Blockbuster, znakomite opinie widzów, szacunek krytyki. Co w tej „Incepcji” jest takiego wyjątkowego? Pomysł, realizacja, zagadka? A może nic, może to wszystko jedynie złudzenie maskujące brak głębszej refleksji? O filmie Nolana dyskutują Agnieszka Szady, Jakub Gałka, Michał Kubalski, Marcin T. P. Łuczyński i Konrad Wągrowski.  | ‹Incepcja›
|
Konrad Wągrowski: Po kilku tygodniach od premiery „Incepcja” na liście filmów wszech czasów IMDb nadal okupuje czwarte miejsce, przegrywając tylko ze „Skazanymi na Shawshank” i dwiema częściami „Ojca chrzestnego”. W Polsce nawet recenzenci nieczujący kina popularnego, jak Janusz Wróblewski czy Paweł Mossakowski, napisali pochlebne recenzje. Z drugiej strony oczywiście zgody wśród recenzentów nie ma – o czym świadczy choćby nasza tetryczna notka Wojtka Orlińskiego. Tym niemniej widać, że mamy do czynienia z filmowym wydarzeniem roku (przynajmniej w zakresie kultury popularnej). Chciałbym więc zapytać – co jest w „Incepcji” takiego wyjątkowego? Michał Kubalski: Dopracowanie, troska o szczegół i uzasadnienie (chociaż oczywiście kilka spraw wywołuje dyskusję, np. brak grawitacji na jednym, ale już nie na drugim poziomie), otwarte zakończenie. To wszystko już było – owszem, ale w zestawieniu robi wrażenie i daje pole do interpretacji. To chyba najważniejsze – ludzie mają o czym rozmawiać po wyjściu z seansu i robią to. Po forach, blogach, w realu przetacza się fala polemik – bączek upadł, czy może nie? Mal miała rację, czy jednak Cobb? Ile warstw snu w końcu zobaczyliśmy? Nie wiem, jak w boksofisie, ale w przestrzeni publicznej film już odniósł znaczący sukces – widzom chce się o nim pamiętać. Jakub Gałka: W boksofisie daje sobie znakomicie radę – ponad pół miliarda dolarów i 5-6 miejsce na liście najbardziej dochodowych filmów roku (jak dotąd). Hmmm, czy to aby nie zasługa zawijających się budynków, fruwających kolesi i strzelaniny przeplatanej wybuchami?  | A teraz niech ten artysta ma odwagę cywilną i się przyzna przed całą klasą!
|
Agnieszka Szady: O, z pewnością. „Incepcja” jest sprawnie zrealizowanym filmem sensacyjnym, a wiadomo, że takowy prędzej trafi na szczyty rankingów niż kino moralnego niepokoju. Niepokoju jest w utworze Nolana akurat tyle, by – jak wspomniał Michał – nakręcać dyskusje widzów, a przez to i zainteresowanie. Nie ukrywam, że poleciłam ten film wszystkim swoim znajomym. Natomiast nie zgadzam się z wypowiedziami, by miał on jakieś głębsze dno czy wymagał od widza szczególnej koncentracji. Ot, wciągająca strzelanka z udającym głębię przesłaniem „czy to, co bierzemy za rzeczywistość, jest realne”. Pomimo akcji toczącej się na kilku poziomach snu, nietrudno się w niej połapać, skoro każda warstwa jest wyraźnie odrębna scenograficznie (deszczowe miasto w chłodnych kolorach, ciepłe wnętrza hotelowe i zaśnieżona twierdza). JG: A przecież niektórzy (z częścią polskich krytyków filmowych na czele) pieją, że „Incepcja” jest bardzo wymagającym filmem, zmuszającym do koncentracji i zastanowienia, będący papierkiem lakmusowym inteligencji widza… Ale może dyskusję o poziomie ynteligencji co poniektórych widzów i krytyków zostawmy na