Orbitowski: Kiedy wyobrażam sobie warunki życia w Dolane, to naturalnym odruchem jest ucieczka. Żyjesz dwadzieścia parę lat w piekielnie ciężkim miejscu, wiesz, że umrzesz i będzie tylko gorzej. Co robisz? Modlisz się albo używasz, ile wlezie. Autor wyklucza te dwie możliwości, jakby podkreślał, że „oni na to zasłużyli. Oni wiedzą, że na to zasłużyli”. Stąd wątek pijaństwa, tak mocno wyeksponowany. Jeśli w piekle znajdziesz butelkę wódki, będziesz głupcem, jeśli jej nie wypijesz. Wydaje mi się też, że coś ważnego nam umknęło. Alegoria Edenu, zgoda. Jest motyw kary. Co z odkupieniem? Co z szansą na nie? Bez niego alegoria nie będzie pełna. Dukaj: W porządku świata przedstawionego akt odkupienia się dokonał – przybyli przecież z Ziemi, na której Chrystus umarł na krzyżu. (Zob. „Maikę Ivannę”). W porządku alegorii ich wybawienie z męczarni wcale nie jest oczywiste, skoro to byłoby piekło, a nie czyściec. Najstraszniejszym wariantem jest chyba jednak ten fatalizm degeneracji z pokolenia na pokolenie. Matcina Dolana jako perwersyjny Ogród Eden o odwróconych wektorach niewinności: mieszkańcy Dolany „spożywają owoce niewiedzy”, pogrążając się w egzystencji coraz bardziej czysto biologicznej. Co zatem było w punkcie startu – właśnie wina? Szostak: Zaraz, zaraz. Czy Ogród Eden, czy raczej „kraj na wschód od Edenu”? Jest przecież silny, choć niedopowiedziany mit winy, jest też zradykalizowana względem biblijnych konsekwencji Upadku kara, polegająca na rozrodzie nawet nie bolesnym, tylko śmiertelnym. Dopiero ten świat, świat po Upadku, prowadzi do dalszej degradacji człowieka. Dukaj: To właśnie byłaby ta perwersja, to odwrócenie: oni się cofają (oczywiście nie geograficznie), degenerują do stanu naturalności-niewinności. Czytam to trochę naokoło, bo przed Pychą jako winą startową będę się bronił (za chwilę). Ale popatrz: zatracając wiedzę o swoim pochodzeniu i cywilizacji, zatracają także perspektywę eschatologiczną. Mają te rytuały, ale – popraw mnie, jeśli coś przegapiłem – nie projektują z nich żadnego życia pozadoczesnego. Huberath przedstawia to wprost: cały ich obraz życia pośmiertnego to te trupy przechowywane jak rzeźby, cała ich transcendencja to wybrany spomiędzy nich samych anioł stróż na podniebnej przełęczy. W Edenie doczesność była eschatologią, Boga mieli za sąsiada, tak samo nie było więc żadnego „poza”. Nie było też konieczności pracy, ogród ich żywił – i z pokolenia na pokolenie, wyzbywając się cywilizacji, ludzie w Matcinaj Dolane też coraz bardziej żyją jak Adam i Ewa, jedząc i pijąc to, co zebrali z lokalnej biologii. Orbitowski: Aha, ale to się pojawi, kiedy „ludzie” z Matcinaj Dolany w pełni wkomponują się w ekosystem planety. Będzie ich żywić, da dom i jeszcze krótsze życie. Jeśli będą w stanie się rozmnażać. Zbliża się ten ostatni moment, kiedy już tylko jedno zwierzę ma imię. Kiedy już tylko jedna roślina jest poddana. Dukaj: I inaczej rozwikłuję też Huberathową wersję Upadku. To jest właśnie perwersyjna niewinność jego Edenu: nie ma cierpienia związanego z rozmnażaniem, bo rozmnażanie z musu odbywa się poza życiem, poza bólem. Kontakt seksualny za życia (o ile można w ogóle mówić o seksualności poza życiem) prowadzi do śmierci kobiety – a zatem cała społeczność trwa w stanie wymuszonego celibatu. W pewnym sensie niewinności – niewinności pod grozą śmierci. Po Huberathowemu podane to zostaje jako taka naturalność, że trudno im nawet pytać „dlaczego?”