Potrójna trylogia Tintina dobiegła końca. Muszę przyznać, że końcówkę miała efektowną. A ponieważ mam skrzywienie na punkcie historii o podróżach kosmicznych, ostatni tom (ten z grafitową okładką) oceniam jako najlepszy z całej trójki.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zastanawiałem się, komu najbardziej mógłby przypaść do gustu album z kosmicznymi przygodami Tintina. Jeśli lubicie filmy takie jak „Robinson Crusoe na Marsie” czy przede wszystkim „Zakazaną planetę”, to klimat tego albumu powinien się wam spodobać. Te filmy i komiks łączy z jednej strony lekko „trącąca myszką” wizja podróży kosmicznych, ale przede wszystkim rozmach i poczucie udziału w wielkiej przygodzie. A podróż na Księżyc to przygoda zaiste niezwykła. Całość albumu ma charakter dość szczegółowej kroniki wyprawy, poczynając od przygotowań, testów, aż po właściwą podróż. Sprawę inicjuje już tradycyjnie Tryfon Lakmus, a Tintin wraz z nieodłącznymi przyjaciółmi, psem Milusiem oraz kapitanem Baryłką, dają się wciągnąć w kosmiczną awanturę. Jak na pierwszą wyprawę na Księżyc, trochę brakuje napięcia związanego z samą podróżą, żadnych istotnych problemów technicznych, żadnych awarii. Zauważył to chyba sam autor, podkręcając akcję wątkiem szpiegowsko-dywersyjnym. Mocną stroną jest natomiast techniczna wizja wyprawy. Pamiętając, że sam komiks powstał przed wystrzeleniem Sputnika, nie wspominając o programie Apollo, głowę chylę przed Hergém za dbałość o szczegóły. Być może właśnie to spowodowało, że Belgijskie Towarzystwo Astronomiczne uczciło 75 urodziny autora, nazywając jego imieniem planetoidę krążącą pomiędzy Marsem a Jowiszem. Jako rysownik Hergé tym razem „zaszalał”. W żadnym z wcześniejszych albumów nie widziałem tak dużej liczby kadrów zajmujących aż do 2/3 strony. Widać i Hergé uznał, ze kosmos swoje wymagania ma, a jednym z nich jest rozmach. Poza tym od strony graficznej bez zmian, czyli „ligne claire” rządzi. Dodatkiem do dwuczęściowej epopei księżycowej jest historia „Tintin w krainie czarnego złota”. Jak łatwo się domyśleć, rzecz traktuje o ropie naftowej. I pewnym sensie jest na czasie, gdyż mówi o walce o złoża tego jakże ważnego w naszej cywilizacji surowca. Historia raczej taka sobie, zwłaszcza w porównaniu z miniserią kosmiczną. Ciekawe na jak długo rozstajemy się z wszędobylskim dziennikarzem? Wszak wszystkich albumów jest dwadzieścia cztery, w tym te uważane za najlepsze w całej serii – „Tintin au Tybet” (1959) oraz „Le Bijoux de la Castafiore” (1962). Miejmy nadzieję, że „Tintin” nie podzieli losu „Valeriana”, kultowej serii, która cały czas pozostaje w większości nieznana polskiemu czytelnikowi.
Tytuł: Tintin w Krainie Czarnego Złota, Kierunek Księżyc, Spacer po Księżycu Data wydania: luty 2009 Ekstrakt: 80% |