„Skargi Utraconych Ziem” w żadnym wypadku nie można nazwać nowością na komiksowym rynku. Czy warto w takim razie o niej pisać, a tym bardziej kupować? Zdecydowanie tak, gdyż po pierwsze, od premiery w Polsce minęło ładnych parę lat, po drugie wydawca, Egmont, zastosował nową strategię wydawniczą. Można się spodziewać, że będzie skuteczna.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Chcąc zdyskontować ogromną popularność, jaką zasłużenie cieszy się w kraju rysownik „Thorgala”, Egmont rozpoczął wydawanie nowej serii „Komiksy Grzegorza Rosińskiego”. Na pierwszy ogień poszła właśnie „Skarga…”, jako kolejny zapowiadany jest „Szninkiel”. Pomimo że jest to wznowienie, przypomnijmy w kilku słowach treść czterech albumów wchodzących w skład omawianego albumu. Tomy te, w całości narysowane przez naszego rodaka, tworzą cykl „Sioban”; kolejne, rysowane już przez Phillipa Delaby (łącznie z ostatnio wydanym „Gwinea Lord”), składają się na prequelowy cykl „Rycerze łaski”. „Sioban” to dwie powiązane, ale jednak autonomiczne historie. Łączy je przede wszystkim postać głównej, tytułowej bohaterki. Pierwsze dwie części opowiadają o odzyskaniu przez Sioban tronu Sudennów. W trakcie walki o swoje dziedzictwo musiała zmierzyć się z Bedlamem, magiem, który zabił jej ojca, oraz radzić sobie z intrygami ojczyma, Blackmore’a. Tomy trzeci i czwarty to historia miłosnych wyborów Sioban, o tyle ciekawa, że nie wszyscy potencjalni narzeczeni grali fair. Całość jest utrzymana w poetyce „Thorgala”, czyli umiejscowiona w europejskim średniowieczu, geograficznie przesunięta z krainy Wikingów w kierunku Wysp Brytyjskich. Podobnie jak w historiach rodziny Aegirssonów, atmosfera jest mroczna 1), trzymająca stereotypowy nastrój epoki z dużą domieszką magii. Ogromną zaletą zbiorczego wydania „Skargi…” jest jej poziom edytorski oraz liczne „ekstrasy”. Do twardej okładki zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale „drobiazgi” takie jak płócienny grzbiet czy zakładka to w dzisiejszych czasach rzadko spotykane znamiona ekskluzywnego wydania. Złego słowa nie można powiedzieć na jakość papieru i druku, jednak największe wrażenie robią materiały dodatkowe umieszczone na początku i na końcu albumu. Bardzo duża liczba rysunków, zarówno będących samodzielnymi ilustracjami, jak i szkiców roboczych, najciekawszych, bo uchylających rąbka tajemnicy skrywającej warsztat najsłynniejszego polskiego rysownika. Jedne z ciekawszych to, wspominane przez Grzegorza Rosińskiego w wywiadzie dla „Esensji”, studium twarzy Blackmore’a, którego postać, zgodnie z sugestią scenarzysty miała przypominać Christophera Lee. Seria powstawała w okresie najwyższej formy Rosińskiego, chwilę po tym, jak zakończył on prace nad cyklem o krainie Qa. Ujęcia zastosowane w „Skardze…” sprawiają wrażenie dzieła genialnego operatora filmowego – dotyczy to zarówno pojedynczych kadrów, jak i całych sekwencji. Bardzo dobrym przykładem jest scena otwierająca album, przedstawiająca okręt wyłaniający się z mgły. Przy odrobinie wyobraźni można „zobaczyć”, jak powoli z oparów wyłaniają się kolejne szczegóły statku i jego załogi. Całość jest bardzo „równa”, nie ma fragmentów zauważalnie lepiej lub gorzej narysowanych. Bez dwóch zdań rzecz obowiązkowa dla fanów talentu Rosińskiego i miłośników komiksu w ogóle. 1) Notabene dopiero teraz uświadomiłem sobie, że żaden album „Thorgala” nie jest radosny lub chociażby pogodny (może poza „Łucznikami”), szczęśliwe zakończenia zawsze były okupione czyjąś śmiercią lub cierpieniem.
Tytuł: Skarga utraconych ziem ISBN: 978-83-237-3618-9 Cena: 99,00 Data wydania: październik 2009 Ekstrakt: 100% |