W dzisiejszych czasach, gdy zdaniem wielu zagrano już wszystko, zespoły pokroju Myopii jawią się jako panaceum na powszechną miałkość. Choć swoim najnowszym albumem „Biomechatronic Intervention” grupa nie odkrywa przysłowiowej Ameryki, poprzez swoją skomplikowaną muzykę stoi w wyraźnej opozycji do pozbawionej kreatywności masy kapel.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Darzę bardzo dużym szacunkiem zespoły pokroju Myopii. Dla ich członków liczy się tylko muzyka. Bo co innego mogłoby? W to, że w naszym kraju można zarobić na graniu „pokręconych” dźwięków, nie wierzą już chyba nawet najwięksi optymiści. Corocznie rozdawane Fryderyki w kategoriach Rock i Metal trafiają przeważnie do muzyków, którzy posiadają sprawnych managerów, rzadko zaś otrzymują je artyści tworzący muzykę trudną w odbiorze i łamiącą schematy. Na kilkucyfrowe wpływy na konto i nominację Myopia zapewne więc nie liczy. Na powszechny poklask też chyba nie. Pozostaje im granie zgodnie z własnymi ambicjami oraz dla wąskiej grupy odbiorców. To jednak, zamiast ich deprymować, raczej dopinguje, czego najlepszym dowodem jest „Biomechatronic…”. Główną inspiracją Myopii pozostaje Voivod. Wizjonerzy thrash metalu nie przestają pobudzać wyobraźni, próba zmierzenia się z ich stylistyką nie jest jednak łatwa. Myopii po raz kolejny udało się wykreować atmosferę podobną do tej panującej na krążkach Kanadyjczyków. Przez wszechobecny mrok, odhumanizowanie i mechaniczną surowość można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia raczej z soundtrackiem do schizofrenicznego horroru science fiction, a nie z albumem metalowym. Generowane przez muzyków dźwięki trudno zresztą jednoznacznie zaszufladkować. Przesterowane, ciężkie gitary wskazywałyby na metalowe korzenie, ale aranżacje utworów kojarzyć się mogą momentami nawet z jazzem. Próżno szukać tutaj riffów w zwykłym tego słowa znaczeniu. Robert Słonka idzie śladami zmarłego Denisa D’Amoura i wydobywa ze swojego instrumentu paletę niestandardowych dźwięków. Podobnie perkusista Bogdan Kubica. Budując szkielet rytmiczny utworów, stosuje liczne skomplikowane przejścia i rozwiązania, przez co przy pierwszym kontakcie muzyka Myopii może się wydawać niezrozumiałą kakofonią. Słuchacz dopiero z czasem zauważa różne „smaczki”, zaczyna odnajdywać ukryte w aranżacjach riffy i dźwięki. Przez to płyta zyskuje na żywotności, a obcowanie z nią przypomina rozwiązywanie zagadki, odkrywanie sensu kompozycji. Osobną kwestię stanowi wokal. Odnoszę wrażenie, że dla niektórych może on być najmniej strawną częścią twórczości zespołu. Aby dopasować go do konceptu muzyki – nie wiem, czy za sprawą jakichś efektów w studiu, czy po prostu Robert Kocoń potrafi tak śpiewać – głos wokalisty został zarejestrowany w taki sposób, że brzmi równie nieludzko jak instrumenty. Przy pierwszym kontakcie można poczuć konsternację. Czy jednak cała płyta od początku nie odrzuca? „Biomechatronic…” pokazuje, że w naszym krajowym podziemiu, z dala od mainstreamu, powstaje muzyka nieszablonowa, niebanalna i potrafiąca zaskoczyć. Ciekawi mnie tylko, ile osób sięgnie po ten krążek. A ilu słuchaczy faktycznie wgłębi się w niego i poczuje satysfakcję z możliwości obcowania z „łamańcami” granymi przez grupę?
Tytuł: Biomechatronic Intervention Wykonawca / Kompozytor: MyopiaData wydania: 11 stycznia 2009 Utwory: 1) Introx: 2) Mechanoth: 3) RCS01: 4) Mechatronic Robotics: 5) Biocybermedical Alterations: 6) Supermegagrid: 7) Malfunction: 8) Destabilization: 9) Re-control: Ekstrakt: 80% |