Fani serii „Lanfeust w kosmosie” powinni być usatysfakcjonowani „Tajemnicą Dolfantów” – duża część zagadek zaczyna się wyjaśniać, a styl całości został utrzymany. Ci, którzy do serii podchodzili dotychczas z rezerwą, raczej zdania nie zmienią.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Poprzedni tom, czyli „Zdrada pirata”, zawiesił losy bohaterów w bardzo dramatycznym momencie. Glin, syn Lanfeusta i C’ixi, porwany przez Tanosa, a statki Lanfeusta i jego przyjaciół rozerwane na kawałki. Sytuację taką, przyznacie, można uznać za duże wyzwanie zarówno dla głównych bohaterów, jak i dla scenarzysty. Jednak o ile pierwszy problem został dosyć rozwiązany za pomocą ciekawie zbudowanych „Złomsów”, to cała reszta budzi dużo zastrzeżeń. Zasadniczo podtrzymuję moje uwagi z recenzji poprzedniego albumu oraz podpisuję się pod większością z tekstu Daniela Gizickiego. Komiks jest przeładowany wątkami, zwrotami akcji i nowymi, wprowadzonymi na siłę elementami. Niektóre z nich są nawet nie najgorsze, ale przy takim zagęszczeniu lektura zaczyna być po prostu męcząca. Czegoż tu nie ma? Samych nowych ras pojawiło się co najmniej cztery (Złomsi, Dolfanci, Dźlamgowie i Batrusi), ponadto wprowadzone zostały nawiązania do najważniejszych wydarzeń z serii głównej – „Lanfeusta z Troy”. W takim natłoku trudno jest w logiczny sposób poprowadzić całą historię i Arleston także sobie z tym nie poradził. Znowu mamy serię rozwiązań „deux et machina” w postaci technologicznych sztuczek i niespodziewanych sprzymierzeńców. Jedyne, co wygląda wiarygodnie, to masakry Masakratora – cała reszta jest niespójna i mocno naciągana. Jasny punkt „Tajemnicy Dolfantów” to przede wszystkim właśnie Hebius-Masakrator, gwiazda właściwie całej serii. Sam jest zresztą najwyraźniej świadom swojej pozycji, bo jak powiada: „Wszyscy wolą być przyjaciółmi Masakratora”. Ponadto przypadli mi do gustu wspomniani wcześniej Złomsi (interesujący patent na działalność zarobkową) oraz plemię Dźlamgów, a właściwie ich charakterystyczny dialekt. Oczywiście tradycyjnie już miło jest zawiesić oko na kobiecych kształtach wyczarowanych ręką Tarquina. I tyle dobrego. Odnoszę wrażenie, że łatwość pisania Arlestona jest paradoksalnie jego przekleństwem. Jeśli zajrzeć do „Lanfeust Mag”, jedynego francuskojęzycznego magazynu komiksowego dostępnego w Empiku, to okaże się, że praktycznie połowa zawartych tam historii jest jego autorstwa. Niestety, ilość nie przechodzi w jakość, co wyraźnie widać właśnie w „Tajemnicy Dolfantów”. Cóż, jeśli założeniem jest dociągnięcie serii tanim kosztem do ośmiu albumów, to efekt nie może być inny. Szkoda, bo zarówno w „Lanfeuscie z Troy”, jak i w niektórych częściach „Trolli z Troy” Arleston pokazał lwi pazur. Fani jego twórczości oraz miłośnicy Troy nie muszą się martwić, że cykl kosmicznych przygód kowala z Eckmul dobiega końca. We wspomnianym „Lanfeust Mag” jest już publikowana druga część nowego cyklu „Les Conquérants de Troy” (dosłownie: Zdobywcy Troy). Teraz wystarczy trzymać kciuki za naszych rodzimych wydawców, aby seria jak najszybciej pojawiła się na polskim rynku.
Tytuł: Tajemnica Dolfantów Cena: 24,90 Data wydania: 26 stycznia 2009 Ekstrakt: 50% |