. (Dlaczego ludzie emigrowali w „Gnieździe światów”? Dlaczego gąsienica zawija się w kokon?) Szostak: Dla mnie Matcina Dolana nie przechodzi „testu Edenu”, bo życie w niej jest na tyle skomplikowane i trudne, że trudno sobie wyobrazić ją jako miejsce, do którego się tęskni. O ile życie w biblijnym Raju jest dla mnie pociągające, o tyle w Matcinaj Dolane nie bardzo. Zobaczcie, czym grozi łamanie podstawowych zakazów społeczności Matcinaj Dolany: ci, którzy uznali, że zakaz współżycia jest bezsensowny, sami rychło przekonali się o nietrafności własnego „samostanowienia” w dziedzinie wartości. Dukaj: I to podwójnie, bo – gdyby trzymać się interpretacji przez Pychę – to ten zakaz też jest pochodną wcześniejszego samostanowienia (a więc buntu) przeciwko „naturalnemu” człowieczeństwu. Szostak: Seks kończy się śmiercią, grzech kończy się śmiercią. Coś, co w teologii chrześcijańskiej ma – w wielkim uproszczeniu – wymiar eschatologiczny, w świecie powieści staje się karą doczesną. Pojawiająca się na początku postać Gaty Tezejny jest najlepszym przykładem. Dukaj: Tak, właśnie, tu eschatologia i doczesność są jednym. Szostak: Ale redukcja działania grzechu tylko do eschatologii to duże uproszczenie. W ścisłym sensie w wizji chrześcijańskiej jest podobnie: grzech oddala człowieka od Boga nie tylko w tym sensie, że przesądza o jego kondycji w życiu po śmierci, ale też unieszczęśliwia człowieka tu i teraz. Grzech rodzi cierpienie, zabija w człowieku prawdziwe życie itd. Stąd ciągła idea nawrócenia – nie jako jakiegoś jednorazowego wydarzenia, ale ciągłego podnoszenia się. Są wśród chrześcijan powszechne wierzenia – których jednak nie podziela Magisterium Kościoła – że zło, które przydarza się człowiekowi (choroby, nieszczęśliwe wypadki itd.) jest karą za grzechy, spełnioną tu, na ziemi. Wizja w „Vatran Auraio” jest gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami. Huberath pokazuje fizyczne konsekwencje łamania pewnych praw, one dzieją się tu i teraz. Zatem te choroby, cierpienia czysto cielesne są pewną metaforą czegoś, co w wizji chrześcijańskiej dokonuje się w życiu doczesnym: grzech jest chorobą, która niszczy ludzkiego ducha, sprawia, że on karleje. Orbitowski: Powtarzam, co z odkupieniem? Chyba że nie ma odkupienia. Znaczyłoby to, że grzech, o którym mówimy, był grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, czyli trwała utrata łaski. Niezbyt przyjemnie to wygląda, ale zgrywa się z logiką świata. Oni są martwi za życia. Pisząc to, trwożnie wchodzę na tereny, gdzie sprawnie działa Wit. Dukaj: I co jest tą „pierwszą winą” ludzi w Matcinaj Dolane? Rozumuję tak: skoro „drugą winą” jest wina Kaina, czyli bratobójstwo – w takim systemie nekrogenezy, gdy całe pokolenia rodzą się w basenach vyletu z trupów ojców i matek i krążącego między nimi pośmiertnie nasienia, nikt nie wie, kto jest czyim bratem, bratem może być każdy – to winą jeszcze wcześniejszą, genetycznie „głębszą” byłoby kazirodztwo: tak samo bowiem nie sposób stwierdzić, czy nasienie brata nie łączy się z komórkami jajowymi siostry. |