Powieść okrzyknięto najbardziej wyczekiwaną książkową kontynuacją ostatnich lat. Coś w tym jest. W 2007 roku, po osiemnastu latach od wydania „Filarów ziemi”, ukazał się „Świat bez końca” Kena Folletta. Równie gruby jak oryginał, czy pod innymi względami także mu dorównuje?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Niech porzucą wszelką nadzieję ci, którzy czekali na dalsze losy bohaterów „Filarów ziemi”. Akcja „Świata…” dzieje się dwieście lat później – gdy z oryginału pozostało jedynie miasteczko z katedrą i potomkowie głównych bohaterów (tych pozytywnych, oczywiście z wyjątkiem zakonników). Podobnie jak to miało miejsce w „Filarach…”, głównymi bohaterami stają się ci, których w początkowych rozdziałach poznajemy jako dzieci. Autor odpowiednio zadbał, by ich losy splątały się w realistycznie (mowa o realiach XIV wieku) poplątany sposób. Znów mowa o budowaniu; co prawda katedra już stoi, ale rozrastające się miasto potrzebuje lepszej infrastruktury. Niemniej kwestie budowlane to tylko jeden z wielu wątków powieści, rozpisanej na lata 1327-1361. Całkowitą odmienność zaprezentował Follett w kwestii bohaterów. W recenzji „Filarów ziemi” wskazywałem na ich polaryzację: byli albo dobrzy, albo źli, bez stanów pośrednich. Podczas lektury „Świata bez końca” można zatęsknić za takim rozwiązaniem; tu nie ma bodaj ani jednej postaci, która byłaby albo całkiem dobra, albo doszczętnie zła. Zarówno pragnąca zostać lekarką Caris, jak i Gwenda, którą poznajemy jako małą złodziejkę, tak zdolny, wrażliwy Merthin, jak i jego twardy brat Ralph oraz cała plejada postaci drugo- i trzecioplanowych ma swoje wady i zalety, przymioty i przypadłości. Z jednej strony, w ten sposób bohaterowie „zeszli na ziemię”, zostali urealnieni; z drugiej jednak nie sposób żadnemu (ani żadnej) z nich „na ślepo” kibicować. Nabierając dystansu do postępków coraz starszych (z biegiem czasu i fabuły) przedstawicieli swej epoki, dystansujemy się jednocześnie od akcji jako takiej. W efekcie kontynuacja nie wciąga tak mocno jak pierwowzór. W przypadku tomiszcza liczącego 900 stron ma to kolosalne znaczenie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dystans ten przekłada się bezpośrednio na niezrozumienie motywacji postaci. Bohaterowie „Filarów…”, miotani przeciwnościami losu na wszystkie strony, byli w swym postępowaniu zdeterminowani pozytywnymi (lub negatywnymi) cechami charakteru. Wiadomo było, że cokolwiek się stanie, nie zawrócą z obranej drogi. Tymczasem wielowymiarowym postaciom ze „Świata…” determinacja nie grozi; wiemy, że mogą postąpić lepiej lub gorzej, wybrać tę czy inną opcję. Toteż gdy zdarza im się z uporem maniaka „trzymać kurs”, czytelnik zaczyna wzruszać ramionami – „a nie lepiej by było zrobić to czy tamto? Przecież to by było logiczne…”. Niestety, taka jest cena realizmu w budowaniu charakterów. O fabule powieści nie sposób napisać wiele bez zaspojlerowania. Nie ustrzegł się tego ani wydawca (blurb na IV stronie okładki zdradza dużo więcej niż powinien), ani nawet sam autor (na swej stronie internetowej). Dość powiedzieć, że będą wielkie bitwy, zwiedzanie Europy oraz… pustosząca kontynent zaraza. Wielkie pasje, miłości, namiętności; intrygi i tajemnice; kawał zajmującej historii – czyż można chcieć więcej? Można, ale na razie niech wystarczy to, co jest.
Tytuł: Świat bez końca Tytuł oryginalny: World Without End Wydawca: Albatros – Andrzej Kuryłowicz ISBN: 978-83-7359-674-0 Format: 904s. 140×205mm; oprawa twarda Cena: 50,50 Data wydania: 23 maja 2008 Ekstrakt: 80% |