Podróże na Księżyc to wbrew pozorom nie tylko literatura i kino science fiction ostatniego wieku. Wcześniej też opowiadano niestworzone historie o podróżach na Srebrny Glob.  | Rakietowy fotel pana Wan Hu
|
Pierwsze opowieści o podróży na Księżyc pojawiały się już w starożytności, ale do czasu wynalezienia teleskopów pozwalających podglądać – oczywiście bardzo pobieżnie, co sprzyjało imaginacjom – był to mało popularny temat. Jeszcze w 1546 roku John Heywood w swoich „Proverbs” wspominał o Księżycu zrobionym z zielonego sera, ale już od XVII wieku pomysły na księżycowe podróże, a tym samym faunę, florę i obcych zaludniających Księżyc, zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu. Czasem zresztą nawet nie chodziło o fantastykę – „Somnium” Johannesa Keplera opublikowane w 1634 r. już po jego śmierci, ale napisane około 30 lat wcześniej, było okazją, by naukowiec przemycił swoje teorie astronomiczne pod postacią fikcji. Co prawda sama podróż była już czysto fantastyczna – bohater dostał się na Lunę za pomocą… powietrznych demonów. Jeszcze ciekawszy sposób został zaprezentowany w „The Man in the Moone” Francisa Godwina z 1638 roku, w którym pewien Hiszpan dostaje się na Srebrny Glob za pomocą… zaprzęgu ciągniętego przez gęsi. Pozornie wielką inwencją wykazał się Cyrano de Bergerac, który w „Voyage dans la Lune” (1657 r.) wystrzelił się na Księżyc za pomocą fajerwerków. Nie był w tym pomyśle oryginalny – już 200 lat wcześniej pewien urzędnik chiński, Wan Hu, chcąc zostać pierwszym astronautą, wystrzelił się w powietrze na krześle, do którego były przytwierdzone dziesiątki fajerwerków. Legenda stała się na tyle sławna i charakterystyczna dla kultury chińskiej, że nawiązuje się do niej w bajkach („Kung Fu Panda”), bada się ją doświadczalnie w „Pogromcach mitów”, a imieniem niefortunnego podróżnika nazwano krater na Księżycu.  | ‹Łazikanty›
|
Cyrano de Bergerac nie był jedynym, który chełpił się fikcyjnymi lotami na Księżyc – dwie takie podróże, podczas których dokładnie opisał jego florę i faunę, odbył też Baron Münchhausen, co znalazło odzwierciedlenie w jego „Niezwykłych przygodach” (1786 r.). O podróży na Księżyc pisał też Daniel Defoe w „The Consolidator” (1705) – bohater odbywa przejażdżkę z Chin na Lunę za pomocą tajemniczego tytułowego silnika. Inną drogą poszedł Washington Irving – jego „The Conquest of the Moon” (1809 r.) był opowieścią o inwazji, która miała być alegorią traktowania Indian przez przybywających z Europy osadników. O podróży za pomocą gigantycznego balonu pisał słynny Edgar Allan Poe w „The Unparalleled Adventure of One Hans Pfaall” (1835 r.), a trochę mniej znany, współczesny Vernemu pisarz francuski Paschal Grousset wysyłał swoich bohaterów na Księżyc za pomocą… góry zbudowanej z żelaza, którą przekształcono w gigantyczny elektromagnes („Les Exilés de la Terre”, 1887 r.). Co ciekawe, opowiadanie Poego było opublikowane w formie reportażowej w gazecie i wywołało niemałe zamieszanie, bo niektórzy brali je za poważne doniesienia o życiu na Księżycu – podobnie jak późniejsze o kilka miesięcy niesławne artykuły w „New York Sun”.  | |
Wreszcie podróże na Księżyc były też doskonałą przygodą, którą można było opowiadać słuchającym z wypiekami na twarzy dzieciom. Na przykład „Łazikanty” został w 1925 roku napisany przez J.R.R. Tolkiena dla syna, który opłakiwał ukochanego psa-zabawkę. W tej opowiastce żywy pies zostaje zamieniony w zabawkę przez wrednego czarodzieja, po czym szuka sprawcy – by się odczarować – w głębinach morskich i na Księżycu, gdzie przeżywa niezwykłe przygody. Podobnie jak większość utworów bajkowych, historyjka zyskała uznanie i możliwość publikacji już po wielkich sukcesach „Władcy Pierścieni” (swoją drogą w mitologii Śródziemia, jako opartej na istniejących mitologiach nordyckich, nie mogło zabraknąć nawiązań do Księżyca – choćby w postaciach Isila i Tiliona). I to dużo później – opublikowano ją dopiero w 1998 roku. Na Księżycu znalazł się także doktor Dolittle w książeczce „Doktor Dolittle na Księżycu” (1928 r.). Hugh Lofting wysłał tam swojego rozmawiającego ze zwierzętami bohatera na grzbiecie gigantycznej ćmy, a żeby Dolittle się nie nudził i mógł wykorzystywać swoją niezwykłą zdolność, pisarz zaludnił Srebrny Glob fantastycznymi stworzeniami. Spotkać tam można było między innymi olbrzymie owady (większe od tamtejszych ptaków), inteligentne rośliny, z którymi doktor również potrafi się porozumiewać, a także człowieka… prehistorycznego, który żyjąc na Księżycu, dzięki tamtejszej diecie urósł do gigantycznych rozmiarów (co przydarza się również doktorowi). Powieść miała być ostatnią z serii, ale ostatecznie – co prawda w kilkuletnich odstępach – ukazały się jeszcze cztery książeczki. |