Jeśli nie potrafiliście sobie wyobrazić animacji autorstwa twórcy brutalnych „300” i ambiwalentnych „Strażników”, to „Legendy sowiego królestwa” tym bardziej was zaskoczą. Zack Snyder nie jest reżyserem bojaźliwym, dlatego w historii o walecznych sowach są piękne obrazy i przyjemni bohaterowie, ale także wiele treści niezrozumiałych dla dzieci, odniesienia do ideologii politycznych i epicka, choć bezkrwawa, przemoc. To nie jest bajka dla całej rodziny.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Czegóż tutaj nie ma! Niesamowite, pełne oddechu panoramy pokazane z lotu ptaka, przygoda najeżona powietrznymi scenami akcji, walka o marzenia i sprawiedliwość, konfrontacja mitu z rzeczywistością, mroczni wrogowie, obóz pracy dla oślepianych sówek, koncepcja „nadsowy” i dyktatura przemocy. Teoretycznie wszystko ma pozytywne przesłanie, podjęte decyzje mają charakter edukacyjny, a całość wieńczy happy end, ale pod obrazami wyczuwa się wzbudzającą niepokój drugą warstwę. Zgrzyt wynika z tego, że to, co wyłania się spod wizji fantastycznego świata, w którym szlachetni wojownicy zwyciężają, nie pasuje do radosnego świata bajek. Może dlatego, że „Legendy sowiego królestwa” to nie tyle bajka, ile kino przygodowe zrealizowane techniką animacji 3D – małe dzieci się przestraszą i niewiele zrozumieją, podczas gdy widzowie dorośli wychwycą całą masę smaczków kulturowych, jak i mnóstwo odniesień do zupełnie poważnych tematów. Główny bohater, Soren, to marzyciel i idealista. Stanowi przeciwieństwo swojego brata – przebiegłego i praktycznego Kludda, który szuka poklasku ze strony otoczenia i nie pozwala zepchnąć się z podium nawet utalentowanemu bratu. Tych dwoje trafi wkrótce do niewoli Stalowego Dzioba, okrutnego uzurpatora planującego zemstę na stojących na straży pokoju legendarnych wojownikach Ga’hoole. Soren zostanie wyznaczony do pracy w obozie, Kludd – jako postać egocentryczna i zmienna – awansuje do szeregu żołnierzy przerażającego przywódcy. Nietrudno domyślić się, że opozycja miedzy braćmi posłuży nie tylko do zarysowania przeciwstawnych postaw życiowych, z których jedna godna jest pochwały, a druga zasługuje na potępienie, lecz także do zbudowania dramaturgii konfliktu między bohaterami tej samej krwi. Podobne motywy kino i historia widziały już nieraz, żeby tylko wspomnieć o zakończonym krwawo sporze Remusa i Romulusa powstałym przy zakładaniu Rzymu. Snyder zdaje sobie jednak sprawę, że oprócz napięcia emocjonalnego wiele nowego z tego wątku nie wyciśnie, dlatego skupia się na dwóch innych tematach: odbrązowienia legendy oraz stawiania oporu wobec ucisku władz. W obu porusza się swobodnie, zgrabnie łącząc aspekty kina przygody wzbogaconego o rewelacyjne efekty animacyjne z ambicjami artysty próbującego opowiedzieć o czymś więcej, niż tylko o bohaterskich sowach. „Legendy sowiego królestwa” to także historia o dorastaniu i wkraczaniu w bezkompromisowy świat, w którym idealizm równa się naiwniactwu. Soren musi odnaleźć w sobie wolę walki, odwagę, odpowiedzialność i dojrzałość, żeby przetrwać nagłe zderzenie z rzeczywistością pozbawioną barw ochronnych. W przypadku Sorena dorastanie zakłada też wyzbycie się płonnych nadziei i podkoloryzowanych wyobrażeń o życiu. Snyder gra jednak na optymistycznych