powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

66 najlepszych polskich nagrań 2009 roku
ciąg dalszy z poprzedniej strony
22. ParisTetris „Golem” (z albumu „ParisTetris” wyd. Lado ABC)
Nie jest to piosenka reprezentatywna, bo i album jest kompletnie zwariowany. Nic dziwnego- spotykają się na nim trzy osobowości – pianista Marcin Masecki, multinstrumentalista Macio Moretti i wokalistka Candelaria Saenz Valiente. Wystarczyło jednak pierwsze przesłuchanie, by nie móc uwolnić się od tej urokliwej, pełnej ironii ballady o pani golemowej, co lubi zrywać kwiatki. Już samo wyobrażenie sobie sytuacji może wywołać uśmiech. Tym szerszy, że Candi śpiewa tak lekko i słodko, jakby bohaterką tekstu nie była gliniana kobieta – kolos, a wróżka o skrzydłach motyla. Warstwa muzyczna też robi swoje. Zwłaszcza demoniczne organy na koniec. Niby bzdurka, miniatura, a jednak ma w sobie coś. Pierwszy, miły krok w krainę wizjonerskiej awangardy.
21. Kucz/Kulka „Recurring” (z albumu „Sleepwalk”, wyd. Jazzboy )
Lunatyczna, silnie oddziaływujaca na wyobraźnię muzyka nagrana przez Konrada Kucza, Bogdana Kondrackiego i Gabę Kulkę zachwyca retro klimatem. Na krążku „Sleepwalk” nie brak świetnych numerów, ale „Recurring” ma w sobie podwójną magię. Mroczna, niepokojąca opowieść o sekretach, tajemniczych spotkaniach na jawie ale i w krainie Morfeusza, bardzo zgrabnie spisana i świetnie wyśpiewana przez Gabrysię, znajduje doskonałe odzwierciedlenie w kompozycji. Całość jest bardzo filmowa, ale raczej w klimacie europejskiego kina moralnego niepokoju, ewentualnie obrazów Davida Lyncha. Choć wydźwięk nie jest optymistyczny, aż chce się śnić ten sen każdej nocy.
20. Kult „My chcemy trzymać w garści świat” (z albumu „Hurra!”, wyd. SP Records)
„My mamy czas, aby próbować jeszcze raz” i „Nie mamy osiemnastu lat, my chcemy trzymać co się da” – te dwa cytaty wiele mówią nie tylko o utworze „My chcemy trzymać w garści świat”, ale również o „Hurra!”, ostatniej płycie Kultu. Chwytliwa, z miejsca obezwładniająca piosenka – nie traktat filozoficzny, nie poemat dygresyjny, nie interpretacja wiersza, nie kawałek próby czy koncertu, a piosenka właśnie. Staszewski zabawnie przeciąga głoski i bawi się z rytmem, gitara w tle warczy niczym poirytowany, mijany pies, dęciaki dodają całości bardzo dużo wigoru. Kawałek zadziorny jak punk, skoczny jak ska, bezczelny jak hip-hop, nonszalancki jak Kazik w najlepszych solowych dokonaniach. I mimo tego od razu wiemy, że to Kult właśnie.
19. GrubSon „Nie nie nie” (z albumu „O.R.S”, wyd MaxFloRec)
Nie da się ukryć „Na szczycie” wpada w ucho bardziej. Może nawet za bardzo jak na kawałek artysty legitymującego się hip-hopowo-dancehallowymi korzeniami. Tymczasem „Nie nie nie” to sampel wyszarpnięty chyba z nagrania pamiętającego czasy swingu, prawie dysonansowy. Gdy zestawimy z nim głuchą perkusję i zachrypniętą, szybką nawijkę GrubSona i wersy w stylu „Ludzie giną, umierają, ale nie wyrastają jak wodorosty / Zabójcy, pedofile w piekle usmażą się jak tosty” robi się ciekawie. Jako, że rybnicki artysta wyraźnie nie lubi nudy, na koniec serwuje jeszcze breakbeatową końcówkę. Takich protest songów do tej pory nie mieliśmy. Warto dodać, że „O.R.S” okryło się złotem. Zasłużonym.
18. Plazmatikon „Salomea” (z albumu „Klezmatikon”, wyd. eReM Nagrania)
Są wśród młodych muzyków alternatywnych tacy, którzy z powodzeniem odbrązawiają i uwspółcześniają muzykę żydowską, a Plazmatikon znalazł zupełnie nowy sposób. Co ciekawe, artyści skorzystali ze starych technologii, bowiem na skonstruowanych w demoludach instrumentach elektronicznych stworzyli brzmieniowy szkielet kolejnych kompozycji. W piosence „Salomea” udało im się chyba pokazać pełnię możliwości swoich zabytkowych syntezatorów. Przy tym całość wzbogacili o piękną melodię, która raz brzmi jak wygrana na strunach skrzypiec, innym razem gitary elektrycznej, do tego gdzieś na trzecim planie pobrzmiewają cymbałki. Jest trochę kontemplacji i melancholii, ale wszystko zagrane z takim przytupem, że i zatańczyć można. Tu piękna przeszłość spotyka świetlaną przyszłość, a – nawiązując do tytułu albumu nagranego przez Nigela Kennedyego z kwartetem klezmerskim Kroke – wschód znów spotyka wschód.
