powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXXXVI)
maj 2009

Śmiało dążyć tam, gdzie nikt dotąd nie dotarł...
Z okazji premiery nowego filmu z cyklu "Star Trek" pozwolę sobie przypomnieć pokrótce historię cyklu. Trekkerzy oczywiście wszystkie te fakty potrafią podać natychmiast po przebudzeniu o 3 w nocy, ale dla mniej zaangażowanych w to uniwersum może być to cenne źródło wiedzy, by móc odróżnić swojego Klingona od innego Romulanina.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W połowie lat 80. pojawił się w polskich kinach film science fiction pod niewiele mówiącym tytułem „Powrót do domu”. Jak się okazało, był to pierwszy kontakt polskiego widza z popkulturowym fenomenem, jakim była seria „Star Trek”. Kontakt zadziwiający, bo rozpoczęty od czwartego filmu z cyklu będącego kontynuacją 80-odcinkowego serialu. Nie bardzo wiedzieliśmy, kim są bohaterowie, skąd wracają, o co chodzi w zakończeniu na planecie Vulcan (w polskich tłumaczeniach czasem prezentowana jako Wolkan), ale bawiło nas zderzenie kultur po podróży w czasie, gdy załoga z przyszłości stykała się z XX-wiecznym społeczeństwem. Dopiero w następnych latach mogliśmy dowiedzieć się więcej na temat serialu, który stał się legendą telewizyjnej fantastyki naukowej i od lat fascynuje rzesze oddanych fanów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
8 września 1966 r. w amerykańskiej telewizji pojawił się pierwszy, pilotowy odcinek serii, zatytułowany „The Man Trap”. Jej twórcą był Gene Roddenberry, wielka legenda telewizji, były wojskowy, były policjant, filozof i kobieciarz. Niewątpliwie „Star Trek” inspirowany był słynnym filmem SF z 1955 roku, „Zakazaną planetą” – w obu przypadkach mamy wielki, dyskowaty statek kosmiczny, umundurowaną załogę, odkrywanie nowych planet i przemieszczanie się za pomocą teleportera. Wkrótce jednak seria zaczęła odkrywać zupełnie nowe rejony Wszechświata i na zawsze zapisała się w historii produkcji telewizyjnych.
Skąd taka popularność? A właściwie, jak to się stało, że serial jest tak popularny dziś po 40 latach – bo w latach 60. wcale nie miał wielkiej oglądalności i umarł po 3 sezonach. Nie była to przecież seria bez wad. Odtwórca głównej, sztandarowej roli, William Shattner był zawsze bardzo słabym aktorem (jak się później okazało – również słabym reżyserem). Serial, zwłaszcza w trzecim sezonie stawał się powtarzalny. Irytowało moralizatorstwo. Naiwna była również wizja szczęśliwego społeczeństwa przyszłości, spełnionego marzenia ideowych komunistów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Serial miał jednak niezaprzeczalne zalety, które zadecydowały o jego sukcesie. Przede wszystkim prezentował wyobraźnię swych twórców skrępowaną jedynie niewielkim budżetem (stąd m.in. pomysł teleportowania, tańszego na ekranie od lądowań statków kosmicznych). Przygody załogi „Enterprise” to przegląd klasycznych pomysłów fantastyki naukowej. Obce rasy, telepatia, podróże w czasie, wszechświaty równoległe, inżynieria genetyczna, a nawet coś w rodzaju telefonii mobilnej były na porządku dziennym. Warto wspomnieć, że wśród scenarzystów serii znajdowali się najwybitniejsi pisarze gatunku m.in. Theodore Sturgeon, Norman Spinrad, David Gerrold i Harlan Ellison. Pomysły te odegrały zupełnie nieoczekiwaną rolę w rozwoju nauki – obecnie wielu najwybitniejszych amerykańskich fizyków przyznaje się do młodzieńczej fascynacji „Star Trekiem” i do tego, że właśnie ten serial przyczynił się do wzrostu ich zainteresowania nauką.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Twórcom serii udało się stworzyć załogę, której losy obchodziły widzów. Na czele stanął przystojniak i kobieciarz, kapitan James T. Kirk, wzorowany zresztą na zmarłym 3 lata wcześniej prezydencie Johnie F. Kennedym (JTK/JFK). W wielokulturowej i wielorasowej załodze miał m.in. lekarza dr. McCoy , który zasłynął powtarzaną często kwestią „on nie żyje, Jim”, ogłaszając śmierć kolejnego statysty, główny mechanik Montgomery Scott („Beam me up, Scotty!”), Rosjanin Czekov, skośnooki porucznik Sulu, ciemnoskóra porucznik Uhura. Warto wspomnieć, że pocałunek między Kirkiem i Uhurą, był pierwszym międzyrasowym pocałunkiem w amerykańskiej telewizji. Co prawda oboje byli wówczas pod kontrolą Obcych, ale co tam.
