powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (XCIX)
wrzesień 2010

ENH, czyli ponad pół setki filmów (1)
ciąg dalszy z poprzedniej strony
„Latarniowiec” („Lightship”, Reż. Jerzy Skolimowski)
Ocena: 80%
Choć „Latarniowiec” ma swoje lata, wciąż daje świetne świadectwo na to, jaka ogromna jakościowa przepaść wciąż dzieli współczesnych rodzimych (i nie tylko) twórców od starych mistrzów. Centralna postacią tego świetnie rozegranego dramatu jest kapitan tytułowego latarniowca. Jego przydział to pewien paradoks, gdyż jest kapitanem statku który nigdy nie podnosi kotwicy. Z drugiej strony ta swego rodzaju marynarska bocznica stanowi niezwykle odpowiedzialne zadanie, bo od jego rzetelnego wykonywania zależą losy setek statków, które bez prowadzącego ich światła rozbijały by się o okoliczne skały. Uporządkowany schemat panujący na łodzi łamie się gdy na jej pokład wkraczają poszukiwani gangsterzy. Rozpoczyna się dramat rywalizacji silnych osobowości, mających wiele różnic ale też zaskakujących miejsc wspólnych. Skolimowski znakomicie lawiruje pomiędzy wszystkimi bohaterami dramatu, tworząc pełen napięcia psychologiczny thriller. Kapitan za wszelką cenę pragnie uniknąć przelewu krwi przeciwstawiając się własnej załodze i młodocianemu synowi, którzy nie rozumieją postawy biernego oporu wobec terroryzmowi gangsterów. Reżyser poddaje pod ocenę różne typy zachowań w kryzysowej sytuacji, obrazując dynamiczne zmiany reakcji i przekonań. Jednocześnie nieuchronnie dążąc do tego, że zrozumienie i podziw dla niezłomnej postawy ojca i doświadczonego kapitana przyjdą wtedy, gdy na ich wyrażenie będzie już za późno.
Kamil Witek
„Łagodny potwór – projekt Frankenstein” („Szelid TermetesA Frenkenstein Terv”, reż. Kornel Mundruczo)
Ocena: 30%
Kornel Mundruczó, jeden z ulubieńców erowej publiczności za sprawą świetnie przyjętej „Delty”, w swoim najnowszym filmie pozostaje wierny prowadzonej niemal bez tempa sennej narracji. Jak sam przyznał nigdy nie byłby wstanie nakręcić filmu akcji ze względu na zupełnie odwrotną filmową wrażliwość, stąd nawet przyciągający tytuł nie daje nadziei że w jego obrazie może naprawdę się coś dziać. Niestety nawet jeśli spojrzy się na „Łagodnego potwora – projekt Frankenstein” oczami artystycznego widza, nie przedstawia on większej wartości. Aluzje do dzieła Mary Shelley po wejściu na plan wszystkich bohaterów dramatu są jasne, wnioski wypływające z niemal dwugodzinnego, nieciekawego seansu są równie oczywiste już po rozszyfrowaniu konkretnych ról. Nie ma w tym żadnego większego sekretu, stąd nawet bez tytułu uzurpującego sobie wyraźną inspirację mitem Shelley, film mógłby być indywidualną wewnątrz rodzinną tragedią, i kto wie czy taki los nie byłby dla niego lepszy. Mundruczó stara się ukazać, iż potwór w zależności od ukształtowania jest w każdym z nas, ale wychodzi mu to na tyle nieporadnie, że jego film jest tego największą ofiarą.
