powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (CII)
grudzień 2010

Wariacje literackie: A momenty były?
Czytelnictwo ma w sobie coś z podglądactwa. Dobrze widać to na przykładzie tak zwanych „momentów” w literaturze. Niby nas to nie kręci – w niektórych przypadkach nawet brzydzi – a przecież i tak czytamy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Powodem do napisania tego tekstu stała się lektura „Lodu” Wladimira Sorokina. Pierwsza połowa książki jest, nie bójmy się powiedzieć, paskudna. Ale nie dlatego, jak pisał Sebastian Chosiński, że pokazuje brutalną rzeczywistość wielu współczesnych Rosjan – to akurat specjalnie nas nie męczy. „Lód” jest nieprzyjemny, bo epatuje pornograficznymi wręcz opisami zbliżeń. Oczywiście, nie takie rzeczy widziała już literatura, jednak co wrażliwszy czytelnik może cisnąć książkę w kąt. Ja rzucałem lekturę (chociaż nie tylko z tego powodu) bodajże trzy razy.
W takich przypadkach pojawia się pytanie – jaki jest sens epatowania w literaturze erotyką czy przemocą? Co przez to chce osiągnąć pisarz? Albo raczej – co udało się osiągnąć pisarzowi? Sorokin w „Lodzie” męczy jedynie czytelnika opisem życia prostytutek i młodzieży szalejącej na imprezach. Chodziło mu o ukazanie kontrastu między organizacją blondynów, a życiem zwykłych ludzi. Jest to jednak chyba niepotrzebne, a podobny efekt można by, przypuszczam, osiągnąć mniej nieprzyjemnymi środkami.
Inaczej rzecz ma się na przykład z „Łaskawymi” Littela. Tutaj również mocne akcenty służą jako narzędzie do ukazania pewnej rzeczywistości – psychiki bohatera. Są one jednak nieodzowne, świetnie pokazują spustoszenie panujące pod czaszką Maksymiliana Auego, kontrastujące z jego wizjami idealnego, czystego społeczeństwa. Inny przykład to powieści Millera, które przez niezorientowanego czytelnika mogą zostać uznane za zwykłą pornografię. A przecież, nawet jeśli nie podzielamy zdania autora, jego książki są ekstremalną afirmacją życia, wyniesieniem istnienia ludzkiego na piedestał.
W jednym ze swoich felietonów Agnieszka Szady pisała, jakie poruszenie wywołało użycie przed laty w jednym z opowiadań o wiedźminie słowa na ka. Dzisiaj literatura zapełniona jest nie tylko słowami na ka, de, cha i gie, ale coraz bardziej brutalnymi scenami. I coraz częściej ekstremalne elementy pojawiają się tylko dla wywołania efektu. Aż chce się powtórzyć za Andrzejem Mleczką: „Obywatelu, nie pieprz bez sensu!”
powrót do indeksunastępna strona

72
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.