powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (XCVIII)
sierpień 2010

Gwiezdne wojny: Powinności Jedi
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Nagle wyczuła znajomą obecność i natychmiast skupiła uwagę na wyjściu z podziemi pałacu. Dwóch Mzarich otoczonych silną strażą na zaimprowizowanych noszach dźwigało Qui-Gona. Położyli go w podcieniach przy głównym wejściu, gdzie – sądząc z obecności przywódczyni – znajdowało się coś w rodzaju loży honorowej.
Nessie nawet nie próbowała odgadywać przyczyn takiego postępowania. Zamiast tego sięgnęła Mocą do mistrza, starając się sprawdzić, jak się czuje. Był półprzytomny, chyba miał wysoką gorączkę, lecz po nagłej fali ciepłych uczuć pomieszanych z niepokojem poznała, że on też wyczuł jej obecność. Poruszył głową, szukając jej wzrokiem, jednak nie mogąc się unieść ani przekręcić na bok, zrezygnował.
Trzymaj się, mistrzu. Wyciągnę cię z tego.
Przywódczyni Mzarich wyszła przed podcienia i wygłosiła przemowę brzmiącą, jakby ktoś płukał sobie gardło z gwizdkiem w ustach. Nikt nie tłumaczył na wspólny, ale sens i tak był raczej jasny. Nessie wstała powoli, bo na plac wyszedł jej przeciwnik. Zamiast kościanej miał na sobie zbroję z metalowych płytek.
No świetnie, nie ma to jak równe szanse.
Stojący na dachu Mzari zatrąbił na jakimś rogu czy muszli. Nessie pochyliła się i podniosła halabardę.
Dobra. Po pierwsze – nie używać Mocy w widoczny sposób, po drugie – nie dać się zabić, po trzecie – wygrać. Jazda.
Przeciwnik zbliżał się kołyszącym krokiem, okrążając ją po zacieśniającej się spirali. Nessie wyczuwała w nim dużą pewność siebie, pomieszaną jednak z ostrożnością.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przełożyła halabardę z ręki do ręki. Wypolerowany drewniany drąg wyśliznął jej się dłoni, pociągnięty ciężarem ostrza. Mzari widząc to zaatakował, ale Nessie, która tylko udawała niezgrabność, już miała broń w silnym, pewnym chwycie, zbiła atak i wyprowadziła pchnięcie wzdłuż broni przeciwnika. Uniknął, obracając tułów, ostrze tylko przejechało ze zgrzytem po płytkach napierśnika. Machnął swoją bronią bez widocznego wysiłku. Dziewczyna odskoczyła – z trudem, bo ciężka halabarda spowalniała jej ruchy. Wzmocniła uchwyt na drzewcu i zaczęła atakować krótkimi, oszczędnymi ruchami, raz jednym końcem, raz drugim, celując w nieosłonięte zbroją części ciała. Przeciwnik nie dał się zdezorientować, blokował i unikał zręcznie.
Ostrza zwarły się ze szczękiem; Nessie szybko cofnęła się, zanim zdążył zaklinować jej broń. Zamarkowała okutym końcem cios z góry i kiedy poderwał swoją broń w zastawie, zamłynkowała i ciachnęła, celując w jego dłonie, ale ostrze trafiło w drzewce.
Za wolno! Za wolno! Ruszam się jak zdechła bantha.
W ostatniej sekundzie zablokowała atak na biodro. Trudno było jej manewrować nieporęczną halabardą mimo całonocnych prób. Zauważywszy chwilowe odsłonięcie, Nessie pchnęła jaszczura w brzuch. Zbił, wykorzystując impet do wyprowadzenia uderzenia drugim końcem prosto w jej ręce; rzuciła swoją broń i skoczyła na pochylone drzewce jego halabardy – wbrew jej nadziei drewno nie pękło, odbiła się więc i kopnęła z wyskoku, trafiając w pysk gada z paskudnym, mięsistym odgłosem. Zbyt późno zreflektowała się, że może to być poczytane za złamanie reguł pojedynku, nikt jednak nie protestował.
Lądując na ziemi, zdążyła jeszcze podnieść swoją broń, jednak nie zdążyła się zasłonić i dostała w udo okutym końcem. Na szczęście jaszczur nie zdążył nabrać pełnego zamachu i kolce zamiast wbić się w mięśnie, rozszarpały tylko nogawkę spodni i skórę. Płytko, ale dosyć boleśnie.
Cofnąwszy się na bezpieczną odległość udała, że chce okrążyć przeciwnika z lewej, potem z prawej, i znienacka cisnęła w niego halabardą, celując ostrzem w pierś. Mimo dyskretnego wspomagania Mocą, odbita broń upadła na piasek – jaszczur przydepnął ją pazurami i spojrzał na Nessie wyzywająco.
Bez ciężkiego drąga była o wiele szybsza. Nawet nie zdążył się obrócić, kiedy zabiegła go z boku i z wyskoku kopnęła w szczękę; w ułamku sekundy już była z drugiej strony i kopnęła ponownie, tym razem w oko. Ryknął z bólu, machnął ostrzem na oślep – uniknęła karkołomnym saltem; już na ziemi wyciągnęła rękę, by przywołać Mocą halabardę, z której na chwilę zdjął pazurzastą stopę. Zreflektowała się w ostatniej sekundzie. Znów zabiegła go z boku, ale tym razem podniósł ostrze na wysokość głowy, kopnęła więc w zaciśnięte na drzewcu palce. Wylądowała nieco z tyłu i natychmiast musiała znów skoczyć, by uniknąć morderczego machnięcia ogonem. Mzari pchnął okutym końcem do tyłu i obrócił się, wyprowadzając szeroki cios ostrzem. Jedi błyskawicznie przeskoczyła nad przeciwnikiem, wylądowała obok swojej halabardy i podnosząc ją musiała od razu zasłonić się przed kolejnym uderzeniem. Koniec ostrza rozdarł jej rękaw, w powietrzu zafurkotało ciężkie okucie. Dziewczyna zablokowała swoim, impet zderzenia przewrócił ją na ziemię, upadła na plecy, koniec jej halabardy zarył się w piasek, a ona rozpaczliwym rzutem całego ciała uniknęła spadającego ostrza przeciwnika. Z trzaskiem przecięło drzewce jej broni i trafiło w ziemię. Nessie poderwała się na nogi z połówką halabardy w rękach, a kiedy Mzari podnosił swoje ostrze, z całych sił cisnęła prosto w jego lewe oko.
