 | ‹Krwawy południk›
| Cormac McCarthy ‹Krwawy południk›Wydawnictwo Literackie, 2010 „Krwawy południk” to dzieło na swój sposób niezwykle epickie, traktujące o długiej i znojnej podróży jednostki, a zarazem za serce mające potyczki i nieodłącznie towarzyszącą im śmierć. Nie dziwi, że niektórzy krytycy przywoływali Homera: zwraca uwagę – tak charakterystyczne dla „Iliady” i „Odysei” – częste powtarzanie tych samych fraz, a wielu porównań nie powstydziłby się sam niewidomy poeta. Inny starożytny, Arystoteles, powiada w „Poetyce”, że doskonały język literacki ma być zarazem jasny i niepospolity – McCarthy jak mało kto sprzęga ze sobą te trudne do połączenia przymioty. Choć pozostawia duże pole do odczytania sensu całej książki, poszczególne zdania napisane są zwięźle i precyzyjnie; z drugiej strony autor często używa rzadkich słów i nietypowych metafor. Powyższe nie wyklucza w dodatku kpiącego humoru, któremu autor daje upust nie tylko, gdy drwi ze swych bohaterów, ale także w opisach przyrody – zadziwiające, ile (niekiedy zakamuflowanej) ironii można upchnąć w tak przytłaczającej emocjonalnie powieści. Chociaż bowiem sceny wyjątkowego barbarzyństwa często wręcz mierżą, kiedy indziej trudno nie zanieść się śmiechem, mimo że odmalowana w książce panorama gwałtu winna budzić jedynie odrazę. I to chyba w dziele McCarthy’ego przeraża najbardziej.  | ‹To nie jest kraj dla starych ludzi›
| Cormac McCarthy ‹To nie jest kraj dla starych ludzi›Prószyński i S-ka, 2008 Powieść McCarthy’ego, mówiąc kolokwialnie, wymiata, jest genialnym studium zła i jedną z najbardziej spójnych, wyrazistych powieści, jakie mogliśmy przeczytać w ostatniej dekadzie. McCarthy buduje wciągającą opowieść, chwilami przypominającą film klasy B, a chwilami będącą głęboką refleksją nad współczesną kondycją Ameryki, kraju, który „ma bardzo dziwną historię, w dodatku cholernie krwawą”. „To nie jest kraj dla starych ludzi” warto przeczytać choćby dla przekonania się, że nie każdy „amerykański sen” musi kończyć się z hollywoodzką pompą, sprawiedliwą karą dla złoczyńców i obowiązkową walizką pełną dolarów w rękach młodych, pięknych i – teraz – bogatych bohaterów. Choć to przede wszystkim oscarowe dzieło filmowe braci Coen rozsławiło ten tytuł, nie wahajcie się, by sięgnąć po książkowy pierwowzór. „Rzeka bogów” to książka wybitna: oszałamiająca rozmachem, plastycznością wizji, śmiałością w kreowaniu świata przyszłości jakże odmiennego od tradycyjnych rozpoznań fantastyki. Bogata, nieoczywista, wielopłaszczyznowa i umykająca prostym klasyfikacjom – aż korci, żeby banalnie spuentować: jak Indie. „Rzeka bogów” to proza epicka, wymagającą uwagi i giętkiej wyobraźni. Różnorodne wątki splatają się wraz z rozwojem akcji, z pozoru niezwiązane z sobą postaci wpływają na swoje losy – z jednej strony wielość mikrohistorii, z drugiej górujące nad wszystkim Indie, olbrzymie i podzielone państwo przyszłości. McDonald umiejętnie dozuje napięcie, odsłania kolejne karty jak wytrawny gracz, jednocześnie pozwalając rozsmakować się w stylowej narracji. To wyzwanie rzucone czytelnikowi – zdecydowanie warto je podjąć.  | ‹Blizna›
| China Miéville ‹Blizna›Zysk i S-ka, 2006 Miéville jest mistrzem budowania świata. „Blizna” jest spójna, ma fakturę, smak, zapach (dużo zapachów), treść i historię. Czuje się, że każdy metr kwadratowy lądu i morza zamieszkują żyjące i czujące istoty. W opisach autor nie stroni od (nad)realistycznej brzydoty. Naczelną zasadą Miéville’a wydaje się być: jeśli jest to brzydkie i są w tym śmieci, to musi być rzeczywiste. Kilkoma zdaniami umie zasugerować, że poza Armadą i jej mieszkańcami na Bas-Lag są jeszcze dziwniejsze miejsca i rzeczy. „Blizna” przypomina dobrą science fiction: zawiera wizje i obrazy, których bogactwo i absolutna świeżość potrafią oszołomić, zostawić z otwartymi ustami i z wytrzeszczonymi oczami, niczym ogłuszony świąteczny karp. A potem spada kolejny pomysł jeszcze lepszy od poprzedniego. Nie bez powodu „Kronika ptaka nakręcacza” jest