„Henri Desire Landru” Chaboute’a, drugi album wydany w serii „Zebra” prezentującej ambitne czarno-białe komiksy, jest solidną historią sensacyjną, ale w sumie niczym więcej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tytułując komiks Chaboute wykorzystał nazwisko słynnego francuskiego mordercy, którego historię wziął na tapetę. Landru oskarżono w 1922 roku o popełnienie przynajmniej tuzina morderstw na bogatych wdówkach, które uwodził, mordował, rozczłonkowywał i palił we własnym piecu. Tworząc ten oparty na faktach komiks Chaboute nie skupia się jednak na przebiegu śledztwa i drodze do ujęcia zwyrodnialca, lecz na budowaniu fantastycznych hipotez, które mogłyby wyjaśnić tak działania przestępcy, jak i kontrowersje wokół procesu. Bowiem sprawa Landru, podobnie jak angielskiego Kuby Rozpruwacza, do którego często jest porównywany, obrosła szybko legendą, która kazała tworzyć najbardziej nieprawdopodobne historie spiskowe i budować piętrowe hipotezy, w których sama postać mordercy okazywała się mało istotna. Oczywiście nie jest to nowe podejście – nawet pozostając tylko w świecie komiksów można wymienić choćby żywiące się legendą Kuby Rozpruwacza „Gotham w świetle lamp gazowych” Augustyna i Mignoli czy „From Hell” Alana Moore’a. Rzecz jasna są to opowieści nieco innego kalibru, umożliwiające bardziej twórcze podejście do historii – w końcu Kuby nigdy nie złapano, w przeciwieństwie do Landru, za którym przemawiały obrazowe, choć niewystarczające ponoć (stąd kontrowersje) dowody zbrodni. Chaboute wybrał więc drogę faktograficznej wierności, a fikcją uzupełnił jedynie luki w całej historii i zmienił jej kontekst. Jego Landru rzeczywiście zapiera się podczas procesu, rzeczywiście nie zdradza cech socjopatycznych, ale też zgodnie z materiałem dowodowym prowadzi dziennik wydatków związanych ze zbrodniami. Tę wierność – tak w zakresie fabuły, jak i strony wizualnej (wygląd postaci, odwzorowanie Paryża z początków XX wieku) – przedstawia się w posłowiu jako największą zaletę komiksu Chaboute’a. I rzeczywiście, można twórcy wyrazić słowa uznania, ale by to zrobić potrzebny jest pewien background, znajomość kontekstu – co czytelnikowi po spiczastej bródce bohatera, póki nie wie, że rzeczywiście był to znak rozpoznawczy Landru? I tu dochodzimy do jednego z największych mankamentów komiksu: Landru to jednak nie Kuba Rozpruwacz, postać dużo mniej mroczna i tajemnicza, a z pewnością także mniej znana poza granicami rodzimego kraju. O ile więc dorabianie fantastycznych hipotez do głośnej sprawy może robić wrażenie czy nawet szokować Francuzów (udział w sprawie wysokich urzędników państwowych), o tyle czytelników z innych krajów pozostawi raczej obojętnymi. Zwłaszcza, że intryga choć pomysłowa i dramatyczna, nie jest specjalnie zaskakująca. Miejscami wydaje się wręcz niepotrzebnie skrótowa – tym bardziej, że wiele plansz Chaboute pozostawia bez dialogów, uprawiając narrację samymi obrazami – a cierpi na tym i potencjalna refleksja na temat upadającej w okresie wojny moralności (I wojna światowa pełni w fabule istotną rolę), i konstrukcja postaci. Losem bohatera nie sposób się przejąć, w zdolności uwodzicielskie trzeba uwierzyć na słowo, bo w dialogach ich nie widać, a morderców ciężko się przestraszyć, bo są zbyt karykaturalni i jednowymiarowi. Nie obeszło się więc bez obowiązkowych didaskaliów – stosunkowo obszernych jak na tak krótki komiks wyjaśnień wydawcy i tłumacza – i to dopiero z nich dowiadujemy się o całym tle. To tutaj wyjaśnione zostaje znaczenie zbrodni, zarysowana pośmiertna legenda Landru (m.in. kilka powieści i filmów) i przedstawione kontrowersje związane z procesem. Co prawda te ostatnie nie są zbyt przekonujące: posługującemu się ogólnikami i nie przedstawiającemu konkretnych uchybień śledczych tłumaczowi musimy uwierzyć na słowo, że „w świetle dzisiejszych przepisów Landru nie zostałby skazany” (szczególnie, że przedstawione w fabule okoliczności i dowody pośrednie świadczą jak najbardziej przeciwko Landru). Wszystko to składa się na komiks poprawny, ale nie zaskakujący – również pod względem graficznym, bo Chabout nad stylistyczne fajerwerki przedkłada czytelność i realizm kreski. Komiks, który może się podobać, ale na pewno nie zachwyca.
Tytuł: Henri Désiré Landru Cena: 35,00 Data wydania: sierpień 2009 Ekstrakt: 60% |