nutach, chwaląc wiarę Sorena w marzenia. Nie szkodzi, że mit w rzeczywistości traci cały blask i siłę. Liczy się idea, dla której warto iść naprzód i zdroworozsądkowe podeście do konfrontacji marzeń z faktami. W uświadomieniu sobie tego wszystkiego pomaga bohaterowi jego autorytet z legend o strażnikach Ga’hoole – Ezylryb. Zmęczony, zrezygnowany i cyniczny wojownik stanowi zaprzeczenie mitu o niezwyciężonym herosie i dlatego okazuje się świetnym przewodnikiem Sorena w jego drodze do rozpoznania różnicy między życiodajnymi marzeniami a wyniszczającą ułudą. Szkoda tylko, że reszta bohaterów to już same klisze: Digger to wesołek, Twilight – rubaszny rozrabiaka. Dalej mamy uroczą Gylfie, czyli rozsądną towarzyszkę głównego bohatera, Nyrę, która okazuje się wiedźmą zimną i okrutną niczym narnijska Biała Czarownica oraz Stalowego Dzioba – ornitologicznego odpowiednika poharatanego przez przeszłość Dartha Vadera, z tą różnicą, że sowi dyktator nie okazuje się ojcem Sorena. Oczywiście trudno oczekiwać od produktu rozrywkowego charakterologicznej głębi, ale skoro już Snyder manifestuje artystyczne ambicje… Ambicje te można zaobserwować w odzwierciedleniu systemu totalitarnego w imperium Stalowego Dzioba. Powtarzająca się też często idea „nadsowy” to nic innego jak odniesienie do ubermensch i wyższości jednej rasy nad drugą. Opresja słabszych, ich eksploatacja w obozie pracy, indoktrynacja – Snyder nie próżnuje i nie przebiera w środkach, niemal przeistaczając niepozorne „Legendy sowiego królestwa” w manifest ideologiczny. Odważne rozwiązanie jak na animację. Snyder nic jednak nie robi sobie ze stereotypowego targetu tego typu filmów – ma być intensywnie, a adrenalina powinna dawać kopa! Reżyser nie rezygnuje nawet ze swojego znaku rozpoznawczego, stosując charakterystyczne zwolnienia w czasie ekranowych walk. Sowy, podobnie jak wcześniej Spartanie i Strażnicy, zatrzymują się w ferworze wojennym na kilkusekundowe ujęcia, podczas których kamera eksponuje balet przemocy. Co z tego, że nie ma krwi. Ważne, że ostała się dynamika i wymyślna choreografia walk wykorzystująca sowi oręż w postaci stalowych nakładek na pazury. Gigantyczne wrażenie robi również jakość animacji i technologii 3D: na ekranie widać każde pojedyncze piórko, każdą kroplę wody, każdy błysk w sowim oku. Czuć przestrzeń, wolność i autentyczny powiew przygody, a do tego na dziobach ptaków nietrudno odczytać emocje. Szkoda tylko, że Snyder nie jest do końca konsekwentny, bo chociaż pod względem realizacyjnym, „Legendy sowiego królestwa” są perfekcyjne, to w warstwie fabularnej mają wzloty i upadki. Rozczarowujące i przesłodzone zakończenie poprzedza rewelacyjne, ekscytujące rozwinięcie, płaskie postaci przeplatają się z intrygującymi bohaterami, szablony znajdują miejsce między oryginalnymi pomysłami. Snyderowi zabrakło zdecydowania w nadaniu całej historii spójnego kształtu. Jednak cóż z tego, skoro „Sowy” to po prostu czysta frajda. A przy tym niesamowite widowisko!
Tytuł: Legendy Sowiego Królestwa: Strażnicy Ga'Hoole Tytuł oryginalny: Legend of the Guardians: The Owls of Ga'Hoole Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: Australia, USA Data premiery: 14 października 2010 Czas projekcji: 90 min. Gatunek: animacja, przygodowy Ekstrakt: 80% |