powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (XCII)
grudzień 2009

Szukacie niewłaściwej osoby
Jeffery Deaver ‹Porzucone ofiary›
Najnowsza książka Jeffreya Deavera posiada jedną podstawową wadę, rzutującą jednak na całą powieść. Wymaga zawieszenia u czytelnika logicznego myślenia, przymknięcia oko na ogrom absurdów i przekombinowanych rozwiązań fabularnych, co niezbyt przystaje do założeń gatunkowych thrillera.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Deaver zyskał sławę dzięki sprawnie napisanym thrillerom psychologicznym, w przeważającej części poświęconych znanej z „Kolekcjonera kości” parze detektywów: sparaliżowanemu kryminalistykowi Lincolnowi Rhyme’owi i jego ambitnej partnerce Amelii Sachs. Autor ponad 20 powieści dał się poznać jako znawca nie tylko policyjnych realiów, ale też pomysłowy manipulator, potrafiący przykuć uwagę, a także zadziwić czytelników niespodziewanymi zwrotami akcji. W jego powieściach nic nie jest proste: głowni podejrzani okazują się niewinni, polujący na przestępców policjanci sami stają się zwierzyną łowną, alibi i dowody zbrodni nigdy nie są do końca przekonujące.
„Porzucone ofiary” wpisują się w wypracowany przed Deavera schemat „powieści suspensu”, pomimo że jest to stand-alone niezwiązany z cyklem o duecie Rhyme-Sachs. Co ciekawe, początkowe sceny wcale nie zapowiadają skomplikowanej intrygi. Młode małżeństwo Feldmanów wyjeżdża na weekend do domku letniskowego, położonego w samym środku lasu niedaleko jeziora Mondac w stanie Wisconsin. Spokojny pobyt przerywa wtargnięcie dwójki zamaskowanych bandytów, które kończy się strzelaniną. Tuż przed śmiercią Stevenowi Feldmanowi udaje się dodzwonić na policję i przekazać lakoniczną wiadomość. Na miejsce zostaje wysłana lokalna policjantka Brynn McKenzie, która nie traktuje zbyt poważnie wezwania aż do momentu, kiedy natyka się na ciała bestialsko zamordowanych właścicieli. Szybko odkrywa, że mordercy nadal znajdują się na terenie domku; ledwo unika śmierci, po czym łączy siły z inną niedoszłą ofiarą – rozkapryszoną aktoreczką Michelle – i razem podejmują one rozpaczliwą walkę o życie.
Większa część książki poświęcona jest losom Brynn i Michelle oraz dwójki morderców. Pozbawione broni i telefonu, kobiety zostają zmuszone do ucieczki na teren wyludnionego parku narodowego. Policjantka i mordercy co chwila zastawiają na siebie wymyślne pułapki, mające na celu zatarcie śladów i zmylenie pogoni; w kotka i myszkę Deaver bawi się również z czytelnikami. Nic nie jest tym, czym się wydaje, i prawie zawsze najprostsze rozwiązania okazują się błędne. Problem w tym, że takie zatrzęsienie zwrotów akcji ma efekt odwrotny od zamierzonego – pędząc od jednego suspensu do drugiego, powieść staje się przewidywalna w swojej nieprzewidywalności. Podczas lektury miałem wrażenie, że Deaver zbytnio zaufał formule ciągłego zaskakiwania, tym bardziej że nierzadko doprowadza to do kuriozalnych rozwiązań. Najjaskrawiej widać to w nocnym pościgu przez las, podczas którego obie strony wykazują się niewiarygodnymi zdolnościami; mordercy bez problemu odnajdują na ziemi okruszki krakersów, naprowadzające ich na trop uciekinierek, które to z kolei potrafią – w ciemnym lesie! – nawet z odległości dwustu metrów dojrzeć jaką broń niosą mężczyźni. Tego typu absurdy stają się coraz bardziej drażniące wraz z rozwojem akcji, wydaje się bowiem, że cała fabuła sprowadza się eksponowania mocno naciąganych pomysłów.
Brynn McKenzie to ciekawie zarysowana postać, raz ukazana jako błyskotliwa, pewna siebie policjantka, innym razem – w domowym środowisku – jako nieco bezradna matka nastoletniego syna oraz zdystansowana wobec codziennego życia małżonka. Niestety, momentami również jest przerysowana; choć dowiadujemy się, że brała udział w niewielu poważnych akcjach policyjnych, to jednak w obliczu niebezpieczeństwa okazuje się równorzędnym przeciwnikiem. Jest piekielnie odważna, przebiegła, świetnie strzela, potrafi nawet skonstruować kompas z odznaki i butelki po spirytusie (znów, oczywiście, w kompletnych ciemnościach). W przypadku charakterystyk pozostałych bohaterów zastosowane przez autora uproszczenia nie rażą aż tak mocno, by czytelnik przestał trzymać kciuki za powodzenie „tych dobrych”.
Deaver mistrzowsko buduje napięcie i z pewnością pisze prozę wciągającą, którą dobrze oddaje amerykańskie określenie page-turner, oznaczające czytadło w dobrym tego słowa znaczeniu (a więc takie, od którego trudno się oderwać). Niezależnie od dziur logicznych, które autor próbuje maskować za pomocą dialogów (postaci same tłumaczą sobie niewiarygodne zbiegi okoliczności), „Porzucone ofiary” czyta się jednym tchem. Muszę oddać sprawiedliwość Deaverowi – pomimo licznych zarzutów, jakie mam wobec powieści, sprowadzających się do irytującego braku poszanowania realiów – trudno mi jednoznacznie przekreślić „Porzucone ofiary”. Koniec końców książka broni się na poziomie lektury – sam łapałem się na tym, że ignorowałem bezsensowność niektórych zwrotów akcji, zamiast tego pozwalają porwać się samej historii. Jeśli więc ktoś jest gotów do tego typu poświęceń, powieść Deavera będzie dla niego przyjemnym spożytkowaniem wolnego czasu. Reszta niech lepiej omija ją z daleka.



Tytuł: Porzucone ofiary
Tytuł oryginalny: The Bodies Left Behind
ISBN: 978-83-7648-249-1
Format: 320s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 6 października 2009
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

44
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.