powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (CII)
grudzień 2010

Warkot łańcuchowego nunczako
Komiks „Adventures of Dr Mc Ninja” – Przygody doktora McNinja – zawiera dokładnie to, co obiecuje tak absurdalny tytuł. Doktora medycyny pochodzenia irlandzkiego, który jednocześnie jest ninją. Jak można wnioskować po tytule nie traktuje siebie zbyt poważnie.
Dawno temu na wybrzeżu Irlandii mieszkańcy wioski żyli skromnie, uprawiając ziemniaki. Póki nie przybyli piraci, wobec których wieśniacy byli bez szans. Na szczęście była to zima i czterolistne porastające okolicę koniczynki zamarzły, zyskując ostre krawędzie i stając się śmiercionośną bronią. Używając ich jako pocisków, mieszkańcy odparli najazd piratów i odkryli w sobie umiejętności sztuki walki. Tak narodził się klan McNinja. Jego członkowie przez wieki praktykowali szlachetne tradycje ninjutsu – zazwyczaj poprzez zaskakiwanie obcych ludzi we śnie i zabijanie ich. Póki jeden z nich nie poczuł nowego powołania i nie został lekarzem. Człowiekiem rozdartym między potrzebą dokonywania skrytobójczych zamachów, a przysięgą Hipokratesa – doktorem McNinja.
Z takim pochodzeniem bohater komiksu ma tylko dwa wyjścia. Odejść w niesławie jako wymysł niedojrzałej wyobraźni autora, który dla swojego własnego dobra powinien przestać spędzać tyle czasu przed komputerem, wyjść na świeże powietrze i porozmawiać z żywymi ludźmi – albo odnieść sukces. Bohater „Przygód…” narodził się na forum komiksowym Something Awful podczas konkursu rysunkowego na zilustrowanie pseudonimu użytkownika. Jego twórca Christopher Hastings zaczął publikować w Internecie przygody powstałej w ten sposób postaci od połowy 2004. „Dr McNinja” praktycznie od samego początku zdobył niesłychaną popularność, wpasowując się w kulturę i upodobania internetowych forów komiksowych, gdzie miesza się pomysły i tropy z rozmaitych źródeł, co szybko zaowocowało papierowymi wydaniami komiksu. Po kilku latach tej popularności było na tyle, że ostatnio jedno z największych wydawnictw komiksowych w USA Dark Horse Comics podpisało umowę na wydawanie kolejnych części.
Cytując tytuł jednego z odcinków komiksu (w którym poznajemy rodzinę doktora) – „Czym jest McNinja?”. To jazda przez krainę absurdalnych pomysłów i parodii, gdzie rządzi logika rodem z filmów akcji klasy „B” z lat osiemdziesiątych, jak choćby „Amerykański Ninja” i gdzie internetowe memy wzajemnie zapładniają się ze zmutowanymi popkulturowymi dziwactwami. „Przygody…” w porównaniu do wielu innych komiksów w sieci zajmujących się krzyżowaniem ostatnio popularnej gry komputerowej z „Władcą Pierścieni” i „Star Trekiem” wyróżniają się przede wszystkim natężeniem i skalą. Przeciwnicy i przeszkody stający na drodze doktora są bardziej szaleni i przerysowani, a humor bardziej absurdalny niż gdzie indziej. Jednocześnie pewien rodzaj wewnętrznej logiki powstrzymuje komiks przed wykolejeniem się w ciąg oderwanych od siebie satyrycznych epizodów i scen.
