„Epsilon” jest jedną z tych uroczych łamigłówek, które z jednej strony mocno bazują na fizyce, z drugiej zaś – fizykę tę stawiają na głowie. Dodatkowe zaś punkty gra zyskała w moich oczach za… zakończenie.  | Epsilon
|
Zasada, jak to w dobrych grach bywa, jest banalnie prosta: kulka, poruszająca się po labiryncie, ma „zgarnąć” wszystkie „bonusy” po drodze i na koniec trafić na „metę”. „Labiryntami” są niewielkich rozmiarów plansze ze ścianami poziomymi, pionowymi, ukośnymi, z przerwami przy krawędziach ekranu. W przerwy te można wstawiać teleporty ścienne (dostępne są zawsze dwa) – tak, by kulka wpadłszy do jednego z nich, mogła się pojawić w zupełnie innym miejscu ekranu, często niedostępnym w żaden inny sposób. 30 plansz podzielono na kilka sekcji, w których dodano nowe możliwości (czasem ułatwiające, czasem przeszkadzające w osiągnięciu celu). Mamy więc opcję powrotu w czasie (dostępna w wybranych ekranach), mamy zmiany kierunku lub całkowite wyłączenia grawitacji, mamy czarne dziury teleportacyjne umieszczone na trasie lotu kulki. Możemy także w dowolnym momencie kulkę „zamrozić”, czyli zatrzymać na czas np. przesuwania na nowe miejsca teleportów ściennych. Warto czytać informacje pojawiające się na ekranie. Przykładowo, bez wiedzy o możliwości zamrożenia kulki, początkowo gra wydawała mi się „nie do przejścia” – i może faktycznie (gdy się nie korzysta ze „stopu”) tak jest. Wygląd planszy, kolorystyka, oprawa dźwiękowa – nadają grze klimat futurystyczny. Zakończenie zaś… Zamiast zwykłej planszy z gratulacjami otrzymujemy ciekawą, trzymającą w napięciu historyjkę informatyczną, dopasowaną do owego klimatu. Warto to zobaczyć. |