Jak wygląda raj dla dzieci? Piękna, tropikalna wyspa, gdzie można bawić się cały dzień i objadać frykasami. Rzecz jasna, nie powinno być tam dorosłych. Zdaniem Williama Goldinga, autora „Władcy Much” taki raj dość szybko przemieniłby się w piekło.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Załóżmy zatem, że umysł ludzki jest, jak to się mówi, czystą kartą, niezapisaną żadnymi znakami, że nie ma on idei” – pisał John Locke. Chodziło mu wprawdzie o tabula rasa, jednak słowo to pierwotnie oznaczało nie tyle kartkę papieru, co raczej woskową tabliczkę, na której rylcem zapisywano notatki. To zmienia trochę sens wypowiedzi filozofa. O ile bowiem trudno jest usunąć inkaust z papieru, o tyle nie stanowi to większego problemu w stosunku do wosku. Gdyby idee można było nie tylko zapisywać, ale również wymazywać z ludzkiego umysłu, przypominałby on właśnie woskową tabliczkę. Taki pomysł możemy odnaleźć w powieści Goldinga. Materiałem są chłopcy, którzy w wyniku katastrofy znaleźli się na bezludnej wyspie. Ale kto trzyma rylec? Skrybów jest kilku; pierwszy to cywilizacja, wyniesione ze szkoły i z domu nawyki, nauki „starszych”, których zabrakło na wyspie. Drugi skryba jest o wiele ciekawszy, ale jednocześnie straszliwszy. „Władca much” to mroczna wersja „Robinsona Crusoe” („Wyspy skarbów”, „Wyspy koralowej” itd.), opowieść o tym jak cywilizacja ulega dzikości, jak kultura zostaje zniweczona przez prymitywizm. Golding zdaje się stać na stanowisku przeciwnym idei dobrego dzikusa Jean-Jacquesa Rousseau. Chłopcy, którzy zaczynają bratać się z naturą, bawić w Indian, polować na świnie („Chcemy mięsa”, powtarzają) szybko ulegają zewowi krwi, stają się nieokrzesanymi dzikusami. Golding serwuje nam błyskawiczny kurs etnografii – pokazuje jak tworzy się pierwotna wspólnota oparta na magicznej postaci wodza, jak tworzy ją rytualny mord, a konsoliduje strach przed nieznanym. Z woskowej tabliczki można zetrzeć wcześniejszy tekst. Podobnie jest z umysłami chłopców, z których szybko ulatuje tęsknota za domem, a jej miejsce zajmuje nowe, inne życie. Czy jednak naprawdę można zmazać wcześniejsze nawyki, wszystko co wpoili rodzice i szkoła? Aby pokazać przemianę bohaterów Golding wprowadza postać tytułowego Władcy Much, istoty nadprzyrodzonej, złego ducha. Ów nadprzyrodzony stwór, genius loci wyspy, pojawia się tylko na chwilę, jak Prospero z „Burzy” pokazuje, kto naprawdę pociąga za sznurki. Ale przecież jego działania widzimy cały czas, począwszy od znalezienia konchy – symbolu władzy – a skończywszy na finalnej konfrontacji. Już na początku bohaterowie stwierdzają o swoim miejscu położenia: „Jakby to nie była dobra wyspa”. Władca Much jest tym, który podnosi rylec, kiedy odkładamy kulturę i cywilizację na bok, zdaje się mówić autor. Nie musi to być wcale nagłe zerwanie z przeszłością. Większość chłopców stopniowo porzuca wcześniejsze przyzwyczajenia. Nawet Ralf reprezentujący najdłużej „demokratyczną” i cywilizowaną część grupy ulega Władcy Much. Wybrany przez chłopców na wodza, Ralf pragnie zostać autokratą. W ten sposób przyczynia się niejako do powstania późniejszej tyranii myśliwych. „Władca much”, muszę przyznać, nie jest specjalnie wciągającą książką – w każdym razie, nie na poziomie fabularnym. Przygody chłopców pozostawionych samopas na Wyspie Skarbów nie są ani zaskakujące, ani jakoś specjalnie pociągające. Fabułę określiłbym raczej jako ilustrację do pomysłu Goldinga. Koncept wyraźnie przerasta opowieść, a wnioski płynące z „Władcy…” mogą być naprawdę niepokojące. Zwłaszcza zakończenie, które pozornie sprawia wrażenie domknięcia fabuły, w rzeczywistości zaś rozszerza ją. Pojawia się bowiem pytanie, czy rzeczywiście tylko dzieci – jak chciał Locke – są tabula rasa? A może także dorosłych można kształtować i zmieniać wedle upodobania? Bezludna wyspa jest oczywiście pewnym ekstremum, warto jednak zastanowić się, na ile świadomie panujemy nad własnymi sądami i przekonaniami, na ile zaś są one czyimś wytworem.
Tytuł: Władca much Tytuł oryginalny: Lord of the Flies ISBN: 978-83-08-04427-8 Format: 306s. 145×205mm Cena: 29,90 Data wydania: 11 lutego 2010 Ekstrakt: 80% |