Czasem odnoszę wrażenie, że żyję w zaścianku cywilizowanego Świata, który z jednej strony tęsknie wygląda wszystkiego, co nowoczesne, z drugiej – traktuje swoich bardziej rozwiniętych sąsiadów z komiczną wręcz dezynwolturą. Wchodząc na popkulturowy portal, liczyłem na przynajmniej próbę zmierzenia się z fenomenem „Avatara”, jednak po przeczytaniu tetrycznych notek odszedłem od komputera zażenowany.  | ‹Avatar›
|
Nawet ci, którzy dawali filmowi maksymalne noty, czuli się w obowiązku publicznie ze swojej oceny wytłumaczyć, wszak „takie to ładne, ale głupie”. Jedynie Konrad Wągrowski wybronił się zgrabnym unikiem, nie pisząc przy okazji ani słowa o biuście głównej bohaterki 1). Niestety, w naszym kraju przez lata ton recenzjom nadawali inteligenci bez teki, przez co akcentowany na każdym kroku sztywny podział na kino rozrywkowe i to „ambitne” jest wciąż kanoniczny. Nasi recenzenci, jak zauważyli panowie Dobry i Wągrowski – mają z „Avatarem” problem. Problem absurdalny, bo nigdzie indziej niewystępujący 2) – filmoznawcy renomowanych zachodnich gazet i portali z nakreśleniem warstw interpretacyjnych filmu kłopotów jakoś nie mieli. Dlatego od razu zaznaczam – ten przyczynek do analizy dzieła Camerona niczym odkrywczym nie jest, na pewno nie wyczerpuje też tematu 3). James Cameron wielkim twórcą filmowym jest… …ponieważ nie oddziela warstwy wizualnej i narracyjnej – one w jego filmach są jednym, wzajemnie się uzupełniają, nie dominując nad sobą. I tu pojawiają się pierwsze schody dla naszych „wannabe” intelektualistów – oddzielne rozpatrywanie fabuły i warstwy technicznej nie prowadzi do niczego, jest równie sensowne jak próba analizy dymków komiksowych w oderwaniu od plansz 4). Kiedy Cameron chce przekazać lęk przed nuklearnym holokaustem, odwołuje się do halucynacji znerwicowanej Sary Connor, zmieniających plac zabaw w hekatombę. Kiedy przedstawia w „Titanicu” młodzieńczą namiętność dwójki bohaterów, czyni to za pomocą słynnej sceny z ręką na szybie samochodowej. Proste? Nie, takie się tylko wydaje dzięki talentowi genialnego reżysera. „Avatar” to film publicystyczny Możecie przestać się śmiać. Kluczową sceną „Avatara”, momentem metamorfozy bohaterów oraz nośnikiem przesłania filmu jest destrukcja Drzewa Domowego ludu Omaticaya. Tu właśnie w pełni objawia się talent Camerona: eksplozje, zamiast pretekstem do głupawej sceny akcji, stają się tylko tłem dla tragedii przerażonych Na’vi, bezsilnych wobec technologicznej przewagi wroga, mogących tylko bezradnie obserwować jak ich dom, miejsce, wokół którego rozgrywało się całe ich dotychczasowe życie, zostaje zrównany z ziemią. Widok kobiet opłakujących zabitych, obraz pustych oczu uchodźców – przywołały z zakamarków mojej pamięci migawki z Iraku i Palestyny, widok bezimiennej kobiety w czarczafie opłakującej syna. Oddajmy tu jednak głos samemu reżyserowi 5): „We know what it feels like to launch the missiles. We don’t know what it feels like for them to land on our home soil, not in America. I think there’s a moral responsibility to understand that.” „That’s not what the movie’s about – that’s only a minor part of it. For me it feels consistent only in a very generalised theme of us looking at ourselves as human beings in a technical society with all its skills, part of which is the ability to do mechanised warfare, part of which is the ability to do warfare at a distance, at a remove, which seems to make it morally easier to deal with, but it’s not.” To nie jest tylko prosta krytyka J.W. B. Jr – to krytyka technokratycznej wojny, ukazanie perfekcyjnie przeprowadzonych operacji wojskowych w Zatoce Perskiej, Jugosławii czy Iraku od strony tych, którzy mieli pecha znaleźć się po niewłaściwej stronie wojennej machiny. To właśnie pełna kontrola reżysera nad środkami technicznymi sprawia, że scena wywiera odpowiedni wpływ – a że wywiera wiem na pewno, ponieważ obserwowałem reakcje widowni podczas kolejnego seansu. Fakt, że mamy tu do czynienia z filmem science-fiction (lub – jak kto woli – science-fantasy) dodaje obrazowi uniwersalności – szczerze wątpię, aby ktokolwiek przed premierą mógł przewidzieć demonstrację Palestyńczyków przebranych za Na’vi 6). To właśnie siła dobrej kinematografii – siła obrazu, zdolna przekraczać bariery językowe i