Kto pomyślał po obejrzeniu zwiastuna „Niepowstrzymanego”, że Denzel Washington musi być zdesperowany, żeby dwa razy z rzędu urządzać sobie ekranowe przejażdżki pociągiem? Niestety, tak to z początku wyglądało: powtórka powtórek i brak nadziei nawet na solidną akcję marki Tony Scott. Na szczęście finalny produkt wygląda dużo lepiej niż spoty telewizyjne i mniej sztampowo niż ostatni kolejowy sensacyjniak – „Metro strachu”.  |  | ‹Niepowstrzymany›
|
Wygląda na to, że Denzel Washington jest zupełnie bezkrytyczny wobec Tony’ego Scotta, reżysera, z którym współpracował już pięć razy. Owoce ich kooperacji bywają różne: od świetnych „Karmazynowego przypływu” i „Człowieka w ogniu”, po filmy pokroju „Déjà vu” i „Metra strachu”, przeznaczone jedynie dla zatwardziałych fanów sensacji i stylu Scotta. „Niepowstrzymany” ląduje gdzieś na środku skali: zapowiadało się nudne i przewidywalne do bólu kino zanurzone w amerykańskim patosie, wyszedł przyzwoity film akcji, w którym aktorstwo i tempo rekompensują przesłodzoną gloryfikację amerykańskiego bohaterstwa. Z patosem jest za to różnie – owszem, z jednej strony mamy do czynienia z heroizmem przeciętnych obywateli, co można odnieść do wiecznej legendy amerykańskiego snu, z drugiej strony natomiast Scott daje prztyczka w nos amerykańskim władzom, w pogoni za zyskiem lekceważącym mądrość i doświadczenie jednostek. Po wielu latach Scott znowu przypomina sobie, że da się nakręcić kino rozrywkowe, które nawet w najluźniejszy sposób nawiązuje do różnych postaw moralnych lub sytuacji politycznej danych czasów. Udało mu się to zgrabnie w „Karmazynowym przypływie” i „Wrogu publicznym”, teraz aluzje do rzeczywistości dorzucił do „Niepowstrzymanego”, chociaż tym razem efekt zadawala tylko częściowo. Historia jest prosta jak szyna: dwóch wyluzowanych pracowników kolei daje plamę i puszcza samopas pociąg towarowy wiozący łatwopalne substancje chemiczne. Rozpędzone żelastwo miażdży wszystko, co napotka na swoim torze, a na końcu trasy może zafundować mieszkańcom miasta Stanton pokaz fajerwerków i wielkie bum, z którego raczej mało kto wyjdzie cały. Na początku właściciele kolei traktują problem z godną potępienia dezynwolturą, martwiąc się przede wszystkim o potencjalne straty. Dopiero, gdy sytuacja staje się poważniejsza, uciekinier wjeżdża w teren zabudowany i możliwości jego zatrzymania okazują się coraz mniej liczne, do gry wkracza Denzel z kumplem o twarzy kapitana Kirka z nowej wersji Star Treka. Chris Pine, bo o nim mowa, dzielnie partneruje słynnemu koledze, ale nie ma zbyt wielu okazji do zabłyśnięcia. Grając postać praktycznie pozbawioną poczucia humoru, elegancko i z wdziękiem przynudza, chociaż oczywiście nie można oczekiwać nicholsonowskiej kreacji w kinie sensacyjnym. Denzel znowu jest charyzmatyczny i opanowany, bo rolę zwycięzcy opanował do perfekcji. Tak naprawdę film mógłby nosić tytuł „Niepokonany”, tylko że mowa byłaby o ulubionym aktorze Scotta, a nie o pociągu. Podobnie jak w przypadku Bruce’a Willisa, pojawienie się Denzela na ekranie w filmie rozrywkowym gwarantuje triumf sił dobra i ratunek przed niebezpieczeństwem. Washington czy Pine, wszystko jedno, wielu i tak na pewno stwierdzi, że czarnym koniem tego wyścigu jest pełna uroku i daru przekonywania Rosario Dawson, która wciela się w próbującą zażegnać groźbę katastrofy naturalnej szefową obu panów. I nie będzie można zaprzeczyć, ponieważ to właśnie Dawson trzyma film w ryzach, nadając „Niepowstrzymanemu” rys wiarygodności. Scott nie rzuca się od razu w wir akcji, lecz wybiera staromodny sposób opowiadania. Najpierw przez dłuższy czas pokazuje bohaterów, zaznajamia widzów z sytuacją, pozwala zagrożeniu narastać, żeby dopiero w drugiej połowie filmu docisnąć gazu. To dobry zabieg, bo dzięki temu „Niepowstrzymany” nie przypomina teledysku, a pełnoprawny film, w którym jest miejsce na wprowadzenie, rozwinięcie i koniec. Wszystkie sceny akcji, łącznie z przeciąganym i przecukrzonym finałem, zostały sprawnie zrealizowane, co nie stanowi zaskoczenia w przypadku mistrza filmowego rzemieślnictwa, jakim Tony Scott na pewno jest. Washington i Pine to urodzeni gwiazdorzy kina akcji, kamera szaleje z umiarem, ale na tyle, żeby podkręcać atmosferę, a pociąg wygląda groźniej niż Barbossa i Davy Jones razem wzięci. Poprzez powierzenie pociągowi roli głównego złoczyńcy maszyna nabiera cech antropomorficznych i eksponuje współczesne lęki. Zbyt szybkie tempo życia, brak kontroli nad wydarzeniami, brak odpowiedzialności i rozsądku u decydentów i, przede wszystkim, groźba zapaści ekologicznej – wszystko to wyraźnie pojawia się w „Niepowstrzymanym” i stanowi integralną część fabuły. Scott popełnia jednak błąd, bo zamiast skupić się na aktualnej symbolice i konsekwentnie dążyć do postawienia swoich tez, rozmienia się na drobne i zaczyna snuć anegdotki z życia prywatnego bohaterów. Ani to pouczające, ani wiele nie wnosi to fabuły, za to rozcieńcza ideę „Niepowstrzymanego” do stanu opowiastki o wszystkim i o niczym. Jedno natomiast reżyserowi trzeba przyznać: rewelacyjnie wyczuwa nastroje społeczne i pokazuje ludziom heroizm przeciętnych obywateli wtedy, kiedy takie obrazki są najbardziej potrzebne. A kiedy mogą bardziej podnosić na duchu, jeżeli nie w czasach kryzysu gospodarczego, napięć militarnych i frustrującego wyścigu szczurów?
Tytuł: Niepowstrzymany Tytuł oryginalny: Unstoppable Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 12 listopada 2010 Czas projekcji: 99 min. Gatunek: sensacja Ekstrakt: 60% |