Kultura Gniewu ma już dziesięć lat! Z tej okazji przeprowadziliśmy wywiad z Szymonem Holcmanem, współwłaścicielem wydawnictwa.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marcin Osuch: Wasze wydawnictwo to jeden z najważniejszych elementów polskiego krajobrazu komiksowego. Przyznaję ze wstydem, że moment pojawienia się Kultury Gniewu mi umknął. W moim przypadku KG zaistniała w świadomości dopiero gdzieś w okolicach „Warszawskiego pacjenta”. Czy mógłbyś osobom takim jak ja przybliżyć historię powstania KG? Szymon Holcman: To dość późno zaistniało (śmiech). Byliśmy już wtedy po publikacji takich komiksów jak „Pixy”, „Ghost World”, „Black Hole”, „Phenian”, „Kot Fritz” czy „Na szybko spisane”. No i oczywiście po pionierskich początkach. A zaczęło się wcale nie od komiksów, ale od muzycznej sceny punkowej i hardcorowej, w której uczestniczył Jarek Składanek. Jej istotnym elementem były ziny, prasa trzeciego obiegu, która bardzo często sięgała po komiks. Mam wrażenie, że Pała czy Prosiak to były nazwiska w tym środowisku bardziej rozpoznawalne niż wśród fanów komiksu. No i w którymś momencie Jarek bardzo przytomnie postanowił wydać album z krótkimi historiami Pały pt. „Zakazany owoc”. W roku 2000 rynek komiksowy w Polsce powoli zaczynał się budzić z prawie dziesięcioletniego snu. Działał już Egmont, zaczęły wychodzić albumy, funkcjonowały magazyny „Świat Komiksu”, „AQQ”, no i byli zainteresowani tym medium czytelnicy. A oferta Kultury Gniewu – polskie niezależne, artystyczne komiksy – była oryginalna i bardzo ciekawa. W zasadzie to nie mogło się nie udać (śmiech). Na MFK w Łodzi w 2000 roku (była to pierwsza edycja imprezy pod nazwą „Międzynarodowy”) „Zakazany owoc” okazał się hitem, a Jarek złapał wydawniczego bakcyla. MO: Co twoim zdaniem jest cechą charakterystyczną KG? Co odróżnia ją od innych wydawnictw komiksowych?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
SzH: Konsekwentne wspieranie polskich autorów, jakość wydawanych komiksów i kontakt z czytelnikami. To tak w skrócie. A rozwijając – od polskich komiksów Kultura Gniewu zaczęła swoją przygodę i nawet kiedy zaczęliśmy wydawać tytuły zagraniczne (w tym bardzo znane), to polscy autorzy i ich prace zawsze były dla nas bardziej ekscytujące. O tych zagranicznych już gdzieś ktoś na świecie napisał, ktoś je ocenił. Z polskimi zawsze jesteśmy pierwsi. Naprawdę coś odkrywamy. Jeśli chodzi o jakość naszych wydań, muszę powiedzieć, że ma dla nas ogromne znaczenie to, jakim przedmiotem będzie gotowy komiks. Stąd dbałość o papier, okładkę, format itp. Każdy album to zupełnie inna, nowa historia. Myślę, że w czasach, gdy wszystko można przeczytać - legalnie bądź nie - w wersji elektronicznej, forma komiksu, to, czy dobrze leży w ręce, nabiera dodatkowego znaczenia. A ostatni punkt to wykorzystywanie wszelkich dobrodziejstw internetu – blogów, Facebooka, Twittera. No i poczty elektronicznej oczywiście. Staramy się odpowiedzieć na każdy e-mail, bo już sam fakt, że komuś się chciało do nas napisać – niezależnie od treści tej korespondencji – jest miły. MO: Jakie komiksy wydane dotychczas przez KG uważasz za najważniejsze? SzH: Strasznie trudne pytanie, bo faktycznie jest tak, że kocha się wszystkie swoje dzieci. Ale przy odrobinie wysiłku pewne pozycje można uznać za kamienie milowe. Na pewno „Zakazany owoc” Pały – pierwszy komiks opublikowany przez Kulturę Gniewu. Wydawnictwo powstało właśnie po to, żeby go wydać, i miało po tym jednorazowym strzale zaprzestać działalności. Ale 10 lat temu podczas łódzkiego festiwalu komiks sprzedał się tak dobrze, że Jarek Składanek pomyślał „A może zrobić coś jeszcze?”. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby sprzedał się źle. :-)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Potem na liście są np. „Erotyczne zwierzenia” Janka Kozy, komiks, który mocno wyszedł poza „komiksowe getto” i trafił do zupełnie innego odbiorcy. I wielu z tych nowych czytelników jest z Kulturą Gniewu od tamtego czasu aż do dziś. „Achtung Zelig” Krzyśka Gawronkiewicza i Krystiana Rosenberga – pierwszy komiks w twardej oprawie i sporym nakładzie, który błyskawicznie się rozszedł. To był kolejny przełomowy punkt. Sukces tego albumu, jego intensywna obecność w mediach pokazały, że można przebić się ze współczesnym polskim komiksem. I warto próbować. „Damskie dramaty” Anny Sommer – pierwszy zagraniczny komiks w katalogu Kultury Gniewu. Nie dość, że był dobrą wizytówką podczas rozmów z zagranicznymi wydawcami (uznali, że skoro wydaliśmy taki dobry komiks, to warto z nami rozmawiać o innych rzeczach), to