powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (XCVI)
maj 2010

Autor
Off Plus Camera 2010: Na przekór Bollywoodowi
W repertuarze tegorocznego festiwalu Off Plus Camera pojawiły się dwie niezwykle interesujące sekcje, które wyraźnie odcinały się na tle innych działów programowych - 15 lat Festiwalu Pusan czyli kino azjatyckie oraz Nowe Kino Indii. Tę ostatnią sekcję uświetniła wizyta dwojga znakomitych indyjskich reżyserów, Kabira Khana i Aparny Sen, którzy spotkali się z widzami podczas panelu dyskusyjnego i uczestniczyli w pokazach swoich najnowszych filmów.
„Harishchandrachi Factory”
„Harishchandrachi Factory”
Na początku Nowe Kino Indii miało być sekcją Nie tylko Bollywood, ale niestety nazwa została zarezerwowana przez wydawców książki-zbioru artykułów o tym samym tytule. Kryła się za tym idea przedstawienia publiczności festiwalowej filmów indyjskich znacznie różniących się od reklamowanych stereotypami i regularnie mieszanych w Polsce z błotem bollywoodów. Indie, będące państwem wielokulturowym i pod każdym względem złożonym, oferują przecież mnóstwo alternatyw: filmy pochodzące z różnych części kraju, a nie tylko z północy (czyli z Bollywood właśnie) oraz kino niezależne. Przykładu nie trzeba szukać długo, bo na festiwalu istniała możliwość obejrzenia europejskiej premiery świetnej, baśniowej i eterycznej produkcji bengalskiej w reżyserii Aparny Sen, legendy kina indyjskiego, która kiedyś pracowała jako aktorka, a teraz reżyseruje. Podczas 4. edycji Biletu do Bollywoodu, wbrew mylącej nazwie imprezy, pokazano jeden z najsłynniejszych jej filmów „Pan i Pani Iyer”, opowiadający historię dwójki ludzi spotykających się w ekstremalnych okolicznościach niebezpiecznych zamieszek. W tym roku krakowski festiwal dał polskim widzom szansę zapoznania się z kolejną perłą w dorobku reżyserki – „The Japanese Wife”. To niezwykle delikatna, wręcz zwiewna w charakterze, opowieść o Swehamoyu, indyjskim wiejskim nauczycielu i jego listownej przyjaciółce – japońskiej dziewczynie, Miyage. Znajomość rozwija się tylko i wyłącznie za pomocą listów, a dzięki umowie między bohaterami związek szybko zamienia się w małżeństwo na odległość, w którym wierność i bliskość emocjonalna nadrabiają dystans fizyczny. Mimo że Swehamoy i Miyage nigdy się nie spotkali, informują się o każdym szczególe z życia codziennego, zachowują szczerość i przywiązanie ponad barierą odległości i rozbieżności kulturowej. Aparna Sen powiedziała podczas rozmowy z widzami: „Subtelność, czułość i baśniowość tej opowieści wydała mi się wręcz surrealistyczna. To fikcyjna historia, która ma w sobie tyle ciepła, że działa kojąco, jest jak balsam”. Na pytanie, czy kino powinno raczej poruszać prowokujące, trudne kwestie, czy też może oferować widzom barwną fikcję, reżyserka twierdzi, że konieczne jest osiągnięcie złotego środka. „Filmy nie mogą wprowadzać na świecie zmian, ale jeśli spowodujemy, że historia o ludziach poruszy widzów i sprawi, że zaczną oni myśleć o danym problemie, to będzie to już zalążek zmian w ich sposobie myślenia. I to oznacza sukces filmowca” – mówi.
