Wbrew pozorom i w Europie od czasu do czasu udaje się nakręcić porządne kino grozy. Owszem, twórcy ze starego kontynentu wiele jeszcze muszą się nauczyć, ale filmy takie jak „Czas śmierci” pokazują, że nauka idzie we właściwym kierunku.  |  | ‹Czas śmierci›
|
Wygląda na to, że trzeba będzie nieco uważniej śledzić karierę Marcusa Adamsa, reżysera pochodzącego z Wielkiej Brytanii. Nieczęsto bowiem się zdarza, by twórca pozbawiony jakiegokolwiek zauważalnego dorobku filmowego potrafił nakręcić horror niewiele ustępujący jakością produkcjom hollywoodzkim. A taki właśnie jest „Czas śmierci”, film może nieprzesadnie wybitny, ale sensownie obmyślony, umiejętnie poprowadzony i posiadający całkiem mroczny klimat. Co więcej, rok później Adams nakręcił kolejny udany horror – „ Krwawą jazdę”. Następnym jego filmem był wypuszczony dwa lata później przeciętny, sensacyjny „Strzelec wyborowy”, po czym o utalentowanym reżyserze zrobiło się cicho. Ostatnio chodzą jednak słuchy, że Adams znów szykuje horror, „The Suffering”. Obraz powinien ujrzeć światło dzienne w przyszłym roku. Zapewne znów będzie wart uwagi. Na pierwszy rzut oka „Czas śmierci” jest bardzo prostą historyjką. Ot, grupka młodzieży stwierdza, że świetnym sposobem na spędzenie wieczoru będzie zabawa w zadawanie pytań duchom. Pech chciał, że na seansie rzeczywiście pojawia się byt z innego wymiaru, i to nie byle jaki – sam dżin. Siejąc popłoch wśród sceptycznie dotąd nastawionych imprezowiczów powoduje gwałtowne przerwanie seansu, a co za tym idzie – nieprawidłowe jego zakończenie. Nie odpędzony do swojego wymiaru opętuje jedną z osób i zaczyna eliminować kolejnych uczestników zabawy, zostawiając na ich zwłokach ślady rozległych poparzeń. Młodzi usiłują dociec, co się stało podczas feralnej zabawy, dochodząc w końcu do wniosku, że pojawienie się ognistego demona akurat na ich seansie wcale nie było przypadkowe. Rodzice jednego z chłopaków – ponoć zamordowani przed laty – mieli bowiem niejasne związki z tajemniczą sektą. Scenarzyście starczyło pomysłów praktycznie do samych napisów końcowych, więc nie sposób nudzić się na tym filmie. Wiarygodne charakterologicznie postaci, skrócony do minimum wstęp i dynamicznie rozkręcona, pozbawiona większych przestojów, wartko biegnąca do przodu akcja, mile zajmują oczy i umysł, zwłaszcza że fabuła urozmaicona jest podrzuconym od czasu do czasu interesującym tropem i zagęszczona mrocznymi zagadkami, zaś rozstrzygnięcie historii jest mocne i nietuzinkowe. Dodatkowym plusem filmu jest brytyjski akcent młodych, energicznych aktorów, którzy w dodatku zachowują się na planie w sposób całkowicie naturalny (co ciekawsze, im starszy aktor, tym gorzej idzie mu gra), a także realistyczne efekty specjalne. Szkoda tylko, że o tym, iż jest to horror, przekonujemy się dopiero po dwudziestu minutach seansu. Wcześniej jest to po prostu jeden z tysięcy filmów o imprezującej młodzieży, pławiącej się w rozmaitego sortu używkach i przesiadującej w lokalu z głośną muzyką i stroboskopami. Z jednej strony usypia to czujność widza, z drugiej jednak zniechęca tych, którzy mają już dość młodzieżowych siekanin i utrudnia budowę klimatu. To nie jedyny problem „Czasu śmierci”. Innym jest zbyt „poprawna” – przynajmniej początkowo – konstrukcja scenariusza. Wprowadzenie bohaterów i zaznajomienie z terenem postępuje wedle klasycznych schematów młodzieżowego horroru. Podobnie jest ze śmiercią pierwszej osoby – wszyscy są przybici, smętni, wystraszeni. Jest mowa o wrażeniu jakiejś nadnaturalnej obecności. Grupa ulega na chwilę scaleniu, po czym znów wszyscy się rozchodzą i następuje kolejny zgon. W dalszej części fabuły objawia się natomiast jeszcze inna wada filmu – siadające napięcie. Świetnie rozkręcona historia zaczyna miewać sceny, które nic do intrygi nie wnoszą, klimatu również nie budują, a ze względu na swoją rozwlekłość raczej mordują napięcie, niż je wytwarzają. Do tego dochodzą drobniejsze uchybienia, jak choćby sporadyczne potknięcia logiczne (osoby zamulone używkami, leżące w głębokich sofach, zdążają odskoczyć przed ciałem spadającym z wysokości jakichś piętnastu-dwudziestu metrów; ogniowego dżina można skrzywdzić… ogniem) czy osobliwie dudniąca ścieżka dźwiękowa. Marcus Adams, kręcąc później „Krwawą jazdę”, wyciągnął wnioski z popełnionych błędów i zadbał o lepszą konstrukcję klimatu i bardziej równomierne rozłożenie napięcia, popełnił jednak inny błąd – nie przyłożył odpowiedniej uwagi do zakończenia filmu. Bo jeśli w „Czasie śmierci” końcówka stanowi naprawdę mocne zamknięcie historii, to w „Krwawej jeździe” po prostu kładzie na łopatki swoim prymitywizmem zarówno cały artyzm opowieści, jak i mozolnie wytworzony klimat. Nawet jednak mimo tych błędów oba filmy ogląda się nad wyraz przyjemnie, zwłaszcza w porównaniu z większością dostępnych na naszym rynku horrorów.
Tytuł: Czas śmierci Tytuł oryginalny: Long Time Dead Rok produkcji: 2002 Kraj produkcji: Francja, Wielka Brytania Czas projekcji: 94 min. Gatunek: horror Ekstrakt: 60% |