Nadzieja, wiara i furia – oto cnoty, które towarzyszyć mają odbiorowi trzeciego solowego albumu polskiej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem Pati Yang. Która z tych namiętności zasługuje na przewagę? Której z nich słuchacz powinien oddać się najbardziej, aby w pełni przeżyć niezwykłość zjawiska, jakim jest muzyka i brylantowy śpiew, wypływające z krążka „Faith, Hope & Fury”? Odpowiadam: każdej z nich, gdyż wszystkie razem złączone w jednym czasie, w jednym umyśle potrafią uwolnić zmysły, wyostrzyć je na tę zupełnie nową estetykę przekazu dźwięku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie od dziś wiadomo, iż odważny eksperymentalizm jest na naszym polskim rynku muzycznym rzeczą niezwykle ryzykowną, a niekiedy nawet samobójczą. Artyści w obawie przed niezrozumieniem, a szczególnie przed przedwczesnym odrzuceniem swej twórczości i spisaniem jej na straty, w wielu przypadkach odchodzą od pierwotnych idei, zakładając „płaszcz zgody” i zaniżając loty, byle tylko choć o parę kroków móc przybliżyć się do mocno ograniczonego widza. Dlatego całym swym sercem potrafię docenić wysiłki pochodzącej z Polski, a mieszkającej w Londynie piosenkarki Patrycji Hilton – znanej jako Pati Yang. Za co? Właśnie za to, iż każdy jej utwór jest niczym balsam dla duszy, a jeżeli by się jeszcze bardziej rozpędzić, to powiem, że to istna uczta dla uszu. Uczta, która ani nadto nie tuczy, ani nie pozostaje się po niej głodnym. Każdy element pozostaje wyważony, zupełnie jak w najlepiej skomponowanym menu, które uwzględnia zarówno tych spożywających wszystko, jak i tych niemogących przetrawić niektórych składników. A więc podsumowując: pomimo iż piosenki Pati Yang poruszają się jakoby po innych torach, żyją własnym życiem, nie kopiują utartych schematów, to z drugiej strony potrafią zintegrować ich odbiorców, mających zupełnie odmienne gusta muzyczne. Trzecia z kolei solowa płyta wokalistki, tj. „Faith, Hope & Fury” to jedenaście absolutnie rewelacyjnych utworów. I trzeba otwarcie przyznać, że o wiele bardziej dojrzałych od tych zawartych na poprzednich dwóch krążkach. Przemawia przez nie duży spokój, ukojenie, a zarazem… tytułowa furia. W większości przypadków bowiem odnosi się nieodparte wrażenie, jakoby każde słowo niosło jakieś ważne przesłanie, prawdopodobnie także dla samej artystki, Pati Yang. Z pewnością zatem wszyscy ci, którzy nie mieli jeszcze dotąd okazji zetknąć się z tym albumem, poczują powiew świeżości dolatujący z głośników. I bynajmniej nie jest to świeżość przypominająca tę klimatyzacyjną, a więc sztuczną, gdyż piosenki z płyty „Faith, Hope & Fury” po prostu zaskakują swoją naturalnością. Zdecydowanie jednak nie jest to synonim młodzieńczego wybryku, szaleństwa, a raczej wyważonej, w pełni kobiecej dojrzałości, która uwidacznia się przy każdym niemal takcie. I choć nie brakuje podkładów elektronicznych, to przy każdym wydobywającym się dźwięku można dostrzec, iż wszystkie zostały bardzo solidnie dopracowane, a nie pochodzą z prostych kombinacji klawiszowo-syntezatorowych. Bardzo pozytywnie może zaskoczyć także obecność na krążku dwóch subtelnych ballad, w których wszystkie partie wygrywane są na pianinie – np. w piosence „Coming home” przez samego Stanisława Soykę! Moim faworytem jest jednak „Outside” z bardzo przyjemną w odbiorze linią melodyczną. Jeżeli już obracamy się w kwestii ulubionych, tych najbardziej zapadających w pamięć piosenek, które na dodatek ukradkiem nuci się pod nosem w wolnych chwilach, kiedy nikt tego nie słyszy, to nie mogę pominąć dwóch innych absolutnie ciekawych kompozycji. Jedną z nich jest „Red Hot Black”, a drugą – „Strange friends”. Obie poświadczają, że polskie wokalistki potrafią dać niezłego czadu, a zarazem są w stanie dogonić, a może nawet prześcignąć swoje zachodnie koleżanki po fachu. A co! Niby dlaczego wciąż mamy odczuwać kompleks narodowościowy, który nas zżera niczym najgorszy kwas siarkowy, cud, że jeszcze nie zostaliśmy nim przeżarci do reszty! Owszem, kiedy patrzy się na metamorfozy Pati Yang, można się mocno zaniepokoić tym, jak bardzo robi się ona „angielska”, a na koncertach zamiast po polsku, bardzo często ma manierę przemawiania do publiki właśnie po angielsku – ale mimo wszystko polskich korzeni się w całości nie wyparła, więc cieszmy się przynajmniej tym faktem, że jeszcze ktoś chce wycisnąć możliwe orzeźwiające soki z naszego rodzimego muzycznego światka. Podsumowując więc wszystko to, co zostało przeze mnie do tej pory napisane, chciałabym szczerze polecić ten album wszystkim tym, którzy jeszcze o nim nie słyszeli lub którzy byli dotąd na tyle leniwi, żeby nawet się nim bliżej zainteresować. Sądzę, iż warto to uczynić. Najwyżej się nie spodoba, choć nie wierzę, że z całej tej gamy ktoś nie znajdzie niczego dla siebie.
Tytuł: Faith, Hope & Fury Data wydania: 27 marca 2009 Czas trwania: 43:16 Utwory 1) Summer Of Tears : 4:22 2) The Boy In Your Eyes: 4:04 3) Stories From Dogland : 3:59 4) Over: 3:41 5) Supernatural: 3:40 6) Red Hot Black: 3:34 7) Timebomb: 3:28 8) A Littre Wrong: 3:52 9) Strange Friends: 3:43 10) Outsider: 4:16 11) Coming Home: 4:33 Ekstrakt: 90% |