„Całe życie z wariatami”, czyli Fabryka Snów widziana oczami psychologa hollywoodzkich gwiazd. Zamysł, mimo że świeży i intrygujący, nie został jednak do końca wykorzystany.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W pierwszej scenie „Całego życia z wariatami” oglądamy napis Hollywood, tyle że pokazany nietypowo, bo od tyłu. Reżyser sygnalizuje tym samym, że spojrzymy na Fabrykę Snów z perspektywy innej niż zwykle. I rzeczywiście, na starzejącą się, oczywiście według hollywoodzkich standardów, aktorkę (śliczna Saffron Burrows), uzależnionego od alkoholu reżysera (Robin Williams), początkującego scenarzystę (Mark Webber) czy znerwicowanego agenta (Dallas Roberts) będziemy patrzyć z punktu widzenia psychiatry, przyjmującego największe gwiazdy. Henry Carter (Kevin Spacey) nie jest jednak typowym lekarzem – pomoc psychiatryczna przydałaby mu się podobnie, jak jego pacjentom. A może nawet bardziej… Henry, mimo że napisał książkę „Szczęście od zaraz”, opowiada o niej z nieszczęściem rysującym się na twarzy. Rzadko się goli, często natomiast pali trawkę – nawet pod prysznicem. Bywa cyniczny, na przykład gdy do jego gabinetu trafi młoda dziewczyna z traumą po samobójczej śmierci matki („Ktoś jej musi wmówić, że świat jest piękny”). Niemniej przy wszystkich swoich wadach, Henry pozostaje psychiatrą przenikliwym i błyskotliwym, a jego problem polega na tym, że lekko się w życiu zagubił. Film Jonasa Pate’a to również satyra na Hollywood – tyleż subtelna, co trafna. Branżowe żarty podawane są mimochodem, gdzieś w tle. Choćby niemający znaczenia dla rozwoju zdarzeń fragment, gdzie szukający aktorki do filmu agent usłyszy od jednej z kandydatek: „Mam 21 lat i daję dupy za rolę”. W Fabryce Snów z „Całego życia z wariatami” śni się głównie o finansowych zyskach. Producenci sami do końca nie wiedzą, czy planują nakręcić trzecią, czy już czwartą część „Fabryki śmierci”. Tymczasem zwykli widzowie kochają kino spod zupełnie innego znaku – pragnąca zostać reżyserką młodziutka Jemma (Keke Palmer), wybierając się do kina, decyduje się na klasykę („Absolwent”, „Czas apokalipsy”, „Fargo”). „Całe życie z wariatami”, przy całej powadze podejmowanych tematów (oswojenie samobójczej śmierci bliskiej osoby czy uzależnienie od marihuany), pozostaje bardzo zabawną komedią. Bawią zwłaszcza cięte dialogi i szereg zbiegów okoliczności, przecinający losy licznych bohaterów w niespodziewanych momentach. Niczym u Roberta Altmana wszystkie postaci spotkają się w finale, wyrażającym puentę, że życie kreśli scenariusze dużo ciekawsze niż najzdolniejsi nawet scenarzyści. Sęk w tym, że owo zakończenie nie jest ani do końca przekonujące, ani ironiczne, ani nawet przewrotne. Swą zachowawczością zbyt mocno przypomina hollywoodzkie rozwiązania, celnie przecież wyśmiane przez pozostałą część filmu. Wydaje się, że twórcom „Całego życia z wariatami” zabrakło odwagi i zamiast zakończyć film w duchu obrazów Altmana, odwołali się jedynie do tytułu jednego z jego najlepszych filmów, niepotrzebnie idąc „Na skróty”.
Tytuł: Całe życie z wariatami Tytuł oryginalny: Shrink Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Czas projekcji: 110 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 60% |