„Żywe trupy” już dawno przestały być historią o zombiakach. Stały się zapisem walki o przetrwanie we wrogim świecie, o zachowanie minimum człowieczeństwa. I właśnie dzięki temu, Robert Kirkman nawet w jedenastym tomie cyklu ma czym nas zaskoczyć.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Czytając „Lękaj się łowców” nagle sobie uświadomiłem, jak dawno temu minęły te względnie spokojne czasy, kiedy Rick wraz z rodziną i grupą znajomych mieszkali w najbezpieczniejszym możliwym miejscu, w więzieniu 1). Większość ich przyjaciół, bliskich już nie żyje, a Rick wraz z synkiem znowu są w drodze. Przyświeca im iskierka nadziei wzbudzona przez doktora Portera (ten z fryzurą enerdowskiego piłkarza), który twierdzi, że zna sposób na pozbycie się zombich, musi tylko dotrzeć do swojego laboratorium w Waszyngtonie. Ale ta iskierka tonie w mroku potworności otaczającego ich świata. Tom jedenasty beznadzieję sytuacji bohaterów pogłębia, tym bardziej, że wszechobecne zło zaczyna się wkradać do ich serc i umysłów. W jedenastym tomie bohaterowie kontynuują podróż ku wspomnianej waszyngtońskiej ziemi obiecanej. Niestety już na samym początku ma miejsce tragiczne zdarzenie. Ben, jeden z bliźniaków adoptowanych przez Dale’a i Andreę, zabija swojego brata. Dzieciak, wychowany w świecie żywych trupów, nawet nie ma świadomości tego, co zrobił („On wróci. Nie uszkodziłem jego mózgu”). Ale to nie koniec szaleństwa. Nad małym chłopczykiem – a jednocześnie mordercą – odbywa się sąd dorosłych. Zapada wyrok, którego egzekutorem jest inny mały chłopiec. Wygląda na to, że okrucieństwo światach żywych trupów nie ma końca. Garstce podróżników nie dane jest jednak spokojne przemyślenie tego, co się właśnie wydarzyło. Na ich drodze stają tajemniczy łowcy. Dzieje się dużo, sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, ale i tak Kirkman znajduje czas na głębsze dyskusje bohaterów. Rozmowy te o tyle są interesujące, że Rick i reszta nadal nie zaakceptowali świata żywych trupów jako swojego. Nadal wierzą, że gdzieś tam istnieje kraina, w której można normalnie żyć. Z perspektywy całej serii trzeba przyznać, że Kirkman potrafi stopniować nastrój zagrożenia. Wydawać się mogło, że trudno będzie spotkać większych zwyrodnialców niż Gubernator i jego banda (patrz album „Najlepsza obrona” i kilka kolejnych). A jednak wprowadzeni w tym albumie łowcy oraz ich sposób na przetrwanie wnoszą zdziczenie rodzaju ludzkiego, pozbawionego ograniczeń narzuconych przez cywilizację, na nowy poziom. Ale epatowanie czytelnika okrucieństwem nie jest celem samym w sobie. Najważniejsza dla Kirkmana jest odpowiedź na pytanie jak w tak nienormalnych warunkach zachowają się „normalni” ludzi (o ile można w ogóle być normalnym w świecie zombich). Większość głównych bohaterów to nadal zwykli śmiertelnicy, którzy próbują ochronić siebie i bliskich. Kirkman stara się w jak najbardziej realistyczny sposób oddać ich odczucia, reakcje, emocje. I robi to na tyle przekonująco, że w głowie praktycznie u każdego czytelnika musi pojawić się pytanie: „co ja bym zrobił w takiej sytuacji”. 1) Tak, tak, w świecie żywych trupów więzienie to jedno z najbezpieczniejszych miejsc pod słońcem.
Tytuł: Żywe trupy #11: Lękaj się łowców ISBN: 978-83-60298-58-9 Cena: 42,00 Data wydania: listopad 2010 Ekstrakt: 80% |