powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (XCIII)
styczeń-luty 2010

Dukaj napisał książkę dziwną
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Z drugiej jednak strony muszę głównonurtowym krytykom wrzucić kamyczek do ogródka, bo choć od czasu „Lodu” zaczęli Dukaja czytać i doceniać, to wciąż mam wrażenie, że większość z nich robi to bardzo powierzchownie. Czytam sobie różne recenzje „Wrońca” w prasie i wciąż widzę to samo: stan wojenny po raz pierwszy bez martyrologii i w baśniowej formie, wielka wyobraźnia, słowotwórcze nowatorstwo, wspaniałe ilustracje i tak dalej. Owszem, wszystko to prawda, tylko jakoś nikt się nie chce pochylić nad jedną z najważniejszych rzeczy, a mianowicie nad zakończeniem, które chyba zgodnie uważamy za jeden z najmocniejszych punktów tej książki (pozytywnym wyjątkiem jest Wojciech Orliński, który na swoim blogu dał ostatnio ciekawą próbę analizy).
Artur Chruściel: Nie do końca się z tobą zgadzam, jeżeli chodzi o wartości literackie książek Dukaja, bo ta teza przestaje być słuszna już po „Czarnych oceanach”. Poza tym „Inne pieśni” od „Lodu” różnią się nie elementami, które wymieniasz, ale raczej filozoficzną podbudową. Natomiast co do „Wrońca”, to zgadzamy się chyba przynajmniej w tym, że nic on pod tym względem w twórczości Dukaja nie poprawił, a różnimy oceną, czy poprawa była konieczna. A bez względu na opinie nie ma chyba między nami sporu, że piszącemu o Lemie krytykowi wypada znać nie tylko „Solaris”, ale i „Astronautów”.
I tak doszliśmy do zakończenia. Jak już kilka razy podkreśliłem, mieści się w nim – przynajmniej dla mnie – niemal cała wartość najnowszej książki Dukaja, który jak dotąd w enigmatyczności zakończeń lubił przeszarżować. Natomiast we „Wrońcu” znalazł idealny balans i stworzył puentę, przy której nie trzeba rozgryzać, co w istocie się wydarzyło, ale to zinterpretować. Do tego, co napisał Wojciech Orliński, dołożyć mogę niewiele. Różnimy się o tyle, że dla mnie aspekt uniwersalny puenty „Wrońca” wydaje się ważniejszy od historycznego. Można też bardziej uwypuklić, jak mocno Dukaj w tym zakończeniu odszedł od bajkowej formuły. O ile samo opuszczenie świata baśni i powrót do rzeczywistości jest elementem dla gatunku typowym, to już cena, którą we „Wrońcu” trzeba zapłacić za happy end, typowa nie jest. Tam, gdzie w baśni jest nostalgia za utraconym i statek czekający w Szarej Przystani, u Dukaja znajdujemy niemal duchową kastrację. A cała przewrotność polega na tym, że trudno odrzucić pozytywy tej sytuacji.
No i jest tu oczywiście również aspekt metaliteracki – sytuacja Adasia jest w pewnym sensie również metaforą polskiej literatury o stanie wojennym.
Anna Kańtoch: Można też interpretować „Wrońca” jako bardzo przewrotną „opowieść inicjacyjną”. Zgodnie z tradycjami takiej literatury chłopiec wyrusza w drogę, uczy się radzić sobie z niebezpieczeństwami, mężnieje i pokonuje kolejne potwory, kiedy zaś na koniec staje oko w oko z Największym Złem, postępuje tak, jak powinien postąpić, czyli… zawiera kompromis, taki paskudny, „dorosłożyciowy”, dobrowolnie poświęcając dziecięcą umiejętność życia baśnią i w baśni na rzecz bezpiecznej nijakości oraz nudy świata, w którym zamiast potwora w szafie jest tylko wieszak. Smutne to, ale w procesie dorastania zwyczajnie zdarzyć się musi…
Artur Chruściel: Kompromis i opowieść inicjacyjna to bardzo dobre tropy, ale czy chodzi tylko o dzieciństwo? Wydaje mi się, że Adaś oddaje dużo więcej. Wroniec żąda nie tylko odrzucenia dziecięcego spojrzenia na świat, ale i całego potencjału twórczego, który mógłby zaowocować dorosłym pisarzem Adamem. Jest to więc ofiara nie z dzieciństwa rozumianego dosłownie, lecz z tej części człowieczeństwa, która nie tyle widzi świat w czerni i bieli, co raczej potrafi dostrzec coś więcej niż odcienie szarości. Adaś swoim dorosłym kompromisem ląduje na skali ludzkich postaw dokładnie po przeciwnej stronie niż Rorschach Moore′a. W sensie twórczym krańce te odpowiadają artystycznej impotencji z jednej i ślepej agitacji z drugiej strony. A jak pokazuje i „Wroniec”, i „Strażnicy” są to postawy nie tyle permanentnego błędu, co niezdolności (lub ograniczonej zdolności) do przezwyciężenia własnych ograniczeń.
