„Księżniczka i żaba” to powrót klasycznej disneyowskiej animacji w wielkim stylu. Są piosenki, sceny zbiorowe z oszałamiającą choreografią i sympatyczni bohaterowie. Dlaczego więc w pierwszych minutach filmu miałam ochotę opuścić salę kinową?  |  | ‹Księżniczka i żaba›
|
W roku 2004 studio Disneya ogłosiło koniec tradycyjnej, ręcznie rysowanej animacji. Pożegnalnym dziełem było „ Rogate ranczo” („Home on the Range”) – niezbyt udane, niemal sprawiające wrażenie podróbki. Minęło pięć lat, na ekranach zagościły filmy trójwymiarowe, a panowie od Myszki Miki postanowili zrobić coś jak za dawnych czasów. Rezultatem jest feeria tańców, wariackich walk, komedii pomyłek i niesamowitej przyrody luizjańskich bagien. I wszystko byłoby doskonale, gdyby nie przesłodzony dydaktyzm i pobrzmiewające nieszczerością przesłanie. Ale zacznijmy po kolei. Akcja dzieje się w Nowym Orleanie w dwudziestoleciu międzywojennym. Bohaterką filmu jest czarnoskóra dziewczyna Tiana – uparta, zdecydowana, pracowita, harująca na dwóch etatach, by uciułać pieniądze na własną restaurację, której otwarcie jest jej głównym marzeniem. Gdybyśmy poznali ją od razu w takiej wersji, byłoby nieźle, jednak scenarzysta zafundował widzom przydługą scenę z dzieciństwa z taką ilością lukru i kładzenia łopatą do głowy sloganów o tym, że najważniejsza jest miłość i rodzina, że chyba każdy widz powyżej dziewiątego roku życia odczuje lekkie mdłości. Owszem, filmy disneyowskie zawsze podkreślały rodzinne wartości, ale, na Króla Lwa, nie aż tak nachalnie! Jeżeli jednak przebrniemy jakoś przez początkowe słodkości, udana zabawa wynagrodzi nam wysłuchiwanie rodzinnego puci-puci nad garnkiem jambalayi. Czego tam nie ma! Główny Zły upozowany na Barona Samedi, niesamowite (co mniejsze dzieci mogą się wystraszyć) cienie-demony oraz psychodeliczne w kolorystyce maski voodoo, zapierający dech w piersiach balet w wykonaniu warzęch różowych 1) i zwariowana ponadstuletnia szamanka voodoo Mama Odie oraz jej oswojony wąż, służący jako laska dla niewidomych, amortyzator, kładka i asystent. Mamy także układy choreograficzne w wykonaniu świetlików mówiących z cajuńskim akcentem 2), aligatora grającego na trąbce, trochę elementów komediowych z żabimi językami w roli głównej – ogólnie wszystko to, co w animacjach Disneya kochamy i czego oczekujemy. A tłem większości wydarzeń jest bayou: bagnisty labirynt, festony mchu zwieszające z wiekowych drzew, wyrastających prosto z wody, pajęczyny, rzęsa i liście nenufarów. Przygodowa część akcji jest bez zarzutu, natomiast finał wygląda, jakby autorzy filmu sami nie mogli się zdecydować, czy stawiają na American dream i spełnianie marzeń ciężką pracą (restauracja) czy jednak na księcia z bajki, i próbowali te wątki pożenić nieco na siłę. Tym niemniej dla miłośników disneyowskich pełnometrażówek jest to pozycja obowiązkowa. A wychodząc z kina można sobie zanucić znaną piosenkę: Jambalaya, crawfish pie and a fillet gumbo / Cause tonight I’m gonna see my cher ami-o / Pick guitar, fill fruit jar and be gay-o / Son of a gun, we’ll have big fun on the bayou! 1) Gatunek ptaka brodzącego. 2) Swoją drogą, z wypowiedzi świetlika Raya daje się zrozumieć jakieś 50%…
Tytuł: Księżniczka i żaba Tytuł oryginalny: The Princess and the Frog Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 15 stycznia 2010 Czas projekcji: 97 min. Gatunek: animacja, familijny Ekstrakt: 70% |