 | ‹007 Quantum of Solace›
|
Recenzując najnowszego Bonda po seansie kinowym, nie omieszkałem wytknąć mu licznych wad i niedociągnięć. Jednak z perspektywy czasu – i przypomnianych w międzyczasie kilku wcześniejszych odsłon serii – choć wciąż te wady widzę, maleje dla mnie ich znaczenie. Oczywiście „Quantum of Solace” pozostaje bez dwóch zdań filmem gorszym od genialnego „Casino Royale”, ale jednocześnie plasuje się całkiem wysoko w mojej prywatnej hierarchii Bondów. Obejrzany na małym ekranie nie przytłacza już tak rwanym montażem scen akcji (choć to jest niewątpliwy błąd reżysera i/lub montażysty), które tracą na znaczeniu stanowiąc bardziej przerywnik w intrygującej fabule niż wartość samą w sobie. Rzecz jasna dziury w scenariuszu wciąż nimi pozostały, ale spokojne obejrzenie filmu w zaciszu domowym każe skupić się na tych lepszych elementach – świetnie skrojonych postaciach M, Greene’a i Leitera, dobrze wplecionych dramatycznych momentach śmierci bliskich Bonda i wątkach podkreślających ambiwalentną, niejednoznaczną moralnie postawę wywiadów (zresztą i bohatera ciężko ocenić – dużo racji ma przecież M, oskarżając go o wykorzystywanie, nawet jeśli nieświadome, zauroczonych nim kobiet). No i jest sam Bond – Daniel Craig równie dobry co w pierwszym filmie, bardziej pewny siebie, z szarmem i polotem radzący sobie w trudnych sytuacjach (choć nie zabrakło też typowej dla tego Bonda brutalności i braku finezji w rozwiązywaniu kilku spraw). W tym filmie widać chyba bardziej, że Bond nie jest byle prostakiem, ale świetnie wyszkolonym agentem, tyle że narwanym i niestabilnym emocjonalnie, co czasem wpływa na jego działania. Do tego kilka świetnych one-linerów, dobra scena walki z zabójcą, niezła finałowa rozwałka – czego chcieć więcej od Bonda?  | ‹Wilkołak›
|
Joe Johnston miał wszystko co trzeba do stworzenia dobrego filmu o wilkołaku – świetne nazwiska w obsadzie, niebagatelną kwotę 150 milionów dolarów budżetu, znakomitych speców od efektów specjalnych i charakteryzacji (twórca postaci wilkołaka w „Amerykańskim wilkołaku w Londynie”, nagrodzony Oscarem Rick Baker), a także niegłupią fabułę wziętą z klasycznego filmu Universala z 1941 roku. I to wszystko działa. Grze Benicio del Toro czy Anthony’ego Hopkinsa ciężko coś zarzucić. Historia jest odpowiednio dramatyczna, niejednoznaczna i mroczna. Sceny przeobrażeń w wilkołaka i charakteryzacja postaci to prawdziwy majstersztyk – fascynują i budzą grozę, pokazując jednocześnie, że już sama bolesna metamorfoza ma prawo rozdrażnić budzącą się do życia bestię. Wreszcie za pomocą plenerów, makiet i efektów komputerowych wyczarowano fascynujące miejsca – zasnute mgłą wrzosowiska, ponure zamczyska i mroczny, wiktoriański Londyn – nawiązujące klimatem do klasycznych horrorów Universala i Hammera. To zadziwiające, jak kiepski film udało się Johnstonowi sklecić z tak pierwszorzędnych składników! „Wilkołak” robił dobre wrażenie w zwiastunie, bo obiecywał mocno fantasmagoryczną, straszną i dramatyczną opowieść, w której równą rolę będzie odgrywała klimatyczna sceneria, jak i „nowoczesne” sceny akcji. Tymczasem wszystkie te elementy egzystują gdzieś obok siebie, nie składając się w spójną całość. Przydługie fragmenty snucia się po mglistych łąkach i lasach reżyser przeplata równie niemrawymi momentami enigmatycznych dialogów prowadzonych w ścianach zamczyska tylko po to, by po chwili przez kilka minut pokazywać ekstremalnie dynamiczną, krwawą jatkę. To ostatnie to chyba najgorsze sceny filmu – dopracowane technicznie, ale zupełnie nie sprawdzające się w filmie o tak staroświeckiej konstrukcji, zupełnie na serio próbującym oddać gotycki klimat wiktoriańskich opowieści grozy. Nie ma tu budowania napięcia, grozy wywołanej poruszaniem się po przestronnych lasach, wśród osnutych mgłą ruin czy głazów. Zamiast tego jest szybkie kłapanie zębami, świst pazurów, komiksowe skakanie po dachach i fruwające flaki – „Wilkołak” dostał kategorię „R” ze względu na te sceny, ale przemoc w filmie Johnstona jest tak przerysowana, że aż groteskowa i zupełnie niestraszna. Ciężko też prawdziwy lęk wydobyć scenami nagłego pojawiania się w kadrze wilkołaka lub innych potworów – te ostatnie zresztą, tak obiecujące (również fabularnie) w zwiastunie, okazują się zupełnie nieistotne dla intrygi. Sceny ataków bestii rodem z jakiejś parodii młodzieżowego slashera wpływają też bardzo negatywnie na pozostałe części filmu – i tak już niezbyt ciekawe. Fabuła „Wilkołaka” choć intrygująca w założeniach, pozostaje niedopracowana i mało wciągająca. Ciężko jest rozgryźć motywacje postaci, ciężko uwierzyć w miotające nimi uczucia, a także w logikę ich działań – wydaje się raczej, że rozwój akcji to odhaczanie pewnych obowiązkowych elementów niż spójny związek przyczynowo-skutkowy. Szkoda, bardzo szkoda, z takimi składnikami Johnston mógł upichcić coś naprawdę smakowitego…
Tytuł: Książę Persji: Piaski czasu Tytuł oryginalny: Prince of Persia: The Sands of Time Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 21 maja 2010 Czas projekcji: 116 min. Gatunek: przygodowy
Tytuł: Robin Hood Obsada: Russell Crowe, Cate Blanchett, Danny Huston, Mark Strong, Matthew MacFadyen, Kevin Durand, William Hurt, Max von Sydow, Scott Grimes, Eileen Atkins, Léa Seydoux, Mark Addy, Simon McBurney, Oscar IsaacRok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 14 maja 2010 Czas projekcji: 140 min. Gatunek: dramat, przygodowy
Tytuł: Invictus Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Gatunek: dramat
Tytuł: 007 Quantum of Solace Tytuł oryginalny: Quantum of Solace Obsada: Daniel Craig, Judi Dench, Olga Kurylenko, Gemma Arterton, Mathieu Amalric, Jeffrey Wright, Giancarlo Giannini, Rachel McDowall, Stana Katic, Tim Pigott-Smith, Jesús OchoaRok produkcji: 2008 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 7 listopada 2008 Czas projekcji: 106 min. Gatunek: sensacja
Tytuł: Wilkołak Tytuł oryginalny: The Wolfman Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 26 lutego 2010 Czas projekcji: 125 min. Gatunek: horror |