„Co kupić Zenkowi na Święta?” - zastanawiają się w starym dowcipie koledzy. „Może książkę?” - ktoś podrzuca. „Ee, książkę to on już ma”. W odróżnieniu od Zenka nie mam nic przeciwko takim prezentom. Byłoby wspaniale, gdybym podczas zbliżających się Świąt oprócz książek otrzymał jeszcze wystarczającą ilość czasu, żeby je przeczytać. Kochany Święty Mikołaju, Ostatnimi laty tak się złożyło, że nie pisałem do Ciebie (prawdę mówiąc, ciężko mi przypomnieć sobie, kiedy pisałem). Mam jednak nadzieję, że nie przeszkodzi to, jak i moja – niestety – nadszarpnięta przez „uczynnych” rówieśników wiara w Twoje istnienie, w zrealizowaniu tej krótkiej listy prezentów, którą zamieszczam poniżej.  | ‹Adam Kłakocki i jego cienie›
|
1. Ihar Babkou ‹Adam Kłakocki i jego cienie› Podobno jest to pierwsza postmodernistyczna powieść białoruska. Tam! a istnieje w ogóle coś takiego jak powieść białoruska? Bohaterami książki Babkou są funkcjonariusze KGB, starożytni filozofowie, hipisi, autor „Pana Tadeusza”, a także tytułowy Kłakocki, encyklopedysta, autor rozprawy o kartezjanizmie. Książka zapowiada się ciekawie, została zresztą nominowana do tegorocznego Angelusa. Co więcej, władze Białorusi stanęły na wysokości zadania i w ramach zabawy w postmodernizm, zakazały publikacji Babkou.  | ‹Przypadki inżyniera ludzkich dusz›
|
2. Josef Škvorecký ‹Przypadki inżyniera ludzkich dusz› Tegoroczny laureat wrocławskiego Angelusa. Ale to nie jedyny powód mojego zainteresowania książką czeskiego pisarza. Zafascynował mnie wywiad ze Škvoreckim, w którym autor wyznaje jak powstawały „Przypadki…” Otóż, powieść została stworzona na zasadzie puzzli. Pisarz najpierw zanotował na oddzielnych kartkach swoje wspomnienia związane z emigracją do Kanady. „Potem rozrzuciłem te kartki na podłogę w kuchni, padłem na kolana i przez kilka dni układałem je w różne ciągi narracyjne”, wyznaje Škvorecký („Tygodnik Powszechny” 6.12.09). Trzeba nie lada talentu, żeby w taki sposób sklecić dobrą powieść. Powieść czeskiego autora ma ponad 800 stron, mimo tego zdaniem wielu czytelników jest za krótka…  | ‹Kroniki Czarnej Kompanii›
|
3. Glen Cook ‹Kroniki Czarnej Kompanii› Nowe wydanie przygód Konowała, Jednookiego, Goblina i innych twardzieli z najgorszej najemnej bandy w literaturze fantastycznej. Cook co prawda napisał aż dziesięć tomów peregrynacji chłopców do osławionego Khatovaru, ale na dobrą sprawę tylko pierwsze trzy są warte uwagi. I właśnie tak zwane „Księgi Północy” („Czarna Kompania”, „Cień w ukryciu”, „Biała Róża”) zostały zebrane i wydane w jednym tomie. Od paru lat trwa moda na Stevena Eriksona, natomiast mało kto pamięta, że kanadyjski pisarz zaczerpnął konwencję, część bohaterów i styl opowieści od Cooka (który, oczywiście, też nie odkrył żadnej Ameryki). W dodatku autor „Czarnej Kompanii” pisze lepiej.  | ‹Pamiętniki Hadriana›
|
4. Marguerite Yourcenar ‹Pamiętniki Hadriana› Hadrian choruje na puchlinę wodną, jest w podeszłym wieku. Podejmuje się szczerego opisania swojego życia – w listach do wnuka, młodego Marka Aureliusza. W jednej z najbardziej znanych powieści Yourcenar nie znajdziemy żadnych fajerwerków. Francuska autorka jest znana z przeprowadzania wnikliwych studiów nad opisywaną epoką, jej twórczość to – jakby powiedział Teodor Parnicki – przekłuwanie historii w literaturę. Natomiast zdaniem Jeana Ballarda powieść z 1951 roku to „medytacje nad historią”. Właśnie owa umiejętność przekształcania przeszłości w fabułę (a nie budowania fabuły na podstawie przeszłości jak czyni większość pisarzy historycznych) może być największym atutem „Pamiętników…”.  | ‹My, topielcy›
|
5. Carsten Jensen ‹My, topielcy› „Laurids Madsen był w niebie, ale wrócił stamtąd dzięki swoim butom”. Tak zaczyna się powieść Jensena o duńskich marynarzach z Marstal sięgająca od 1848 roku do końca drugiej wojny światowej. Dalej jest równie ciekawie: „Zanim Laurids Madsen zasłynął swoją wizytą w niebie, zyskał sławę człowieka, który osobiście wywołał wojnę”. Powieść „My, topielcy” to, twierdzą krytycy, solidny kawał literatury (przynajmniej pod względem ilości – ponad 800 stron tekstu) nawiązujący do najlepszych powieści marynistycznych z „Moby Dickiem” na czele. Melville wyczarował nieustraszonego kapitana Ahaba – ciekaw jestem czy Jensenowi udało się zrobić coś podobnego. P.S. Oczywiście, byłem bardzo grzeczny.
|