Na planecie Jabiim trwa wojna domowa, w której jedną ze stron wspiera silny kontyngent klonów dowodzonych przez grupę Jedi. Trwająca czterdzieści trzy dni bitwa, toczona w błocie i strugach ulewnego deszczu, okaże się dla wojsk Republiki tragiczną klęską, z której żywy wyjdzie tylko jeden z padawanów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A będzie nim – cóż za niespodzianka! – Anakin Skywalker, który na osobiste polecenie kanclerza („Jak udało się panu z nami połączyć?!” „Dzięki wytrwałości”) zostawi swoich przyjaciół, szykujących się do samobójczej obrony jednej z baz, i przeprowadzi ewakuację klonów. Anakin jest honorowy, wolałby pójść z towarzyszami na pewną śmierć, ale rozumie wagę rozkazu. Jednak okazuje się, że przysłano zbyt mało statków transportowych – ktoś będzie musiał zostać na Jabiim: albo spodziewający się okrutnej zemsty rodaków lojaliści, albo tak cenne dla Republiki klony. Skywalker jako jedyny Jedi na planecie, musi podjąć decyzję. Nikt z obecnych nie wie, że nie ma już żadnego zagrożenia, w dramatycznej walce zginęli wszyscy: i padawani, i dowódca separatystów ze swoją gwardią przyboczną. Anakin, stojąc między celującymi do siebie z miotaczy oddziałami klonów i miejscowej armii, panikuje i zaczyna dusić Mocą dowódcę lojalistów. To bardzo dobry kadr: generał klęczy w błocie, w tle Skywalker z zaciśniętą pięścią, burza, leje, pioruny. Spłoszony Anakin: „Ja… Przepraszam…” Jednak nie wybrałam go, bo niestety jest jednym z wielu przykładów, jak trudno jest nawet dobremu rysownikowi oddać podobieństwo tej postaci do grającego ją aktora. Oraz z innego powodu: najlepiej całą wymowę tej poruszającej komiksowej historii oddaje kadr przedstawiający sytuację kilka minut później. Startuje kanonierka z Anakinem na pokładzie, z dołu rozbrojeni miejscowi żołnierze ciskają kamieniami, a w postawie Skywalkera otoczonego klonami (w strugach deszczu wyglądają oni łudząco podobnie do szturmowców) jest coś bardzo, bardzo Vaderowego. Coś zupełnie niepasującego do Jedi. Odlatujący przyszły Sith pozostawia Jabiim wykrwawione i zniszczone, a przy tym doprowadzone do sytuacji z punktu wyjścia: zdradzeni lojaliści stają przeciwko Republice. W tym kadrze nie widać głównych atutów kreski Chinga, którego realistyczne postaci (no dobrze, może nieco zbyt ładne jak na realizm) są dokładnie tym, czego szukam w komiksach. Nie jest to też taka uczta dla oka jak pozostała cześć historii, polegająca w zasadzie głównie na wybuchach i scenach walki, ale wymagająca uważnego oglądania, żeby docenić szczegóły. Tu mamy niewyraźne, rozmazane w deszczu, widoczne z daleka sylwetki, ujęte jakby z punktu widzenia jednego z bezsilnie wygrażających pięściami żołnierzy. Ale właśnie dzięki temu zobaczymy w klonach szturmowców, a w Anakinie Vadera. Bo choć Skywalker ma jeszcze świadomość, że jego decyzja okazała się tragicznie błędna, to jednak – podejmuje ją. A w strachu sięga po Ciemną Stronę. |