Czy może istnieć powieść grozy dla dzieci? Nie taka, w której przeciwnikiem małoletnich bohaterów byłby po prostu potwór czy demon, lecz taka, która sprawi, że i starszemu czytelnikowi włos zjeży się na karku? Na nic podobnego jeszcze co prawda nie trafiłam, ale „Kroniki Wardstone” Josepha Delaneya są najbliższe takiej koncepcji.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Thomas Ward jest siódmym synem siódmego syna, co w kraju, gdzie istnieje magia, nie zapowiada łatwego życia. I faktycznie, z chwilą ukończenia trzynastego roku życia chłopiec zostaje oddany w termin do lokalnego stracharza, czyli człowieka, który – prawie jak nasz wiedźmin – za pieniądze tępi potwory. A że czasy robią się coraz bardziej mroczne, więc Tom już w pierwszym roku swojej nauki musi stawić czoła niebezpieczeństwom, o jakich mu się nie śniło. „Zemsta czarownicy”, „Klątwa z przeszłości” oraz „Tajemnica starego mistrza” to trzy pierwsze tomy przygód młodego bohatera stanowiące spójną, zamkniętą całość, ale jednocześnie pozostawiające autorowi możliwość kontynuacji (część czwarta już została w Polsce wydana). Do „Kronik Wardstone” można mieć takie czy inne zastrzeżenia – jednym z nich jest na przykład zaskakujące opanowanie młodego bohatera, który dowiedziawszy się, że do końca życia wykonywać będzie pracę związaną ze społecznym ostracyzmem (stracharze, podobnie jak wiedźmini, są wyrzutkami), niespecjalnie protestuje, a i później, gdy zaczyna już naukę, wykazuje się zadziwiającą jak na swój wiek dojrzałością. Do pewnego stopnia oczywiście można to wytłumaczyć – akcja powieści dzieje się w czasach, gdy trzynastolatek był już niemal młodym mężczyzną, a synowie nie podważali decyzji ojców. Mimo to uważam, że autor jednak lekko przesadza, zwłaszcza że Tomowi owszem, zdarza się zrobić coś nierozsądnego, ale wyłącznie wtedy, gdy jest to potrzebne, by pchnąć fabułę do przodu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drugie zastrzeżenie mam do przedstawionego w powieści świata, który sprawia wrażenie nazbyt ubogiego. Nie czuje się tu głębi ani jeśli chodzi o przestrzeń (momentami można sądzić, że cały kraj to trzy-cztery osady rzucone w pustkę), ani jeśli chodzi o czas, bo akcja „Kronik…” rozgrywa się w mitycznym nigdy-nigdy zawieszonym niczym Shire pomiędzy czasami siermiężnego średniowiecza a początkami nowoczesności (u Delaneya prości chłopi są na tyle bogaci, by wstawiać sobie w okna szyby, ale o kolei nikt nigdy nie słyszał). Szkoda, że pisarz nie zdecydował się na pełnokrwistą wersję alternatywnej Anglii, w której funkcjonuje magia (bo o tym, że to właśnie Anglia, można sądzić po nomenklaturze), jednak z tomu na tom świat robi się coraz ciekawszy, liczę więc, że doczekam tego w którejś z kolejnych części.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie zapominajmy jednak o zaletach. Pierwszą i – dla mnie przynajmniej – najważniejszą jest nastrój. „Kroniki…” zawierają sporo elementów starej, dobrej brytyjskiej powieści gotyckiej – posępne kamienne siedziby, tajemnicze kurhany, pustkowia, na które lepiej nie chodzić po zmierzchu, czy samotne chaty na moczarach, gdzie czai się Zło. Wszystko to buduje klimat tak rewelacyjnie, że gdybym była w wieku docelowego odbiorcy „Kronik…”, wystraszyłabym się pewnie tak, jak swego czasu bałam się „Psa Baskerville’ów”, a i teraz, w dwadzieścia lat później, kilka razy czułam przebiegający po plecach dreszczyk. Drugi plus należy się autorowi za umiejętność trzymania czytelnika w napięciu – co prawda możemy być spokojni, że głównemu bohaterowi nic poważnego się nie stanie (gwarancją jest nie tylko konwencja młodzieżowej powieści, ale i fakt, że narracja prowadzona jest w pierwszej osobie), lecz w przypadku jego najbliższych nie jest to wcale takie pewne, Delaney bowiem, gdy trzeba, potrafi zrobić swoim postaciom krzywdę. Trzecią wreszcie zaletą jest niejednoznaczność moralna. Zapomnijcie o czarno-białym świecie, to nie tego typu książka. Oczywiście – ponieważ wciąż mamy do czynienia z cyklem skierowanym do młodszych czytelników – Tom jest bohaterem pozytywnym i stara się postępować właściwie, jednak jego wybory bywają bardzo trudne. Na przykład najlepszą (i jedyną) przyjaciółką chłopca jest młodociana czarownica ze skłonnościami do czarnej magii, zaś mistrz, któremu Tom ufa, skrywa mroczną tajemnicę. Pochwalić należy też język, jakim napisany jest cykl – stylizacji tu niewiele, lecz sam rytm i niejaka „literackość” (zdania są pełne, długie) ładnie podkreślają fakt, że mamy do czynienia z historią rozgrywającą się „dawno, dawno temu…”. Z tym ostatnim korespondują z kolei stylizowane na staroświeckie okładki. W porównaniu z całością udane wydanie to drobiazg, jednak ważny, zwłaszcza gdy zamierzamy zrobić dziecku prezent. Do czego zresztą gorąco zachęcam – kupcie te książki znajomemu dwunastolatkowi, niech czyta i obgryza paznokcie, bo nic nie smakuje w tym wieku tak dobrze jak odrobina grozy. A i sami przeczytajcie, jeśli tylko lubicie takie historie – gwarantuję, że nie będziecie rozczarowani.
Tytuł: Zemsta czarownicy Tytuł oryginalny: The Spook’s Apprentice ISBN: 978-83-60010-47-1 Format: 298s. 125×175mm Cena: 27,90 Data wydania: 21 listopada 2007 Ekstrakt: 70%
Tytuł: Klątwa z przeszłości Tytuł oryginalny: The Spook’s Curse ISBN: 978-83-60010-48-8 Format: 386s. 125×175mm Cena: 29,90 Data wydania: 21 listopada 2007
Tytuł: Tajemnica starego mistrza Tytuł oryginalny: The Spook’s Secret ISBN: 978-83-60010-64-8 Format: 461s. 125×175mm Cena: 29,90 Data wydania: 25 kwietnia 2008 |