powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Holmes’ Heroes
Andrzej Ziemiański ‹Ucieczka z Festung Breslau›
„Ucieczka z Festung Breslau” to awanturnicza historia wojenno-przygodowo-kryminalna, jednak pod względem konstrukcji historii i poziomu powieści dostajemy to samo, do czego przyzwyczaił nas Andrzej Ziemiański w swoich utworach fantastycznych.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
‹Ucieczka z Festung Breslau›
‹Ucieczka z Festung Breslau›
Leitmotivów typowych dla Ziemiańskiego można się doszukać tutaj co najmniej kilku – z wygadanym, dzielnym, przystojnym, szarmanckim, odnoszącym sukcesy polskim żołnierzem na czele. Taki właśnie jest niejaki Holmes, agent polskiego wywiadu, który w ostatnich miesiącach II wojny światowej robi wszystko, by uprzykrzyć życie niemieckiemu okupantowi. A, że przy okazji chce sobie ułożyć przyszłość i uszczknąć co nieco z zagrabionych przez nazistów skarbów, i to przy pomocy oficera Abwehry?
Pamiętających filmowe „Złoto dla zuchwałych” i „Ucieczkę na Atenę” nie zdziwi ani motyw „dobrego Niemca” (a właściwie – co też nie dziwi – Austriaka), ani polowania na hitlerowskie skarby – te wątki wydawać się mogą nowe jedynie w kontekście polskim (w końcu jeśli Polacy z kimś się kolegowali w czasach II wojny, to w ostateczności z pociesznymi, mało rozgarniętymi Włochami). Z takich popkulturowych klisz Ziemiański buduje całą fabułę i wcale się z tym nie kryje. Bohaterowie „Ucieczki…” nie tylko na okładce wyglądają jak gwiazdorzy filmowi, ale i w powieści zachowują się jak oni, mając zresztą tego świadomość (np. niemiecki oficer, z którego perspektywy obserwujemy historię, kupuje lotniczą kurtkę i gogle, by robić większe wrażenie – tak jak w hollywoodzkich filmach, które jakimś cudem oglądał). Sama fabuła to też wariacja na temat tyleż „Złota dla zuchwałych”, co – jak słusznie zauważa wydawca – gangsterskich fabuł spod znaku „heist”, opowiadających o grupce sympatycznych rabusiów planujących wielki skok czy przekręt.
Zresztą sami bohaterowie zachowują się u Ziemiańskiego jak postacie po wielokroć przemielone przez maszynkę popkultury (i to taką nieco zacinającą się…) – są chodzącymi ideałami: dowcipnymi, silnymi, sprawnymi, błyskotliwymi playboyami generującymi z prędkością karabinu maszynowego genialne plany i cięte bon moty. I tu zaczynają się schody. Bo o ile intrydze ciężko przedstawić poważne zarzuty (może poza tym, że rozgrywa się dość powoli, a narrację autor buduje na bohaterach i dialogach, a nie na wydarzeniach), a na umowność postaci można przymknąć oko, o tyle pewne szczegóły ich konstrukcji w pewnym momencie lektury zaczynają przeszkadzać. Mam tu na myśli przede wszystkim mnogość nawiązań i uprawianie postmodernistycznej zabawy z czytelnikiem w zgadywankę: „znasz? kojarzysz?”. Oto bowiem obaj główni bohaterowie – zarówno oficer Abwehry, jak i polski agent – wykazują się zadziwiającym wręcz rozsądkiem i zdolnością przewidywania przyszłych wydarzeń graniczącą z magiczną prekognicją. Z kilkudziesięciostronicową regularnością albo jeden, albo drugi rzuca – do siebie lub do jakiejś postaci drugoplanowej – słowa mądrości dotyczące a to przyszłego wyglądu Wrocławia (stwierdzenia typu „kiedyś pewnie będzie tu knajpa”), a to sytuacji międzynarodowej (przewidywanie sowieckiej obecności w Polsce i żelaznej kurtyny), a to przyszłych konfliktów (tu w formie niezbyt wyrafinowanego przewrotnego mrugnięcia do czytelnika – bohaterowie chcieliby znaleźć spokojną przystań w jakimś małym, dzikim kraju, w którym w ich mniemaniu nikt nigdy nie będzie prowadził wojny: Wietnam, Kambodża, Sudan…).
Pseudonim, pod jakim ukrywa się polski agent Holmes, prowokuje za to do zabawy motywami z prozy Arthura Conan Doyle’a. I tak zapatrzony w Polaka niemiecki oficer sam przyznaje sobie miano Mycrofta, w działaniu Holmesa odnajduje sytuacje literalnie wyjęte z opowiadań o angielskim detektywie (np. stosowane przez polskiego agenta kamuflaże), a w rozmowach z nim z radością prezentuje swoje uwielbienie i znajomość kryminałów o genialnym detektywie. Wszystko z pełnym wdziękiem i luzem, to nic, że wokół pożoga i śmierć – dwóch dorosłych facetów z wrogich sobie armii bawi się niczym dzieci w odgrywanie scenek z ulubionych lektur. Nie trzeba chyba dodawać, że nie wygląda to ani przekonująco, ani mądrze, zaburzając delikatną równowagę między fikcyjną awanturniczą opowiastką a poważnymi, historycznymi realiami.
Gwoli sprawiedliwości warto odnotować, że „Ucieczka z Festung Breslau” zawiera znikome ilości twardych kobiet i wulgarnych słów1), co może nieco zaskoczyć miłośników prozy Ziemiańskiego. Pozostają za to jej podstawowe zalety: barwny język, atrakcyjni (choć tu nieco przerysowani) bohaterowie, wartka akcja. Szkoda tylko, że pewne niedociągnięcia, nieprawdopodobieństwa i nieco zbyt prosta fabuła plasują nową powieść wrocławskiego pisarza na poziomie przeciętnego pociągowego czytadła.
1) Czy to przypadek, że oba te elementy albo pojawiają się razem, albo w ogóle nie występują w prozie Ziemiańskiego?



Tytuł: Ucieczka z Festung Breslau
ISBN: 978-83-245-8895-4
Format: 456s. 125×195mm
Cena: 34,90
Data wydania: 7 października 2009
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.