Creed, a może Greed (czyli po angielsku chciwość)? W „Uprowadzonej Alice Creed” debiutant J Blakeson opowiada o chciwości, egoizmie i ludzkiej zmienności, czyli pokazuje do jakiego mrocznego miejsca stoczył się człowiek. Niech nie zmyli was formuła filmu o porwaniu, bo to nie bajka o hollywoodzkich zakapiorach.  |  | ‹Uprowadzona Alice Creed›
|
W poszukiwaniu nowej formy artystycznej kino coraz częściej upodabnia się do teatru. Aby dotrzeć do istoty przekazu, autorzy filmu niezależnego lub niszowego porzucają ozdobniki wizualne i stawiają na scenariusz oraz dobre aktorstwo. Filmowcami kierują też gigantyczne koszty ekranowego rozbuchania: różnorodnych scenerii, kilku kamer, statystów, nie mówiąc już o efektach specjalnych. Wielu twórców ma coś wartościowego do powiedzenia, ale może to przekazać dopiero wtedy, gdy ograniczy się do filmowej ascezy. Takie założenia przyjął w „Uprowadzonej Alice Creed” debiutujący w pełnym metrażu brytyjski reżyser, J Blakeson. Postawił na oszczędność w każdym calu. Cały film rozgrywa się raptem w kilku miejscach, a i tak większość wydarzeń zostaje zamkniętych w ścianach obskurnego mieszkanka zamienionego na kryjówkę dla porywaczy i ich ofiary. Psychologiczno-kryminalna gra dotyczy tylko trzech graczy – Danny’ego, Vica i tytułowej Alice Creed, córki bogatego biznesmena, którą dwóch przestępców porwało dla dwumilionowego okupu. Istotą historii stają się dialogi, zwroty akcji i kreacje Gemmy Arterton, Martina Compstona i Eddiego Marsana. Tych troje daje znakomity popis aktorskiej dyscypliny. Dźwigają na swoich barkach powodzenie całego ekranowego przedsięwzięcia i wychodzą z tej próby zwycięsko. Najbardziej wyróżnia się budzący pełen wachlarz emocji Eddie Marsan, aktor znany raczej wielbicielom kina brytyjskiego niż hollywoodzkiego. Tworząc postać agresywnego, dominującego i zmiennego Vica, Marsan wykorzystuje swoją mocno zwyczajną powierzchowność do zwodzenia widza za pomocą licznych masek, które eksponują przeciętniactwo bohatera, ale jednocześnie skrywają wiele zaskakujących prawd. Miłym zaskoczeniem okazuje się też Gemma Arterton. Wschodząca gwiazda dała się do tej pory poznać szerszej publiczności jedynie w niewymagających aktorsko superprodukcjach i dopiero teraz mamy okazję oglądać ją w nieco trudniejszym repertuarze. Udowadnia, że może jeszcze w aktorskim światku sporo namieszać. Jednak nawet ze znakomitymi aktorami na planie, nie byłoby zajmującego filmu bez dobrego scenariusza. Historia przedstawiona w „Uprowadzonej Alice Creed” zaczyna się klasycznie – oto dwóch facetów organizuje porwanie bogatej dziewczyny. Lecz już pierwsze sceny obiecują odejście od standardowych rozwiązań. Danny i Vic pracują metodycznie, w porwaniu Alice jest upodlenie, strach i cierpienie, dominuje wyrachowanie i niefilmowa fizjologia. Można zapomnieć o rozmachu i tempie rodem z filmów akcji, bo to inny rodzaj kina. Blakeson, reżyser i scenarzysta w jednej osobie, stworzył minimalistyczny film psychologiczny z domieszką kryminału. Z każdym następnym krokiem odkrywa kolejny element układanki, obnaża jeszcze jedną cechę bohatera, zwraca uwagę na nowy aspekt relacji między trójką protagonistów. Udaje mu się niezmiennie utrzymać zainteresowanie rozwojem wydarzeń, ale czasem wpada w pułapkę przekombinowania. Przy kolejnym niesamowitym zwrocie akcji okazuje się, że „Uprowadzoną Alice Creed” trzeba oglądać trochę inaczej niż serię błyskotliwych zaskoczeń, bo wcześniej czy później zacznie się wytykanie Blakesonowi nieprawdopodobieństwa. Oczywiście, przy całym okrucieństwie i chłodnym ascetyzmie przedstawionych wydarzeń, Blakeson nakręca spiralę podejrzeń i wątpliwości do niebotycznego poziomu. Najważniejsze jest jednak to, że przyświeca temu określony cel. Scenariuszowa zabawa w kotka i myszkę nie stanowi sposobu opowiadania historii dla samego jej opowiadania. To tylko narzędzie służące do wyeksponowania cech bohaterów, które z kolei prowadzą do sportretowania w pigułce przywar naszych czasów. Bohaterowie okazują się pokrętni i trudni do zrozumienia. W niektórych momentach antypatyczni, w innych wzbudzają współczucie. Mówią dużo i ogólnikowo o miłości, ale chyba już dawno zapomnieli o znaczeniu uczuć. Postacią wyłamującą się z tego schematu jest Vic, który niespodziewanie okazuje się mieć inne motywacje niż z początku sugerowało to jego zachowanie. Każdy każdego chce oszukać, bo liczy się wygrana. W sytuacji krytycznej wygraną jest życie, gdy karty ulegną przetasowaniu – bogactwo i ucieczka ku słodkiej wolności. Blakeson podkreśla zmienność bohaterów oraz to, jak drobna iskra potrafi zmienić ich wzajemne nastawienie. Kierują nimi dwie podstawy rzeczywistości – pieniądze i miłość. Z tym, że straciły na wartości. Pieniądze się zdobywa, a nie zarabia; miłość jest kartą przetargową i sposobem manipulowania słabszymi, czyli tymi, którzy się jej jeszcze poddają. W rezultacie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo sprytny człowiek współczesności obróci upokorzenia w sukces i drogę ku nowemu. W końcu życia to tylko gra, w której liczą się zwycięstwa, czyż nie?
Tytuł: Uprowadzona Alice Creed Tytuł oryginalny: The Disappearance of Alice Creed Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: Wielka Brytania Data premiery: 17 grudnia 2010 Czas projekcji: 96 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 80% |