powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Dukaj napisał książkę dziwną
Bajka-niebajka? Emocjonalny chłód? Dukaj zupełnie nowy? O „Wrońcu” Jacka Dukaja dyskutują Anna Kańtoch, Artur Chruściel, Michał Foerster i Krzysztof Wójcikiewicz.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Krzysztof Wójcikiewicz: Jak Internet długi i szeroki, wszędzie rozlegają się oklaski dla „Wrońca”, ja natomiast po przeczytaniu miałem ochotę powtórzyć za Grekiem Zorbą: „Jaka piękna katastrofa!”. Najnowsze dzieło Jacka Dukaja jest bowiem moim zdaniem kwintesencją jego twórczości – niczym soczewka skupia większość zalet, ale też większość wad tarnowskiego pisarza. „Wroniec” jawi mi się jako ambitna, bardzo ciekawie i oryginalnie pomyślana oraz ślicznie wydana, ale jednak źle napisana książka, dla której tak naprawdę nie dostrzegam właściwego adresata. Mylę się?
Michał Foerster: Nie, Krzysztofie, myślę, że intuicję miałeś słuszną. Rzeczywiście „Wroniec” nie jest wybitną książką, a w każdym razie po „Lodzie” jest to duże zaskoczenie dla czytelnika. Naiwna fabuła, prościutki język i aluzje niewymagające jakiegoś szczególnego wysiłku intelektualnego. Osoby spodziewające się typowej dla Dukaja zagmatwanej konstrukcji poczują, mówiąc delikatnie, niedosyt.
Jednak cały ambaras w tym, że bajka-niebajka Dukaja to pozycja warta przeczytania. Dlaczego? Po pierwsze, oczywiście, dla wątku polityczno-historycznego. Jak dotąd literatura piękna traktująca o stanie wojennym właściwie nie istniała. Autor „Innych pieśni” to zmienił.
Druga sprawa to konwencja. Dodajmy, konwencja, która wyraźnie „nie leży” ani recenzentom (nawet rozpływający się w pochwałach Konrad Wągrowski nie bardzo umiał rozgryźć bajkowość „Wrońca”), ani chyba też czytelnikom. Powiedzmy to sobie szczerze: Dukaj napisał książkę dziwną.
I właśnie ta niewygoda podczas lektury wydaje się we „Wrońcu” najciekawsza. Bo czym właściwie jest najnowsza powieść autora „Lodu?” Bajką dla dorosłych, zabawą najnowszą historią Polski, czy też literackim eksperymentem? A może – i do tej interpretacji jest mi najbliżej – to próba stworzenia współczesnego mitu?
Krzysztof Wójcikiewicz: Ja nie robię przecież „Wrońcowi” zarzutu z tego, że nie jest kolejnym „Lodem” – trudno wymagać od bajki, żeby była epicką, intelektualną epopeją. Uważam natomiast, że „Wroniec” nie jest udaną baśnią, a powodów ku temu mam kilka.
U zarania wszelkich problemów stoi fakt, że Jacek Dukaj (w przeciwieństwie do np. Łukasza Orbitowskiego) nie pisze, kierując się „czuciem i wiarą”, tylko raczej „szkiełkiem i okiem”. Sądząc po wywiadzie dla Radia Kraków, „Wroniec” nie powstał dlatego, że Dukaj chciał opowiedzieć taką bajkę jakiemuś dziecku, sam chciałby taką usłyszeć w dzieciństwie czy choćby po prostu dlatego, że tak mu akurat w duszy grało. Nie, tarnowski pisarz w pogoni za nieustannymi wyzwaniami postawił sobie po prostu założenie, że nie można napisać kolejnej powieści w tym samym stylu, więc trzeba sięgnąć po coś, czego wcześniej nie robił ani on sam (baśń), ani w zasadzie nikt inny (tematyka stanu wojennego podana w sposób dziecięcy) i sprawdzić, czy potrafi coś takiego napisać. Dukaj postawił sobie arbitralne i dość sztuczne wbrew pozorom założenia: wyłączamy wyższe funkcje mózgowe, ograniczamy wielowarstwowość i aluzyjność, piszemy jak najprostszymi zdaniami oraz dodajemy ilustracje – bo to przecież dla dzieci.
Efekt? Spójrzcie sami:
Adaś tymczasem oglądał ustawione na regale fotografie Jana Stanisława Wieńczysława. Wszystkie wykonano na wielkich placach budowy. Pan Beton jeszcze miał włosy na głowie. Goły do pasa stał tam z cegłówkami w rękach. Albo ze szpachlą i wiadrem. Na tle maszyn budowlanych. Wkoło pięły się też mury i betonowe słupy. Wisiały na nich wstęgi i transparenty.
I tak przez cały czas, zdania łupane siekierą na lewo i prawo. Z ciekawości zajrzałem na półkę i wyjąłem kilka różnych lektur mojego dzieciństwa: „Kubusia Puchatka”, „Alicję w Krainie Czarów”, „Porwanie Baltazara Gąbki” czy „Tapatiki”. Odetchnąłem jednak z ulgą, bo pamięć mnie nie myliła – tamte książki pisane są normalną składnią, nie stronią od zdań złożonych i wciąż da się je czytać z przyjemnością, a nie z bólem zębów, ergo: językowe założenie Dukaja jest z gruntu błędne (zresztą sam autor męczył się strasznie podczas pisania, a raz stworzonego tekstu już nie poprawiał, co przyznał niedawno na łamach „Polityki”).
Panie Jacku. Takie pisanie. Naprawdę. Jest irytujące.
