powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CIV)
marzec 2011

Autor
Kadr, który…: Dinożarły
Tym razem aż dwa kadry, ale to przez sentyment dla historii, którą opowiadają. Dziś praktycznie nie wyobrażamy sobie popkultury bez dinozaurów, tymczasem dla wielu czytelników Relaxu „Najdłuższa podróż” była bodaj pierwszym z nimi zetknięciem…
„Najdłuższa podróż” (scenariusz Rian Asars1), rysunki Grzegorz Rosiński) to historia wyprawy w przeszłość. Biorą w niej udział przedstawiciele – to też znak czasów, w dzisiejszym komiksie nie obeszłoby się bez przynajmniej jednej przedstawicielki, z przyczyn raczej marketingowych niż parytetowych – Polski, ZSRR, Japonii, USA i jeszcze paru krajów. Była to dość typowa dla ówczesnej fantastyki wizja zjednoczonej Ziemi, co obecnie wydaje się wizją znacznie bardziej nierealną niż opanowanie technologii podróży w czasie…
W każdym razie dzielni chrononauci lądują w środkowym mezozoiku i przeżywają takie przygody, jakie mogą się przytrafić chrononautom w środkowym mezozoiku: a to stację zaatakują latające gady o sroczych zapędach, a to kogoś triceratops pogoni w krzaki, a to zanurkowanie latającym pojazdem w morze skończy się zaklinowaniem między skałami. We wczesnych latach 80., kiedy się z tą opowieścią zapoznawałam, wizerunki diplodoków i plezjozaurów, dziś znanych co bardziej rozgarniętemu przedszkolakowi, wnosiły powiew fantastyki nie mniejszy, niż ufoludki. W dodatku rysował je Rosiński – a wiadomo, że ten grafik doskonale umie kilkoma prostymi kreskami oddać dynamikę ruchu dowolnego zwierzęcia.
Emocjonujących rysunków było w tym komiksie dużo – zakładanie nadajnika uśpionemu gazem tyranozaurowi nie jest co prawda sceną naładowaną akcją, ale przez pokazanie różnicy wielkości między człowiekiem i łbem ogromnego gada przyprawiało nas o miły dreszczyk podniecenia, podbudowany dodatkowo optymistyczną wiarą w możliwości ludzkiej techniki.
Kolory są mocno uproszczone ze względu na kiepskie możliwości druku w tamtych czasach – nie było mowy o jakichś subtelnościach w rodzaju różnicowania odcieni skóry gada czy oddawania faktury skalistej gleby, na której leży, w tym drugim wypadku zaznaczenie paru kamyków musiało wystarczyć wyobraźni czytelnika. Kreski są grube, wyraziste – tak się w latach 70. rysowało, po części pewnie również ze względu na toporność edytorską.
Na drugim obrazku kolorów jest już więcej, a grafik bardzo efektownie dynamicznymi pociągnięciami piórka i pędzla rysuje wzburzone morze oraz kłębiące się w nim cielska wodnych gadów. Pterodaktyle są pokolorowane w sposób, który ukazuje prześwitywanie błon w ich skrzydłach, zaś utrzymane w ciepłych kolorach niebo i chmury nie tylko sugeruje porę dnia, ale także ładnie się komponuje z latającymi istotami i żółtym pojazdem.
1) Jak twierdzi strona www.relax.nast.pl, pod tym obco brzmiącym pseudonimem ukrywał się niejaki Andrzej Sawicki.
powrót; do indeksunastwpna strona

172
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.