Styczeń to miesiąc, w którym drogi wszystkich zagorzałych wielbicieli słynnego rosyjskiego aktora, barda i poety Władimira Wysockiego wiodą do Koszalina. Nie inaczej było i w tym roku. Okazja szczególna – ósma edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych o tym wybitnie artyście, który tradycyjnie odbył się pod hasłem „Pasje według Świętego Włodzimierza”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Chociaż 25 lipca 2010 roku minie równe trzydzieści lat od śmierci Władimira Wysockiego, pamięć o tym wszechstronnym artyście nie przemija. Na całym świecie każdego roku powstają poświęcone mu książki, filmy, niezliczone zastępy wokalistów sięgają po jego pieśni. W rodzinnym kraju wciąż jest on postacią – bez najmniejszej przesady – kultową. Świadczą o tym wyrastające w całej Rosji jak grzyby po deszczu pomniki Wołodii, nazywane jego imieniem ulice, w końcu – poświęcone mu muzea. Badacze literatury nieustannie starają się zgłębić fenomen jego poezji, a krytycy filmowi i teatralni rozkładają na czynniki pierwsze jego kreacje kinowe, telewizyjne i sceniczne. Wysocki cieszy się jednak ogromnym szacunkiem nie tylko w ojczyźnie; wielkim mirem obdarzono go również – i to jeszcze za życia – w Polsce. Miejscem szczególnym dla wszystkich wysockologów nad Wisłą jest jedyne w naszym kraju muzeum poety, które mieści się w Koszalinie, a założone zostało i prowadzone jest po dziś dzień przez doktor Marlenę Zimną, jednocześnie jedną z najlepszych tłumaczek poetyckiej spuścizny Wołodii na język polski. Muzeum znane jest również – i to na całym świecie – jako organizator Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim „Pasje według Świętego Włodzimierza”, który w ostatni styczniowy weekend odbył się już po raz ósmy. Zjechali nań nie tylko polscy wielbiciele artysty; Koszalin miał okazję gościć również przybyszów z Rosji (Moskwa, Sankt Petersburg, Kotłas, Archangielsk), Ukrainy (Odessa), Łotwy (Ryga), Litwy (Wilno), Irlandii (Dublin), Izraela (Herzliya), Włoch (Genua), a nawet z dalekich Stanów Zjednoczonych (Austin w Teksasie).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Uroczyste otwarcie festiwalu – w sobotę 30 stycznia – nastąpiło tradycyjnie w sali kinowej Centrum Kultury 105, w holu którego zebrani mogli obejrzeć okazjonalną wystawę zdjęć upamiętniających występ Wołodii w leningradzkim Wszechzwiązkowym Instytucie Aluminium i Magnezu (WAMI) w czerwcu 1972 roku. Niesamowita, z perspektywy czasu, mogła wydawać się zwłaszcza scenografia: za plecami Wysockiego znajdował się bowiem gigantyczny napis „Wpieriod k kommunizmu”, co można przetłumaczyć jako: „Naprzód ku komunizmowi”. Ironia losu? Nie brakowało takowych w życiu autora „Polowania na wilki”… Po otwarciu imprezy, którego dokonał wiceprezydent Koszalina, przedstawiono pierwszy konkursowy film. Krótkometrażówka Siergieja Sofronowa „Dlatego, że jest kochany” (2009) była w zasadzie telewizyjnym reportażem z odsłonięcia pomnika artysty w Woroneżu, co miało miejsce we wrześniu ubiegłego roku. Ot, ciekawostka, choć znakomicie oddająca fenomen jego nieustającej popularności. Dość powiedzieć, że ceremonia ta zgromadziła tysiące mieszkańców tej liczącej w sumie około miliona aglomeracji. Na kolejne seanse festiwalowi goście przenieśli się do położonego nieopodal Centrum Kultury 105 zabytkowego Domku Kata, gdzie – już w dużo bardziej kameralnych warunkach – prezentowane były kolejne filmy konkursowe. „Artur Szczerbak” (2009) – obraz Michaiła Trifonowa z autorskim tekstem Witalija Dobrusina – był jedną z części dokumentalnego serialu „Samarskie losy” i Wysockiego dotyczył jedynie pośrednio. Zmarły przed trzema laty bohater filmu był współtwórcą legendarnego kujbyszewskiego – taką nazwę w latach 1935-1991 nosiła Samara – klubu młodzieżowego GMK-62 (to skrót od: Gorodskoj Mołodiożnyj Kłub) i zarazem jednym z organizatorów dwóch koncertów Wołodii w tym mieście w 1967 roku, od których de facto rozpoczęła się wielka kariera barda.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Intrygującą ciekawostką, zwłaszcza dla polskiej publiczności, był odnaleziony w archiwach telewizji publicznej program kabaretowy Zbigniewa Bogdańskiego „Co słychać?”