„The Japanese Wife”
„The Japanese Wife”
Podobnie myśli Kabir Khan, który do Krakowa przyjechał promować swój drugi film fabularny „New York”. Z tym, że Khan, były dokumentalista, chętniej wprowadza do swoich filmów – chociażby w tle – tematy polityczne. Reżyser zasłynął z upolitycznionego i pozamainstreamowego debiutu fabularnego „Kabul Express”, opowiadającego o piątce bohaterów przebywających w Afganistanie: dwojgu reporterów mających za zadanie nakręcić dokument o Talibach, fotografce, miejscowym, Talibie… Jednak mimo sukcesu artystycznego, Kabir Khan miał duże kłopoty ze znalezieniem pieniędzy na kolejny projekt. Jak sam twierdzi, po długich poszukiwaniach scenariusz sposobał się Aditcie Choprze, reżyserowi, scenarzyście i reprezentantowi legendarnej wytwórni filmowej Yash Raj Films. W ten sposób firma znana z kina głównego nurtu, pełnego gwiazd i składników charakterystycznych dla massala movies, wzięła pod swoje skrzydła „New York”, film przedstawiający historię trojga przyjaciół z problemem terroryzmu i politycznych konsekwencji 11 września w tle. Na ekranie widać efekty tej współpracy: w obsadzie znalazły się głośnie nazwiska (John Abraham, Katrina Kaif, Irfan Khan etc.), a formuła filmu bliższa jest Bollywoodowi, niż poprzednia produkcja Khana. Sam reżyser twierdzi, że „New York” nie stanowi przykładu kina politycznego podejmującego temat międzynarodowego terroryzmu. Polityka pełni tu rolę ważnego tła dla historii ludzkiej, w której emocje i działania bohaterów liczą się najbardziej. „To wielka radość, że film tak świetnie poradził sobie w box offisie („New York” w ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania zarobił 350 milionów rupii – przyp. ED), daje mi to większe możliwości na przyszłość. Szkoda, że dużo osób nie wybrałoby się jednak na film odchodzący od głównego nurtu, gdyby nie gwiazdy i promocja dużego studia. Cóż, jeśli gwiazdy sprawią, że ludzie faktycznie postanowią się z danym filmem zapoznać, to warto je zatrudniać” – mówi Khan. Później, po oficjalnej części spotkania, dodaje, że gdyby zaangażował Shahrukha Khana, to pewnie miałby u producenta nieograniczony kredyt, ale wielu gwiazdorów, mimo umiejętności aktorskich, tkwi w ograniczeniach swojego wizerunku. Także Shahrukh. Przy filmach nie wspieranych od początku przez producenckiego kolosa, reżyser musi namówić wymarzonego aktora do współpracy samodzielnie, przekonując samym scenariuszem. Aparna Sen przytakuje i potwierdza słowa kolegi ostrym jak brzytwa komentarzem: „W środowisku często się mówi, że reżyser pełni rolę alfonsa”.
„Paa”
„Paa”
Kabir Khan i Aparna Sen zjawili się w Krakowie niespodziewanie, bo dopiero w piątek (piątego dnia festiwalu), podczas gdy spotkanie z nimi zaplanowano na poniedziałkowy początek imprezy. Dlatego też zupełnie nagle przygotowany panel dyskusyjny z udziałem widzów nie był tłumnie oblegany. Na spotkaniu zjawili się jednak głęboko zaangażowani w kino indyjskie i zorientowani w temacie miłośnicy tamtejszej kinematografii. Reżyserzy nie kryli podziwu: „Wiecie więcej od nas. To przyjemność rozmawiać z tak dobrze poinformowanymi widzami”. W oficjalnej części panelu nie brakowało ciekawych tematów i pytań. Aparna Sen mówiła o postrzeganiu Indii przez pryzmat Bollywoodu, co daje fałszywe pojęcie o tym wielokulturowym i wielojęzycznym kraju. Dominacja w wyobraźni