„Czarny Horyzont” Tomasza Kołodziejczaka to długo oczekiwane rozwinięcie świata wcześniejszych opowiadań w powieść. Z jednej strony książka reprezentuje wszystko to, za co chwalone były krótkie formy, z drugiej strony pozostawia lekki niedosyt i budzi apetyt na więcej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzeba przyznać, że pomysł zaprezentowany przez Tomka Kołodziejczaka w opowiadaniach „Klucz przejścia” i „Piękna i graf” fascynował. Na Ziemię przybywają istoty z innego świata – barlogi. Są oni wcieleniem czystego zła, ich celem jest totalitaryzm absolutny, zapanowanie nad ludzkością, uczynienie z nas wszystkich okrutnie traktowanych niewolników. Wraz z nimi wkracza w nasze realia potężna magia, taka, jaką znamy z powieści fantasy, magia, która może zwyciężyć naszą rozwiniętą technologię. Na szczęście balrogi nie są jedynymi przybyszami. Z pomocą dla ludzi przychodzą elfy, które również dysponują magią, ale, tak jak u Tolkiena, reprezentują szlachetność i dobro. Ludzie wraz z elfami stawiają opór i pomimo tego, że siły zła podbijają niemałe obszary świata, wojna trwa. Już od kilkudziesięciu lat Polska, leżąca na granicy między światem barlogów – Gehenną, a ziemiami wolnymi od sił zła, jest nowym przedmurzem. Dwa opowiadania pozostawiały niedosyt – czemu tak rozbudowana, inspirująca wizja została ledwie zarysowana? „Czarny Horyzont” miał zaspokoić oczekiwania czytelników, po raz kolejny przenosząc ich do mrocznej wizji przyszłości, ale tym razem w ramach „pełnometrażowej” powieści. Zaspokoił, lecz nie do końca. „Czarny Horyzont” opowiada o kolejnym epizodzie wieloletniej wojny. Nie jest zwieńczeniem, podsumowaniem, raczej po prostu następnym, nieco bardziej rozbudowanym, dodającym więcej szczegółów do budowy świata, opowiadaniem. Królewski (tak jest – Polska stała się monarchią, z elfem na tronie) geograf Kajetan Kłobudzki wyrusza z niebezpieczną misją na ziemie wroga. Jego „kontaktem” po stronie wolnych ludzi pozostaje przybrany ojciec, pułkownik Robert Gralewski, który też przyjmuje rolę wprowadzenia czytelnika w realia świata. Kajetan znajdzie na terenach barlogów coś nietypowego, wyjątkowego, co może zadecydować o losach wojny… Tomek Kołodziejczak wrzucił w książkę tyle pomysłów, że dobre ich rozegranie wymagałoby prawdopodobnie 600-stronicowego tomiszcza (a może i większego). Z początku najbardziej przyciąga uwagę oczywiście mariaż magii i techniki. Jak się okazuje, choć z pozoru wobec barlogów byliśmy bezradni, nasze osiągnięcia mogą się przydać, by lepiej wykorzystywać moce elfów – najciekawsze z tego będą chyba satelity wciąż krążące po orbicie, ale tym razem wykorzystywane do celów magicznych, czy też dość standardowe bronie, odpowiednio zmodyfikowane. Czary i technika pozwoliły na kolonizację Marsa (rozdział poświęcony tej planecie jest chyba najbardziej enigmatyczny w całej powieści – zapewne jest to swego rodzaju zapowiedź kolejnych części, w których marsjańskie tematy zostaną rozwinięte). Nie oszukujmy się jednak, nie jest to rewolucja – połączenie magii i techniki mogło zaskakiwać w latach 80. gdy czytaliśmy „Zabójcę czarownic” Kochańskiego, dziś to już jeden z fantastycznych standardów. Dużo ciekawsze są dwie, powiązane ze sobą kwestię – nałożenie fantastyki na