Książkowy debiut Michała Cetnarowskiego, choć niewątpliwie dobry, daje mniej niż obiecuje. Kapitalna gra językiem, niejedna ciekawa koncepcja i potrafiąca oczarować atmosfera sprawiają, że antologię czyta się z niekłamaną przyjemnością, niekiedy jednak trudno nie zapytać: autorze, ale o co chodzi?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Cetnarowski, dotąd znany jako publicysta, redaktor zbioru „Nowe idzie” i twórca kilku publikowanych tu i ówdzie opowiadań, w swojej pierwszej samodzielnej książce nie ogranicza się do jednej konwencji. Niektóre z krótkich tekstów osadzone są w strzępkowo przedstawionych światach fantasy („Idąc w cieniu wieży”, „Labirynty”, „Rybak, perła i diabeł-krab”), inne dotyczą całkiem ziemskich i współczesnych wojen („Leśni chłopcy” czy alternatywno-historyczna „Droga na zachód”); jest też inspirowane Dickiem i jemu dedykowane science fiction – „Nexus”. Bywa, że Cetnarowski bierze na warsztat wyświechtane motywy, ale podchodzi do nich nieschematycznie: „Czarne Stawy” to historia podstarzałego herosa, w dodatku tocząca się głównie w czterech ścianach gospody, daleka jednak od typowej dla „karczmiano-wojowniczej” fantastyki przaśności; „Ziemia Obiecana” opiera się o temat spotkania ludzi i nieśmiertelnych elfów (tu: „aelfów”), koncentruje się jednak na przemyśleniach i zmaganiach bohatera z samym sobą. To zresztą najważniejsze jest w praktycznie całych „Labiryntach” i łączy odległe gatunkowo opowieści: postacie postawione w trudnych sytuacjach, ich rozterki i psychologia. Spora część narracji to wewnętrzne monologi, czasem dla niepoznaki zaserwowane w trzeciej osobie; istotne są przyczyny postępowania wciągniętych w wir wydarzeń osób. Jak w świetnym opowiadaniu tytułowym – historii mężczyzny, szukającego zemsty na sprawcach rodzinnej tragedii. Poznański pisarz tworzy ludzi z krwi i kości, niedoskonałych, błądzących, czasem wykazujących się nadspodziewanym heroizmem i determinacją, innym razem zrezygnowanych; bohaterowie są pełniejsi niż uniwersa, po których stąpają, i opisywani szerzej od wydarzeń – zdarza się, że cały tekst składa się z kilku prostych scen. Wiele jest w „Labiryntach” niedomówień, spore pole pozostawia autor czytelnikowi do domysłów, tworząc tym samym atmosferę przyjemnie drażniącego niepokoju. Niestety, z grubsza zachęcająca tajemniczość staje się niekiedy pułapką, bo nadmiar niejasności zamiast intrygować – irytuje i sugeruje brak pomysłu na rozwinięcie fabuły. Za przykład niech posłuży kilkustronicowa „Pieśń z doliny” – wzruszające, emocjonalne opowiadanie, w którym jednak wprowadzony w pewnym momencie wątek niesamowity urywa się nagle i, nie wnosząc wiele, sprawia wrażenie dodanego na siłę, a tekst – niedokończonego; jakby Cetnarowski bał się zrezygnować z fantastyki nawet tam, gdzie wydaje się zgoła zbędna. Przede wszystkim wszakże – autor urzeka językiem. Buduje zdania żwawe, w pewien sposób rytmiczne, zarazem jednak pełne wysmakowanych określeń i porównań; w tekstach roi się od anafor; styl jest charakterystyczny, chwilami – poetycki, ale nieudziwniony. Przykład? „Biodro boleśnie tłucze o kamień, nóż ślizga się na posadzce, ale wreszcie ostrze wrzyna się w jedną z nielicznych rys, szarpnięcie prawie wyrywa nadgarstek, ale mężczyzna nie puszcza, kiedy nóż klinuje się wściekle i z dzikim zgrzytem. Nogi wpadają poza krawędź szczeliny i w jednej chwili wszystko jest stracone, myśli złodziej (dopiero teraz – myśli), nic już nie ma, tylko ryk błazna spadającego w otchłań bez dna, do fundamentów i dalej, prosto w bezdenną gardziel wieży, która nie zapomina niczego – ale potem zakrzywiona paralitycznie ręka wczepia się chciwie w nieład jasnych włosów, zaciska brutalnie, łapczywie, i trzyma, nie puszcza, już nie, nawet kiedy potwornie szarpie i w nadgarstku prawej dłoni coś chrupie nieprzyjemnie, a głos błazna podnosi się o poziom, wysoko świdruje, obijając się w szaleńczym tempie od ścian i sklepień”. (Str. 189-190, „Idąc w cieniu wieży”). Pisać w taki sposób i nie popaść w grafomanię to zadanie trudne, z którym jednak Cetnarowski sobie poradził – zdarza się, że niezręcznie wypada zbytek powtórzeń lub sens danego fragmentu gubi się wśród ozdobników, lecz są to sytuacje wyjątkowe, prawie nierzutujące na ocenę całości. Słowem: jest dobrze, trudno wszak nie zauważyć, że autor balansuje na granicy między refleksyjną prozą, w której nie wszystko podano na tacy, a literaturą imponującą stylem, ale z niedoborem treści. W którym kierunku pisarz podąży? Cóż, twórcza przyszłość Cetnarowskiego wydaje się równie niejasna, co niektóre zdarzenia w kreowanych przez niego światach.
Tytuł: Labirynty ISBN: 978-83-61187-13-4 Format: 125×195mm Cena: 29,– Data wydania: 23 października 2009 Ekstrakt: 70% |