Oglądając filmy wojenne, można dojść do zabawnego przeświadczenia, że niemieccy żołnierze jeździli niemal wyłącznie na amerykańskich półgąsienicowych transporterach opancerzonych, a walczyli na sowieckich czołgach. Cóż jednak na to poradzić, skoro producenci nie widzą nic zdrożnego w naginaniu prawdy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Naturalnie wiadomo, że w czasach powojennych uzyskanie sprawnego, oryginalnego czołgu bądź wozu pancernego produkcji niemieckiej zakrawało na cud. Większość z nich została zniszczona w walkach, niewielka liczba – najczęściej zdekompletowana – trafiła do muzeów, a reszta, w ramach mszczenia się na technice znienawidzonego wroga (a bardziej serio – po prostu ze względu na brak zastosowania w armii), bardzo szybko trafiła na złom. Wskutek tego, gdy przystępowano do kręcenia filmów opowiadających o czasach II wojny światowej, filmowcy wyczyniali cuda, byle tylko mieć na planie coś, co z grubsza przypominało niemiecki pojazd pancerny. Stosunkowo najłatwiejsze zadanie mieli twórcy z Europy, bowiem jeszcze dwadzieścia lat po wojnie bez problemu można było wejść w posiadanie transportera półgąsienicowego, wyglądającego wypisz, wymaluj jak Sdkfz 251. Jego lekko zmodernizowaną wersję produkowała bowiem czeska Tatra, wypuszczając do roku 1962 ponad półtora tysiąca sztuk pod nazwą OT-810. Ostatnie z nich zeszły ze służby dopiero w 1995 roku. A jako że niemiecki i czeski pojazd są dla laika dość trudne do rozróżnienia, można uznać, że zastosowanie powojennego OT-810 w roli niemieckiego półgąsienicowego transportera opancerzonego jest całkiem udanym pomysłem (na zdjęciu OT-810 w „Kompanii braci”).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zabawa zaczyna się dopiero wtedy, gdy producent nie ma dostępu do OT-810. A tak najczęściej było w przypadku filmów powstających w USA czy w Europie Zachodniej przed upadkiem komunizmu. Wychodzono wówczas z założenia, że rolę hitlerowskiego transportera może zagrać jakikolwiek pojazd zbliżony konstrukcyjnie do niemieckiego oryginału, w związku z czym w filmach królowały amerykańskie transportery półgąsienicowe M2 i M3, posiadające dość charakterystyczną sylwetkę i generalnie niepodobne do Sdkfz 251. Dla przyzwoitości pojazdy niekiedy przerabiano tak, by choć z grubsza je upodobnić do niemieckiego transportera, ale często działania upodabniające ograniczano do pomalowania wozu szarą farbą, a w ekstremalnych przypadkach do zwykłego namalowania czarnego krzyża (na zdjęciu lekko przerobione M2 z „Komandosów z Navarony” i z „Karnej kompanii”, a także praktycznie nieprzerabiane M3 w „Bitwie o Ardeny” i w „Nocy generałów”).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Znacznie więcej kłopotów sprawiały jednak czołgi. Ich przeróbki były dość kosztowne i zdarzało się, że na planie pojawiały się nawet współczesne konstrukcje, jedynie przemalowane w barwy mające przypominać stosowany przez Niemców kamuflaż. Najbardziej jaskrawe przykłady swobodnego podchodzenia do historycznej dokładności to powojenny M48 Patton w roli niemieckiego czołgu w filmie – cóż za ironia – „Patton” oraz w ogóle nieprzerabiany poczciwy T-34 w „Komandosach z Navarony”. T-34 zresztą miały zaszczyt stawać się rozmaitymi rodzajami niemieckich czołgów zarówno w kinie zachodnim, jak i wschodnim, gdzie czołg ten, wraz z nowszym T-55, również często przerabianym na rozmaite pojazdy opatrzone czarnym krzyżem, przez długi czas był podstawową siłą pancerną armii Układu Warszawskiego. Niektóre z przeróbek wypadły całkiem nieźle (jak choćby w „Złocie dla zuchwałych” i „Szeregowcu Ryanie”), inne raczej bawiły, jak niektóre czołgi z filmów polskich („Stawka większa niż życie”, „Eroica”) i radzieckich („Szli żołnierze”, „Ballada o żołnierzu”). A bywały i w ogóle kuriozalne sytuacje, jak ta, gdy w radzieckim „Wyzwoleniu” sowiecki T-34 atakuje niemieckiego T-34.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O ciężarówkach natomiast nie ma co w ogóle wspominać, bo filmowcy najczęściej uważali (i do tej pory uważają), że jak auto ma wysuniętą przed kabinę kierowcy maskę, to z pewnością świetnie się sprawdzi jako niemiecka ciężarówka. I nie jest ważne, jakiej produkcji jest wóz ani w którym roku opuścił fabrykę. Na koniec zostawiłem kilka ciekawie wyglądających wozów, które potrafią rozczulić do łez. Są to: dziwo z „O jeden most za daleko”, dwa pojazdy z „Eskadry 633” – jeden zrobiony na potrzeby filmu, a drugi będący powojennym brytyjskim transporterem opancerzonym, powojenny sowiecki BTR-152 w „Nocy generałów”, „Jarzębinie czerwonej” i „Stawce większej niż życie” i wreszcie egipski wóz pancerny z początku lat 60. w nędznym horrorze „Oaza zombich”. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten ostatni przypadek to wręcz chwyt poniżej pasa, bo niskobudżetowych, tragicznie słabych filmów, w których za niemiecki czołg czy transporter opancerzony robią najcudaczniejsze pojazdy, jest bez liku.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Warto może na deser odnotować jeszcze dwa filmy, oba zresztą polskie. Pierwszy to koszmarne „Złoto dezerterów”, w którym za niemiecki czołg robi poczciwy, w ogóle nieucharakteryzowany T-34, co dowodzi nie tyle poczucia humoru u reżysera, ile lekceważącego stosunku wobec widza. Drugi – to równie niedobra, choć posiadająca kilka zabawnych momentów „Superprodukcja”, gdzie „przebrany” za niemiecki czołg T-72 jest zwyczajnie i ewidentnie zgrywą.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
|