Ciężko jest zdecydować, czy piąta płyta w dyskografii gdańskiego zespołu jest najlepszą jaką Pink Freud nagrał, gdyż każda jest inna. Ale jestem przekonany, że to najbardziej poruszające dźwięki, jakie grupa Mazolewskiego nagrała – i jakie w tym roku usłyszałem.  |  | ‹Monster of Jazz›
|
Pink Freud to dziś instytucja. Korzeniami sięgająca yassowych poszukiwań i eksperymentów, lecz coraz śmielej, z płyty na płytę, idąca do przodu, adoptująca elementy kolejnych gatunków i stylów; nie zapominająca jednak o przeszłości, zarówno tej swojej, jak i tej szerokiej – tzw. muzycznej (jazzowej) tradycji. Ostatni studyjny album „Punk Freud” zachwycał surowością „klasycznego” składu i drzemiących w improwizacji siłach. Na „Monster of Jazz” muzycy postawili na syntezę żywych instrumentów i elektroniki. I znów udało im się stworzyć rzecz ponadprzeciętną. Płaszczyzną tej wyjątkowości nie jest tylko rodzima scena, ale – z czego zdecydowanie trzeba się cieszyć – Pink Freud bardzo dobrze wypadają także na tle bandów zachodnich zaliczanych do nurtu współczesnego jazzu. W oparciu o solidne kompozycje zespół buduje przy pomocy wielu barw i brzmień prawdziwą dźwiękową tęczę. Ten album rzuca na kolana swoją wielowątkowością i fakturowością. Już początek w postaci „Pink Fruits” uderza nagromadzeniem partii instrumentalnych i dopiero przy „Polanskim” Mazolewski z kolegami daje słuchaczom chwilę wytchnienia, mimo że utwór wydaje się skrywać jakąś tajemnicę – jest w nim wyraźna nuta niepokoju. Podobnie jest w pozornie melancholijnym ”Red Eyes, Blue Sea And Sand”. Odrębną grupę stanowią rzeczy ocierające się o zupełnie inne konwencje, jak szaleńczo rozedrgany, mocny „Bald Inquisitor”, który robi piorunujące wrażenie także dzięki licznym przesterom i efektom. Jeszcze potężniej jest w kompozycji „Piorun”, gdzie na tle transowego basu rozgrywa się prawdziwa „bitwa” dęciaków, elektronicznych przeszkadzajek i wszelkiego rodzaju sprzężeń oraz niemalże metalowych riffów. Ciekawostką (choć już znaną wcześniej z EPki) a zarazem jednym z najbardziej interesujących momentów płyty jest „Goz Quarter”. Utwór elektronicznego duetu Autechre w wykonaniu Pink Freud zyskuje nowe oblicze, w której mimo wszystko zachowane są pewne elementy znane z oryginału a partie instrumentów dętych w tym siedmiominutowym kawałku są, krótko mówiąc, niesamowite. To jest generalnie charakterystyczny element całego albumu; na „Monster of Jazz” usłyszeć możemy dźwięki fletu, saksofonu barytonowego, klarnetu basowego, trąbki i rogu. Zabawa brzmieniem dęciaków wciąga słuchacza, lecz nie przysłania tego, co na poziomie sekcji rytmicznej wyczynia bas i perkusja, a tam także dzieje się sporo – od prostych funkowych motywów po zapętlone i wielowarstwowe pochody. Na „Monster of Jazz” znajdziemy także ukłon w stronę klasyki, jedna z kompozycji zatytułowana została na cześć wybitnej postaci sceny chicagowskiej, Anthony’ego Braxtona. Muzycy przedstawiają także swoje bardziej etniczne, zabarwione folkiem oblicze w „Warsaw” i „Spreading The Sound Of Emptiness”. Ta świetnie brzmiąca mieszanka jest poukładana i przemyślana od początku do końca, nie pozwalając słuchaczowi na chwilę znużenia. Prawdziwym egzaminem takiej muzyki jest występ na żywo i muszę przyznać, że sprawdza się wyśmienicie – przekonałem się o tym trzykrotnie; bez wahania ten materiał w wersji koncertowej zasługuje na 100%. W ostatnim, tytułowym kawałku Pink Freud zdradza nam sekret swojej twórczości, przedstawiając niemalże „popową” linię melodyczną skonfrontowaną z typowo yassową kompozycją. Sugeruje to, że prawdziwy jazz to muzyka otwarta na inne gatunki, wręcz z założenia anektująca i scalająca elementy wielu stylów. I trudno, po przesłuchaniu takiego albumu, z twórcami się nie zgodzić.
Tytuł: Monster of Jazz Data wydania: kwiecień 2010 Utwory 1) Pink Fruits 2) Warsaw 3) Little Monster 4) Polanski 5) Bald Inquisitor 6) Red Eyes, Blue Sea And Sand 7) Pierun 8) Goz Quarter 9) Braxton 10) Diamond Way 11) Spreading The Sound Od Emptiness 12) Monster Of Jazz Ekstrakt: 80% |