Najlepszym pomysłem serii okazał się jednak Spock (Leonard Nimoy) – szpiczastouchy, szlachetny kosmita z pokojowo nastawionej planety Vulcan, z rasy kierującej się zawsze rozumem i rozsądkiem, nigdy emocjami. Kontrast między zrównoważonym Spockiem i emocjonalnym Kirkiem przez lata nakręcał dynamikę serii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jak wspomniałem, serial upadł po 3 latach. To był jednak początek zupełnie nowego życia. Zaczęło się od próby kontynuacji serii w formie animowanej – w latach 1973-1975 powstały 22 odcinki, ale nie odniosły wielkiego sukcesu. Niezmordowany Roddenberry zebrał w 1979 ponownie całą ekipę i stworzył wersję kinową – „Star Trek: The Movie”, w reżyserii zasłużonego weterana Roberta Wise’a. Stworzony z rozmachem film jednak lekko rozczarował, ale nie pogrążył serii – w ciągu następnych 30 lat powstało 10 filmów pełnometrażowych (w tym 6 z załogą z klasycznego „Enterprise”). Za najlepszą powszechnie uważa się część drugą, „Gniew Khana”, w której powraca jedna z pobocznych postaci z serialu w sugestywnej kreacji Ricardo Montalbana, aby stoczyć pojedynek na śmierć i życie z Kirkiem i załogą „Enterprise”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W 1987 roku został otwarty kolejny wielki rozdział w historii „Gwiezdnej wędrówki”. W serialu „Star Trek: Następne pokolenie” na ekrany powrócił „Enterprise” z zupełnie nową załogą, umieszczony w rzeczywistości serialowej 80 lat po misjach kapitana Kirka. Był to również skok jakościowy, uważa się, że nowa seria swym poziomem zdystansowała klasykę, choć nie mogła dorównać jej legendą. Znakomitym pomysłem było zatrudnienie świetnego szekspirowskiego aktora Patricka Stewarta w roli nowego dowódcy Jean-Luca Picarda. Rolę kiepskiego aktorsko kobieciarza przejął Jonathan Frakes jako komandor Riker, a racjonalnego Spocka zastąpił android komandor Data, grany przez świetnego Brenta Spinnera. W załodze znalazło się więcej kosmitów (zawsze jednak humanoidalnych), a sam serial nabrał głębi, rozwinął charaktery postaci i rozszerzył zakres podejmowanych tematów. Załoga nowego „Enterprise” również weszła na kinowe ekrany, a kapitan Picard i kapitan Kirk spotkali się na chwilę w filmie „Star Trek: Pokolenia” (1994).
„Pokolenia” miały 7 sezonów. Ich następcy nie dorównali może serialowi z Picardem, ale wciąż poszerzali uniwersum „Gwiezdnej wędrówki”. Akcja „Star Trek: Deep Space Nine” (1993 – 2000) toczy się na stacji kosmicznej, „Star Trek: Voyager” to próba powrotu do domu załogi rzuconej w odległe rejony Wszechświata i pierwsza kobieta jako dowódca statku (kapitan Kathryn Janeway), „Enterprise” to z kolei prequel, którego akcja toczy się 100 lat przed misjami Jamesa T. Kirka. Dodać należy liczne książki, komiksy, gry komputerowe, filmy dokumentalne…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie zmienia to jednak faktu, że legenda zaczęła blaknąć. Dwa ostatnie filmy – „Rebelia” i „Nemesis” okazały się porażkami. Serial „Entrprise” miał bardzo słabą oglądalność i szybko został anulowany. W 2005 Paramount Pictures zwróciło się do osławionego sukcesem serialu „Zagubieni” J. J. Abramsa oraz scenarzystów Roberto Orciego i Alexa Kurtzmana z prośbą o próbę odświeżenie serii. Orci i Kurtzman są zagorzałymi fanami, Abrams, choć miał miłe wspomnienie seansu „Star Trek: The Movie”, który oglądał w wieku 13 lat przedpremierowo wraz z ojcem, hollywoodzkim producentem, uważał się raczej za fana „Gwiezdnych wojen”. Jego celem było jednak stworzenie filmu akceptowalnego przez szerszą publiczność, niż trekkies. Porzucono wszystkie startrekowe odpryski i powrócono do źródeł. Film przedstawia znów klasyczną załogę Enterpirise, z Kirkiem, Spockiem, Uhurą, Sulu, McCoyem, Chekovem i Scotty’m – tyle, że powraca do czasów ich młodości. Dziś wchodzi na ekrany kin całego świata.
A sequel zapowiadany jest już na rok 2011. Wygląda, ze jeszcze dużo czasu minie, nim „Enterprise” zakotwiczy w suchym doku.
• • •
Naszą recenzję najnowszego filmu czytaj TUTAJ.
powrót do indeksunastępna strona

91
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.