jeszcze zdobył nam spore grono oddanych fanek. Nasze komiksy kupuje naprawdę dużo kobiet, co bardzo bardzo nas cieszy. A potem to już poszło i mógłbym wymienić jeszcze całą masę tytułów (komiksy Otta, Clowesa, Burnsa, Rebelki itd.). MO: Jak z perspektywy wydawcy komiksowego oceniasz zmiany, jakie zaszły na polskim rynku komiksowym w ciągu tych dziesięciu lat? Jest trudniej, łatwiej, inaczej? SzH: Rynek się rozwinął, może nawet sprofesjonalizował w jakimś małym stopniu. Ukazuje się coraz więcej coraz bardziej różnorodnych tytułów, pojawiają się nowi wydawcy, a niektórzy zwijają interes, prasa chętniej niż dekadę temu o komiksach pisze. Czyli jest w miarę normalniej. Powiedziałbym nawet, że lepiej, ale wydarzenia okołokryzysowe ostatniego roku każą mi zawiesić głos w tym miejscu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
MO: W wywiadzie sprzed trzech lat rozmawialiście z Danielem Gizickim o wykorzystaniu bloga do promocji i utrzymywania kontaktów z czytelnikami. Czy dzisiaj tę rolę przejął Facebook, na którym jesteście bardzo aktywni, czy też te dwie formy wzajemnie się uzupełniają? SzH: Blog i Facebook powinny się uzupełniać. Nie wiem jednak, czy faktycznie tak się dzieje, bo nie mamy jakiejś długofalowej strategii i działamy na tych polach spontanicznie. Na blogu nawet nie mamy założonego licznika odwiedzin. Część rzeczy trafia tylko na FB (albo tam szybciej), a część tylko na bloga (choć i tak jest on sprzężony z FB). Przede wszystkim oba te miejsca w sieci służą do tego, żeby wysyłać czytelnikom komunikat – jesteśmy, działamy, dużo się dzieje i łatwo nas znaleźć. Ten ostatni punkt wielu wykorzystuje, zaczepiając nas na FB i pytając o rozmaite rzeczy. To bardzo fajne. MO: Czy były w historii KG momenty dramatyczne, takie, kiedy wydawnictwo było o krok od zwinięcia interesu? SzH: Och, takie momenty zdarzają się co dwa, trzy tygodnie. :-) Spotykamy się i mówimy sobie „Tak się nie da dalej działać, mamy dość”. Ale potem nam przechodzi. Choć faktycznie, raz już postanowiliśmy na poważnie sobie odpuścić. Uzgodniliśmy, co i jak, i… No i jakoś znowu nie wyszło.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
MO: W wywiadzie ostatnio udzielonym Esensji Tomek Kołodziejczak określił stan polskiego rynku komiksowego jako stagnację. Nie przybywa czytelników, nie zmienia się liczba wydawanych albumów, obraz raczej pesymistyczny. Czy zgodzisz się z taką oceną tego, co dzieje się na rynku? W rozmowie z Danielem Gizickim sprzed trzech lat postrzegałeś sprawy raczej optymistycznie. SzH: Trzy lata temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Zresztą mój punkt widzenia na obecną sytuację na rynku przedstawiłem na spotkaniu z wydawcami na tegorocznym BFK. I w dużej mierze pokrywa się ona z tym, co mówi Tomek Kołodziejczak. MO: Czy jest jakaś zasada, którą kierujecie się przy doborze wydawanych przez KG pozycji? SzH: Tak. Jest to bardzo prosta zasada: komiks musi nam się podobać. To wszystko. Tylko proszę mnie nie pytać, jakie komiksy nam się podobają. Wystarczy rzut oka na nasz katalog, żeby zobaczyć, jak różne są to rzeczy. MO: Komiksy wydawane przez KG to zasadniczo pozycje "ambitne". Unikacie mainstreamu programowo czy też staracie się nie wchodzić na tereny zajęte przez innych, dużych wydawców? SzH: Ja bym nazwał nasze komiksy mainstreamem. :-) Na świecie to się dopiero wydaje „ambitne” komiksy! Choć nasz mainstream to oczywiście mainstream artystyczny, autorski, niezależny. Staramy się nie wchodzić na tereny zajęte przez innych wydawców, ale proszę powiedzieć, gdzie są granice tych terenów? Robimy po prostu swoje, nie oglądając się na innych. Tylko w ten sposób można zachować własny charakter. MO: Jakie komiksy się łatwiej wydaje, polskie czy zagraniczne? SzH: Zagraniczne. W ich przypadku podpisuje się umowę, stara jak najwierniej oddać oryginalne wydanie i wszyscy są zadowoleni. W przypadku komiksów polskich ma się na głowie jeszcze autora. :-) MO: Na zakończenie przychodzi mi do głowy tylko jedno pytanie - jakie macie plany na kolejne dziesięć lat? SzH: Nie mamy bladego pojęcia. Dopóki będziemy istnieli jako Kultura Gniewu w obecnym składzie personalnym, można po nas spodziewać się więcej tego, co do tej pory. Czyli dobrze wydanych, dobrych komiksów z Polski i świata. I, mam nadzieję, ciągłego zaskakiwania czytelników. MO: Dziękuję za rozmowę i życzę udanych kolejnych dziesięciu lat.
Tytuł: Zakazany owoc Data wydania: 2000
Tytuł: Achtung Zelig! Druga wojna Format: A4 Cena: 29,90 Data wydania: 20 marca 2004
Tytuł: Erotyczne zwierzenia Format: B5 Cena: 11,- Data wydania: 2003 |