Komiks „Adventures of Dr Mc Ninja” – Przygody doktora McNinja – zawiera dokładnie to, co obiecuje tak absurdalny tytuł. Doktora medycyny pochodzenia irlandzkiego, który jednocześnie jest ninją. Jak można wnioskować po tytule nie traktuje siebie zbyt poważnie.  | |
Dawno temu na wybrzeżu Irlandii mieszkańcy wioski żyli skromnie, uprawiając ziemniaki. Póki nie przybyli piraci, wobec których wieśniacy byli bez szans. Na szczęście była to zima i czterolistne porastające okolicę koniczynki zamarzły, zyskując ostre krawędzie i stając się śmiercionośną bronią. Używając ich jako pocisków, mieszkańcy odparli najazd piratów i odkryli w sobie umiejętności sztuki walki. Tak narodził się klan McNinja. Jego członkowie przez wieki praktykowali szlachetne tradycje ninjutsu – zazwyczaj poprzez zaskakiwanie obcych ludzi we śnie i zabijanie ich. Póki jeden z nich nie poczuł nowego powołania i nie został lekarzem. Człowiekiem rozdartym między potrzebą dokonywania skrytobójczych zamachów, a przysięgą Hipokratesa – doktorem McNinja. Z takim pochodzeniem bohater komiksu ma tylko dwa wyjścia. Odejść w niesławie jako wymysł niedojrzałej wyobraźni autora, który dla swojego własnego dobra powinien przestać spędzać tyle czasu przed komputerem, wyjść na świeże powietrze i porozmawiać z żywymi ludźmi – albo odnieść sukces. Bohater „Przygód…” narodził się na forum komiksowym Something Awful podczas konkursu rysunkowego na zilustrowanie pseudonimu użytkownika. Jego twórca Christopher Hastings zaczął publikować w Internecie przygody powstałej w ten sposób postaci od połowy 2004. „Dr McNinja” praktycznie od samego początku zdobył niesłychaną popularność, wpasowując się w kulturę i upodobania internetowych forów komiksowych, gdzie miesza się pomysły i tropy z rozmaitych źródeł, co szybko zaowocowało papierowymi wydaniami komiksu. Po kilku latach tej popularności było na tyle, że ostatnio jedno z największych wydawnictw komiksowych w USA Dark Horse Comics podpisało umowę na wydawanie kolejnych części. Cytując tytuł jednego z odcinków komiksu (w którym poznajemy rodzinę doktora) – „Czym jest McNinja?”. To jazda przez krainę absurdalnych pomysłów i parodii, gdzie rządzi logika rodem z filmów akcji klasy „B” z lat osiemdziesiątych, jak choćby „Amerykański Ninja” i gdzie internetowe memy wzajemnie zapładniają się ze zmutowanymi popkulturowymi dziwactwami. „Przygody…” w porównaniu do wielu innych komiksów w sieci zajmujących się krzyżowaniem ostatnio popularnej gry komputerowej z „Władcą Pierścieni” i „Star Trekiem” wyróżniają się przede wszystkim natężeniem i skalą. Przeciwnicy i przeszkody stający na drodze doktora są bardziej szaleni i przerysowani, a humor bardziej absurdalny niż gdzie indziej. Jednocześnie pewien rodzaj wewnętrznej logiki powstrzymuje komiks przed wykolejeniem się w ciąg oderwanych od siebie satyrycznych epizodów i scen.  | |
