Galeria Arsenał w Białymstoku zaprasza w marcu na dwie wystawy młodych artystów: „Girl Power!” (Marta Mariańska, Aneta Ptak, Zuzanna Pyda, Ada Karczmarczyk, grupa Virgins Delux Editions, Dominika Olszowy, kurator: Marek Wasilewski) oraz „Karol Radziszewski – Ćwiczenia na równowagę” (kurator: Monika Szewczyk). Obie wystawy zostały otwarte 12 marca i dostępne będą do 11 kwietnia 2010.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Termin „girl power” narodził się jako fenomen kulturowy w połowie lat 90. XX wieku za sprawą popularnej brytyjskiej grupy Spice Girls. Często łączony jest z feminizmem trzeciej fali. W 2001 roku Oxford English Dictionary zdefiniował ten termin jako rodzaj siły wyrażanej przez dziewczęta i młode kobiety, polegającej na manifestowaniu swojej asertywności, ambicji i indywidualizmu. Używany także jako rodzaj sloganu termin ten związany jest z muzyką popularną, a także z ruchem Riot Girl (lub Riot Grrrl) w Stanach Zjednoczonych. Profesor Susan Hopkins w swoim eseju z roku 2002 „Girl Heroes: the New Force in Popular Culture” zauważyła korelację pomiędzy „girl power”, Spice Girls oraz zjawiskiem female action heroes (jak np. Lara Croft, Electra itp.) w kulturze popularnej końca XX wieku. Także teoretyczka mediów Kathleen Rowe Karlyn w swoim artykule „Scream, Popular Culture, and Feminism’s Third Wave: I’m Not My Mother” oraz Irene Karras w „The Third Wave’s Final Girl: Buffy the Vampire Slayer” sugerują związki „girl power” z feminizmem trzeciej fali. Frances Early i Kathleen Kennedy we wstępie do „Athena’s Daughters: Television’s New Women Warriors” omawiają związki pomiędzy girl power oraz nowym obrazem kobiety wojownika w kulturze popularnej. Bardzo istotnym aspektem zjawiska girl power jest jednoczesne manifestowanie seksualności i asertywności. Wystawa „Girl Power!” w białostockiej Galerii Arsenał pokazuje prace absolwentek Wydziału Komunikacji Multimedialnej poznańskiej ASP (2009): Marty Mariańskiej, Anety Ptak, Zuzanny Pydy, Ady Karczmarczyk, grupy Virgins Delux Editions oraz Dominiki Olszowy. Ich prace doskonale wpisują się w klimat terminu „girl power” – łączą w sobie młodość, samodzielność i asertywność. Poruszają się w obszarze kultury popularnej, muzyki i kina. Ważne jest także dla nich definiowanie obszaru własnej tożsamości zarówno w aspekcie genderowym, indywidualnym jak i społecznym. Prace te łączą w sobie młodzieńczą energię, wysoką jakość warsztatową z dystansem, poczuciem humoru oraz inteligentną prowokacją. Balans w bieli Stanąć na jednej nodze. Albo zrobić jaskółkę. Zachowanie poczucia równowagi gwarantuje stabilność ciała, umożliwia poruszanie się i orientację przestrzenną. Jego brak natychmiast podważa poczucie bezpieczeństwa, wyłączając ciało spod władzy umysłu. Zaburzenia równowagi, jak jednak dobrze wiadomo, nie wynikają najczęściej z braku „ćwiczeń”, ale są klinicznymi objawami innych zaburzeń funkcjonowania organizmu. Cóż więc tak naprawdę robią postaci na obrazach Karola Radziszewskiego – na przykład ci dwaj symetrycznie klęczący naprzeciw siebie chłopcy ze świecznikami w dłoniach, chwytający drugą ręką własną stopę w absurdalnym, dziwacznym układzie? Albo mężczyzna w pokoju, gdzie uwagę przede wszystkim przykuwają gęsto wiszące obrazy, który, trzymając stołek, z przymkniętymi oczami opiera głowę o ścianę? Stylizacja – wnętrza, ubrania, fryzury – wskazuje na odległość w czasie i inną epokę, podobnie jak kreska, przywołująca od razu skojarzenie z ryciną, a nie współczesnym, neutralnym stylem technicznym. Sceny obramowane są czarną, miękko poprowadzoną linią-ramą, podkreślającą kadr kompozycji. Na innych, również wyłącznie linearnych kompozycjach postaci przypominają z kolei figuratywne piktogramy na abstrakcyjnym białym tle. Cykl nowych obrazów, zatytułowany „Ćwiczenia na równowagę”, oparty został na rysunkach instruktażowych z rozmaitych starych podręczników, dotyczących głównie tytułowego treningu balansu i udzielania pierwszej pomocy. Bohaterami wszystkich prac są postaci męskie – pierwotnie służące jako reprezentacje „uniwersalnego człowieka”, modele do działań w odniesieniu do ciała. Są to zarówno zbliżenia ukazujące jedynie głowę, które w nowym wydaniu przekształcają się w portrety, jak i przedstawienia całopostaciowe czy wręcz sceny rodzajowe. W tle pojawia się dodatkowy sztafaż – akrobaci na drabinkach, harcerze nad rzeką i w lesie, podział na poszkodowanych i spieszących z pomocą. W dekoracyjnych wnętrzach mieszkalnych odbywają się dziwne praktyki – w zapiętych surdutach i bez śladu estetyki typowej dla dwudziestowiecznej kultury fizycznej uprawiane są ćwiczenia na granicy gimnastyki, lekkiego dziwactwa czy parateatralnej inscenizacji. Sceny te przypominają raczej wizualizacje sennych absurdów i tajemniczych rytuałów niż rzeczywiste zabiegi zdrowotne.