Wydawałoby się, że dla Muńka Staszczyka, który z T.Love spokojnie zapełnia największe sale koncertowe w Polsce, śpiewanie dla dwudziestu osób będzie zwykłą chałturą. Nic bardziej mylnego, ponieważ dla niego liczy się każdy słuchacz, co udowodnił na DVD „Najmniejszy koncert świata”.  |  | ‹Najmniejszy koncert świata›
|
Idea „Najmniejszych koncertów świata” została na naszym rynku zaszczepiona przez radio Roxy FM. Polega ona na tym, że zaproszony do współpracy wykonawca ma dać koncert dla dwudziestu osób, które zdobędą wejściówki metodą losowania. Oczywiście istnieje ryzyko, że „artysta” zignoruje nieliczne gremium, odbębniając swój występ, z którego najwięcej uciechy będą mieli szczęśliwcy, mogący go zobaczyć z bliska, ale już niekoniecznie osoby słuchające nagrania. Na szczęście do podobnych wypadków na razie nie doszło, mało tego, niektórzy wcale się nie oszczędzali i grali tak, jakby był to występ na Wembley. Do nich należy efemeryczna grupa Muniek, założona przez Muńka Staszczyka i Janka Benedeka. Panowie znają się jeszcze z czasów, gdy T.Love tworzył dopiero swą rock’n’rollową legendę. W pierwszej połowie lat 90. ich drogi się rozeszły i choć Benedek brał udział w tworzeniu materiału na ostatni album T.Love „I Hate Rock’n’Roll”, to do prawdziwej współpracy na równych prawach muzycy wrócili dopiero w zeszłym roku z okazji wydania płyty „Muniek”. Choć teoretycznie miała to być solowa płyta Staszczyka, Janek miał w jej powstaniu tak duży udział, że dziś obaj muzycy zgodnie podkreślają, iż pod hasłem „Muniek” kryje się cały zespół, a nie tylko sam wokalista. Występ w ramach „Najmniejszego koncertu świata” zbiegł się z trasą promocyjną wspólnego wydawnictwa, dlatego zaprezentowany materiał w większości składa się z nowych kawałków, poprzetykanych tylko kilkoma klasykami. Choć mnie akurat zawartość „Muńka” specjalnie nie porwała, to trzeba przyznać, że na żywo utwory z tego krążka wypadają nad wyraz dobrze i dopiero w scenicznej wersji brzmią tak, jak powinny, czyli rock’n’rollowo. Takie numery jak „Hot Hot Hot”, „Stary Boy” czy „Tina” okazują się stworzone do grania na żywo. Podobnie rzecz wygląda z wolniejszym „Świętym” i cudownie nostalgicznymi „Dziejami grzechu”, zaśpiewanymi przez Staszczyka wraz z Anną Marią Jopek, która wzięła gościnny udział w występie. To chyba najbardziej przejmujący moment całego wydawnictwa. Ze starszych rzeczy otrzymaliśmy zestaw czadów w postaci „Pocisku miłości”, „Na bruku”, „Dirty Streets of London” i „Nabranych”, a więc klasyki spod znaku nieopierzonego jeszcze T.Love. Trzeba przyznać, że wszystko zostało zagrane z werwą, ale też na ogromnym luzie. Benedek gra niczym Keith Richards, nieco niedbale, ale z rewelacyjnym feelingiem. Muniek natomiast czaruje zebranych, jak na prawdziwego frontmana przystało. Nawołuje do wspólnej zabawy, podskakuje i wyczynia swoje charakterystyczne wygibasy ze statywem od mikrofonu. Szczęśliwa dwudziestka widzów na pewno na długo zapamięta ten występ. Najważniejsze jest jednak to, że i nam, widzom którzy sięgną po niniejsze DVD nie będzie doskwierała nuda. Może nie jest to wybitne arcydzieło, ale na pewno każdego pozytywnie nastroi.
Tytuł: Najmniejszy koncert świata Data wydania: 2010 Czas trwania: 65:00 Utwory 1) Pocisk miłości 2) Dirty Streets of London 3) Georgie Brown 4) Hot Hot Hot 5) Don't Go Paul 6) Mad love 7) Stary Boy 8) Ring dong 9) Dzieje grzechu 10) Tina 11) Dzikość serca 12) Na bruku 13) Stany 14) Święty 15) Pretty Vacant 16) Nabrani Ekstrakt: 70% |