powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (CIII)
styczeń-luty 2011

Bo się spełni
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Nie rozumiem, co pan sugeruje, lordzie Arielu.
– Owszem, rozumiesz. I muszę przyznać, potrafię pojąć fizyczną fascynację własnym dziełem.
Ilustracja: <a href='http://www.majszy.com' target='_blank'>Agnieszka Majchrzak</a>
Ilustracja: Agnieszka Majchrzak
Zza szyby dziewczyna czujnie obserwowała mężczyzn. Straciła nadzieję na uwolnienie. Nadrzeczywisty nie przyszedł, by ją zabrać z tego piekła.
Gdy usłyszała jego ostatnie słowa, w jej czarnych jak studnie oczach pojawił się błysk zrozumienia.
• • •
Czyjeś sapanie wytrąciło Elizabeth z zadumy. Podniosła głowę; widok, jaki ujrzała, zdołał ją oderwać od ponurych myśli. Koło jej stolika stał młody, zaledwie kilkunastoletni chłopak. To on wydawał owe niezbyt eleganckie odgłosy, próbując odzyskać oddech. Wyglądał, jakby biegł, i to długo. Za jego plecami Elizabeth zauważyła nadchodzącą ochronę – mieli zamiar usunąć natręta, który narzucał się damie. Uspokajającym gestem odesłała zbliżających się ludzi. Kierownik sali popatrzył na nią z niepokojem; wyraźnie nie podobał mu się dzieciak w zwykłym, przybrudzonym fartuchu, z szarymi od kurzu rękawami koszuli.
Chłopak tulił do piersi książkę. Jego ramiona zasłaniały tytuł, jednak zdołała odczytać słowo „byt”. Musiał być posłańcem z któregoś z antykwariatów. Nauczona, że skarby można niekiedy znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach, Elizabeth nawiązała współpracę ze wszystkimi ważniejszymi księgarniami. Poleciła im szukać opracowań na temat nadrzeczywistych. Najwyraźniej ktoś coś znalazł i, zgodnie z umową, wysłał owo dzieło kurierem prosto do niej. Nie miała nadziei, że to, co ściskał chłopak, miało jakąś większą wartość. Bardziej interesującą kwestią było, jakim cudem ją znalazł, gdy nawet służba nie wiedziała, gdzie przebywa?
Posłaniec stał grzecznie przy stoliku, czekając, aż dama zdecyduje się nawiązać rozmowę, i tylko przyglądał się jej z zaciekawieniem. Dopiero po chwili dotarło do niej, jak ładnym był stworzeniem. Czarne oczy patrzyły na nią śmiało, gęste, krucze włosy opadały filuternymi kosmykami na perfekcyjnie regularną twarz o zadziwiająco ciemnej, gładkiej skórze.
– Dobrze, pokaż, co tam przyniosłeś!
– Tak, proszę pani, już podaję, proszę pani. Chcę tylko powiedzieć, że to bardzo cenne jest, będzie pani zadowolona.
– Zobaczymy.
Rzuciła chłopakowi napiwek. Nabiegał się i naszukał jej, zasłużył sobie na niego.
Gdy podniosła głowę znad książki, zauważyła, że posłaniec nadal stoi obok.
– Jeszcze tu jesteś?
– No, bo pani szuka informacji o ifrytach. To pomyślałem, że może się do czego przydam?
Elizabeth zesztywniała zaniepokojona. Skąd chłopak znał to słowo?!
– Po pani minie widzę, że mi pani wierzy, że coś wiem.
– Dobrze, załóżmy, że ci wierzę. Skąd masz pewność, że twoja wiedza mi się do czegoś przyda?
– Tego nie będzie pani wiedziała, póki nie posłucha tego, co mam do zaoferowania. A skoro mamy rozmawiać, to proszę postawić mi lody.
Elizabeth osłupiała. Nie wierzyła, że można być aż tak bezczelnym. Coś jej jednak mówiło, iż wiedza chłopaka mogła być znacznie bogatsza od wszystkiego, co zdołałaby znaleźć w książkach. Skinęła na kelnera i zamówiła deser, który upatrzył sobie rozmówca.
Wszystkie opisy, jakie czytała, były zgodne co do jednego – nadrzeczywiści mogą przybierać dowolne formy i bardzo rzadko wyglądają tak, jak się tego śmiertelnik po nich spodziewa.
Oraz zwykle są wyjątkowo ładni.
• • •
Język przesunął się po jej policzku, filuternie musnął ucho. Elizabeth zadrżała z obrzydzenia. Coś głęboko w niej krzyczało w proteście. Mężczyzna, który ją pieścił, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W końcu, gdyby dziewczyna się nie opierała, nie byłoby tak zabawnie…
– No, siostrzyczko, okaż trochę entuzjazmu. Jakiś słodki jęk może?
Szarpnął ją mocno za włosy. Wbrew woli z ust Betty wyrwał się cichy skowyt.
– Od razu lepiej. Prawda, że uroczo wygląda?