marginesie i wróćmy do pytania Konrada: co jest w „Incepcji” wyjątkowego. Jako widz zadowolony i zaspokojony rozrywkowo – lecz nie zachwycony bezwarunkowo! – odpowiem: nic. Tak samo jak nic wyjątkowego nie było w „ Mrocznym Rycerzu” wykorzystującym pomysły z pierwszej części przygód Batmana. To po prostu natchnione rozwinięcie znanych pomysłów, ulepszenie sprawdzonych środków i niesamowita wręcz perfekcja realizacyjna. Zresztą po wspomnianym „Mrocznym Rycerzu” nowy film Nolana warsztatowo nie może już zaskakiwać, a koncepcyjnie… no cóż, od „Matrixa” minęła już dekada, nie? KW: Ponad dekada. Ja jednak stwierdzę, że jest to dzieło cholernie odważne. Bowiem mamy do czynienia z pierwszym blockbusterem za ciężkie pieniądze (pamiętajcie, że pierwszy „Matrix” nie był jakoś ekstremalnie drogim filmem), w którym cała konstrukcja jest tak złożona, że „przeciętny widz” nie ma najmniejszej szansy na objęcie całości i musi wyjść skonsternowany. A przecież miliony dolarów powinny się zwrócić właśnie dzięki „przeciętnym” widzom. Tymczasem już nawet nie trzy poziomy snu (to większość jest w stanie objąć), ale szereg drobniejszych koncepcji – śnienie świadome, wchodzenie do czyjegoś snu (odpowiecie na szybko czyim snem był każdy z poziomów), sprzężone „kicki” do wybudzenia, limbo, migracje bohaterów między poziomami po śmierci we śnie, istoty z podświadomości – to jednak wymaga cholernej koncentracji, bez której film pozostaje bezładną mieszanką pościgów i strzelanek. Zwróćcie zresztą uwagę na recenzje wspomnianych Wróblewskiego i Mossakowskiego – z różnych elementów widać, że im też nie udało się ogarnąć całości.  | JA będę jechał z Tomem Cruise\'em, więc znajdź sobie inną taryfę, capisci?
|
Wielka musiała być wiarą w magię Nolana, skoro pozwolono mu zrobić taki film za takie pieniądze. MK: Oj tam, wytwórnia dała mu zrobić „Incepcję”, bo wcześniej zrobił dla niej mnóstwo kapuchy na „Batmanach”. To nie wiara w magię Nolana, tylko raczej „rób, co chcesz, ale następny film robisz już normalny”. Taki płodozmian. I także nie wierzę w tępotę „przeciętnego widza” – co prędzej w brak ogarnięcia niektórych krytyków i krytyczek. Marcin T.P. Łuczyński: Ten film to barok. Faktycznie, rozmach, precyzja wykonania (chociaż największe pułapki ominięto po prostu aksjomatem, że „wdzwanianie się” w cudzy sen jest możliwe i tyle, a jakim cudem, to już nie nasza brocha), widać, że w ten film wpompowano kasę. I tyle. Pod warstwą wyginanych miast i nieważkości w hotelu nie ma za wiele. Zero zgryzów, zero pytań. No i warto zauważyć, że DiCaprio znowu sięgnął (po „ Wyspie tajemnic”) po thriller, w którym motywem przewodnim jest to, co się u człowieka kotłuje pod czachą plus tragiczna śmierć żony. Skoro mowa o ryzykownych decyzjach, to wybór takiego scenariusza przez Leonarda za takową bym uznał. KW: Chyba się nie zgodzę – Leo od dawna wybiera przede wszystkim role dramatyczne, a wystąpić u Nolana jako główny bohater, który jednocześnie nie jest tylko elementem dekoracyjnym, ale ma co grać, to chyba marzenie każdego aktora.  | Panicz Bruce przebył operację plastyczną, ale psttt... nie lubi, gdy mu się o tym przypomina.
