Ogłoszono już wszem i wobec, że „Sherlock Holmes” Guya Ritchiego wywraca do góry nogami wizerunek słynnego detektywa, robiąc z niego człowieka, który lepiej posługuje się pięściami niż umysłem. Bzdura. Holmes Ritchiego jest bliższy postaci Conan Doyle’a dużo bardziej, niż można się spodziewać.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Recenzując swego czasu „Irona Mana”, Piotr Dobry podkreślił pokrewieństwo, jakie łączyło bohatera komiksu z odtwórcą głównej roli w tym filmie. Na szczęście, jak się okazuje, postaci, które łączą w sobie charyzmę, urok i inteligencję z, powiedzmy, dość lekkim podejściem do nakazów Dekalogu, jest dużo więcej. Genialny detektyw, a także narkoman i socjopata w jednym to kolejna z postaci, która pasuje jak ulał do Roberta Downeya juniora. Na szczęście zauważył to Guy Ritchie, który z obsadą głównej roli w kolejnej ekranizacji przygód mistrza dedukcji trafił w dziesiątkę. Niewątpliwie Robert Downey jr jest największym atutem filmu. Jego Holmes, z pozoru zupełnie nowatorski, w rzeczywistości jest nieco tylko ekstrapolowaną postacią z opowiadań Conan Doyle’a. Podobnie jak jego literacki pierwowzór jest niebywale inteligentny i szalenie spostrzegawczy, potrafiąc z drobnych przesłanek dzięki logicznemu wnioskowaniu budować odważne i rozbudowane teorie. Do tego Holmes Ritchiego jest człowiekiem doskonale wysportowanym, świetnie radzącym sobie w walce wręcz – ale co w tym nowego, skoro Sherlock Conan Doyle’a był mistrzem szermierki i boksu? To przecież zaledwie wyciągnięcie daleko idących wniosków z małych przesłanek pozostawionych przez pisarza, ale w żadnej mierze nie sprzeczność z wizerunkiem sprzed stulecia. Dorzućmy wady – egotyzm, narcyzm, socjopatia, szereg uzależnień – to także w jakiejś formie pojawia się w książce (tam Holmes przecież jest kokainistą i w jakiejś formie odludkiem). Ciekawe jest ujęcie tych wad w połączeniu z zaletami umysłu. Dość zaskakująca skojarzenie przywiodło mi na myśl zeszłoroczny „ Wanted” Timura Biekmambietowa. Tam postać grana przez Jamesa McAvoya nie może odnaleźć się w normalnej egzystencji, bo jest genetycznie stworzona do życia na krawędzi. Wydaje się, że tymże tropem idzie Ritchie – Holmes nie jest po prostu i geniuszem, i socjopatą. Jedno wynika z drugiego – jego umysł wciąż musi pracować, analizować, przetwarzać, tak jest skonstruowany, a to absolutnie wyklucza normalną egzystencję w społeczeństwie. Ale na szczęście Holmes-Downey nie kradnie filmu dla siebie. Obsadzenie w roli Watsona Jude Lawa okazuje się też być strzałem w dziesiątkę. Z bliżej niewiadomych powodów przyjęło się ukazywać w filmach i serialach (z nielicznymi wyjątkami) Watsona jako niezbyt rozgarniętego, tęgawego safandułę. Pamiętajmy jednakże, że mówimy o lekarzu (a więc osobie bystrej) oraz byłym żołnierzu z doświadczeniem we frontowej służbie (a więc osobie, która musi sobie radzić w sytuacjach zagrożenia życia), a także bohatera mającego powodzenie u kobiet (a więc o atrakcyjnej powierzchowności). Oczywiście – w towarzystwie Holmesa Watson będzie zawsze mniej inteligentny. Jednak to w żadnym wypadku nie znaczy, że jest głupi. I to bardzo ładnie udało się ukazać w filmie – Watson Lawa jest wysportowany (choć kulejący), odważny, zdeterminowany, twardy, ale także całkiem inteligentny, nie patrzący jedynie z rozdziawioną gębą na osiągnięcia Holmesa, ale potrafiący samemu wyciągać wnioski. I chyba taka postać jest dużo bliższa prawdzie, a w filmie obaj panowie tworzą naprawdę wyjątkowo elektryzująca parę, ubarwiającą fabułę niezliczonymi dyskusjami, debatami, przekomarzaniami, złośliwostkami. I tak właśnie być powinno.