kulturowe. Obraz wart tysiąca słów? „Avatar” jest filmem bezkompromisowym Śmiech to zdrowie, więc mam nadzieję że doceniacie, co dla was robię… Cameron nie ma kompleksów jako reżyser SF. Nie boi się stygmatu kina popularnego. I tu pojawia się dla naszych biednych, wiercących się w fotelach kinowych intelektualistów kolejny problem. Reżyser nie puszcza oka, nie „bawi się konwencją”, nie wrzuca symboli ani nie szuka nawiązań. Doskonale wie, czym są toposy. Wie, że istnieją, ponieważ poruszają konkretne struny naszej duszy i ze śmiertelną powagą, z dbałością o detale wygrywa nam na nich koncert. Szukając literackiego porównania – nie jest Sapkowskim, jest Tolkienem. To dla krytyka made in Poland stanowczo za dużo. Cała ta sytuacja przypomina mi Gustawa Holoubka broniącego się przed zajadłą krytyką swoich adaptacji cytatem ze Słowackiego 7): „Ja bardzo lubię sławę popularną, Lękam się bardzo wymuskanej sławy;” U nas fakt mówienia językiem zrozumiałym dla kinowego motłochu jest jednak grzechem śmiertelnym dla strażników dobrego gustu i artystycznej ambicji. Dramatis personae , czyli gdzie są i po co są Archetypy. „Avatar”, jeżeli patrzeć na jego możliwe warstwy interpretacyjne – ma trzy pierwszoplanowe postacie. Pod względem ważności mamy więc kolejno: Ekosystem Pandory – który jest głównym bohaterem filmu. To on przyciąga, on oszałamia widza, o niego toczy się walka między obiema stronami konfliktu. Oscarowa rola (nie wiem, czy od kogoś powyższego zdania nie zapożyczyłem). Czy mamy tu do czynienia już z panteizmem? Myślę, że nie – Eywa jest raczej rozwinięciem idei „Gai – żyjącej planety” („Hipoteza Gai” Jamesa Lovelocka, swego czasu bardzo popularna w pewnych kręgach) – ekosystemu jako osobnego organizmu, z tym, że w tym przypadku obdarzonego samoświadomością. Jake Sully – zacznijmy od tego, że jest to postać zbliżona do Nathana Algrena z „Ostatniego Samuraja” 8). Weteran, który stracił poczucie wspólnoty i cel, jaką dawała mu przynależność do Marines. Nie jest „głuptasem”, jak to określił jeden z recenzentów, jest Jarheadem. Jest byłym Marine, 1st Recon – w kulturze wojskowej USA to coś więcej niż tylko linia w CV. Dlatego początkowo to właśnie Quaritch jest dla niego naturalnym punktem odniesienia. Jednak – podobnie jak w filmie Zwicka – dopiero wśród wrogów znajduje to, co utracił na Ziemi: miłość, cel, poczucie wspólnoty i proste zasady. Stopniowa przemiana Sully’ego z trepa w łowcę Omaticaya, a później wojownika-symbol Na’vi (na pewno nie męża stanu) jest ilustrowana przez reżysera za pomocą zmian w wyglądzie bohatera – po co w filmie, który skrócono o blisko czterdzieści minut (o kilka za dużo, o czym później) z pozoru nieistotna scena golenia kilkutygodniowego zarostu? Dodatkowym rysem psychologicznym jest zmieniający się z czasem stosunek Jake’a do własnego kalectwa. Na osobną wzmiankę zasługuje motyw snu, przewijający się przez film od pierwszej, aż do ostatniej sceny – wedle reżysera Na’vi przedstawiają lepszą część naszej świadomości 9), stąd zawieszenie bohatera między dwoma ciałami można odczytać też jako dualizm ludzkiej egzystencji – między tym, czym jesteśmy a tym, czym chcielibyśmy być (ewentualnie – tym, w jaki sposób siebie postrzegamy). Dr. Grace Augustine – jak twierdzi Sigourney Weaver – alter ego Camerona. Niestety, wśród wyciętych w montażu scen jest ta, która nadaje prawdziwą głębię tej postaci 10), tłumacząc jej początkową niechęć do Sully’ego, związki z Neytiri oraz przyczyny zamknięcia szkoły. Co więcej – dopiero w niej Grace pokazuje swój rzeczywisty stosunek do sytuacji na Pandorze, fatalistyczne przekonanie o nieuchronności konfliktu, w niej ostrzega Jake’a przed emocjonalnym zaangażowaniem, chcąc ochronić go przed bólem który stał się jej udziałem. Wszystko to zostało w filmie wyłącznie lekko zasugerowane (rozmowa z Selfridgem, zdjęcia na lodówce, reakcja na romans Sully’ego z Neytiri). Będę szczery – jeżeli ta scena nie znajdzie się w wersji reżyserskiej, będę na Camerona bardzo zły. Pal licho fabułę – to o Sigourney Weaver tu chodzi. Kolejne dwie postacie – Miles Quaritch i Parker Selfridge – są jedynie personifikacjami odpowiednio: konfrontacyjnej polityki Neokonów oraz współczesnej polityki (również w wydaniu korporacyjnym), ważącej na jednej szali