„Zabijcie Odkupiciela” Grzegorza Drukarczyka to nie historia alternatywna ani poważna klerykal fiction o powtórnym przyjściu Chrystusa, ale raczej satyra na konsumpcję, alienację i całą tę naszą przeokropną współczesność. Satyra przejaskrawiona, a tym samym niekoniecznie celna – choć przyzwoicie napisana.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drukarczykowi ciężko zarzucić jakieś braki warsztatowe, celnie operuje słowem i humorem (jak w scenie, gdy zmaltretowany bohater wyciera sobie zakrwawioną gębę kolejno współczuciem, litością i innymi „wadami”). Dobrze rozegrał też pisarz zamysł, by historie bohaterów – te prawdziwe, a nie wymyślane przez nich i odgrywane przed przyjaciółmi – ujawniać stopniowo. Ale poprawność warsztatowa to trochę za mało, by zdobyć nagrodę Zajdla, do której książka była nominowana. Wracając do jaboli: bohaterami książki jest grupa życiowych wykolejeńców mieniących się Wspaniałymi Powalonymi. Zbieranina wszelkiej maści wariatów o poranionych duszach, którzy wspólną mają tylko jedną cechę – stoczyli się na samo dno, czego objawami są choćby ciągłe pociąganie z butelki, chodzenie w śmierdzących ubraniach, rzyganie, gdzie popadnie i podkradanie jedzenia. I oczywiście tylko oni są w stanie dostrzec powagę i prawdziwość pojawienia się Odkupiciela. Niby od dawna wiadomo, że „ostatni będą pierwszymi”, „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do Królestwa Bożego” i tak dalej, i tak dalej – w Nowym Testamencie ubodzy duchem są wynoszeni na piedestał, a i w czasach nowożytnych nie brak relacji o objawieniach i cudach przytrafiających się nie komu innemu, a dzieciom, biedakom czy osobom upośledzonym. Tylko czy do ulubieńców Pana można zaliczyć meneli walających się pod parkowymi ławkami? Drukarczyk, wpisując się w obecny w literaturze od dawna trend gloryfikowania degrengolady, odpowiada, że tak. Ale chyba tylko dlatego, że każdy z jego meneli okazuje się człowiekiem o złotym sercu, skrzywdzonym przez bezdusznych pobratymców i los. Jeden stracił szansę na bycie mistrzem sportowym, drugi nie dostał pracy w wymarzonym zawodzie marynarza, a jeszcze inny przeżył nieszczęśliwą miłość. Morał z ich historii jest taki, że jak coś wam się w życiu nie ułoży, to nie próbujcie dalej, nie stawajcie z podniesionym czołem – chwytajcie za flaszkę, a będziecie uświęceni… Właściwie jedynym sensownym sposobem odczytania tak przesadzonych kreacji bohaterów jest uznanie ich także za element satyry. „Zabijcie Odkupiciela” to bowiem, jako się rzekło na początku, książka zdecydowanie nie-realistyczna – fabuła jest co najwyżej szczątkowa, a postacie i ich działania przejaskrawione, raczej symboliczne. Wszystkie te zabiegi służą tu temu, by podkreślić upadek współczesnego społeczeństwa. Ludzie – hipokryci, egoiści, lubieżnicy, mordercy – zamykają się w wielkich domach, poruszają się warczącymi pojazdami, ciągle gdzieś biegną, a najjaśniejszym blaskiem materialnego blichtru świecą kościoły, do których maluczcy nie mają wstępu. Diagnoza niespecjalnie zaskakująca (czy była taką prawie dwie dekady temu, gdy ta mikropowieść miała premierowe wydanie? a może to przestroga przed przejmowaniem ze Zgniłego Zachodu dóbr i nawyków konsumpcji oraz nieekologicznych technologii?), a tym samym raczej nie wzbudzająca wielkich emocji. Być może to kwestia ogólnej znieczulicy i niedostrzegania belki w swoim oku odpowiada za bezrefleksyjne akceptowanie takiego stanu rzeczy. Być może rzeczywiście, gdyby Zbawiciel pojawił się dziś na Ziemi, ponownie byśmy go ukrzyżowali. Ale jeśli alternatywą jest czekanie na Odkupiciela w zaszczanych gaciach z butelką spirytusu w ręku, to dziękuję, postoję.
Tytuł: Zabijcie Odkupiciela ISBN: 978-83-7574-087-5 Format: 224s. 125×195m Cena: 24,99 Data wydania: 24 lipca 2009 Ekstrakt: 60% |