Przed obejrzeniem „Piątego wymiaru” lepiej nie przeglądać fotosów z filmu. Można na nich bowiem zobaczyć atrakcyjną kobietę, zamaskowanego człowieka z karabinem w ręku oraz piętrzące się stosy ciał, a następnie uznać, że mamy do czynienia z kolejnym slasherem. Nic bardziej mylnego!  |  | ‹Piąty wymiar›
|
Jeśli zestawimy ze sobą fotosy, jakimi „Piąty wymiar” jest promowany, z faktem, że trafia on do polskich kin prawie półtora roku po światowej premierze, możemy wysnuć wniosek, iż jest to kolejny tani slasher w stylu licznych klonów „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. A wniosek ten byłby tyleż niesprawiedliwy, co zwyczajnie nieprawdziwy. Przed seansem warto rzucić okiem na jedno ledwie zdjęcie – to mianowicie, na którym widać dwójkę bohaterów spoglądających na lustro z napisem „Idźcie do kina”. I następnie po prostu zastosować się do tej wskazówki. Cokolwiek innego, jak na przykład czytanie streszczeń czy oglądanie zwiastunów, może jedynie popsuć niespodziankę. Film twórcy „Lęku” to jeden z tych przypadków, kiedy im mniej wiemy o fabule, tym lepiej. Obraz Christophera Smitha z produkcjami spod znaku „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” wspólny posiada jedynie początek, a i to nie do końca. Mimo że reżyser zaczyna podobnie, czyli od rzucenia grupki bohaterów w dziwne, odosobnione miejsce, równocześnie prowadzi z widzem inteligentną grę. A właściwie z jego oczekiwaniami: gdy postaci przechadzają się korytarzami opuszczonego statku, liczymy, że zza rogu wyskoczy zamaskowany, psychopatyczny i najlepiej seryjny morderca, by w dalszej kolejności zacząć efektownie eliminować jednego bohatera po drugim. Nic takiego się nie dzieje, jednak reżyser umiejętnie, igrając sobie z oglądającymi, przeciąga wspomniane sekwencje. Smith robi wiele, byśmy przez możliwie najdłuższy czas myśleli, że oglądamy krwawy slasher. Równocześnie przez pierwsze pół godziny tworzy podwaliny pod historię, którą zamierza opowiedzieć w dalszej części filmu. Przy tym wszystkim reżyser niezwykle wprawnie operuje niedopowiedzeniem, intryguje, buduje klimat niepewności, mnoży niewiadome, piętrzy zagadki i niewytłumaczalne zjawiska. Co kawałek podrzuca widzowi nowe puzzle (miłość głównej bohaterki do syna, mit o Syzyfie, słowo „trójkąt” w oryginalnym tytule), z których będzie on musiał samodzielnie ułożyć obrazek. Zgoda, podobne obrazki widzieliśmy już wielokrotnie, i to zarówno w kinie, jak i w telewizji (szkoda byłoby wymieniać tytuły, gdyż zepsułoby to niespodziankę), niemniej sam proces układania niezmiennie cieszy, a finałowe rozwiązanie dostarcza niemało satysfakcji. W „Piątym wymiarze” udało się połączyć filmową łamigłówkę z niezwykle sugestywną wizją piekła, z którego nie ma ucieczki. Mimo swoistej zabawy, jaką proponują nam twórcy, „Piąty wymiar” jest również rzetelnym horrorem, tyle że nie straszy się tu wyskakującymi z zaułka przy gwałtownej muzyce potworami. Strach ma tu zupełnie inny, bo egzystencjalny, wymiar. Chodzi o sytuację, w jakiej znalazła się główna bohaterka, Jess (znana ze świetnych „30 dni mroku” Melissa George). I znów szkoda byłoby zdradzać cokolwiek ponad to, iż tego typu straszenie ma to do siebie, że zapisuje się gdzieś podskórnie i trudno o nim zapomnieć.
Tytuł: Piąty wymiar Tytuł oryginalny: Triangle Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: Australia, Wielka Brytania Data premiery: 10 grudnia 2010 Czas projekcji: 99 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 70% |