|
JG: Ale powiedzmy sobie szczerze, Konradzie – to wina niesamowitego skomplikowania koncepcyjno-fabularnego czy raczej indolencja widzów/krytyków (sam wiesz jakie nazwiska wymieniłeś…)? Ja obstawiam to drugie, raz że nazwiska, które wymieniłeś nie są wyznacznikiem jakiegoś wyjątkowego ogarniania się w złożonym konstrukcyjno-fabularnie kinie rozrywkowym, a dwa z doświadczenia – byłem na „Incepcji” z osobami, których nie posądziłbym o przesadną znajomość kina i zamiłowanie do skomplikowanych filmowych układanek, a nie miały żadnego problemu ze śledzeniem fabuły. KW: Ale, gdy chce się zwrotu 160 milionów dolarów, nie liczy się tylko i wyłącznie na widzów inteligentnych… Dlatego jednak to ewenement i brawa dla producenta za to, że jednak złożoności tego filmu bardzo nie stępił. JG: Jedyna różnica jest taka, że widzowie bardziej „przygotowani” pod ten film drążą głębiej i na przykład badają dziury i nielogiczności, których pełno jest właśnie w tych drobnych koncepcjach. Internet aż huczy od FAQ-ów tłumaczących nie tylko kto, gdzie z kim i po co, ale też próbujących wyjaśnić różne zdarzenia na gruncie założonej spójności świata przedstawionego (typu wspomniana przez Michała grawitacja). I to ostatnie odbywa się za pomocą spekulacji „poza ekranem”, za pomocą wyjaśnień i przesłanek mniej lub bardziej logicznie spójnych z wyjaśnieniami Nolana, ale nie wynikającymi wprost z fabuły. Zaleta to (wzbudzanie dyskusji po seansie) czy wada (widz sam musi tworzyć piętrowe teorie, bo reżyser nie raczył wystarczająco opisać mechaniki świata)? ASz: Dla mnie zaleta: niedopowiedzeń jest – moim zdaniem – akurat tyle, żebyśmy po seansie mogli zagłębić się w przyjemną dyskusję ze znajomymi, a nie ma ich tak wielu, żeby widz miał wrażenie, że logika trzeszczy w posadach. Ale być może moja opinia jest skażona przyzwyczajeniem do „Gwiezdnych wojen”, gdzie, szczególnie w nowej trylogii, logiki i wewnętrznej spójności próżno się doszukiwać. Tak na marginesie: przygotowywany aktualnie w Esensji ranking najlepszych polskich powieści fantastycznych natchnął mnie do stwierdzenia, że szkoda, że Nolan nie wyreżyseruje filmu na podstawie „Kongresu futurologicznego” Lema. Tam też jest wątek odkrywania kolejnych warstw rzeczywistości – ten reżyser zrobiłby z niego cacko.  | I wtedy Cobb dostrzegł na brzegu głowę Statuy Wolności.
|
MK: Zdecydowanie zaleta. Ze wspomnianych przez Kubę FAQ-ów wynika, że w filmie, ba! nawet w liście obsady, ukryte są smaczki, dające pole do dalszych kombinacji i wskazujące, że Nolan to jednak przemyślał. Sam bączek na końcu filmu to tylko najbardziej oczywisty przykład „pokarmu dla myśli”. Film zrobił na mnie duże wrażenie – po wyjściu z kina byłem przekonany, że to arcydzieło. Mój entuzjazm trochę ostygł, ale tylko trochę; nie rozumiem zwłaszcza zarzutów wtórności, bo „Dick o tym pisał”, bo „Matrix”, bo „eXistenZ”. No to co? To nie jest kalka, to jest nowe zestawienie znanych motywów. JG: Ale to nie zarzut (przynajmniej z mojej strony), tylko stwierdzenie faktu: ten film wykorzystuje stare motywy w na tyle nieoryginalny sposób, że na zajawkę Konrada o wyjątkowości nie sposób odpowiedzieć entuzjastycznie. Po prostu „Incepcja” nie jest na tyle nowatorska co ten nieszczęsny „Matrix”. |