powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXXVII)
czerwiec-lipiec 2009

Zbyt prosta elegancja
Anne Fontaine ‹Coco Chanel›
Stroje zaprojektowane przez Coco Chanel charakteryzował szyk, stonowanie i oszczędność, dlatego filmowa wariacja na temat życia słynnej osobowości świata mody w reżyserii Anne Fontaine również jest prosta i elegancka. Estetycznie i aktorsko to haute coûture, szkoda tylko, że scenariuszowo i emocjonalnie film pozostawia wiele do życzenia.
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Coco Chanel” nie jest klasyczną biografią znanego artysty przeniesioną na srebrny ekran. Już tytuł oryginalny zdradza, że Fontaine chce nam opowiedzieć o głównej bohaterce przed epoką popularnej projektantki, której nazwisko jednoznacznie kojarzyło się z określonym stylem ubrań i kontrowersyjnym zachowaniem czy trendami. Reżyserka odmalowuje portret Coco jako młodej dziewczyny porzuconej za czasów dzieciństwa w sierocińcu, później zdecydowanie wspinającej się po drabinie społecznej, także przez łóżko swojego bogatego przyjaciela. Fontaine woli opisywać krnąbrny charakter młodej Coco, niż jej sukcesy zawodowe. Udaje jej się jednak tylko musnąć skromny portret tej niezwykłej, postępującej często w sposób niemoralny kobiety, wyprzedzającej odwagą i niezależnością swoje czasy. Zamiast skoncentrować się na wielu twarzach bohaterki i motywacji kryjącej się za najważniejszymi, życiowymi wyborami, reżyserka przeistacza historię o silnej kobiecie, która sprytem i manipulacją osiąga to, czego chce, w nijakie, nieprzekonujące romansidło. Chyba nie tego oczekują widzowie oglądający opowieść o tak barwnej osobowości jaką niewątpliwie była Coco Chanel.
Pierwsza połowa filmu to ciekawa, wyciszona narracyjnie, ale wciąż wciągająca historia o wejściu bohaterki tylnymi drzwiami do świata napuszonej socjety. Coco bezpardonowo wprasza się do swojego bogatego znajomego, Balsana, który mieszka w pięknej rezydencji pod Paryżem. Na początku niewidoczna, powoli toruje sobie drogę do sukcesu i rozpoznawalności. Jest przy tym bezczelna, zdecydowana i nieokiełznana, przez co w konformistycznym środowisku elit uchodzi za zabawnie dziwaczne indywiduum. W tej pierwszej połowie, Fontaine stara się wniknąć do głowy Coco; pokazuje ją jako kogoś, kto zna swoją wartość i potrafi walczyć o realizacje wyznaczonych celów. Nie stroni również od subtelnego zarysowania wszystkich wad bohaterki, których na pewno było niemało, tak, że w rezultacie Coco wydaje się prawdziwym, pełnym przywar człowiekiem, a nie tylko ikoną. Niestety, wraz z pojawieniem się nudnego Arthura Capela, film wkracza na terytorium szablonowego i bardzo mało namiętnego romansu. Coco traci cechy wyjątkowości, a jej postać ustępuje centralną pozycję w fabule miłym słówkom i przeciągłym spojrzeniom. Aż trudno uwierzyć, że Coco, kobieta z takim temperamentem i charakterem, kochałaby w tak mdły sposób. Kiedy historia skręca w stronę romansu, cierpi na tym każdy element filmu: spokojny rytm narracji zaczyna nudzić, aktorzy wydają się mniej trafieni, a tytułowa postać traci kolory. Podobne opowieści miłosne kino serwowało nam tysiące razy i nie trzeba kręcić filmu o legendzie, żeby zaserwować romans w dużo lepszym wydaniu.
Może to również kwestia aktorstwa? W pierwszej połowie Audrey Tautou partneruje bardzo dobry Benoît Poelvoorde jako niezbyt urodziwy i wręcz gruboskórny, ale na pewno ciekawy Étienne Balsan. W drugiej, na ekranie pojawia się karykaturalny i pozbawiony charakteru Alessandro Nivola jako prawdziwa miłość Coco – Capel. Aktorskie towarzystwo najwyraźniej wpływa na samą Audrey Tautou, która pozbywa się uciążliwej etykietki Amelii i przekonująco wciela w tytułową bohaterkę, ale naprawdę błyszczy wtedy, gdy nie udaje zakochanej marzycielki – to po prostu do Coco nie pasuje, a przypomina wcześniejsze kreacje Tautou. Nie da się jednak ukryć, że niewiele można aktorce zarzucić, a ci, którzy wątpili w umiejętności panny Tautou, muszą ją teraz jednak docenić.
Na pewno można jeszcze u Fontaine pochwalić wspaniale pokazany świat głównej bohaterki. Wnętrza, kostiumy, sposób filmowania – to wszystko sprawia, że „Coco Chanel” jest zwyczajnie ładnym estetycznie filmem. Póki nie zamienia się w romansidło, jest również filmem gloryfikującym życiową odwagę i nonkonformizm, ale jednocześnie burzącym rewolucyjny obraz Coco Chanel. U twórczyni „Dziewczyny z Monako” niezależność bohaterki opiera się bowiem przede wszystkim na niezależności myśli, stylu, decyzji. Bo w sferze finansowej i społecznej, Coco jest w zupełności uzależniona od mężczyzn, nawet jeśli potrafi nimi zręcznie manipulować. To coś nowego w portrecie słynnej projektantki, ale czy pasuje do tej postaci, uformowanej w percepcji kultury na kogoś wyjątkowego, muszą ocenić sami widzowie.



Tytuł: Coco Chanel
Tytuł oryginalny: Coco avant Chanel
Reżyseria: Anne Fontaine
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: Francja
Dystrybutor: SPI
Data premiery: 26 czerwca 2009
Czas projekcji: 105 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

126
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.