powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (XCII)
grudzień 2009

Autor
Jak ratować gazetą
Norio Tsuruta ‹Wizje›
Podczas gdy kino grozy z Ameryki od lat goni w piętkę, Azjaci wciąż potrafią błysnąć interesującym pomysłem i zaproponować film z gęstym, budzącym dreszcze klimatem. Jedną z takich produkcji są japońskie „Wizje”.
Zawarto¶ć ekstraktu: 70%
‹Wizje›
‹Wizje›
Co najmniej zastanawiająca jest łatwość, z jaką przychodzi Japończykom (i ogólnie Azjatom) kręcenie nastrojowych, inteligentnych horrorów, podczas gdy z amerykańskiego kina grozy daje się oglądać ledwie co dziesiąty produkt. Może przyczyna leży w tym, że skośnoocy filmowcy wciąż przedkładają nad efekty specjalne dobry, inteligentnie skonstruowany scenariusz, podczas gdy twórcy z Hollywood – prawdopodobnie pod naciskiem producentów – stosują dokładnie odwrotną taktykę. I gdy kino wschodnie broni się jakością, kino rodem z Ameryki musi posiłkować się agresywnym marketingiem, wyrąbującym drogę najsłabszym nawet filmom za pomocą sprytnie zmontowanych trailerów i podsypanych groszem pozytywnych recenzji. Stąd niedaleko do wniosku, że w całym tym biznesie chodzi głównie o kieszeń producenta, a nie o zadowolenie widza. Inaczej, niż w produkcjach azjatyckich.
„Wizje” są dziełem Norio Tsuruty, reżysera mającego na swoim koncie kilka całkiem przyzwoitych filmów grozy, jak choćby „The Ring - Krąg 0. Narodziny” (prequel słynnego „The Ring – Krąg”), „Strach na wróble” czy nakręcony wespół z Ryuhei Kitamurą, mistyczny „Sky High”. Na tle wcześniejszych dokonań Tsuruty „Wizje” wyróżniają się znacznie bardziej skomplikowanym scenariuszem, ale jednocześnie i mniej spójną historią, rozpadającą się na kilka niezbyt udanie zlepionych segmentów.
Gdy jadąca do domu rodzina trafia na przydrożną budkę telefoniczną, goniony terminami ojciec wyskakuje przesłać do pracy wymęczoną w czasie drogi prezentację. W trakcie oczekiwania na zakończenie transferu jego wzrok pada na leżącą w budce gazetę. Jest w niej wydrukowane zdjęcie jego córki. Z notki wynika, że dziewczynka zginęła w wypadku samochodowym, który… dopiero się zdarzy. I rzeczywiście. Za kilka chwil w stojące na poboczu auto uderza wielka ciężarówka. Pęka bak, benzyna leje się strumieniami. Dziecko, któremu zakleszczył się pas bezpieczeństwa, płonie żywcem na oczach rodziców. Niedługo po tragedii – ze względu na szaleństwo ojca, który uparcie obstaje przy istnieniu tajemniczej gazety – małżeństwo rozpada się. Złowieszcze widmo gazety wciąż jednak nie daje obojgu spokoju. On – trafia na kolejną gazetę, tym razem przepowiadającą znacznie większą tragedię. Ona – prowadzi badania nad zdolnościami wizjonerskimi pewnej kobiety, która – przy odpowiedniej koncentracji – potrafi wywołać na fotograficznej kliszy obrazy gazet, nieodmiennie zapowiadających jakieś nieszczęścia. Gdy drogi byłych małżonków znowu się krzyżują, oboje postanawiają połączyć siły i zgłębić tajemnicę budzących grozę przepowiedni.
Nie da się ukryć, że film robi mocne wrażenie. Jest tutaj wiele scen, które jeżą włos na głowie nie ze względu na wyskakujące zza węgła zjawy czy wypływające w zupie oczy, a ze względu na bliżej nieokreśloną, mroczną atmosferę. Klimat zagrożenia, niepewności i mnóstwo związanych z pradawnymi wierzeniami detali, które są tak obce i budzące podświadomą grozę, że aż ciarki po krzyżu chodzą, w całej krasie objawia reżyserski talent Tsuruty. „Wizje” to muśnięcie szaleństwa, dotknięcie Bożej Iskry, która odmienia zwykłych ludzi w dygoczące, mdlejące ze strachu zwierzęta, niezdolne do normalnego funkcjonowania w rzeczywistym świecie. Pod tym względem film ten jest majstersztykiem, który nie pozwala oderwać oczu, i który momentami wzbudza szaleńczą galopadę krwi.
Ale są i ujemne strony tej opowieści. Przede wszystkim – po chwili zastanowienia – można zauważyć, że coś w tej układance nie gra. No bo skąd na ten przykład biorą się te strzępy gazety? Z czego w ogóle są zrobione? Dlaczego objawiają się akurat bohaterowi? Czy jest tego jakaś konkretna przyczyna, czy może w ten sposób objawia się całkiem prozaiczne szaleństwo przepracowanego Japończyka? Za tą ostatnią koncepcją przemawia zresztą spory fragment środkowej części filmu, niebezpiecznie często balansujący na krawędzi rzeczywistości. Po co w ogóle są te tajemnicze gazety, skoro tę samą funkcję pełnią przepowiednie zsyłane bezpośrednio do umysłu bohatera? No i kto zsyła te przepowiednie? Innymi słowy – irytująco wiele tu znaków zapytania. O innym, dość poważnym minusie „Wizji”, wspomnieć nie mogę, gdyż jest on zbyt mocno spleciony z rozstrzygnięciem fabuły. Mogę nadmienić tyle, że film przypomina krótką suitę, która obrazem pełnometrażowym stała się tylko dlatego, że ktoś napchał do niej waty (inna sprawa, że wysokogatunkowej, tak więc szkoda wynikła z tego niewielka).
Wszystko to jednak łatwo puścić w niepamięć, bo film naprawdę świetnie się ogląda, a fabuła – ani na krok nie gubiąca dreszczu emocji – stawia przed widzem kolejne zagadki. Innymi słowy – daje zajęcie i ciału, i umysłowi. A o to przecież chodzi w dobrym kinie.



Tytuł: Wizje
Tytuł oryginalny: Yogen
Reżyseria: Norio Tsuruta
Zdjęcia: Naoki Kayano
Muzyka: Kenji Kawai
Rok produkcji: 2004
Kraj produkcji: Japonia
Dystrybutor (DVD): Kino Świat
Czas projekcji: 95 min.
Gatunek: horror
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

124
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.