Młoda, piękna i utalentowana debiutantka – jest. Znakomici i znani producenci – są. Połączenie popowych brzmień z niskimi, wibrującymi tonami – również. Odpowiednio rozgrzewające single – a jakże. Czy w przypadku Katy B to wszystko przekłada się także na pełny sukces jej pierwszego krążka „On a Mission”?  |  | ‹On a Mission›
|
W sieci już od jakiegoś czasu narastało napięcie związane z premierą przywołanego albumu. Wszystko za sprawą gorących singlowych propozycji, które światło dzienne ujrzały już w 2010 roku. Najpierw było „Katy On a Mission” z dynamicznym, ciężkim i chwytliwym beatem, autorstwa świetnie rozpoznawanego Bengi. Nieco później pojawiło się bardziej zrównoważone „Perfect Stranger”, nagrane z udziałem już całego Magnetic Man. W końcu przyszedł czas na klubowe „Lights On” zaśpiewane razem z Ms. Dynamite. Te trzy utwory pokazały, że Brytyjka, która ukończyła słynne Brit School, potrafi przykuwać uwagę przenikliwym, dziewczęcym i melodyjnym głosem, nieźle sprawdzającym się w towarzystwie skomercjalizowanej mieszanki klubowej elektroniki, popu i do tej pory raczej offowych dźwięków. I tutaj może, a właściwie powinien, pojawić się pierwszy zarzut – spore uproszczenie tych ostatnich dodało projektowi pewnej przystępności, ale jednocześnie nie pozwala pozbyć się wrażenia, że zmarnowano szansę stworzenia czegoś naprawdę niebanalnego i trwałego. Bo wiedząc, że za brzmienie „On a Mission” odpowiada skład Magnetic Man, ale też Zinc oraz Geeneus, można było liczyć na znacznie więcej przyjemności płynącej z obcowania z samą warstwą muzyczną. Ostatnim oficjalnym kawałkiem promującym płytę jest marcowe „Broken Record”, potwierdzające że przy produkcji postawiono jednak raczej na house, r’n’b i lekką elektronikę, a z prawdziwego dubstepu albo także obiecywanych: drum’n’bassu, rave’u lub jungle mamy tutaj niewiele. Wybijają się jedynie niskie, przeszywające beaty i praktycznie na tym koniec. Na dodatek to, co udało się usłyszeć przed oficjalną premierą debiutu Katy B, już po przyswojeniu kompletu dwunastu utworów, pozostaje jej najlepszym i najbardziej chwytliwym materiałem. Reszta (poza może dwoma umiarkowanymi wyjątkami) wypada najzwyczajniej dość przeciętnie i jedynie dobry, zróżnicowany śpiew artystki nie pozwala na przeskakiwanie albo pomijanie kolejnych tracków. Co więcej, czasami drażnią tanie i trochę naiwne efekty, mające urozmaicać kolejne propozycje, które i tak w wielu przypadkach niebezpiecznie się ze sobą zlewają. Moje oczekiwania zdecydowanie przerosły to, czym finalnie uraczyła nas Katy B. Pewnie były one przesadnie wygórowane, bo nie zaprzeczę, że w porównaniu z tym, co gości w rozgłośniach radiowych czy na dyskotekowych parkietach, całość wypada i tak co najmniej przyzwoicie i świeżo, ale dla mnie – powtórzę to – dominuje odczucie niewykorzystanej okazji. By być sprawiedliwym dodam, że energetyczne „On a Mission” ma warte uwagi momenty, a i młodziutka Brytyjka na nią niewątpliwie zasługuje. Oby następnym razem jej i producentom nie zabrakło odwagi i konsekwencji.
Tytuł: On a Mission Wykonawca / Kompozytor: Katy BData wydania: 4 kwietnia 2011 Czas trwania: 47:26 Utwory 1) Power On Me: 4:21 2) Katy On A Mission: 3:24 3) Why You Always Here: 5:33 4) Witches Brew: 3:20 5) Movement: 2:41 6) Go Away: 3:35 7) Disappear: 3:38 8) Broken Record: 3:19 9) Lights On: 3:28 10) Easy Please Me: 3:56 11) Perfect Stranger: 3:13 12) Hard To Get: 6:53 Ekstrakt: 60% |