Kamil Witek
„Made in Poland”, („Made in Poland”, reż. Przemysław Wojcieszek)
Ocena: 80%
Przemysław Wojcieszek proponuje widzom punk-rockowy filmowy esej, w estetyce czarno-białej i czarno-czerwonej ziarnistej taśmy. Główny bohater tatuuje sobie na czole wyrażenie „Fuck Off” i przez cały film stara się jakoś ukierunkować swój stan „wkurwienia”. W kilku wyrazistych sekwencjach Boguś wchodzi w interakcje z postaciami reprezentującymi różne postawy życiowe, trochę stereotypowe i przerysowane wizerunki polskości. Spotyka gangsterów – miłośników Krzysztofa Krawczyka, traktujących go jako życiowy wzór, przegranego nauczyciela-alkoholika, piewcę talentu poety Broniewskiego, księdza misjonarza, czy naiwnego parkingowego, który chce zostać prawnikiem. Pomiędzy kolejnymi scenami naiwnego buntu Bogusia, w których stara się pozyskać armię rewolucjonistów i odnaleźć jakikolwiek autorytet, reżyser wplata animowane wstawki autorstwa Krzysztofa Ostrowskiego, na których tle umieszcza co bardziej złowieszcze wypowiedzi słuchaczy Radia Maryja. Kolejne rozdziały filmy noszą tytuły punkowych szlagierów, taka też muzyka towarzyszy widzom przez cały seans. Wyrazista forma filmu jest jego największą siłą, której dopełniają naturalne i zabawne dialogi oraz solidne aktorstwo, szczególnie w wykonaniu Piotra Wawera. Anarchiczny bunt głównego bohatera jest odpowiednio komiksowy i wyrazisty, nieprowadzący do żadnych wniosków i zmian. Tak jak Boguś, tak sam Przemysław Wojcieszek wydaje się krzyczeć na blokowisku polskiego kina, wzywając do energicznego działania, napełniając widzów młodzieńczym entuzjazmem.
Karol Kućmierz
„Matka Teresa od Kotów” ( Reż. Paweł Sala)
‹Matka Teresa od kotów›
‹Matka Teresa od kotów›
Ocena: 60%
Bardzo chciałem polubić film Pawła Sali, bo jak Polska długa i szeroka, tak każdy zachwyca się (także w „Esensji”) jego fabularnym debiutem. Oparta na faktach historia matkobójstwa dwóch braci jest głównym tematem, ale niejedynym, jakie roztrząsa się w filmie. Jądrem zdarzeń jest zwyczajna polska rodzina. Bez patologii: z obojgiem pracujących rodziców, normalnym mieszkaniem i warunkami do życia. Jak na dokumentalistę przystało, Sala sucho podaje fakty, w retrospekcyjnej konstrukcji pchnie swoją opowieść wstecz, starając się krok po kroku znaleźć przyczynę tego straszliwego czynu. Jednak im dalej, tym wrażenie, że historia ulega coraz większemu rozmyciu, się powiększa. Reżyser sam nie podsuwa żadnych wniosków i przemyśleń, zrzucając odpowiedzialność za nie na karb widza. Nie sugeruje żadnych podpowiedzi, co z jednej strony pobudza do myślenia (a to w polskim kinie jest rzadkością), ale brak zasygnalizowania mocniejszej reżyserskiej kreski sprawia, że film nie trzyma się w ryzach i staje się polem do zbyt szerokiej interpretacji. Na pofilmowej konferencji twórcy zgodnie przystawali na sugestię, że w dużej mierze winę za czyn obu braci ponosi ich ojciec – żołnierz na misji, w którym wojna poskręcała psychikę na tyle, iż po powrocie nie mógł być normalną głową rodziny. Co więcej, same postacie wiele nie ewoluują i zachowują podobne zachowania i charaktery na końcu opowieści, jak i na jej początku. Główne założenie również nie spełnia do końca właściwie swojej roli, bo rozłożenie na czynniki pierwsze i wiwisekcja rodzinnego dramatu nie przynosi spodziewanych wniosków, a poszukiwanie prawdziwej jednoznacznej przyczyny spala na panewce.