17. Spięty „Czar ma karma” (z albumu „Antyszanty”, wyd. OpenSources/Antena Krzyku)
Oto, co by było, gdyby marynarze mogli zabrać w rejs nie harmonijkę ustną, a syntezator. I zamiast wypływać na fale oceanu, żeglowaliby po odmętach cyberświata. „Czar ma karma” jest mrocznym, gęstym utworem, w którym nawet pulsujący, esencjonalny bas zostaje przytłumiony tak, by brzmiał jak wołanie spod pokładu. Dodane do niego pełne brudu dźwięki klawiszy przywodzące na myśl czasy Commodore 64 i perkusja zza światów potęgują niepokojacy klimat. A sam Spięty bawi się słowem, wygina przeplata, przestawia, ale nie gubi sensu. Ta karma, choc może nie jest dobra, zdecydowanie ma czar.
16. Michał Rudaś „Wracaj Już” (z albumu „Shuruvath”, wyd. MyPlace)
Wyclef Jean ma na jednej z płyt kawałek „Hollywood Meets Bollywood”. I takie spotkanie można zrozumieć. Ale gdzie Warszawa, a gdzie Bombaj? Tym większy szacunek należy się Michałowi Rudasiowi, że udało mu się połączyć dwa zupełnie odmienne sposoby myślenia o wokalu i pchnąć słowiański język w stronę egzotycznej, indyjskiej melodii słowa. Jak to zrobił i ile godzin śpiewania go to kosztowało? Chciałbym wiedzieć. Grunt, że most zarzucono bardzo starannie. Konstrukcja europejskiej popowej piosenki łączy się z brzmieniem tabli, bhangra dhol, sarangi, sitaru, kajonu. Swojski wyraz tęsknoty ubrano w rozdmuchane, przesadzone metafory – niebo płaczące monsunem, popękane, wyszuszone czekaniem usta. I udało się! „Wracaj już” to kapitalny numer.
15. Sidney Polak i Kasia Nosowska „Mary & Jerry” ( z albumu „Cyfrowy styl życia”, wyd. EMI)
Nie ma się co nabijać, z tego, że Polak jest jednym z najstarszych nastolatków w Polsce, skoro wychodzi z tego wiele dobrych pomysłów i absolutnie wyzbytych pretensji numerów. Artysta przyzwyczaił nas do popowych w duchu eksperymentów z reggae, popem, hip-hopem. W rejony szant i country jednak się nie zapuszczał. Teraz tam właśnie polazł i – nie do wiary – namówił na wycieczkę Kasię Nosowską. Efekt ich pracy, każe odkurzyć słowa takie jak „filuterny” czy „fikuśny”, ale też jest to błyskotliwy kawałek muzyki sowicie podlanej alkoholem i humorem. Łatwy do śpiewania, z nonszalancją wyprodukowany numer podtrzyma tempo rozpędzonego sylwestra.
14. L.U.C. „Do roboty już bez IQ” (z albumu „39/89 Zrozumieć Polskę”, wyd. EMI)
Może nie jest to najbardziej wstrząsająca piosenka z tego krążka, bo przemówienia Starzyńskiego czy Becka wzmocnione przez industrialny triphopowy podkład nie jednego przyprawiłyby o dreszcze, ale akurat ona pokazuje jak świeżo może brzmieć kolaż archiwalnych nagrań, gdy tworzą go sprawni artyści- wizjonerzy. L.U.C. wspierany przez Dawida Szczęsnego za gramofonem stworzył muzyczny majstersztyk – mamy tu peerelowski entuzjazm propagandowych piosenek, zaangażowane społecznie monologi komentatorów telewizyjnych, populistyczne przemówienia poskładane w zabawną całość przez zdolnego turntablistę. Instrumentalny hip-hop zostaje zaś wzbogacony o agresywnie warczące gitarowe riffy. Czy może być atrakcyjniejsza forma opowiadania o naszej historii?
13. Kapela Ze Wsi Warszawa i Tomasz Kukurba „Półtorej godziny” (z albumu „Infinity”, wyd. Kayax)
Folk to oddech, to nieśmiertlene melodie, to niekończące się źródło inspiracji, z którego większość artystów wcześniej czy później zaczyna pić. Nowofolkowa Kapela Ze Wsi Warszawa gra tak, że największy przeciwnik nie zdoła wepchnąć jej do skansenu. W niesamowitej, smyczkowej aranżacji „Półtorej godziny” jest więcej napięcia, niż w kawałkach Apocalyptici. Jest w tym zapewne zasługa Tomasza Kukurby z Kroke. Numer niepokojąco narasta, ale nie boimy się wzruszeni i oczarowani swojskim wokalem – o jego kunszcie przekonają was dopiero próby powtórzenia go samemu. „Półtorej godziny” zabierze wszystkich mieszczuchów bardzo daleko, w inny czas i inny wymiar.
12. O.S.T.R. „Po drodze do nieba” (z albumu „O.C.B.”, wyd. Asfalt Records)
Niby przyspieszona wokalna próbka w refrenie to coś co przerabialiśmy milion razy. Podobnie z sytuacją, kiedy wpuszczony z gramofonów fragment wokalu staje się częścią tekstu. Ale O.S.T.R. dodał dobrą perkusję, wszystko dopracował i polepił tak dobrze, że „Po drodze do nieba” okazało się strzałem w dziesiątkę i jednym z lepiej wybranych singli w jego karierze. Taki zamysł zmusza też Ostrowskiego do dużej dyscpliny myślowej – żadnych kolaży poskładanych z ujaranych dygresji i zinterpretowanych post factum. A dwuwers „Powiedz komu dałeś władzę, tajnym służbom? Czy nie widzisz, że te służby w sposób jawny się kurwią?” powinniśmy malować od szablonu na miejskich murach.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

242
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.