Doktor McNinja żyje w mieście Cumberland, w stanie Maryland, USA, gdzie prowadzi gabinet medyczny. Jego pacjentów rejestruje sekretarka Judy – gorylica, a pomocnikiem w walce ze złem jest rewolwerowiec Gordito – dwunastolatek, który samą tylko siłą woli wyhodował sobie zawadiackie wąsy. Rodzina McNinjów – jej perypetiom poświęcone jest kilka odcinków komiksu – krzywo patrzy na to zerwanie z tradycją i chciałaby widzieć jak marnotrawny syn powraca na ich łono. Normalny bieg lekarskiej praktyki doktora co raz przerywają dziwne i niesamowite zagrożenia naturalnej i nadnaturalnej natury. Przychodzi mu się zmierzyć z zombi, wskrzeszonym i sklonowanym Ojcem Założycielem USA Benjaminem Franklinem oraz Drakulą w jego bazie na Księżycu. Na drodze stanie mu gigantyczny überninja Mongo, dzierżący nunczako zbudowane z połączenia dwóch pił motorowych łańcuchem, a także dosiadający welociraptorów meksykańscy paleontolodzy, którzy wybrali karierę bandytów. Na te zagrożenie doktor reaguje za pomocą jeszcze bardziej szalonych i odjechanych forteli. Przykładowo umiejętnie aplikuje w walce „zasadę zachowania ninjutsu”. Filmy akcji udowodniły przecież niezbicie, że jeden ninja jest niepokonany, z ich większą ilością można sobie poradzić bez problemu. Zatem jedynym logicznym sposobem na pokonanie niepokonanego przeciwnika będzie zmniejszenie liczby walczących z nim wojowników.
Jedną z ulubionych technik Christophera Hastingsa jest także odrzucenie szalonego wyjaśnienia obłąkanej sytuacji jako zbyt dziwacznego. Zaraz potem zostajemy uraczeni jeszcze bardziej absurdalnym wyjaśnieniem, którego logika radośnie dryfuje tam, w oddali, dawno już zerwawszy się z ograniczającej kotwicy rozsądku. Mój ulubiony przykład: zobaczywszy zdjęcie idealnie wyćwiczonego męskiego brzucha doktor McNinja trafnie rozpoznaje, że należy ono do obłąkanego mutanta i przystępuje do wyjaśniania. Delikwent fanatyczną pracą nad muskulaturą sprawił, że jego mięśnie splotły się z kręgosłupem i wyszły daleko poza swoje naturalne funkcje, tworząc organiczny silnik odrzutowy napędzany metanem z procesów trawiennych. Do tej pory wszystko wydaje się być jasne i zrozumiałe, choć ktoś mógłby zapytać czemu mutant nie wykształcił pozornie łatwiejszych i prostszych skrzydeł. Dowiódłby tym jednak tylko tego, że nie rozumie zasad nauki – ptaki mają skrzydła. Ludzie – organiczne silniki odrzutowe. Prawda, że logiczne? Skąd zaś obłęd u mutanta? Stąd, że loty w wyższych warstwach atmosfery narażają mózg na niedobory tlenu, co w efekcie prowadzi do szaleństwa. Jeśli ktoś nie wierzy niech zada sobie parę pytań: czy kiedykolwiek spotkałeś zdrowego na umyśle pilota balonów? I czy naprawdę przypadkiem jest, że dawna sława kulturystyki Arnold Schwarzenegger utył? O tak, Arnold wiedział czym grozi nadmierna ilość ćwiczeń. Cały dowód zostaje przedstawiony przystępnie i spokojnie, w sposób godny poważnego człowieka medycyny za jakiego uważa się doktor McNinja. I to bez „wchodzenia w naprawdę skomplikowaną naukę”. Czytelnik pokłada się ze śmiechu.
Trzeba jednak zauważyć, że największa zaleta komiksu jest jednocześnie jego wadą. Dla niektórych właśnie to radosne nagromadzenie i pomieszanie tropów, mitów oraz bohaterów masowej wyobraźni jest główną przeszkodą w odbiorze tego dzieła. Jest zbyt chaotyczne. Cóż, jest na to jedna rada. Jeśli ktoś jest w stanie bez problemu przyjąć podstawowe założenie zawarte w tytule – doktora medycyny, który jest jednocześnie ninją – nie powinien mieć kłopotu z polubieniem reszty komiksu.
powrót do indeksunastępna strona

144
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.