Filmy rosyjskie coraz odważniej zaglądają do polskich kin. Ostatnimi czasy nie ma miesiąca, w którym nie doczekalibyśmy się przynajmniej jednej premiery ze Wschodu. W kwietniu zaszczyt ten spotka „Szultesa” Bakura Bakuradzego – paradokumentalną opowieść z życia byłego sportowca, który przez splot nieszczęśliwych wydarzeń wyrzucony został na margines społeczeństwa.  |  | ‹Shultes›
|
Bakur Bakuradze jest Gruzinem, który swoje życie zawodowe związał z Rosją. Urodził się w 1969 roku, a więc jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Mając dwadzieścia cztery lata, rozpoczął studia we Wszechrosyjskim Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK-u), jego opiekunem był znany reżyser Marlen Chucijew. Po ukończeniu nauki w 1999 roku przeniósł się na dwa lata do Petersburga – tam pisał głównie scenariusze i opowiadania. Po powrocie do Moskwy wespół z Aleksandrem Basowem znalazł zatrudnienie przy produkcji serialu „Sdwinutyj”; później – już samodzielnie – zaczął realizować dokumenty (między innymi nagradzany „Ałmaznyj put’”). W 2006 roku został drugim reżyserem „Bumera 2”, co otworzyło mu drogę do własnego debiutu kinowego. Nim jednak zrealizował „Szultesa”, nakręcił jeszcze krótkometrażową „Moskwę” (2007) – film, który śmiało można uznać za introdukcję do kolejnego, pełnometrażowego już dzieła Bakuradzego. Film, choć niełatwy w odbiorze, zrealizowany w bardzo ascetycznej formie paradokumentu, zyskał uznanie zarówno widzów, jak i krytyków. Na ubiegłorocznym festiwalu „Kinotawr” w Soczi obraz Gruzina zdobył Grand Prix, a Paweł Czuchraj, który przewodniczył obradom jury, przy okazji ogłaszania werdyktu wypowiedział na jego temat wielce znaczące słowa: „Głęboki, bardzo profesjonalnie zrobiony film. Pauzy, które Bakur potrafi wypełniać, przypominają mi Tarkowskiego”. Porównanie do legendarnego reżysera, twórcy chociażby „Andrieja Rublowa” i „Solaris”, musiały mile połechtać Bakuradzego. Czy jednak nie były odrobinę przesadzone? Bohaterem filmu jest Liosza (Aleksiej) Szultes. Początkowo niewiele się o nim dowiadujemy. Reżyser i scenarzysta w jednym (choć w tym drugim wspomagała go Nailja Małachowa) skąpi widzowi informacji, robi to jednak jak najbardziej świadomie. Z biegiem czasu zrozumiemy i wybaczymy twórcy ten zaskakujący zabieg – jest on bowiem niezbędny z dramaturgicznego punktu widzenia. Podobnie jak sam bohater, oglądając dzieło Gruzina będziemy z oderwanych i często na pozór nieprzystających do siebie elementów składać w całość życie Aleksieja. Dowiemy się, że niegdyś był sportowcem, biegaczem. Że ma młodszego brata, który odbywa właśnie służbę wojskową. Że nie ma żony ani kochanki. Że mieszka z ciężko – później okaże się, że śmiertelnie – chorą matką. Że okazjonalnie szuka pracy. Większość dnia, po porannym bieganiu, spędza bezużytecznie, oglądając telewizję lub też przez okno pokoju obserwując życie na osiedlu. Sprawia wrażenie sympatycznego, choć zagubionego mężczyzny. Ten miły wizerunek psuje jednak kradzież, jakiej dokonuje w metrze. Korzystając z panującego w wagonie tłoku, zabiera współpasażerowi z kieszeni telefon komórkowy. Jakiś czas później natomiast kradnie w aptece lekarstwa dla matki. Pewnego dnia w pociągu sam jest świadkiem przestępstwa – widzi, jak kilkunastoletni chłopiec wyjmuje z torebki nieznajomej kobiety portfel. Później wysiada na tym samym przystanku co młodziutki złodziej, którym okazuje się Kostik (Konstantin). Od tej pory Szultes opiekuje się chłopcem. Z jednej strony daje mu pieniądze na kupno czapki i kurtki, funduje jedzenie, z drugiej jednak – wykorzystuje jego umiejętności do dokonywania kolejnych wykroczeń. Zaczynają działać wspólnie na zlecenie szajki, choć kradną także na własne konto.  | |
