powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXXXVIII)
sierpień 2009

Weekendowa Bezsensja: Baaardzo wieeelkie roboty
Pamiętacie, jak pisaliśmy o tym, jakie to Transformery są wielkie, że Optimus, że Devastator itd.? Przy poniższych gigantach to były małe pikusie.
Pająk („Bardzo Dziki Zachód”)
Olbrzymi, obrzydliwy pajęczak o wyglądzie surowym niczym z Lego Technics, zbudowany przez szalonego stempunkowego geniusza dr. Arlissa Lovelessa (który sam jest cokolwiek pająkowaty). Na pustym, dzikim, XIX-wiecznym Zachodzie ciężko porównać go do czegokolwiek – na pewno jest w stanie przekroczyć największą stodołę i jest silniejszy niż lokomotywa. Pędzące kule ma na swoich usługach, bo szalony naukowiec wyposażył go w cały szereg śmiercionośnych zabawek.
• • •
Tripody („Wojna światów”)
W wersji książkowej ponoć pierwowzór pierwszych mechów, ale to ściema, bo 30 lat wcześniej Verne popełnił powieść „La Maison à vapeur”, w której pojawił się pilotowany przez człowieka, napędzany parą mechaniczny słoń. Co nie zmienia faktu, że 100 lat temu wiktoriańscy czytelnicy Wellsa trzęśli portkami na myśl o marsjańskich gigantach atakujących „snopem gorąca”. W najnowszej, Spielbergowskiej wersji tripody nie są wcale z Marsa ani nawet nie przylatują z kosmosu – czekały w uśpieniu na naszej kochanej Ziemi od tysiącleci. Poza tym mają macki do chwytania ludzi, pole ochronne i aż dwa „snopy gorąca”! Nas w XXI wieku i tak jednak bardziej przeraża ipod ze „Strasznego filmu 4”.
• • •
Mechagodzilla (kilka filmów o Godzilli)
Arcywróg atomowego jaszczura (choć prawdziwi geekowie twierdzą, że na to miano zasługuje tylko i wyłącznie Król Gidorah – który też zresztą doczekał się swojej mechanicznej wersji) miał kilka wcieleń. Każde większe (od 50 do 120 metrów), cięższe (od 40 000 do 150 000 ton) i szybsze (od 1 do 5 machów) od poprzedniego i uzbrojone w coraz to nowe zabawki: szpony pociski, pola siłowe, miotacze ognia, laserowe promienie z oczu, wiertło w ręku… uff! Każda Mechagodzilla to również inna historia: raz jako broń Obcych podszywała się pod oryginalnego jaszczura, za drugim razem robot z fragmentami ludzkiego mózgu i sterowany przez człowieka, za trzecim razem sklecona z resztek Mecha-Króla-Gidorah i statku latającego, pilotowana przez człowieka. Wreszcie, zgodnie z milenijną szajbą, ktoś wpadł na szatański plan, by Mechagodzillę zbudować na bazie szkieletu Godzilli leżącego na dnie oceanu, co oczywiście odbiło się twórcom czkawką, bo metalowa wersja Godzilli robiła jeszcze większy bajzel niż jej zmutowany pierwowzór, nawet gdy miała bronić ludzkości.
• • •
AT-AT („Gwiezdne wojny: Imperium kontratakuje”)
Wielkie kopu… eee… znaczy strzelające laserami metalowe słonie z obciętymi trąbami. Albo inaczej: czołg na nogach zamiast gąsienic, wyniesiony na wysokość kilkudziesięciu metrów, ale bez podstawowej lufy. Tak czy siak wiadomo, o co chodzi: w bitwie o Hoth zrobiły rebeliantom niezłą jatkę, choć prawdę mówiąc, chyba bardziej straszyły swoją dostojną powolnością i monumentalną prezencją. Patrząc na sposób, w jaki można je było zniszczyć małym stateczkiem z linką, wypada stwierdzić, że jako najdurniejsza broń w całym wszechświecie przegrywają tylko z tunelem wentylacyjnym Gwiazdy Śmierci.
• • •
Robot Jox („Robot Jox”)
Pamiętający tę bardzo miłą ramotkę (animacja poklatkowa i zdalnie sterowane modele!) sprostują zaraz, że „robot jox” to nazwa pilota siedzącego za sterami mecha, a nie samej maszyny – jasne, zgadzamy się, ale wpis jakoś trzeba było zatytułować. A same roboty to gigantyczne odpowiedniki gladiatorów zarzynających się ku uciesze gawiedzi, ale też przywódców wrogich armii, którzy staczali między sobą pojedynki. Szczerze mówiąc, też wolelibyśmy, żeby zamiast dyplomatycznych przepychanek albo strzelania do samochodów z prezydentami wszelkie geopolityczne spory rozstrzygać w formie pojedynków robotów (no chyba że chodzi o Putina – ten mógłby walczyć osobiście). Nie tracilibyśmy naszych chłopców, a i rozrywka byłaby przednia.
• • •
Skorpion („Robot Wars”)
Znów dobry, demokratyczny sojusz kontra paskudne typki ze Wschodu – tym razem Dalekiego – i znów wielkie roboty. Film sprzedawany jako kontynuacja „Robot Jox” jest co prawda wyjątkowo słaby i durny, a i roboty brzydsze, ale robota-skorpiona tu jeszcze nie było. A przynajmniej nie aż tak wielkiego.
• • •
Mata-Nui („Bionicle”)
Mata-Nui, czyli Wielki Duch to bóstwo stworzonek pochodzących z serii zabawek z grupy Lego, a później przeniesionych na ekran w formie animowanej. „Bionicle” to nie „biomechanical”, ale „biological” i „chronicle”, co nie zmienia faktu, że istoty zasiedlające ten wszechświat są właśnie biomechaniczne. A propos wszechświata – mieści się on właśnie w Mata-Nui, największym z biorobotów (np. jego mózg to wyspa), mierzącym 40 milionów stóp… co daje wbrew pozorom raptem 12 tysięcy kilometrów. Gnietli się jak czorty na łebku szpilki czy jak?
• • •
SuperRoboty (różniaste anime)
Teraz dopiero się zacznie. Japońskie animacje nie tylko zalewają widza ilością wielkich robotów, ale przewyższają całą zachodnią kulturę ich wielkością. Wszelkie policyjne roboty wielkości czołgu albo potężne skafandry bojowe, w których człowiek cały się chowa, to standardzik niegodny uwagi (to tak zwane Real Robots – w odróżnieniu od wielkich Super Robots). Co powiecie na przykład na mecha wielkiego jak blok? Albo jak drapacz chmur? Mało? No cóż, były przypadki robotów wielkich jak całe miasto albo nawet księżyc. Ba, były nawet takie o wielkości galaktyki! Wszystkich przebijają roboty z „Demonbane”, które rosną do wielkości całego uniwersum (przy okazji rozpychając się i niszcząc inne okoliczne wszechświaty)!
• • •
Mech Warrior
Mech Warrior
W nagrodę za przeczytanie tekstu do końca wyjaśniamy, że daliście się bezsensownie zrobić w konia, bo większość z powyższych to nie roboty, a mechy – pojazdy sterowane przez pilota. No ale wielkie są, to musicie nam przyznać.
powrót do indeksunastępna strona

75
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.