Jak wytresować smoka / Fantastyczny Pan Lis / Toy Story 2 Trzy animacje. Pierwsza to – jak przystało na DreamWorks Animations – gigantyczny budżet, znani aktorzy, animacja komputerowa i 3D. Druga choć z równie wielkimi gwiazdami w obsadzie, jest czterokrotnie tańsza bo nakręcona w technice poklatkowej, a do tego ponoć ambitniejsza i zbierająca hurra-optymistyczne recenzje. Obie na podstawie książek dla dzieci. Trzecia to absolutna klasyka od Pixara w odświeżonej trójwymiarowej formie. Co nas kręci, co nas podnieca Nowy Woody Allen – ponoć słaby (Rotten Tomatoes dał filmowi skisłego pomidora). Sama Worthingtona podróży na szczyt gwiazdorstwa ciąg dalszy – po wysokobudżetowych „Avatarze” i „Terminatorze: Ocalenie” kolejna produkcja rozrywkowa napakowana CGI i, teraz już „oczywiście”, trójwymiarem. Decyzja by tę ostatnią nowinkę wprowadzić tuż przed premierą filmu nie wróży najlepiej, podobnie jak zwiastuny pokazujące jedynie chaotyczną akcję. Chciałbym się miło zaskoczyć, ale podejrzewam, że fabularnie będzie to kupa, a o klimacie cechującym pierwowzór z lat 80-tych (swoją drogą również z genialnymi efektami specjalnymi, tyle, że w postaci animacji poklatkowej) możemy w ogóle zapomnieć. Każdy myśli swoje / Ja, też! / Kochałem ją / Dobre serce / Śmierć w Wenecji W obrębie dwóch tygodni do kin wchodzi pięć „ambitnych” filmów (nawet jeśli jeden z nich jest dramatem z elementami komedii…), w tym jeden klasyk sprzed 40 lat. Manana, Vivarto, Nowe Horyzonty, Gutek i znowu Vivarto – Szwecja, Hiszpania, Belgia, Islandia, Włochy. Wielokrotny orgazm dla miłośników „kina wysokiego” gwarantowany. Upadły, uzależniony od alkoholu piosenkarz country stara się podźwignąć po tym jak poznaje młodszą od siebie kobietę. Dramatycznie, wzruszająco i zapewne na wysokim poziomie – wysokie noty krytyków i deszcz nagród dla grającego główną rolę Jeffa Bridgesa (na Oscara jeszcze czeka). Tylko ta fabuła coś za bardzo przypomina „Zapaśnika”… Człowiek, który gapił się na kozy Świetna obsada, która daje z siebie dużo (Clooney przebija Pitta i siebie samego z „Burn After Reading” razem wziętych), ale nie na tyle by przesłonić niedopracowany scenariusz i reżyserską niemożność zapanowania nad historią. I wbrew pozorom oraz książkowemu pierwowzorowi raczej komediowa farsa niż zjadliwa satyra uderzająca w kogokolwiek. Więcej w recenzji. O dziwo film nie załapał się na nominację do Oscara nawet przy rozszerzonej liście, choć wydaje się skrojony idealnie pod gusta akademii, a do tego – mimo banalności podejścia do ważkiego tematu i miejscami przesadnego patosu – jest zaskakująco dobry. Na pocieszenie nominacje dla Matta Damona (chyba tylko dla zasady) i Morgana Freemana (jak najbardziej zasłużenie). Jednym słowem: warto. Shah Rukh Khan w Ameryce, a w Indiach protesty i ataki nacjonalistów na kino. O dziwo nie dlatego (czy może nie przede wszystkim dlatego), że ten indyjski dramat traktuje o miłości rozkwitającej na emigracji pomiędzy potomkiem Hindusów, a Pakistańczyków. Wątek drugi to rozliczenie śniadych Amerykanów z niechęcią reszty krajanów po 11 września. Kontrowersyjny i mega-brutalny meta-komiks (postacie zaczytują się w przygodach Batmana czy Supermana) dwóch tuzów obrazkowej sztuki, przeniesiony na ekran. Sądząc po zwiastunie dość wiernie. Kino rodzime: raz dramat psychologiczny o problemach rodzinnych, a drugi raz komedia, o dziwo nie romantyczna tylko obyczajowa i to z elementami dramatu. Wall Street: Pieniądz nie śpi W końcu musiało to nastąpić: wstrząsający Ameryką i całym światem kryzys ekonomiczny przez wielu czarnowidzów obwołany już na dzień dobry największym od 80 lat musiał znaleźć oddźwięk na ekranie. Czy mógł być dla niego lepszy nośnik niż powrót do kultowego filmu rozliczającego się w latach 80-tych z okresem finansowego boomu i umocnieniem legendy Wall Street? Znów Oliver Stone za kamerą, znów młody gwiazdor (Shia LaBeouf za Charliego Sheena) i znów wyrazisty czarny charakter. Może być ciekawie, choć mocno obawiam się wtórności. Humor, akcja i zakręcony romans czyli powtórka z „Ptaszka na uwięzi”. Tym razem zamiast Goldie Hawn i Kurta Russela – Jennifer Aniston i Gerard Butler. Jeśli pójdą w ślady swoich poprzedników (niezorientowanym przypominam: Hawn i Russel to małżeństwo) szykuje się niezła plotkarska sensacja. Bardzo ciekawie zapowiadającej się fabule (zakochana w śmiertelniku syrena i dotykający ich ostracyzm nadmorskiej społeczności) Neila Jordana, specjalisty od nietypowych historii miłosnych („Wywiad z wampirem”) w frekwencyjnym sukcesie pomogą czynniki pozaekranowe. W końcu to dzięki temu filmowi Colin Farrell chrzcił swojego pierworodnego w Krakowie, a nasza eksportowa gwiazdka z Zakopanego wkroczyła na salony Hollywood. Dobry reżyser, powrót Mela Gibsona do roli twardego policjanta i oparcie fabuły na znakomicie ocenianym serialu sprzed ćwierć wieku (który zresztą też reżyserował Martin Campbell) – a jednak pierwsze recenzje mieszane. Mieszane uczucia budzi też zwiastun, w którym – wydaje się – zbyt wiele jest z thrillera akcji, a z mało z klasycznego dreszczowca z tajemnicą jakim był serial. Genialny Robert Downey Jr., który jak widać po „Sherlocku Holmesie” formy nie stracił (a na pewno nie wypadł z roli Tony’ego Starka) i nie jeden, a kilkoro nowych superbohaterów, z którymi zmierzyć (lub sprzymierzyć) się musi Iron Man. Jon Favreau nie musi kombinować – a jest to wręcz niewskazane – wystarczy, że w nieco innej otoczce fabularnej sprzeda to samo co w pierwszej części, a może spokojnie celować w tytuł najlepszego rozrywkowego filmu roku. |