powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Milczenie Boga
David Sylvian ‹Manafon›
Uważam, że zdecydowanie za rzadko recenzuje się płyty z balladami free improv. Owszem, niejakim usprawiedliwieniem jest fakt, że takie nagrania najzwyczajniej w świecie nie powstają, ale czas jednak to uchybienie zmienić. Zmieniam więc – oto „Manafon” Davida Sylviana, jedna z najbardziej zdumiewających i ambitnych płyt XXI wieku.
Zawarto¶ć ekstraktu: 90%
‹Manafon›
‹Manafon›
Och, nie udawajcie zaskoczonych nową odsłoną Sylviana. To typ artysty, po którym można spodziewać się niespodziewanego. Pod koniec lat 70. i na początku 80. imponował tlenioną grzywą, nagrywając z Japan „myślącą” wersję glam-rocka, a później synth-pop dla intelektualistów. Następnie zaczął działać na własną rękę, a że jest muzykiem z ambicjami i otwartą głową, sięgał do prawie każdej z muzycznych szufladek. A to wyjął coś z przegródki z napisem „Elektronika” i zaczął współpracować z Ryuichim Sakamoto, a to wyszperał coś w katalogu „Ambitny rock” przy okazji nagrań z Robertem Frippem, to znów inspirował się tym, co znalazł w indeksie pod hasłami „Muzyka etniczna Indii”, „Soul” i „Jazz” na „Dead Bees on a Cake”.
Teraz zaprosił do studia tuzów free jazzu, free improv (nieco z obydwu tych gatunków można było znaleźć w jego projekcie Rain Tree Cow), elektroniki i elektroakustyki. Są wśród nich Evan Parker, John Tilbury, Tetuzi Akiyama, Keith Rowe, Otomo Yoshihide, Christian Fennesz i Martin Brandlmay. Powstała rzecz niezwykła, cicha, stonowana, nowoczesna i odkrywcza. Tak sam autor definiuje „Manafon”: „całkowicie współczesny rodzaj kameralistyki. Intymny, dynamiczny, emotywny, demokratyczny, ekonomiczny”. Celniej bym nie umiał.
Na „Manafon” właściwie brakuje rytmu. Melodie (niełatwe) i tonalność zawdzięczamy jedynie głosowi Sylviana, nie mówiąc już o niestandardowym wykorzystaniu instrumentów. Czyli: free improvisation par excellence. Najbardziej dynamicznym utworem na krążku jest 25-sekundowy „125 spheres”, pełen zgrzytów gitary, ale raczej nie nadaje się do umilania jazdy samochodem. Najbardziej melodyjnym – otwierający „Small Metal Gods” (opatrzony wyśmienitym teledyskiem Hiraki Sawy), ale nie myślcie sobie, że rodzina będzie nucić to przy świątecznym stole. To po prostu nie są piosenki i nie ma sensu ich tak traktować. Muzycznie najbliżej tej muzyce do sonoryzmu, twórczości Helmuta Lachenmanna, wczesnego Stockhausena, Iannisa Xenakisa, György Ligetiego, Johna Cage’a, Giacinto Scelsiego, no i całego nurtu free improv, rzecz jasna.
O formule kompozycji „zwrotka-refren” też można zapomnieć – we free improvisation byłaby to wręcz wada. Budowa każdego z utworów podporządkowana jest tekstowi i podąża za tym elementem układanki. Najnowsze wydawnictwo jest pod tym względem opus magnum Sylviana. Zawsze był blisko modernizmu i post-modernizmu, zawsze wyróżniał się chłodną jak stal precyzją połączoną z ciepłym spojrzeniem na humanizm, ale teraz zaszła zmiana. Nigdy Sylvian nie był tak mroczny („The Greatest Living Englishman”, „Manafon”), zdystansowany („Random Acts of Senseless Violance”, „Snow White in Appalachia”).
Album nagrywano od 2004 r. w Wiedniu, Londynie i Tokyo, ale żeby dobrze zrozumieć „Manafon”, trzeba najpierw zerknąć na mapę… Walii. W jej północno-wschodniej części znajduje się przemysłowe hrabstwo Montgomeryshire, w nim zaś Manafon, urocza wioska, która gościła jednego z najwybitniejszych poetów ostatniego stulecia, nazywanego „Sołżenicynem Walii” R.S. Thomasa. Dwunastoletni pobyt Thomasa w Manafon (był tam anglikańskim duchownym), zaowocował trzema tomami poezji: „The Stones of the Field”, „An Acre of Land” i „The Minister”. I właśnie te 12 lat zainspirowało Sylviana do poświęcenia poecie albumu i napisania ostatniego na krążku utworu, który znakomicie oddaje charakter płyty.
Album rozpoczyna się od cichych, alikwotowych dźwięków kontrabasu Wernera Dafeldeckera, wiolonczeli Michaela Mosera, trąbki Franza Hautzingera. Niewiele tego, bo „Manafon” jest bardzo ascetyczny, surowy. Jak to nazwał Sylvian: „ekonomiczny”. Początkowo pojawia się kilka stuknięć, szmerów, ledwie słyszalnych przedęć trąbki. Nieco później wkradają się plamy dźwięku o laptopowej proweniencji autorstwa austriackiego kompozytora Christiana Fennesza. Brak tu jakiejkolwiek narracji, o zmianach w muzyce (trudno powiedzieć, czy ta ma jakiś konkretny kierunek, raczej nie) decydują niewielkie różnice dynamiki, kształtowanie barwy dźwięku – przy czym wszystko, co dzieje się w muzyce jest od początku do końca wynikiem zbiorowej improwizacji. Na tym tle swoją opowieść o Thomasie – Angliku, który postanowił pisać po walijsku – rozpoczyna Sylvian, jak zwykle urzekając ciepłą barwą głosu z nieodłącznym wibrato: „W dolinie jest człowiek/Który nie mówi własnym językiem…”. Sam David mówi o tym utworze: „(…) to opis człowieka wierzącego, który boryka się z wiarą, narzuca porządek światu zewnętrznemu w nadziei na odszukanie porządku go w samym sobie. Człowieka, który przyjął wartości i moralność własnego wyznania i żyje według nich, ale sam ma problem z palącym jego serce i umysł milczeniem. Milczeniem Boga”.
Niedawno w wywiadzie dla magazynu „Wire” Sylvian przyznał, że po rozwodzie z meksykańską poetką Ingrid Chavez w 2005 r. 90 procent czasu spędza samotnie w domu, unikając kontaktu z ludźmi i że „Manafon” „powstał jako wynik tej izolacji”.
Ktoś widzi analogię?
PS „Manafon deluxe edition” zawiera dokument o free improvisation „Amplified Gesture” Phila Hopkinsa. Do sprawdzenia również na tej stronie.



Tytuł: Manafon
Wykonawca / Kompozytor: David Sylvian
Wydawca: SamadhiSound
Data wydania: 14 września 2009
Czas trwania: 48:31
Utwory
1) Small Metal Gods: 5:48
2) The Rabbit Skinner: 4:42
3) Random Acts of Senseless Violence: 7:07
4) The Greatest Living Englishman: 10:55
5) 125 Spheres: 0:29
6) Snow White in Appalachia: 6:36
7) Emily Dickinson: 6:25
8) The Department of Dead Letters: 2:26
9) Manafon: 5:23
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

220
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.