Trafiła kosa na kamień. Tim Burton wykorzystał nieprzystającego do jakichkolwiek schematów literackiego klasyka o Alicji i jej osobliwej podróży do krainy dziwów, żeby przedstawić skonstruowaną podług własnych upodobań szaleńczą wizję filmową, w której odcisnęły się i kuriozalne pomysły pisarza, i niepowtarzalny styl reżysera. Rezultat tej ponadgatunkowej fuzji wspartej technologią komputerową odcina się wyraźnie od innych produkcji filmowych. Dajcie się namówić na zejście do króliczej nory!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Od początkowych etapów produkcji „Alicji w Krainie Czarów”, kiedy zaczęły pojawiać się informacje o szczegółach projektu, którego podjął się twórca „Charliego i fabryki czekolady”, istniała poważna obawa, że pod ciężarem animowanych postaci, skomputeryzowanego świata i robiącej szybką karierę techniki 3D, zaginie gdzieś wyróżnik ekranowych dzieł Burtona. Na szczęście niezależny twórca wierny własnego wyczuciu i doświadczeniu, nie poddaje się łatwo naciskom producenta i masowym preferencjom. Najwyraźniej Burton jest twórcą nieugiętym w realizowaniu własnych założeń, bo jego najnowszy film, chociaż zrobiony z rozmachem mającym na celu zadowolić masy, wciąż nosi cechy rozpoznawalne i charakterystyczne dla reżysera, takie jak czarny humor, abstrakcja, groteska i czyste filmowe szaleństwo nieograniczone prawami logiki. Stąd, komercyjny status „Alicji…” nie zmienia faktu, że jest to typowo Burtonowski film, choć w niektórych miejscach nieco rozmiękczony i rozjaśniony, to nadal uroczo zakręcony i na pewno dla wielu przez to ciężkostrawny. Niezależnie jednak od ilości zachwytów i cięgów, które film otrzymał i jeszcze otrzyma, wierność sobie gwarantuje Burtonowi szacunek fanów i przybliża film do prawdziwego ducha literackich eksperymentów Carrolla. Alicja ma 19 lat, głowę w chmurach i perspektywę małżeństwa z rudowłosym nudziarzem, Hamishem. Nie potrafi sprzeciwić się ograniczającym jej wolność żądaniom matki i siostry i ciągle tęskni za ojcem, który potrafił przekonać ją, że szaleństwo to tylko i wyłącznie objaw wyjątkowości. Podejście bohaterki szybko ulegnie zmianie, gdy oko kamery przemieści się poskręcanym tunelem króliczej nory z poukładanego, szarego światka XIX-wiecznej arystokracji w kolorową, nieobliczalną, zabawną, ale przy tym także mocno niepokojącą rzeczywistość Krainy Czarów. W tym krótkim przejściu przesunięciu zostaje poddana cała paleta barw użyta do odwzorowania dwóch realiów oraz granica wyobraźni użytej w procesie tworzenia ekranowej metafory. W świecie Alicji wszystko jest przygaszone i poprawne, w świecie Szalonego Kapelusznika – żywe, jaskrawe i przeczące zdrowemu rozsądkowi. Pomysły Carrolla wykorzystano w skonstruowaniu nieszablonowej baśni z bohaterką ulegającej przemianie charakteru. Umieszczenie właściwego baśniom przesłania usprawiedliwia łamanie wszelkich innych zasad snucia tego rodzaju opowieści. Ale wciąż potrzebna jest otwartość na upstrzony makabrą humor i upodobanie eskalacji dziwactwa, żeby „Alicję…” kupić z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wizję Burtona umacniają nie tylko piękne animacje, ale przede wszystkim aktorzy, także ci grający tylko głosem (Alan Rickman, Timothy Spall, Stephen Fry i Michael Sheen). Ulubieniec reżysera, Johnny Depp, stworzył postać Szalonego Kapelusznika od zera, nie posiłkując się żadnymi swoimi doświadczeniami przy budowaniu innych zwariowanych bohaterów, których w jego filmografii pełno. Dzięki temu, rola jest świeża i zaskakująca – Depp mógłby zagrać Kapelusznika nawet bez charakteryzacji i efektów specjalnych, a i tak robiłby piorunujące wrażenie. Równie znakomicie prezentuje się Helena Bohnam Carter jako Królowa Kier – czarująco mordercza, intrygująco wredna i zachwycająco niejednoznaczna. Cudowna w każdym calu. Perełką okazuje się również Anne Hathaway jako jej dobra siostra. Hathaway znowu udowadnia, że ma talent komediowy, ale w ogóle niewykorzystywany przez reżyserów i producentów, przez co aktorka rozmienia się na drobne w podrzędnych komediach romantycznych grając sympatyczną, ale nieodkrywczą siebie. O ile jednak Hathaway odnajduje się w konwencji rewelacyjnie, o tyle jej młodsza koleżanka, Mia Wasikowska, wypada na tle bardziej doświadczonych kolegów z planu po prostu bezbarwnie, chociaż widać, że nie brak jej umiejętności. Warto dlatego postawić pytanie, czy postać Alicji jako takiej ma w sobie przynajmniej odrobinę pikanterii i charakteru… W Polsce „Alicja w Krainie Czarów” została wypuszczona również z rodzimym dubbingiem, żeby ułatwić dzieciom zaznajomienie się z najnowszymi losami bohaterki Carrolla. Słuszność takiego rozwiązania może zdecydowanie zastanowić, bo film Burtona przemawia przede wszystkim na wielu poziomach do widza zorientowanego w kulturze popularnej. Odcięte (bezkrwawo) głowy, uczestnicy herbatki u Kapelusznika na rauszu, paląca ponad normę gąsienica, semantyczne gierki bliźniaków, mordercze żniwo Królowej Kier, atak Żaberzwłoka, wszechobecny cudzysłów i aura abstrakcji – wszystko to, choćby nawet niezbyt szokujące dla najmłodszych widzów, będzie dla nich nie do końca zrozumiałe, a trzeba zaznaczyć, że olśniewająca strona wizualna dużo traci bez pełnego wsiąknięcia w szalony świat wieloznaczności. W końcu także pierwowzór literacki nigdy nie był dziełem stworzonym z myślą o dzieciach. Dlatego lepiej odebrać „Alicję…” Burtona jako surrealistyczną opowieść o moralnym dojrzewaniu, sile wyobraźni. inności i akceptacji tego, co odstające od głównego nurtu - przez otoczenie, ale przede wszystkim przez siebie. A także jako kpiące sobie z założeń kina rozrywkowego widowisko bez zahamowań.
Tytuł: Alicja w Krainie Czarów Tytuł oryginalny: Alice in Wonderland Obsada: Johnny Depp, Anne Hathaway, Michael Sheen, Helena Bonham Carter, Alan Rickman, Crispin Glover, Mia Wasikowska, Stephen Fry, Christopher Lee, Timothy Spall, Marton Csokas, Noah Taylor, Matt Lucas, Eleanor Tomlinson, Lindsay Duncan, Barbara Windsor, Frances de la Tour, Tim Pigott-SmithRok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 5 marca 2010 Gatunek: familijny, przygodowy Ekstrakt: 90% |