powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXXXIX)
wrzesień 2009

Ten obcy
Howard McCain ‹Outlander›
„Outlander” to bardzo przyzwoita krzyżówka kina historycznego i SF. W świat honorowych Wikingów wrzucono kosmitów, a widzowi przypada w udziale prosta, ale nie ogłupiająca rozrywka.
Zawarto¶ć ekstraktu: 70%
‹Outlander›
‹Outlander›
Statek kosmiczny wbija się w atmosferę znajomego, niebiesko-zielonego globu. To nie będzie miękkie lądowanie. Ognista kula roztrzaskującego się kadłuba przekreśla nocne niebo usiane gwiazdami. Przedziwne zjawisko obserwuje stary pasterz powracający ze swym stadem do wioski. Eksplozja zwiastująca szereg groźnych wydarzeń odbija się w oku łosia na nocnym żerze. Napis na dole ekranu rozwiewa wszelkie wątpliwości: Jesteśmy w Norwegii, roku pańskiego 709. W krainie Wikingów właśnie rozbił się tytułowy cudzoziemiec. On sam nie ma bynajmniej złych zamiarów, ale w ładowni jego statku było coś jeszcze…
Główną zaletę „Outlandera” stanowi pomysł, na którym osnuto całą fabułą – pomysł w zasadzie banalny, ale jak dotąd słabo eksplorowany w kinie. Powstało bowiem bardzo niewiele produkcji, w których scenarzyści w jakąś interesującą epokę historyczną wpletli elementy SF sprowadzając na Ziemię przybyszów z gwiazd. A że od czasu „Trzynastego wojownika” nie powstał też żaden film opowiadający o dzielnych Wikingach, ktoś dodał dwa do dwóch i udanie wypełnił istniejącą lukę.
Rozbitek imieniem Kainan (o wyglądzie całkowicie ludzkim) zostaje szybko pojmany i jako jeniec sprowadzony do wikińskiej osady rządzonej przez starego króla Rothgara. Oczywiście, początkowo nikt nie daje wiary wyjaśnieniom przybysza, jakoby wraz z nim trafił w tę okolicę „smok” tudzież „morween”, którego należy niezwłocznie wytropić i zabić. Dopiero po brutalnym ataku potwora na osadę, król wraz z drużyną – i spętanym Kainanem – wyrusza na łowy. Jednakże, choć cudzoziemiec rychło zaskarbi sobie szacunek Wikingów i siły zostaną wkrótce połączone, walka z morweenem będzie długa, krwawa i okupiona wieloma ofiarami. A wkrótce pojawi się też parę dodatkowych komplikacji…
„Outlander” to przykład niespodziewanie udanego kina fantastyczno-historycznego. Nacisk położono tu na wartką akcję, ale ponieważ celem filmu nie jest nic ponad dostarczenie widzowi nieskomplikowanej rozrywki, nie sposób poczytywać swoistej „płytkości” filmu za wadę. Cudzysłowu w poprzednim zdaniem użyłem nie bez powodu, bo „Outlander” przypomina, że „płytki” wcale nie musi oznaczać „głupi”. Jak na produkcję tego typu, film posiada wyjątkowo dopracowany scenariusz z zadziwiająco małą ilością zgrzytów fabularnych i dziur logicznych. Lawirujemy, co prawda, między doskonale znanymi schematami – tajemniczy przybysz, który z jeńca powoli przeistacza się w bohatera; stary król szukający następcy; młody, zapalczywy wojownik darzący przybysza niechęcią; uczucie rodzące się między córką króla i przybyszem – ale pozaziemskie rodowody tytułowego protagonisty i krwiożerczego potwora nie pozwalają mówić o oklepanych schematach, nawet jeśli z jednej strony na myśl przychodzi „Thorgal”, a z drugiej „Beowulf”.
„Outlander” wyszedł spod kamery zupełnie nieznanego Howarda McCaina. Reżyser spisał się zaskakująco dobrze. Czterdzieści siedem milionów dolarów, które poszły na produkcję filmu (a więc nie za dużo jak na dzisiejsze standardy) wyciśnięto do ostatniej kropli. Widać to przede wszystkim na przykładzie efektów specjalnych, które może i nie porażają wizualnym rozmachem, ale zrealizowane są z pieczołowitością. Do gustu może przypaść w szczególności wspomniany morween – wygląd potwora to strzał w dziesiątkę, a i w jego ruchach widać stosunkowo niewiele komputerowej sztuczności – jednakże na pozytywną wzmiankę zasługują także „kosmiczne przebitki” towarzyszące wspomnieniom Kainana.
Nie poskąpiono również pieniędzy na aktorów. W roli głównej zobaczymy Jima Caviezela, w Rothgara wcielił się John Hurt (nie dano mu niestety okazji do pokazania aktorskiego pazura), na gościnne występy zawitał również mocno ucharakteryzowany Ron Perlman. Zawodzi jedynie Sophia Myers jako córka króla, ale na szczęście jej postać nie jest zbyt eksponowana.
Nikt, kto zasiądzie do oglądania „Outlandera” na luzie i bez wygórowanych wymagań, nie powinien być zawiedziony. Nie do końca przewidywalny scenariusz trzyma w umiarkowanym napięciu, a oglądanie uprzyjemnia kilka dodatkowych smaczków fabularnych. Pozostaje tylko żałować, że film nie doczekał się dystrybucji z prawdziwego zdarzenia. Oby McCain ze swoim następnym dziełem trafił do szerszego grona.



Tytuł: Outlander
Reżyseria: Howard McCain
Zdjęcia: Pierre Gill
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Niemcy, USA
Czas projekcji: 115 min.
Gatunek: akcja, przygodowy, SF
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

55
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.