powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Autor
Zła karma reżysera
Terry West ‹Karma dla bestii›
Kolejny nawiedzony dom, kolejna grupa osób wyrzynana przez tajemnicze zagrożenie, do tego trochę nieładnych kobiet i całe galony amatorszczyzny. To chyba jasne, że „Karma dla bestii” nie ma nic ciekawego do zaproponowania.
Zawarto¶ć ekstraktu: 10%
‹Karma dla bestii›
‹Karma dla bestii›
Jak widać, ewidentne buble wychodziły nie tylko w „Kinie grozy”, ale zdarzały się (i wciąż zdarzają) również i w wydawanej przez IDG serii „Horrory Świata”. Na szczęście są to relatywnie rzadkie przypadki i dotyczą głównie – o ironio! – filmów produkowanych w USA. Jednym z takich bubli jest właśnie „Karma dla bestii”, produkcja pomyślana jako miękka erotyka, a zrealizowana w końcu jako zwyczajny, podrzędny horror.
Z założenia film miał być prawdopodobnie kolejną produkcją spod szyldu Seduction Cinema bądź E. I. Independent Cinema, skoligaconych ze sobą kompanii znanych z wypuszczania na rynek fabularnie pustych, ale na ogół związanych z fantastyką (przynajmniej tytułem) erotyków, w których nie chodzi o nic innego, jak zaświecenie nagim kobiecym ciałem. Niezbyt pięknym, dodajmy, bo ani jedna, ani druga firma nie zwracają większej uwagi na urodę aktorek. Przez dziesięć lat działalności Seduction i E. I. dorobiły się własnej puli dziewczyn (z Misty Mundae na czele) i przywiązały do siebie niewielką grupę twórców, którym nie przeszkadza kręcenie obciachowych filmów o tytułach – podobnie, jak w The Asylum – sugerujących związek z popularnymi produkcjami wysokobudżetowymi. Najlepsze przykłady ich działalności, to pochodzące z Seduction Cinema „The Erotic Witch Project”, „Mummy Raider”, „Play-Mate of the Apes”, „Sexy Adventures of Van Helsing” i „Lust in Space”, oraz te z E. I. Independent Cinema: „Spiderbabe”, „Gladiator Eroticvs: The Lesbian Warrior” i – chyba ich najbardziej znany, aczkolwiek raczej nie ze względu na jakość (tradycyjnie zresztą paskudną), a z powodu notorycznego nacinania się nań fanów Tolkiena – „The Lord of the G-Strings: The Femaleship of the String”.
„Karma dla bestii”, nakręcona przez Terry’ego Westa, reżysera pracującego dla obu kompanii (jego filmy to „The Sexy Sixth Sense”, „Witchbabe: The Erotic Witch Project 3”, „Vampire Queen”, „Satan’s School for Lust” oraz wspomniany wyżej „The Lord of the G-Strings”), przypuszczalnie miała być lekką historyjką o karesach w nawiedzonym burdelu, gdzie zachcianki współcześnie żyjących gości zaspokajałyby duchy prostytutek. Na taką koncepcję wskazują choćby zatrudnione aktorki – Ruby Laroca, będąca obok Misty Mundae jedną z lokomotyw zarówno Seduction, jak i E. I., a także Barbara Joyce, występująca we wszystkich filmach Westa. Coś jednak musiało pójść nie tak i erotyk został przerobiony na „rasowy” horror. Głównie przez dorobienie dziewczynom gumowych masek demonów i skąpanie planu w czerwonej farbie.
W efekcie wyszło coś dziwacznego. Z jednej strony całość ma ramy klasycznego, sztampowego horroru, z nawiedzonym domem na odludziu, zamkniętą w nim grupą umiarkowanie młodych ludzi (w tym konkretnym przypadku są to badacze zjawisk nadprzyrodzonych) i czyhającymi na nich tajemniczymi mieszkańcami, którzy z lubością pozbawiają przybyszów życia i nurzają się w ich krwi. Z drugiej – jest tu spora dawka ocenzurowanej erotyki (ujęcia są cięte dokładnie w tym momencie, w którym zbyt wiele byłoby widać), rozbijająca ewentualny klimat i powodująca, że ciężko brać ten film na serio. Zwłaszcza, że kuszące badaczy demonice do nadmiernie urodziwych nie należą.
