Czy można stworzyć kryminał z zagadką nie do rozwiązania, bez zbrodniarza i bez tropiącego go detektywa? Nie dość, że można, to jeszcze może to być kawał porządnej literatury, po którą warto sięgnąć. Dowodzi tego Jacques Chessex w króciutkiej powieści „Wampir z Ropraz”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Chessex napisał minipowieść rozmiarami przypominającą przygody Sherlocka Holmesa. I jest to chyba jedyne podobieństwo do twórczości Arthura C. Doyle’a – „Wampir z Ropraz” to konsekwentne łamanie reguł klasycznego kryminału. Powieść kieruje się wyraźnie w stronę literatury wysokiej, autora bardziej niż „kto zabił?” zajmuje analiza podłoża, na którym wyrosła zbrodnia. W tym kontekście książce Chessexa bliżej do „Zbrodni i kary”, niż do „Studium w szkarłacie”. Jeśli chodzi o kryminał, to mamy zbrodnię, prowadzone przez policję śledztwo i oskarżonego. Zbrodnia jest wyjątkowo paskudna – w kantonie Vaud w 1903 roku ktoś wykopuje ledwie co złożone do grobu zwłoki młodych kobiet i dokonuje na nich bestialskich aktów. Nekrofilia, nekrofagia, okaleczenia – to tylko niektóre z nich. Atakowane przez Wampira z Ropraz (jak chrzci prasa nieznanego sprawcę) są najczęściej dziewczyny z porządnych domów – zmarła na gruźlicę córka sędziego, niepełnosprawna, młoda matka. Jak prawdziwy krwiopijca, zbrodniarz interesuje się tylko niewinnymi ofiarami. Kto jest sprawcą ohydnych przestępstw? Podejrzanych jest wielu, jednak uwagę opinii publicznej przyciąga chory psychicznie Charles-Augustin Favez, zoofil i złodziej. Jemu najbliżej jest do Wampira z Ropraz, przynajmniej zdaniem prasy. Czytelnik jednak nie powinien liczyć na klasyczne rozwiązanie zagadki, autora interesuje nie tyle odkrycie przestępcy, co raczej okoliczności zbrodni i próba odpowiedzi na pytanie o pochodzenie zła. Opowieść o śledztwie w sprawie bezczeszczenia zwłok poznajemy dzięki bezimiennemu narratorowi. Co więcej, jest to narrator należący do lokalnej społeczności, a historia przedstawiana jest w drugiej osobie liczby mnogiej. Chessex zdaje się sugerować, że to sami mieszkańcy kantonu Vaud zastraszeni przez Wampira opowiadają dzieje śledztwa. A może narratorem jest plotka, bezimienne pomówienia, które co chwila rzucane są na kolejnych mężczyzn związanych ze zmarłymi dziewczynami? Możliwe też, że fabuła opowiadana jest przez strach drążący serca mieszkańców Ropraz. Chessex pisze: „Barykadujemy się we własnej czaszce, we własnym śnie, własnym sercu, własnych zmysłach, ryglujemy drzwi gospodarstw, ze strzelbą na podorędziu, z duszą udręczoną i wygłodniałą.” O tym w rzeczywistości jest „Wampir…” – o piekle, które człowiek nosi w sercu. Skąd biorą się tacy zwyrodnialcy jak bezczeszczący zwłoki? Albo, sięgając do niedawnych wydarzeń, jak Josef Fritzl przez lata katujący własną córkę? Szwajcarski autor stara się odpowiedzieć na to pytanie, a także na pytanie, skąd biorą się kwiaty zła. Widać to przede wszystkim w pierwszej części książki, bezpardonowej krytyce izolacyjnej kultury wiejskiej Szwajcarii, A także w wystąpieniu przeciw kalwińskiej religijności doszukującej się wszędzie zła. Jak stwierdza pewien pastor: „Przed obliczem Pana nic nie jest białe.” Chessex atakuje tradycyjną, zamkniętą w sobie społeczność górskiej Szwajcarii, pokazuje dwulicowość ludzi, którzy donośnym głosem potępiają występek, natomiast za zamkniętymi drzwiami okazują się jeszcze gorsi od poszukiwanego Wampira. Powieść szwajcarskiego autora to mroczna, napisana sugestywnym stylem, solidna rzecz. Dla czytelników o mocnych nerwach, ale przede wszystkim dla czytelników spragnionych poruszającej lektury. Co jak co, ale tego ostatniego „Wampirowi z Ropraz” nie brakuje.
Tytuł: Wampir z Ropraz Tytuł oryginalny: Le vampire de Ropraz ISBN: 978-83-7414-554-1 Format: 135×202mm; oprawa twarda, obwoluta Data wydania: 28 stycznia 2009 Ekstrakt: 80% |