powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (XCVIII)
sierpień 2010

Autor
Biszkopt: Znaj promocją, mocium panie
Mówią, że reklama jest dźwignią handlu – dlatego też bez promowania swoich produktów żadne wydawnictwo zbyt długo nie pociągnie. Co prawda w naszym światku RPG nie mamy co liczyć na długonogie hostessy oferujące nam jazdy próbne lub kości do poturlania, jednak promocja jakąś rolę pełnić musi. Pytanie tylko, czy nadrzędną w stosunku do jakości produktu i dobrego marketingu.
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Trzy lub cztery lata temu wybrałem się na R-kon z prelekcją poświęconą Martwym Ziemiom. Konkretnie: jak i dlaczego ten system umarł na polskim rynku. Zahaczyłem też o Piekło na Ziemi i Lost Colony. A kiedy na koniec został mi kwadrans, napomknąłem o Savage Worlds i Deadlands: Reloaded. Widownia spojrzała wtedy na mnie jak na jakiegoś dziwaka, który właśnie zaoferował im granie w system przypominający Dungeons and Dragons bez k20. Nawet featy są identyczne!
Teraz zaś to SW święci triumfy, podczas gdy popularność innych wydanych w ostatnim czasie systemów znacząco spadła. Gdyby nie newsy zamieszczane na Poltergeiście, nie wiedziałbym, że ISA wydała czwartą edycję DnD. Jedynie Wolsung radzi sobie całkiem nieźle dzięki solidnemu wsparciu fanów. Ale zarówno Wolsung, jak i Savage Worlds to solidnie wydane i porządne systemy. Więc jak jest z tą promocją?
Weźmy na przykład Klanarchię, całkiem ciekawy, choć drogi system. Dobra mechanika (czy też motoryka), mroczny, postapokaliptyczny świat, komiksowo-fetyszystyczna konwencja. Przed wydaniem system cieszył się sporym zainteresowaniem, a teraz wszystko jak gdyby przycichło. Najprawdopodobniej nie ma co liczyć na wydanie zapowiadanego dodatku (szczególnie po ostatnim oświadczeniu Copernicusa), zaś cała nadzieja pozostaje w fanach, którzy udzielają się w kilku miejscach sieci. Natomiast na wsparcie systemu przez autorów czy wydawnictwo nie ma co liczyć.
Żeby jednak nie schodzić na tak wielokrotnie przemielony temat krytykowania wydawców, zastanówmy się nad czymś innym. Na ile rola wydawnictwa i jego podejście do kwestii promocji wpływa na popularność samego systemu? W końcu skoro ktoś wydaje dobrego erpega, to powinien się on sprzedawać sam z siebie, prawda? Niestety – żaden taki rodzaj prawidłowości nie występuje. Można to bardzo łatwo wywnioskować na przykładzie ISY i linii nowego Świata Mroku. Nie wiem jak Wampir, ale Wilkołak jest dla mnie jednym z lepszych settingów wydanych w ostatnich latach przez White Wolfa. Tymczasem wydanie jednego i drugiego systemu nie doprowadziło do jakiegokolwiek nowego boomu na mrok.
Zastanówmy się teraz, czy podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w przypadku, w którym te systemy wydałby Portal. Albo Kuźnia Gier. Myślicie, że także popadłyby w zapomnienie? Z drugiej strony, czy gdyby to ISA wydała Savage Worlds, to czy ludzie z takim zapałem nabywaliby podręczniki, kupując (jak wieść gminna niesie) nawet po kilka sztuk w przedsprzedaży?
Jak widać – nie wystarczy wydać porządnej zachodniej gry w języku polskim, żeby osiągnąć sukces na rynku. Potrzeba jeszcze odpowiedniego podejścia do graczy, fanów i klientów. To dość zasadnicza różnica między wydawcami planszówek i erpegów. Rynek gier planszowych jest o wiele większy, a produkty trafiają do szerszego grona zainteresowanych. W efekcie wystarczy wydać dobry zachodni produkt i nie przejmować się za bardzo promocją. W końcu serwisy tematyczne oraz sklepy internetowe zrobią to za nas, zaś reklama tu czy tam dopełni obrazu. W kwestii erpegów coś takiego by zupełnie nie przeszło. Kontakt na linii wydawca – fan jest o wiele ważniejszy. Przy odrobinie wysiłku i po kilku wizytach na konwentach można poznać osobiście prawie wszystkich wydawców. To sprawia, że właśnie ci wydawcy muszą się liczyć ze swoimi klientami i, jakkolwiek dziwne się to może nie wydawać, muszą o nich dbać.
Idealnie obrazuje to przykład Robotiki, systemu, którego jeszcze nie wydano, a który, dzięki staraniom autora i wydawcy, zdobył już szerokie grono… antyfanów. Na wielu forach czy serwisach mówią oni wprost, że systemu po prostu nie kupią. Nie dlatego, że nie podoba im się jego idea czy założenia (które mają wiele wspólnego z nagrodzonym Origins „Eclipse Phase”). Nie dlatego, że będzie za drogi. Nie zrobią tego tylko i wyłącznie przez podejście autora. O co dokładnie poszło, nie pamiętam, jednak musiał się on wyjątkowo postarać, żeby zniechęcić do siebie tak dużą grupę ludzi.
Zawsze można też zadać sobie pytanie, na ile w tym całym wydawaniu erpegów chodzi o odpowiednie znajomości z ludźmi. Ale to już inna bajka.
powrót do indeksunastępna strona

142
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.