– Zajmij się grą, sprawdź, co zaprogramował – poleciła. – Chcę mieć wszystkie dyski z kamer ochrony budynku i z tego mieszkania. – Już się robi – powiedziała Peabody, wdzięczna za chwilę wytchnienia. Eve podeszła do zwłok. Zgodnie z procedurą sprawdziła odciski linii papilarnych. – Ustalono, że ofiarą jest Bart Minnock, zamieszkały pod tym adresem, lat dwadzieścia dziewięć. – Wyciągnęła parę mikrogogli. – Z oględzin na miejscu zdarzenia wynika, że głowę odcięto jednym potężnym cięciem. Nie ma śladów piłowania ani rąbania. – Udała, że nie słyszy dyskretnego odgłosu krztuszenia się, dobiegającego z miejsca, gdzie stała Peabody. – Poza tym ofiara ma na lewym przedramieniu ranę ciętą długości piętnastu centymetrów. Oraz kilka stłuczeń, ale żadne z tych obrażeń nie jest śmiertelne. Do potwierdzenia przez lekarza sądowego. Morrisowi bardzo się to spodoba – dodała, po czym wstała, żeby obejrzeć głowę. – Musiał to być niesamowity brzeszczot: duży, ostry jak brzytwa, żeby tak odciąć głowę. I uderzono nim z wielką siłą. Druga rana też mogła być zadana tym samym narzędziem. Coś, jakby częściowo chybiony cios, zadany w obronie własnej. Pozostałe obrażenia są dość nieistotne. Eve usiadła na piętach tuż obok głowy. – Nie ma tutaj niczego, co mogłoby spowodować takie rany. Wykluczone, by sam odciął sobie głowę, celowo lub przypadkiem. – Nie mogę włączyć programu – odezwała się Peabody. – Nawet nie mogę wyjąć płyty, nie znając kodu dostępu. Jedyne, co mam, to godzina, o której się zalogowano, i kiedy skończył się program. Był uruchomiony przez zaledwie trzydzieści kilka minut, wyłączył się o siedemnastej jedenaście. – Czyli Minnock przyszedł do domu, niemal od razu udał się na górę i rozpoczął grę. Wszystko wskazuje na to, że grał przez pół godziny. Potrzebni są nam tutaj komputerowcy i technicy kryminalistyki. Chcę, żeby lekarz sądowy pilnie zlecił badanie toksykologiczne. Może ktoś mu czegoś dosypał, sprawił, że sam obszedł zabezpieczenia, w jakiś sposób pominął zapis w rejestrze. Wezwij kogo trzeba, a później przesłuchaj androida. Ja zajmę się przyjaciółką zamordowanego. Eve zastała CeeCee w pokoju na pierwszym poziomie. Ładna blondynka z burzą loków na głowie skuliła się w jednym z przepastnych foteli. Wydawała się nawet drobniejsza niż w rzeczywistości, gdy tak siedziała z podwiniętymi nogami i rękami zaciśniętymi na kolanach. Duże, błyszczące, niebieskie oczy miała zaczerwienione, podpuchnięte i szkliste w wyniku doznanego szoku. Eve skinieniem głowy odprawiła funkcjonariuszkę, a potem przeszła przez pokój i usiadła. – Pani Rove? – Tak. Kazano mi tu zostać. Ktoś zabrał mi łącze. Powinnam kogoś zawiadomić, prawda? – Oddamy pani aparat. Jestem porucznik Dallas. Może opowie mi pani, co się wydarzyło? – Już opowiedziałam. – CeeCee rozejrzała się niepewnie wkoło. – Tej drugiej policjantce. Myślałam sobie: czy Bart zrobił kawał? Czasami lubi płatać figle. Lubi się zgrywać. Czy się zgrywa? – Nie. – Eve usiadła w fotelu naprzeciwko kobiety, by ich wzrok był na jednym poziomie. – Miała się pani z nim spotkać wczoraj wieczorem? – Tak, u mnie. O ósmej. Przygotowałam kolację. Mieliśmy zjeść kolację u mnie, bo lubię gotować. Przynajmniej czasami. Ale nie przyszedł. – Co pani zrobiła? – Czasami się spóźnia. Nie robię z tego wielkiej sprawy. Tak bywa, gdy ktoś jest czymś pochłonięty bez reszty. Mnie też czasem zdarzy się spóźnić. Ale nie przyszedł i nie odbierał telefonu. Zadzwoniłam do niego do biura, a Benny poinformował mnie, że Bart wyszedł po czwartej, by trochę popracować w domu. – Benny? – Benny Leman. Pracuje razem z Bartem, był jeszcze w firmie. Często robią coś do późna. Są pasjonatami. – Czy przyszła pani tu wczoraj, żeby się dowiedzieć, czym jest zajęty Bart? – Nie. Chociaż mało brakowało. Byłam wściekła, ponieważ zadałam sobie wiele trudu. Mam na myśli to, że przygotowałam kolację, kupiłam wino, zapaliłam świece i tak dalej. – Wzięła głęboki oddech. – A on nie przyszedł ani mnie nie uprzedził, że się spóźni. Zdarza mu się zapomnieć o tym i owym, to nic wielkiego, ale zawsze odbiera telefon albo przypomina sobie o spotkaniu, zanim