„e7” nie jest zwykłą platformówką. Choć grafika jest tu dość uboga i umowna, gra nadrabia to pomysłem na „platformę”, po której należy się poruszać, by dojść do celu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tło fabularne jest równie proste jak grafika: oto gdzieś, na odległej planecie, odkryto rakietę-bombę wycelowaną prosto w Ziemię. Oczywiście, do Ciebie należy uratowanie ludzkości. W tym celu statek kosmiczny wyrzucił cię na powierzchnię tej planety – jednak dość daleko od celu, bo tylko w jednym miejscu potrafił wylądować. Masz do dyspozycji coś w rodzaju poduszkowca, którym poruszasz się po galaretowatej substancji pokrywającej ów niegościnny ląd. W kolejnych etapach – „sektorach” – poznajesz coraz to nowe właściwości owej dziwnej substancji, czy też samej planety: można, gdy się mocno napiąć, odbić się wysoko w górę (lub w bok, zależnie pod jakim kątem akurat się znajdujesz), można powodować falę… Ponieważ twój łazik ma mocną głowę… to jest, pancerz, umiejętnie odbijając się jesteś w stanie rozbijać w pył wraże sondy bojowe, które również są coraz bardziej śmiercionośne. I to tyle. Proste zasady, ciekawe wykonanie, 20 plansz-sektorów, intrygujące zakończenie… i bolące po wszystkim palce. |