zagranicznych widzów oraz karmienie innych rynków filmowych stereotypami na temat indyjskiego kina to główny grzech związany z Bollywoodem i jego pozycją na świecie. Reżyserzy nie kryją ogromnej sympatii dla Bollywoodu, massala movies, muzyki i gwiazd, chociaż Aparnie Sen nie podoba się termin Bollywood, sugerujący, że indyjski mainstream z północy to lokalna kopia Hollywoodu, młodszy brat, a nie niezależny przemysł. Razi ją również spychanie dobrego kina niezależnego w cień, jakby inny obraz Indii w kinie w ogóle nie istniał. Sen chętnie opowiada anegdotę związaną z tym tematem: „W Wielkiej Brytanii moja znajoma powiedziała mi, że wybiera się na przyjęcie w stroju indyjskim. Zapytałam ją, co to według niej znaczy, bo przecież nie ma jednego stroju indyjskiego, bo też nie ma jednej kultury indyjskiej. Na co usłyszałam: No tak jak Aishwarya Rai w Devdasie”. I oto jak kino popularne kształtuje postrzeganie świata…
Autorka „Pana i pani Iyer” chętnie opowiada o festiwalowym filmie, „The Japanese Wife”. Japońska aktorka grająca Miyage nie znała słowa po angielsku i musiała zostać zdubbingowana. Nie przeszkodziło jej to jednak w stworzeniu przekonującej roli. Pytanie o wcielającego się w Swehamoya Rahula Bose spotyka się z dużym entuzjazmem ze strony reżyserki: „Rahul był zachwycony postacią, którą miał zagrać. Chociaż jest zupełnie innym człowiekiem, sportretował prostego wiejskiego nauczyciela znakomicie. Znamy się bardzo długi i nie ma rzeczy, której Rahul by dla mnie nie zagrał”. W tym kontekście pojawia się kwestia bardzo subtelnie nakręconej sceny masturbacji bohatera. Widać w niej tylko twarz bohatera, więc na pewno było to wyzwaniem dla aktora. Aparna Sen opowiada: „Rahul nie miał żadnych problemów z tą sceną, ponieważ była potrzebna. Nie myślał nawet w tych kategoriach. Inną sprawą, że kobiety w wiosce (w której był kręcony film – przyp. ED) zaczęły zbierać się w pobliżu. Zaczynałam się tym niepokoić. Cenzorzy indyjscy zrozumieli scenę doskonale i chcieli albo ją wyciąć, albo dać filmowi wyższą kategorię wiekową. Od razu wybrałam kategorię”.
Oboje – Kabir Khan i Aparna Sen – mówią również o swoich planach i przyszłych projektach. Khan skończył już tworzenie scenariusza, ale nie zdradził żadnych informacji na jego temat w mediach. Dopiero w Krakowie powiedział, że kolejny film będzie thrillerem, w którym jednak tło polityczny nie będzie tak eksplicytne jak w „Kabul Express” i „New York”. Aparna Sen, niezwykle zadowolona z zainteresowania polskich widzów, opowiada o projekcie podejmującym temat wielkiej divy, która na starość zaczyna wspominać swoją młodość. Bohaterkę zagra sama pani reżyser oraz jej córka – znakomita aktorka, Konkona Sen Sharma. Wzmianka o Konkonie wznieca natychmiast rozmowę o pracy na planie filmowym matki i córki. „Jest i łatwiej, i trudniej – mówi reżyserka – z jednej strony świetnie się rozumiemy, z drugiej relacje emocjonalne często przeszkadzają w pracy”. Aparna Sen wspomina swoją współpracę z Konkoną przy filmie o schizofreniczce, „15th Park Avenue” : „Nie musiałam jej nic mówić, bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby nie zburzyć równowagi, jaką osiągnęła. Ponieważ schizofreniczki często o siebie nie dbają, Konkona specjalnie nie smarowała kremem ust, żeby były popękane. To właśnie niesamowita dbałość o szczegóły stworzyła rolę”.