uznawana przez wielu krytyków i czytelników za szczytowe osiągniecie literackie japońskiego pisarza, który od lat jest wymieniany jako kandydat do Nagrody Nobla. Haruki Murakami stworzył precyzyjnie skonstruowaną wielowątkową powieść, w której realny świat przenika się z najdziwniejszymi wytworami wyobraźni. Zniknięcie żony Tōru Okady zapoczątkowuje całą serię zdarzeń, które nie dają się racjonalnie wytłumaczyć, a w szczególności główny bohater poznaje wiele niezwykłych osób, które posiadają zgoła nadprzyrodzone cechy, oraz zyskuje umiejętność przenoszenia się do rzeczywistości równoległej. O atrakcyjności „Kroniki ptaka nakręcacza” z jednej strony decydują więc liczne elementy fantastyczne, które zostały wykorzystane w naprawdę oryginalny sposób, z drugiej zaś nietuzinkowe postacie, które na długo pozostają w pamięci. Książka Haruki Murakamiego to po prostu fascynująca opowieść o sile uczucia, które pozwala głównemu bohaterowi pokonać wszelkie przeszkody – z tego i z innego świata. Powieść Murakamiego przykuwa uwagę od początku – językiem, żywymi postaciami, a przede wszystkim rewelacyjnie oddanym klimatem wielkiego japońskiego miasta końca lat 60-tych. Głównym bohaterem jest Toru Watanabe, młody, pochodzący z małego miasteczka przedstawiciel klasy średniej – zwykły chłopak, który próbuje ułożyć sobie życie w niezwykłym miejscu, stolicy Japonii – Tokio. Fabuła książki koncentruje się na nieustannym poszukiwaniu – miłości, sensu życia, bezpowrotnie utraconej niewinności. „Norwegian Wood” stała się tak popularna mimo (a może właśnie z powodu) braku tajemniczości i magii charakterystycznych dla większości dzieł Murakamiego. To powieść realistyczna i smutna, zmuszająca do przemyśleń. Z pewnością nie jest to książka dla każdego, ponieważ wymaga od czytelnika wrażliwości i dojrzałości emocjonalnej. Jeśli uważasz, że spełniasz te kryteria, „Norwegian Wood” zapewni ci wiele godzin wzruszeń i satysfakcji. Nie polecam jednak zabierać jej na plażę lub na hamak do popołudniowego „relaksu z książką”. Dużo lepiej usiąść na kanapie, przy lampce, odkopać starą płytę Beatlesów, włączyć „Norwegian Wood” i wraz z autorem zanurzyć się w ponury, lecz niezwykle wzruszający świat, z którego istnienia wielu nie zdaje sobie sprawy. Trudno w kilku słowach ująć obszerność tematów podnoszonych w powieści Oates. Z jednej strony analiza rozpadu rodziny – nieudane małżeństwo, zdrady, powierzchowne, wręcz instrumentalne relacje rodziców z dziećmi. Z drugiej strony to obraz szaleńczego pędu ku karierze zarówno własnej, jak i własnych dzieci, chorych ambicji i próby osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę. W to wszystko wpisuje się obraz życia na przedmieściach (niczym w „Gotowych na wszystko”): próby wkupienia się w łaski społeczności, pragnienie bycia zaakceptowanym, ambicje członkostwa w elitarnych klubach. Ogółem – najważniejsze jest to, jak wyglądasz, z kim jadasz lunch, na jakich przyjęciach bywasz… Jak zwykle u Oates książkę czyta się doskonale, narracja powieści jest płynna, a język bardzo emocjonalny. Autorka jest wnikliwa i dosłowna w swojej analizie, jednocześnie oskarża i próbuje zrozumieć motywacje swoich bohaterów. Szeroki zakres podejmowanych tematów, atrakcyjna forma, szczere emocje – wszystko to czyni z „Mojej siostry, mojej miłości” jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą książką Joyce Carol Oates spośród wydanych w Polsce. Tworzącym takie zestawienie jak niniejsze wypada się ucieszyć, że najpopularniejsza książka Chucka Palahniuka wyszła w Polsce w 2001 roku. Dzięki temu możemy na liście umieścić jedną z najbardziej chorych powieści w historii literatury – tak: chorych, nie: szalonych, ale poronionych i niebezpiecznych. Takich, jak świat i czasy, które „Fight Club” opisuje. Trudno o równie ciętą satyrę na radosną konsumpcję, korporacyjne wyścigi i wielkomiejską stronę amerykańskiej kultury jako taką; przy tym jest ta krótka książka świetnie napisana, tak wartka, że trudno nadążyć za wydarzeniami, i piekielnie pesymistyczna. Prócz tego nadal estetyczna – całe szczęście, Palahniuk nie doszedł jeszcze wtedy do poziomu „Guts”. A dlaczego niebezpieczna? Bo kiedy życie nie daje żyć, niejeden współczesny mężczyzna (a może nie tylko?) musi marzyć o założeniu lub wstąpieniu do pobliskiego fight clubu – raczej nie po to, by wypłakać się w obfity biust byłego kulturysty.  | ‹Nazywam się Czerwień›
