„Predators” Nimroda Antala wypada dużo lepiej niż dwie abominacje pod nazwą „AvP”. Jednak kolejna odsłona serii o łowcach z kosmosu ciągle pozostawia wiele do życzenia, nie wykraczając poza fanowski hołd klasy B dla znakomitego oryginału i niewiele wnosząc do wyjałowionego gatunku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Film Johna McTiernana z 1987 roku był zapewne dla wielu dzieciaków, jak i dla mnie, jednym z najczęściej oglądanych filmów na degradujących się z każdym odtworzeniem nośnikach. Słaba jakość nie przeszkadzała w żadnym stopniu w przeżywaniu na nowo perfekcyjnych scen akcji, ekscytacji umiejętnie budowanym napięciem, recytowaniu one-linerów wraz z bohaterami, a potem odgrywaniu ulubionych sekwencji. Oryginalny „Predator” był jednym z kamieni milowych edukacji filmowej dla pokolenia wychowanego na kasetach wideo. Może to w dużym stopniu nostalgia, ale przy każdym kolejnym seansie trzymało się kciuki za Arnolda i jego zwycięstwo przynosiło sporą satysfakcję. Tego właśnie zaangażowania brakuje większości dzisiejszych letnich produkcji, przeznaczonych na jednorazową konsumpcję, zasłaniających niedostatki scenariusza intensywną akcją i CGI. „Predators” niestety nie odstaje zbytnio od tej normy, ale nie jest też jakimś tragicznym nieporozumieniem. Jest w nim wystarczająco dobrze zrealizowanych sekwencji, które sprawiają, że film ogląda się bezboleśnie, a czasem z umiarkowanym entuzjazmem. Niewielki budżet ograniczył efekciarstwo, co raczej wyszło tej produkcji na dobre – twórcy mogli się skupić na „jak”, a nie na „ile”. Jednak pojedyncze sceny nie układają się za bardzo w spójną całość, jakby Antal, Rodriguez i scenarzyści nie mogli się zdecydować, czy chcą zrobić jedynie hołd, quasi-remake, czy kolejną część serii. Splot fabuły nie wykracza poza fantazje średnio rozgarniętych małolatów, bawiących się figurkami na podłodze. Zrzucamy grupę najemników i przestępców na obcą planetę, która okazuje się terenem polowań tytułowych myśliwych, a główną zwierzyną są oni sami. Po krótkiej ekspozycji, wymianie uprzejmości i oczywistych spostrzeżeń zaczyna się walka o przetrwanie w nieprzyjaznym środowisku. Grupka protagonistów to raczej zaledwie naszkicowane stereotypy twardzieli, niż pełnoprawni bohaterowie. Nietrudno także wytypować, w jakiej kolejności staną się oni trofeami drapieżców. Polityczna poprawność zadbała natomiast o różne przynależności etniczno-rasowe, od Rosji po Izrael. Większość nie spełnia nawet konkretnych funkcji, oprócz strzelania na oślep, co może dziwić, szczególnie, że mamy ich uważać za najgorszych zabójców z naszej planety. Adrien Brody z powiększoną masą mięśniową jest całkiem przekonujący jako cyniczny najemnik, pozytywne wrażenie sprawia także utalentowany Walton Goggins znany z serialu „The Shield”, Laurence Fishburne, czy niezawodny Danny Trejo. Jednak ubogi scenariusz nie pozwala tej całkiem przyzwoitej zgrai na jakąkolwiek chemię czy wymianę chwytliwych bon motów. Jedyne co wychodzi z ich ust to tautologiczne potwierdzenia tego, co i tak jest pokazywane, a o jakichś ciekawych relacjach nie może być mowy, ponieważ bohaterowie dopiero się poznali, co nie ułatwia sprawy. Sceny akcji są umiejętnie wyreżyserowane, z dobrym wyczuciem przestrzeni i poprawnym montażem. Wszystkie walki i pojedynki są dobrze widoczne i precyzyjnie rozegrane; nie trzeba się domyślać, co też się dzieje na ekranie. Szkoda tylko, że większość z nich to tylko mniejsze lub większe wariacje i kopie scen znanych z poprzednich filmów. Czasem sprawia to wrażenie jakby scenarzyści tylko odhaczali kolejne punkty z notatnika, żeby nie zapomnieć o żadnym nawiązaniu. Sieczka z mini-gunem – jest. Pułapki w dżungli takie, jak zrobił Arnie z kumplami – są. Skok do wodospadu – jest. I tak dalej. Niektóre z tych hołdów są zgrabne i zabawne, ku uciesze fanów; inne natomiast są wysilone i dowodzą jedynie braku pomysłowości. Ostatni akt najbardziej uwidacznia tę nieporadność w przewidywalnych twistach i bezmyślnej reprodukcji. Mimo tych wszystkich niedociągnięć, „Predators” pozostaje niezłą rozrywką, która nie przynosi wielkiej hańby dostojnemu łowcy. Spełnia swoją rolę, jako realizacja wizji fanów oryginału, próbujących dopisać własną wariację w uniwersum mającym spory potencjał. Skompletowali przyzwoitą obsadę, zrobili sceny akcji, które uważali za „cool”, zamieścili liczne nawiązania. Na pewno nie jest to dzieło, do którego się wielokrotnie wraca, ale nie pozostawia po sobie wielkiego niesmaku i wstydu.
Tytuł: Predators Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 16 lipca 2010 Gatunek: horror, przygodowy, SF Ekstrakt: 50% |