naprawdę zrobi się bardzo późno. Ustawia sobie dzwonki, które mu przypominają o terminach. Ale byłam wściekła, poza tym szalała burza. Uznałam, że nie wyjdę na taką pogodę. Napiłam się wina, zjadłam kolację i położyłam się spać. Pomyślałam: „Chrzanię to”. Ukryła twarz w dłoniach i cicho zapłakała, kołysząc się w tył i przód. Eve milczała. – Powiedziałam sobie: „Chrzanię to, do diabła z tobą, Bart”, bo przygotowałam wyjątkowo smaczną kolację. A dziś rano byłam naprawdę wściekła, kiedy nie przyszedł ani nie próbował się ze mną skontaktować. Zaczynam pracę o dziesiątej, więc mogłam przyjechać tutaj. Pomyślałam sobie, że to będzie nasza pierwsza wielka kłótnia, bo nie wolno tak traktować drugiego człowieka. Prawda? – Prawda. Od jak dawna się spotykacie? – Od prawie sześciu miesięcy. – Chodzicie ze sobą od prawie sześciu miesięcy i to by była wasza pierwsza wielka kłótnia? Serio? CeeCee uśmiechnęła się lekko, chociaż z jej oczu leciały łzy. – Od czasu do czasu nieco ponoszą mnie nerwy, ale na Barta nie można długo się gniewać. Jest taki słodki. Tym razem jednak naprawdę mnie zezłościł. Leia mnie wpuściła do środka. – Co za Leia? – Och, jego służąca-android. Zażyczył sobie, by wyglądała jak bohaterka „Gwiezdnych wojen”. Z „Powrotu Jedi”. – Rozumiem. – Tak czy owak, powiedziała, że Bart jest w sali holograficznej, że się tam zamknął, wyłączył telefony. Zakazał sobie przeszkadzać. Że zgodnie z jej zapisem siedzi tam od wpół do piątej poprzedniego dnia. Zaniepokoiłam się. Pomyślałam, że może źle się poczuł albo zemdlał, i nakłoniłam ją, żeby mnie tam wpuściła. – Nakłoniła pani androida? – Po kilku miesiącach znajomości ze mną Bart zaprogramował Leię, by mnie słuchała. Poza tym przekroczył swój limit dwunastu godzin. Otworzyła pokój i… – Zaczęły jej drżeć usta, do oczu znów napłynęły łzy. – Nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. W pierwszej chwili pomyślałam, że to prawda, i zaczęłam krzyczeć. Potem uznałam, że to jakiś kawał, że tam leży android, a nie Bart, i znów niemal ogarnęła mnie wściekłość. Ale później zrozumiałam, że to Bart. To przerażające. – Co pani zrobiła? – Chyba zemdlałam. Ale nie upadłam. Nie wiem. Przez sekundę albo minutę wszystko stało się czarne, zaczęło mi wirować przed oczami. Kiedy odzyskałam przytomność, wybiegłam z pokoju. – Łzy płynęły jej po policzkach, twarz miała czerwoną. – Zbiegłam po schodach. Prawie się przewróciłam, ale udało mi się zbiec na dół. Zadzwoniłam pod dziewięćset jedenaście. Leia kazała mi usiąść i zaparzyła herbatę. Powiedziała, że doszło do wypadku i musimy zaczekać na policję. Przypuszczam, że tak została zaprogramowana. Ale to nie mógł być wypadek. Jak to możliwe, żeby to był wypadek? Chociaż to musi być wypadek. – Czy zna pani kogoś, kto życzył Bartowi śmierci? – Jak ktokolwiek mógłby życzyć Bartowi śmierci? To duży dzieciak. Niezwykle inteligentny duży dzieciak. – Co pani wie o jego krewnych? – Jego rodzice mieszkają w Karolinie Północnej. Kiedy U-Play odniósł sukces, Bart kupił im dom nad morzem, bo zawsze o tym marzyli. O, mój Boże, ktoś musi powiadomić jego rodziców! – Zajmę się tym. – Świetnie. Świetnie. – CeeCee z całych sił zacisnęła powieki. – Dobrze. Bo chyba bym nie mogła. Nie wiedziałabym, jak to zrobić. Nie mam pojęcia, jak się zachować. – A co może mi pani powiedzieć o swoich poprzednich chłopakach? Otworzyła oczy. – O, Boże, nie. Znaczy się, miałam chłopaków, zanim poznałam Barta, ale żaden z nich nie… Nigdy nie zerwałam z nikim w taki sposób, żeby… Zanim związałam się z Bartem, nie spotykałam się z nikim na poważnie. – A w jego firmie? Czy ostatnio musiał kogoś zwolnić albo udzielić komuś nagany? – Nie wydaje mi się. – Otarła policzki i zmarszczyła czoło. – Nic takiego mi nie mówił, a zrobiłby to. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nienawidził konfrontacji, chyba że działo się to podczas gry. Naprawdę wydaje mi się, że powiedziałby, gdyby miał kłopoty z kimś z firmy. Jest szczęśliwym facetem. I uszczęśliwia innych. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Naprawdę nic z tego nie rozumiem. A pani? – Jeszcze nie. |