Jednak sztampa i gatunkowe pomieszanie to tylko drobna niedogodność. Tym, co kompletnie pogrąża „Karmę dla bestii”, jest idiotyczny scenariusz i fatalna realizacja. Przede wszystkim dom jest badany po zmroku. Samo w sobie może i najgłupsze to nie jest (niby nocą łatwiej zarejestrować nadprzyrodzone zjawiska), ale jedynym oświetleniem, jakim dysponują bohaterowie, są podręczne latarki. Nikomu nie wpadło do głowy zainstalowanie reflektorów, zabranie zapasowych baterii czy – co już w ogóle jest kuriozum – poszukanie kontaktu na ścianie (a z fabuły wynika, że w domu prąd jest). Co więcej – wszyscy chodzą samopas, i to w budynku, który ma sławę najbardziej nawiedzonego na Wschodnim Wybrzeżu. Nic to, że fama mówi o masowo znikających tutaj ludziach, i że wielu kolegów z branży nie daje znaku życia, odkąd pojechali badać ten dom. Mało tego! Gdy pomieszczenie, w którym pojawia się erotyczna uwodzicielka, zalewa nagle ciepły, żółty blask, żadnego z doświadczonych łowców duchów w najmniejszym stopniu to nie zastanawia. Natychmiast wdają się w przyjacielską konwersację z dziewczyną, której nie miało prawa tu być, a po mniejszych lub większych wahaniach przystępują do seksualnej konsumpcji, zakończonej naturalnie wymyślnym zgonem. Gdzie tu logika? Gdzie zdrowy rozsądek? Gdzie psychologia postaci? Takich głupot dawno już nie widziałem.
A przecież do tego dochodzą jeszcze realizacyjne kiksy. Zdjęcia są fatalne i mało co na nich widać, bo przyzwyczajony do kręcenia filmów w plenerze bądź niewielkich, dobrze oświetlonych pomieszczeniach West zapomniał, że kamera (w dodatku licha) nie poradzi sobie w ciemnym korytarzu bez paru silnych reflektorów. Udźwiękowienie jest bardzo kiepskie. Wzięci z łapanki aktorzy wypowiadają swoje kwestie niemal zupełnie bez intonacji (zupełnie jak w polskim kinie). Towarzysząca obrazowi muzyka jest pozbawioną klimatu brzdąkaniną, jakby ktoś śmiertelnie znudzony trącał w losowych odstępach czasu to strunę gitary, to klawisz jakiegoś większego instrumentu. No i ta toporna charakteryzacja, gumowe kończyny i wodnista krew… Z tego wszystkiego najlepsze są czarne soczewki kontaktowe demonic, ale ich zastosowanie raczej trudno policzyć ekipie na plus, bo tę sztuczkę znają już chyba wszyscy twórcy horrorów, w których choć na moment pojawia się rogaty humanoid.
Jeśli jednak przyjdzie komuś oglądać to „dzieło” (choć trudno mi sobie wyobrazić, po cóż miałby to robić), warto zwrócić uwagę na Cygankę, która pojawia się w jednej z retrospekcji. Gra ją bowiem Caroline Munro, aktorka znana z kilku filmów Hammera, z „Odrażającego Dr. Phibesa”, a także z jednej z głównych ról w „Szpiegu, który mnie kochał”. Poza tym (a raczej mimo to) „Karma dla bestii” to bzdurny, niewarty uwagi śmieć.



Tytuł: Karma dla bestii
Tytuł oryginalny: Flesh for the Beast
Reżyseria: Terry West
Zdjęcia: Richard Siegel
Scenariusz: Terry West
Muzyka: Buckethead
Rok produkcji: 2003
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor (DVD): IDG
Czas projekcji: 89 min.
Gatunek: horror
Ekstrakt: 10%
powrót do indeksunastępna strona

184
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.