powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (XC)
październik 2009

AutorAutor
Dobry i Niebrzydki: To jest bingo!
ciąg dalszy z poprzedniej strony
…rozpoczęły się spiski…
…rozpoczęły się spiski…
KW: To nie jest nowy trend (choć ostatnio nasilony – ale raczej ze względu kontrowersyjność interpretacji wydarzeń historycznych stanowiących podstawę „Oporu” i rozgłos nazwiska Tarantino). Ale od dekad próba odmiany wizerunku Żydów w trakcie II wojny światowej miała miejsce. Weźmy np. „Tobruk” z 1967 r. z oddziałem żydowskich komandosów udających Niemców, „Ucieczka z Sobiboru”, opowieść o pewnym wydarzeniu II wojny, obecność żydowskich żołnierzy w takich filmach jak „Młode lwy”, „Szeregowiec Ryan” (gdybym poszperał, pewnie znalazłbym więcej) czy choćby gloryfikację (bardziej medialną niż filmową) powstania w getcie warszawskim, które militarne znaczenie miało znikome (zginęło – o ile mnie pamięć nie myli – kilkunastu Niemców), ale jako przykład oporu i bohaterstwa, w czasie gdy miliony Żydów szły biernie na śmierć – ogromne. Nie mówię, że to źle, oczywiście. Jeśli komuś się nie podoba, że jego ofiara (np. Powstanie Warszawskie) jest przez filmowców niedoceniona, a powstanie w getcie wręcz przeciwnie, to – na litość – niech po prostu kręci własne filmy. Dobre.
PD: Nieprzypadkowo wziąłem „trend” w cudzysłów. Zwróć uwagę, że skala heroizmu Żydów z któregokolwiek z Twoich przykładów nie może się równać z wyczynami braci Bielskich czy – tym bardziej – bękartów. To już nie są po prostu „bohaterowie”. To „herosi” w iście amerykańskim stylu. Dlatego też sądzę, że tylko młodzi Żydzi mogą się poczynaniami bękartów ekscytować. Starsi zajmą zapewne stanowisko Tomasza Łubieńskiego, który w wywiadzie dla „Przekroju” powiedział – co prawda o historycznych inscenizacjach, ale pasuje mi to także do filmu Tarantino – że „jeśli robi się z wojny popkulturową zabawę, to odbiera się cały tragizm doświadczeniu poprzednich pokoleń”. Nie zgadzam się z tezami tego typu co najmniej od czasów „Wolfensteina 3D”, ale rozumiem ludzi obciążonych takim kulturowym bagażem, który nie pozwala im zdobyć się na dystans.
…a nawet jawne akty wrogości.
…a nawet jawne akty wrogości.
KW: A u nas też Krzysztof Varga w „Gazecie Wyborczej”, nie obejrzawszy „Hardkoru’44” i nie przeczytawszy „www.1944.waw.pl”, już krytykuje popularne podejście do tematu Powstania Warszawskiego w tych dziełach. A z kolei Papcio Chmiel, w końcu uczestnik Powstania, stare pokolenie, lekko wrzuca swoich baaaardzo popkulturowych bohaterów w mundury z biało-czerwoną opaską na ręku. Naprawdę jestem ciekaw, jak starsi Żydzi, dla których II wojna to nie tylko kartki w podręczniku, odbiorą „Bękarty wojny”…
PD: Tu już trzeba by ich zapytać, my możemy sobie tylko pogdybać.
KW: Ciekawe też, że Amerykanie akurat nigdy nie mieli żadnego problemu z tym dylematem. Tam wojna od wieków bywała popkulturową zabawą, co w niczym nie przeszkadzało oddawaniu hołdu weteranom, celebrowaniu wspomnień w takim stopniu, że u nas postrzegane to było jako taki śmieszny, przesadny amerykański patos.
PD: Było i nadal jest.
KW: A przecież zaraz obok jest Superman spuszczający manto Japończykom.
PD: Czy Hellboy i Kapitan Ameryka dający wycisk nazistom. A u nas zawsze musi być martyrologicznie i poważnie, bo jak rozrywkowo, to już podejrzanie i zawsze znajdzie się jakiś Wildstein, który Szarika zdejmie z anteny…
KW: Tu akurat chyba nie o rozrywkowość chodziło… A przynajmniej nie tylko.
PD: O rozrywkowość w sensie lekko potraktowanych (przekłamanych dla co poniektórych) realiów.
