Stwierdzić, że „Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Stulecie” to komiks nie dla wszystkich, to zdecydowanie za mało. To komiks naprawdę dla wybranych, których bawi przede wszystkim misterna konstrukcja przeplatająca w sobie motywy z kilkunastu co najmniej dzieł literatury minionego stulecia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak zapewne pamiętamy, Ligę Niezwykłych Dżentelmenów (swoją drogą, co tam robi kobieta?) pożegnaliśmy w roku 1898, po bohaterskiej akcji obrony Londynu przed najazdem Marsjan. Dwóch członków Ligi – Hawley Griffin, czyli Niewidzialny Człowiek, i Mr. Hyde – ponosi śmierć (ten pierwszy zresztą z ręki tego drugiego). Elitarną ekipę opuszcza kapitan Nemo. Liga zostaje więc zdziesiątkowana, choć nieśmiertelna po ukąszeniu przez wampira Mina Murray (z domu Harker) nadal jest jej ostoją, powróci również odmłodzony Allan Quatermain. Dwanaście lat później, gdy rozpoczyna się akcja „Stulecia”, nieobecnych zastępują nowi bohaterowie. Będzie wśród nich Orlando (hermafrodyta, „wiecznie młoda” postać z powieści Wirginii Woolf), Thomas Carnacki (detektyw o nadprzyrodzonych zdolnościach z dzieł Williama Hope Hodgsona) oraz A.J. Raffles (złodziej dżentelmen z cyklu zapomnianych już opowiadań E.W. Hornunga, nawiasem mówiąc szwagra Arthura Conan Doyle’a). Komiks jest początkiem trylogii, akcja kolejnych części ma toczyć się także w roku 1969 i 2008 (co dla nieśmiertelnych Miny i Orlanda nie powinno być problemem). W „1910” jednak rysują się konkretne wątki. Najważniejsze z nich to wprowadzenie kluczowej postaci Janni Dakkar (córki kapitana Nemo), która opuszcza „Nautilusa”, by zamieszkać w Londynie – a także wątku tajemniczej sekty, mającej przywołać Księżycowe Dziecko i okultystycznych wizji zapowiadających zbliżający się koniec świata. Jak zwykle w przypadku tej serii, największą przyjemność sprawia obserwowanie, jak Alan Moore zręcznie żongluje klasykami literatury – zarówno tej popularnej, jak i tej ambitniejszej. Poza oczywistymi („Dracula”, „Kopalnie króla Salomona”, skąd wywodzi się para głównych bohaterów oraz wspomniane „dzieła macierzyste” pozostałej trójki nowych bohaterów Ligi) nadal mamy tu do czynienia choćby z odwołaniami do Sherlocka Holmesa (jego brat Mycroft wciąż rządzi brytyjskim wywiadem), do historii Kuby Rozpruwacza, do dzieł Juliusza Verne’a, Hermana Melville’a, W. Somerseta Maughama, okultysty Aleistera Crowleya (które zresztą pojawia się w komiksie w nieco innym wcieleniu) i wielu innych. Najważniejsze w przypadku tego tomu wydają się być zapożyczenia z „Opery za trzy grosze” Bertolta Brechta, skąd zapożyczono bezpośrednio niektóre postacie (Mackie Majcher, Jenny Diver, czyli alter ego Janni Dakkar), elementy fabuły (z mroczną akcją w realiach dzielnic nędzy Londynu), a nawet bezpośrednie cytaty i piosenki. Nawiązania prezentowane są nieraz w sposób całkiem oczywisty, a czasem za pomocą lekko tylko zarysowanej sugestii (sylwetka, wygląd twarzy, element scenerii). Wyszukiwanie wszelkich nawiązań jest bez wątpienia ogromnym wyzwaniem dla erudytów (z ręką na sercu – kto wcześniej znał Rafflesa, Sarnackiego czy kojarzył twórcę nazwiskiem Somerset Maugham?), ale też doskonałą zabawą. Problemem dla polskiego czytelnika jest nieznajomość wydanego wcześniej albumu „Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Czarne Dossier”, który do nas nie dotarł – a który przedstawia przekrój przez dzieje Ligi; odwołania do wiedzy w nim zawartej są również istotne dla pełnego zrozumienia „Stulecia”. W oderwaniu od nawiązań „Stulecie” broni się trochę gorzej, choć nadal pozostaje ciekawą i nastrojową historią z okultyzmem w tle. Niemniej jednak sprawia wrażenie wstępu do bardziej złożonej opowieści rozciągniętej na przeszło wiek – czym zresztą w rzeczywistości jest.
Tytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów, Stulecie: 1910 ISBN: 978-83-237-4600-3 Cena: 45,00 Data wydania: maj 2010 Ekstrakt: 70% |