powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CIV)
marzec 2011

Koniec jest bliski i dajcie autorowi coś na rozweselenie
Steven Erikson ‹Pył snów: Wymarsz›, Steven Erikson ‹Pył snów: Pustkowia›
Jeden z najdłuższych i najsławniejszych cykli fantasy zbliża się do końca. W dziewiątym, przedostatnim tomie „Malazańskiej Księgi Poległych” Steven Erikson pokazuje wszystkie zalety swojego pisarstwa i, niestety, wszystkie jego wady.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Steven Erikson zawsze starał się zamykać poszczególne tomy swego cyklu, zakańczając większość obecnych w nich wątków. Tym razem jednak na samym początku swej najnowszej książki autor informuje czytelnika, że to, co trzyma w rękach, należy raczej traktować jako połowę powieści, której zwieńczeniem będzie ostatni, dziesiąty tom serii – „The Crippled God”. Jak przystało na wstęp do gigantycznego tomiszcza, „Pył snów” wprowadza całą masę starych i nowych postaci oraz miejsc. Bohaterowie w poprzednich częściach nie mający za wiele do powiedzenia, przestawiani z miejsca na miejsce by przygotować scenę pod finał, teraz otrzymują głos. Jeśli ktoś nie czytał starannie wcześniejszych tomów, zgubi się. A nawet jeśli czytał, nie ma gwarancji, że to nie nastąpi.
Pierwsze wrażenie, jakie mam po odłożeniu obu części „Pyłu snów”, brzmi: można w nich znaleźć wszystko to, co czyni pisarstwo Stevena Eriksona wartym zainwestowania czasu i pieniędzy w wychodzący od prawie dziesięciu lat cykl. Mamy tu epicki rozmach w opisie świata liczącego setki tysiące lat historii, zamieszkanego przez ludzkie i nieludzkie rasy, każda z własną kulturą i zaszłościami. Setki postaci kierowanych poczuciem obowiązku, namiętnościami, proroctwami zguby i misternymi planami, które budzą zachwyt, kiedy zostają odsłonięte czytelnikowi. Niezwykle skomplikowany i oryginalny system metafizyczny łączy magię i teologię. Przysłowiową wisienką na torcie jest absurdalny, miejscami makabryczny humor. Temu pierwszemu wrażeniu towarzyszy jednak narastające w miarę czytania znużenie. Jednak po kolei.
Podobnie jak poprzednie tomy „Malazańskiej Księgi Poległych”, również ten zaczyna się w wielu miejscach. Imperium Tiste Edur zostało obalone. Łowcy Kości pozbawieni wrogów czekają w ponurym nastroju na rozkaz wymarszu w stronę pustkowi i niemal pewnej śmierci. Na chwilowy brak wrogów narzekają też plemiona Białych Twarzy i wódz Onos Toolan traci nad nimi kontrolę. Sojusznicy Malazańczyków: Khundryle i Szare Hełmy maszerują na wschód, a władcy państw, przez które przechodzą, intrygują, by wykorzystać tę okazję. Pradawna rasa K’Chain Che Malle przygotowuje się do wojny, a ich obłąkana matrona szuka nadziei wśród pogrążonych w rozpaczy ludzi. Po pustyniach krążą uchodźcy z wyniszczonych krain i inni, bardziej tajemniczy wędrowcy. Na uboczu plątają się bóstwa i Ascendenty rozmaitego autoramentu, gotowe zdradzać i pociągać za sznurki swych śmiertelnych marionetek. Te i wiele innych, pozornie rozbieżnych wątków stopniowo łączą się, by spotkać się – jak to u Eriksona – w wielkiej finałowej konfrontacji kończącej książkę. Czytelnicy „Malazańskiej Księgi Poległych” przyzwyczaili się już do tego, że są one pełne akcji i emocji. Ta z „Pyłu snów” pod względem widowiskowości mieści się w ścisłej czołówce, ale tym razem wszystko niespodziewanie się urywa. Być może poległa większość bohaterów. A może nie, bo nie widzieliśmy ciał, więc wszystko jest możliwe. Póki nie pojawi się finałowy tom, bohaterowie pozostaną zawieszeni między