I Dukaj moim zdaniem wcale nie przesądza o zasadności lub niezasadności takiej ofiary. Nie mamy tu do czynienia z prostą sytuacją, w której na jednej szali wagi leżało pojednanie w rodzinie Adasia, a na drugiej epopeja o stanie wojennym. Tu chodzi o wycięcie ze świadomości pewnej istotnej części spektrum postaw wobec świata. To nie jest tak, że Adaś mógł zostać Macierewiczem lub Michnikiem, Ziemkiewiczem lub Redlińskim, bo wtedy książka Dukaja nie byłaby prawdziwa – tych postaci nam nie brakuje. Jeśli już, to mógłby być Alanem Moore′em właśnie. Bo – i tu bym się z interpretacją Wojciecha Orlińskiego nie zgodził – warunkiem koniecznym arcydzieła nie musi być spełniona apokalipsa.
Jak widać, możliwości interpretacyjne dawane przez „Wrońca” są olbrzymie i jest to niebagatelny atut tej książki. Szkoda tylko, że przestrzeń ta zbudowana jest niemal wyłącznie na ostatnich stronach utworu. A że podczas naszej dyskusji znalazłem jednak dwie paralele pomiędzy „Wrońcem” a wcześniejszymi tekstami Dukaja, skorzystam z nich, aby podsumować, czego mi jednak zabrakło. Otóż zagrał już Dukaj raz z obcym sobie gatunkiem w „Ruchu Generała” i chciałbym, żeby dał tyle z siebie baśni, ile dał fantasy. A mógł dać nie tylko stosownie unowocześniony cyberiadowy sztafaż, ale i filozoficzne dialogi rodem z „Lodu”. Przy wątpliwościach, jakie budzi „Wroniec” jako książka dla dzieci, można się chyba pokusić o wizję „Wrońca” pozostającego baśnią, lecz baśnią dla dorosłych. Zdarzył się również – w przypadku „Katedry” – mariaż tekstu Dukaja z dziełem sztuk wizualnych. Żałuję, że oprawa „Wrońca” nie jest samodzielną, niosącą własne treści interpretacją, lecz dopełnieniem, a niekiedy również elementem dominującym nad tekstem. Po raz pierwszy chyba w przypadku znaczącego utworu tego autora nie mamy do czynienia ze słynną Dukajową techniką spalonej ziemi. Może także dlatego, że „Wroniec” miał być zaproszeniem do dyskusji, a nie dyskusji zamknięciem…
Michał Foerster: Jestem zadowolony, że udało nam się trochę posprzeczać o „Wrońca”, bo dzięki temu widać, że jest to książka niejednoznaczna. Powieść Dukaja można odczytywać na różne sposoby (część z nich udało nam się zarysować) i to chyba największa frajda, jaką daje ta lektura. Nie wiem, czy Sapkowski zajął się mniej poważnym tematem, jak twierdzi Artur, jednak mam wrażenie, że to nie tyle kwestia tematu, co autora. Twórczość zeszłorocznego laureata nagrody im. Kościelskich jest po prostu frapująca – nawet w przypadku bajki. Czego najlepszym dowodem jest nasza dyskusja.
Bardzo spodobało mi się zdanie Artura o Adasiu jako metaforze polskiej literatury. Ja bym je rozszerzył na całą opinię społeczną. Przez ostatnie trzydzieści lat błąkamy się trochę po historii najnowszej, z jednej strony straszeni przez widma z przeszłości (Wrońce i Bubeków), z drugiej natomiast oczarowani błyszczącą Ameryką. Brakuje zaś narracji, która pomogłaby poukładać ten historyczny chaos, brakuje opowieści scalającej rzeczywistość. „Wroniec” z pewnością nie pretenduje do bycia taką opowieścią, jest jednak – mam nadzieję – zwiastunem czegoś nowego w literaturze. A jeśli nawet nie, to i tak warto poń sięgnąć.
Na koniec dowcip z okresu stanu wojennego. Wchodzi milicjant do księgarni, na co zdziwiona sprzedawczyni pyta: – Co, deszcz pada? Dzisiaj, na szczęście, nie ma już milicjantów, natomiast warto zaglądać do książek, bo okazuje się, że literatura może być nie tylko dobra na deszcz, ale także pomocna w zrozumieniu rzeczywistości.
powrót do indeksunastępna strona

99
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.