Zapraszamy Was do wehikułu czasu. Z okazji niedawnego wydania ostatniego (?) albumu przygód Tytusa, Romka i A’Tomka „Tytus powstańcem” i cyklu wznowień pierwszych wydań książeczek o przygodach trojga harcerzy, proponujemy powrót do lat dzieciństwa i wspomnienie czasów, gdy z wypiekami na twarzy sięgało się po kolejne zeszyty. Dziś rozpoczynamy obszerny blok poświęcony Tytusowi, Romkowi i A’Tomkowi. Mamy nadzieję, że będzie ciekawie, oryginalnie, niebanalnie i sentymentalnie. Zobaczycie u nas zarówno całkiem serio recenzje, mniej serio teksty przekrojowe i już zupełnie dla śmichów-chichów rankingi i zestawienia, a także doskonale zapowiadającą się galerię. Jeśli znacie Tytusa i przyjaciół – będzie to miły powrót w czasy młodości. Jeśli nie – mamy nadzieję, że zachęcimy Was do sięgnięcia po te tomiki. O serii rozmawialiśmy już przy okazji naszej redakcyjnej dyskusji. Ja dziś chciałbym jedynie rzucić kilka luźnych uwag i zaprosić do codziennego szukania u nas materiałów związanych z Tytusem. A, jeśli pouczająca – to drukujemy! „Tytus” miał bawiąc – uczyć. Edukować. Wskazywać i zwracać uwagę. Zabawnie o tym wspomina sam Papcio Chmiel we wstępie do dziewiątej książeczki, w której tłumaczy wydawcy, że książeczka jest co prawda nieprawdziwa, ale śmieszna i pouczająca. Ten odpowiada: „Skoro pouczająca – to drukujemy!”. Rzeczywiście, większość książeczek ma jakiś edukacyjny cel. A to promuje harcerstwo, a to wojsko, a to uczy dbać o zabytki, przyrodę, a to mówi o Koperniku, technikach drukarskich… Przyznać należy jednak, że NIGDY owa edukacja nie była nachalna. Trafiały się też książeczki wyjątkowo niepedagogiczne. Przykładem będzie właśnie owa część dziewiąta, z której pochodzi ów cytat wydawcy. Opowieść o Tytusie na Dzikim Zachodzie jest jednak tak skonstruowana, że zazdrości się Tytusowi, gdy zostaje milionerem, i ani się myśli o powrocie do szkoły, gdzie wszak tylko klasówki i klasówki… Taka edukacja całkiem zgrabnie dociera do czytelnika. Zapewne sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile wiedzy wynieśliśmy z Tytusów (dowcip Papcia w tym, że nie zawsze dawało się odróżnić wiedzę prawdziwą od żartów). Ja na pewno stąd właśnie wiem, że „tack” to po szwedzku „dziękuję” i znam podział na barwy składowe. Ciekaw tylko jestem, czy informacja o ilości ziarenek piasku na Pustyni Błędowskiej jest nadal zgodna z prawdą… Ale jak tu w ogóle można mówić o roli edukacyjnej, skoro mamy tak słabo sprawdzających się jako młodzieżowe wzorce bohaterów? Przyjrzyjmy im się bliżej. A’Tomek jest modelowym przykładem osoby wykorzystującej swą władzę. Być może ma z tym coś wspólnego typowa dla niskich ludzi potrzeba rekompensowania sobie własnych kompleksów. Dla A’Tomka typowa jest w szczególności specyficzna organizacja pracy. Romek i Tytus trzepią, on dyktuje tempo. Romek i Tytus biegają, on liczy taczki. Romek robi za napęd wozu bojowego, Tytus robi za bombardiera, A’Tomek jest siedzącym w środku ukrytym dowódcą. Oj, nie lubi on się przemęczać… Trzeba jednak oddać mu sprawiedliwość: owa niechęć do pewnych zadań rekompensowana jest poprzez niemały talent i inicjatywę. Wszak większość akcji i wypraw to właśnie pomysły A’Tomka, a wiele pojazdów, z Rozalią i wannolotem na czele, została skontruowana właśnie przez niego. Bez A’Tomka większość przygód nie mogłaby mieć miejsca. Romek to konformista. Doskonale plasuje się między szefem – A’Tomkiem i ewentualnym podwładnym – Tytusem. O ile ta pierwsza relacja ma stabilność (A’Tomek przyjmuje Romkowe wazeliniarstwo bez jakichś wahań), to ta druga powoduje stałe iskrzenie. Bo Tytus wcale nie uważa się za podwładnego Romka… Tytus… Tytus to fajny gość. Nienawidzi szkoły, jak wszyscy (oprócz garści niereformowalnych kujonów). Śpiewa „Na wagary, na wagary przyszedł czas. Dziś poczułem się szczęśliwy pierwszy raz”. Nauczycieli się boi (zwłaszcza pani od matmy) i zawsze szuka sposobu na uniknięcie lekcji. Nie poddaje się łatwo autorytetom, szuka własnej drogi, wciąż jest niezależny. Czy aby na pewno to dobry wzorzec dla PRL-owskiej młodzieży? Wyszukaj skoroszyty z przygodami twoimi, Romka i A’Tomka – wybierzemy coś do druku To zdanie z części „drukarskiej” (XVI) mogłoby być mottem dla Papcia Chmiela. Przygody Tytusa, Romka i A’Tomka przeżywały ciągłe przerysowywanie. Każdy, kto sięgnął do wydanego przez Egmont zbiorku „Księga zero”, musiał być zaskoczony tym, jak wiele z przedstawionych tam pomysłów, rysowanych na początku lat 60. i publikowanych w „Świecie Młodych”, pojawiało się też w nieco zmienionej formie w późniejszych zeszytach. Co więcej, z prawie każdym wydaniem następowały jakieś zmiany – w dialogach, rysunkach, opisach, tle… Lata 90. to już praktycznie rewolucja – niektóre książeczki były przerysowane w całości, co czasem (jak w przypadku części „kosmicznej”) zupełnie zmieniało ich sens. Porównanie i zestawienie wszystkich zmian, jakie dokonały się w trakcie lat, to tytaniczna praca. Może ktoś ją kiedyś wykona – my dziś w „Esensji” jednak się tego nie podejmiemy. Jeśli Bóg da Papciowi zdrowie, zapewne książeczki będzie przerysowywał dalej. Czy za jakieś 150 lat możemy już oczekiwać wersji doskonałych? Kto ma inżyniera polot, zbuduje sobie wirolot Najważniejsze w „Tytusie, Romku i A’Tomku” są jednak pomysły. Oryginalne, nieszablonowe, odważne, zaskakujące. Wyobraźnia Papcia Chmiela musiała być prawie nieograniczona (albo jakoś wspomagana – czasem w książeczkach prześmiewczo opisuje on proceder uzupełniania puli pomysłów). Czego my tu nie mamy? Znaki oznaczające koniec ziemskiego przyciągania, durszlakowa baza, wskoczenie do filmu, kopalnia zegarków, wyspa biurokratów, poczwórny mecz, palec do wysysania „faktów prasowych”… A to tylko mała lista. Dziś może już nie zwracamy na to uwagi, ale były to pomysły oryginalne, jedyne w swoim rodzaju, znikąd nie zapożyczone. Sięgnijcie po te książeczki jeszcze raz i spójrzcie na nie od tej strony. Naprawdę warto. |