nasze realia i konserwatywny manifest przekazany w konstrukcji tego świata. Bardzo podoba mi się, że Tomek zastanawia się, jak zareagujemy na pojawienie się obcych ras. W „Pięknej i grafie” pada znamienne sformułowanie skierowane do elfów: „świetny PR zrobił wam Tolkien”. Elfy, paradoksalnie, nie są dla nas nowością – są rasą, którą znamy doskonale… z literatury, filmu czy legend. I choć nie mamy tu do czynienia z przełożeniem jeden do jednego, to jednak wizja istot z innego świata jest w dużej mierze zgodna z naszymi oczekiwaniami. Ale w drugą stronę to też działa – przybycie elfów i barlogów nie zamienia Ziemi w świat Tolkiena, czy jakąkolwiek inną krainę fantasy, tylko tworzy coś zupełnie nowego. Wspominałem o integracji magii i technologii, ale działa to także na innych płaszczyznach, ujawniających, że nie tylko my zmieniliśmy zwyczaje (a także ustrój, strukturę społeczną, organizację życia), ale i nasi sojusznicy coś od nas przyjmują. Wspomnijmy choćby kapitalne sformułowanie „Elfy lubią oglądać westerny”. Lubią, bo – podobnie jak to bywa w kinie kowbojskim – widzą świat przez pryzmat prostej opozycji dobra i zła. Autor rozszerza też wątek reakcji na przybycie sprzymierzeńców – dla licznej grupy osób elfy nie przybyły tu dla pomocy, lecz są częścią większego spisku, który zakłada podstępne przejęcie władzy nad ludzkością pod pozorem przyjaźni. Zarówno historyczne uwarunkowania, jak i współczesna moda na różnorodne teorie spiskowe, bardzo uwiarygodniają takie reakcje. Najistotniejsze będzie jednak konserwatywne credo nieszablonowo wplecione w treść. Jak się okazuje, nie jest prawdą, że nasz świat dawniej pozbawiony był magii. Ona istniała – powiązana była z wiarą, patriotyzmem, tradycją, etc, etc. Przybycie elfów dopiero pozwoliło na wykorzystanie owych mocy, co zaowocowało renesansem tradycyjnych wartości i ich bardziej realnych form. W wojnie z barlogami znaczenia nabierają kościoły, kapliczki, modlitwy, rytuały, ale także elementy kojarzone z ruchami niepodległościowymi (na przykład czcionka słynnego logo „Solidarności”). Widać w tym z jednej strony tęsknotę autora za uporządkowaniem świata, jasnym określeniem dobra i zła, możliwością postawienia się po stronie szlachetnej (i nadanie w tym wszystkim wyjątkowej roli Polsce), ale też jest to sprytna, bo nienachalna, niedeklaratywna, błyskotliwie wpleciona w treść promocja wartości wyznawanych przez twórcę. Przyznać należy, że jest to przekaz pozytywny – nie ma tu jakichkolwiek negatywnych nawiązań do współczesności, jeśli zło otrzymuje jakieś odniesienie, to jedynie z jednoznacznie potępianymi najgorszymi cechami nazizmu i komunizmu. Cały czas oczywiście zakładam, że „Czarny horyzont” jest po prostu pierwszą z wielu obszerniejszych opowieści umieszczonych w tym uniwersum. Gdyby miał pozostać ostatnią, pozostałoby wrażenie zmarnowania ciekawego świata. Jeśli nie pozostanie – Tomek będzie miał co pisać przez wiele, wiele lat. Ja w każdym razie czekam na retrospekcję, która na co najmniej 400 stronach przedstawi, co działo się w czasach, gdy otworzyły się wrota do innego świata… To byłaby niesamowita historia.
Tytuł: Czarny Horyzont ISBN: 978-83-7574-274-9 Format: 280s. 125×195mm Cena: 31,90 Data wydania: 20 sierpnia 2010 Ekstrakt: 70% |