Kto chce porozbijać się trochę po Stanach z Bruce’em Willisem i uratować przy okazji świat emerytowanych, wyjątkowo niebezpiecznych, bo znudzonych agentów? Nie będzie to może przejażdżka waszego życia, ale żeby dowiedzieć się, po co Malkovichowi różowa pluszowa świnia – warto!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Główny bohater „RED”, Frank Moses, wiedzie nudny żywot emerytowanego samotnika. Niegdyś codzienność dostarczała mu obowiązkowego kopa adrenaliny, teraz natomiast zaprowadza go nad brzeg zapaści. Jedyną rozrywką faceta z przedmieścia okazuje się telefoniczne flirtowanie z agentką emerytalną i próby przypodobania się jej poprzez czytanie szmirowatych powieści pokroju „harlequin i tajni agenci”. Wszystko zmienia się, gdy źli goście w uniformach i maskach dziurawią ściany domu naszego bohatera na sito, a w odpowiedzi zostają poczęstowani wybuchową jajecznicą z amunicji. Od tego momentu kończą się geriatryczne wstępy, a zaczyna walka z przebrzydłym i wszechmocnym przeciwnikiem. Aż strach się bać. Na szczęście Franka gra ulubiony heros Hollywood, który nawet po osiemdziesiątce będzie głównym kandydatem do ratowania świata, jeśli tylko producenci zechcą przekształcić ekranową misję ratowniczą w nonszalancki taniec śmierci, w którym śmierć ma charakterystyczny uśmieszek i bezwłosy czerep. Bruce Willis, samą tylko swoją obecnością, umieszcza cały film w nawiasie umowności. Dzięki temu, mamy okazję dać sobie na wstrzymanie i świetnie się bawić szeregiem absurdalnych wydarzeń przetaczających się przez ekran. Bruce oczywiście wywiązuje się ze swojej roli: bije, wykręca rączki, pełen godności wysiada z wirującego samochodu i szarmancko pomaga damie w potrzebie. Bez szarży, bo i wiek, i towarzystwo aktorskie raczej do tego nie skłaniają. Za to firmowe wygięcie ust nie opuszcza go ani na krok. W końcu za to kochamy Johna McClane’a! Kiedy Bruce trafia na ślad spisku, postanawia skrzyknąć dawnych znajomych i pokazać niedoświadczonej i niesfornej młodzieży, jak wygląda prawdziwe „agentowanie”. Rolę niesfornej młodzieży powierzono Karlowi Urbanowi, który paraduje w eleganckim garniturku i w wielu ujęciach przypomina Brada Pitta. Niestety, stoi na przegranej pozycji, bo sympatie widza mogą być tylko po stronie wystrzałowej ekipy pod dowództwem Willisa. A kto tu się nie pojawia? Jest stateczny i sympatyczny Morgan Freeman, szalony i superśmieszny John Malkovich, lekki i nonszalancki Brian Cox oraz czarująca i nieprzejednana Hellen Mirren. To Mirren i Malkovich czynią z filmu komedię. Oboje spacerują po cienkim lodzie autoparodii i przerysowania, ale z zadania wychodzą bez odmrożeń. W pewnym momencie nietrudno złapać się na oczekiwaniu kolejnej ciętej riposty lub szalonego wyskoku w ich wykonaniu. Malkovich nie boi się absurdu i śmieszności, Mirren łączy swój image brytyjskiej damy z ostrym jak brzytwa emploi bezkompromisowej agentki, która umie pruć z broni maszynowej i wpakować trzy kulki w pierś ukochanego. Po zakończonym seansie okazuje się, że „RED” ma trzy podstawowe zalety: aktorów, aluzje gatunkowe i absurdalny humor. Sypie się natomiast narracja akcji, co Schwentkemu zazwyczaj sprawia problem. Podobnie jak w jego poprzednich filmach, tak w „RED” wydarzenia wyhamowują nieszczęśliwie w momentach potencjalnie dynamicznych. Fabuła, chociaż pretekstowa, rozpada się na kolejne zabawne epizody, przez co łatwo odczuć upływ czasu rzeczywistego – rzecz niepojęta przy dobrze zrealizowanym kinie rozrywkowym, akcji w dodatku! Szkoda, że Schwentke nie zszył kolejnych rozdziałów filmu, żeby elegancko połączyć wszystkie kapitalne pomysły w spójną jedność, do której chętnie się wraca: ucieczka Franka i jego ulubionej agentki emerytalnej, spotkanie z Malkovichem, strzelanina na lotnisku, włamanie do CIA, podstęp u handlarza bronią, problemy z wiceprezydentem, utarczki ze ścigającym Franka agentem. W „RED” dzieje się mnóstwo, ale wydarzenia nie mają impetu i dynamiki, która uniemożliwiłaby nabrania powietrza do płuc. Nie przekonuje też Mary Louise Parker w roli dziewczyny Bruce’a. Zamiast puszczać oko do widza, puszy się irytująco. Pojawia się za to nieodzowny konkurs wyłapywania gatunkowych cytatów i czysta przyjemność płynąca z oglądania starej aktorskiej gwardii zaplątanej w sieć absurdalnych akcji. Ponadto, za całą tą komiksowo-filmową szopką kryje się gorycz starości. Nuda, samotność, rutyna – czy tak koniecznie musi wyglądać emerytura? Dobrze, że powstają rozrywkowe filmy ze starszymi bohaterami, bo młodzi mogą się od nich tylko uczyć. Porzekadło to stare, ale jare. „RED” w sumie podobnie.
Tytuł: RED Tytuł oryginalny: Red Obsada: Bruce Willis, Mary-Louise Parker, Morgan Freeman, John Malkovich, Helen Mirren, Karl Urban, Richard Dreyfuss, Brian Cox, James Remar, Julian McMahon, Ernest BorgnineRok produkcji: 2010 Kraj produkcji: Kanada, USA Data premiery: 15 października 2010 Czas projekcji: 111 min. Gatunek: komedia, sensacja Ekstrakt: 60% |