„Yokai” – nowy tomik serii Stana Sakai o króliku-samuraju dość znacznie różni się od poprzednich… I to nie tylko wprowadzeniem koloru.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Fani przygód Usagiego Yojimbo niecierpliwie czekają na każde kolejne dzieło Stana Sakai, w nadziei, że wreszcie dowiedzą się, czemu Jei tak się na Usagiego zawziął, co będzie z aranżowanym małżeństwem Tomoe, jak potoczą się dalsze losy ściganej przez własny klan Chizu i czy nasz bohater wreszcie szczerze porozmawia z Jotaro. Niestety, „Yokai” nie posuwa głównej osi akcji ani o ćwierć cala. Otrzymujemy banalną historyjkę (tylko jedną – to też różnica w porównaniu z większością poprzednich zeszytów) o walce z widmami, której początek wygląda wręcz jak fabularyzowany wykład z japońskiej demonologii: Usagi chodząc po lesie napotyka przeróżne upiory i dba o to, by je nazwać po imieniu, nim przystąpi do prób usieczenia. Miałoby to przynajmniej walor całość edukacyjny – niestety, autor w zamieszczonym na końcu zeszytu wywiadzie bez ogródek wyznaje, że część potworów sam wymyślił. W wywiadzie pokazane są też kolejne etapy powstawania kolorowego kadru – całość dość interesująca, lecz niestety, wprowadzenie barw niczego do komiksu nie wniosło, w przeciwieństwie choćby do „Blacksada” czy „Lou!”, gdzie kolor z dużym powodzeniem służy do stwarzania odpowiedniego nastroju. „Yokai” wygląda jak malowanka dla dzieci – to wrażenie pogłębia jeszcze fakt, że kadry są większe niż zazwyczaj i mniej szczegółowe. Owszem, dynamika walk wciąż jest na wysokim poziomie, mimika twarzy oddaje emocje bohaterów, jednak w porównaniu ze starszymi historyjkami o Usagim (że wymienię choćby „Pojedynek przy świątyni Kitanoji”) ten tom wydaje się niemal fanfikiem. Czy więc nowy odcinek przygód naszego ronina nie ma żadnych zalet? No… jedną ma: pojawia się w nim tajemniczy Sasuke – zabójca demonów. I tylko za to podwyższyłam punktację z 40 na 50 procent.
Tytuł: Usagi Yojimbo: Yokai ISBN: 978-83-237-4607-2 Cena: 39,99 Data wydania: październik 2010 Ekstrakt: 50% |