Sześćdziesiątka na karku, a kondycja i urok osobisty wciąż na tyle imponujące, by w przeciągu godziny zbałamucić Michelle Rodriguez, Jessikę Albę i Lindsay Lohan. Bez viagry. Tego nie dokonałby nawet Flavio Briatore. A Maczeta – i owszem.  |  | ‹Maczeta›
|
Magnetyzm, z jakim Maczeta przyciąga najgorętsze dziewczyny, jest zdumiewający. Nawet przy maksimum dobrej woli trudno go bowiem uznać za amanta. Ba, w jego towarzystwie Mick Jagger mógłby z powodzeniem udawać Seana Connery’ego. Fizys Maczecie już po raz piąty (przypomnijcie sobie wujka „Małych agentów” i fałszywy trailer z projektu „Grindhouse”) użycza 66-letni Danny Trejo, aktor charakterystyczny jak mało który. Były alkoholik, heroinista, kryminalista i bokser. Godny rywal Freddy’ego Kruegera o miano postaci, jakiej nie chciałoby się spotkać w snach. Statystyki mówią same za siebie: 62 razy grał mordercę, 25 razy gwałciciela, a 19 – mordercę-gwałciciela. Do tego mierzy zaledwie 167 centymetrów. Nietypowy materiał na łamacza serc niewieścich. Jednak to, co w życiu wydaje się skrajnie nieprawdopodobne, w kinie bywa już zupełnie możliwe. Szczególnie w kinie Roberta Rodrigueza. Wszak Maczeta bryluje w filmie obfitującym w takie obrazki jak seks w trójkącie z udziałem matki i córki (granej przez Lindsay Lohan), naturalistycznie przedstawione ukrzyżowanie księdza (Cheech Marin) czy skok na linie zrobionej z jelita wypatroszonego wcześniej delikwenta. Kto przy takich atrakcjach zastanawiałby się nad genezą seksapilu wąsatego nożownika? Świat „Maczety” to planeta terroru i królestwo złego smaku. Piekło, w którym źli faceci są wyjątkowo źli, a dobrzy – jeszcze gorsi. Bohater, niczym Gerwazy Rębajło, mści się za śmierć bliskich, ścinając zdrajcom głowy „scyzorykiem” pokaźnych rozmiarów. Trup ściele się gęsto, panienki gżą się często, co krok zboczenia, wynaturzenia, okrucieństwo. Exploitation pełną gębą, choć z przymrużeniem oka. Ponoć Chris Cooper po przeczytaniu scenariusza stwierdził, że to „najbardziej absurdalna rzecz, jaką w życiu czytał”, po czym propozycję roli oczywiście odrzucił. Oporów nie mieli za to Jeff Fahey, Steven Seagal czy Don Johnson. Nie dziwota. Kiczowate produkcje klasy B (oby tylko!) to już od dłuższego czasu ich środowisko naturalne. A tu w dodatku otrzymali gwarancję, że film trafi do kin i z dużym prawdopodobieństwem zyska status dzieła kultowego. No i spotkać się na planie z samym Robertem De Niro to też nie w kij dmuchał. Ten ostatni zresztą równie dobrze co mniej utytułowani koledzy odnajduje się w konwencji, odgrywając republikańskiego senatora zdobywającego popularność szowinistycznymi hasłami. Wplecione w film spoty jego kampanii wyborczej to znakomita parodia radykalnej prawicowej retoryki, a cały wątek stanowi bardzo aktualny komentarz nie tylko do wymierzonej w Latynosów arizońskiej ustawy antyimigracyjnej z kwietnia bieżącego roku, ale też piętrzących się problemów demograficznych w skali globalnej. Tym samym „Maczeta” wyrasta ponad stricte rozrywkowy produkt i urasta do rangi najbardziej uniwersalnego filmu Rodrigueza. Ważki temat imigracji w szaleńczo barwnej, ostentacyjnie tandetnej, przystępnej (wyłączając odbiorców o wrażliwych żołądkach) formie – swoisty rewers „Ukrytego” Hanekego. Jednak nie ma co przeceniać prospołecznej wartości dzieła. Wznoszony przez She (ucharakteryzowana na Che Guevarę Michelle Rodriguez) okrzyk „Viva la revolución!” nie zagości na dłużej w pamięci widzów. W przeciwieństwie do frazy „Machete don’t text” („Maczeta nie pisze SMS-ów”), która weszła już do języka potocznego, a nawet doczekała się własnej strony internetowej. Legenda Chucka Norrisa właśnie stanęła na ostrzu noża.
Tytuł: Maczeta Tytuł oryginalny: Machete Obsada: Danny Trejo, Michelle Rodriguez, Jessica Alba, Robert De Niro, Lindsay Lohan, Cheech Marin, Steven Seagal, Jeff Fahey, Daryl Sabara, Don Johnson, Nimród Antal, Tom SaviniRok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 26 listopada 2010 Czas projekcji: 105 min. Gatunek: akcja, thriller Ekstrakt: 90% |