powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (CII)
grudzień 2010

Ocalenie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Maciek wyglądał tak, jakby ktoś… Ktoś pijany w trupa, i nieczuły jak trup, rozłożył i jego, i rower, na części pierwsze. A potem poskładał z nich jakąś dziwaczną instalację artystyczną – lepkie światło przestaje sączyć się z Gwiazdki, wraca do środka, zamyka się i ścieśnia w jej formie. – Wszędzie była krew, narządy wewnętrzne, które wyglądały jak od zawsze zespolone z kawałkami metalu. Jego głowa… Nie wiem, jak to opisać. Jednocześnie wyrastała w dwie różne strony z obu rączek kierownicy? Nie, to nie to, nie ma na to słów w żadnym ludzkim języku.
Paweł Kosak rysuje na kartce formatu A4 domek z płotkiem, samochód, drzewo, kwiatki i czteroosobową rodzinę trzymającą się za ręce. – Człowiek nie ma aparatu, aby wyobrazić sobie zdarzenie w przestrzeni więcej niż trójwymiarowej. Możemy natomiast próbować zrozumieć takie sytuacje za pomocą analogii pomiędzy naszym światem a przestrzenią dwuwymiarową. Proszę postawić się w sytuacji, załóżmy, tej dziewczynki, którą tu narysowałem – Kosak pokazuje palcem ludzika z kresek, a potem nagle, bez żadnego uprzedzenia zaczyna mocno zgniatać kartkę, skręcać ją, naddzierać, maltretować na wszystkie możliwe sposoby. Potem macza te zwłoki w przezroczystym kleju, suszy chwilę i rozprasowuje delikatnie. – Proszę spojrzeć – mówi, w pełni poważny. Na jego dziele nogi dziewczynki wyrastają gdzieś z drzewa, które jest kawałkiem domu, który nawet już nie jest domem i jest zbudowany z ciał reszty kreskowej rodziny.
– Ciężko było – mówi starszy szeregowy Andrzej Nowak, jeden z żołnierzy odbudowujących Ocalenie. – Tak naprawdę naprawialiśmy tylko domy i usuwaliśmy wybryki natury, które przebadali już naukowcy, ale i tak musieliśmy pracować na trzy zmiany. Do tego ta atmosfera, nigdy nie wiedziałeś, kiedy trafisz na ciało wkomponowane w kawałek ściany. Łatwo nie było. Najgorszy był Szary Klocek. Robiliśmy przy nim przez prawie tydzień, w ciężkich kombinezonach, hełmach i maskach wytłumiających wszelkie odgłosy. Rzygaliśmy jak koty do tych masek, całe ciało bolało, pewnie od jakiegoś promieniowania. Ale i tak najgorsze było to, co Klocek robił ci z głową. Nie chcę o tym za dużo mówić. W skrócie, to wyglądało tak, że murowałeś przez 8-10 godzin na dobę, a potem szedłeś się najebać, żeby zapomnieć o tym co widziałeś i grzecznie pójść spać. Nikt oficjalnie się do tego nie przyzna, ale wódkę dostawaliśmy tak samo jak żarcie, z przydziału.
Gwiazdka patrzy w stronę brzęczącego betonowego sześcianu. Przez kilka sekund zdaje się, że traci nad sobą kontrolę, jednak chwilę potem na jej twarz wraca smutny uśmiech. – Nie mam pojęcia, ile to wszystko trwało – opowiada, machając swoją reklamówką, chyba dla dodania sobie pewności. – Dźwięk stawał się coraz dziwniejszy i coraz głośniejszy, w pewnym momencie chyba nawet zaczęłam go widzieć. Zanim zemdlałam, zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak to, co zostało z Maćka, szamocze się z pochłaniającą go ziemią.
