powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (XCV)
kwiecień 2010

Je myszy i muchy, i męczy go Artek
David Almond ‹Skrzydlak›
Gdyby tak wydać „Skrzydlaka” jako powieść dla dorosłych! To oszczędna proza, ale bynajmniej nie prosta: trochę brudna, trochę cudowna i bardzo prawdziwa. Kończysz czytać i jeszcze przez jakiś czas chodzi ci po głowie: „Znalazłem go w garażu, w niedzielne popołudnie. Leżał w ciemnościach, między skrzynkami po herbacie, w kurzu i brudzie”.
Zawarto¶ć ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kim jest autor „Skrzydlaka”? Wpisuję do Google: „David Almond”. Czytam o laureacie „Małego Nobla”, czyli Nagrody Andersena, przyznawanej przez Stowarzyszenie IBBY, która zaledwie rozpoczyna listę wielu innych prestiżowych wyróżnień. Brytyjski Amazon proponuje mi kolekcję sześciu powieści za cenę 36 funtów. Zamówiłabym, gdyby było mnie stać. Pamiętam, jak dziesięć lat temu czytałam „Skrzydlaka” po raz pierwszy, przepełniona dziecięcą fascynacją, zdumiona, że tak można pisać. Potem był znakomity „Powrót z bezkresu”, a później… A później Prószyński przestał Almonda publikować. Dopiero rok temu nakładem Zysku ukazał się „Dzikus” – efekt współpracy z Dave’em McKeanem. Zysk również stoi za wznowieniem „Skrzydlaka”. Oczywiście, że się z niego cieszę – choć z drugiej strony, gdy czytam o „niezwykłej istocie”, „trochę aniele, trochę sowie”, o „cudownym darze”… nóż się w kieszeni otwiera. Bo powieść Almonda zasługuje na coś więcej niż zamknięcie w szufladzie tak łatwo banalizowanej „literatury dziecięcej”. Stoją mi przed oczyma koszmarne rysunki Joanny Sedlaczek – już kiedy miałam lat dziesięć (ot, takie skromne wyznanie), wiedziałam, że są nie na miejscu, że „Skrzydlakowi” lepiej by było z plamami à la pan Waldemar Świerzy. Może stąd właśnie wynika problem z Almondem, ilustracje, opisy zupełnie nie przystają do treści, do tych czterdziestu sześciu króciutkich rozdziałów, które dziecku mogą zupełnie zmienić sposób pojmowania literatury, a dorosłego zadziwić wrażliwością, precyzją opisu, bogactwem skojarzeń?
Ta „niezwykła istota”, „trochę anioł, trochę sowa” – to bezdomny, którego Michael znajduje w starym garażu. Że bezdomny nie jest zwykłym żulem, wiadomo od razu (poniekąd sugeruje to sam tytuł), lecz ze skrzydłami czy bez, Skrzydlak nie różni się wiele od zgorzkniałego kloszarda: jest małomówny, opryskliwy i śmierdzi mu z ust. Piwo („małe ciemne”) nazywa nektarem bogów. Michael przynosi mu resztki chińszczyzny wygrzebane ze śmietnika, sajgonki i wieprzowinę char sui, grzyby i kiełki, numery w menu: 27 i 53. Skrzydlak je swoimi powykrzywianymi rękami, mlaszcze i oblizuje palce. Zanim zjawił się Michael, jadł myszy i małe owady. Cierpi na artretyzm, pieszczotliwie zwany Artkiem. Nie prosi o pomoc.
Tak właśnie styka się tu konkret z metafizyką. Grożące zawaleniem budynki, zapach szpitala, w którym maleńka siostra Michaela walczy o życie, faule na szkolnym boisku i jeszcze raz – chińszczyzna z pobliskiej knajpki. Tajemnice, te tutaj (kim jest Skrzydlak?) i te z odległej przeszłości (czy łopatki są pozostałością po skrzydłach?). Michael, przeciętny, choć bystry dwunastolatek, poznaje Minę, dziwną dziewczynkę z sąsiedztwa, którą samotna matka, zamiast posyłać do szkoły, karmi mitologią i Williamem Blake’em. Fantastyka wyrasta z brutalnej, szarej rzeczywistości, rodzinnych dramatów, bolączek dorastania. Bo „Skrzydlak” jest powieścią inicjacyjną. Tylko dojrzewanie nie ma tu nic wspólnego z walką między Dobrem a Złem, buntem czy pierwszym seksem. Almond pokazuje, jak zmienia się percepcja dwunastolatka, jak Michael zaczyna „widzieć pewne rzeczy wyraźniej”, jak odsłania się przed nim wielopłaszczyznowość świata. Poważne rozmowy z dorosłymi, troska o siostrzyczkę w inkubatorze, poezja i nauka przyjmowane bardzo osobiście, co nie znaczy, że infantylnie, ślizganie się pomiędzy tym, co zwyczajne, a tym, co niesamowite. Przy czym nie ma tu wielkich gestów i dziecinnego radykalizmu – czytanie Williama Blake’a nie wadzi piłce nożnej. Michael doświadcza cudów, ale jednocześnie uczy się żyć. Tak po prostu.
Źle się pisze o książkach tak dobrych. Jeszcze gorzej – o książkach pięknych. Z trudem przechodzą takie słowa przez palce; jak nie zbanalizować tej literackiej magii? Więc kończę. Czytajcie. Swoim dzieciom także. Jeśli już nie są zupełnie małe i płakały po „Braciach Lwie Serce”.



Tytuł: Skrzydlak
Tytuł oryginalny: Skellig
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-392-9
Format: 180s. 162×208mm
Cena: 25,–
Data wydania: 23 marca 2010
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

54
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.