Przeraźliwy ryk bólu, przerastający wszystkie poprzednie wrzaski, zawibrował Nessie w uszach i żołądku. Jaszczur upadł z głową przebitą niemal na wylot, ale żył jeszcze: pazury słabo drapały piasek, na wpół wywalony z paszczy jęzor trzepotał w drgawkach, koniec ogona wił się jak robak.
Zgromadzeni na placu Mzari po sekundzie milczenia wybuchli lawiną wizgów, których emocjonalnego nastawienia Nessie nie była w stanie rozpoznać. Niektórzy machali pięściami, przywódczyni również czyniła jakieś gwałtowne, ponaglające gesty.
Pokonany Mzari zacharczał coś, ale dziewczyna nie wiedziała, czy to słowo z ich języka czy tylko nieartykułowany dźwięk. Stała z opuszczonymi rękami, zerkając czujnie w stronę noszy z Qui-Gonem. Na szczęście żaden z gadów nie próbował mu zagrozić.
Czego jeszcze chcecie? Zwyciężyłam, nie? Może byście tak pomogli swojemu pobratymcowi? Jeszcze żyje, choć wątpię, czy się z tego wyliże.
Nessie popatrzyła na przywódczynię Mzarich – jaszczurzyca chyba krzyczała coś we wspólnym, choć w panującym harmidrze i tak nie było tego słychać. Zrobiła gest podcinania gardła, dziewczyna spięła mięśnie, sądząc, że to sygnał do ataku na nią, nikt jednak nie ruszył się z miejsca.
Leżący u jej stóp przeciwnik ponownie zabulgotał, bardziej na poziomie emocjonalnym niż dźwiękowym wyczuła w tym prośbę.
I nagle zrozumiała.
Nie, tylko nie to!!!
Wizgi i gniewne gesty wzmogły się, dołączyło do nich tupanie i potrząsanie bronią. Nessie musiała zebrać wszystkie siły, żeby się nie zachwiać, bo właśnie w nagłym przebłysku Mocy zwaliło się na nią zrozumienie całej sytuacji. Zrozumienie, że okazanie litości będzie poczytane za słabość. Zrozumienie, że jej przeciwnik oczekuje tego samego, co widownia. Przez ułamek sekundy BYŁA tym rannym Mzarim, leżącym w bólu i krwi, pozbawionym honoru przez przegraną w pojedynku, do którego sam się zgłosił. Pozbawionym wszelkiej nadziei.
On tego chce.
Nie mogę.
Musisz.
Sztywnym krokiem podeszła do powalonego. Podniosła jego halabardę, obróciła ostrym końcem w dół. Była w zasięgu jego pazurów, ale nie uderzył. Zamiast tego odchylił głowę nieco do tyłu, odsłaniając fragment podgardla nad metalowym kołnierzem.
Zacisnęła spocone palce na gładkim, wypolerowanym drewnie.
Nie, nie mogę…
Wzięła zamach i zamykając oczy z całych sił wbiła mu ostrze w krtań. Zacharczał, zadrgał, znieruchomiał. Przełknęła gwałtownie ślinę, powstrzymując mdłości. Chciała usiąść na ziemi, lecz wiedziała, że wtedy straciłaby wszystko.
Przestań. On tego chciał.
Wyprostowała plecy i opanowanym krokiem pomaszerowała w stronę loży honorowej.
• • •
Zbity z wygładzonych desek wóz na wielkich, drewnianych kołach poskrzypywał i kołysał się w rytm kroków pary ciągnących go wołów. Idący obok poganiacz nucił coś monotonnie pod nosem. Z zaciągniętego ciężkimi, szarymi chmurami nieba siąpił drobny deszcz.
Jechali do portu przy ośrodku badawczym. Mzari nie zgodzili się, by lądujący statek sprofanował ich siedzibę, zresztą nie było tam miejsca na tak dużą jednostkę jak Beryl.
Nessie siedziała na wozie obok nieprzytomnego mistrza, starając się osłaniać jego twarz od uporczywej mżawki. Używała w tym celu wielkiego, skórzastego liścia – drugi taki sam położyła sobie na głowie. Przy każdym mocniejszym ruchu wozu groził zsunięciem, a mimo to jakoś się trzymał.
Nadal dręczyło ją uczucie, że popełniła mord z zimną krwią. Nie pomagało tłumaczenie samej sobie, że z punktu widzenia reszty zainteresowanych było to jedyne właściwe zachowanie. Czuła się brudna.
Porozmawiam o tym z Qui-Gonem, kiedy wyzdrowieje. Albo nie. Jak tylko dotrzemy na statek, porozmawiam z mistrzem Windu.
W głębi duszy przeczuwała jednak, co obaj mistrzowie mogą jej powiedzieć.
„W życiu, moja padawanko, bardzo rzadko trafiają się proste rozwiązania.”
powrót do indeksunastępna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.