. Zrealizowany w 1978 roku na zamówienie „Studia Gama”, był telewizyjną adaptacją spektaklu wystawionego na deskach warszawskiego Teatru „Kwadrat”. Wykorzystano w nim nie tylko utwory Władimira Wysockiego, ale również pieśni Bułata Okudżawy i humoreski Michaiła Zoszczenki. Dobór wykonawców był pierwszorzędny – między innymi Jan Kobuszewski, Jarema Stępowski, Janusz Gajos, Andrzej Zaorski, Włodzimierz Press, Edward Dziewoński, Bohdan Łazuka i Andrzej Fedorowicz. Nic więc dziwnego, że program był prawdziwym aktorskim majstersztykiem; prezentował poziom, do którego żaden ze współczesnych polskich kabaretów nie byłby w stanie nawet się zbliżyć, a co dopiero mu dorównać. „Włodzimierz Wysocki. Pierwszy stadion” (2008) Wsiewołoda Chanczina to kolejny film przedstawiający związki rosyjskiego barda z Samarą, w dużym stopniu przedstawiający te same wydarzenia, o których opowiedziano już w obrazie na temat Artura Szczerbaka. Amatorsko zrealizowaną etiudę „Kapryśne konie. Tango” potraktować należy z przymrużeniem oka. Bo choć Mariana Montes i Sebastian Arce to znani w całej Ameryce Południowej argentyńscy tancerze, to jednak zaprezentowany przez nich układ do pieśni Wołodii nie wykroczył poza wymiar egzotycznej nowinki. Zdecydowanie ciekawszy był półgodzinny dokument Michaiła Woroneżcewa „Garik Sukaczew o Władimirze Wysockim” (2007), nakręcony w ramach cyklu „Idole o idolach”. Sukaczew to słynny rosyjski rockmen (niegdyś występujący z zespołem Brigada S, od kilku zaś lat solo), aktor i reżyser filmowy oraz, jak się okazuje, wielki admirator twórczości autora „Pieśni o przyjacielu”. Pomiędzy kolejnymi prezentacjami konkursowymi pojawił się, związany z moskiewskim Teatrze na Tagance, Paweł Jewdokimow, który – podobnie jak miało to miejsce rok temu – przedstawił kolejne odnalezione w ostatnich miesiącach filmowe kadry z Wysockim, czarno-białe i jeszcze nieudźwiękowione.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na zakończenie pierwszego dnia festiwalu odbył się w koszalińskim Domku Kata koncert pod hasłem „Śpiewasz na cały świat…”. Irlandzki bard Thom Moore przedstawił własne, anglojęzyczne wersje kilku pieśni Wołodii (między innymi „Skałołazka”, „Na Bolszom Karietnom”, „On nie wiernułsia iz boja”), dzieląc się przy okazji z publicznością spostrzeżeniami na temat ogromnych trudności towarzyszących tłumaczeniu poezji Wysockiego na język Szekspira. Po gościu z Zielonej Wyspy na scenie pojawił się, pochodzący z Rygi, dziecięco-młodzieżowy zespół wokalny „Mode-S”, który – przy akompaniamencie gitary i z wokalną pomocą Wadima Nowożyłowa – przedstawił dwa dwudziestominutowe programy złożone z piosenek rosyjskiego artysty: „Ballada o samotności” oraz „Nieznany Wysocki”. Na deser w trzecim wejściu publiczność mogła usłyszeć skomponowaną przez Wołodię specjalnie dla Mariny Vlady piosenkę „Bieda”. Pomiędzy kolejnymi występami „Mode-S” zaprezentowali się jeszcze szczecinianin Radosław Szepiłło (akompaniując sobie na akordeonie, zaśpiewał „Bratskije mogiły”, „Sentymentalnego boksera” i „Wsio nie tak, riebiata”) oraz wilnianin Viktoras Pustovojus (wykonujący – już po bożemu, z gitarą – pieśni Rosjanina po polsku, litewsku, angielsku i ukraińsku).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drugiego dnia festiwalu, w niedzielę 31 stycznia, pokazy konkursowe rozpoczęły się dokładnie w południe. I to od razu z górnego C – od filmu gości z Moskwy, Olega Wasina (reżyseria) i Igora Rachmanowa (montaż) „Włodzimierz Wysocki. O druhu zagorzałym” (2010). To przejmująca opowieść o przedwcześnie zmarłym 27 września 2009 roku, a więc krótko po zakończeniu zdjęć do tego dokumentu, Iwanie Dychowicznym, przyjacielu Wołodii z czasów Taganki, który po śmierci pieśniarza zrezygnował z gry w teatrze i poświęcił się karierze reżyserskiej. Dychowiczny nie tylko wspominał Wysockiego, ale opowiadał również o swojej karierze, nie szczędząc przy tym gorzkich słów pod adresem „cara rosyjskiej kinematografii” Nikity Michałkowa. Obraz Wasina, niezwykle przejmujący, chyba nikogo