Żeby odsmażane po raz kolejny danie – oczywiście filmowe – miało znośny smak, reżyser, scenarzysta i cała reszta ekipy powinni wykazać się choć odrobiną inwencji twórczej. W innym wypadku wychodzi marny kluch w rodzaju „Oszukać przeznaczenie 4”.  |  | ‹Oszukać przeznaczenie 4›
|
Przekleństwo pierwszego „Oszukać przeznaczenie” polegało na tym, że film bardzo spodobał się publiczności. Za bardzo. Rekiny hollywoodzkiej finansjery w jednej chwili zwietrzyły interes i momentalnie wprawiły w ruch złowieszczą maszynerię do klonowania filmów. Wkrótce powstał jeszcze bardziej dynamiczny i jeszcze bardziej wypchany wyrafinowanymi efektami specjalnymi „Oszukać przeznaczenie 2”, rozpoczęty dynamiczną sekwencją karambolu na autostradzie i dość ciekawie spleciony z wątkami części pierwszej. Obrany kierunek rozwoju serii zdał się rekinom słuszny, więc część trzecia podbiła poprzeczkę dynamiki (całość zaczyna się łomotem pędzącej kolejki górskiej), nasilając jednocześnie stopień komplikacji „zbiegów okoliczności”, dzięki którym szeregi bohaterów regularnie ulegają redukcji. Jednak to, co się dotychczas sprawdzało w serii „Oszukać przeznaczenie”, w czwartym filmie zawiodło na całej linii. Kolejne podbicie dynamiki wstępu poprzez zaserwowanie samochodowego wyścigu, miast wciskać w fotel, wprawia co najwyżej w filozoficzna zadumę nad kierunkiem rozwoju serii. Bo cóż takiego może rozpocząć piąty film – a raczej nie ma wątpliwości, że taki powstanie – i być bardziej dynamiczne od tego, co widzieliśmy dotychczas? Jakieś lotnicze pokazy? Wyścigi motorówek? Ultraszybki pociąg? Nie tylko ta kwestia nie daje spokoju podczas seansu. Nieco mocniej uwiera świadomość daremnego oglądania czegoś, co w najmniejszym stopniu nie grzeszy oryginalnością. Bo wiadomo – będzie ktoś (tym razem znowu chłopak), kto na skutek śmiertelnej wizji wyciągnie kumpli plus kilka postronnych osób poza strefę zniszczeń. Potem ktoś zacznie wertować stare gazety, czytać o kostusze dybiącej na tych, co fuksem przeżyli, aż wreszcie bohaterowie dojdą do wniosku, że prześladuje ich śmierć. I będą chcieli przerwać łańcuch zgonów, mając nadzieję, że to ich ocali. No dobrze, skoro początek jest przewidywalny, a ogólny zarys fabuły znany, to po co w ogóle wydawać pieniądze na kino? W przypadku poprzednich filmów odpowiedź była dziecinnie prosta – ze względu na pieczołowicie i bardzo pomysłowo obmyślane łańcuchy przyczynowe prowadzące do widowiskowego rozczłonkowania/przemielenia/poharatania widocznych na ekranie niebożąt. Część czwarta jednak nie zadowala i w tej materii. Niektóre „zbiegi okoliczności” nadal są efektowne i przykuwają wzrok swoim konceptem, aczkolwiek często bywa, że 3/4 pary idzie w gwizdek. Bóg wie, ile buteleczek się przewraca (niekiedy bez wyraźnej przyczyny, co świadczy o niechlujnie obmyślanej fabule), ile płynów i gdzie wycieka, ile iskier skacze po tablicach rozdzielczych i kablach, by na koniec okazało się, że osoba mająca paść ofiarą całej tej misternej układanki zostaje zabita w zupełnie inny, wręcz prymitywny, sposób. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej sposoby dewastacji ludzkiego ciała nie są oklepane i w kilku przypadkach można się złapać wręcz na podziwie dla wyobraźni scenarzysty. Cóż z tego jednak, skoro te mdłe promyki oryginalności są utopione w sztampowej konstrukcji fabuły. Filmem bowiem rządzi nieśmiertelny schemat. Najpierw główny bohater ma wizję, potem oglądamy ostatnie chwile kogoś, na kogo zapadł wyrok, przeplatane ustawianiem się przedmiotów w odpowiednim położeni. Po „egzekucji” emocje na dłuższą chwilę opadają, bowiem bohaterowie zaczynają toczyć swobodne rozmowy, ewentualnie dzielą się uwagami na temat ostatnich zdarzeń. A potem znów bohater ma wizję. I tak w kółko. W tej sytuacji nie sposób przejąć się czyimkolwiek losami i zostaje tylko wyczekiwanie jakichś bardziej krwawych scen, które wprowadzą nieco werwy w krwiobieg widza. Trochę to jednak mało, żeby czuć się usatysfakcjonowanym z wydania ciężko zarobionej krwawicy. Niewiele lepiej jest z wersją trójwymiarową filmu, która jest chyba jedynym novum w „Oszukać przeznaczenie 4”. Wróble ćwierkają, że seans w kinie 3D też jest marnowaniem zasobów finansowych, bowiem w pamięć zapadają ledwie dwie lub trzy sceny. Dostosowanie filmu do zasad rządzących kinem 3D tłumaczy jednocześnie pewną umowność efektów specjalnych, które miejscami są wyraźnie przekombinowane i sztuczne. W tej sytuacji jedyną receptą na w miarę sensowne przetrwanie seansu jest być może porzucenie nadziei na budzące dreszcz grozy kino i przymrużenie oka. Bo momentami nie sposób brać na serio niektórych zachowań bohaterów, jak również trudno powstrzymać się od parsknięcia śmiechem podczas wyjątkowo kuriozalnych zbiegów okoliczności. Można się też pobawić w wyszukiwanie cytatów i odniesień do poprzednich części cyklu, których jest tutaj bez liku. Ogólnie jednak lepiej sobie odpuścić wizytę w kinie.
Tytuł: Oszukać przeznaczenie 4 Tytuł oryginalny: The Final Destination Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 4 września 2009 Gatunek: horror Ekstrakt: 30% |