Nieczęsto zdarza mi się przeczytać tak mądrą i dobrą książkę. „Most do Terabithii” amerykańskiej pisarki Katherine Paterson to wspaniała literatura dla dzieci (i nie tylko dzieci), a na dodatek mądra i dająca do myślenia. Aż szkoda, że takich książek nie ukazuje się więcej na rynku.  |  | ‹Most do Terabithii›
|
Najtrudniej jest tworzyć rzeczy proste. Italo Calvino w jednym z wykładów przyznaje, że w baśniach i opowieściach ludowych najbardziej pociąga go oszczędność środków wyrazu. A także lekkość i prędkość, z jaką prowadzona jest narracja. Bajki wtedy są najlepsze, gdy w minimalistycznej formie potrafią zawrzeć potężną treść. Coś takiego udało się Paterson, może nie w stu procentach, może z małymi potknięciami, ale do ideału zabrakło niewiele. Rzućmy okiem na fabułę. „Most…” opowiada historię Jessa, chłopca wychowywanego na wsi w wielodzietnej rodzinie. Jego pasją są rysunki, w szkole radzi sobie słabo, nie ma przyjaciół, nie przepada też za nauczycielami (poza jednym wyjątkiem, panią od muzyki). Sytuacja zmienia się, kiedy pojawia się nowa uczennica, dziwaczna Leslie Burke, o której rodzicach powiadają, że to hipisi (w rzeczywistości pisarze). Jak można łatwo się domyślić, „Most…” to opowieść o przyjaźni dwójki dzieciaków. Nie bez kozery powieść Paterson porównywana jest do Narnii C.S. Lewisa. W obu książkach mamy magiczny świat, do którego mali bohaterowie przenoszą się z naszej rzeczywistości. Jednak o ile Lewis stawiał na dosłowność, o tyle autorka „Mostu…” bierze czarodziejską krainę, tytułową Terabithię, w cudzysłów. To znaczy, kraina istnieje, ale w umyśle Leslie, która zaprasza do fantazjowania swojego przyjaciela Jessa. Nibylandia jest więc nie tyle celem – jak u Lewisa – co raczej środkiem, narzędziem. Pomaga w pogłębieniu przyjaźni między młodymi bohaterami, rozwija ich wyobraźnię (żeby wymyślić Terabithię trzeba czytać książki). Paterson przedstawia proces edukacji Jessa, który z zamkniętego, zahukanego chłopca staje się osobą wierzącą w swoje możliwości. Dzięki przyjaźni z Leslie poznaje potęgę wyobraźni, zaczyna doceniać przyjaźń, rozwijać swoje talenty. Co najlepsze, wszystko rozgrywa się bardzo naturalnie, bez zbędnego pouczania i moralizowania. W tym kryje się prawdziwa potęga „Mostu…” Calvino pisze, że w dobrych bajkach „perypetie sprowadzone są do rzeczy najistotniejszych; zawsze toczy się walka z czasem, z przeszkodami”. Powieść Paterson doskonale wpisuje się w to stwierdzenie. Historia przyjaźni Jessa i Leslie to przede wszystkim przygody, ale przygody oparte na rzeczywistych wydarzeniach. Na przykład na szkolnych zmaganiach, które dzieci przekuwają w niebezpieczeństwa grożące Terabithii. Jest również najważniejsza przygoda – znakomicie wpleciony w fabułę i co więcej, zaskakujący wątek. Sprawia on, że powieść o głowę przewyższa podobne jej opowieści o magicznych neverlandach. Jednak nie wolno mi go opisywać – by nie psuć lektury czytelnikowi. Niestety, wyraźne skupienie się na fabule owocuje licznymi uproszczeniami. Chwilami mogą one być uciążliwe dla nieco starszego czytelnika. Siostry Jessa, a także jego rodzice to nawet nie tyle postaci, co personifikacje schematycznych wyobrażeń na temat wielodzietnej rodziny. Paterson większość bohaterów rysuje grubą kreską i zwykle jej się udaje (np. nauczycielka muzyki), ale w kilku przypadkach pozwoliła sobie na zbyt mocne pociągnięcia. „Most…” jest mądrą opowieścią, która uczy trudnej sztuki budowania mostów między ludźmi. To realistyczna wersja „Opowieści z Narnii” Lewisa, co znaczy tyle, że skupia się nie na magicznej krainie, ale na codziennym życiu. Nie ma tu wielu fajerwerków, zresztą podobnie jak w ekranizacji książki, brakuje też akcji pędzącej na złamanie karku czy czarodziejskich utensyliów. Czytelnik otrzymuje za to prostą (maksimum wyrazistości i poetyckiego uroku, jakby powiedział Calvino) opowieść o podstawowych wartościach. Więcej takich książek!
Tytuł: Most do Terabithii Tytuł oryginalny: Bridge to Terabithia ISBN: 978-83-10-11282-8 Format: 240s. 130×200mm Cena: 24,90 Data wydania: 23 lutego 2007 Ekstrakt: 80% |