Ostatnimi laty skandynawskie kryminały święcą prawdziwe tryumfy wśród czytelników. Nazwisk jest sporo, co drugie niemożliwe do wymówienia, a jak zapowiadają wydawcy, to dopiero początek. W najbliższym czasie szykują się kolejne premiery. Jedną z nich ma być powieść Gulbranda Sjurda Sprøyta pod tytułem „Niedźwiedź, który zjadł wersalkę”.  |  | ‹Niedźwiedź, który zjadł wersalkę›
|
Sprøyt to autor u nas, jak dotąd, nieznany. Popularność natomiast zdobył sobie w Europie zachodniej trzecią powieścią, a także przybraniem pseudonimu (początkowo publikował jako Øyvind Torstein Torhild Mangelangavløp). „Niedźwiedź…” to najnowsza książka w dorobku gotlandzkiego pisarza, a pierwsza opowiadająca o przygodach detektywa tapicera z Lysebotn. Małą miejscowość położoną u początku najdłuższego fiordu na świecie nawiedza fala zbrodni. Pięć trupów, których nie łączy nic prócz dużej ilości umlautów w nazwiskach. Do tego brak jakiejkolwiek komunikacji ze światem (sztorm w zatoce, zasypana śniegiem droga przez góry), uciekający czas i dwójka bohaterów, próbujących rozwikłać zagadkę. Tak w skrócie przedstawia się fabuła książki Sprøyta. Śledztwo prowadzi rezolutna policjantka Brunhilda, a pomaga jej jedyny w promieniu tysiąca czterystu kilometrów tapicer imieniem Halstein. Podczas dochodzenia szczególnie przydatna jest wiedza tego ostatniego, wszystkie bowiem morderstwa zostały dokonane na (albo pod) zabytkowych meblach gdańskich – sofach, tapczanach i wersalkach. Co więcej, morderca z każdego mebla wyciął fragment tapicerki, w innych miejscach pozostawił tajemnicze znaki (głównie metki z ceną). W jakim celu? Na to pytanie muszą odpowiedzieć Brunhilda i Halstein. Sprøyt w miarę umiejętnie prowadzi akcję, gorzej z napięciem, które – nawiązując do zawodu głównego bohatera – chwilami „siada”. Autor chyba zdaje sobie sprawę, że czytelnika trudno zainteresować sprawami mebli i obszyć, bo kryminalną intrygę doprawia… erotyką. Tak zwane „momenty” wychodzą Sprøytowi lepiej lub gorzej. Kilka próbek: „Haakon nie był sentymentalny. Pchnął ją na zasłany tapczan. – Żebyśmy tylko nie zniszczyli kapy – wyszeptała”. Albo: „Pożerał jej szminkę jak nienasycony łoś, kiedy ona pośpiesznie zdzierała z niego bunad”. Niestety, skupiając się na erotycznych ekscesach swoich bohaterów, fabułę norweski autor potraktował nieco po macoszemu. Prawie od początku wiadomo, że zabójcą jest bogaty biznesmen, właściciel większości akcji koncernu Ikea, któremu zależy na całkowitej likwidacji prywatnych tapicerów w Norwegii. Spisek zostaje szybko wykryty, ale bez większej satysfakcji czytelnika. Mimo wszystko gorąco polecam każdemu fanowi dobrego kryminału, zarówno tę powieść, jak i poprzednie pozycje Sprøyta, które mają ukazać się wkrótce na naszym rynku. A ja czekam już na kolejny, mam nadzieję, równie udany tom.
Tytuł: Niedźwiedź, który zjadł wersalkę Wydawca: Wydawnictwo Zimne Data wydania: styczeń 2009 Ekstrakt: 60% |