KW: Skłamałbym jednak, gdybym stwierdził, że kwestia filmowej odpłaty nazistom przez Żydów jakoś bardzo zaprzątała mi głowę podczas seansu „Bękartów…”. Mam wrażenie, że to jest jednak jakoś zaakcentowane przy okazji, a w gruncie chodzi o to, aby powywracać, co się da wywrócić i wpleść Tarantinowskie dialogi w wojenne realia. Właśnie – twój ulubiony tekst?
Mała zajawka, czego możemy oczekiwać w warstwie wizualnej po następnym filmie Tarantino…
Mała zajawka, czego możemy oczekiwać w warstwie wizualnej po następnym filmie Tarantino…
PD: That’s a bingo! No i całe motywy z King Kongiem i włoskim językiem. I jeszcze ostatni tekst Aldo, że wyszło mu arcydzieło. Pomyślałem wtedy, że to prawie jak Quentinowi i kapitalnie podsumowuje film.
KW: Bardzo ładna pointa, ale nie zmieni to faktu, że raczej „Bękarty” nie spotkają się z uznaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej… Do Twoich przykładów dorzucę jeszcze „Pańskiej rodzinie i pańskim krowom chciałbym powiedzieć: brawo!”.
PD: Tak w ogóle to ciężko tu znaleźć dialog, który nie wbijałby się w pamięć albo chociaż nie trzymał w napięciu.
KW: Pozostaje jeszcze temat przemocy, za który również chwycą się krytycy. Ale ja uważam, że jej nowatorstwo nie polega – broń Boże – na jakimś szczególnym naturalizmie czy brutalności, ale na formie podania. Długie kilkuminutowe fazy rozmów (trzymających w napięciu, nie przeczę) przerywane króciutkimi, kilkusekundowymi eskalacjami brutalności, pozostawiającego widza w niemym osłupieniu. Nie przypominam sobie innego filmu tak podchodzącego stylistycznie do kwestii przemocy.
PD: „Pulp Fiction”? „Jackie Brown”? „Święci z Bostonu”? „To nie jest kraj dla starych ludzi”? „Tajne przez poufne”?
KW: Twoje przykłady są tendencyjne. No tak, coś w tym jest, choć Coeni jednak są nieco inni – oni często unikali samych scen przemocy, pozostawiając wiele w domyślności widza, a czasem pozwalali sobie na dłuższe „wymiany ognia”. Pewnie musiałbym sobie puścić równolegle te tytuły, żeby zobaczyć podobieństwa i różnice w ujęciu takich scen. A może to znaczy, że mój kryzys wieku średniego objawia się też zacieraniem w pamięci stylistyki niektórych filmów…
PD: Ma to swoje plusy – skoro słabo pamiętasz te dobre, to te złe musiałeś już kompletnie wykasować z pamięci. Też bym tak chciał.
KW: W każdym razie Quentin, którego kiedyś traktowałem z lekką rezerwą, rośnie w moich oczach. Ciekawe co teraz wymyśli? Co weźmie na tapetę i przewróci do góry nogami?
…ale raczej znów skończy się na stopach (na zdjęciu – obecne na pierwszym planie).
…ale raczej znów skończy się na stopach (na zdjęciu – obecne na pierwszym planie).
PD: Podobno ma w planach ekranizację jednej z powieści szpiegowskich Lena Deightona, w której chciałby obsadzić Kate Winslet, Michaela Caine’a i Simona Pegga. Osobiście chętnie bym taki wywrotowy kryminał zobaczył, a i Ty jesteś, zdaje się, fanem zimnowojennych thrillerów.
KW: Zapowiada się świetnie, ale boję się już zgadywać, co tym razem zobaczymy. Poza obowiązkowymi nagimi stopami Winslet, ale to akurat widywaliśmy już nie raz… Nie tylko zresztą nagie stopy, akurat w przypadku tej aktorki.
PD: Nagie stopy Simona Pegga? Nie tylko zresztą stopy… Byłoby czadowo!
KW: Jestem zbulwersowany Twoim podejściem. To ja próbuję zakończyć naszą dyskusję jakąś damską golizną, a Ty schodzisz na tak niesmaczne tematy, jak Simon Pegg nago. Widziałeś jego klatę? Paskudztwo!
PD: Dobra, to niech będzie nagi Michael Caine.
KW: That’s a bingo!



Tytuł: Bękarty wojny
Tytuł oryginalny: Inglourious Basterds
Reżyseria: Quentin Tarantino
Scenariusz: Quentin Tarantino
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: Niemcy, USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 11 września 2009
Czas projekcji: 153 min.
WWW: Strona
Gatunek: przygodowy, wojenny
powrót do indeksunastępna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.