Po zakończeniu oficjalnej części spotkania, fani podchodzili do reżyserów, prosili o autografy, zadawali dodatkowe pytania. Niestety, nie mogli pochwalić się polskimi wydaniami filmów „Kabul Express” i „Pan i pani Iyer”, na których artyści składali podpisy, ponieważ obie produkcji nie zostały wydane na polskim rynku. To tym bardziej wzmocniło przekonanie reżyserów o zaangażowaniu polskich miłośników kina z Indii. Rozmowa zmienia się w sympatyczną pogawędkę, a Kabir Khan wyraża opinie o gwiazdach Bollywoodu. Aparna tylko komentuje: „John Abraham jest przystojny, nie sądzicie? Podczas seansu „Jism” wysyłałam mu całusy w stronę ekranu”. Mile zakończony panel zostawia w ten sposób fantastyczne wrażenia tak u widzów, jak i u twórców.
W sekcji Nowe Kino Indii pojawiły się jeszcze następujące tytuły: „Paa”, „Road to Sangam”, „Abohoman”, „Harishchandrachi Factory”, „Well Done Abba” i „Kerala Cafe”. Z okazji premiery „Paa” na festiwalu miał się zjawić gorąco oczekiwany gwiazdor Bollywoodu, Amitabh Bachchan, oraz reżyser filmu – Balki. Obaj nie dojechali z powodu chmury pyłu wulkanicznego i blokady ruchu lotnicznego, nie przeszkodziło to jednak w hucznej premierze „Paa” na skalę europejską. Film opowiada o dwunastolatku dotkniętym progerią, chorobą genetyczną powodującą, że organizm starzeje się w bardzo szybkim tempie, a dziecko wygląda na starca. Fabuła kręci się wokół relacji bohatera z Amolem, indyjskim posłem i politykiem, który już na początku seansu okazuje się ojcem chłopca. Amol jako jedyny na i przed ekranem trwa w niewiedzy, co daje okazję opisania relacji bohaterów pozbawionej ciężaru pokrewieństwa, a następnie już w kategoriach ojciec-syn. Ciekawostką produkcji stała się aktorska zamiana ról Bachchana seniora i Bachchana juniora. Abhishek Bachchan gra bowiem w „Paa” ojca, a Amitabh – chorego syna, za co został zresztą nagrodzony prestiżową Filmfare Award dla najlepszego aktora. Balki opowiada historię chłopca i jego ojca nowocześnie, bez sentymentalizmu, choć z uczuciem, chociaż jego filmowi brakuje konkretnej refleksji i przysłowiowej iskry, która przeistoczyłaby produkcję w dzieło filmowe. Jednak „Paa” to wciąż jedna z ciekawszych propozycji kina indyjskiego ostatnich miesięcy.
Wisienką na torcie tej niezwykle udanej sekcji wydaje się być inteligentny, zabawny i edukacyjny „Harishchandrachi Factory” Paresha Mokashiego. Trudno wyobrazić sobie lepszy pomysł, niż ujęcie w programie kina indyjskiego filmu o…początkach kina indyjskiego. W 1913 roku D.G. Phalke zafascynowany pierwszymi filmami niemymi przywiezionymi do Indii przez Brytyjczyków, wypuszcza pierwszą indyjską epopeję filmową – „Raja Harishchandra”. Historyczny film niemy o królu Harishchandrze przyciągnął tłumy i dał początek ogromnej i prężnej kinematografii, która zdobyła popularność nie tylko w Indiach. Później Phalke nakręcił zresztą wiele filmów w swojej ojczyźnie, a nie w Wielkiej Brytanii, jak mu proponowano, aby wypromować nową sztukę także u siebie. Film Paresha Mokashiego skupia się na początkowym okresie aktywności Phalkego – opisuje jego wielką fascynację kinem, przedsiębiorczość i zapał do nauki filmowego rzemiosła. Śledzimy na ekranie jego próby i starania mające na celu stworzenie „Raja Harishchandra” i szczerze mu kibicujemy. Cieszy, że film o początkach indyjskiego przemysłu filmowego został nakręcony z werwą, błyskotliwością i humorem oraz, że pojawił się na festiwalu Off Plus Camera. Szkoda natomiast, że nie trafi w Polsce do szerszej dystrybucji.
powrót do indeksunastępna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.