powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (XCVI)
maj 2010

Smutek wieńczy dzieło
Wawrzyniec Podrzucki ‹Mosty wszechzieleni›
Długo przyszło czekać na konkluzję trylogii „Yggdrasill”, której pierwszymi dwoma tomami Wawrzyniec Podrzucki brawurowo wdarł się do czołówki polskiej literatury science fiction. Ale wreszcie się doczekaliśmy. Czy na „Mosty wszechzieleni” było warto czekać? Bez owijania w bawełnę: tak.
Zawarto¶ć ekstraktu: 80%
‹Mosty wszechzieleni›
‹Mosty wszechzieleni›
W „Uśpionym archiwum” oraz „Kosmicznych ziarnach” autor zarysował śmiałą wizję całkowicie odmienionej Ziemi: opanowanej przez drzewne megastruktury, zamieszkanej przez zróżnicowane kultury ludzkie, niesamowitej, lecz pełnej życia. W zwieńczeniu cyklu, „Mostach wszechzieleni”, cały ten bujny i bogaty świat jest zagrożony zagładą – zagładą przyniesioną przez te same algorytmy i knowania, które dały mu początek. Bohaterowie znani z pierwszych tomów: Noel Kreuff, Thomas Farquahart, Nils Hansen, Hannibale Remmuerish, Gerhard Von Klosky podejmują się próby odgadnięcia planów spiskowców i zapobieżenia im. Jednak rzucani po globie (i nad nim), rozdzielani, łączeni, ścigani i ścigający – nie mają łatwego zadania. Nie upraszcza go także tajemnicza infekcja, szerząca się na Ziemi i na Wierzchołku Drzewa w postępie geometrycznym.
Ostatni tom cyklu jest – z braku lepszego słowa – błyskotliwy. Akcja pędzi bez zatrzymania, dodatkowo ukazywane są kulisy różnych wydarzeń z przeszłości. Poszczególne drugo- i trzecioplanowe postacie wprowadzane są scenkami pokazującymi, że także ci ludzie mają swe życie „pozapowieściowe” – ten jest zdolnym menedżerem kliniki, który jednak potrafi ustąpić prawdziwemu medycznemu fachowcowi, ta jest ambitną symulacją, pragnącą doznać prawdziwego życia… A wszyscy mają swe cele, wprawiają w ruch globalne machinacje lub walczą o awans. Właśnie ta mnogość postaci może w pewnym momencie (i z punktu widzenia niektórych, bo przecież nie wszystkich, czytelników) stać się wadą powieści – w toku fabuły można po prostu stracić rozeznanie, co, kto, gdzie i kiedy. Można powiedzieć, że od nadmiaru błysków może zmęczyć się wzrok. To jednak tylko chwilowy zamęt – autor ani na moment nie traci z oczu całości intrygi.
Powieść pełna jest aluzji literacko-kulturowych – sam motyw rozsadzenia planety przez wielkie drzewa został przecież żywcem wzięty z „Małego Księcia”, a mannekeny przejęły nazwę od Siusiającego Chłopca w Brukseli. Autor wplata w opowieść cytaty ze Star Treka, każe bohaterce śpiewać „Imagine” Lennona, a przy poszczególnych scenach nie sposób nie dostrzec nawiązań do „Cieplarni” Aldissa, „Hyperiona” Simmonsa (bo czym latali w kosmos templariusze?) czy – może z mniejszą dozą pewności – „Pieśni krwi” Beara czy cyklu Benforda o Centrum Galaktyki. Wszystko to składa się na powieść zanurzoną w klasyce gatunku, wskazującą na potęgę ludzkiej myśli, improwizacji i żądzy dążenia „tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek”. Ale nie tylko.
Stąd właśnie tytuł niniejszego tekstu. Pesymistyczny, a raczej złożony i pozbawiony prostego happy endu epilog powieści stanowi – w najlepszych tradycjach science fiction – przestrogę przed negatywnymi aspektami powyższych cech człowieczeństwa i postępu za wszelką cenę. Ta wielowymiarowość cyklu „Yggdrasill” powoduje, że wykracza on ponad prostą rozrywkę i daje się odczytywać na wiele sposobów. A każdy z nich jest ciekawy.



Tytuł: Mosty wszechzieleni
Wydawca: RUNA
ISBN: 978-83-89595-60-7
Format: 336s. 125×185mm
Cena: 29,50
Data wydania: 17 marca 2010
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

28
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.