Aktorom Teatru Dzieci Zagłębia z Będzina trudno odmówić zaangażowania w przedstawianie dziejów Śpiącej Królewny. W wystawianym w Chorzowie spektaklu o takim właśnie tytule szwankowało natomiast parę innych elementów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wszyscy znamy tę baśń, prawda? Darujmy więc sobie streszczanie fabuły, przechodząc od razu do sposobu jej przedstawiania. Spektakl Teatru Dzieci Zagłębia łączy w sobie elementy gry czysto aktorskiej, kukiełkowej oraz mieszanej. Królewnę, jeszcze nie śpiącą, poznajemy początkowo po wrzaskliwym płaczu noworodka, schowanego w wózku, bawionego przez Nianię (aktorka) oraz Trębacza (aktor). Król – nerwus i pierdoła – oraz dbająca tylko o swą urodę (i niskokaloryczność tortu) królowa są elementem mieszanym: częściowo aktorskim, częściowo lalkowym, co szczególnie uwidacznia się w drugiej części przedstawienia, czy wychodzą zza murów zamku i przechadzają się po scenie, „noszeni” na tronach przez olbrzymów. Z kolei dobre wróżki (w postaci zwierząt) oraz lud w osobie dresiarza (!), ślepego staruszka i przygłuchej staruszki są już czysto kukiełkowe, poruszane i odzywające się głosami niewidocznych zza scenografii aktorów. Łącznie w ten czy inny sposób występuje ich dziewięcioro. Wspomnieliśmy o narodzinach królewny, przejdźmy więc dalej. Jak głosił pojawiający się napis, „1 rok później” była już ona niemowlęciem, bawiącym się królewskim berłem. „9 lat później” oraz „16 lat później” (czyli, jak wynika z podstaw arytmetyki, w dwudzieste szóste, a nie szesnaste urodziny!) – już dojrzałą panną, przechodząc z postaci mieszanej (aktorsko-lalkowej) do aktorskiej. Aktorski też był i królewicz, który pojawił się – oczywiście – na koniec. Niektóre postacie pojawiały się w sposób niecodzienny – schodząc po schodach widowni. Oczywiście, dla „wyjadaczy” teatralnych żadna to nowość, ale dla zebranych na sali dzieci było to zaiste Przeżycie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W ten sposób w ogóle spektakl się rozpoczął: przejściem wśród publiczności Trębacza. Zabieg był później jeszcze kilkukrotnie powtarzany, między innymi w celu poszukiwań królewny (w które zebrane dzieci bez proszenia głęboko się zaangażowały) w dniu jej 16 urodzin – postacie wyszły dwoma głównymi wyjściami, a zadowolona z żartu Królewna po chwili wślizgnęła się bocznymi drzwiami. Interakcja aktorów (zwłaszcza wspomnianego herolda) z publicznością z pewnością zasługuje na pochwałę. Na naganę z kolei zasłużyła praca realizatorów dźwięku. Aktorzy-postacie nosili mikrofony nagłowne, ale słychać ich było głównie dzięki donośnym głosom (charakterystyczny, przenikliwy chichot Niani w mig uspokajał zbyt rozbrykaną publiczność). Królewny oraz Królewicza, zwłaszcza pod koniec przedstawienia, gdy pełne wrażeń dzieci zaczynały mocno angażować się w fabułę, słychać nie było prawie wcale. Trudno jednak tu winić wyłącznie techników, skoro sami młodzi aktorzy ani nie potrafili zapanować nad salą, ani nie chcieli w umiejętny sposób odczekać chwili z wyrecytowaniem swych kwestii.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Skąd wziął się ten szum pod koniec spektaklu? Można wskazać kilka przyczyn. Jedną z nich był rozwiewający się dym „stuletniego snu”, opadający właśnie na widownię (efekt pirotechniczny, jak widać, zbędny, a wręcz szkodliwy). Drugą – troska dzieci o Królewnę, która po obudzeniu się usiadła na skraju głębokiej dziury w scenie (do tej pory skrzętnie omijanej przez wszystkich aktorów) – po co obniżono ów fragment sceny, pozostaje dla mnie zagadką 1). Czy można do tych przyczyn dorzucić też podział sztuki na dwie półgodzinne części z 10 minutową przerwą – to jest już kwestia dyskusyjna. Dyskusyjne były również postmodernistyczne kostiumy i wtręty do dialogów. Królewna nie dość, że nie miała korony, to w ogóle nie wyglądała jak Królewna – raczej jak współczesna rozkapryszona nastolatka. A Królewicza, gdyby się na żądanie królewskiej pary nie przedstawił, chyba nie rozpoznałby nikt: ubranego w trampki, szorty i koszulkę piłkarską. Królowa, jak wspomniałem, pilnowała by tort był niskokaloryczny – nie było to jednak jedyne „przymrużenie oka” do zebranych na sali dorosłych. Były i lepsze, ale… jak to z dobrymi żartami bywa, szybko wyleciały z głowy. Były więc fragmenty, podczas których śmiały się dzieci, były i takie, gdy rechotali dorośli. Czy uznać to za brak zdecydowania scenarzysty/reżysera czy też za umiejętność zadowolenia i jednych, i drugich, będzie zależeć od tego, jak się komu spektakl spodoba. Z pewnością nie mogła się podobać wystająca zza muru scenografii blond fryzura jednej z animatorek bohaterów kukiełkowych.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Śpiąca Królewna” otrzymała I miejsce w plebiscycie na najciekawszy spektakl Festiwalu Teatrów dla Dzieci (Kraków 2009). Jest wystawiana przez Teatr Dzieci Zagłębia nie tylko gościnnie, ale przede wszystkim we własnej siedzibie. Myślę, że w warunkach „domowych” większość wymienionych mankamentów znika – pewnie gdybym oglądał przedstawienie w Będzinie, poza arytmetyką nie miałbym się do czego przyczepić. Doceńcie więc, proszę, że oto ja, Ślązak, zapraszam widzów… do Zagłębia. 1)Przed spektaklem i w jego przerwie wiele dzieci podchodziło z opiekunami do sceny i zaglądało w dół owej dziury, więc większość z nich zdawało sobie sprawę, jakie to niebezpiecznie. Gdy więc herold w pewnym momencie przeszedł szeroką na ledwie stopę „krawędzią nad przepaścią” (odgradzającą „dziurę” od obniżenia dla widowni)…
Tytuł: Śpiąca Królewna Autor: Marta Guśniowska Reżyseria: Ireneusz Maciejowski Muzyka: Piotr Klimek Scenografia: Michał Golubowski Choreografia: Arkadiusz Buszko Ekstrakt: 60% |