Byłam tam i patrzyłam z blanków, kiedy prowadził natarcie na wojska Waldemara Seliga. Sprzymierzeńcy z Kamlachu wbili się klinem w formacje Skaldów, a d’Aiglemort własną ręką uśmiercił ich wodza. Nie przeżył, żeby o tym opowiedzieć, niewielu rycerzy z Kamlachu przeżyło tę szarżę. Ci, którzy uszli z życiem, przysięgli odeprzeć wroga daleko od d’Angelińskich granic. Niewybaczeni. Ta nazwa miała niepokojący wydźwięk. – Słyszałaś? – Cecylia zmieniła temat, pochylając się nad tacą smakołyków. – Książę Benedykt powtórnie się ożenił. – Niemożliwe! – Ale prawdziwe. – Miała rozbawioną minę. – Myślisz, moja droga, że potrzeby ciała zanikają z wiekiem? – Przecież musi mieć ze… – Tylko sześćdziesiąt osiem – dopowiedziała Cecylia z zadowoleniem. – I od dwunastu lat był wdowcem. Ganelon był od niego znacznie starszy. Pojął za żonę kamaelińską pannę, której rodzina zginęła w czasie wojny. Nazywa się Tiurande, Tourais, jakoś tak. Spodziewają się dziecka, na wiosnę. Nie pisałam ci o tym? – Nie – odparłam z roztargnieniem. – Co to wróży dla tronu? – Nic, o ile wiem. – Skubnęła kawałek marcepana. – Jako brat Ganelona, Benedykt formalnie jest pierwszy w kolejce do tronu, a sam z kolei ma dwie córki, choć, jak rozumiem, Teresa została uwięziona za przyczynienie się do śmierci Izabeli L’Envers. – A Barquiel L’Envers? – Diuk L’Envers… – Cecylia odłożyła marcepan. – Miej się przed nim na baczności, Fedro. Ysandra jest w dobrej komitywie z wujem. Nie powiem, że to źle, bo przecież krew ciągnie do krwi. Ale ród L’Envers zawsze miał wielkie ambicje, a diuk był wrogiem twojego pana, jak sama dobrze wiesz. Ysandra może sobie być córką Izabeli, lecz w jej żyłach płynie krew Rolanda. Wiedziałam, wiedziałam o tym dobrze. Diuk Barquiel L’Envers stał wysoko na liście wielmożów, którym nie ufałam, choć tak się złożyło, że zawdzięczałam mu życie. – Hmmm… – mruknęłam z zadumą – wygląda to na prawdziwe gniazdo szerszeni. – Czy kiedykolwiek polityka była czymś innym? – Cecylia obrzuciła mnie długim, szacującym spojrzeniem. – Jeśli zamierzasz to zrobić, trzeba stosownie cię wyposażyć, Fedro nó Delaunay de Montrève. Za ludzkiej pamięci żaden arystokrata nie wstąpił do służby Naamie. Postępujesz wbrew modzie, moja droga. – Wiem, ale sztuki Naamy są starsze niż sama Terre d’Ange, a my służymy jej od niepamiętnych czasów. Byłam jej sługą, zanim zostałam hrabiną. Kiedyś jedno i drugie było zaszczytem, i jedno nie wykluczało drugiego. Złożyłam przysięgę, Cecylio. Oddałam się Naamie i uwolniłam gołębicę ku czci jej imienia. Czy według ciebie powinnam się tego wyprzeć? – Nie. – Cecylia westchnęła. – Królowa też ci tego nie nakaże. Czy planujesz otworzyć salon? – Nie – odparłam z uśmiechem. – Nigdy tego nie zrobiłam w służbie u Delaunaya. Moi klienci wolą spotkania na swoich warunkach, na swoim terenie. Ostatecznie jestem anguisette. – Cóż, jeśli ktoś może przywrócić blask służbie Naamie, to tylko ty, dziecko. – Przekrzywiła głowę. – Będziesz potrzebowała odpowiednich usług. Upatrzyłaś już sobie szwaczkę? Jeśli nie, słyszałam o pewnej dziewczynie z Domu Dzikiej Róży. Zarejestrowałaś się w gildii? Musisz to zrobić, skoro już masz ukończoną markę. Och, Fedro! – Cecylia klasnęła w ręce i jej oczy rozbłysły. – Mamy tyle do zrobienia! – Znalazłem dom uczonych, jesziwę. Nie rozmawialiśmy o tym w drodze powrotnej od Cecylii. Joscelin nie zaproponował, a ja ostatnimi czasy trochę za mocno na niego naciskałam. Dolałam mu herbaty, uniosłam brwi i czekałam. – Poznałem rabbiego. – Odchrząknął i pociągnął łyczek herbaty. – Jest… dość onieśmielający. Przywiódł mi na myśl prefekta. – Mówiłeś z nim o studiowaniu? – Wspomniałem. – Joscelin odstawił filiżankę. – Uznał, że jestem zainteresowany nawróceniem – dodał oschle. – Może powinienem się nad tym zastanowić? Bractwo Kasjelitów miało szczególny stosunek do wyznawców Jeszui, bo ich wiara splatała się pod wieloma względami. Przebiegły mnie ciarki trwogi, ale niczego nie dałam po sobie poznać. – Nie powiedziałeś mu o Hiacyncie. – Nie. – Joscelin zaczął krążyć po gabinecie, przesuwając ręką po nowych półkach i schowkach na zwoje. – Uznałem, że