Wielkie gotowanie z zemstą w tle – tak w skrócie można opisać „Smak języka”. Niestety jest ten skrót bardzo bliski prawdzie. Jo Kyung-ran nie potrafiła uczynić swej książki ani złożoną, ani głęboką.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bohaterka powieści została obdarzona wielkim talentem kulinarnym, co w połączeniu z praktyką zawodową w ekskluzywnej restauracji pozwoliło jej otworzyć własną szkołę gotowania. Karierę zawodową dzielnie wspierał mąż, dopóki nie został nakryty w niedwuznacznej sytuacji z najpiękniejszą uczestniczką kursu. To położyło kres i małżeństwu, i szkole. Zdradzona żona powróciła do pracy w restauracji, zaś mąż-architekt zajął się dbaniem o interesy nowej wybranki. „Smak języka” nie prezentuje kolejnych zdarzeń w tak linearnej formie, jak to wygląda w powyższym akapicie. Wątki bardzo często zostają urwane w najciekawszym momencie i wydaje się wówczas, że nie doczekają się zakończenia. Jakie jest jednak zdziwienie czytelnika, kiedy odnajduje ich dopełnienie w jednym czy dwóch zdaniach rzuconych niby od niechcenia w zupełnie innym miejscu. Zabieg to ciekawy i jako jedyny pozytywnie wykorzystujący cechę książki, która najbardziej rzuca się w oczy podczas lektury – szczątkowość. Dotyczy ona stanowczo zbyt wielu rzeczy, by można było uznać powieść za udaną. Przede wszystkim fabuła – bardzo okrojona, do tego (mimo wspomnianego zabiegu urozmaicającego lekturę) mało interesująca i, o zgrozo, przewidywalna. Ta przewidywalność jest zresztą celowym zabiegiem autorki, która bardzo wcześnie uświadamia czytelnikowi, że będziemy mieli do czynienia z zemstą zdradzonej kobiety. Kobieta owa, podobnie zresztą jak wszystkie postacie, jest ledwo zarysowana. Wszystko – budowa poszczególnych bohaterów, relacje między nimi, dialogi (a raczej ich strzępki) – zostaje tu przysłonione przez opisy gotowania i tego, co z gotowaniem związane. Dochodzi do zachwiania proporcji tak dużego, że długimi momentami moglibyśmy zamiast „Smaku języka” mieć otwartą dowolną książkę kucharską – bez szkody dla odbioru. W efekcie kończymy lekturę z poczuciem zupełnego nie wniknięcia w świat przedstawiony – nie zdążyliśmy ani znienawidzić niewiernego męża, ani pochylić się nad losem zdradzanej kobiety. Chociaż kucharze zaprezentowani w „Smaku języka” (doprawdy trudno znaleźć kogoś, kto nie zajmowałby się gotowaniem) wykazują się wielką dbałością o przyrządzane dania, nie można tego samego powiedzieć o autorce bądź osobie odpowiedzialnej za przekład. Niezależnie od tego, kto zawinił, jesteśmy raczeni pełnymi patosu frazami typu „zbierać cząstki smutku i składać je w całość” czy „nakręcona niedostatkiem spirala wyobraźni przeszywa serce”. Ten przesadyzm jest gwoździem do trumny powieści nie potrafiącej wciągnąć czytelnika, wywołać u niego silniejszych uczuć – chociaż o uczuciach mówi. „Smak języka” wydaje się, by pozostać w metaforyce książki, zimną zupą, którą sami przyrządziliśmy i doskonale znamy każdy jej składnik. Przyjemności z lektury, pobudzenia zmysłów, zaskoczenia – zero.
Tytuł: Smak języka Tytuł oryginalny: 혀 Wydawca: Łyński Kamień ISBN: 978-83-927607-1-9 Format: 264s. Cena: 32,90 Data wydania: 12 listopada 2009 Ekstrakt: 40% |