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oczywiste jest, że wobec takiej pary bohaterki kobiece muszą zejść na drugi plan. Bardzo się starają jednak, by tak się nie stało. Kelly Reilly w roli narzeczonej Watsona w żadnej mierze nie jest jedynie tłem, wnosi w kilku zaledwie scenach dużo własnego charakteru i własnego zdania, z kolei Rachel McAdams po prostu bryluje. Nie powiem, że ku naszemu zaskoczeniu, bowiem w „Esensji” McAdams zawsze miała dobrą prasę. Irene Adler, jedyna kobieta, która potrafiła wykiwać Sherlocka Holmesa, jest wiarygodna, seksowna, uwodzicielska, pełna energii. Nie gratulujemy aktorce, o której wiemy, że taka być potrafi, gratulujemy natomiast nad wyraz trafnej decyzji obsadowej. Zresztą trudno mówić o jakiejkolwiek pomyłce castingowej – Mark Strong jest odpowiednio mroczny, Edde Marsan odpowiednio safandułowaty, ale zdający sobie sprawę z własnych ograniczeń, w tle znajdziemy jeszcze parę malowniczych postaci (morderczy Francuz rządzi!). Ważne jednak, że bohaterowie budzą szczere emocje – niby wiemy, że nie powinniśmy się o nich obawiać, ale jednak serce do gardła w niektórych scenach podchodzi… Sam film jest zgrabnym połączeniem opowieści kryminalnej z motywem mistycznym (jakże pasującym do tych czasów) ze współczesnym efektownym kinem akcji (scena „wodowania” statku po prostu kładzie widza na łopatki) i – ku mej radości – drobnymi motywami steampunku. Dorzućmy pięknie stworzoną scenografię wiktoriańskiego Londynu, czyli jednego z tych miejsc, które mimo brudu, zbrodni, zawsze potrafią zauroczyć widza (kolejnym genialnym pomysłem było wykorzystanie mostu Tower w budowie). Miło, że w tym wszystkim udało się znaleźć miejsce na pomysłowe pokazanie sposobu pracy umysłu Holmesa. Jego błyskotliwa analiza objawia się nie tylko w chwili, gdy ma objaśnić rozwiązanie zagadki, ale także… podczas pojedynków bokserskich. Sprytne i efektowne. Czy będzie sequel? Powinien. Z jednej strony oczywiście pozostają ewidentne tropy do rozwikłania (Moriarty), z drugiej różne drobiazgi (jak choćby sprawa poprzedniego narzeczonego Mary) sugerują, że mogą odegrać większą rolę w kolejnym filmie. Michał Walkiewicz w swojej notce tetrycznej pisze o tym, że „Sherlock Holmes” to tegoroczny „ Star Trek”. Rzeczywiście, filmy te mają ze sobą więcej wspólnego niż by się to mogło wydawać. Obydwaj, J.J. Abrams i Guy Ritchie, sięgnęli po mocno zużytych bohaterów i światy, by – zachowując szacunek dla tradycyjnego wizerunku i dając dużo frajdy miłośnikom klasyki – udanie odświeżyć konwencje i dać szansę na rozwój bardzo obiecujących cykli. Holmesie, wróć.
Tytuł: Sherlock Holmes Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: Australia, USA, Wielka Brytania Data premiery: 15 stycznia 2010 Czas projekcji: 128 min. Gatunek: akcja, kryminalny Ekstrakt: 80% |