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Para harcerzy nad rzeką ratuje dwóch kolegów – ale ćwiczenia osobliwe przenikają się z ilustracjami rzeczywistej sytuacji, więc nie wiadomo, czy ci ostatni faktycznie wyglądają tak marnie w wyniku podtopienia, czy też tak skutecznie wczuwają się w rolę. Neutralność obrazowania i skupienie na technice ratowania czy ćwiczenia kontrastują z wprowadzonymi fabularnymi sceneriami i interakcjami, które ulegają zaburzeniu – naturalistycznie oddane wypadki napotykają podejrzanie spokojnych ratowników, którzy wydają się być bardziej skupieni na relacji z bezwładnym ciałem niż na czynnym udzielaniu pomocy. Skądinąd ćwiczenie równowagi, poza podstawowym sensem – koniecznością zachowania balansu przy poruszaniu się czy płynności ruchów, odnosi się także do techniki sportu czy walki, gdzie balans okazuje się kluczowy, a jego utrata oznacza przegraną bez względu na siłę i umiejętności. Stąd też te, często zupełnie statyczne, „miękkie”, a przez to bliższe asanom czy medytacji, ćwiczenia wprowadzają nagle ciężkogatunkową cielesność w wymiar bardzo lekki – tak jak lekko i zwinnie, przenosząc odpowiednio ciężar ciała, unika się w ostatniej chwili upadku. Rysunki stają się obrazami dzięki przeniesieniu na zagruntowane jedynie frontalnie płótna, jakby na białe kartki papieru naklejone na blejtram. Czy też, jak w przypadku jednej z prac, rozszerzają się na całą ścianę jako mural – ogromny wizerunek oka, zapewne z ciałem obcym w środku. Malarstwo w tym wypadku polega na wydobyciu i zmaterializowaniu linearnej formy w obiekcie obrazu oraz podkreśleniu cech stylistycznych każdego z anonimowych twórców oryginalnej kreski dzięki zmianie skali i powiększeniu pierwotnie niewielkich ilustracji. Jednocześnie ostatnią, autorską warstwą staje się właśnie kolejna „ręka”, tym razem artysty, który znalezione motywy kadruje i umieszcza w nowym zestawie i kontekście. Manualność malarstwa zawiera się w drobnych, przypadkowych plamkach farby, które nie wiadomo czy przynależą bardziej do oryginału druku i zostały wiernie odtworzone, czy też są specjalnie wprowadzonym zakłóceniem, przypominającym o „niedoskonałości” kopii. Zreprodukowane obrazy Radziszewskiego ponownie tracą swoją malarskość i zamieniają się w ilustracje drugiego stopnia – po raz kolejny sprowadzone do całkowicie płaskiej, linearnej kompozycji, stanowiąc ilustracje obrazów ilustracji. Cykl kompozycji składa się również na rodzaj szkicownika, zapisu rysunkowych ćwiczeń w przedstawianiu układów ciała, stworzonego jakby z zamiarem skonstruowania właściwej figuratywnej kompozycji malarskiej – tyle że wzorem nie są żywi modele, ale intencjonalnie uproszczone już figury, pierwotnie mające skupiać uwagę czytelnika na sytuacjach, a nie cechach szczególnych postaci. Ta uniwersalność okazuje się jednak pozorna – postać na portrecie, z malowniczo, niczym maseczką, zabandażowanym nosem, ma rysy komiksowego bohatera vintage z wydatną żuchwą i nienaganną fryzurą, o nieco melancholijnym spojrzeniu. Podobnie odchylona głowa ratowanego epileptyka wydaje się jakąś aranżacją. Ratowani, ratujący oraz ćwiczący zajmują się praktykowaniem ciała w statycznych, spowolnionych układach. Abstrakcyjność sytuacji i czynności raczej uruchamia wyobraźnię, niż chłodno instruuje, wzmagając ciekawość co do całości fabuły, z której pochodzą pojedyncze sceny. Zwłaszcza że częściowo wydają się one ze sobą łączyć lub ilustrować przynajmniej fragmenty określonej opowieści. Jak ta o przygodach skautów w lesie i nad rzeką, gdzie harcerze ratują omdlałego kolegę i współdziałają w niesieniu pomocy. „Ćwiczenia na równowagę” wpisują się w zainteresowanie Karola Radziszewskiego potencjałem określonych form i reżimów przedstawień męskiej cielesności, podobnie jak powstały niedawno cykl czarno-białych fotografii „MARIOS DIK”, odwołujący się do skanonizowanej poprzez dokumentację estetyki performance z lat 70. I w jednym, w drugim przypadku ciało przywrócone jest w wymiarze fizycznym, mimo nadanej mu przez sytuację i kontekst innej roli (performera, ofiary wypadku, uniwersalnego człowieka). To także kolejna próba oderwania, tym razem w ramach medium malarstwa, wizualnego przekazu i formy od materii obrazu, jak również przefiltrowania charakterystycznej czarnej linii przez zapożyczoną stylistykę. Cykl składa się na nielinearną fabułę, czy też fragmentaryczną całość, gdzie poszczególne części funkcjonują jako elementy bardziej rozbudowanej narracji, której złożenie – czy też stworzenie – pozostaje wyzwaniem dla widza. Galeria Arsenał15-222 Białystok, ul. Mickiewicza 2 tel. +48 85 742 03 53, +48 85 744 76 40 fax +48 85 742 85 60 Czynne: codziennie (z wyjątkiem poniedziałków i dni poświątecznych) w godz. 10.00 – 17.00 Wstęp: bilet normalny 6 zł, ulgowy 3 zł, w czwartki wstęp wolny
|