powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Autor
Qui-Gon rzuca zaklęcie Przyzywania Większej Ryby
„Darths and Droids” to komiks zrobiony z filmowych kadrów, przedstawiający akcję „Mrocznego widma” i „Ataku klonów” jako efekt sesji RPG. Tytuł nieprzypadkowo nawiązuje do systemu „Dungeons and Dragons”, bo zachowania graczy grających postaciami Qui-Gona i Obi-Wana są bardzo… cóż, dedekowe.
Ukazujący się od 2007 roku komiks sieciowy „Darths and Droids” opiera się na prostym pomyśle: jak wyglądałaby akcja kolejnych epizodów „Gwiezdnych wojen”, gdyby była wynikiem sesji RPG prowadzonej przez niezbyt rygorystycznie nastawionego mistrza? W dodatku w świecie, gdzie filmy Lucasa nigdy nie powstały i w związku z tym wszystkie starwarsowe elementy, takie jak miecze świetlne czy Moc, są na bieżąco wymyślane przez Mistrza Gry oraz jego kreatywnych graczy. Ponieważ nie ma „Mrocznego widma”, nie ma też powodu, dla którego Qui-Gon i Obi-Wan (a także inne postaci, na przykład Darth Maul) miałyby dokładnie takie same charaktery jak w filmie. Skutkuje to dość… specyficznymi zachowaniami, które nieźle podsumowuje scena, gdzie na pytanie Anakina „Czy jesteś rycerzem Jedi? Masz miecz świetlny” Qui-Gon odpowiada (kanonicznie): „A może zabiłem jakiegoś Jedi i zabrałem jego broń?”. Padme komentuje: „To by wiele wyjaśniało. Mogę zobaczyć twoje dokumenty?”
Komiks bardzo celnie pokazuje typowe zachowania graczy wychowanych na systemach o lochach i smokach: Qui-Gon wciąż szuka skarbów i chce mieć jak najwięcej broni, R2D2 dopytuje się o punkty doświadczenia, a kiedy mistrz gry rzuca kostką i coś potajemnie notuje, wszystkie postaci rzucają się do ucieczki. Mistrz gry (z wypowiedziami w bladożółtych dymkach) jest zresztą w tym komiksie narażony na ciągłe frustracje, kiedy lekkomyślni gracze rujnują jego wspaniałe pomysły scenograficzne („Miasto Gungan jest pod wodą.” „Pod wodą?!? Tydzień mi zajęło wykonanie mapy powierzchni tej planety!”), zapominają o głównym queście albo zabijają ważnych dla akcji NPC-ów. Komentarze autorów pod planszami interesująco rozwijają te zagadnienia, a często również wyjaśniają użyte w tekście pojęcia, niekoniecznie te erpegowe, jak na przykład Reguła Pięciu Sekund.
Twórcy „Darthów i droidów” nie mają litości nie tylko dla specyfiki gier RPG – jak prowadzenie dyskusji z wstrzymanym oddechem lub długich narad w trakcie brawurowej walki na miecze – ale także dla luk logicznych popełnionych przez samego Lucasa. Zarówno postaci w komiksie jak i autorzy pod komiksem roztrząsają geologię Naboo, sens dziękowania robotowi za wykonanie naprawy, zasady działania pól siłowych czy umieszczenie głównego reaktora energetycznego tuż przy królewskim pałacu, dochodząc zwykle do wniosku, że niewiele w tym logiki.
Humor komiksu opiera się, rzecz jasna, głównie na zderzaniu rzeczywistości growej z filmową. Szczególnie spodobało mi się wyjaśnienie, skąd się wziął Jar Jar: otóż jeden z graczy przyprowadził na sesję młodszą siostrzyczkę, którą musiał się opiekować, i mistrz gry stworzył jej postać, żeby się nie nudziła (wygląd i zachowanie wymyśliła sama). Oprócz tego pojawia się humor słowny: Qui-Gon wciąż przekręca nazwy własne (Jedi – Cheddar, Coruscant – Croissant, Amidala – Armadillo itp.) oraz stara się wytłumaczyć znaczenie wszystkich pojawiających się wyrazów („It’s controlled by the Hutts.” „Hutts?” „Big scary cottages”).
„Darths and Droids” niewątpliwie spodoba się fanom „Gwiezdnych wojen” – jeśli tylko mają jakie-takie pojęcie o zjawisku RPG.
powrót do indeksunastępna strona

143
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.