W podstawówce uwielbiałam „Aniołki Charliego”. Fascynowały mnie przygody dzielnych detektywek i one same – ich odwaga, inteligencja, poświęcenie. Marzyłam o pójściu do szkoły policyjnej. Gdyby i dziś ktoś miał tak romantyczne wyobrażenie o zawodzie detektywa i planował podobną przyszłość, warto przedtem zobaczyć film „Detektywi w spódnicach”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Film hiszpańskiej reżyserki Icíar Bollaín również opowiada o trzech kobietach z agencji detektywistycznej, ale ukazuje ich życie w sposób zgoła odmienny od pełnego przygód biało-czarnego życia z wiecznymi happy endami. Inés, Eva i Carmen pracują w madryckiej firmie przyjmującej różnego rodzaju zlecenia wywiadowcze. Carmen dawno przestała się łudzić, że ta praca ma cokolwiek wspólnego ze szlachetnością; Eva przede wszystkim musi znaleźć sposób na połączenie życia zawodowego z wychowywaniem dwójki małych dzieci; Inés jest młoda, wykształcona i pełna pasji. Natura ich pracy nie pozwala oddzielić jej od życia prywatnego: konsternacja klienta odkrywającego, że żona zdradza go ze wspólnikiem, zmusza Carmen do gorzkiej analizy własnego małżeństwa – od dawna martwego, choć pochłonięty pracą mąż zdaje się tego nie zauważać. Eva z kolei odkrywa w notesie męża adres tajemniczej Marty i bez wahania wsiada w samochód, by go śledzić. Wkrótce przekona się, że jej kilkuletnia córka rozumie z życia więcej niż ona i ma większą gotowość do akceptacji nowej, bardziej złożonej rzeczywistości. Najmłodsza z bohaterek, Inés, nie założyła jeszcze rodziny, a jej kolejne związki rozpadają się z braku czasu. I właśnie jej przypada w udziale zadanie, które zburzy jej wiarę w szlachetność własnej pracy, a może i całego społeczeństwa: ma infiltrować pracowników dużego przedsiębiorstwa, by znaleźć dowody winy dwóch rzekomych złodziei. Szybko się przekonuje, że złodzieje są w istocie niewygodnymi dla zwierzchników związkowcami, podburzającymi personel do walki o swoje prawa. Co gorsza, wpada w oko jednemu z nich i to nie bez wzajemności. Gdy dziewczyna składa swojemu szefowi raport o tym, co naprawdę dzieje się w firmie, ten nawet nie chce słyszeć o jej rezygnacji – Inés zdobyła już zaufanie śledzonych, a zleceniodawcy płacą agencji duże pieniądze. Skonfrontowani z faktami przyznają zresztą z rozbrajającą szczerością, że tak naprawdę chodzi im o znalezienie na związkowców jakiegoś haka, dzięki któremu będą mogli ich zwolnić. Dziewczyna musi zatem dokonać wyboru między bezpieczną posadą a uczciwością i być może również miłością. Decyzja w tej sprawie może odcisnąć się piętnem na całym jej przyszłym życiu, zaważyć o postawie, jaką od tej pory będzie przyjmowała w podobnych konfrontacjach. Każda z tych trzech kobiet reprezentuje inny etap na drodze życia. Eva prawdopodobnie jest niewiele starsza od Inés, ale o ile tamta znajduje się jeszcze w miejscu, w którym można wszystko przekreślić i zacząć od nowa, jej wspólniczka jest już uwikłana w życie rodzinne, odsuwając problem zawodowej uczciwości na dalszy plan. Z kolei Carmen, która ma dorosłe dziecko, znów może (acz nie musi) pozwolić sobie na pewne radykalne posunięcia. Jej wybory nie są jednak wcale łatwiejsze od wyborów Inés, a może wręcz przeciwnie, bo i czasu na naprawę ewentualnych błędów mniej, i konsekwencje sroższe. Wszystkie trzy bohaterki jednak wykazują się ostatecznie pewną odwagą, idąc pod prąd konwenansu i próbując uporządkować swoje życie, nawet jeśli owe porządki trzeba zacząć od zburzenia poprzednich struktur (zawodowych, osobistych, mentalnych). Być może paradoksalnie pomogła im w tym rozczarowująca, ale dająca wgląd w złożoność ludzkiej natury i ludzkich losów praca. Przypadek staruszka poszukującego miłości sprzed 50 lat uświadamia Carmen, że na nowy początek nigdy nie jest za późno. Postawa Manuela skłania Inés do dokonania przewartościowań i ostatecznego uznania, że lepiej przyznać się do rozczarowania wymarzoną pracą niż żyć w świecie pozorów. Z kolei podejrzliwa Eva jest przeciwieństwem ślepego na zdradę (i potrzeby?) żony Sergia. Wszystko to razem tworzy kształtną układankę, w której trudno dopatrzyć się luk czy niewłaściwych klocków. Bollaín nakręciła kawał dobrego kina. Przede wszystkim świetnie złożyła fabułę: losy trzech postaci są misternie splecione, wzbudzają zaciekawienie, czasem zaskakują; chwilami widz się śmieje, a chwilami płacze – bardziej jednak ze wzruszenia niż żalu. „Detektywi w spódnicach” w dużej mierze są filmem dla kobiet, bo przedstawiają świat widziany ich oczami, ale problemy bohaterek z życiem osobistym i zawodowym aż tak bardzo nie różnią się od męskich – można by rzec, że odmienność leży raczej w formie niż w treści. Polecam ten film więc także mężczyznom, których nie odstręcza słowo „obyczajowy”. Jest tu trochę komedii, trochę dramatu i dużo zadumy nad zawiłościami ludzkiej egzystencji. I wcale nie jest tak, że kobieta zawsze ma rację.
Tytuł: Detektywi w spódnicach Tytuł oryginalny: Mataharis Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: Hiszpania Czas projekcji: 100 min. Gatunek: kryminalny, obyczajowy Ekstrakt: 80% |