powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CIV)
marzec 2011

Cybernetyczne world music
Deerhoof ‹Deerhoof Vs. Evil›
Deerhoof – dla jednych nazwa magiczna, dla innych zbyt abstrakcyjna i absurdalna, a dla wielu niestety wciąż nieznana mimo kilkunastu już lat obecności w świecie muzycznego biznesu i jedenastego krążka, który ukazał się całkiem niedawno. I właśnie on ma szansę wpłynać na większe zainteresowanie tym bandem wśród fanów muzyki nie tylko alternatywnej.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Deerhoof Vs. Evil›
‹Deerhoof Vs. Evil›
Od lat Deerhoof nagrywa kolejne podobne płyty. Na każdej z nich można znaleźć perełki i totalnie nieudane kompozycje, które irytują i od siebie odrzucają. Tym większa moja radość z obcowania z kolejną, tegoroczną odsłoną muzycznych zabaw kwartetu. Krążek zatytułowany „Deerhoof vs. Evil” jest najbardziej spójnym i równym ze wszystkich, jakie kapela nagrała do tej pory. Zamknięty od początku do końca w ramach jednej koncepcji wydaje się dziś także najlepszym albumem w ich dyskografii. Warto dodać, że poszczególnych numerów można było legalnie posłuchać już przed premierą całkowicie za darmo1).
Poddanie nagrań spójnej koncepcji nie przekreśliło eksperymentów ze strukturą utworów, brzmieniami, gatunkami i stylistyką, jakie do tej pory cechowały Satomi Matsuzaki i jej trzech kolegów. Czego tu nie ma! Są liryczne momenty, noisowe wstawki, rozwiązania rodem z shoegaze, punkowe akordy łamane jazzowymi schematami. Cała gama gitarowych dźwięków i patternów Johna Dietericha oraz Eda Rodrigueza, syntezatorowe motywy i przeszkadzajki, basowe, głębokie bity oraz świetna jak zawsze gra Grega Sauniera. Dodając do tego popowe – w sensie azjatyckiego popu – linie melodyczne i zwięzłe intrygujące teksty Matsuzaki śpiewane charakterystycznym, słodkim i dziecinnym głosem, można dostać lekkiego kręćka. Ci, którzy już wcześniej zgłębiali się w świat rockowego ekscetryzmu o nazwie Deerhoof powinni być zachwyceni. Gdyż wszystko to, co najlepsze muzycy mieli do zaoferowania w przeszłości, serwują również tutaj nie wpadając w pułapki, jakie sami na siebie kiedyś zastawiali.
Ta płyta nie ma słabych momentów, co wynagradza brak potężnych, „nieradiowych” hitów w rodzaju „Fresh Born” z „Offend Maggie” czy „+81” z „Friend Opportunity”, a także pochodzącego z „Apple O’” „Flower”. Do takich mogą aspirować klasycznie poprockowy i bujany „Secret Mobilization” oraz „The Merry Barracks”, brzmiące niczym Sonic Youth kowerujące psychodelicznych Beatlesów na funkowo-noisową modłę, akurat takich oto, trochę dziwnych skojarzeń po Deerhoof można się było spodziewać. Co innego już latynoski „No One Asked to Dance” czy synthpopowy „Super Duper Rescue Heads!”. Całą koncepcję można opisać słowami – futurystyczne world music, jako że w każdej z dwunastu kompozycji odnajdziemy etniczne ślady z różnych stron świata. A wszystko to zostało opakowane całą masą udziwnionych industrialno-technicznych dźwięków, różnego rodzaju piknięć, szmerów, zgrzytów i elektronicznych piszczałek oraz polifonicznych niespodzianek. Od pierwszego, indierockowego „Qui Dorm, Només Somia”, przez szalony i absorbujący „Let’s Dance the Jet” (oryginalnie motyw autorstwa Mikisa Theodorakisza na potrzeby filmu z 1967 pt. „The Day the Fish Came Out”) oraz „Must Fight Current” na przemian kojący wokalnymi dialogami i hipnotyzujący mantryczną sambą (!) aż po niemalże dziecinną psotkę w postaci „I Did Crimes for You” i filmowy, dreampopowy finalny „Almost Everyone, Almost Always” – daję się gubić i odnajdywać w coraz to bardziej zaskakującej scenerii malowanej przez Deerhoof.
Otwarcie się na kolejne elementy muzycznego świata wpuściło zdecydowanie więcej powietrza na lekko już wyeksploatowanego poletko kwartetu ukazując więcej możliwości muzyków. Istotne jest także to, że w nowych kompozycjach jest więcej przestrzeni i miejsc, których zbadanie wymaga kilkukrotnego podejścia. I choć momentami może brakować tego pazura, którym nieraz zaskakiwali w najmniej spodziewanych momentach, to bezsprzecznie jest to bardzo dobry album. Dodatkowe brawa należą się im również za produkcję, za którą byli odpowiedzialni sami. Ale czy kapeli uda się ze swoją muzyką wypłynąć szerzej? To już zupełnie inna kwestia. Miast się nad nią zastanawiać przesłucham sobie płytkę jeszcze raz.
1) Deerhoof wypuszczał w sieci kolejne utwory pochodzące z tego albumu. Co tydzień inny portal oferował jedną piosenkę do odsłuchu i tuż przed oficjalną premierą wszystkie dostępne były całkowicie za darmo. Sprawdźcie oficjalną stronę Deerhoof Vs Evil, czy jeszcze gdzieś te kawałki są do odsłuchania.



Tytuł: Deerhoof Vs. Evil
Wykonawca / Kompozytor: Deerhoof
Data wydania: 25 stycznia 2011
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
1) Qui Dorm, Només Somia: 3:12
2) Behold a Marvel in the Darkness: 3:29
3) The Merry Barracks: 3:31
4) No One Asked to Dance: 2:16
5) Let's Dance the Jet: 1:36
6) Super Duper Rescue Heads!: 2:35
7) Must Fight Current: 2:53
8) Secret Mobilization: 3:03
9) Hey I Can: 2:13
10) C'Moon: 2:07
11) I Did Crimes for You: 3:09
12) Almost Everyone, Almost Always: 2:41
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

189
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.