powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (CIII)
styczeń-luty 2011

77 najlepszych polskich utworów 2010 roku
ciąg dalszy z poprzedniej strony
37. DAGADANA „AKADEMIA” (Z ALBUMU „MALEŃKA”, WYD. OFFSIDE)
Dodaj do ethno trochę jazzu, a z sali dobiegnie chrapanie. Wrzuć jeszcze elektronikę, a ludzie wyjdą posłuchać czy „piejo kury piejo”. Dlatego właśnie zdumiewający dobrym smakiem, wyrafinowaniem, a zarazem przystępnością tercet Dagadana to skarb narodowy. Coś co zapowiada się na klasycyzujący żarcik w rodzaju „Barocku” Piersi, staje się kawałkiem poezji, nastrojem zamkniętym w perfekcyjnie zrealizowanych dźwiękach. Dana śpiewa po ukraińsku, co nie przeszkadza jakkolwiek. To jedna z tych piosenek, gdzie wszystko rozumie się bez słów. Klip nominowano do Yacha w kategorii „innowacyjność”. Od nas nominacja w kategorii „wyczucie”.
36. KAROLINA CICHA „WALENTYNKI” (POEMAT Z KOŃCA XX WIEKU) (Z ALBUMU „DO LUDOŻERCÓW”, WYD. FONOGRAFIKA)
Powinniśmy pobrać DNA Karoliny cichej i zachować je dla ludzkości. To artystka niebywała – emocjonalna i emocjonującą wokalistka, która komponuje, aranżuje, doskonale radzi sobie na deskach teatru. Do tego zamiast wzorem wielu koleżanek przenosić blogosferę w świat dźwięków, sięga po teksty poetów. Żadną gładką, krągłą, milutką frazę Gałczyńskiego czy Tuwima, tylko Różewicza w jego najbardziej niepokornych odsłonach. I czyta go wspaniale – z „Walentynek” wydobywa cały cynizm ilustrując wersy zgiełkiem przesterowanych gitar, ironicznym pianinkiem, big bitem zderzonym z latynoską nutą. Ryczy, deklamuje, śpiewa na modłę ludową. Nasi wsteczni-niebezpieczni przedstawiciele poezji śpiewanej ze wstydu zakopać w piasku. Choćby tym z plaż Zanzibaru.
35. O.S.T.R. „ŚPIJ SPOKOJNIE” (Z ALBUMU „TYLKO DLA DOROSŁYCH”, WYD. ASFALT)
Widzieliście Nikodema? Zwykły facet z Łodzi, co chciał być cwany. Cały zakrwawiony, „słaby jakby ważył tylko dziesięć kilogramów”, wlókł się do samochodu warcząc pod nosem: „nie dam się wykończyć skurwysynom”. Nie, nie mogliście go widzieć. Ale być może o nim słyszeliście. Raper i producent O.S.T.R. opowiada jego historię na płycie „Tylko dla Dorosłych”, decydując się tym na zbawienny pomysł upchnięcia swego talentu w ramy konceptu. To Ostrowski zbudował na ciężkich werblach ten niepokojący, a przy okazji „muzyczny” bit. To Haem włożył w usta postaci przejmujący cut „boże, pomóż mi i prowadź”. To Nikodem, postać z papieru, w paru momentach „Tylko dla dorosłych” naprawdę ożył. I zamordował większość konkurencji.
34. L.STADT „MUMMS ATTACK” (Z ALBUMU „EL.P” WYD. MYSTIC)
Łódzka ekipa od pierwszego wypuszczonego w eter singla kojarzyła się z dobrym noworockowym graniem. Prezentuje dojrzałe spojrzenie na muzykę, świetny wokal i dobre pomysły, a przy tym nie przesadza z zabawą w awangardę i postmodernistyczną pulpę. Wydana w 2010 roku druga płyta jest jeszcze lepsza od debiutu. W zasadzie każdy utwór mógłby znaleźć się w naszym rankingu, ale ostatecznie stawiamy na „Mumms attack”, bo tu chłopaki idą na żywioł. Żaden inny numer nie ma takiego klimatu. Począwszy od wokalnego sampla ze starego horroru przez świetną melodię, po rozszalałe rockandrollowe pianino, i dziecięce chórki w refrenach. Brzmi to na tyle dobrze i światowo, że L.Stadt już dawno powinni stać się jednym z naszych towarów eksportowych.