Kamil Witek
• • •
Ocena: 80%
Znakomicie skonstruowany dramat ukazujący tragedię rodzinną, moralny i psychiczny upadek jej uczestników oraz wpływ otoczenia na postępowanie jednostki. Paweł Sala opowiada historię opartą na faktach bez wykorzystania linearnej narracji, dosłowności czy bezpośredniości. To widz musi poskładać porwane sceny pokazywane w porządku wstecznym w spójną całość sugerującą motywacje i stan psychiczny bohaterów. Reżyser sugeruje, a nie narzuca, co staje się chyba największym atutem „Matki Teresy…”, ponieważ dzięki temu widz ma pełną wolność interpretacyjną i może wręcz współtworzyć oglądaną historię. Wszystko zaczyna się od aresztowania dwóch braci i odkrycia wstrząsającej zbrodni, potem oglądamy serię retrospekcji sięgających nawet rok w przeszłość. Taki zabieg pozwala na stopniowe poznawanie rodziny, w której wychowali się zaaresztowani na początku chłopcy i snucie domysłów na temat genezy zbrodni i nienawiści synów do matki. Sala pyta o ukrytą w każdym człowieku agresję i ucieczkę od problemów w przemoc. Robi to również doskonale pod kątem realizacyjnym, łącząc treść z techniczną perfekcją.
Ewa Drab
‹Metropia›
‹Metropia›
„Metropia” (Reż. Tarik Saleh)
Ocena: 50%
Oryginalna wizualnie animacja Tarika Saleha zapada w pamięć w formie ruchomego dzieła sztuki, ale nie wyróżnia się już podobną innowacyjnością w warstwie fabularnej. Historia rozgrywająca się w niedalekiej przyszłości czerpie garściami z literackich i filmowych antyutopii eksponujących kwestie władczości systemu, niewolę jednostki, ogłupienie i otępienie emocjonalne społeczeństwa. W „Metropii” absurdalny punkt wyjścia przeobraża się w serię ciekawych pomysłów, które jednak nie zostają przekute we wciągającą fabułę. Idea przewodnia kontrolowania myśli szarych obywateli w celu rozbudowania imperium przemysłowego przez gigantyczną korporację rozmywa się niestety w zalewie przeciętności, a reżyser przycina całość do prostej historyjki sensacyjnej z nieskomplikowanymi psychologicznie postaciami i pozbawionym puenty zakończeniem. Szkoda, bo pod względem animacyjnym i konceptualnym „Metropia” to film oferujący widzom gęsty klimat osaczenia i artystyczne wizjonerstwo spod znaku filmowego kina dystopijnego.
Ewa Drab
„Osobliwa szajka” („Bande a part”, reż. Jean-Luc Godard)
Ocena: 70%
Jedyny film Godarda, na który udało mi się wybrać w ramach tegorocznej retrospektywy to dzieło uznawane za jedno z najlżejszych i najbardziej przystępnych z twórczości nowofalowego reżysera (hołubione zresztą przez Quentina Tarantino, który w „Pulp Fiction” bezpośrednio się do niego odwołuje). Lekki i przystępny nie oznacza w tym przypadku dzieła standardowego – szajka z filmu jest w rzeczy samej osobliwa. Plan skradzenia przetrzymywanych w lodówce pieniędzy jest tylko w małym stopniu tak absurdalny jak jego nieudolna realizacja, bohaterowie są rozkosznie nieskoordynowani i roztrzepani (pewnie takich określeń można znaleźć więcej), tak samo zresztą jak sama fabuła filmu, ujęta w ironiczny nawias, wydająca się nie kierować żadnymi żelaznymi regułami. Nie można nie wspomnieć o perełkach – komentarzach reżysera (z wprowadzeniem dla spóźnionych widzów na czele), tańcu bohaterów w kawiarni, czy biciu rekordu czasu zwiedzania Luwru. W sumie ciekawe doświadczenie.
Konrad Wągrowski
powrót do indeksunastępna strona

102
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.