Filmografię Michaela Keatona zdominowały komedie: „Nocna zmiana”, „Pan mamuśka”, „Zawód: Dziennikarz”, „Miłosne wybory”, „Mężowie i żona”, „Jack Frost”, „Garbi - Super bryka”, „Córka prezydenta”, „Absolwentka” – by wymienić tylko najpopularniejsze pozycje. Niedawno do tej grupy dołączyła „Policja zastępcza”, której premiera miała miejsce 12 listopada. Niemniej raz na jakiś czas Keaton występuje w poważnej roli, udowadniając, że jest lepszym aktorem, niż można by przypuszczać.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsza naprawdę udana próba opuszczenia komediowej szufladki: Keaton jako narkoman i alkoholik, desperacko próbujący zerwać z nałogiem. Choć początkowo odwyk traktuje jako świetną kryjówkę przed policją, szukającą go, gdyż w jego domu przedawkowała przypadkiem poznana kobieta – w końcu decyduje się na prawdziwą walkę z uzależnieniem. Tłem dla zmagań z nałogami jest zaskakująco wiarygodna i ujmująca historia miłosna. Kreację Keatona można odbierać na trzech poziomach. Ponad wszystko to szarpiący się z nałogiem narkoman. Ale równocześnie dojmująco samotny mężczyzna, lgnący do bliskości z kobietą. Wreszcie: drobny cwaniaczek, przekonany, że nie obowiązują go twarde reguły kliniki, a większe bądź mniejsze winy i przekręty, jakie ma na koncie, zostaną mu od ręki wybaczone. Wszystkie trzy aspekty roli składają się na złożony portret człowieka, który mocno się w życiu zagubił, jednak konsekwentne stara się wrócić na dobrą drogę.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O ile późniejsza rola mordercy z „W akcie desperacji” wydaje się być bardziej efektowna, o tyle naprawdę przerażająca jest ta z „Pacyfic Heights” Johna Schlesingera. Twórca „Nocnego kowboja” pokazał bowiem, jak przeciętne życie dwójki sympatycznych ludzi może w przeciągu dosłownie kilku chwil przerodzić się w regularne piekło. Zło ma tu przyjazną twarz Keatona, bezlitośnie wykorzystującego najróżniejsze kruczki prawne i grającego na nosie policji, prawnikom i przede wszystkim głównym bohaterom. Ci ostatni pragną niewiele – jedynie wieść spokojne życie. Niedoczekanie… Keaton wzbudza strach dużo skuteczniej niż najbardziej wymyślne horrorowe monstra, ponieważ jest jednym z nas, człowiekiem z tłumu. Wyróżnia go jedynie spryt i sportowy samochód. Podobnie jak bohaterowie późniejszego „Funny Games”, uderza on bez żadnego powodu, za to szalenie precyzyjnie, konsekwentnie i bezlitośnie. I co chyba najgorsze – niespodziewanie. O ile raczej nie będziemy mieli okazji spotkać choćby Freddy’ego Krugera, o tyle lokator w stylu Cartera Hayesa może niebawem zamieszkać tuż za ścianą. O ile już nie mieszka…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
GRA O ŻYCIE (1992) Bodaj najbardziej przejmująca i chwytająca za gardło rola Keatona jako nieuleczalnie chorego ateisty z wątpliwościami. Dodajmy: wątpliwościami pojawiającymi się dopiero w obliczu wiadomości o śmiertelnej przypadłości. W pierwszej chwili trąci to hipokryzją, niemniej Keaton swą grą sprawia, że przestajemy oceniać jego bohatera. Kreacja pamiętnego Beetlejuice’a ma spory potencjał dramatyczny, z którego aktor nie omieszkał skorzystać. Przekonująco wygrywa on między innymi wszelkie związane z chorobą niedogodności, prezentując niezwykle przytłaczające studium umierania. Tym bardziej poruszające, że bohater wraz z żoną spodziewa się dziecka, a prawdopodobnie nie doczeka dnia urodzin. Jeśli ktoś nie widzi w Keatonie poważnego aktora, „Gra o życie” bez wątpienia rozwieje jego wątpliwości.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Mocno niedoceniony film, który w Polsce nie doczekał się premiery kinowej, trafiając bezpośrednio na DVD. Szkoda, bo to obraz intrygujący i przewrotny, ciekawie portretujący świat współczesnych korporacji. Czerpiący z reżyserskich dokonań Davida Mameta, a trochę z „Glengary Glen Rose”. Oglądając „Ostatni raz” ponownie zgłębialiśmy świat ludzi cynicznych, wyrachowanych, za wszelką cenę starających się sprzedać konkretny produkt. Keaton występem w „Ostatnim razie” pokazał, że jest bardziej uniwersalnym aktorem, niż wielu sądzi. Tym razem był cyniczny, bezwzględny, czasem agresywny. Wypluwał przekleństwa z prędkością karabinu maszynowego, za nic miał współpracowników, jego celem było wyłącznie zarabianie pieniędzy. Miła odmiana po wcześniejszych wpadkach i boleśnie nijakich rolach w „Garbi – Super bryce”, „Córce prezydenta”, „Głosach” i „Ruchomych piaskach”. THE MERRY GENTLEMAN (2008)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Reżyserski projekt Keatona, ciepło przyjęty na festiwalu w Sundance. Aktor wcielił się w rolę małomównego płatnego mordercy, przypadkowo nawiązującego kontakt z prześladowaną przez męża kobietą. Nietypowa to dla Keatona rola, gdyż niesamowicie powściągliwa i oszczędna w sięganiu po środki aktorskiego wyrazu. Podczas gdy Keaton najczęściej jest na ekranie energiczny, dynamiczny i czasem przesadnie gestykulujący, jako reżyser narzucił sobie aktorską dyscyplinę: gra drobnym gestem, a gwałtowniej poruszy się tylko wtedy, gdy jego bohatera dopadnie atak kaszlu. I jeśli Keaton zafunduje nam więcej podobnych ról, niechybnie doczeka się o sobie dowcipu, jaki krąży na razie tylko o Eastwoodzie: że w swym aktorskim repertuarze ma tylko dwie miny, tę w kapeluszu i tę bez kapelusza. |