powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXXIX)
wrzesień 2009

Wariacje literackie: Książki na wakacje
Od czasu do czasu warto zrobić sobie listę książek, które chcemy przeczytać – tak na wszelki wypadek. Żeby nie zapomnieć, żeby inne, wciąż pojawiające się lektury nie przesłoniły pozycji, do których obiecaliśmy sobie zajrzeć. Albo dla znajomych. Dlatego proponuję krótką listę książek na kończące się już wakacje.
Niedawno znajoma lekarka podczas rozmowy o książkach, które warto przeczytać, spytała, dlaczego nie robię na własny użytek listy lektur. Początkowo wydawało mi się, że nie warto, bo przecież wiem, co mam zamiar przeczytać w najbliższym czasie, ale później przyszła chwila refleksji. No, bo do Cortazara zabieram się od kilku ładnych lat, ale jak dotąd nici z tego zabierania się. Może więc warto przygotować sobie – jak w szkole – listę lektur do przeczytania na najbliższe miesiące?
Podobno Henry Miller wymienił kiedyś sto książek, które miały na niego największy wpływ. Taki ranking budzi respekt. No, ale najpierw trzeba co nieco przeczytać. Poniżej lista lektur obowiązkowych na najbliższych parę miesięcy.
  1. Julio Cortazar „Gra w klasy” Owszem, Cortazara czytałem, ale po Bożemu, jak klasyczny czytelnik – od pierwszej strony. Chciałbym natomiast przeczytać „Grę w klasy” na co najmniej dwa jeszcze sposoby: a), zasugerowany przez autora (skaczemy po rozdziałach zgodnie z podanym kluczem), b) zupełnie chaotycznie, wybierając tekst do przeczytania intuicyjnie, według chwilowego, przypadkowego widzimisię. W końcu, podobno, żyjemy w czasach hipertekstu.

  2. Lawrence Durrell „Kwartet aleksandryjski” Kiedy pierwszy raz usłyszałem o „Kwartecie…” zainteresował mnie opisywany w nim okultyzm. Poza tym spodobał mi się pomysł opisania tych samych wydarzeń z punktu widzenia różnych postaci. Bo każdy tom tetralogii Durrella opowiadany jest przez innego bohatera. Dotychczas udało mi się ledwie liznąć twórczość autora „Justyny”, a „Kwartetem…” zainteresowałem się dzięki audycji w radiowej Dwójce. Durrell wydał jeszcze „Kwintet awinioński”. Ale najpierw tetralogia.

  3. Bolesław Prus „Faraon” Gdybym miał wymienić, ile lektur z tak zwanej klasyki jest mi nieznanych, byłaby – mówiąc po poznańsku – niezła poruta. Za Prusem nie przepadam, szkolna trauma, ale mam zamiar zrobić wyjątek dla pięknego, przedwojennego wydania „Faraona” (Gebethner i Wolff 1925 r.). To bardziej bibliofilstwo, niż prawdziwa chęć przeczytania książki.

  4. Georges Perec „Życie instrukcja obsługi” Książka przez niektórych uznawana za kultową. Oczywiście, to jeszcze o niczym nie znaczy. Zainteresowały mnie w powieści Pereca dwie rzeczy: kompozycja i Lesage. Perec wprowadził sobie podczas pisania „Życia…” całą masę dziwacznych wymogów. Na przykład wymóg narracji nawiązującej do reguł gry w szachy. Pisarz opisując mieszkańców fikcyjnej kamienicy traktuje mieszkania jak szachownicę, a narratora – jako skoczka. Jak wiadomo, figura ta może poruszać się jedynie w specyficzny sposób. Popularnie mówi się, że ruch skoczka odbywa się „po literze L”. Perec więc „przeskakuje” między bohaterami jakby grał w szachy.
    Druga sprawa to wykorzystanie motywu domu bez dachu, który pierwszy wprowadził Alain Rene Lesage w „Diable kulawym”. Narrator opisuje życie mieszkańców pewnej kamienicy jakby obserwował ich z lotu ptaka, a kamienica pozbawiona była dachu.

  5. Władysław Myśliwski „Traktat o łuskaniu fasoli” Nie dlatego, że autor dostał Nike – zaciekawił mnie temat rozrachunku z życiem. Narrator opowiada nieznanemu słuchaczowi koleje swojego losu – począwszy od czasów wojny, a skończywszy na współczesnych wydarzeniach. Interesujące wydają się także rozmiary powieści; w końcu, nie jest to jakaś tam nowelka, a potężna kolubryna, zaś do porządnych powieści podobno usycha współczesny czytelnik. Zwłaszcza w Polsce, gdzie poza Jackiem Dukajem prawie nikt nie pisze książek powyżej trzystu stron.
Kolejnych pozycji nie będę omawiał, bo to felieton, a nie rozprawka: Henryk Ibsen (jak się da, to wszystko), José Mauro de Vasconcelos „Moje drzewko pomarańczowe”, Raymond Queneau „Dziennik intymny”, James Macpherson „Pieśni Osjana”. No i Henry Miller, na początek „Zwrotnik Raka”. Dobrych pisarzy nigdy za dużo, zwłaszcza podczas wakacji.
powrót do indeksunastępna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.