powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (CII)
grudzień 2010

Stasiuk pojechał otwartym tekstem
Andrzej Stasiuk ‹Dziennik pisany później›
Najnowsza książka Andrzeja Stasiuka to jednocześnie to samo i coś nowego. Stare, bo mamy kontynuację stylu znanego z „Jadąc do Babadag” czy „Fado”, a nowe, bo autor „Dziennika pisanego później”, wreszcie wrócił do kraju. I to z przytupem, jakiego jeszcze u niego nie było.
Zawarto¶ć ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W wywiadzie dla „Wyborczej” czytamy: „Otwartym tekstem wreszcie pojechałem. Chciałem sobie poużywać słowa Polska. Mogłem sobie pozwolić, bo prawie nigdy w żadnej mojej książce tego nie robiłem” („Duży Format”, 25.XI.2010). Co racja to racja, poużywał sobie autor, w dodatku w dobrym stylu. Zanim jednak do tego dojdziemy, jest jeszcze kilkadziesiąt stron błąkania się po Bałkanach plus zdjęcia Dariusza Pawelca.
Początek „Dziennika pisanego później”, pierwsze dwie części, to stara, dobrze znana czytelnikom Stasiuka, śpiewka. Mógł ją sobie autor darować, myślałem podczas lektury. Potem zmieniłem zdanie, autor jednak nie mógł; aby napisać o Polsce, musiał najpierw pokazać ją w Bałkanach. W zniszczonej wojną Bośni, zagubionej na krańcu świata Albanii. W chłopakach rozbijających się samochodami po miastach, w łomoczącej wieczorami muzyce.
Dominującym tematem pierwszych części „Dziennika…” są zmęczenie i wojna. Ludzie poruszają się „znękanym krokiem”, miasta są udręczone, nikomu nic się nie chce. Najmniej chyba samemu autorowi, który snuje się przez Bałkany jak marek po piekle. W jego opowieści brakuje składu i ładu – zarówno jakiejś wytyczonej trasy, jak i chronologii. Stasiuk miesza ze sobą wydarzenia sprzed kilku lat, miesięcy, jakby nie miało to większego znaczenia. Może i nie ma, w końcu zdaniem autora jego podróże są wędrówkami „po świecie bez żadnego planu i pomysłu”.
Plan oczywiście jest, powoli wyłania się podczas lektury. Ciągłe powtarzanie o zmęczeniu, elementy z zakończonej niedawno wojny – wszystko to jest rozbudowanym preludium do krótkiego, ostatniego tekstu, w którym autor rzeczywiście pojechał „otwartym tekstem”. Przy czym, nie jest tak, że Stasiuk zamęcza czytelnika Albanią, „watuje” opowieść, by potem przejść do właściwego zagadnienia. Przeciwnie, po pierwsze jego podróże po Bałkanach same w sobie są ciekawe (i często przerażające – por. opis hotelu w Sarajewie). Po drugie zaś z perspektywy zakończenia, cała książka nabiera nowego sensu. Rzeczywiście, jak ktoś zauważył, dla Stasiuka Polska to Bałkany, a Bałkany to Polska.
A na koniec mamy kapitalny esej, natchniony tekst o Polsce. Jest krótki (za krótki), z wieloma tezami się nie zgadzam, inne się powtarzają (na przykład pogoń młodych za przyszłością), całość jednak trzeba przeczytać. Opis nowego mitu dla Polaków wgniata w fotel, jest świetną diagnozą współczesnej Polski, przerażającą i porywającą zarazem. „Piast Kołodziej to jest rzecz po prostu niepoważna”, zaczyna Stasiuk, by zaproponować własną wersję mitu, który jest w rzeczywistości obrazem nas wszystkich. Autorowi „Dziennika…” udało się dotknąć bardzo ważnego tematu, nie popadając jednocześnie w truizmy.
Nie będę streszczał tutaj tekstu, który jest na to za krótki, a w dodatku zrobiła to już – niesłusznie – spora część innych krytyków. Chciałbym tylko zauważyć, że Stasiuk, mimo świetnej analizy, zatrzymuje się jakby w pół kroku. Nie odpowiada do końca na pytania, jego interpretacja pozostawia uczucie niedosytu. Szczególnie widać to w religijnym odczytaniu Polski. Wizja autora „Dziennika…” jest, owszem, religijna, ale jest to religijność – jak w przypadku opisywanego Lichenia – fasadowa. Może Stasiuk patrzy z perspektywy postreligijnej, a może po prostu chciałbym zbyt wiele od jego tekstu?



Tytuł: Dziennik pisany później
Wydawca: Czarne
ISBN: 978-83-7536-231-2
Format: 168s. 200×247mm
Cena: 39,90
Data wydania: 20 października 2010
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

43
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.