powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (XCV)
kwiecień 2010

Smyczkiem po lękach
Woo-cheol Lee ‹Wiolonczela›
Co by nie mówić, koreańscy twórcy kina grozy nieustannie depczą po piętach swoim kolegom z Japonii. Jednym z filmów, które dowodzą równie doskonałego, co w Kraju Kwitnącej Wiśni, opanowania sztuki budowania interesującego, mrocznego klimatu, jest „Wiolonczela”.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rzadko zdarza się okazja posłuchania muzyki poważnej w filmie, a w horrorze już w szczególności. Choćby właśnie dlatego „Wiolonczela” jest warta uwagi. Oczywiście nie muzyka jest tutaj najważniejsza, aczkolwiek to właśnie jej można zawdzięczać większość klimatu, jakim może poszczycić się ten film. Nie da się jednak ukryć, że „Wiolonczela” nie jest skierowana do miłośników wypruwanych flaków czy wyskakujących spod komódki duchów. To prawda, stosunkowo często pojawia się tutaj długowłosa zjawa, ale nie ona jest centralnym punktem fabuły. To raczej oparty na psychicznym rozchwianiu bohaterki dramat podszyty budzącymi grozę, nadnaturalnymi zdarzeniami, niż opowieść obliczona na wdrukowanie widzowi nocnego koszmaru.
Film opowiada historię nauczycielki gry na wiolonczeli, kobiety, której życie nie szczędziło goryczy. Pozbawiona widoków na awans, obdarzona upośledzoną umysłowo córką, pada na dodatek ofiarą prześladowań ze strony byłej uczennicy, której kariera została złamana słabą oceną z egzaminu końcowego. Z czasem jednak okazuje się, że nadchodzące tragedie, dokumentnie przewracające rodzinne życie do góry nogami, prawdopodobnie nie mają nic wspólnego z mściwą dziewczyną, w sprawę bowiem ewidentnie wplątana jest jakaś nadprzyrodzona moc, która upatrzyła sobie Mi-ju na ofiarę. Czym bohaterka zasłużyła sobie na takie traktowanie?
Fabuła „Wiolonczeli” skonstruowana jest całkiem zręcznie, proponując historię na tyle skomplikowaną, że niemal do samego końca niewiele wiadomo o rzeczywistych przyczynach nawiedzenia. Do ideału jednak sporo tutaj brakuje, w pewnym bowiem momencie zaczyna doskwierać kilka mankamentów. Przy czym nie wynikają one z technicznej strony realizacji filmu, ta bowiem jest absolutnie bez zarzutu. Zdjęcia są piękne plastycznie i zawsze czytelne, nawet mimo panującego na ekranie mroku. Oprawa dźwiękowa jest bardzo dystyngowana, ale czegóż innego oczekiwać po klasycznych utworach wykonywanych na wiolonczeli? Również efekty specjalne są bardzo porządne, choć od tego czasu technika poszła najwyraźniej ostro do przodu, bo w niektórych momentach można się złapać na tym, że ten czy inny szczegół trąci myszką.
Problem leży w tym, że coś jest nie tak z fabułą. Po niezbyt czytelnym początku, który z oczywistych raczej względów nie mógł podawać kompletu informacji, historia płynie w kierunku thrillera, w którym coraz mocniej odciskają się akcenty tajemnicze i trudne do wytłumaczenia, a w końcu jawnie nadprzyrodzone. Ale wtedy, gdy pojawia się manifestacja ducha, coś zaczyna się pruć. Pojawiają się wątki, które niepotrzebnie rozpraszają uwagę widza, mnożą się sekwencje zupełnie zbędne dla toku fabuły, a całość zaczyna się huśtać od horroru do dramatu, próbując oczarować widza pięknymi sceneriami i urokliwą muzyką. Co gorsza, wiele scen jest ewidentnie przefajnowanych w swojej plastyczności i zbyt ckliwych, by uwiarygodnić opisywane zdarzenia, przez co siada zarówno dynamika akcji, jak i napięcie. Jeszcze gorzej jest pod koniec filmu, kiedy historia – zdawałoby się już docierająca do finału i bliska zamknięcia – nagle spowalnia, lawirując między zastanawiającymi poczynaniami bohaterki (w część z nich autentycznie bardzo trudno uwierzyć, zwłaszcza że kobieta zdaje się wcale nie uczyć na własnych błędach) a przeciągniętymi scenami retrospekcji. W efekcie to, co miało zachwycić gęstym klimatem i elegancją, przeradza się w twór pompatyczny, rozkochany w swoim własnym pięknie, zapominający o tym, że to głównie widzom powinien się podobać, a nie sobie.
Naturalnie wyolbrzymiam całą sytuację, jednak na tle innych koreańskich horrorów, jak choćby „Opowieści o dwóch siostrach”, „Lustra” czy choćby „Telefonu”, „Wiolonczela” wypada raczej blado. To prawda, jest doskonała plastycznie i ma wspaniałą, bardzo dystyngowaną ścieżkę dźwiękową, ale mimo wszystko nie potrafi oczarować widza na tyle, by zostawić go przed ciemnym już ekranem z mrowiem kłębiących się myśli. Zupełnie odrębną sprawą jest w tym momencie pewna – odrobinę już męcząca – powtarzalność schematów czy pojedynczych zagrań, tak bardzo charakterystycznych dla azjatyckiego kina grozy ostatnich paru lat. Mamy tu więc zarówno zjawę młodej, długowłosej dziewczyny, zaciskającą się na szyi bohaterki szarą, widmową dłoń, a także scenę z upiorem pełznącym pod kołdrą (motyw ten w niedościgniony sposób został wykorzystany w japońskiej „Klątwie”). Trzeba jednak pamiętać, że film powstał w roku 2005, kiedy powyższe schematy nie kłuły jeszcze tak mocno w oczy, bowiem dalekowschodni horror dopiero podnosił wówczas głowę.
Mimo wymienionych – nie takich drobnych przecież – mankamentów, „Wiolonczela” prezentuje się całkiem nieźle, gwarantując półtorej godziny interesującej rozrywki, bazującej raczej na stanowiącej wyzwanie dla intelektu zagadce, niż na przyziemnym dreszczyku emocji.



Tytuł: Wiolonczela
Tytuł oryginalny: Chello hongmijoo ilga salinsagan
Reżyseria: Woo-cheol Lee
Zdjęcia: Yung-chul Kwon
Scenariusz: Woo-cheol Lee
Muzyka: Han-na Lee
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: Korea Południowa
Dystrybutor (DVD): IDG
Czas projekcji: 94 min.
WWW: Strona
Gatunek: horror
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

116
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.