Doktor McNinja żyje w mieście Cumberland, w stanie Maryland, USA, gdzie prowadzi gabinet medyczny. Jego pacjentów rejestruje sekretarka Judy – gorylica, a pomocnikiem w walce ze złem jest rewolwerowiec Gordito – dwunastolatek, który samą tylko siłą woli wyhodował sobie zawadiackie wąsy. Rodzina McNinjów – jej perypetiom poświęcone jest kilka odcinków komiksu – krzywo patrzy na to zerwanie z tradycją i chciałaby widzieć jak marnotrawny syn powraca na ich łono. Normalny bieg lekarskiej praktyki doktora co raz przerywają dziwne i niesamowite zagrożenia naturalnej i nadnaturalnej natury. Przychodzi mu się zmierzyć z zombi, wskrzeszonym i sklonowanym Ojcem Założycielem USA Benjaminem Franklinem oraz Drakulą w jego bazie na Księżycu. Na drodze stanie mu gigantyczny überninja Mongo, dzierżący nunczako zbudowane z połączenia dwóch pił motorowych łańcuchem, a także dosiadający welociraptorów meksykańscy paleontolodzy, którzy wybrali karierę bandytów. Na te zagrożenie doktor reaguje za pomocą jeszcze bardziej szalonych i odjechanych forteli. Przykładowo umiejętnie aplikuje w walce „zasadę zachowania ninjutsu”. Filmy akcji udowodniły przecież niezbicie, że jeden ninja jest niepokonany, z ich większą ilością można sobie poradzić bez problemu. Zatem jedynym logicznym sposobem na pokonanie niepokonanego przeciwnika będzie zmniejszenie liczby walczących z nim wojowników. Jedną z ulubionych technik Christophera Hastingsa jest także odrzucenie szalonego wyjaśnienia obłąkanej sytuacji jako zbyt dziwacznego. Zaraz potem zostajemy uraczeni jeszcze bardziej absurdalnym wyjaśnieniem, którego logika radośnie dryfuje tam, w oddali, dawno już zerwawszy się z ograniczającej kotwicy rozsądku. Mój ulubiony przykład: zobaczywszy zdjęcie idealnie wyćwiczonego męskiego brzucha doktor McNinja trafnie rozpoznaje, że należy ono do obłąkanego mutanta i przystępuje do wyjaśniania. Delikwent fanatyczną pracą nad muskulaturą sprawił, że jego mięśnie splotły się z kręgosłupem i wyszły daleko poza swoje naturalne funkcje, tworząc organiczny silnik odrzutowy napędzany metanem z procesów trawiennych. Do tej pory wszystko wydaje się być jasne i zrozumiałe, choć ktoś mógłby zapytać czemu mutant nie wykształcił pozornie łatwiejszych i prostszych skrzydeł. Dowiódłby tym jednak tylko tego, że nie rozumie zasad nauki – ptaki mają skrzydła. Ludzie – organiczne silniki odrzutowe. Prawda, że logiczne? Skąd zaś obłęd u mutanta? Stąd, że loty w wyższych warstwach atmosfery narażają mózg na niedobory tlenu, co w efekcie prowadzi do szaleństwa. Jeśli ktoś nie wierzy niech zada sobie parę pytań: czy kiedykolwiek spotkałeś zdrowego na umyśle pilota balonów? I czy naprawdę przypadkiem jest, że dawna sława kulturystyki Arnold Schwarzenegger utył? O tak, Arnold wiedział czym grozi nadmierna ilość ćwiczeń. Cały dowód zostaje przedstawiony przystępnie i spokojnie, w sposób godny poważnego człowieka medycyny za jakiego uważa się doktor McNinja. I to bez „wchodzenia w naprawdę skomplikowaną naukę”. Czytelnik pokłada się ze śmiechu. Trzeba jednak zauważyć, że największa zaleta komiksu jest jednocześnie jego wadą. Dla niektórych właśnie to radosne nagromadzenie i pomieszanie tropów, mitów oraz bohaterów masowej wyobraźni jest główną przeszkodą w odbiorze tego dzieła. Jest zbyt chaotyczne. Cóż, jest na to jedna rada. Jeśli ktoś jest w stanie bez problemu przyjąć podstawowe założenie zawarte w tytule – doktora medycyny, który jest jednocześnie ninją – nie powinien mieć kłopotu z polubieniem reszty komiksu. |