Gdyby nie liczne ujęcia nagich kobiecych biustów, nazwałbym „Aldebaran” Leo komiksem typowo młodzieżowym. A zresztą, co ja tam wiem? Może właśnie nagie piersi są obecnie wyróżnikiem twórczości dla nastoletniego czytelnika?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kilka lat temu wydawnictwo Siedmioróg przedstawiło nam dwa pierwsze tomy cyklu „Aldebaran” – „Zagładę” i „Blondynkę”, po czym… wstrzymało wydawanie reszty. Seria może nie wyróżniała się jakoś specjalnie poziomem ponad inne cykle komiksowej SF, ale jednak na tyle ciekawie zarysowała środowisko obcej, skolonizowanej przez Ziemian planety i na tyle zajmująco poprowadziła intrygę, że chciało się poznać dalsze losy bohaterów. Co wreszcie możemy uczynić teraz – dzięki zbiorczemu wydaniu wszystkich pięciu części cyklu w jednym tomie, w nowej serii Egmontu, nazwanej po prostu „Science Fiction”. Fabuła jest dość klasyczną opowieścią science fiction. Ludzie skolonizowali czwartą planetę w systemie Aldebaran w konstelacji Byka. Świat ów w dużej mierze przypomina naszą Ziemię, z tym że jest w dużo większym stopniu pokryty oceanami, a jego fauna i flora przyjmuje postacie bardzo odrębne od tego, co możemy oglądać na rodzimym globie. Co więcej – ze względu na bezmiar przestrzeni wodnych – owa fauna na razie jest zbadana w bardzo małym stopniu i nadal kryje w sobie wielkie tajemnice. Społeczeństwo kolonii utraciło ponad 100 lat wcześniej kontakt z Ziemią, a przez ten czas władzę na planecie przejął niezbyt sympatyczny reżim, wzorowany chyba poglądami, rolą kościoła, a nawet krojem mundurów jego przedstawicieli na frankistowskiej Hiszpanii czy Chile Pinocheta. Reżim jak to reżim – badania utajnia, opozycję zwalcza, a bogactwa planety stara się wykorzystać dla dobra ludzi sprawujących władzę, nie dbając ani o obywateli, ani – tym bardziej – o rozwój wiedzy i postęp ludzkości. Głównego bohatera – młodego, kilkunastoletniego Marca, mieszkańca rybackiej osady, zakochanego w szkolnej koleżance (a w nim z kolei kocha się jej młodsza siostra, Kim), poznajemy w dramatycznych okolicznościach. Najpierw z całą wioską obserwują szereg dziwnych zdarzeń na oceanie, a następnie cudem ratują się z zagłady całej osady, zniszczonej przez tajemniczego morskiego potwora. Marc wraz z dwiema koleżankami wyrusza do stolicy – będzie to podróż pełna przygód i niespodzianek. Trudno określić dla jakiego odbiorcy skierowany jest „Aldebaran”. Z jednej strony młody wiek głównych bohaterów, barwne przygodowe tło, stosunkowo liniowa prosta fabuła, nieco infantylne dialogi przywołujące na myśl seriale w stylu „Beverly Hills 90210” sugerują, że jest to komiks młodzieżowy. Z drugiej jednak strony upodobanie Leo do rysowania atrakcyjnych nagich kobiecych ciał (schorzenie zresztą dość popularne wśród rysowników komiksów), zaskakująco brutalne czy krwawe sceny (jak choćby amputacja zranionej dłoni za pomocą… zębów), seks i przemoc wyłamują się z tego schematu. Ale może to jednak tak właśnie dziś wygląda pakiet młodzieżowy? Prostota z elementami dorosłej pikanterii? Ta prostota jednak nieco szkodzi komiksowi. Bohaterowie nakreśleni są grubą kreską, to postacie albo jednoznacznie pozytywne, albo jednoznacznie negatywne, nieskomplikowane, bez prób pogłębiania ich charakteru. Irytuje też maniera wyjaśniania wszystkiego (od zagadek planety, po uczucia, którymi darzą się bohaterowie) w długich elaboratach (i powtarzania tych informacji w kolejnej odsłonie dialogów), dzięki czemu czasami dymki bardzo mocno dominują nad planszami. Podobnie nieco do życzenia pozostawia strona graficzna. Leo jest solidnym rzemieślnikiem, często ładnie modeluje tło, ale słabo sobie radzi w scenach dynamicznych, twarze bohaterów dzieli na bardzo ładne i karykaturalne (w zależności od tego, jaką rolę odgrywa postać w komiksie) i nie zawsze potrafi dopasować wizerunek do założeń (13-letnia Kim wygląda na kobietę 30-letnią). Na szczęście całość ratuje ładnie dobrana kolorystyka, nadająca obcej planecie posmak egzotyki, projekty technologiczne, a przede wszystkim rysunkowa wizja fauny i flory obcego świata. Nie byłbym jednak sprawiedliwy, gdybym miał „Aldebaran” tylko krytykować. Fabuła nie jest może bardzo skomplikowana, ale skonstruowana dobrze – całość zaczyna się od wielkiej, frapującej zagadki, a czytelnik nie może sobie odpuścić lektury, dopóki nie pozna jej rozwiązania. Największym jednak atutem komiksu jest wizja obcej planety. Leo udało się ukazać świat z pozoru bardzo bliski naszej Ziemi, z wieloma znanymi elementami, a jednak wciąż tajemniczy, zaskakujący i nieodgadniony. Najlepsze (zarówno pod względem treści, jak i grafiki) są spotkania bohaterów z fauną Aldebaran 4. Czytelnik dzieli z bohaterami ich zaskoczenie, przerażenie czy fascynację. Twórca wyraźnie bawi się w wymyślanie ciekawych form życia (komiks ma zresztą dodatkowe strony opisujące wybrane stwory Aldebarana) i śledzenie jego koncepcji sprawia niemałą przyjemność. Choćby po to, by poznać fascynującą przyrodę obcej planety, warto się z tym komiksem zapoznać.
Tytuł: Aldebaran Cena: 69,00 Data wydania: marzec 2009 Ekstrakt: 60% |