Komiks o humanoidalnych kotach – to hasło automatycznie kojarzy się z subkulturą miłośników przebierania się w pluszowe stroje zwierzaków. A jeśli jeszcze wspomnimy o anielskich skrzydłach, to całość zaczyna pachnieć jakimś nie najwyższych lotów anime (choć sposób rysowania określiłabym jako zdecydowanie disneyowski). Czytelnika, który jest w stanie przejść do porządku dziennego nad taką konwencją, czeka sporo dobrej zabawy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Komiksów internetowych jest legion, a wiele z nich traktuje o uczłowieczonych zwierzakach (dość wspomnieć „VG Cats”, przeznaczone dla miłośników gier wideo), zatem „ Catena Manor” nie wyróżnia się oryginalnością pomysłu – za to jeśli chodzi o urodę i staranność rysunku, śmiało zaliczyłabym ten cykl do czołówki. Zwłaszcza starsze paski, w których pyszczki bohaterów są jeszcze wyraźnie kocie. Tytuł przeczytany na głos brzmi podobnie do „cat in a manor”, co dobrze oddaje istotę sprawy: kot w willi. Willa zamieszkana przez koty. Właścicielką jest Belle, a lokatorami – Bear i Patches (rodzeństwo, choć chyba przyrodnie: Bear należy do bezogoniastej rasy Manx, zaś jego siostrzyczka ma ogon normalnej długości), Buddy (kot rasy Maine Coon) i Treiss (pantera śnieżna… która nienawidzi zimna). Towarzystwa dotrzymuje im Beau (służbowo anioł, prywatnie – brat Buddy’ego), a w miarę rozwoju akcji także inne postaci, których tożsamości lepiej nie zdradzać, by nie psuć zabawy czytelnikom. To zwariowane towarzystwo zajmuje się głównie robieniem sobie nawzajem kawałów, planowaniem przejęcia władzy nad światem (Bear), dbaniem o urodę (Belle, Treiss) oraz graniem na komputerze i innymi popkulturowymi rozrywkami.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Catena Manor” nie ma tak spójnej akcji jak recenzowane już na esensyjnych łamach „ Order of the Stick” czy „ Freefall”. Poszczególne paski są samodzielnymi gagami lub łączą się w krótkie opowieści, często też pojawia się plansza związana z aktualnym świętem kościelnym lub państwowym (oczywiście chodzi o amerykańskie święta państwowe) albo… wyjazdem autorki na komiksowy konwent. Humor bywa momentami nieco hermetyczny, jednak komiks jest naprawdę wart przeczytania – na przykład historia zakupu tarantuli jako zwierzątka domowego czy skutki udziału trzynastoletniej dziewczynki… znaczy, kociczki… w sesji RPG. A regularnym użytkownikom usenetu powinien spodobać się pasek o trollu. Ekstrakt: 70% |