Wielbiciele gier komputerowych mogą się radować, bo oto nadszedł długo wyczekiwany dzień! Nareszcie powstała ekranizacja, która kreatywnie rozwija wirtualną przygodę, szanuje elektroniczny pierwowzór, ale jednocześnie zapewnia świetną rozrywkę nie-graczom. Panie i panowie, rozpoczynają się rządy „Księcia Persji” Mike’a Newella!  |  | ‹Książę Persji: Piaski czasu›
|
Gry wideo to dość niewdzięczny obszar kultury popularnej. Na ekranach monitorów i telewizorów od ostatnich dwudziestu lat intensywnie tworzy się młody dział interaktywnej sztuki nowoczesnej, która – podobnie jak film – mówi wiele o człowieku, tyle że wykorzystując przy tym najnowocześniejsze środki i odrębną konwencję. Niestety w świadomości przeciętnego odbiorcy świat gier może łatwo zlać się w jednolitą papkę, o której mówi się w mediach przede wszystkim w kontekście przemocy i niestosowności dla najmłodszych. Tymczasem wśród gier, tak jak w innych rejonach popkultury, zdarzają się tytuły dla dorosłych i dla dzieci, wybitne i marne, ciekawe fabularnie i zwyczajnie nudne. Jednak, może przez pewną hermetyczność wirtualnej rozrywki skierowanej w sumie tylko do „wtajemniczonych”, kino nie potrafiło za bardzo radzić sobie z często rewelacyjnymi historiami przedstawionymi w grach i nie chciało w „egranizacje” inwestować. W rezultacie otrzymywaliśmy koszmarki w rodzaju „Bloodrayne” Uwe Bolla, a reputacja wirtualnego biznesu wśród widzów coraz bardziej się pogarszała. W ciągu ostatnich lat mieliśmy okazję obejrzeć tylko dwa przyzwoite filmy powstałe w oparciu o gry wideo: niepokojący „Silent Hill” Christophe’a Gansa oraz schematyczny, ale poprawny „Tomb Raider” Simona Westa. Dlatego w momencie, kiedy brytyjski reżyser Mike Newell i Midas wśród producentów, czyli Jerry Bruckheimer zabrali się za kręcenie ekranizacji legendarnego „Prince of Persia” z dużym budżetem, znanymi aktorami, rozległymi plenerami i pierwszej klasy efektami specjalnymi, można było być tylko dobrej myśli. Dzięki ich pracy na ekrany kin wchodzi właśnie fantastyczny film przygodowy, swobodna baśń ze współczesnymi akcentami i pełne adrenaliny kino akcji w jednym, które usatysfakcjonuje graczy licznymi smaczkami i zachowaniem ducha oryginału bez bezmyślnego kopiowania fabuły na język innego medium oraz zabierze do świata wyobraźni i niesamowitych przygód każdego widza oczekującego zajmującego blockbustera z pomysłem. Dastaan to chłopak z ulicy zaadoptowany przez perskiego króla. Razem z przyrodnimi braćmi i wujem (w tej roli demoniczny Ben Kingsley) atakuje święte miasto Alamut. Miasto skrywa niezwykle ważny magiczny artefakt strzeżony przez piękną i bystrą księżniczkę Taminę – sztylet pozwalający cofać czas. Dastaan zdobywa sztylet i – nieświadomy jego właściwości – zaplątuje się w skomplikowaną intrygę, w której nie zabraknie dramatu rodzinnego, widowiskowych pojedynków, kaskaderskich akrobacji, pustynnych krajobrazów i zabawnych dialogów. Aż żal byłoby zdradzić cokolwiek więcej z fabuły, ponieważ zwiastun promujący film został znakomicie skonstruowany, nie odkrywając przed nami ani skrawka faktycznej fabuły lub wręcz podsuwając fałszywe tropy. Akcja została zgrabnie zbalansowana scenami dialogowymi i humorem, a choreografia scen walki – urozmaicona odstającymi od szablonów rozwiązaniami. Sceny przesuwania czasu z użyciem sztyletu i magicznego piasku stanowią majstersztyk efektów specjalnych, a to jedynie niektóre z sekwencji robiących wrażenie. Warto wspomnieć jeszcze o otwierającym film cichym ataku Dastaana na miasto, atak wężów na obozowisko czy pojedynek jednego z bohaterów z groźnym zabójcą. Pod kątem realizacyjnym „Książę Persji” to po prostu produkt z najwyższej półki – wyważona, bezpretensjonalna i nowoczesna bajka, przygoda i hollywoodzki spektakl. Obraz wspiera klimatyczna muzyka Harry’ego Gregsona-Williamsa, który stworzył po wschodniemu zawodzącą ścieżkę dźwiękową zderzoną z dynamiczną muzyką współczesną. Ta wewnętrzna konfrontacja sprawia, że soundtrack jest nastrojowy, energetyczny i atrakcyjny dla ucha. Fabuła i obsada również nie odstają od reszty. Przedstawiona historia wciąga, bo nie powtarza schematów z gry, idealnych w świecie wirtualnej rozrywki, niekoniecznie udanych w konwencji filmu. Na szczęście twórcy, świadomi różnicy między dwoma mediami, wykorzystali motywy z pierwowzoru, ale opowiedzieli zupełnie świeżą historię. Oczywiście fabuła pełna jest absurdów i umowności zgodnych z konwencją kina przygodowego, ale właśnie ze względu na gatunek, wpisuje się znakomicie w nurt widowiskowej rozrywki i wysokobudżetowej baśni. Historię współtworzą także aktorzy, którzy przeprowadzają nas (lub nie) przez wszystkie mielizny scenariusza. W „Księciu Persji” mamy do czynienia z szeregiem zgrabnie zagranych postaci. Dastaan w interpretacji Jake’a Gylenhaala to nie superbohater, ale sympatyczny zawadiaka, który z miejsca kupuje publiczność. Gylenhaal fizycznie pasuje do wizerunku księcia z gry i ma talent komediowy. Przy jego boku odnajduje się Gemma Arterton, robiąca karierę w Hollywood młoda Brytyjka. Aktorka czyni z księżniczki Taminy postać akcentującą nowoczesność filmu, ponieważ jest zadziorna, niezależna i inteligentna. Nie potrzebuje do szczęścia mężczyzny, ale nie pogardzi jego uczuciem, zachowuje się dumnie i sprytnie zarazem. Arterton zapadła producentom w pamięć po smakowitym epizodzie w „Quantum of Solace” z bondowskiego cyklu i mimo występu w przeciętnym „Starciu Tytanów” Louisa Letteriera, ma szansę zabłysnąć na hollywoodzkim krajobrazie dopiero teraz, przy okazji „Księcia Persji” właśnie. Wystarczy powiedzieć, że korzysta ze swojej szansy. Razem z Gylenhaalem tworzy iskrzący, zabawny duet, który ogląda się z przyjemnością. Ben Kingsley nie miał wiele do zagrania, za to Alfred Molina w komediowej roli szejka z Doliny Niewolników jest jak zazwyczaj wyborny. Jego bohater został złożony z wielu humorystycznych dziwactw, takich jak miłość do strusich wyścigów, których szejk jest zażartym fanem i organizatorem. A propos, kiedy ostatnio mieliście okazję oglądać w filmie przygodowym wyścigi strusi? No właśnie. Tak jak można to było przewidzieć, duet Mike Newell-Jerry Bruckheimer spisał się doskonale, dzięki umiejętności zrównoważeniu elementów filmu i dopełnianiu się nawzajem. Twórca „Czterech wesel i pogrzebu”, „Uśmiechu Mony Lisy” i „Harry’ego Pottera i Czary Ognia” zadbał o stronę obyczajową: pełnokrwistość bohaterów i energię dialogów, podczas gdy Bruckheimer uczynił z „Księcia Persji” wybuchową mieszankę efektów specjalnych i brawurowej kaskaderki oraz przyłożył się do promocji filmu. W ten sposób pojawiła się szansa, że wiele znakomitych historii z gier wideo ujrzy światło dzienne na ekranach kin i zostanie wprowadzona do świata filmu z dużymi budżetami i poważnym traktowaniem. W kolejce czekają już mroczne i niepokojące „Bioshock”, przygodowy hit w klimatach Indiany Jonesa, „Uncharted” i psychologiczne „Heavy Rain”. Oby były tylko tak udane jak „Książę Persji”, a powitamy nowy gatunek – egranizacje.
Tytuł: Książę Persji: Piaski czasu Tytuł oryginalny: Prince of Persia: The Sands of Time Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 21 maja 2010 Czas projekcji: 116 min. Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 90% |