33. HIFI BANDA, CHADA „NOC NIE DAJE SNU” (Z ALBUMU „23:55”, WYD. PROSTO)
Dobrze opowiedziana historia to w polskim hip-hopie wciąż towar ekskluzywny. Panuje idiotyczne przekonanie, że lepiej moralizować niż opowiadać. Tym lepiej, że na płycie HIFI Bandy, jednej z najbardziej wyczekiwanych w tym roku, dobrało się trzech gości z ekspresją rozwijających jeden dramatycznych wątek. Wieniec na trumnie, burza, narkotyki, alkohol, broń, policja, dziecko – wszystko te hardkorowo przetasowane elementy składają się na królewskiego pokera. W roli wielkiego szu Hades, choć Chada również świetnie sprawę rozegrał.
32. CUKUNFT, UTWÓR 5 (Z ALBUMU „FARGANGENHEIT”, CZĘŚCI „ITSTIKEYT/FARGANGENHEIT”, WYD. LADO ABC)
Wybór tego jednego utworu z dwupłytowego wydawnictwa Cukunftu jest niemal niemożliwością. Do przecedzenia jest dwugodzinny materiał z koncertu i studia, nazw utworów brak. No ale trudno, popełniliśmy tę zbrodnię i wyszarpaliśmy tę jedną kompozycję. Utwór ma klimat noir, melodia przywodzi na myśl filmy szpiegowskie, intrygi, a jednak muzyka pozostaje żydowska. I to wcale nie dlatego, że słyszymy klarnet. Dalekie to wszystko od cepeliady klezmerskiej, bliskie jednak pewnym tradycjom grania, muzycznym medytacjom, atmosferze, a zarazem świeże. Akcenty gitary elektrycznej idą w stronę grania progresywnego. Ta autorska kompozycja założyciela Cukunftu, Raphaela Rogińskiego, pokazuje za czym powinniśmy tęsknić widząc jedynie puste kamienice i tablice pamięci w miejscach, gdzie jeszcze półtora wieku temu żyli polscy Żydzi.
31. GRABEK „SLOWLY YOU” (Z ALBUMU „8”, WYD. WŁASNE)
Grabek wyszedł z uwierających go butów skrzypka anarchisty. Rewelacyjne „8” ma się do polskiej wersji Nigela Kennedy’ego tak, jak „Kid A” do „OK Computer”. Walczyliśmy z pokusą wybrania „Difference Except” – to piękna wizytówka, pokazuje jak muzyk buduje nastrój, że pisze dobre teksty i jak ciekawych gości zaprasza (m.in. Daga Gregorowicz, Marsija, Tomasz Osiecki), by idealnie z nimi współgrać. Uwiodła nas bowiem potęga inteligentnie rozbudowywanego „Slowly You” to początkowo glitch wybełtany z patosem. Aż przychodzi to mordercze przełamanie, jeden z najbardziej porywających momentów polskiej muzyki AD 2010. Lodowaty klawisz z uderzeniami syntezatora wstrząsa, zapowiada rytmiczne piekło i wyciszenie, które szarpie zmysłami zamiast je koić.
30. JANUSZ PRUSINOWSKI TRIO „TANIEC RUBINA” (Z ALBUMU „SERCE”, WYD. SŁUCHAJ UCHEM”)
„Mazurki, polki, kujawiaki, kujony, oberki, wiwaty i chodzone zanotowane na tej płycie służyły wielu pokoleniom z serca Polski. Zamieniały codzienność, a wyjątkowość, a prozę w poezję” – czytamy we wkładce „Serca”. Janusz Prusinowski wraz ze swoim trio doskonale potwierdza te słowa przez cały właściwie album, a zwłaszcza w „Tańcu Rubina”. Bęben tłucze głucho, perliste cymbały dodają ludowej muzyce dworskiego posmaku, solówka na szałamai wzbudza podziw, a rzadkiej urody melodia chwyta za serce właśnie. I żadne wokale tego nie trywializują.
29. WIEŻE FABRYK „LITZMANNSTADT” (Z ALBUMU „DYM”, WYD. OFICYNA BIEDOTA)
Krótko zwięźle i na temat – tak jest właśnie z utworem „Litzmannstadt”. Zaledwie kilka słów powtarzanych jak mantra, bardzo proste rozwiązania melodyjne, a jednak działa jak magnes. Wszystko przez niepokojący klimat kompozycji, bo ttzeba przyznać, że imponujące, zimnofalowe brzmienie mało kogo pozostawia obojętnym. „Powiedz to do mnie jeszcze raz! Litzmannstadt!” – wykrzykuje wokalista, wywołując skojarzenia z łódzkimi snami o potędze i weryfikującą je teraźniejszością. A charyzmy w tym tyle, że aż trudno nie dołączyć. Dodajemy jeszcze mocny punkt kulminacyjny i wychodzi nam koncertowa petarda przy której bez problemu można skakać w domu.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

268
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.