Życie Liochy zdaje się być pozbawione większego sensu. Dokoła niego, zwłaszcza po śmierci matki, panuje pustka. Częściowo tylko wypełnia ją Kostik. Aleksiej instynktownie jednak za czymś tęskni, czegoś pragnie – tyle że sam do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest to, co kiedyś zapewne posiadał i z jakiegoś powodu stracił. Jego życie odmieni kolejna kradzież i splot wydarzeń, które staną się jej następstwem. Wkroczywszy w najbardziej intymne tajemnice drugiego człowieka, znajdzie klucz do drzwi, za którymi skryta jest jego własna przeszłość. Dręczące go wyrzuty sumienia doprowadzą natomiast do kolejnej tragedii… Choć równie dobrze może się okazać, że to tylko jedna z możliwych interpretacji. Film Bakuradzego jest bowiem tak niejednoznaczny, że daje ogromne pole do popisu dla wyobraźni widza. Co nie zmienia faktu, że wrażenie, jakie po sobie pozostawia, do najbardziej optymistycznych nie należy. „Szultesa” można odczytywać na kilku poziomach. Jako opowieść o człowieku, któremu nie powiodło się w życiu. Lub znacznie szerzej: jako obraz współczesnego rosyjskiego społeczeństwa, które – chcąc odciąć się od niechlubnej, być może, przeszłości – uległo zbiorowej amnezji. Reżyser niczego nie narzuca. Podejmuje w ten sposób intelektualną grę z widzem, który – patrząc na świat oczyma głównego bohatera, myśląc i czując jak on – stopniowo odkrywa w sobie coraz większy wstyd, gdy dokonuje kolejnej kradzieży, gdy przekracza granice intymności drugiego człowieka. Atmosfera się wówczas zagęszcza, prowadząc do wymykającej się rozumowi potrzeby ekspiacji.  | |
Dzieło Bakuradzego wyrasta z najlepszych tradycji kina europejskiego. Widać w nim nie tylko wpływy Tarkowskiego – tych może jest nawet, o dziwo, najmniej – ale przede wszystkim Roberta Bressona (pamiętny „Kieszonkowiec” z 1959 roku), Akiego Kaurismäkiego („Człowiek bez pamięci”, 2002), jak również Krzysztofa Kieślowskiego („Trzy kolory. Niebieski”, 1993). By zyskać na wiarygodności postaci, do głównych ról Gruzin zatrudnił nie zawodowych aktorów, ale naturszczyków. Grający Aleksieja Geła Czitawa (rocznik 1978) jest krajanem Bakuradzego z Tbilisi. Studiował prawo i psychologię, a zarabiał, pracując między innymi jako kierowca i agent nieruchomości. Z kolei o pojawiającym się w roli Kostika dwunastoletnim w chwili realizacji filmu Rusłanie Griebionkinowie można powiedzieć, że zagrał samego siebie – dziecko pozbawione opieki dorosłych i wychowywane na ulicy. Na co dzień Rusłan jest bowiem mieszkańcem jednego ze stołecznych domów dziecka. Matkę Liochy zagrała Ljubow Firsowa, absolwentka Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych w Moskwie (GITIS-u), przede wszystkim aktorka teatralna, w filmie pojawiająca się niezmiernie rzadko. Częściej można natomiast zobaczyć na ekranie młodszą od niej o ponad dwadzieścia lat Sesil Pleże – jedną z filmowych ofiar Szultesa. Ta pół-Rosjanka, pół-Francuzka, w młodości trenująca łyżwiarstwo figurowe, nie zagrała do tej pory znaczących ról, choć można ją było wypatrzyć w popularnych serialach „Jesienin” i „Park aleksandrowski” (oba z 2005 roku) oraz w komedii Wiktora Szamirowa „Dikari” (2006). W tym samym filmie pojawiła się również Daria Siemionowa, u Bakuradzego grająca kasjerkę w supermarkecie, jedyną kobietę, do której zbliżył się Aleksiej. Na koncie ma ona również główną rolę żeńską w „Słudze gosudariew” (2007) Olega Rjaskowa, przygodowo-historycznym obrazie, którego akcja rozgrywa się w czasie wojny północnej. Wadima Całłatiego, czyli doktora Paszę, można było natomiast zobaczyć w „ Szczęściarzu” (2006) Władimira Jakanina oraz wojenno-sensacyjnym serialu „Dywersant 2: Koniec wojny” (2007). Po debiutanckim dziele nie sposób orzec, jak potoczy się dalsza kariera gruzińskiego artysty. Ani ile jeszcze pożytku będzie z niego miała rosyjska kinematografia. Nierzadko bowiem zdarzało się już, że po znakomitym debiucie reżyserzy rozmieniali swój talent na drobne. Jeśli jednak kolejny film Bakuradzego będzie co najmniej tak dobry, jak opowieść o Aleksieju Szultesie – będzie już można nieśmiało napomknąć, że rośnie nam twórca dużego formatu. Przecież Paweł Czuchraj nie może się mylić.
Tytuł: Shultes Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Rosja Data premiery: 24 kwietnia 2009 Czas projekcji: 100 min. Gatunek: dramat, sensacja Ekstrakt: 70% |