lepiej z tym zaczekać. Fedro, naprawdę wierzysz, że jest jakiś klucz? – Nie wiem – odparłam szczerze. – Ale muszę szukać. Gdzieś daleko na zachodzie mój Książę Podróżnych spędzał dni na samotnej wyspie, terminując u Pana Cieśniny, skazany na odsłużenie warunków klątwy Rahaba. Poświęcił się dla nas wszystkich na mocy okrutnej umowy. Gdyby nie on, albijska armia nie przebyłaby Cieśniny i Skaldowie podbiliby Terre d’Ange. Zapłacił wysoką cenę. Klątwa miała obowiązywać dopóty, dopóki Bóg Jedyny nie wybaczy nieposłuszeństwa aniołowi Rahabowi, a jak powiedział Pan Cieśniny, Bóg Jedyny ma długą pamięć. Elua też nie posłuchał rozkazu Boga Jedynego, ale jemu i jego Towarzyszom pomagała Matka Ziemia, w której łonie został poczęty. Milcząca od wielu długich stuleci, nie wydawała się skłonna do kolejnej interwencji – a nadto ta sprawa Jej nie dotyczyła. Nie, jeśli istniał sposób na złamanie geis anioła, to krył się w starożytnych pismach Jeszuitów. Wiedziałam, że tak było, znałam opowieści o herosach, którzy sprzeciwili się woli wysłanników Boga Jedynego, przewyższając ich sprytem i mądrością. Ale działo się to w czasach, kiedy aniołowie stąpali po ziemi, a bogowie przemawiali wprost do swoich ludów. Teraz bogowie chowali swoje zdanie dla siebie i my, zwykli śmiertelnicy, w których krwi przetrwały nikłe ślady boskiego ichoru, musieliśmy sami zarządzać oddanym nam krajem. Mimo wszystko musiałam próbować. – Pomówię z nim, jeśli zechce mnie wysłuchać. – Rozbawi go ta odmiana. – Ton Joscelina znowu zabrzmiał cierpko. – D’Angelińska kurtyzana dyskutująca z Jeszuitą. Dość się namęczył, słuchając moich wywodów. Mam dar do języków, ale nie o to mu chodziło. Zamknęłam oczy, czując ból, jego ból, swój ból, przeszywający na wskroś i rozlewający się na zewnątrz w falach udręki. Eluo, jakże było to słodkie! Ból ciała jest niczym w porównaniu z udręką duszy. Zagryzłam dolną wargę, pragnąc odwrócić przypływ, przerażona jakąś cząstką siebie, że czerpię z tego przyjemność. Pod moimi zamkniętymi powiekami ukazała się twarz Melisandy, subtelnie rozbawiona. Będąc nieodrodnym potomkiem rodu Kusziela, jak nikt inny potrafiłaby zrozumieć moje uczucia. – Remy znalazł powóz. – Joscelin zmienił temat. – Posłałem go do Emila, dawnego kompana Hiacynta. Wciąż ma stajnię w Progu Nocy. – Ile zapłacił? Wzruszył ramionami. – Powiedział, że dostał go za bezcen, ale jest w okropnym stanie. Chłopcy sądzą, że zdołają doprowadzić go do porządku. Dziadek Fortuna był kołodziejem. Przegarnęłam włosy palcami, burząc gąszcz kruczoczarnych loków. Nie obchodziły mnie te oszczędności, choć były konieczne. Mój ojciec utracjusz nie umiał oszczędzać, dlatego w dzieciństwie zostałam sprzedana do Domu Cereusa. Z tego powodu wystrzegałam się długów, ale przecież nie musiałam lubić liczenia się z każdym centymem. Joscelin obserwował mnie kątem oka. – Ile czasu to zajmie? Muszę powiadomić Ysandrę o przyjeździe do Miasta. – Może ze trzy dni. Mniej, jeśli nie będą mieli innych zajęć. – Podniósł się nagle, zabierając tacę z serwisem do herbaty. – Późno już. Do zobaczenia rano, pani. Wypowiedziane formalnym tonem słowa kłuły jak kolce. Ścierpiałam je w milczeniu i patrzyłam, jak wychodzi, zostawiając mnie samą z rozkoszą bólu. Doprowadzenie powozu do takiego stanu, żeby nie przyniósł wstydu hrabinie de Montrève, zabrało tylko dwa dni. Wysłałam wiadomość do Ysandry i tego samego popołudnia królewski goniec przyniósł odpowiedź. Nazajutrz miałam udać się na audiencję. Elegancki kurier w barwach rodu Courcel stał i czekał, gdy czytałam list. Ukłonił się z gracją, kiedy poleciłam przekazać królowej, że czuję się zaszczycona zaproszeniem. W jego oczach widniała ciekawość, lecz nie pozwolił sobie na zdradzenie uczuć mimiką czy gestem. Doskonale wiedziałam, że na mój temat krążą liczne opowieści. Thelesis de Mornay zawarła moje dzieje w najwcześniejszych partiach Cyklu Ysandryjskiego, poematu epickiego opisującego burzliwe okoliczności wstąpienia Ysandry na tron. Nie brakowało także innych historyjek, przekazywanych ustnie. Wielu moich klientów zachowywało dyskrecję, ale nie wszyscy. |