„Wilkołak” Joe Johnstona jest bardzo romantyczny – we właściwym tego słowa znaczeniu. Remake filmu pod tym samym tytułem z 1941 roku jest w prostej linii dziedzicem dziewiętnastowiecznych powieści gotyckich. Jednak to, co kiedyś budowało atmosferę niesamowitości, dziś składa się na obraz, który można obejrzeć i szybko zapomnieć.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Żadna scena filmowa nigdy nie przeraziła mnie tak, jak marsz wilków w „Akademii pana Kleksa”. Byłem wtedy nieodrosłym od ziemi przedszkolakiem, ale przeszywający wizg, towarzyszący ich pojawieniu się na ekranie, zapamiętałem na resztę życia. Późniejszych kilka lat życia na wsi w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu przyrody zmieniło mój stosunek do tych zwierząt, przerażenie ustąpiło sympatii. Pamiętam jednak, że to, czego bałem się najbardziej, wiązało się z wyglądem wilczych żołnierzy: oni byli zbyt podobni do ludzi. Widocznie w dziecku, które nigdy nie słyszało o lykantropii, myśl o istocie pół zwierzęcej, pół ludzkiej wzbudzała prawdziwą grozę. Dziś tego rodzaju filmy ogląda się inaczej. Postacie odmieńców, wilkołaka, wampira, zombie, zostały już tak przeorane przez popkulturę, że nie sposób już powracać do podobnych historii bez odniesień do poprzednich prób. Film Johnstona znajduje na to sposób. Zamiast reinterpretować, powtarza. Jest dosyć wiernym odtworzeniem „Wilkołaka” z Lonem Chaneyem Jr. i Belą Lugosim w rolach głównych. Najważniejsze postacie noszą tu te same imiona, akcja rozgrywa się w Anglii u schyłku dziewiętnastego wieku, częściowo w miejscowości nazwanej stylowo Blackmoor, częściowo w cyfrowo odtworzonym Londynie. Cały niemal sztafaż towarzyszący głównemu wątkowi jest jakby żywcem przeniesiony z angielskich powieści gotyckich: jest więc stare zamczysko, klątwa, ponure wrzosowisko i mgła, dużo gęstej mgły. W zamczysku zaś bohater: ponury, postawny mężczyzna o twarzy Benicio Del Toro. Ukłonem w stronę późniejszych wersji tej opowieści są sceny przeobrażeń człowieka w wilka. Jeśli coś przypominają, to nic dziwnego: nad charakteryzacją bohaterów pracował Rick Baker, zdobywca Oscara za „Amerykańskiego wilkołaka w Londynie”. Przedstawiona w nowym filmie przemiana jest równie bolesna, co w tamtym obrazie. Wszystko to zostaje podane z szacunkiem dla oryginałów i w podniosłej atmosferze. Jakże to odmienne niż w pastiszowym „Jeźdźcu bez głowy”, który stał się oryginalną fantazją na temat, przez twórców „Wilkołaka” podejmowany jedynie ze śladową ilością autorskich wstawek. Za owe wstawki odpowiada, jak można zakładać, Andrew Kevin Walker, scenarzysta odpowiedzialny również za „Siedem” i za dużo mniej udane „8 milimetrów”. Walker w swoich tekstach wielokrotnie powraca do tematów przemocy i perwersji, każe swoim bohaterom stykać się ze zjawiskami ekstremalnymi, daleko poza marginesem społecznej tolerancji. Jemu pewnie film zawdzięcza wyjątkowo ponury wydźwięk, jak na produkcję o takim budżecie (150 milionów dolarów), a także niesztampowo rozwijający się wątek relacji syna (Del Toro) z ojcem (Anthony Hopkins). Dodatkowym smaczkiem jest wątek prowadzącego śledztwo w sprawie zabójstw w Blackmoor inspektora Abberline, autentycznej postaci znanej przede wszystkim dzięki sprawie Kuby Rozpruwacza, nad którą pracował przez wiele lat. Grający go Hugo Weaving prezentuje się z wąsami i bokobrodami nad wyraz interesująco. Nie wszystko jednak w filmie gra. Irytuje niepotrzebny do niczego wątek Cyganów, żal kompletnie niewykorzystanej Geraldine Chaplin, która pojawia się parę razy i wygłasza banalne kwestie. Niezbyt dobrze wypada Emily Blunt. Wątek miłosny z jej udziałem, choć istotny dla fabuły, jest zupełnie nieinteresujący. Przemykająca raz na jakiś czas przez ekran istota gollumopodobna wzbudza konsternację. Ale największym mankamentem „Wilkołaka” jest końcówka, w której pośpiesznie zamyka się wątki z taką pieczołowitością prowadzone przez cały film. Przypomina to oglądanie obrazu, którego autor mozolnie malował detale, by na końcu najważniejsze elementy kompozycji ledwie naszkicować ołówkiem. W efekcie film zostaje skazany na odbiór jednorazowy: widz po wyjściu z kina, chcąc, nie chcąc, szybko o nim zapomina. Albo wilk bieży; pragniesz go odegnać, Aż orlim skrzydłem wilk macha, Dość „Zgiń, przepadnij” wyrzec i przeżegnać, Wilk zniknie wrzeszcząc: „cha cha cha”. (Adam Mickiewicz, „To lubię – ballada”)
Tytuł: Wilkołak Tytuł oryginalny: The Wolfman Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 26 lutego 2010 Czas projekcji: 125 min. Gatunek: horror Ekstrakt: 70% |