Tydzień z życia niespełnionego mężczyzny. Amerykański producent próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie „co jest grane?”, ale okazuje się, że nikt nic nie wie. Niby jak w czeskim filmie, lecz zdecydowanie mniej zabawnie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Niewesołe jest życie hollywoodzkiego twórcy, który nie ma nawet czasu, żeby to roztrząsać, bo ciągle działa w biegu. Art Linson zajmuje się kilkoma rzeczami naraz, a rolę jego jedynego przyjaciela pełni wiecznie włączony telefon. Natłok fabularnych wydarzeń – zamiast przyciągać uwagę – dezorientuje, tumani, przytłacza. Linson w Fabryce Snów doświadcza życiowego koszmaru. Brodaty Bruce Willis, anonimowy pies popularny bardziej od Seana Penna oraz publiczność tłumnie opuszczająca pokaz prasowy – katalog zjaw żywcem wyjęty z jakiegoś b-klasowego horroru materializuje się w rzeczywistości. A jednak, inaczej niż w kinie grozy, ofiara nie wzbudza naszego współczucia. Od zdegenerowanych kumpli z branży Linson różni się właściwie tylko tym, że bierze mniej antydepresantów. Nie wiadomo zresztą jak długo, bo nad głową mężczyzny zbierają się czarne chmury, z których spada deszcz życiowych niepowodzeń. Były przyjaciel śpi z eks-żoną w dawnym łóżku producenta, a jedyna dziewczyna na horyzoncie bardziej niż samego Arta pragnie kontraktu z jego studiem. Seks z partnerką albo telefoniczna rozmowa z rozkapryszonym gwiazdorem. „Tak” lub „nie” dla namolnego scenarzysty, agitującego na rzecz projektu o natchnionym kwiaciarzu. Życie Linsona wydaje się sztuką niewłaściwych wyborów. Klęski zawodowe często idą pod rękę z porażkami w życiu prywatnym, a nawet amerykańskiemu producentowi zdarza się czasem wstać o siódmej rano. Środowiskowa satyra nie proponuje nic ponad przegląd zagadnień z zakresu „wszystko co już od dawna wiemy o Hollywood i o co niekoniecznie chcielibyśmy zapytać”. W Levinsonowskiej Dream Factory zatrudnienie znajduje, oczywiście, zgraja megalomanów i szumowin, spędzająca czas na taśmowej produkcji felernych dowcipów. Dokuczające Artowi poczucie bezradności twórcom „Co jest grane?” mogłoby się wydać dziwnie znajome. Reżyser od dobrych paru lat nie odniósł zawodowego sukcesu i sprawia wrażenie, jakby wreszcie znalazł winnego swojego położenia. Zemsta na własnym środowisku smakuje jednak gorzko. Opowieść Levinsona z frustracji powstała i we frustrację (widza) się obróciła. Twórcy „Faktów i aktów” wyszedł tym razem słaby film o realizacji słabego filmu. Ostatnie sceny rozgrywające się podczas festiwalu w Cannes udowadniają, że – inaczej niż w Allenowskim „Końcu z Hollywood” – tym razem z pomocą nie przyjdą nawet Francuzi.
Tytuł: Co jest grane? Tytuł oryginalny: What Just Happened Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: USA Data premiery: 24 kwietnia 2009 Czas projekcji: 107 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 50% |