– Tych okrętów nie było jakoś strasznie wiele – ciągnął Koniec. – Kroniki wspominają czasem o piętnastu, czasem o dwudziestu, ale nigdy nie było mowy o setkach, tym bardziej o tysiącach. Jedna? Po dwie kobiety dla kapitana i jego zastępcy? Prosty rachunek: około trzydziestu, może czterdziestu na dwa tysiące chłopa. Malutko. No i teoria, że raptem te wszystkie kobiety zaczęły rodzić magiczne dzieci, nie trzyma się kupy. Gdyby tak było, magia zaczęłaby się już za oceanem. – Uważasz, że magowie nie przybyli z Zachodnich Kontynentów, ale rodzili się już tutaj, na Smoczym Archipelagu? – odezwał się bystrze jeden z magów, sądząc z symboli na tunice – Iskra. – O tym właśnie mówię. A skoro własnych kobiet żeglarze mieli na psi pazur, na pewno brali sobie wyspiarki, czy to na żony, czy to na kochanki. Skutek był jeden: gwałtowny wybuch magicznych talentów, wystarczający, żeby wywrócić wyspy do góry dnem, stworzyć smoki i zapoczątkować inwazję na kontynent. Wszystko w ciągu zaledwie dwóch pokoleń. Jesteśmy mieszańcami. A magia wcale nie przypłynęła pod purpurowymi żaglami, ona już tu była. Na wyspach, w księstwach na kontynencie, a teraz jest w Northlandzie. Cicha, uśpiona i tylko czeka na przebudzenie. – Kojarzyliśmy talent z konkretnymi cechami… – powiedział Grzywa w zadumie. – Czarne włosy, czarne oczy, wysoki wzrost… – odezwał się Myszka cicho, lecz wyraźnie. – A przecież ja wcale nie mam czarnych oczu. Koniec nie jest wysoki, Promień też jest wzrostu ledwie średniego, a Nocny Śpiewak to w ogóle jest prawie rudy! Srebrzanka według waszej teorii powinna być wzorcową matką, nawet oczy ma skośne, a Różyczka jest najzwyklejszym dzieckiem, choć miała maga za ojca. Nikt z nas nie wygląda dokładnie tak, jak ludzie z fresków zachowanych na Jaszczurze. – Krew wojowników była jedynie katalizatorem… – dopowiedział Grzywa. – Niech to zaraza, podejrzewałem, że jest w tym jakiś hak, kiedy pokazaliście mi małego. Nie czarne włosy, jasne! Jasne oczy, jasne włosy!! Bogini, to takie proste… – Przypadkiem odkryliśmy w Ogorancie dziewczynkę z niemalże pełnym talentem – podjął Koniec, dając znak Kamykowi i nad stołem zawisł iluzyjny wizerunek Messil. – Nie ma mowy, żeby miała wśród przodków jakichś „wojowników i magów”. Zaczęliśmy sprawdzać inne dzieci – wiele wysokich potencjałów, choć nie wykorzystywanych świadomie, śladowo lub wcale. To samo wśród dorosłych. Również w samym Kodau. Nawet kuzyn obecnego tu pana Arn-Kallana byłby… no, może ćwierćmagiem. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Myszka zbladł i przygryzł wargę, wbijając wzrok w blat. – Proste rozwiązanie, które mieliśmy zawsze tuż przed nosem… – Za blisko przed nosem. Trzeba odsunąć księgę od twarzy, żeby rozpoznać znaki pisma. Spojrzeć z odpowiedniej perspektywy. – Sprowadzenie kobiet z Północy nie powinno stanowić problemu… – To oczywiste, że w takiej sytuacji ochrona Northlandu leży w naszym najlepszym interesie… – Więc ten maluch to dziecko z mieszanej pary, maga i kobiety z Północy? – w końcu padło to pytanie, na które czekali goście, przygotowując się w duchu na zdradzenie drugiej połowy ponurych wieści. – Nie – zaprzeczył Koniec, a ton jego głosu sprawił, że słuchaczom przebiegł po skórze niemiły dreszcz. – To dziecko Northlandki i najeźdźcy. Inna wersja bajki o Bogu Ognistej Góry, o wiele bardziej złowieszcza, bo Kamian nie była niczyją żoną, tylko niewolnicą. A nawet gorzej: była po prostu mięsem. Beznamiętna relacja młodego Mówcy płynęła w kompletnej ciszy. W powietrzu pojawiały się kolejne wizerunki, stwarzanie przez Kamyka. Milcząca i coraz bardziej wstrząśnięta Rada słuchała o centaurze, o dziwnych jeńcach, obozach więziennych budowanych przez najeźdźców, wielkich latających pęcherzach, plujących z góry ogniem i groźnych samopałach. A przede wszystkim o straszliwych przypuszczeniach i rokowaniach, co się stanie, jeśli cesarstwo Lengorchii zlekceważy wydarzenia w sąsiednim królestwie i pozwoli podejść wrogom pod naturalną granicę, jaką stanowiło pasmo Gór Zwierciadlanych. – Teraz jeszcze mamy przewagę. Za pięć, dziesięć lat, kiedy tamci zbiorą siły i zechcą iść dalej na południe, już jej nie będziemy mieli. – Koniec popatrzył na koszyk z niemowlakiem, który zaczął się kręcić przez sen. – Będą mieli lepszą broń, fanatycznych żołnierzy i magów, zdolnych góry przerabiać na niziny. O ile w ogóle przeżyjemy, będziemy yid – nieludźmi. |