki, pozostali na miejscu mieszkańcy nagle przekonują się, że ktoś wymordował im psy, wykradł i zniszczył wszystkie telefony satelitarne, a także uszkodził jedyny helikopter. A gdy wysiada zasilanie, w miasteczku pojawiają się nadzwyczaj szybcy i silni mordercy, rozszarpujący w błyskawicznym tempie kolejnych ludzi. Wydaje się, że nikt nie ma szans. Grupka ocalałych mieszkańców, starając się nie słuchać wrzasków mordowanych sąsiadów, chroni się na strychu opuszczonego domu.
W tym właśnie momencie dzieje się z fabułą coś niezrozumiałego. Akcja praktycznie obumiera aż do finalnego starcia, a logika najzwyczajniej w świecie idzie sobie w las (że niby co? żaden wampir nie zobaczył światła przebijającego przez niezbyt gruby papier, ani nie posłyszał kogokolwiek wychodzącego – na przykład – za potrzebą?). To, co się dzieje później, można określić jednym słowem – chaos. Owszem, widać tu i ówdzie elementy znane z komiksu, ale na przykład zwieńczenie fabuły zostało kompletnie zmienione. Ze szkodą dla historii, oczywiście. Bo zamiast rozbudowania kilku wątków, wyjaśnienia paru nieścisłości i uatrakcyjnienia całego pomysłu – dostaliśmy coś bliskiego sztampie, posiadającego ledwie cień oryginalności. Owszem, walki są krwawe, wampiry szybkie i bezlitosne (choć i niezbyt mądre jak na swój wiek), a efekty i udźwiękowienie doskonale wspomagają fabułę i od czasu do czasu wciskają w fotel. A mimo to po seansie pozostaje spory niedosyt.
To, co było siłą komiksu, co stanowiło o jego oryginalności, w pewnej mierze udało się zachować. Akcja dzieje się na dalekiej północy, gdzie raz do roku na cały miesiąc zapada noc, co wydawałoby się idealnym miejscem dla wampirów, tak panicznie unikających słonecznego światła. Ludzie, pozbawieni możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym (brak telefonów i Internetu), staliby się w tym momencie zupełnie zdani na łaskę krwiopijców. Przy rozsądnym gospodarowaniu „zasobami” i umiejętnym maskowaniu rzezi wampiry mogłyby bezkarnie robić sobie doroczne fiesty, opijając się po uszy rozmaitymi smakami krwi. Komiks ma tu wprowadzony dodatkowy smaczek, o którym nie wspomnę, żeby nie psuć miłego zaskoczenia. Film ma ledwie echo tego smaczku, choć tak po prawdzie i tak jest to jedna z lepszych, bardziej drapieżnych wersji wampira w historii horroru. Wreszcie bowiem jest to stwór kompletnie obcy, pozbawiony ludzkich odruchów, traktujący człowieka rzeczywiście jak bydło rzeźne.
Komiks, który wyszedł w Polsce w roku 2003 pod nieco odmiennym tytułem „30 dni nocy” (nie można go było zachować w przypadku filmu?), nie poświęcał akurat wizerunkowi wampira zbyt wiele miejsca, koncentrując się raczej na samej koncepcji miesięcznej wyżerki i jej konsekwencji dla bohaterów. Pod tym względem film wypadł więc całkiem ciekawie, aczkolwiek nie da się ukryć, że dla kogoś, kto zna komiks, niewielka to pociecha. Dlatego ponownie uczulam – najlepiej najpierw obejrzeć film, a dopiero potem szukać komiksu w antykwariatach (bo, jak to w Polsce, nikt nie pomyślał o jego wznowieniu tak, by był dostępny w czasie premiery filmu). A warto go szukać, bowiem dopowiada kilka szczegółów fabuły, nieodpowiednio naświetlonych w filmie (choćby rolę gburowatego intruza w miasteczku), a także dorzuca lepszą interpretację i bardziej sensowne zakończenie. Jednak nawet dla tych, którzy komiks znają, seans nie powinien być straconym czasem.



Tytuł: 30 dni mroku
Tytuł oryginalny: 30 Days of Night
Reżyseria: David Slade
Zdjęcia: Jo Willems
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 30 kwietnia 2009
Czas projekcji: 113 min.
WWW: Strona
Gatunek: horror
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.