Trudno o bardziej stereotypowego bohatera kryminałów niż Harry Bosch. Przez długi czas niełatwo było też o lepiej napisane kryminały niż te z jego udziałem. „Punkt widokowy” przynosi zmianę.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tak jak życiorys Connelly’ego – od reportera zajmującego się sprawami kryminalnymi do twórcy kryminałów - nie jest specjalnie oryginalny na tle innych autorów tego typu prozy, tak i jego główny bohater nie odróżnia się zbytnio od dziesiątek detektywów z kart powstających pod wszelkimi szerokościami geograficznymi powieści. Harry Bosch to rzecz jasna samotnik o pokręconym życiu osobistym, którego zresztą prawie nie ma, bo jest przecież pracoholikiem. Wiecznie skonfliktowany z przełożonymi, niesubordynowany, ale diablo skuteczny. Dodać jeszcze należy mroczne dzieciństwo (matka prostytutka), traumatyczną przeszłość (służba w Wietnamie w oddziale „szczurów tunelowych”) i hobby, najlepiej muzyczne (w tym przypadku jazz), no i może coś specyficznego, czego żaden inny bohater kryminałów nie ma (niech się nazywa Hieronymus Bosch). Wtórny i redundantny charakter takiego budowania postaci niespecjalnie przeszkadza, gdy za pisanie bierze się tak solidny rzemieślnik jak Michael Connelly. Autor urozmaica fabuły swoich powieściach, stosując rozmaite style narracji, niektóre pisane są z perspektywy pierwszej osoby, w innych występuje trzecioosobowa narracja; postaci drugoplanowe w jednych powieściach w innych pojawiają się jako główni bohaterowie i/lub narratorzy. Byle cię czytelniku nie zanudzić. Efekt był niezły, na tle rolicznych Cobenów, Childów, Pattersonów i innych taśmowo wydawanych amerykańskich autorów, książki Connelly’ego jak do tej pory wypadały całkiem nieźle, wyróżniając się błyskotliwymi obserwacjami społecznymi i specyficznym nastrojem, momentami przypominającym powieści najlepszych europejskich twórców tego gatunku. Wśród ostatnio wydanych w Polsce książek tego pisarza wyróżniają się jednak te, w których Harry Bosch jednak nie występuje lub pojawia się w roli drugoplanowej. „Adwokat” i „Ołowiany wyrok”, wykorzystując formułę thrillera sądowego, ciekawie i trochę wbrew hollywoodzkiej konwencji pokazują kulisy i niuanse amerykańskiego systemu sprawiedliwości. O „Punkcie widokowym” podobnie ciepłych słów powiedzieć nie sposób. Pierwotnie publikowany w szesnastu odcinkach na łamach niedzielnego dodatku do "New York Timesa" ma wszelkie wady pisanej lewą ręką fuchy na zamówienie. Zamknięta w kilkunastu godzinach historia śledztwa w sprawie zabójstwa naukowca i kradzieży materiałów radioaktywnych przywodzi na myśl scenariusz B-klasowego serialowego produkcyjniaka, jakich multum można znaleźć w repertuarze AXN, czy innych podobnych kanałów. Jest tu rywalizacja z federalnymi służbami o prowadzoną sprawę, są antyimigranckie fobie, absolutnie sztampowo potraktowana kwestia wolności obywatelskich, naruszanych w obliczu domniemanego lub prawdziwego zagrożenia terrorystycznego, trudne relacje z byłą kochanką, z którą przychodzi Boschowi współpracować i całkowicie przewidywalne zdrady i zwroty akcji. Największą zaletą tego czytadła jest wartko tocząca się jednowątkowa akcja, która pozwala skończyć lekturę podczas parogodzinnej podróży pociągiem. Nie jest to lektura szczególnie bolesna, raczej kompletnie miałka i banalna, nawet na tle niespecjalnie przecież wyrafinowanej dotychczasowej twórczości Connelly’ego. W porównaniu ze zrecenzowanym ostatnio na łamach Esensji przez Annę Kańtoch „Ołowianym wyrokiem”, to książka dwa razy cieńsza. Dosłownie i w przenośni.
Tytuł: Punkt widokowy Tytuł oryginalny: The Overlook ISBN: 978-83-7469-905-1 Format: 184s. 142×202mm Cena: 24,– Data wydania: 2 grudnia 2008 Ekstrakt: 30% |