„Twarz” („Visage”, reż. Tsai Ming-Liang) Ocena: 20% Szybciej pójdzie wymienianie tego, czego w „Twarzy” nie ma. Nie ma tu sensu. W kinie sens nie musi być logiką, fabułą, ciętą wymianą zdań między bohaterami czy trzymającym widza w fotelu napięciem. Może urzekać irracjonalnym pięknem rytmu lub finezją obrazu. Może czarować ekranową magią. Może ponieść oglądającego w absurdalne krainy. Może dotykać emocjonalnym ekshibicjonizmem. Sens w kinie nie musi być namacalny. Na tej starej prawdzie swój film buduje Tsai Ming – Liang kręcąc ponad dwugodzinną produkcję na zamówienie Luwru. Do tego pojemnego czasowo metrażu wrzuca wszystko, co wpadnie mu w ręce, włącznie sobą samym śpiewającym na końcu. A jak „Twarz” sobie wytłumaczymy to już nasza sprawa. Tsai przecież ostrzegał, że możemy nie dotrwać do finałowych napisów. Ula Lipińska  | ‹Ultimatum Bourne’a›
|
„Ultimatum Bourne′a” („The Bourne Ultimatum”, reż. Paul Greengrass) Ocena: 80% Rewelacyjne zwieńczenie trylogii o agencie z amnezją w reżyserii Paula Greengrassa trafiło podczas tegorocznego festiwalu do sekcji nowych horyzontów języka filmowego dotyczącej sztuki montażu. „Ultimatum Bourne′a” to perfekcyjne kino akcji w starym stylu, ambitna sensacja na serio, pozbawiona efektów specjalnych pełna napięcia historia, której rytm odmierza właśnie mistrzowski montaż (który był pretekstem do pokazania tego tytułu na Nowych Horyzontach). Warto zaznajomić się bliżej nie tylko z „Ultimatum…”, ale także z całą trylogią o Bournie, bo to jedna z najlepszych serii kina mainstreamowego ostatnich lat, ale także tylko po to, by podziwiać nowoczesną, choć opierającą się wyłącznie na klasycznych środkach przekazu, formę narracji i stronę wizualną filmu. Więcej w naszej recenzji. Ewa Drab „Wosk pszczeli” („Beeswax”, reż. Andrew Bujalski) Ocena: 60% Młody reżyser o swojsko brzmiącym nazwisku Andrew Bujalski był odkryciem Nowych Horyzontów sprzed trzech lat, kiedy to zobaczyliśmy jego „Funny Ha Ha” i „Mutual Appreciation”. Tym razem można było obejrzeć kolejną produkcję – „Wosk pszczeli”, by się przekonać, że Bujalski nadal ma rękę do prawdziwie brzmiących dialogów i wiarygodnych prostych scen z życia. Oglądamy perypetie dwóch sióstr – jedna, roztargniona i roztrzepana, nie do końca wiedząca, co chce robić w życiu, ale wesoła i nie przejmująca się trudnościami, druga – na wózku inwalidzkim, dobrze zorganizowana, prowadząca mały butik wraz z partnerką, której ta współpraca przestaje odpowiadać. W gruncie rzeczy nie ma nic odkrywczego w tej historii, po prostu kawałek życia, ale pokazane to szczerze, prawdziwie i ciepło. Konrad Wągrowski „W samym sercu nieba” („Himlens hjarta”, reż. Simon Staho) Ocena: 60% Prosty, rzec można teatralny film o problemach małżeńskich dwóch par – wypaleniu, zmęczeniu związkiem, zdradzie, gasnącej miłości. Krótko mówiąc coś w stylu „Scen z życia małżeńskiego” czy „Kto się boi Virginii Woolf?”. Scenariuszowo rzecz mało odkrywcza, sfilmowana w statycznych ujęciach, w dwóch-trzech zaledwie surowych lokacjach, ale dzięki naprawdę bardzo dobremu aktorstwu całej czwórki wykonawców, potrafiąca zainteresować losami bohaterów i wzbudzić emocje. Konrad Wągrowski „Wszystkie zakątki świata” („Hai Jiao Tian Ya”, reż Tsai Ming-Liang) Ocena: 40% Tsai Ming-Liang jest nikim bez ekranowej poezji. Znajdziemy ją w „Która tam jest godzina?”, zachwycimy się nią w „Kapryśnej chmurze”, ale jeszcze nie wykształciła się w okresie początków kariery reżysera. Debiutanckie „Wszystkie zakątki świata” nie zdradzają śladów estetycznej wrażliwości azjatyckiego autora, napędzane dynamicznymi kadrami, tempem wydarzeń i brakiem skupienia na wybranych postaciach. Ale ta wprawka do reżyserskiego fachu już pisze katalog tematów poruszanych w jego późniejszej twórczości: erozja więzi rodzinnych, zagubienie w wielkim mieście i prawdziwe emocje pulsujące pod maską obojętności. Tyle, że we „Wszystkich zakątkach świata” ich przedstawienie stawia Tsaia daleko za autorami również podejmującymi tę tematykę, choćby Xiaoshuai Wangiem. Szczere emocje i przygnębiające kontestacje zaczynają w tym filmie budzić na chwilę przed napisami końcowymi wypierając mechaniczną rejestrację ruchów aktorów przez reżysera. Ula Lipińska |