powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (XCV)
kwiecień 2010

Weekendowa Bezsensja: 11 największych katastrof kulinarnych literatury popularnej
„Raz przesoli, raz przypali, jak nie zjedzą, to wywali – to kuchnia Romana!” – tak wiele lat temu na melodię znanego włoskiego przeboju śpiewał pewien discopolowy zespół. Zobaczmy, jakie potrawy i w jak malowniczy sposób nie udały się bohaterom naszych ulubionych książek.
1. Wymiączko
Wszyscy miłośnicy prozy Joanny Chmielewskiej z pewnością pamiętają krowie wymię z „Bocznych dróg”. Przygotowane zostało według przepisu od koleżanki jako wyrafinowany przysmak, którym rodzina bohaterki próbowała przekupić przedstawiciela pewnej ważnej a tajnej instytucji, by pomógł im w poszukiwaniach zaginionej ciotki Teresy.
– Widzę, rozumiesz, że on to żuje i żuje, i żuje… – opowiadała mi później wieczorem. – I nic mu z tego żucia nie wychodzi. W końcu tak dyskretnie wyjął coś z pyska i odłożył na talerz. Myślę sobie, że chyba jest niedobrze, więc prędko też spróbowałam. Ukroić się nawet dało, ale potem… Koniec! Słuchaj, opona samochodowa, nic innego! I to chyba od ciężarówki!
Okazało się, że wymiączko powinno być przed usmażeniem w postaci kotletów gotowane przez „najmarniej dwie i pół godziny. Inaczej nawet pies tego nie pogryzie!”.
2. Piernik narzeczonej
Powieści Małgorzaty Musierowicz to istny katalog klęsk kulinarnych – cytatów wystarczyłoby na cały ranking. A to Gabrysia zwęgla morszczuka (czytelnicy, pamiętajcie: należy posypać rybę mąką przed smażeniem!), a to Ida daje do drożdżowych bułeczek trzynaście deka drożdży zamiast trzech, to znów Geniusia w dobrej wierze zaprawia Maćkowi herbatę kwaśnym mlekiem. Jednak niewątpliwie jedną z najbardziej spektakularnych katastrof jest upieczenie przez roztargnioną z zakochania Idę piernika w „Noelce”:
Musiała jeszcze iść po jajka, masło i cukier, bo jej młodsza siostra Ida właśnie sknociła piernik, wlewając do ciasta zamiast słoiczka płynnego miodu – słoiczek płynnego smalcu, i upiekła to wszystko z mnóstwem bakalii. Niestety, smalec był przyjemnie słony i zawierał sporo cebulki oraz majeranek, co wyszło na jaw dosłownie przed chwilą, kiedy to specjał Idusi został wydobyty z piekarnika i oszołomił wszystkich swą nieznaną wonią.
3. Magnetofon szpulowy
Porzucając na chwilę klimaty realistyczne możemy przenieść się na planetę Dychtonia. Goszczący Ijona Tichego mnisi z zakonu Destrukcjanów przyrządzają mu do jedzenia fragmenty zdziczałych mebli (Dziś dostałem nieźle przyrządzoną poręcz…), zaś w siedzibie oo. Prognozytów żywność powstaje ze specjalnych plemników skropionych wodą. Nie zawsze się to jednak udaje:
W magazynie (…) musiał panować zupełny chaos, skoro między paczuszki z gastronomicznymi plemnikami zawieruszyły się inne: zamiast deseru wyrósł mi na talerzu magnetofon, a i to nie nadający się do użytku, bo miał na szpulkach tasiemki od kalesonów.
4. Niebieska zupa
Bridget Jones i wyrafinowana kuchnia… to chyba jasne, że rezultat musi być co najmniej dziwny. Ktoś powiedział jej, że pory i selery dawane do zupy należy związać nitką, a że nasza bohaterka miała tylko niebieską, cała zupa ufarbowała się na intensywny błękit. Bridget ma dobrych przyjaciół, którzy zjedli całość bez wybrzydzania, choć naukowcy twierdzą, że niebieska barwa jedzenia jest najbardziej odstręczająca ze wszystkich.
O porażce z konfiturą pomarańczową litościwie nie będziemy wspominać.
5. Lecznicze ciasto
Ania z Zielonego Wzgórza upiekła dla żony nowego pastora ciasto, do którego zamiast olejku waniliowego wlała leczniczy balsam, który Maryla umieściła w buteleczce po olejku. Biedna dziewczyna miała katar, więc nie mogła sprawdzić, co wlaściwie wlewa, ale i tak najadła się okropnego wstydu, bo ciasto wyszło ohydnie.
A swoją drogą, trzymanie lekarstw razem z przyprawami to dziwny pomysł. Dobrze przynajmniej, że nie był to proszek do prania (patrz punkt 11).
6. Gulasz giju
W klasycznej (filmowej) trylogii „Gwiezdnych wojen” nie pojawia się wiele jedzenia, ale to, które jest, zyskuje nieśmiertelną pamięć fanów: niebieskie mleko, które nalewa ciotka Luke’a, oraz korzeniuszka gotowana przez Yodę. Nieco częściej bohaterowie posilają się w książkach: „Cienie Imperium” zawierają scenę, w której Lando przyrządza gulasz – choć według niego potrawa jest udana, rodzeństwo Skywalkerów zgodnie stwierdza, że:
Zawartość michy wyglądała na coś pośredniego między resztkami stopionego buta a nawozem polanym zawartością zaczerpniętą z dna bagna. Śmierdziało podobnie.
