powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXXXVIII)
sierpień 2009

Apollo 11: Droga na Księżyc, część 3 – Na Srebrnym Globie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Główne przesłanie było jednak jedno: wyprzedzenie Rosjan i udowodnienie swojej wyższości. Lądowanie na Księżycu rozpatrywano w kwestiach honorowo-prestiżowych, a nie naukowych czy nawet wojskowych. Kennedy wyznaczył w przemówieniu ramy czasowe, stwierdzając, że lądowanie na Księżycu powinno być przeprowadzone przed upływem dekady. Oczywiście samo wystąpienie oraz określenie granicy czasowej poprzedzone były wcześniejszymi konsultacjami z NASA. Sam prezydent początkowo nie był wielkim entuzjastą ani znawcą astronautyki – widział tylko, że potrzebuje czegoś spektakularnego. To specjaliści z NASA wskazali Księżyc jako najlepszy wybór spośród planowanych wielkich przedsięwzięć (brana pod uwagę była m.in. wieloosobowa stacja kosmiczna), szacując koszt programu na 20-40 mld dolarów i przewidując możliwość realizacji do roku 1968 „pod warunkiem natychmiastowego rozpoczęcia prac” (i zapewne tak właśnie by się stało, gdyby nie katastrofa Apollo 1).
Rakieta Saturn V na wyrzutni
Rakieta Saturn V na wyrzutni
Kongres zatwierdził projekt i w 1961 r. NASA rozpoczęła w Teksasie i innych południowych stanach budowę dużych ośrodków na potrzeby programu „Apollo”. Co ciekawe, o wyborze miejsca decydowała nie tylko bliskość równika (dzięki ruchowi obrotowemu Ziemi im bliżej jej równika, tym mniejszej siły potrzeba, by zniwelować przyciąganie ziemskie – rakiety zużywały mniej paliwa) oraz obecność akwenów wodnych (fragmenty rakiet były zbyt duże, by transportować je drogą lub koleją, więc odbywało się to na barkach), ale też polityka wewnętrzna. Wspierając biedne stany południowe, prezydent liczył na wzrost poparcia społecznego, a już na pewno wielki sukces mógł sobie przypisać wiceprezydent Lyndon B. Johnson, szef Państwowej Rady Przestrzeni Kosmicznej, który pochodził z Teksasu. Na przylądku Canaveral, na wyspie Merrit Island, postanowiono zbudować cały nowy kompleks, tzw. „port księżycowy”, którego sercem miał być budynek do montażu rakiet Saturn (po śmierci Kennedy’ego nazwany jego imieniem). W Houston natomiast zorganizowano natomiast Centrum Załogowych Lotów Kosmicznych (w 1973 roku przemianowane na Centrum Kosmiczne im. Lyndona B. Johnsona). Oprócz tego na południu powstała m.in. fabryka w mieście Michoud niedaleko Nowego Orleanu, gdzie składano wszystkie rakiety z serii Saturn, oraz baza testowa w stanie Mississippi – specjalnie usytuowana geograficznie pomiędzy Michoud a przylądkiem Canaveral – gdzie testowano silniki. NASA umiejętnie wykorzystała też to, co odziedziczyła po armii i ARPA, tzn. ośrodek MSFC w Huntsville, program „Saturn” oraz program rozwoju silników F-1 i J-2 do tej rakiety. To, co przy konstrukcji rakiet Titan i Atlas trwało trzy lata, cywilna agencja zrobiła w pół roku, powołując pięć nowych programów (każdy człon rakiety Saturn V był wykonywany oddzielnie i przez inną firmę) i cztery duże instytucje.
Porównanie rakiet N-1 i Saturn
Porównanie rakiet N-1 i Saturn
NASA stała się prawdziwą biurokratyczną machiną, koordynującą dziesiątki podwykonawców z różnych dziedzin – w sumie blisko pół miliona osób było zaangażowanych w program księżycowy bezpośrednio w NASA lub zatrudnionych u firm współpracujących. Również von Braun z stał się tylko jednym z dyrektorów i bardziej menedżerem niż inżynierem bezpośrednio projektującym pojazdy kosmiczne. MSFC odpowiadało tylko za rakietę, ale już nie za statek ani za samą wyrzutnię, choć oczywiście cały czas istniała pomiędzy tymi ośrodkami współpraca, a przy budowie Apollo liczono się ze zdaniem niemieckiego specjalisty.
Już na samym początku istnienia projekt został zagrożony poważnym opóźnieniem. Po kryzysie kubańskim jesienią 1962 r. nastąpiła odwilż polityczna, ale i mentalna – ludzie z niechęcią patrzyli i na rakiety, i na rywalizację. W listopadzie 1963 r. Kongres zmniejszył NASA fundusze, jednak zabójstwo Kennedy’ego sprawiło, że nikt nie odważył się zamknąć programu – to był jego pomnik. Gdy Johnson objął prezydenturę, walczył o program księżycowy równie mocno co Kennedy, doprowadzając do ustanowienia budżetu NASA na poziomie minimum 1,5 mld dolarów. W roku 1964 przyszły też pierwsze spektakularne loty z nowych programów – najpierw były radzieckie Woschody, które na nowo rozbudziły chęć współzawodnictwa. Szczytową fazę amerykański program księżycowy osiągnął w roku 1966, a więc w momencie przechodzenia z programu „Gemini” do „Apollo” i tuż przed pierwszymi testami statku Apollo i rakiety Saturn V. Budżet agencji wyniósł wtedy blisko 6 mld dolarów, co stanowiło niemal 1% PKB. Na utrzymaniu programu kosmicznego było milion osób, głównie członków rodzin 400 tys. pracowników firm podwykonawczych, ale też w samej NASA zatrudnionych było ponad 35 tys. ludzi.
