powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (CI)
listopad 2010

Minimalne poprawki w zapomnianych miejscach
W pierwszej odsłonie cyklu „Replikantki” Dorota Buczkowska oswajała z bólem przez „Znieczulenie”. Potem Natalia Bażowska, Kinga Bella, Magdalena Starska i Tatiana Wolska w „Cieplarnianych warunkach” przyglądały się temu, co wylęgło się z ich wyobraźni. Teraz Alicja Karska i Aleksandra Went sięgają do miejsc zapomnianych i niechcianych, wprowadzając w nich „Minimalne poprawki”. Z ciekawym skutkiem.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na trzecią część cyklu prezentowanego w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach składa się sześć filmów wideo autorstwa obu artystek.
„Kołysanka” to prawie pięciominutowy obraz z 2006 roku. Pokazuje straszaki wykorzystywane przez ogrodników dla ochrony na przykład przed kretami. Można je kupić w sklepie (to rury plastikowe lub aluminiowe ze specjalnymi układami emitującymi dźwięki o niskiej częstotliwości), można zrobić samemu – jak w „Kołysance”. Tutaj wbito w ziemię pręty, do których przyczepiono odpowiednio wycięte duże plastikowe butelki, puszki po piwie, a nawet stare zardzewiałe miski. Poruszając się pod wpływem wiatru, przekazują drgania do ziemi, co płoszy niechciane przez ogrodników zwierzęta. Przy okazji dźwięki wydawane przez te „wiatraczki” składają się na jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny koncert. Kołyszący do snu, ponieważ oglądamy straszaki zimą.
Zimową kołysankę zamieniamy na letnią nostalgię za sprawą filmu „Memorabilia”. Trwające około pięciu minut wideo powstało trzy lata temu. To właściwie układanka fotografii z wakacji spędzanych w dzieciństwie. O tym, co konkretnie przedstawiają i jakie mają znaczenie, wiedzą chyba tylko jego autorki. Postronny widz zobaczy kolaż, na który składają się letniskowe domki, huśtawki na placu zabaw, pomost nad jeziorem otoczonym lasami, jakieś postacie. Gdzieniegdzie obraz się rozmywa, gdzieniegdzie blaknie. Fotografie nie przypominają tych współczesnych, rozświetlonych, nasyconych kolorami i poprawionych często w Photoshopie. Tutaj nawet słońce wydaje się chłodne i wyblakłe jak wspomnienia z dzieciństwa.
Prawie dziesięciominutowy „Obieg zamknięty” z 2006 roku chyba najbardziej różni się od pozostałych prac prezentowanych na wystawie. Chodzi tu nie tyle o tematykę pracy, ile o uczucie niepokoju, nerwowości, które czujemy za sprawą podkładu muzycznego autorstwa Marcina Zielińskiego. Tytułowy „Obieg zamknięty” to stary, zniszczony, zamknięty basen. Nie byłoby w nim niczego ciekawego, gdyby artystki nie stworzyły jego lustrzanego odbicia. Zastosowanie tego prostego zabiegu spowodowało, że zbiornik na chwilę stał się obiektem fascynującym – obserwowanie, jak napełnia się wodą, która jednocześnie z niego wycieka, jest w dziwny sposób wciągające. Nie możemy się jednak odprężyć – w tle ciągle słyszymy tę szybką i niespokojną muzykę, która budzi w nas nieokreślony lęk. Może przed utonięciem?
O ile we wcześniejszych pracach ludzie w ogóle się nie pojawiali lub byli tylko elementami tła, o tyle w filmach „Kino dream” oraz „Peter i Jana” grają pierwsze skrzypce. A raczej – metaforycznie – tańczą do ich wtóru, bo tę czynność tu obserwujemy.
Na „Kino dream” składają się dwa filmy. Pierwszy przedstawia zniszczony dworzec gdzieś w małym miasteczku, jakich pełno w Polsce. Na drewnianym pomoście-scenie przy budynku siedzi sobie ciemnowłosa dziewczynka z psem na smyczy. Najpierw macha nogami i rozgląda się po okolicy. Stopniowo przełamuje nieśmiałość: zaczyna kołysać się w takt przez siebie tylko słyszanej muzyki, wstaje i obchodzi scenę, trzymając się poręczy, by wreszcie zacząć swój radosny, zaimprowizowany taniec. Artystki nie tylko uwieczniły go na taśmie, zorganizowały także małej tancerce specjalną projekcję w sali kinowej. Jej zapis – obserwacja dziewczynki, która ogląda siebie na ekranie – to drugi film „Kino dream”. „Jak tańczyłam na scenie, to było bardzo fajnie. Trochę się zawstydziłam, ale dobrze mi szło i teraz to jest moje hobby. Fajnie się tańczy i fajnie się czułam. Myślałam o sobie, że będę kiedyś tancerką i gwiazdą. To jest miłe, jak się ogląda siebie na ekranie. Bardzo chciałabym być tancerką sławną, bo to jest miłe, jak ktoś dostaje sławę” – mówi dziewczynka. Choć jest jej miło, jednak patrząc na siebie, nie czuje się do końca komfortowo. Jak chyba każdy z nas – co widzimy choćby na okazyjnych nagraniach ze ślubów czy innych uroczystości.
Peter Snahnican i Jana Eliaaova, bohaterzy minutowego wideo pt. „Peter i Jana” z 2006 roku, w przeciwieństwie do dziewczynki z „Kino dream” nie czują zawstydzenia. To profesjonaliści – co widać w ich ruchach i zachowaniu. Także otoczenie, w którym Peter i Jana ćwiczą, jest zupełnie odmienne od tamtego. Zaniedbany dworzec i pomost zastąpiła biała salka z ozdobnym złotym sufitem i – zapewne drewnianym – ciemnym parkietem. Za filmowym profesjonalizmem kryje się jednak chłód. Bohaterowie nigdy nie tańczą razem, osobno ćwiczą poszczególne figury, podczas przerw widzimy ich pojedynczo. Nie widać tutaj radości, która towarzyszyła małej dziewczynce na pomoście.
Cykl „Replikantki” został stworzony, aby zaprezentować twórcze poszukiwania tożsamości, miejsca i sposobów, w jakie kobiety artystki mogłyby wyrażać siebie wbrew utartym schematom. Dorota Buczkowska skupiała się na bólu i produkcji bomb, Kinga Bella, Natalia Bażowska, Magdalena Starska i Tatiana Wolska badały mroczne tajemnice ludzkiej psychiki, a Alicja Karska i Aleksandra Went stawiają na nostalgię zapomnianych miejsc. Ciekawe, czym zaskoczą nas kolejne „replikantki”?
Wystawę „Minimalne poprawki” można oglądać do 14 listopada.
Fragmenty prac Alicji Karskiej i Aleksandry Went można obejrzeć na ich stronie internetowej.
powrót do indeksunastępna strona

252
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.