powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (CIII)
styczeń-luty 2011

Cień miasta
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Musiałem napisać tę książkę; nie tylko dla siebie, ale i dla Ani. Ponadto zrobiło mi się trochę żal sklepikarza. Był brzydki, wyglądał jak siedem nieszczęść, ale przecież to nie jego wina. Po prostu dawno nie przebywał z ludźmi.
– Dobrze. Zostanę tutaj i napiszę tę książkę – powiedziałem z wahaniem.
– Mam coś dla ciebie! – rzucił uradowany i pobiegł w stronę półek.
Po chwili przyniósł starą, lekko zardzewiałą maszynę do pisania. Niestety nie dostałem najnowszego Asusa, jednak musiała wystarczyć. Lepszy rydz niż nic.
– Dziękuję. – Zabrałem maszynę i kilka kartek, które przyniósł. – A co jest na zapleczu?
Popatrzył na mnie lekko zbity z tropu. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Nie wchodź tam – zabrzmiało to jak groźba. – Jest tam tylko mój pokój i kilka zagraconych pomieszczeń. Straszny brud i bałagan. Wiesz, jak jest; człowiek nie dba o czystość, gdy jest sam. – Wzruszył ramionami.
Kłamał. Nie znałem pedanta, który nie dba o czystość. Wszystkie rzeczy, które pojawiały się na półkach, od razu łapał i stawiał na odpowiednie miejsce. To, co znajdowało się na zapleczu, z pewnością poukładał równiutko i sterylnie wyczyścił.
– Dobrze, nie ma sprawy. Posiedzę tu i popiszę, jeśli nie masz nic przeciwko.
– Nie mam, nie mam. Skądże! – Zatarł dłonie i odwrócił wzrok. – To ja sobie posprzątam rzeczy na półkach. – Wrócił za kontuar.
Przez godzinę siedziałem i pisałem. Snułem opowieść opartą na faktach, w które nikt by nie uwierzył. Ale czy miało to znaczenie? Liczyły się powieść i czytelnicy. Jeśli będą, to odniosę sukces.
– Zaraz wracam – powiedział sklepikarz i zniknął na zapleczu.
Pisałem dalej, nie zważając na to, co mnie otacza. Tworzyłem jak zahipnotyzowany. Stukot starych klawiszy maszyny odbijał się regularnym echem od ścian. Ogarnął mnie pisarski amok. Przerwałem, gdy zmęczone palce odmówiły mi posłuszeństwa, a pot z czoła zalewał oczy. Nawet nie zauważyłem, że oddycham z trudem, jakbym przebiegł zbyt długi, jak na moje płuca, dystans. W dodatku coś było nie w porządku z moim ciałem. Czułem się ociężały i z trudem przychodziło mi poruszanie członkami. Miałem wrażenie, jakby moja ręka ważyła tonę.
Nagle do moich uszu dotarł głuchy łoskot. Wydobywał się z zaplecza i powtarzał się co jakiś czas. Tłumione dźwięki przypominały cięcie jakimś ostrym i ciężkim narzędziem.
Wstałem z trudem i powoli ruszyłem w stronę zaplecza. Moje ruchy były powolne, czułem się tak, jakbym przesiedział wieczność przy stoliku. Prawie udało mi się złapać za klamkę, gdy drzwi otworzyły się z impetem i wyszedł z nich sprzedawca.
– Mówiłem, żebyś tu nie wchodził! – wycedził zdenerwowany.
– Słyszałem jakieś odgłosy i pomyślałem, że coś się stało – odpowiedziałem wolno. Czułem się osłabiony, jak po długotrwałej chorobie.
– Wszystko w porządku. – Trzasnął drzwiami.
Dopiero po chwili zauważyłem, że w dłoniach trzymał walizki.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytałem.
– Taaak… – Uśmiechnął się ironicznie. – Właśnie miałem ci powiedzieć, że wychodzę na trochę. Idę zwiedzić twój świat.
– Przecież nie możesz opuścić Miasta Cieni – stwierdziłem ospałym tonem.
– Nie mogłem – przerwał i zaśmiał się gorączkowo. – Ale spotkałem ciebie! Jesteś dla mnie jak manna z nieba, w końcu ktoś mnie zobaczył i sobie o mnie przypomniał. W końcu mam szansę wrócić do życia! – krzyczał histerycznie, plując wokół śliną.
Odskoczył szybko i stanął po drugiej stronie lady. Poruszał się zwinnie i szybko. Jego ruchy wydawały się nienaturalne.
Nie. To ja byłem powolny.
– Mówiłeś, że mieszkasz tam? – Odwrócił twarz w stronę, gdzie znajdował się mój blok.
– Nie waż się wchodzić do mojego domu! – wycedziłem ostatkiem sił.
Zaśmiał się sucho.
– Znajdę twoje mieszkanie, zadzwonię do domu i przywitam twoją żonę. Zapytam, czy zastałem może jej męża. Zdziwi się, odpowie, że nie wie o kogo chodzi i zamknie przede mną drzwi. Tyle, że nie pozbędzie się mnie tak łatwo… – Oblizał wargi.
– Jebane ścierwo! Zaraz cię… – nie dokończyłem, krztusząc się głośno.
– Oszczędzaj siły, pisarzu, bo może ci ich nie starczyć do końca powieści. Widzisz, jest jeszcze jedna zasada, o której zapomniałem ci wspomnieć – rzekł drwiąco. – Jeśli pochodzisz ze świata jasnego nieba i przychodzisz z własnej woli tutaj, masz mało czasu na zwiedzanie. Jeżeli niechcący zostaniesz dłużej… no cóż, wtedy tracisz siły, chęci i życie. Wszyscy o tobie nagle zapominają i znikasz na zawsze. Stajesz się jednym z wielu cieni w mieście.
– Zabiję! – wykrztusiłem i rzuciłem się przed siebie. Niestety moje ruchy były zbyt powolne. Nim się obejrzałem, sklepikarz zniknął.
Zmęczony runąłem na stare krzesło. Spojrzałem na maszynę i niebieskiego misia. W jego smutnych oczach zobaczyłem prawdę.
Zawiodłem.
• • •
Odkładam zapisane strony. Moje dłonie nadal drżą, tym razem z wysiłku, jakim było trzymanie kartek. Siedzę i czekam na pluszowego misia. Wmawiam sobie, że kiedy tylko się pojawi, zacznę pisać. Chciałbym dokończyć powieść. Zostawiłbym ją w ruinie budynku i może kiedyś ktoś by ją znalazł. Jedyny smutny egzemplarz.
Rzeczywistość jest inna. Zostałem sam w przerażającym sklepie. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że życie może być tak paskudne. Nawet najgorszy koszmar jest mniej straszny, a poza tym z niego zawsze możesz się obudzić.
Spoglądam z lękiem na uchylone drzwi zaplecza. Czuję dochodzący stamtąd metaliczny zapach krwi. Nie mam siły wyobrażać sobie, co może się tam znajdować. Nie podejdę – do tego potrzebne są sprawne mięśnie.
Miś nie wróci. Niepotrzebnie się oszukuję. Człowiek zawsze wmawia sobie, że będzie dobrze. Czasami lepiej pogodzić się z losem. Posiedzę tu spokojnie, zresztą na nic innego nie mam siły. Nie napisałbym nawet jednego zdania.
Ciekawe, co robi Ania? Przykro, że przydomek „tchórz” zostanie mi już do końca życia.
Przykro, że koniec życia właśnie nadchodzi.
powrót do indeksunastępna strona

20
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.