Wim Wenders zamienił pióro poety na kserokopiarkę i złożył wielkim reżyserom, Bergmanowi i Antonioniemu, jeden z najbardziej niezręcznych hołdów w historii kina. „Spotkanie w Palermo” zamiast nostalgicznie i nieco pokornie spojrzeć za zmarłymi artystami, tępo powiela motywy z ich filmów i stara się przedwcześnie wynieść niemieckiego twórcę na pozycję ikony.  |  | ‹Spotkanie w Palermo›
|
Oj, nie natrudził się Wenders pisząc na spółkę z Normanem Ohlerem scenariusz do „Spotkania w Palermo”. Jego bohatera, zblazowanego fotografa Finna, łatwo rozgryźć. Prowadzi życie opływające w luksusy, jeździ szybkimi samochodami i sypia z pięknymi kobietami, baluje do świtu, wstaje w południe. Trwoni czas na doczesne przyjemności, niespecjalnie go już cieszące. Jak nic, wkrótce dostanie nauczkę. Zawodowe wichry gnają go do Palermo, gdzie postanawia się zatrzymać na dłużej. Wystarczy jedna wycieczka do wypożyczalni DVD i wybranie właściwego zestawu: „Śmierć w Wenecji” Luchino Viscontiego, „Miłość i śmierć w Wenecji” Iana Softleya, „Nie oglądaj się teraz” Nicholasa Roega i „Genua. Włoskie lato” Michaela Winterbottoma, żeby domyślać się co czeka bohatera (i nas) dalej. Włochy to, jak wiemy, świetna lokalizacja do rozmyślania o sprawach ostatecznych, kraj w którym co drugie miasto ewokuje śmierć. „Spotkaniem w Palermo” Wenders wraca do ojczystego Dusseldorfu (tu startuje akcja filmu) po latach spędzonych za Oceanem, gdzie ostatnio powstały m.in. „Nie wracaj w te strony” i „Kraina obfitości”. Powrót ten ma wymiar symboliczny, będąc zarazem odejściem od rozbrajania mitu amerykańskiego snu obecnego w poprzednich obrazach reżysera. Najnowszy film próbuje na nowo zakotwiczyć swojego autora między europejskimi twórcami i w poważniejszych egzystencjalnych tematach. Niestety, powrót do świetności odbywa się w fabule rozciągniętej między banalną opozycją życia (Milla Jovovich spodziewająca się dziecka jako symbol nowego początku) i śmierci (kostucha z twarzą Dennisa Hoppera podążająca za Finnem niczym cień). Wenders nie próbuje w „Spotkaniu w Palermo” zbudować na ekranie metafory, czasami jedynie wysyłając Finna do nierzeczywistego świata jego własnych wyobrażeń ( w tym przypadku uosabianego przez potężną bibliotekę, gdzie fotograf spotyka się ze śmiercią). Liczne odwołania do „Siódmej pieczęci” stają się zatem marnym naśladownictwem szwedzkiego mistrza, który w końcu słynął z tworzenia na ekranie metaforycznych fabuł. Ciekawe też, jak Wenders chce doszusować do Bergmana, ładując swoim bohaterom do ust dialogi w stylu: „- Musisz odejść, nie szanujesz życia” i „-Zmienię się!” w odpowiedzi. Gdzie wyrafinowanie? Filozoficzna głębia? Iskra błyskotliwej prowokacji? Drugie dno prostych słów? Niestety, jedyne w czym Wenders dorównuje Bergmanowi to co najwyżej liczba żon – obaj mają ich pięć. Michelangelo Antonioni, drugi z mistrzów, którym niemiecki reżyser dedykuje swój film, miał co prawda jedynie dwie żony, ale to nie przeszkadza z łatwością zmiażdżyć młodszego kolegę. Główny bohater Wendersa otwarcie nawiązuje do Thomasa z „Powiększenia”, a „Spotkanie w Palermo” podejmuje refleksję o obrazie i możliwości fotograficznej reprodukcji. Spojrzenie przez obiektyw aparatu odsłania przed Finnem tajemnicze światy i zbliżają go do śmierci w fizycznej postaci. Nie w tym co prawda żadnej finezji – Wenders wyraźnie stawia krechę między rzeczywistością a przestrzenią wyobraźni i nie podejmuje trudności wdawania się w półcienie. Wrażenie stara się poprawić operator Franz Lustig, autor zdecydowanie najlepszych zdjęć u twórcy „Paryż, Teksas” od czasu roboty Phedona Papamichaela przy „Million Dollar Hotel”. Subtelnie upodabnia industrialne przestrzenie Dusseldorfu z początku filmu do miejsca spotkania Finna ze śmiercią, ale w końcowym rozrachunku Wendersowy traktat o obrazie niespecjalnie na tym nie zyskuje. A już z pewnością nie sięga głębi wywodu Antonioniego o naturze fotografii i granicach wyobraźni. Koślawy hołd złożony Bergmanowi i Antonionemu przyozdabia jeszcze jeden bohater z którego Wenders kopiuje: on sam. „Spotkanie w Palermo” wykorzystuje naczelne motywy obecne u niego od zawsze: pustka wielkich metropolii, człowiek na tropie zagubionej tożsamości, sztuka jako przepustka do wyższych światów, umożliwiająca dotknięcie czegoś dotychczas nienamacalnego. Podejrzliwie wygląda jednak lekkość, z jaką autor „Nie wracaj w te strony” spaja dwa wielkie arcydzieła ze ulubionymi przez siebie tematami. Czyżby Wenders mierzył do najlepszych i jego film był dosadnym upomnieniem się o pozycję wśród klasyków? A może przywołanie symbolicznej daty odejścia obu reżyserów ma przypomnieć o końcu pewnej filmowej epoki? Jeśli tak, to „Spotkanie w Palermo” świetnie się spełniło w roli filmu uświadamiającego zamknięcie ważnego rozdziału w historii kina. Filozofowie z kamerami odeszli w niebiańskie padoły. Zostały pasożyty.
Tytuł: Spotkanie w Palermo Tytuł oryginalny: Palermo Shooting Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Francja, Niemcy, Włochy Data premiery: 21 sierpnia 2009 Czas projekcji: 124 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 30% |