powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (XC)
październik 2009

Pot i Kreff – Oni czasem wracają: Hej, Ahmet! Udało im się!
Led Zeppelin ‹Hey Ahmet, We Did It›
Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje. Choćby się wydawało, że dawno o niej zapomniałeś, na starość trąci, burząc wypracowany spokój. Tak też jest z zespołami. Choćby rozpadły się w huku przekleństw, tęsknota za wspólnym graniem pozostaje. I ta natrętna myśl: czemu nie sprawdzić, czy magia wciąż działa… Tak jak to było w przypadku Led Zeppelin.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
‹Hey Ahmet, We Did It›
‹Hey Ahmet, We Did It›
Na pewno jedną z największych sensacji ostatnich lat był powrót na scenę Led Zeppelin. Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones postanowili ponownie zagrać swoje klasyczne kawałki, by w ten sposób uczcić pamięć zmarłego w 2006 roku Ahmeta Erteguna, założyciela firmy Atlantic. Grupa zawiesiła działalność w 1980 roku po tragicznej śmierci perkusisty Johna Bonhama. Od tamtego czasu szyld Led Zeppelin był odkurzany tylko dwa razy: podczas Live Aid w 1985 roku (z Philem Collinsem) i z okazji 40-lecia firmy Atlantic Records w 1988 roku. W czasie tego drugiego koncertu rolę pałkera przejął syn Bonhama, Jason. To on stał się dobrym duchem ponownego zejścia się muzyków, po raz kolejny zaoferował też swoje usługi jako perkusista.
Jason Bonham musiał być bardzo przekonujący, skoro w dość szybkim terminie udało mu się namówić wszystkich muzyków do wspólnego występu. Co prawda Page nigdy nie porzucił nadziei na reaktywację formacji, ale Jones, a zwłaszcza Plant już tacy skorzy do przedsięwzięcia nie byli. Ten pierwszy przez długi czas był obrażony na kolegów, że nigdy nie proponowali mu wspólnych przedsięwzięć. Chyba najbardziej bolało go to, że przegapił udział w projekcie „Unplugged”, w czasie którego Plant i Page wykonali szereg największych przebojów Zeppelinów w wersjach akustycznych. Swoją drogą, z rewelacyjnym rezultatem. Robert Plant natomiast stale zajęty był rozwijaniem kariery solowej. Chociaż dawno nie gościł w czołówce list przebojów, to jednak nie można powiedzieć, by ponosił klęski. Większość jego płyt to zbiory świetnych utworów, za które jest chwalony przez krytykę.
Szczęśliwie udało się pokonać niesnaski i dopasować terminy, a i okazja się nadarzyła. Ahmet Ertegun był twórcą sukcesu Led Zeppelin, wydawcą ich płyt i wielkim zwolennikiem ich powrotu. Pierwotnie występ zaplanowano na 26 listopada 2007 roku - niestety, w wyniku kontuzji palca Jimmiego Page’a trzeba było go przełożyć na 10 grudnia. Bilety na to wydarzenie miały być rozprowadzane drogą losowania po zalogowaniu się na stronę Ahmettribute.com. Mimo że ich cena oscylowała w granicach 125 funtów, zainteresowanie było tak duże, że serwer nie wytrzymał obciążenia i niemal natychmiast po uruchomieniu padł. Ponad milion osób liczyło, że zdobędzie jeden z 20 tysięcy biletów. Wśród tych, którym udało się zdobyć wejściówki, było kilka znakomitości, jak Dave Grohl, David Gilmour, Peter Gabriel, Paul McCartney czy Mick Jagger.
Pechowcy, którzy nie załapali się na wejściówkę, mogą zasmakować atmosfery tego święta, słuchając bootlegu „Hey Ahmet, We did it!”. Nie wiem, jakim cudem komuś udało się wznieść na teren londyńskiej O2 Arena sprzęt do nagrywania, ale dzięki za to! Jakość dźwięku nie jest najlepsza, jak to zazwyczaj bywa, kiedy nagrywa się z publiki, ale nie szkodzi. Grunt, że można posłuchać po raz kolejny Led Zeppelin. Bo repertuar jest pierwszorzędny, zaliczany do absolutnej klasyki. Zaczyna się od „Good Times, Bad Times”, ale odnośnie tego koncertu właściwy jest tylko pierwszy człon nazwy utworu, bo żadne „złe czasy” nie następują. Jest tylko dobrze, a nawet bardzo. Dalej pobrzmiewa „Black Dog”, rewelacyjny „No Quarter”, rozimprowizowany „Dazed and Confused”, nieśmiertelne „Stairway to Heaven”, porywający „Kashmir”, wgniatający riffem w ziemię „Whole Lotta Love”… Całość kończy radosny „Rock and Roll”. Najważniejsze, że każdy kawałek zagrany jest po mistrzowsku i z sercem. Wydaje się, jakby muzycy byli w środku trasy koncertowej, a nie spotkali się po raz pierwszy po dwudziestoletniej przerwie. Może tylko z początku Robert Plant nie czuł się pewnie i śpiewał za bardzo zachowawczo, ale po trzech pierwszych utworach rozkręcił się jak kiedyś. Brawa należą się również Jasonowi Bonhamowi, który doskonale wszedł w rolę ojca. Czasem aż trudno uwierzyć, że to nie senior siedzi za zestawem perkusyjnym.
Led Zeppelin to taka marka, że nawet gdyby zagrali bez ładu i składu, to i tak publiczność byłaby usatysfakcjonowana. A ponieważ naprawdę przyłożyli się do tego koncertu i pokazali, że legenda wcale ich nie przerasta, tym większe pokłony biję przed muzykami. Nie chce mi się wierzyć, że nie zarejestrowano tego występu, by wydać go w gustownym digipacku. To zapewne tylko kwestia czasu, a na razie pozostaje rozkoszowanie się bootlegiem. Zwłaszcza że panowie definitywnie zdementowali plotki o ewentualnej reinkarnacji w celu zagrania całej trasy koncertowej.



Tytuł: Hey Ahmet, We Did It
Wykonawca / Kompozytor: Led Zeppelin
Data wydania: grudzień 2007
Czas trwania: 127:70
Utwory
1) Intro: 2:02
2) Good Times, Bad Times: 3:09
3) Ramble On: 4:44
4) Black Dog: 6:06
5) In My Time of Dying: 12:02
6) For Your Love: 6:34
7) Trampled Under Foot: 6:59
8) Nobody’s Fault but Mine: 7:43
9) No Quarter: 9:37
10) Since I’ll Been Loving You: 8:00
11) Dazed and Confused: 12:40
12) Stairway to Heaven: 8:45
13) The Song Remains the Same: 6:06
14) Misty Mountain Hop: 6:06
15) Kashmir: 9:37
16) Crowd: 3:18
17) Whole Lotta Love: 8:02
18) Crowd: 2:05
19) Rock and Roll: 5:43
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

154
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.