powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (XC)
październik 2009

Malutkie co nieco z Gdyni – „Rewers” ukoronowany
‹34. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych›
34. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych generalnie zachwycił, rozczarowań filmowych było niewiele. To znaczy, że kryzys, obecny w wielu dziedzinach życia, kina nie dotknął. Złote Lwy dla „Rewersu” Borysa Lankosza to werdykt przyjęty z entuzjazmem chyba przez wszystkich, którzy śledzili festiwalowe projekcje.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Rewers” rozbił bank – zgarnął też nagrody dla najlepszej aktorki (Agata Buzek) i za drugoplanową rolę męską dla Marcina Dorocińskiego, który w interesujący sposób zaprezentował przemianę amanta w łotra. Puli dopełniają laury za zdjęcia (Marcin Koszałka), muzykę (Włodek Pawlik) i charakteryzację (dla Mirosławy Wojtczak, Ludmiły Krawczyk i Waldemara Pokromskiego).
Sprawiedliwie i bez kontrowersji – tak można skomentować decyzję składu sędziowskiego pod wodzą Krzysztofa Krauzego, który oceniał filmy w konkursie głównym. Doceniono różnorodność. Sześć ważnych nagród dla finezyjnej zabawy z kinem, jaką jest – niepozbawiony tonów poważnych – „Rewers”, równoważą nagrody za reżyserię, scenariusz i montaż dla „Domu złego”. Film Wojciecha Smarzowskiego to „horror naturalistyczny” o stanie wojennym. Jest tu jednak uniwersalne przesłanie – zło tkwi w ludziach i tylko czeka, żeby się uwolnić, każde polityczno-społeczne okoliczności są dobre. A paranoje można karmić albo bimbrem, albo wykwintną whisky.
Na szczęście nie umknął też uwadze (i nagrodzie specjalnej) artystyczny, poruszający film Piotra Dumały „Las”. Okruchy uznania przypadły emocjonalnej psychodramie Mariusza Grzegorzka „Jestem twój” – nagrodę dostała Dorota Kolak za drugoplanową rolę dominującej matki młodego, zakochanego bandziora.
Mam nadzieję, że to był przełomowy festiwal, taki, po którym nie powrócą lata chude, gdy wybierano, nomen omen tzw. mniejsze zło, a część festiwalowych projekcji oglądało się, bo tak trzeba. Uznani mistrzowie przywieźli na festiwal filmy dobre, ale nie wybitne – jest wśród nich m.in. „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna. Bez nagrody wyjechały też znany już z kin „Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego i „Janosik. Prawdziwa historia” Agnieszki Holland i Kasi Adamik.
W Gdyni o nagrody konkurowało aż 11 debiutów, w większości dobrych. Nagrodę za pierwszy film dostała Katarzyna Rosłaniec za „Galerianki” – obraz opowiadający o prostytuujących się w galeriach handlowych dziewczynkach. Film trochę zbyt dydaktyczny, ze zbyt łatwo udowodnioną tezą, ale ze świetnymi rolami młodych aktorek. Mimo wszystko ciekawszy od poruszających podobny problem „Świnek” Roberta Glińskiego (grający tu główną, trudną rolę Filip Garbacz dostał nagrodę za debiut aktorski).
O bardzo dobrej, nagrodzonej Srebrnymi Lwami „Wojnie polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego napisano już wiele. Pozostaje więc przyklasnąć werdyktowi jury. Grający Silnego Borys Szyc dostał nagrodę za najlepsza rolę męską (jurorzy wybierali z czterech ról Szyca, który grał też w obrazach „Enen”, „Handlarz cudów” i „Mniejsze zło”). „Wojna…” to też jeden z kilku filmów opowiadających o współczesności, bo z festiwalowego konkursu wynika, że filmowcy zdecydowanie bardziej wolą spoglądać w przeszłość. Zaczyna się chyba pora filmowego oswajania PRL-u.
Ciekawie zaprezentował się też film „Moja krew” Marcina Wrony. Mocny, rozchwiany i teledyskowy w stylu, ze świetną, choć przerysowaną kreacją Eryka Lubosa w roli boksera, który postanawia zostawić po sobie coś dobrego. Dziki bohater, funkcjonujący gdzieś na obrzeżu życia społecznego, dla którego liczy się tylko walka, staje przed problemem, który go początkowo przerasta. Musi poradzić sobie ze świadomością, że niedługo umrze. Film pokazano ostatniego dnia konkursowych projekcji. Były brawa i słowa uznania na konferencji prasowej, na której obecny był jeden z bohaterów filmu, mistrz sportowy Marek Piotrowski.
I jeszcze „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha, nostalgiczna podróż do początków lat 80. To wyidealizowana, pełna muzyki opowieść o inicjacji – pierwszych miłościach i rozczarowaniach nastolatków dorastających w cieniu stanu wojennego. Film ma szansę stać się przebojem kin, a grający główną rolę Mateusz Kościukiewicz, odrobinę podobny do wokalisty Jima Morrisona, zostanie ulubieńcem nastolatek-kinomanek.
Kinowy sukces, przy dobrej promocji, można też wróżyć altmanowskiemu w duchu filmowi Pawła Borowskiego „Zero” i romantycznej, popularnej produkcji, firmowanej przez kolejnego debiutanta Wojciecha Pacynę pt. „Nigdy nie mów nigdy”.



Cykl: Festiwal Polskich Filmów Fabularnych
Miejsce: Gdynia
Od: 14 września 2009
Do: 19 września 2009
WWW: Strona
powrót do indeksunastępna strona

96
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.