zyski finansowe, na drugiej PR-owe straty 11). Obrazują raczej przerysowaną mentalność, niż są istotami ludzkimi z krwi i kości. Tak, to jest film USA-centryczny, niemniej główne przesłanie pozostaje uniwersalne. Reszta postaci to archetypy (może za wyjątkiem Neytiri, która jest głównym nośnikiem para-ekologicznych przemyśleń autora 12)), wszystkie zarysowane jedynie przy użyciu kilku scen, wszystkie do końca wierne swoim pierwowzorom 13). O „Avatarze” można pisać dużo. Bardzo dużo. Sygnały płynące ze Świata nie pozostawiają jednak złudzeń – film uderzył w masową wyobraźnię z siłą bomby termojądrowej, a na efekty trzeba będzie poczekać do opadnięcia fali uderzeniowej. Na pewno na wzór „Gwiezdnych Wojen”, czy też „Neon Genesis Evangelion” „Avatar” stworzy osobną podgałąź przemysłu rozrywkowego, na pewno jego wpływ na kulturę popularną będzie można obserwować w następnych pokoleniach twórców. Być może czeka nas boom klasycznego kina SF (na co osobiście bardzo liczę). Jedno, co nie ulega wątpliwości – ewentualni naśladowcy mają przed sobą nie lada wyzwanie: „Avatar” postawił poprzeczkę niesamowicie wysoko. Na krytyczne docenienie w naszym grajdole film będzie musiał poczekać na pierwszych rodzimych recenzentów nie skażonych mentalnie PRL-em (co przykre, mam tu na myśli również własne pokolenie dwudziestoparolatków), grających w te same gry, wychowanych na tych samych filmach co ich zachodni rówieśnicy, wyleczonych z mesjanistycznych urojeń. Tekst można traktować jako nerwową reakcję fana (fanboya?) filmu Camerona na niezasłużoną (jego zdaniem) krytykę. Można podejść do niego jako do hołdu dla geniuszu kreacyjnego i narracyjnego od kogoś, kto ze sztuką ma związek bardzo bliski, wręcz intymny. Na koniec – można ją też odebrać jako próbę wytknięcia kompletnej ignorancji większości polskich krytyków (i tych zawodowych, i tych czysto hobbystycznych) w kwestiach związanych z popkulturą. Od razu zaznaczam, że wszystkie trzy interpretacje są poprawne. Dobór proporcji zostawiam czytelnikom… 1) Co mnie specjalnie nie dziwi, ponieważ jest to jedyny wśród obecnych autor „Esensji” którego jestem w gotów czytać nawet, gdyby artykuł dotyczył testów porównawczych najnowszych gładzi szpachlowych. 2) Aż chce się tutaj zacytować Kisielewskiego: „Socjalizm to ustrój, który dzielnie walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju.” Pewien ślad mentalny jak widać został, co zrozumiałe. Szkoda, że szkodzi jak widać kolejnym pokoleniom… 3) Bywalcy angielskiej wikipedii nie będą mieli specjalnych problemów z zauważeniem tego faktu. 4) http://www.nytimes.com/2009/12/26/opinion/26sat4.html?_r=1: „„Avatar” has generally won rave reviews, but too many critics have been dividing the movie into the 3-D experience and the plot as if they were unrelated. The remarkable thing about „Avatar” is the degree to which the technology is integral to the story.”5) http://www.theaustralian.com.au/news/arts/war-on-terror-backdrop-to-james-camerons-avatar/story-e6frg8pf-12258092869036) http://www.aolnews.com/world/article/palestinians-use-avatar-to-protest-west-bank-barrier/19356749: „When people around the world who have watched the film see our demonstration and the conditions that provoked it, they will realize that the situations are identical,”7) Lubię uderzać tam, gdzie boli. 8) Zainteresowanych odsyłam do świetnej analizy autorstwa Michała Szczepaniaka w „Esensji” właśnie. 9) http://news.bostonherald.com/track/celebrity/view/20090724james_cameron_wows_comic_con_with_3-d_avatar/ 10) http://www.foxscreenings.com/media/pdf/JamesCameronAVATAR.pdf, str. 66-69. 11) „Jest jedna rzecz, której udziałowcy nienawidzą bardziej od złej prasy. To zły raport kwartalny. ” 12) …którymi się w tym tekście nie zajmuję. Tym niemniej – jako Biblia Pauperum ekologii „Avatar” może faktycznie być pożytecznym. 13) Tłumaczenie przyczyn takiego stanu rzeczy wykracza poza ramy tego artykułu, dziwi mnie jednak, że ktoś nie rozumiejący w ogóle idei eposu bierze się za recenzję czegokolwiek. Tak kompromitujące braki w wykształceniu u „recenzentów” trudno jakoś sensownie skomentować. Podobnie, jak zarzuty dotyczące patosu.
Tytuł: Avatar Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 25 grudnia 2009 Czas projekcji: 150 min. Gatunek: SF |