Zapraszamy do nowego cyklu, luźno powiązanego z naszym standardowym „Do kina marsz”. Luźno – bo choć tematyka podobna (czyli co czeka nas w kinie), to forma swobodna, bardziej autorska i osobista. Co więc nas czeka ciekawego w kinach na jesieni? Masturbacyjna orgia dla wychudzonych miłośników kina wysokiego, artystycznego, problematycznego i raj dla wszystkich, którzy czują się lepsi od zwykłych popcornożerców. Jednym słowem statyczny, kameralny melokomediodramat psychologiczny o trudnej miłości. Ale ponoć dobry, a na pewno nagradzany – najlepszy debiut i Srebrny Niedźwiedź w Berlinie. Janosik. Prawdziwa historia Moda na remaki nie ominęła nawet polskiego kina. Niby ten nowy „Janosik” ma opowiadać jakąś „prawdziwą historię”, ale każdy wie, że gdyby nie serial i film Passendorfera mit o tym zbójniku nie byłby wcale taki popularny. Nie dziwota więc, że z film Agnieszki Holland będzie porównywany ze swoim wcześniejszym o kilkadziesiąt lat wcieleniem. Różnicę widać już na pierwszy rzut oka i nie napawa ona optymizmem – wątły i gładolicy nowy Janosik nadaje się tak na zbójnika jak Orlando Bloom na kulturystę i generalnie na tle nieodżałowanego Marka Perepeczki wygląda, hmm, no po prostu skromnie. Trailer też nie napawa wielkim optymizmem, bo niesie od niego dłużyznami. Ale mimo tego filmowi kibicuję i zachęcam do zobaczenia – każda próba podniesienia poziomu polskiego kina rozrywkowego zasługuje na pochwałę. Byle tylko się nie cofać. Z trailerów wychyla nosa tarantinizm w najczystszej postaci: przerysowane role gwiazd i gwiazdek, dialogi o niczym, szalona fabuła i mnóstwo przemocy. Boję się, że trochę za dużo tu będzie ironii, nawiasów, puszczania oka i innych takich. Boję się, że drugie „Pulp fiction” nie wyjdzie, a brakuje mi trochę filmu na serio, który humor czerpał by raczej z konwencji, a nie z głupkowato gadającego Brada Pitta. No ale dla tarantinowców pozycja obowiązkowa. Timur Bekmambietow versus Tim Burton. Obsesyjna potrzeba bycia bardziej holyłódzkim od Hollywoodu z tonami wybuchających TNT kontra wysmakowany wizualny artyzm. A może wszystko to zrównoważy, albo zepchnie w cień charyzma debiutującego Seana Ackera? W końcu to on wie najlepiej co chce osiągnąć, to on stworzył bardzo dobrze przyjęty krótkometrażowy filmik, który teraz tylko rozwija w pełny metraż. Tak czy siak zapowiada się smakowicie, a atmosferę podgrzewają dobre zwiastuny i plakaty. Strach tylko, że „9” okaże się czymś zupełnie innym niż się spodziewaliśmy, na przykład dziecinną bajeczką, albo sztampową rozwałką, tyle, że animowaną… Nie do końca ufam Jonathanowi Mostowowi, ale wierzę w Bruce′a Willisa. Jeb, bęc, trach i wszystkie roboty tudzież inne klony leżą i kwiczą, a John… tfu! Bruce, ma co najwyżej zabrudzony podkoszulek. A poważniej: właśnie to sugeruje trailer – potężną dawkę akcji w futurystycznej otoczce. Chociaż kto wie, może film sprawi miłą niespodziankę, podobnie jak poruszający się w podobnym obszarze „Ja, robot”. Zwłaszcza, ze plakaty prezentują, hmmm, trochę inny klimat – no i Bruce′a na nich nie ma. Czym się różni zwykła nastolatka od nastoletniej dupodajki? No właśnie w tym problem, że na pierwszy rzut oka niczym – seks w toaletach galerii handlowych w zamian za prezenty z drogich sklepów uprawiają zwykłe na pozór dziewczyny. Ważkie obserwacje kondycji (upadku?) współczesnej młodzieży opowiedziane ponoć w ciekawy, paradokumentalny sposób. |