powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (CI)
listopad 2010

Danse macabre
Jack Ketchum ‹Dziewczyna z sąsiedztwa›
Czy horror bez elementu nadprzyrodzonego to jeszcze horror? Czy slasherem może być powieść, w której krew nie leje się potokami? A może powieść budząca strach i obrzydzenie obrazami przemocy i okrucieństwa, ale ukazana jako „to mogło przydarzyć się każdemu” to po prostu powieść realistyczna? „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma to właśnie taki przypadek książki horrorowej z ducha, realistycznej w wykonaniu – i wciąż przerażającej.
Zawarto¶ć ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zawiązanie akcji „Dziewczyny z sąsiedztwa” to okoliczności znane każdemu czytelnikowi Stephena Kinga – grupka kilkunastoletnich dzieciaków z przedmieścia, wakacje, lata pięćdziesiąte. Jednak jeśli uspokojeni znajomą scenerią spodziewamy się spokojnego, obszernego wprowadzenia bohaterów, długich opisów gorących dni i wieczorów, zaskoczenie będzie spore i raczej nieprzyjemne. Jack Ketchum to nie kolejny Richard Bachman. I choć Król Horroru napisał do „Dziewczyny…” obszerny, pochwalny wstęp, to proza Ketchuma wywraca na nice kingowskie obrazy niewinnych urwisów, stających do walki ze Złem.
U Ketchuma nie ma Zła, jest za to zło – nieodległe, wręcz zwyczajne. A dzieciaki zamiast mu się opierać, tworzą oddział oprawców. Bezbronność ofiar, poczucie władzy, budzące się hormony – to działa jak narkotyk. Ketchum nie umieszcza swej powieści w otoczeniu upadłego społeczeństwa, na odludziu czy wśród degeneratów. To raczej sytuacja kojarząca się z takimi nazwiskami, jak Fritzl czy Kampusch. „Normalne” sąsiedztwo, „normalne” rodziny, przeplatanie tortur grą w remika i piciem coli – wskutek takiego zabiegu autor zaszczepia głęboki niepokój, nie pozwala na katharsis. Spersonifikowane Zło można ukarać, zniszczyć, odesłać w niebyt, ze złem rozproszonym i niejako oswojonym zwyciężyć w pełnym tego słowa znaczeniu się nie da.
Ketchum pokazuje, jak ważną rolę w działaniach jego dziecięcych bohaterów odgrywa przyzwolenie lub brak reakcji dorosłych. Idzie tutaj tropem prawdziwych eksperymentów Milgrama i Zimbardo, dotyczących roli autorytetu i sile jego wpływu. Dopóki Gra jest „zabawą” czysto dziecięcą, jej skutki są przemijające i banalne. Jednak gdy do Gry wchodzi osoba dorosła, dzieci badają, jak daleko mogą się posunąć. A aprobata dorosłego, przyzwolenie autorytetu, pozwala na przekraczanie do tej pory nieprzekraczalnych granic. Taką samą funkcję pełni brak reakcji innych dorosłych – skoro oni nie reagują, to znaczy, że nie dzieje się nic niezwykłego. A nawet gdyby – to kto uwierzy dziecku wbrew słowom osoby dorosłej?
U Ketchuma nie ma także długich, kingowskich opisów – jego pisarstwo opiera się na prostych zdaniach i dosłownym ukazaniu okrucieństwa i przemocy. Wskutek tego „Dziewczyna z sąsiedztwa” to niecałe 300 stron, które można było jeszcze skomasować. W porównaniu do „To” Kinga to właściwie nowelka. Jednak nagromadzeniem sadyzmu przebija o wiele grubsze tomy.
To dobra zła książka. Dobra, bo dobrze napisana, zła, bo opisująca zło i budząca wstręt. Sięgnąłem po nią zaintrygowany recenzją innej powieści Ketchuma, „Poza sezonem”, pióra Łukasza Orbitowskiego w „Fantasy&Science Fiction Polska” i już wiem, że Ketchum to nie pisarz dla mnie. Ale jego powieści nie sposób odmówić ponurej, paskudnej mocy. Mocy, która odstręcza i przyciąga.



Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa
Tytuł oryginalny: The Girl Next Door
Przekład: Łukasz Dunajski
ISBN: 978-83-61386-01-8
Format: 145×205mm
Data wydania: 21 października 2009
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

78
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.