Kolejne lata były już tylko konsekwencją wcześniejszej pracy i założeń i nawet katastrofy takie jak śmierć trzech astronautów w Apollo 1 na początku 1967 r. nie mogły zatrzymać programu, który pochłonął miliardy dolarów i zbudował 15 potężnych rakiet. Było to o tyle istotne, że zainteresowanie opinii publicznej skierowało się na inne tory. W roku 1968 wraz z ofensywą Tet oczy wszystkich Amerykanów skupiły się na Wietnamie – nawet młodzi ludzie, inaczej niż dekadę wcześniej, bardziej byli zainteresowani ruchami pacyfistycznymi i kontestowaniem wojny niż podbojem kosmosu. Do tego doszły polityczne zabójstwa Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy’ego oraz problemy segregacji rasowej. Efektem było zwycięstwo w wyborach Richarda Nixona – pierwszego od czasów II wojny światowej republikanina wybranego na prezydenta. Finansowanie abstrakcyjnych misji kosmicznych stało się coraz bardziej problematyczne. Owszem, opinia publiczna entuzjastycznie przyjmowała wydarzenia spektakularne, takie jak katastrofa Apollo 1, lot wokół Księżyca Apollo 8, czy wreszcie samo lądowanie na Księżycu statku Apollo 11. Nie wpłynęło to jednak na ogólny obraz NASA w oczach decydentów.
div class="text">
Księżyc po radziecku – wielka prowizorka
30 silników rakiety N-1
30 silników rakiety N-1
Początkowa przewaga Rosjan w rozpoczynającym się wyścigu księżycowym była ogromna, widoczna przede wszystkim w wadze wynoszonych w kosmos obiektów. Już w momencie wystrzelenia pierwszego Sputnika rozważano plany rakiety księżycowej i automatycznego oraz załogowego lądowania na Księżycu (przy czym Korolow miał plany jeszcze ambitniejsze niż von Braun). Korolow planował zbudowanie nowej potężnej rakiety N-1, która miała wynosić na orbitę 40-tonowy ładunek. Oczywiście cały czas starano się przekonać decydentów, że jest to rakieta wielofunkcyjna zdolna np. wynosić elementy wojskowej stacji orbitalnej. Mimo to przez kilka ostatnich lat dekady nic się nie działo w tej kwestii. Dalekosiężne plany nie były brane pod uwagę, a w 1959 r. podjęto decyzję o ograniczaniu prac nad projektami kosmicznymi nieprzyczyniającymi się do wzrostu potęgi wojskowej. Priorytetem dla astronautyki stało się więc przeprowadzenie lotu załogowego na orbitę, a nie snucie koncepcji przyszłych lotów na Księżyc. Pierwsze informacje dotyczące rakiety Saturn zmieniły nastawienie władz radzieckich i w czerwcu 1960 r. wydano uchwałę wzywającą do budowy potężnych rakiet, wieloosobowych statków i ogromnych satelitów służących jako stacje kosmiczne. To ostatnie zresztą było początkowo priorytetem, gdyż ze stacji spodziewano się uzyskać korzyści wojskowe.
Dwie rakiety N-1 na wyrzutniach w Bajkonurze
Dwie rakiety N-1 na wyrzutniach w Bajkonurze
Dopiero po zainicjowaniu programu „Apollo” Rosjanie zmienili priorytety, wtedy też – w momencie intensywnego rozwoju technologii nuklearnej – zaistniała potrzeba konstrukcji jeszcze większych rakiet. Działo się to w momencie, gdy amerykańskie plany Saturna i silnika F-1 były już mocno zaawansowane. Nie oznacza to, że Rosjanie jasno zadeklarowali się co do programu księżycowego, wręcz przeciwnie – nigdy ani jasno go nie odrzucili, ani nie ustanowili priorytetem. Rozpoczęto też różnicowanie programów księżycowych: w 1961 r. zadanie lądowania na Księżycu powierzono Korolowowi, ale – jak podpowiadała logika – chronologicznie wcześniejszą misję okrążenia księżyca przez statek z jednym astronautą zlecono konkurencyjnemu biuru OKB-52, kierowanemu przez Władimira Czełomieja. Ten ostatni planował własną rakietę kosmiczną UR-500 (później znaną jako Proton – jeden z najbardziej udanych pojazdów kosmicznych, który do dziś odbył ponad 300 lotów), za którą przemawiał fakt, że silniki do niej projektował Walentin Głuszko, bardzo ceniony przez kremlowskich decydentów. Zresztą Czełomiej i Korolow nie byli jedynymi, którzy dostali pieniądze na rozwój rakiet – podobną kwotę otrzymał na przykład Michaił Jangiel, szef OKB-586 (stworzył rakiety R-12, umieszczone na Kubie w czasie kryzysu, oraz pechową rakietę R-16, której wybuch zabił kilkaset osób). Sam Chruszczow próbował doprowadzić do połączenia projektów, ale gdy konstruktorzy pokazali, że nie potrafią ze sobą współpracować, zrezygnował. Efektem była równoległa praca nad kilkoma rakietami, z których najbardziej liczyły się N-1 Korolowa z silnikami od Nikołaja Kuzniecowa (zasłynął silnikami do samolotów Tupolewa) oraz UR-500 Czełomieja, która miała wynosić na orbitę pojazdy ponad 20-tonowe oraz służyć do lotów wokółksiężycowych. Podczas gdy NASA podpisała kontrakt na budowę silnika F-1 w 1959 r., wstępny projekt rakiety N-1 został zatwierdzony dopiero w połowie roku 1962.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.