nie pozostawił obojętnym. Emocje ostudził nieco kolejny punkt programu, czyli spotkanie z przybyłym z Genui Mario Alessandro Curletto, autorem opublikowanej we Włoszech w grudniu ubiegłego roku biografii odtwórcy postaci Gleba Żegłowa w serialu sensacyjnym „Gdzie jest czarny kot”. Gość z Italii wiele słów poświęcił zwłaszcza recepcji twórczości Wołodii na Półwyspie Apenińskim, porównując Rosjanina z legendarnym genueńskim pieśniarzem i poetą Fabrizio De André. Ta chwila oddechu zdecydowanie przydała się przed prezentacją następnego dokumentu – „Kiedy powrócę…” (2009) Aleksandra Kowanowskiego (reżyseria) i Igora Rachmanowa (montaż). Choć można czepiać się zbyt luźnej formy i zbyt wielu wątków podjętych w filmie (od Andrieja Sacharowa, poprzez wojnę w Czeczenii, aż po uwięzienie i proces Michaiła Chodorkowskiego), to jednak ta – ilustrowana pieśniami Wysockiego – opowieść o ostatnich dwudziestu latach historii Rosji pozostawiła po sobie wstrząsające wrażenie. Podobnie jak i, pokazany jednak poza konkursem, kolejny obraz duetu Kowanowski-Rachmanow „Włodzimierz Wysocki. Nieznany, którego znali wszyscy…” (2010). Przedstawiono w nim archiwalne, wcześniej nieznane bądź zapomniane, zdjęcia artysty z lat 60. ubiegłego wieku, w tym dzisiaj już bezcenne sceny z prób do filmu „Mój tata jest kapitanem” (1969) Władimira Byczkowa, w którym ostatecznie z przyczyn cenzuralnych Wołodia nie zagrał.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzecim konkursowym dokumentem drugiego dnia festiwalu był izraelski obraz Gregory’ego Grumberga „Vladimir, czyli Przerwany lot w Migdal HaEmeq” (2009), będący w zasadzie zapisem – od strony technicznej, niestety, rażąco amatorskim – monodramu opartego na wspomnieniowej książce Mariny Vlady. Kolejną niedzielną atrakcją było spotkanie z przybyłą ze Stanów Zjednoczonych Ruby J. Jones, doktor Uniwersytetu Teksaskiego w Austin, autorką książki „Wykorzystanie muzyki Włodzimierza Wysockiego w nauczaniu języka rosyjskiego”. Po przenosinach z Domku Kata do Centrum Kultury 105 odbyła się uroczystość wręczenia nagród – wraz z wzorowanymi na Oscarze statuetkami z podobizną Wołodii – autorom najlepszych filmów festiwalu; tradycyjnie o ich przyznaniu zdecydowali w tajnym głosowaniu uczestnicy imprezy. O ile miejsce trzecie – dla dzieła izraelskiego – mogło być pewnym zaskoczeniem, o tyle dokumenty, które uplasowały się wyżej, były absolutnie bezkonkurencyjne. Srebro przypadło ubiegłorocznemu zwycięzcy Olegowi Wasinowi (za film „O druhu zagorzałym”), Grand Prix zgarnęli natomiast Kowanowski i Rachmanow (za „Kiedy powrócę…”). Ostatnim punktem festiwalu był spektakl kórnickiego Stowarzyszenia Teatralnego „Legion” zatytułowany „Przebudzenie”, a oparty na napisanym w 1968 roku opowiadaniu Wysockiego „Życie bez snu” (w oryginale: „Delfiny i psichi. Zapiski sumasszedszego, ili Żyzn’ bez sna”). Powstało ono po krótkim pobycie pieśniarza w szpitalu psychiatrycznym i tam też rozgrywa się akcja przedstawienia wyreżyserowanego przez Wojciecha Kopcińskiego na podstawie scenariusza Anny Łazuki-Witek. Przykro to stwierdzić, ale twórcy nie znaleźli odpowiedniego klucza do niełatwego przecież tekstu; w efekcie dokonali w miarę wiernej, ale za to nużącej i bezbarwnej adaptacji. Na dodatek – zdecydowanie zbyt długiej. Nie uniknięto też pretensjonalności. Bo jakże inaczej wytłumaczyć wykorzystanie w finale, śpiewanych przez wszystkich biorących udział w spektaklu aktorów-amatorów, „Murów” Jacka Kaczmarskiego… Ni przypiął to, ni przyłatał.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim „Pasje według Świętego Włodzimierza”, choć odbywa się z dala od wielkich kulturalnych centrów, ma już wyrobioną markę w świecie. Gdyby było inaczej, komu chciałoby się przybywać do Koszalina z Rosji, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Izraela? A wszystko to dzięki niespożytym siłom dyrektor koszalińskiego muzeum Marlenie Zimnej i jej nieocenionej mamie, pani Monice. Im dwóm oraz całej rzeszy ich współpracowników i wolontariuszy należą się najgorętsze podziękowania!  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
|