Anna Kańtoch: Mnie krótkie zdania nie przeszkadzały, ja odbiłam się przede wszystkim od emocjonalnego chłodu „Wrońca”. Przed lekturą przekonana byłam, że to pierwsza w dorobku Jacka Dukaja „prosta” opowieść, taka którą czytać można z wielką satysfakcją na najpłytszym z możliwych poziomów, nie przejmując się zupełnie drugim i trzecim dnem. Historia przygodowa, w której za głównego bohatera trzyma się kciuki, a złym życzy się, żeby trafił ich szlag. Tymczasem nic z tego. Adaś mojej sympatii nie budzi (antypatii zresztą też nie, jest doskonale nijaki), nie drżę o jego bezpieczeństwo i jest mi obojętne, czy wreszcie znajdzie ojca, czy też nie. Z satysfakcji czytelniczej pozostało mi jedynie owo „drugie dno”, czyli zabawa z historią oraz z językiem. To jest zrobione świetnie i dlatego warto „Wrońca” przeczytać. Interpretacja, że to „bajka dla dorosłych” lub „współczesny mit”, jakoś mi nie pasuje – bajka powinna budzić emocje, mit też, choć na innym poziomie. Choć z drugiej strony dopuszczam możliwość, że to ja jestem nietypowa, bo słyszę głosy, że „Wroniec” potrafi wzruszyć, że ludzie odnajdują w nim samych siebie sprzed lat… Cóż, ja nie odnalazłam, a jestem mniej więcej rówieśnicą Adasia.
Krzysztof Wójcikiewicz: Owszem, miałem podobne wrażenie. Nie od dziś wiadomo, że tworzenie żywych, krwistych postaci to pięta achillesowa Dukaja, i nie inaczej jest tym razem – mnie również Adaś wydał się zupełnie nijaki. Poza tym mam wrażenie, że „Wroniec” dużo lepiej by się sprawdził jako, bo ja wiem, teledysk, krótki film animowany albo nawet gra komputerowa, a nie jako literatura. Książka przypomina kalejdoskop: co chwila zarzucani jesteśmy kolejnymi wytworami – olśniewającymi, przyznaję, do tego potęgowanymi przez znakomite ilustracje Jakuba Jabłońskiego – Dukajowej wyobraźni, ale zanim zdążymy im się dobrze przyjrzeć i zorientować, co się dzieje, już akcja pędzi do kolejnej lokacji. W natłoku Bubeków, Pozycjonistów, Milipantów, Złomotów i Maszyn-Szarzyn ginie gdzieś fabuła.
Artur Chruściel: Nie zgadzam się, Krzysztofie, że „Wrońca” można traktować jako książkę na jakimkolwiek poziomie reprezentatywną dla twórczości Jacka Dukaja. Przede wszystkim nie dostrzegam tu żadnych zalet „Czarnych oceanów”, „Lodu” ani „Extensy” (choć kilka innych jednak widzę), ale też ze wskazaniem wspólnych wad miałbym kłopot. Jeśli chodzi o zalety, to dotychczasowe recenzje koncentrują się na podkreślaniu niezwykłej językowej wynalazczości Dukaja i – gdyby to była prawda – to mielibyśmy punkt wspólny. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Moim zdaniem jest to taki sam mit jak rzekoma trudność prozy Dukaja czy mroczność książek Kresa. A żeby go obalić, wystarczy zauważyć, że chyba wszystko, co Dukaj na potrzeby „Wrońca” wymyślił, zmieściło się w kilku akapitach recenzji z „Nowej Fantastyki”. Przy tym są to neologizmy proste, dziecięce. Gdzie im tam do greki z „Innych pieśni”? Co z „Wrońca” może się równać grze z ćmieczą i ćmiatłem?
Rzecz w tym, że „Wroniec” to Dukaj całkowicie nowy, nie tyle piszący swoją bajkę, co wpasowujący się w konwencję bajek cudzych (lub własne wyobrażenie o tej konwencji). Gdyby autor „Ruchu Generała”, który też był grą z konwencją – a nawet dwoma – lecz prowadzoną na własnych zasadach, chciał napisać baśń zgodną z jego temperamentem literackim, to nieuchronnie wyszłoby mu coś w rodzaju „Bajek robotów”. A Dukaj powtarzać po Lemie niewątpliwie nie chciał.
Nawet nijakość Adasia nie jest zimną, wydedukowaną nijakością Gierosławskiego ani złamaną nijakością pokonanego Berbeleka. To jest bierność bohatera dziecięcego, którego główną funkcją jest zaliczyć wszystkie punkty na mapie autorskiej kreacji. Myślę że zwyczajnie nie było miejsca, żeby w takiej objętości i bez zmiany konwencji wycisnąć z Adasia więcej.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Anna Kańtoch: Nie jestem pewna, czy z Adasia nie dałoby się wycisnąć więcej – bo czy „zaliczać kolejnych punktów” nie mógłby chłopiec-maruda, chłopiec-złośnik, chłopiec nieśmiały czy odwrotnie, bardzo rezolutny? Fakt, objętość byłaby wtedy większa, ale dlaczego książka nie mogłaby być grubsza o kilkanaście stron? Być może owa nijakość to rzeczywiście wymóg bajkowej konwencji lecz może ona także być rezultatem tego, że Jacka Dukaja interesuje raczej świat niż bohaterowie. Stąd też myślę, że Jacek Dukaj „Wrońca” pisał nie wbrew swojemu temperamentowi ale właśnie zgodnie z nim.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

96
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.