Ponury, jesienny klimat przedstawiony przez Jasona Lutesa w „Jar of Fools” (po polsku wydany jako „Karuzela głupców”) wciąga. Nie jest to zawrotna opowieść z wieloma zwrotami akcji, mnóstwem ciekawych chwytów czy genialnymi rysunkami. To stonowana, spokojna historia o godzeniu się z życiem i losem.  |  | ‹Jar of Fools›
|
O polskim wydaniu tej powieści graficznej pisał jakiś czas temu Robert Wyrzykowski, przyznając jej najwyższą ocenę. W większości przypadków zgadzam się z tym, co napisał mój poprzednik, sam jednak miałem tę przyjemność, by zapoznać się z oryginałem. I wywarł on na mnie bardzo dobre wrażenie. Galeria przedstawionych postaci jest niezwykle ciekawa. Główny bohater, Ernesto, jest bezrobotnym iluzjonistą, człowiekiem bez żadnych perspektyw na życie. Towarzyszy mu jego niegdysiejszy mistrz i nauczyciel, stary Al, stetryczały uciekinier z domu opieki, z nieodłącznym cylindrem staromodnego magika. Istotną rolę pełni także Nathan Lender, kolejny przegrany człowiek zarabiający na życie drobnymi kradzieżami i oszustwami, mieszkający w swoim zagraconym samochodzie wraz z dziesięcioletnią córką. To właśnie ich los rzuci w jedno miejsce i każe się zastanowić nad swoim dotychczasowym życiem, a także, w taki czy inny sposób, pozwoli im wkroczyć na nową drogę. Klimat bezimiennego, amerykańskiego miasta Lutes oddał wyjątkowo plastycznie. Na kartach komiksu znajdziemy ponure osiedla, stare domy, zatłoczone kawiarnie i wiele innych interesujących, choć przesiąkniętych marazmem miejsc. Kilka oszczędnych kresek idealnie oddaje jesienno- nostalgiczny nastrój, a brak kolorów i szarobrązowy papier tylko potęgują to wrażenie. Autor nie pokazuje wcale, że nie potrafi rysować szczegółowo. W niektórych miejscach udowadnia to kreując wypełnione drobnymi detalami kadry, jak ten przestawiający dziwny antykwariat z wypchaną rybą pod sufitem i starym, przygarbionym marynarzem za ladą, czy też ponure, zagracone mieszkanie Ernesto. Kreacja postaci także nie stwarza dla Lutesa problemów. I choć można narzekać na to, że była miłość głównego bohatera wygląda jak facet, to kiedy przyglądnąć się temu, jak wygląda stary Al czy wspomniany marynarz widać doskonale prawdziwy kunszt rysownika. Ponadto Lutes świetnie operuje kadrami. Przez pół strony i więcej potrafi prezentować nam kolejne ujęcia pozbawione jakichkolwiek komentarzy, dymków i słów. Dzięki temu komiks upodabnia się do bardzo dobrze zrealizowanego filmu, który oglądamy z zainteresowaniem nawet wtedy, kiedy kamera w milczeniu przesuwa się po krajobrazie. Fabuła opowiada o tym, jak ludzie przegrani w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności zaczynają godzić się z życiem i dostrzegać w nim jasne strony. Dla każdego z bohaterów droga jest inna, każdy z nich podejmuje inne decyzje, by w ostatecznym rozrachunku, w niewesołym, acz pozytywnym zakończeniu, rozpocząć nowe życie „bez zmarszczek” przeszłości. I jeśli miałbym się do czegokolwiek przyczepić to do angielskiego wydania, które było tak nędznie sklejone, że po pierwszym otwarciu komiks się rozkleił, a dalsza lektura tylko jeszcze bardziej go rozczłonkowała. Ciężko mi jednak zgodzić się z uwagą Roberta Wyrzykowskiego, jakoby „Jar of Fools” przez swoją refleksyjną tematykę nie nadawał się dla każdego. Nawet jeśli czytając komiks, nie wszystkie zawarte tam przemyślenia do nas dotrą i nie wszystkie nas poruszą, historia ta zapadnie nam w pamięć. Kto wie, może kiedy i nam przyjdzie się pogodzić z ciężkim losem; a wtedy opowieść Lutesa nabierze dla nas zupełnie innego wymiaru. Bo jest w tej historii coś, co ma znamiona uniwersalnej przypowieści, którą każdy może na swój sposób zinterpretować.
Tytuł: Jar of Fools Data wydania: Ekstrakt: 90% |