7. Indyk
Bożonarodzeniowa kolacja w rodzinie Adriana Mole została przez głównego bohatera podsumowana zwięzłym „Indyk wyszedł OK, ale byłoby lepiej, gdybyśmy przed pieczeniem usunęli z jego wnętrza podroby i plastikowe torebki”. (Sue Towsend „Adrian Mole. Męki dorastania”)
Lub, w innej wersji tłumaczenia, „Indyk był w porządku. Byłby lepszy, gdyby przed pieczeniem zostały usunięte ścięgna i torba plastykowa”. (Sue Towsend „Bolesne dojrzewanie Adriana Mole’a”)
Cóż, angielska kuchnia nigdy nie była rewelacyjna.
8. Pancerna kura
„Podróż z rondlem” Edith Unnerstad opowiada o wakacyjnej wyprawie pewnej wielodzietnej rodziny, której ojciec wynalazł trójdzielny szybkowar z gwizdkiem. Od pewnego kontrahenta dostają oni dwie kury, ale jedna zostaje skradziona przez włóczęgę, a druga okazuje się twardością dorównywać wymiączku.
Gdy siedliśmy do stołu, a mama zabrała się do krojenia tej kury, która nam pozostała, ptak okazał się tak żylasty, że musiał zająć się nim tata. Kroił i kroił, i stwierdził, że to tak, jakby człowiek kroił gumę. A kiedy każdy z nas dostał wreszcie swoją porcję, kawałki mięsa wyskakiwały nam spod noży jak żywe. A że w dodatku Mirre zapomniała o soli, to rozumiecie chyba, że nie mieliśmy nadzwyczajnej uczty. Mama zaczęła nad swoim kawałkiem recytować Szekspira: „Bodaj to trwałe, zbyt wytrwałe ciało Stopniało, w lotną parę się rozwiało” – mówiła, ale złośliwe skrzydełko leżało na jej talerzu twarde i żylaste i nic sobie nie robiło ani z Szekspira ani z noża.
9. Gęś w glinie
Pozostając w klimatach drobiowych przypomnijmy kolejne osiągnięcie kulinarne bohaterów Joanny Chmielewskiej. W „Lesiu” żona tytułowego bohatera zostaje zaproszona przez znajomych na imprezę plenerową polegającą na upieczeniu gęsi w ognisku. Najpierw gospodyni nie chce im sprzedać odpowiedniego ptaka, tłumaczą się nieodpowiednią ku temu porą roku, potem okazuje się, że najbliższa okolica nie obfituje w opał… Wreszcie głód zwycięża, gęś zostaje wydobyta i:
Gęś wyglądała nieco dziwnie. Grzbiet miała spalony na węgiel wraz z pierzem, pierś zaś jakby nietkniętą żarem. Żaden z fragmentów jej zwłok nie nadawał się do zjedzenia, acz wysiłki w tym kierunku czynione były wręcz godne podziwu. Skonsumowano zatem częściowo spalone, a częściowo surowe kartofle z wnętrza i plując nadpalonym pierzem oraz wydłubując z zębów włókna straszliwie twardego mięsa, postanowiono zakończyć ucztę.
10. Ciasteczka o smaku homarowym
Kiedy za samodzielne przygotowywanie podwieczorku zabiera się Elegancko Wychowana Młoda Dama (eleganckie wychowanie rozumiemy jako „nigdy nie zrobiła własnoręcznie nawet herbaty”), należy spodziewać się porażki. Jeżeli dodatkowo czynność ta ma miejsce we wraku statku rozbitego na nieznanej wyspie, porażka ma szansę być wyjątkowo malownicza:
– Nie udały się, prawda? – zapytała. – Tak podejrzewałam, mąka jest za bardzo wilgotna. Biedny kapitan Roberts trzymał homara w beczce z mąką, żeby wyjadał wołki zbożowe, i jestem pewna, że tak nie powinno się robić.
Ciasteczka smakowały „jak kawałek nadpsutego drewna”, ale Milu dzielnie zjadł dwa, co było chyba cięższą próbą męskości niż wszystkie rytuały plemienne.
11. Makaron – biały i taki czysty
W powieści Centkiewiczów „Tumbo z przylądka Dobrej Nadziei” murzyński chłopiec podróżujący na statku w charakterze pasażera na gapę zostaje pomocnikiem kucharza. Kiedy dostaje polecenie zagniecenia ciasta na makaron, przypomina sobie, że jego starsza siostra podsypywała czasem garść mąki, żeby ciasto się nie kleiło. Sięga więc na półkę po pojemnik z czymś białym… niestety, kuk nie był przesadnie porządnicki i na stolnicy zamiast mąki ląduje proszek do prania. A biedny Tumbo cieszył się, że ta mąka taka bialutka…
• • •
Niewątpliwą katastrofą było także odkrycie tajemnicy papieskich przepisów kulinarnych w opowiadaniu Jakuba Ćwieka „Gotuj z papieżem”. Tu jednak cytatu ani opisu nie będzie, gdyż byłby to spoiler stulecia – ciekawskich zapraszamy do przeczytania tekstu Kuby.
powrót do indeksunastępna strona

181
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.