Grafika „Rock’n’LOL” wzorowana jest na bazgrołach ze szkolnych zeszytów. Nie należy się tym jednak sugerować, myśląc o jej wykonaniu czy ogólnie grywalności – widać, że ta łamigłówka została wykonana przez profesjonalistów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Słowem-kluczem tej gry jest PRZYCIĄGANIE. Obok grawitacji, powodującej upadek naszego klocka-bohatera na spód planszy, mamy też do czynienia z magnetyzmem, umożliwiającym jego przemieszczanie. Kwadracik z oczkami, którego celem jest dotknięcie wszystkich kolorowych baniek mydlanych na planszy, potrafi – niczym ninja – rzucić w dowolnym kierunku sztywną linę z kotwiczką. Następnie, podciągając się lub opuszczając oraz rozkołysując, pokonuje dwuwymiarową przestrzeń kartki w kratkę, zbliżając się do swego celu. Sęk w tym, że takie ruchy zwykliśmy czynić przy pomocy kursorów, względnie innych klawiszy… a tu trzeba zadziałać przyciągającym polem magnetycznym, sterowanym myszką. Gra jest bardzo przyjemna – tak pod względem pomysłu, jak i wykonania (graficznego i dźwiękowego). Czeka nas sporo skakania – rozhuśtywania się i łapania w locie kolejnych punktów zaczepienia; unikania czerwonych śmiertelnych pułapek; wczuwania się w rolę fakira, potrafiącego wspiąć się na pionowo postawiony sznurek. W skrócie – sporo zabawy, wzbogaconej humorystyczną wizualizacją. Początkowo dziwić (czy też zastanawiać) mogą braki „ścianek” przy brzegach planszy – tj. miejsc, do których kotwiczka nie potrafi się przyczepić. Wyjaśnienie jest jednak zasygnalizowane na samym początku gry, a w pełni zobrazowane po przejściu wszystkich 16 plansz. Nie zdradzę, o co chodzi, ale – warto to ujrzeć, by docenić humor grafików. Czas nie jest mierzony. Dwukrotnie zdarzyło mi się zamiast kolejnej planszy otrzymać przed oczy ładny obrazek (reklamę) z podpisem typu „odpocznij sobie teraz chwilkę”. Macie ową chwilkę? To sobie zagrajcie. |