powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Studnia wstąpienia
Brandon Sanderson
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Mylił się.
Vin zignorowała monety i rzuciła się do przodu. W chwili, gdy OreSeur krzyknął z bólu, kiedy kilkanaście monet przebiło jego skórę, rzuciła kijem w głowę Zrodzonego z Mgły. W chwili, gdy kawał drewna opuścił jej dłoń, jego cień znieruchomiał.
Zrodzony z Mgły uchylił się bez trudu. Ruch ten rozproszył go jednak na tyle, że Vin przebyła dzielącą ich odległość. Musiała atakować szybko – kawałek atium, który połknęła, był mały. Szybko się wy­pali. A wtedy będzie odsłonięta. Jej przeciwnik zyska nad nią całkowitą władzę.
Jej przerażony przeciwnik uniósł sztylet. W tej właśnie chwili skończyło się jego atium.
Vin natychmiast to wykorzystała i uderzyła pięścią. Uniósł rękę, by zablokować jej cios, lecz ona to dostrzegła i zmieniła kierunek ataku. Uderzenie trafiło go w twarz. Wtedy pochwyciła jego szklany sztylet, nim roztrzaskał się o bruk. Stanęła i podcięła nim gardło mężczyzny.
Upadł bezgłośnie na ziemię.
Vin stała, dysząc ciężko, a wokół niej leżeli martwi skrytobójcy. Przez chwilę czuła przepełniającą ją moc. Z atium była niepokonana. Mogła uniknąć każdego ciosu, zabić wroga.
Jej atium się skończyło.
Nagle wszystko zaczęło blaknąć. Znów poczuła ból, zakaszlała. Na całym ciele miała sińce, i to spore. Może nawet popękały jej żebra.
Ale znów zwyciężyła. Z trudem. Co by się stało, gdyby zawiodła? Gdyby nie obserwowała wystarczająco uważnie albo nie walczyła wystarczająco zręcznie?
Elend by zginął.
Vin westchnęła. On wciąż tam był, obserwując ją z dachu. Mimo kilku pościgów w ciągu kilkunastu miesięcy nigdy go nie dogoniła. Pewnej nocy zapędzi go w kąt.
Ale nie tej. Nie miała energii. Właściwie, nawet trochę się bała, że teraz ją zabije.
Ale… – pomyślała. Uratował mnie. Zginęłabym, gdybym za bardzo się zbliżyła do tamtego Zrodzonego z Mgły. Zapaliłby atium, ja bym o tym nie wiedziała i skończyłabym z jego sztyletami w piersi.
Obserwator stał na dachu jeszcze przez kilka chwil – jak zawsze otoczony kłębiącą się mgłą. Później skoczył w mrok. Nie goniła go, musiała się zająć OreSeurem.
Podeszła do niego i się zatrzymała. Jego nijakie ciało – w spodniach i koszuli sługi – zostało obrzucone monetami, krew sączyła się z kilkunastu ran.
Podniósł na nią wzrok.
– Co? – spytał.
– Nie spodziewałam się krwi.
OreSeur parsknął.
– Pewnie nie spodziewałaś się też, że będę czuł ból.
Vin otworzyła usta, lecz nic nie powiedziała. Właściwie, o tym nawet nie pomyślała. Ta istota nie ma prawa mnie ganić, pomyślała ze złością.
Mimo to OreSeur okazał się użyteczny.
– Dziękuję za rzucenie mi fiolki – powiedziała.
– Taki był mój obowiązek, panienko – odparł OreSeur i chrząknął, z trudem opierając się o ścianę domu. – Pan Kelsier powierzył mi obowiązek opieki nad panienką. Jak zawsze służę zgodnie z Kontraktem.
Ach tak. Wszechmocny Kontrakt.
– Możesz iść?
– Z wielkim trudem. Monety złamały kilka kości. Będę potrzebował nowego ciała. Może jeden ze skrytobójców?
Vin się skrzywiła. Spojrzała znów w stronę ciał i na widok rzezi poczuła lekkie mdłości. Zabiła ich, ośmiu mężczyzn, z okrutną skutecznością, której nauczył ją Kelsier.
Tym właśnie jestem, pomyślała. Zabójcą, jak oni. Tak musiało być. Ktoś musiał chronić Elenda.
Jednak na myśl o OreSeurze zjadającym jednego z nich – trawiącym trupa, pozwalającym, by dziwaczne zmysły kandra zapamiętały położenie jego mięśni, skóry i organów wewnętrznych, aby je później odtworzyć – robiło jej się niedobrze.
Spojrzała w bok i ujrzała w oczach OreSeura skrywaną pogardę. Oboje wiedzieli, co ona sądzi o zjadaniu przez niego ciał. Oboje wiedzieli, co on sądzi o jej uprzedzeniu.
– Nie – stwierdziła Vin. – Nie użyjemy tych ciał.
– W takim razie musisz mi znaleźć inne ciało – odparł OreSeur. – Zgodnie z Kontraktem nie mogę zostać zmuszony do zabijania ludzi.
Znów poczuła mdłości. Coś wymyślę, powiedziała sobie w duchu. Jego obecne ciało należało do mordercy i zostało zabrane po egzekucji. Vin trochę się martwiła, że ktoś w mieście go rozpozna.
– Czy uda ci się wrócić do pałacu? – spytała.
– Powoli – odparł OreSeur.
Vin pokiwała głową i zwolniła go, po czym znów spojrzała na trupy. Podejrzewała, że ta noc może się okazać punktem zwrotnym w historii Środkowego Dominium. Ten kawałek atium był jej ostatnim. Kiedy następnym razem zaatakuje ją Zrodzony z Mgły, będzie odsłonięta.
I pewnie zginie równie łatwo, jak Zrodzony z Mgły, którego zabiła tej nocy.
powrót do indeksunastępna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.