 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
KW: Ja po prostu potwierdzam Twoje zdanie, że film jest niespójny, a jest niespójny, bo nie było consensusu co do klimatu całości, czego przejawem były zmiany i dokrętki na życzenie widzów – co nigdy na dobre nie wychodzi. Gdyby całość była mroczniejsza, pewnie byś mniej narzekał, a ja nadal się wzruszał. Gdyby była bardziej „familijna”, pewnie byłaby spójniejsza i bardziej masowa, ale mniej poruszająca. Krew nie ma tu nic do rzeczy. PD: A wracając do ról rodziców – nie wiem, czy nawet lepsi aktorzy poradziliby sobie z takim materiałem. KW: W sumie trudno mi sobie wyobrazić lepszą kandydaturę od Rachel Weisz. PD: E tam, weźmy Jennifer Connelly, Hilary Swank, Natalie Portman, Amy Adams… A to tylko pierwsze, które akurat przyszły mi na myśl. Może nie od razu lepsze od Weisz, ale moim zdaniem mogłyby z równym powodzeniem wystąpić w tak niewymagającej roli. Podobnie faceci – Wahlberg nie był przecież pierwszym czy jedynym kandydatem – Ryan Gosling zrezygnował już po rozpoczęciu zdjęć z powodu „różnic artystycznych”. Wcale mu się nie dziwię. KW: W takim razie szejm on ju Peter, bo Gosling rzeczywiście mógłby wykrzesać z tej roli dużo więcej. PD: Nie wydaje mi się. W tak skrojonej roli należało trochę popłakać i trochę się powściekać – to drugie oczywiście wychodzi Wahlbergowi dużo lepiej, jednak moim zdaniem nie jego rola położyła ten film, ale brak pomysłu u Petera Jacksona na spięcie spójną klamrą wielu różnych konwencji. KW: No to wróciliśmy do punktu wyjścia. Dobra – masz nożyczki i budżet na dokrętki – jak byś przerobił ten film, żeby był lepszy? PD: Uwierzyłbym w wyobraźnię bohaterki i rozbudował zaświaty poza łąki i plażę. Albo w ogóle bym z nich zrezygnował, tylko uczyniłbym Susie duchem, który obserwuje poczynania rodziców i swojego mordercy, będąc obok, na wyciągnięcie ręki, a nie mogąc nic zrobić. Rozbudowałbym role rodziców i konflikt małżeński, czyli nie kazałbym Rachel Weisz nigdzie wyjeżdżać. Wyrzuciłbym odczapistyczny wątek babci i wątek dziewczyny-medium. Nie kończyłbym filmu jakimś idiotycznym Soplem Sprawiedliwości, tylko pokazałbym, że zło może pozostać bezkarne, żeby jeszcze mocniej zaakcentować pesymistyczną wymowę całości. Tyle na szybko, ale nie każ mi tu nagle pisać całego treatmentu i robić storyboardów…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
KW: Nie, nie, całkiem dobrze Ci poszło. Zgadzam się na pewno w kwestii niepotrzebnego doprecyzowania końcówki – bezkarne zło nie jest lubiane przez widzów, ale na pewno służy sile wymowy filmu. Zapewne część rzeczy, które wymieniasz, wynikało z potrzeby powielania fabuły pierwowzoru literackiego (którego nie znam) i tu rzeczywiście przydałaby się większa odwaga adaptacyjna (ciekawe, że Jackson w przypadku „Władcy pierścieni” taką odwagę miał). Natomiast zostawiłbym zaświaty. Duchy tłukące się po pokojach to standard, a za zaświaty biorą się nieliczni. Zresztą zwykle ze słabym wynikiem – weźmy choćby „Między niebem i piekłem”, które przecież do zaświatów podeszło całkiem ambitnie (te malarskie inspiracje) i położyło się na całej linii. PD: Jako wyciskacz łez nie było znowu takie złe… Przyznam Ci się szczerze, że wolałbym trafić do takich zaświatów, jak Robin Williams tam, niż jak Susie tu. Ale w sumie zgodzę się, że pójście w stronę mrocznego „Uwierz w ducha” chyba nie byłoby jednak najlepszym pomysłem. Na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do roli Tucciego – jak dla mnie najmocniejszego punktu tego nieudanego filmu. Miał pecha, że w rywalizacji oscarowej trafił na Christopha Waltza, nie uważasz? Niewiarygodne jednak, że w ogóle do Oscara był nominowany po raz pierwszy! Weź jego dwie ubiegłoroczne role – pedofila z „Nostalgii” i kochającego mężusia z „Julie i Julii” – skrajnie różne, a obie znakomite. Dlatego jakkolwiek najnowszy film Jacksona mnie nie porwał, tak uważam, że dla Tucciego warto go obejrzeć.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
KW: Spojrzałem sobie na filmografię Tucciego i jednak stwierdzam, że rok 2009 może być dla niego przełomem. Pojawiał się oczywiście często, były to nieraz ciekawe role, ale chyba nie było żadnej tak mocno zapadającej w pamięć. A w 2009? Dwie wyraziste, znakomite, zapadające w pamięć i jakże odległe od siebie. Faktem jest, że Tucciemu udało się zagrać rolę kompletnie odległą od jego typowego emploi. Bardzo ciekawie wyszło to na ceremonii Oscarowej. Siedzi sobie na widowni sympatyczny człowieczek, a my oglądamy zbitek scen, w których ów człowieczek jest naprawdę parszywym, obleśnym i przerażającym ludzkim potworem. Kurcze, widać było, że sam Tucci jest zakłopotany tym wizerunkiem. PD: Ale moim zdaniem od dawna nie można mówić o „typowym emploi” Tucciego. Faktem jest, że przez długie lata dał się poznać jako specjalista od drugoplanowych ról drobnych rzezimieszków i gangsterów, ale w nowym milenium był już naukowcem („Jądro Ziemi”), zimnym biurokratą („Terminal”), latynoskim instruktorem tańca („Zatańcz ze mną”), projektantem gejem („Diabeł ubiera się u Prady”), a nawet Stanleyem Kubrickiem („Peter Sellers: Życie i śmierć”). KW: Ale świat zwrócił na niego uwagę po roli mordercy-pedofila. Ot, kino. |