Stojący przy ścianie młody mężczyzna w milczeniu przyglądał się scenie rozgrywającej się między rodzeństwem. Nieprzenikniona mina nie zdradzała, czy sadystyczne gry starszego brata narzeczonej go bawią, czy brzydzą. Elizabeth wiedziała, że Ciel, nawet gdyby zwyciężyło w nim to drugie uczucie, nie stanąłby w jej obronie. Był jeszcze bardziej zdominowany przez Vincenta niż ona, całkowicie poddany kontroli.
Brat radośnie objaśnił Betty, jak długo są z jej narzeczonym kochankami i że Ciel przystał na kontrakt z własnej, nieprzymuszonej woli. Dobrowolnie zmienił się w zwierzątko, zabawkę istoty, która zamieszkała w ciele mężczyzny dawniej znanego jako Vincent Devereux.
Nie chciała wiedzieć, co go zmusiło do takiego kroku, czym się kierował. Sprzedał się, pozwolił upodlić. Dla Elizabeth, potomkini wojowników, jego zachowanie było bardziej upokarzające niż to, co przechodziła. Stokroć gorsze niż śmierć.
• • •
Aerlet czubkami palców muskał skórę swojego dzieła. Kolejny raz podziwiał jego perfekcję. Uśmiechnął się z dumą, trochę lubieżnie – wyciągnięte na laboratoryjnym stole ciało, nagie i bezbronne, wręcz zapraszało, by je wykorzystać.
Aż żal było marnować okazję, prawdopodobnie ostatnią, jaką miał. Dzisiaj oddał Radzie wyniki badań. Czuł, że to tylko formalność; miał patent w kieszeni. Wiedział, że od dwudziestu, a może nawet pięćdziesięciu lat nikt nie stworzył dzieła podobnej klasy. A to znaczyło wiele, bo alchemia stanowiła najpopularniejszy typ magii i konkurencja wśród uprawiających ją zawsze była wyjątkowo ostra. Spełniło się jego pragnienie – zostanie zapamiętany.
Dłoń mężczyzny powędrowała po krzywiźnie biodra, przesunęła się po gładkiej powierzchni wewnętrznej strony uda; dziewczyna nawet nie drgnęła, skrępowana zaklęciami. W jej bierności było coś perwersyjnie podniecającego.
W sumie, dlaczego miałby odmówić sobie odrobiny przyjemności? W końcu umowa została już wypełniona. Dziewczyna była dziełem doskonałym, skończonym i gotowym do oddania właścicielowi. On też już otrzymał, co miał obiecane. Więc to, czy teraz sobie z niej skorzysta, nie wpłynie na kontrakt.
Zajęty uwalnianiem z krępujących jego potrzeby fragmentów odzieży, nie zauważył, że wybrana zabawka – według niego całkowicie pozbawiona swobody ruchu, poza oddychaniem – otworzyła oczy. A paznokcie jej prawej dłoni przekształciły się w pazury.
• • •
Ifryt, który przedstawił się jako Ariel, ze znudzoną miną grzebał w resztkach bitej śmietany. Nadal przebywał pod postacią posłańca, ewidentnie przewrotną radość sprawiały mu zaniepokojone spojrzenia, jakie ukradkiem rzucano w jego kierunku z sąsiednich stolików. Oto bowiem dama wysokiego rodu rozmawiała z jakimś brudnym dzieciakiem z gminu, do tego wyraźnie widać było, że darzy go dużym szacunkiem. Elizabeth niemal słyszała plotki, jakie rodziły się w głowach otaczających ich ludzi.
– A więc chcesz być silna. Standardowe życzenie.
Skrzywiła się, słysząc w głosie nadrzeczywistego lekką pogardę. Zacisnęła zęby. Nie pozwoli się sprowokować.
Legendarna złośliwość wcieleń Bram okazała się szczerą prawdą. To właśnie tego ifryta – zwanego Złotym Lwem – bezskutecznie próbowała wezwać w nocy. Zignorował ją, by pojawić się beztrosko sam z siebie następnego dnia w kawiarni. I jeszcze z rozbrajającą szczerością stwierdzić, że przybył, bo rozbawiła go jej determinacja.
A teraz go znudziła. Niebezpieczny objaw. Wiedziała o ifrytach dość, by zdawać sobie sprawę, że w takiej sytuacji mógł się wykazać nieprzeciętną złośliwością. Powinna uściślić życzenie tak bardzo, jak tylko zdoła, by nie dać mu pola manewru.
Ariel musiał odczytać jej myśli, bo wyszczerzył się radośnie, niczym dziecko, któremu zaproponowano nową zabawkę, i wykonał gest, jakby wskazywał wolną drogę.
– Ależ proszę bardzo, doprecyzuj. Zaciekaw mnie. A jeśli ci się uda, nie policzę tego jako kolejnego życzenia.
Elizabeth miała bardzo dużo czasu, by starannie przemyśleć swoje wymagania. Bardzo wiele, podczas gdy musiała znosić upokorzenia ze strony znienawidzonego oprawcy.
Uśmiechnęła się mściwie.
• • •
Cokolwiek zrobił Ciel, jak mocno się dobrowolnie upokorzył, nie dorównywało to temu, co uczynił jej brat. Jej rodzony brat, ta sama krew, dziedzic rodu. Oddał duszę demonowi. I to za nic. Kompletne nic, zero.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

22
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.