| Orhan Pamuk ‹Nazywam się Czerwień›Wydawnictwo Literackie, 2007 Pamuk napisał wciągającą powieść, w której kryminał i romans łączą się z refleksją nad sposobami opisywania świata. Czy można oddać prawdę o rzeczywistości, czy też raczej należy pisać, jak powinno być? Czego właściwie dokonuje twórca w swoim akcie? Opisuje rzeczywistość czy kłamie? Pamuk pokazuje, że na dobrą sprawę idea i rzeczywistość łączą się ze sobą. „Nazywam się Czerwień” jest książką absorbującą intelektualnie czytelnika. Można ją czytać na różnych poziomach: jako kryminał, romans, powieść historyczną, analizę warsztatu twórcy czy próbę opowiedzenia o różnicach między Wschodem a Zachodem.  | ‹Harry Potter i kamień filozoficzny›
| Joanne K. Rowling ‹Harry Potter› (cykl)Media Rodzina, 2000-2008 Ciężko napisać coś nowego i sensownego o serii, która stała się najgłośniej omawianym popkulturowym wydarzeniem mijającej dekady. Fenomen popularności Harry’ego Pottera analizowany był na wszelkie możliwe sposoby, akcentujące zarówno walory literackie, jak i zakrojoną na szeroką skalę kampanię marketingową. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że cały świat ogarnęło szaleństwo potteromanii, przecząc nie tylko temu, że współcześnie dzieci nie interesują się już książkami, ale także udowadniając, że nadal możliwe jest porozumienie pomiędzy czytelnikami najmłodszymi oraz dorosłymi. Cykl J.K. Rowling wzbudził niemałe kontrowersje; autorkę oskarżano o plagiaty, antyreligijność, promowanie okultyzmu i czarnej magii czy wątpliwych etycznie wartości (sam pomysł podziału na czarodziei i Mugoli), i wiele podobnych, głównie bzdurnych rzeczy. Pomijając jednak wszystkie konteksty rozbuchanej popularności książek o nastoletnim czarodzieju, należy uczciwie przyznać, że Rowling w pełni zasłużyła na sukces. Stworzony przez nią świat jest prawdziwie magiczny, urokliwy i zabawny, choć zarazem jest w nim miejsce dla okrucieństwa i smutku; wcale nie tak jednowymiarowy, jak chcieliby tego liczni krytycy. Autorce udała się niełatwa sztuka – zawładnęła wyobraźnią milionów ludzi, opowiadając w gruncie rzeczy prostą, archetypiczną wręcz historię o dojrzewaniu do stania się bohaterem, udowadniając tym samym – i chwała jej za to – niesłabnącą siłę literatury.  | ‹Pierścienie Saturna›
| W.G. Sebald ‹Pierścienie Saturna›W.A.B., 2009 W.G. Sebald opowiada o pieszej wędrówce po wschodniej Anglii, która jest jednocześnie wycieczką w przestrzeni, jak też w czasie. Oglądane widoki przywołują bowiem wspomnienia z innych podróży, lektur czy rozmów. Sebald w sposób trudny często do zauważania oddaje głos napotkanym bohaterom. Odbiorca dopiero po kilku stronicach łapie się na tym, że czyta już nie słowa głównego narratora, ale osobiste wyznania ogrodnika, który widział spadający samolot podczas bitwy o Anglię. Ten zabieg ma jeszcze jeden efekt – miesza rzeczywistość z fikcją. Na równi występują wydarzenia prawdziwe, historyczne i literackie, zupełnie jakby tworzyły jedność. Wszytko to budzi niekłamany zachwyt, powoduje zagubienie się odbiorcy w fabule, czasem prowadzi do paradoksów – niepokoju wyłaniającego się z prawie sielankowej fabuły albo jednoczesnego zachwytu i przerażenia. Tak jest z opisem huraganu, który powalił całe połacie drzew w Anglii. Z jednej strony zachwycałem się potęgą żywiołu, niezwykle sugestywnym obrazem, który stworzył autor, z drugiej natomiast było coś strasznego w owym wydarzeniu, gigantyczna klęska, zniszczenie wszystkiego, co żywe. Sebald potrafi oczarować czytelnika, na dodatek w sposób ledwo dostrzegalny. Wystarczy ledwie chwila, a już jesteśmy w jego sidłach. |