O swojej nowej książce Olga Tokarczuk mówi: „pastisz thrillera z kryminalnym polotem”. I ma rację – o ile za element pastiszu uznamy naśladowanie wyłącznie nudnych elementów pierwowzorów, za polot zaś – lotność we wciskaniu czytelnikowi słabej literatury. Tylko w takim wypadku „Prowadź swój pług przez kości umarłych” spełnia zamierzenia autorki.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powieść Tokarczuk o wiele bardziej niż związkami z thrillerem czy kryminałem naznaczona jest ogromnym zaangażowaniem proekologicznym, widocznym dosłownie na każdym kroku. Mamy do czynienia ze stopniowaniem zwierzęta – więcej zwierząt – jeszcze więcej zwierząt. Występują one w różnych rolach: jako składnik głównej intrygi, atrybut postaci, tło historii, wreszcie – przedmiot walki głównej bohaterki, Janiny Duszejko. Walki dość topornej, bo korzystającej z nachalnego moralizatorstwa, sprawiającego wrażenie celu samego w sobie. Dochodzi tu do zachwiania proporcji tak dużego, że czytelnik rozumiany jako odbiorca literatury przestaje tu być potrzebny – zamiast niego niezbędny okazuje się ktoś obdarzony duszą wrażliwca, zainteresowany przyrodą i gotowy stawać w jej obronie. Do takiego adresata stara się mówić Tokarczuk, bo tylko ktoś podobnie zorientowany światopoglądowo będzie mógł przełknąć agitkę podaną stylem nieprzystającym do estymy, jaką na polskim rynku cieszy się pisarka. Jedno autorce wyszło znakomicie – Janina Duszejko jest postacią wyrazistą: zafiksowaną obrończynią życia zwierzęcego, korzystającą z dobrodziejstw astrologii, kiedy tylko się da. Okazuje się, że wszystkie zdarzenia można wytłumaczyć odpowiednim ułożeniem planet czy datą urodzin. Duszejko jako wariatka sprawdza się doskonale, nie sprawdza się za to cała intryga – akcja nie ma specjalnie szybkiego tempa, nie wciąga. Odnoszę wrażenie, że Tokarczuk popełniła błąd, nie skupiając się na przepracowywaniu konwencji thrillera, zamiast tego środek ciężkości przenosząc na ekologię i grę postacią głównej bohaterki. A, zapomniałbym – mamy tu też wcale niezły zwrot akcji, jeden z nielicznych jasnych punktów książki. Innym z pozytywów „Prowadź…” są niewielkie kwestie, wygłaszane przez bohaterów jakby od niechcenia. Wyjęte z tej mocno średniej powieści potrafią zabrzmieć naprawdę dobrze, jak choćby zdanie Duszejko o tym, że ludziom trzeba mówić, co mają myśleć, bo inaczej zrobi to ktoś inny. Albo ten bardziej charakterystyczny dla prozy Tokarczuk fragment: „Psychika to nasz system obronny – dba o to, żebyśmy nigdy nie pojęli tego, co nas otacza. Zajmuje się głównie filtrowaniem informacji, mimo że możliwości naszego mózgu są ogromne. Bo nie dałoby się unieść tej wiedzy. Każda najmniejsza cząstka świata składa się bowiem z cierpienia”. Oczywiście nie są to wszystko myśli szczególnie odkrywcze – wystarczą akurat na tyle, by przypomnieć sobie, że obcujemy jednak z uznaną autorką. Niestety, równocześnie prowadzą do wniosku, że mieliśmy prawo oczekiwać dużo, dużo więcej. Najnowsza powieść Tokarczuk nie przekonuje ani literacko, ani „politycznie”. Ciężko traktować ją jako coś więcej niż nieudany eksperyment. Nie pierwszy taki w ostatnim czasie (vide Dukajowy „Wroniec”), pewnie też nie ostatni. Dobrze byłoby, gdyby pisarka wzięła sobie do serca słowa Janiny o tym, że „pisać powinno się tylko to, co dobre i pożyteczne”. „Prowadź…” może i na pożyteczny się kreuje, ale bycie dobrym absolutnie mu nie wychodzi.
Tytuł: Prowadź swój pług przez kości umarłych ISBN: 978-83-08-04397-4 Format: 318s. 123×197mm Cena: 32,90 Data wydania: 25 listopada 2009 Ekstrakt: 50% |