powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (XCII)
grudzień 2009

Biszkopt: Gra dekady
Fantaści mają Zajdle, planszówkowicze Grę Roku, głównonurtowcy Nike, muzycy MTV Awards, sportowcy Igrzyska. Każdy ma jakieś nagrody, którymi obdarowywani są najlepsi. Co mają erpegowcy? Nagrody ENnie i Origins. Dobrze, zadam pytanie raz jeszcze: co mają polscy erpegowcy? Nic.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kwestia może wydawać się co najmniej dziwna: choć istnieje coś takiego jak erpegowy fandom, organizowane są liczne konwenty, funkcjonuje cała masa rozmaitych klubów i stowarzyszeń, portali i magazynów, forów, blogów i innych stowarzyszeń, to nikt do tej pory nie pokusił się o to, by zainicjować jakiekolwiek nagrody dla wydawanych w Polsce systemów. To przecież godzi w nasza erpegową dumę! My, którzy istniejemy tutaj od czasów „Magii i Miecza”, a nawet wcześniejszych, my, którzy na stałe wbiliśmy się już w rzeczywistość konwentową – nie mamy żadnej nagrody, którą moglibyśmy obdarować dobrych i sumiennych wydawców wraz z ich produktami. Dlaczego?
Pytanie jest o tyleż niezręczne, że przecież mamy przecież kilka inicjatyw, które nagradzają ludzi za ich dokonania. No, może to nieodpowiednie słowo, bo ze wszystkich trzech konkursów tylko jeden z nich, Quentin, nagradza ludzi za to, co stworzyli, czyli za porządnie napisane i skonstruowane scenariusze do dowolnych systemów RPG. Od lat ludzie je piszą i od lat starają się zdobyć tę statuetkę. Nie da się odmówić Quentinowi sporego wpływu na polską kulturę erpegową oraz na to, w jakich kategoriach zaczęto wreszcie pojmować rolę postaci graczy w przygodach (o czym zresztą wspominano w „Graj fabułą”). Ale to konkurs dla potrafiących wpasować się w gusta jury. Nie bez kozery na stronie Quentina można znaleźć profil każdego z jurorów z informacjami o tym, czego oczekują od konkursowych przygód.
Dwa kolejne konkursy opierają się na praktycznych umiejętnościach grania. Zarówno Puchar Mistrza Mistrzów, jak i GRAMY! są inicjatywami opartymi nie na jakichkolwiek osiągnięciach, ale bardziej na zdolnościach praktycznych. Możemy je potraktować jako inicjatywę od fanów i dla fanów, ale nie brakuje tu rozlicznych kontrowersji, które często towarzyszą tym konkursom (że wspomnę o zwycięstwie Wojtka Rzadka w konkursie GRAMY! przed kilku laty czy niedawne dyskusje nad formą PMM). W obu przypadkach nie mamy do czynienia z czymś, co byłoby faktycznie wyborem fanów, a jedynie decyzją gremium sędziowskiego. A z tym, jak wiadomo, bywa różnie. Janek może znać Franka i mimo, iż jego sposób prowadzenia nie był odkrywczy, to jednak na niego zagłosuje. Heniek może prowadzić dobre przygody, ale po ostatnich dyskusjach na forum z Kazkiem, ten drugi nie zechce przyznać mu żadnej nagrody, bo poczuł się urażony.
Dlaczego zatem, mając tak bogatą tradycję konkursową, do tej pory nikt nie pokusił się o to, by zorganizować coś przypominającego planszówkową Grę Roku czy zagraniczne nagrody Origins czy ENnies? Odpowiedzi są przynajmniej dwie.
Po pierwsze, każdy sobie rzepkę skrobie. Gdyby ktoś wysunął pomysł zorganizowania konkursu na najlepszy produkt erpegowy roku, zaraz pojawiłyby się komentarze dotyczące tego, że to pomysł bez sensu, że tego nie da się zorganizować, że ktoś nie będzie chciał zagłosować, bo, dajmy na to, konkurs zorganizuje Poltergeist, a nie Valkiria. Innymi słowy problemem jest to, że brak jednej konkretnej platformy, która mogłaby zrzeszać erpegowców. Kiedyś Seji zaproponował utworzenie serwisu gryfabularne.pl, który miałby być naszym odpowiednikiem podobnego portalu poświęconego planszówkom. Że był to dowcip primaaprilisowy można było się domyślić, jednak sam fakt, iż mało kto uwierzył w takie ambitne plany, o czymś świadczy. Bo generalnie rzecz biorąc ciężko o bardziej niezorganizowane i podzielone środowisko niż polscy erpegowcy.
Po drugie, nawet zakładając, że udałoby się zjednoczyć wszystkich pod sztandarem jednej nagrody, należy podstawić sobie pytanie: czy jest co nagradzać? Czy w ciągu jednego obrotu Ziemi wokół Słońca pojawi się w Polsce na tyle dużo nowości erpegowych, by potencjalni fani mogli wybrać te najlepsze? Owszem, ostatnio zaczyna się dziać coraz więcej. Wydano Klanarchię, Wolsunga i Exalted, a nawet Wampira i Wilkołaka. Jednocześnie pożegnaliśmy się z dodatkami do drugiej edycji Warhammera, a liczenie na to, iż ISA obdaruje nas czymś nowym spod znaku Dungeons and Dragons byłoby chyba sporą naiwnością. Portal nie ustaje w promowaniu Neuroshimy, a ostatnio uderzył także w rynek Indie RPG. Czyli coś jednak się dzieje. Czy to jednak wystarczająco dużo, by móc zorganizować jakikolwiek konkurs na erpega roku? A może pytanie powinno brzmieć: czy wiele jest osób, które miały styczność z ponad połową wydanych ostatnio podręczników? Bo jeśli nie, jak bardzo potencjalne głosowanie byłoby obiektywne i miarodajne? Fani Neuroshimy zagłosowaliby na „Bestiariusz”, fani Wolsunga na Wolsunga itp. I zamiast konkursu na najlepszy podręcznik wyszedłby plebiscyt popularności.
Dlatego chyba zamiast rozdawać nagrody roku, powinniśmy bardziej się zaangażować w inicjatywy pokroju Gry Pięciolatki. Lub Gry Dekady. Będzie łatwiej i z pewnością będziemy mieli w czym wybierać.
TORowi za inspirację do dokończenia felietonu serdecznie dziękuję.
powrót do indeksunastępna strona

154
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.