powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Dobrego zakończenia nie gwarantujemy
Terry Gilliam ‹Parnassus›
Tak, to prawda, że „Parnassus” nie jest najlepszym filmem Gilliama. Ale co to znaczy? Tylko tyle, że wśród poprzednich zdarzały się absolutne arcydzieła. A jego najnowsze dziecko i tak jest wysokiej klasy.
Zawarto¶ć ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Szum, jaki się wytworzył wokół tragicznej i przedwczesnej śmierci Heatha Ledgera, długo omijał jedną z istotniejszych kwestii dotyczących jego pracy. Zbliżająca się wtedy premiera „Mrocznego rycerza” sprawiła, że uwaga prasy skupiła się na roli Jokera, w skrajnych przypadkach nawet usiłując powiązać wysiłek, jaki aktor musiał w nią włożyć, z jego odejściem. Zbyt często pomijano wówczas, że w owym czasie Ledger pracował już nad kolejnym obrazem i jego śmierć postawiła reżysera Terry’ego Gilliama w niezwykle trudnej sytuacji. Wyglądało, że niedoszły twórca wiecznie nieukończonego „The Man Who Killed Don Quixote” po raz kolejny będzie musiał przerwać zdjęcia. „Parnassus” ostatecznie powstał dzięki zaangażowaniu aktorów dublujących zmarłego w niektórych scenach. Dzięki temu powstał dosyć niezwykły film, noszący w sobie niezatarte piętno autorskie reżysera, który można oglądać jednocześnie jak hołd wobec aktora, która zmarł, zanim trafiła mu się rola życia.
Terry Gilliam, dawniej członek grupy Monty Pythona, dziś jeden z najciekawszych reżyserów filmowych, po raz kolejny stworzył film o sile wyobraźni i umieścił go w scenerii najzupełniej marzeniom nie sprzyjającej. Uczynił głównym bohaterem starego właściciela teatrzyku, drewnianej budy na kółkach, która jeździ po Londynie i wystawia nikogo nie interesujący spektakl. Jednocześnie czyni go najpotężniejszym i być może najstarszym człowiekiem na świecie. Ów człowiek ma również córkę, piękną jak modelka. Lecz cóż, kiedy wszystko, co ma, zawdzięcza paktowi z diabłem. A diabeł chce, żeby mu za to zapłacić…
Na czym w tym wszystkim polega rola Heatha Ledgera nie zdradzę, warto rzec tylko, że jest niejednoznaczna. Niejednoznaczność ową podkreśla tym bardziej trzech innych aktorów, wcielających się w tą samą postać: Johnny Depp, Colin Farrell i Jude Law. Czterech więc w tej samej roli – efekt tego zabiegu jest bardzo interesujący. Tak jak w niedawnym „I’m Not There”, gdzie w Boba Dylana wcielało się sześć osób, tak tutaj tworzy się zagmatwany portret człowieka o wielu osobowościach, z których nie wszystkie są kompatybilne.
Terry Gilliam w swoich kolejnych filmach nie szczędzi krytyki współczesnym sobie. Ma, jak się zdaje, najgorsze zdanie o dzisiejszych czasach. Tak też i ten film to, jak się może wydawać, wołanie o opamiętanie. To nie przypadek, że Parnassus, dawny wielki kapłan, dziś musi udawać wędrownego kuglarza. I że jedynymi postaciami, które się nim interesują, są diabeł, wyrzutki i dzieci. Jednak Gilliam tak zwanym dzisiejszym czasom, według niego szarym i nieciekawym, przeciwstawia nie religię, ale wspomnianą już wyobraźnię. Jego film, jak zawsze, pełen jest ekstrawaganckich wizji, tworzących się w głowach ludzi obrazów, fantastycznych widoków. To one są ciekawe, nie realny świat. W zasadzie Gilliam opowiada bajkę. Piękną historię, w której sprawiedliwość zwycięża, a zło zostaje ukarane, lecz bez gwarancji happy endu. W końcu takie bajki są najlepsze: w swojej wymowie gorzkie i mądre.



Tytuł: Parnassus
Tytuł oryginalny: The Imaginarium of Doctor Parnassus
Reżyseria: Terry Gilliam
Zdjęcia: Nicola Pecorini
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: Francja, Kanada, Wielka Brytania
Dystrybutor (kino): Gutek Film
Data premiery: 8 stycznia 2010
Czas projekcji: 122 min.
WWW: Strona
Gatunek: przygodowy
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

115
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.