– Pierwszy raz wszedłem do Ocalenia razem z wojskiem – mówi dr Kosak. – Pamiętam, że żołnierze stawiali już ogrodzenie wokół wioski. Kierowali się tylko dziwnym dźwiękiem, który tu zastali. Samo zjawisko było już czymś niespotykanym. Jeśli stało się metr od niewidzialnej granicy, nie słyszało się nic, a gdy tylko ją się przekroczyło, można było na dobre pożegnać się ze słuchem. Pośród zamieszania sam zapomniałem dobrze zapiąć tłumiący odgłosy hełm. Usłyszałem tylko ułamek tego, co tam było słychać, ale pewnie i tak nie wyrzucę tego z pamięci do końca życia. To nie jest dźwięk z naszego świata. I mówię to jako człowiek nauki.
Źródłem dźwiękowej anomalii okazał się Maciek. – Powiem patetycznie: to była najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek musiałem podjąć – kierujący akcją ratunkowo-badawczą pułkownik Jan Woźniak rozkłada ręce. – Wyeliminowanie hałasu było niezbędne do rozpoczęcia jakichkolwiek badań. Nie mogliśmy jednak po prostu przenieść tego… chłopaka gdzieś indziej. Był jak wrośnięty w ziemię, a jednocześnie niematerialny. Jak sparaliżowany duch, sam nie mógł odejść, a my go nie mogliśmy ruszyć, bo przeciekał nam przez palce. Na początku decyzja wydawała się prosta, obudujemy go dźwiękoszczelnym bunkrem i będzie spokój. Potem jednak okazało się, że szczątki tego dzieciaka dalej mogą być świadome.
– Gdy odzyskałam przytomność, dźwięk wydawany przez Maćka był już prawie całkiem sprowadzony do cichego brzęczenia, które słyszymy teraz – mówi Gwiazdka. – Obudziłam się na granicy strefy zamkniętej, gdzie przenosili wszystkich Ocalonych. Czy próbowali nas stąd wywieźć? Z tego co wiem, tak. Szybko jednak przekonali się, że bariera, którą wyznaczało teraz już tylko brzęczenie, jest dla nas nie do przekroczenia.
– Zamknięcie Maćka w dźwiękoszczelnym bunkrze było warunkiem niezbędnym do zapewnienia w miarę normalnego funkcjonowania mieszkańcom wioski i naszym ekipom – tłumaczy dr Kosak. – Z chłopakiem stało się to samo, co z Ocalonymi, jednak w przeciwieństwie do nich, stracił całkowicie swoją materialną formę. Jest jak jakiś hologram z filmu s-f, nie możemy go dotknąć, nie możemy go przenieść. Czy chłopak jest świadomy? Czy cierpi? Chciałbym móc z ręką na sercu powiedzieć, że bunkra nie zbudowano, żebyśmy nie musieli słuchać, jak to dziecko krzyczy z bólu. Naprawdę chciałbym.
Gwiazdka podchodzi do Szarego Klocka, przesuwa dłonią po chropowatym betonie. Jest już wieczór, teraz dopiero widać, jak ciepłe światło delikatnie wylewa się z jej ciała i lekko faluje na wietrze. Wyciąga z reklamówki pudełko wyglądające jak pocztowa paczka. – Kocham Internet. Niby jeszcze nas pilnują mocno i jest zabroniony, ale czasem przymykają na to oko. Jeden z żołnierzy z bramy pożyczył mi po cichu laptopa. Był lekki sajgon, bo zamówiłam to na swoje nazwisko i adres – dziewczyna pokazuje reklamówkę i uśmiecha się łobuzersko. Wiatr delikatnie muska jej włosy, w których z każdym ruchem pojawiają się teraz delikatne iskierki. – Ale serio, co mi mogą zrobić?
Otwiera paczkę i wyciąga z niej małe pudełko z nazwą firmy produkującej przenośne konsole do gier. Rzuca szary papier i reklamówkę na ziemię. Gaśnie. Przykuca koło Klocka i zaczyna rękami odgarniać ziemię tuż przy jego ścianie. Wrzuca konsolę do wykopanego dołka. Zasypuje go i coś szepcze.
Chwilę potem wstaje i patrzy, jak wiatr nieporadnie popycha papierzyska, które przed chwilą wyrzuciła. Gwiazdka nie podnosi ich, bezpańskie turlają się przed siebie.
– Co mi mogą zrobić? – powtarza. Cicho, zdecydowanie. Już bez uśmiechu.
powrót do indeksunastępna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.