Jak się okazuje, nie tylko przypadkowy seks po suto zakrapianej imprezie może skończyć się „Wpadką”. Również... sztuczne zapłodnienie. Jak to możliwe? Zwyczajnie: postać bohaterki trafiła w ręce twórców hollywoodzkich komedii romantycznych.  |  | ‹Plan B›
|
Kiedy bohaterowie „Planu B” przypadkiem wsiądą do tej samej taksówki, będzie z grubsza wiadomo, jak potoczy się akcja filmu. Dodajmy od razu: wsiądą już w jednej z pierwszych scen. Dalej będzie więc przewidywalnie: początkowe nieporozumienie (kto pierwszy wsiadł do taksówki) przerodzi się w zauroczenie, następnie w miłość, by po kilku perturbacjach i rozstaniu skończyć się obowiązkowym happy endem. Schematyczność i przewidywalność fabuły można by wybaczyć, gdyby było zabawnie. Nie jest. „Plan B”, jeśli w ogóle, to zmusza raczej do cichego chichotu niż głośnych wybuchów śmiechu. No chyba żeby pośmiać się z niedojrzałości głównej bohaterki, Zoe (w tej roli Jennifer Lopez), która najpierw decyduje się na sztuczne zapłodnienie, a po udanym zabiegu... zmienia zdanie. „Plan B”, podobnie jak „Zajście awaryjne” z Heather Graham w roli głównej, przekonuje, że kobiety wiele od życia nie oczekują – pragną jedynie zostać zapłodnione. Różnica między Georginą a Zoe jest taka, że tej pierwszej obojętne było, przez kogo zostanie zapłodniona – byle tylko był mężczyzną. W szeroko otwartych, maślanych oczach Georginy dało się wyczytać już nie „Tylko mnie kochaj”, jak to zwykle bywa w przypadku amerykańskich komedii romantycznych, ale „Tylko mnie zapłodnij”. Twórcy „Planu B” idą o krok dalej: Zoe w ogóle rezygnuje z seksu. „Po prostu daj mi nasienie”, powie do swojego podwładnego, pracownika sklepu zoologicznego. Pomiędzy wahaniami nastrojów Zoe i cierpliwym ich znoszeniem przez jej partnera Stana (Alex O′Loughlin) dowiemy się, że Tego Jedynego można spotkać w najmniej spodziewanym momencie. W „Planie B”: już po zakończonym sukcesem sztucznym zapłodnieniu. Przekonamy się również, że pierwszy pocałunek najpewniej przerwie nam dzwonek telefonu oraz że w łóżku lepiej od mężczyzny sprawdza się... poduszka. W parze z tymi przełomowymi odkryciami idą łopatologiczne symbole: kiedy Zoe przestanie być uparta i zaufa wreszcie partnerowi, podzieli się ze swym psem jedzeniem, czego wcześniej konsekwentnie nie czyniła. Właśnie wtedy, gdy miną już dziecinne, wyimaginowane i niewiarygodne problemy Zoe i Stana, a ich związek przerodzi się w coś poważniejszego – „Plan B” stanie się na moment ciekawszy. Chwila ta nie potrwa jednak długo, gdyż Zoe szybko da kolejny popis swego niezdecydowania. Twórcy „Planu B” wpadają nie mniej efektownie, jak ich bohaterka. Komedie romantyczne są bowiem skierowane raczej do kobiet, tymczasem Zoe nie jest najlepszą osobą, z którą kobiety mogłyby się utożsamiać. Pokazana jest ona z lekkim lekceważeniem: głupiutka, naiwna, zmieniająca zdanie niczym rękawiczki. A to wjedzie samochodem w drzewo, a to znów pogrzebie w śmietniku. Przy niej Stan wydaje się być oazą spokoju, racjonalizmu i cierpliwości. Słowem, kierując film do kobiet, twórcy „Planu B” wyraźnie dają do zrozumienia, że nie mają o swym odbiorcy wysokiego mniemania. Najlepsze więc, co można zrobić, to przygotować zawczasu własny plan B. I zdecydować się na inny film.
Tytuł: Plan B Tytuł oryginalny: The Back-Up Plan Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 11 czerwca 2010 Czas projekcji: 106 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 20% |