Zestaw nazwisk autorów, którzy zgodzili się napisać opowiadania do antologii „Czarnoksiężnicy”, robi wrażenie. Niestety, w większości przypadków – mylne.  |  | ‹Czarnoksiężnicy›
|
Opracowana przez Jacka Danna i Gardnera Dozoisa (spółka pracowitych redaktorów, mających na koncie wiele podobnych zbiorów) antologia uwypukla jeden z podstawowych problemów literatury fantasy, w znacznej mierze odpowiedzialny za generalne postrzeganie jej jako gatunek pośledniejszy (choćby wobec SF) – infantylność fabuł i bohaterów. Jest to naturalnie spore uproszczenie, pomijające nie tylko różnorodność pod-gatunkową fantasy, ale również jej specyfikę – literackie korzenie, z których wyrasta – niemniej tendencja jest widoczna 1); co więcej, wydaje się być w pełni akceptowana przez samych pisarzy, czego dowodem są niestety „Czarnoksiężnicy”. Wybór opowiadań umieszczonych w antologii podyktowany jest tematem – mają one traktować o tytułowych czarnoksiężnikach. Trzeba przyznać, że nie jest są to wytyczne przesadnie ograniczające imaginację autorów, wręcz przeciwnie – umożliwiają różnorodne potraktowanie tematu, dalekie od klasycznych reprezentacji czarodziei (białobrodzi mędrcy pykający z fajki). Niestety, pomimo tej swobody większość utworów jest wtórna, nudna i szalenie schematyczna. Z kilkoma wyjątkami zebrane w antologii opowiadania wychodzą od identycznego założenia: młody protagonista (dziecko, nastolatek) jest mieszkańcem magicznego świata (albo tylko odkrywa jego istnienie), którego niesamowitość i dziwność zostaje przedstawiona z charakterystycznej perspektywy dziecięcej. Takie podejście jest oczywiście bardzo wygodne. Dziecka nie dziwią niesamowite sytuacje czy napotykane magiczne stworzenia, szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego, dzięki czemu fabuła bezboleśnie omija problem realności świata. Wynikiem tego są nieskomplikowane historyjki, pozbawione głębi, z wyraźnym podziałem dobro/zło, a przez to – nużące, przewidywalne, niewymagające nawet zbytniego zaangażowania wyobraźni. Pod tym względem utwory zebrane w „Czarnoksiężnikach” zdają się być przeznaczone dla młodszego czytelnika – jeśli oczywiście zgodzimy się z założeniem, że nastoletni fani fantasy oczekują tylko i wyłącznie prostych, niczym się od siebie nieodróżniających fabułek. Z punktu widzenia czytelnika dorosłego (lub po prostu bardziej wymagającego) jest to jednak pójście na łatwiznę. Ale po kolei. Otwierające zbiorek opowiadanie Neila Gaimana („Nagrobek czarownicy”) to w rzeczywistości jeden z rozdziałów „Księgi cmentarnej”, dla miłośników Brytyjczyka rzecz dawno znana. „Ostrokrzew i żelazo” Gartha Nixa to mało oryginalna opowiastka z kręgu legend arturiańskich, nie tylko przewidywalna, ale też słabo napisana, do czego przyłożył się zresztą tłumacz ze swoimi nieudolnymi próbami archaizacji, sprowadzającymi się do używania w losowych wypowiedziach głupio brzmiących form czasowników („Niespokojnam – powiedziała Merewyn”), lub też wstawiania niepasujących do całości narracji zwrotów takich jak: „tedy”, „juści”, „krom ciebie”, co skutkuje jedynie poirytowanym zgrzytaniem zębami podczas lektury tego i kilku innych opowiadań. Z kolei opowiadanie Mary Rosenblum w pełni wpisuje się w przedstawiony wcześniej schemat fantastyki młodzieżowej. „Barwna wizja” przedstawia historię dwójki uczniów amerykańskiej high school, którzy odkrywają istnienie równoległego świata czarów i magii, po to tylko, żeby na końcu stoczyć pojedynek ze złowrogim magiem. Jane Yolen za to próbowała urozmaicić typową opowieść o nastolatce poprzez wplecenie do niej wątku żydowskiego, a dokładniej – magicznej podróży w czasie do obozu koncentracyjnego Majdanek. Jak nietrudno się domyślić, efekt jest dość kuriozalny. Z solidnych średniaków warto wymienić „Kamiennego człowieka” Nancy Kress oraz „Dzień Nadania Imienia” Patricii A. McKillip; utwory na tyle sympatyczne, że mniej rażą niewyszukane fabuły. „Zinder” Tanith Lee to urokliwa bajka o społecznym wyrzutku prowadzącym podwójne życie, prosta, grająca co prawda dość nachalnie na emocjach, ale na szczęście nieprzesadnie łzawa. Z kolei „Billy i czarodziej” Terry’ego Bissona oraz „Ptasia opowieść” Eoina Colfera to przykłady opowiadań ewidentnie napisanych tylko i wyłącznie na zamówienie twórców antologii, zupełnie bez przekonania, pomysłu czy chęci opowiedzenia jakiejś ciekawej historii. Na tle pozostałych najlepiej wypada trójka autorów. Elizabeth Hand napisała niezwykle urzekające opowiadanie pt. „Żona Zimy” (wcześniej opublikowane w „NF” 4/2009), świetnie skonstruowane, które – pomimo że bohaterem jest dorastający chłopiec – ukazuje odrobinę subtelniejsze rozumienie tradycyjnego konfliktu dobra ze złem. „Taniec w Barrens” to staromodna baśń mistrzowsko napisana przez Petera S. Beagle’a, udowadniająca tym samym jego klasę; szkoda, że powieści Beagle′a odchodzą powoli w zapomnienie, bowiem fantastą jest pierwszorzędnym. Ostatnie opowiadanie w antologii, ponadstustronicowy „Ojciec kamienia”, wynagradza wcześniejsze czytelnicze zawody. Cokolwiek by nie myśleć o poglądach głoszonych przez Orsona Scotta Carda, jego utwory – opowiadania i powieści – są zawsze starannie poprowadzone i odpowiednio wciągające, a postaci dziecięce równie nierealistyczne co zapadające w pamięć. „Ojciec kamienia” sprawia co prawda wrażenie wprowadzenia do czegoś większego, ledwie zarysowania granic intrygującego świata, wcale jednak nie umniejsza to jego wartości jako samodzielnego utworu. „Czarnoksiężnicy” to antologia w większości słabych tekstów, w której dominują banalne fabuły, oparte na sprawdzonych recepturach narracyjnych, nie za dobrze świadczące o poziomie współczesnej fantastyki. Jeśli czytać, to wybiórczo.
Tytuł: Czarnoksiężnicy Tytuł oryginalny: Wizards: Magical Tales From the Masters of Modern Fantasy ISBN: 978-83-7510-204-8 Format: 576s. 150×225mm; oprawa twarda; obwoluta Cena: 49,90 Data wydania: 17 listopada 2009 Ekstrakt: 50% |