życiem i śmiercią.1)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nad całą książką unosi się nastrój zguby i zniszczenia. Naprawdę można poczuć, że oto zbliża się ostateczna konfrontacja, która zadecyduje o losach świata. Konflikt odciska swoje piętno na żołnierzach, wojownikach i ofiarach: wygnane na pustkowia dzieci głodują, bohaterowie cierpią na depresję, malazańscy żołnierze filozofują. W nadmiarze. I to jest mój największy problem z „Pyłem snów”. Wygląda jakby Erikson wydrenował swą pisarską duszę ze wszystkiego, co było w niej radosne (nie żeby miał tego wiele) i na koniec zostały mu tylko krew, pot i łzy oraz przypadkowe zgony. Oraz ponure filozoficzne rozważania nad sensem czy raczej bezsensem wojny, życia i śmierci. Ze stronic sączy się depresja i rozpacz w takich ilościach, że ma się miejscami ochotę rzucić książką. Bohaterowie wędrują, a że pustkowia są rozległe, mają dużo czasu na snucie rozważań na temat swych cierpień, pustych prawd, kurhanów i pyłu oraz daremności historii.
Tradycyjnie bohaterowie Eriksona pozostają słabo rozwinięci. Można ich z grubsza podzielić na dwa typy: sarkastycznych malazańskich żołnierzy – próba głębszej charakterystyki każdego z nich zdecydowanie nie wychodzi pisarzowi – i udręczonych filozofów. Trzymając się depresyjnego tonu powieści, za rozwój charakteru służy tu katowanie bohaterów: zabicie im psa, konia, krewnych, bliskich i innych, którzy stali w pobliżu. Tradycyjnie też te słabości z nadmiarem równoważył czarny humor, w którego stosowaniu Erikson jest mistrzem. Niestety, nie tym razem - kipiące absurdem, pełne niedomówień rozmowy między Teholem Beddictem, niedoścignionym źródłem absurdu, teraz królem, a jego lokajem Buggiem są kryminalnie niewykorzystane. Na szczęście nieco nadrabia to wojna między kapitanem Milutkiem a jego udręczonym porucznikiem Pryszczem. Wreszcie, na zakończenie listy zarzutów, Erikson zbyt często nie wykorzystuje interesujących postaci lub zabija je w sposób nie bardzo służący rozwojowi akcji. Zamiast tego skupia się na rzeczach zwyczajnie nudnych. Naprawdę wolałbym więcej miejsca poświęconego królowej Bolkando, która wychodzi na naprawdę nieprzeciętną kobietę, zamiast ciągnącej się, żałobnej historii Białych Twarzy.
Niech jednak nie wydaje się, że potępiam „Pył snów”. Wspomniane wady objawiają się głównie w środku powieści, gdy po wciągającym rozpoczęciu wszystko: akcja, humor i życie wydają się pikować w dół. Ale blisko końca akcja nabiera tempa i po staremu zostawia czytelnika bez tchu i proszącego: jeszcze, jeszcze! I patrzącego na kalendarz z pytaniem, kiedy wydany zostanie finałowy tom cyklu. Podejrzewam, że jeśli ktoś dotarł w to miejsce, poprzez osiem opasłych tomów, jest zahartowanym fanem, któremu byle filozofia nic nie zrobi.
1) Oczywiście w przypadku Eriksona śmierć niekoniecznie oznacza, że rozstaliśmy się z bohaterem, paru z nich dopiero po zgonie zrobiło się interesujących.



Tytuł: Pył snów: Wymarsz
Tytuł oryginalny: Dust of Dreams
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-177-5
Format: 600s. 115×185mm
Cena: 35,–
Data wydania: 17 września 2010
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:

Tytuł: Pył snów: Pustkowia
Tytuł oryginalny: Dust of Dreams
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-178-2
Format: 600s. 115×185mm
Cena: 35,–
Data wydania: 24 września 2010
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
powrót; do indeksunastwpna strona

73
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.