„Sucker Punch” otwiera animowana scena, w której wartka akcja, porywająca fabuła i chirurgicznie skrojona forma wprawiają w osłupienie widzów, sądzących, że mają nadal do czynienia z trailerem innego filmu. Kiedy sprawa się wyjaśnia i na ekranie pojawia się tablica z tytułem, wydaje się, że na efektownej wprawce się skończy. Mało kto zakłada, że reżyser – Zack Snyder – utrzyma ustawioną niebotycznie wysoko poprzeczkę już do końca.  |  | ‹Sucker Punch›
|
Babydoll (Emily Browning), kiedy widzimy ją po raz pierwszy, swoją delikatnością i niewinną buzią przypomina kwitnący kwiat, któremu nawet lekki wietrzyk zagraża złamaniem. Ta Bogu ducha winna osóbka zostaje wbrew swojej woli uwięziona w archaicznym szpitalu psychiatrycznym (ta część akcji osadzona jest w latach 50.), gdzie, w wyniku intrygi jej ojczyma, wydano na nią wyrok lobotomii. Dziewczyna ma kilka dni na ucieczkę, wobec czego nie traci czasu. Z delikatnego kwiatu szybko przeobraża się w groźną rosiczkę, która w akompaniamencie nowych przyjaciółek (Malone, Hudgens, Chung, Cornish) zaryzykuje wszystko, żeby otworzyć drzwi z napisem wolność. Aby osiągnąć cel, będzie musiała razem ze swoją kompanią udać się do świata wyobraźni, gdzie stawią czoła hordzie zmutowanych nazistów. Sceny walk w kinie Zacka Snydera zazwyczaj stanowiły wizualną atrakcję – w wypadku „Sucker Punch” biją na głowę wszystkie dotychczasowe dokonania. Reżyser z „Kill Bill” zapożycza postać Mędrca (Scott Glenn), od Rodrigueza i Tarantino seksapil kobiecego ciała udekorowanego arsenałem broni, zaś z komiksowych adaptacji oszałamiające efekty specjalne. W rezultacie dostajemy epicki, fantastyczny film akcji, który ociera się o fabularyzowaną grę komputerową. Część krytyków zarzucała zresztą Snyderowi, że pomylił kino z platformą Playstation. Dla mnie zarzut jest bezpodstawny – osiągane przez reżysera efekty są doskonałym uzupełnieniem fabularnej intrygi. Co ciekawe, tym razem mamy do czynienia ze scenariuszem oryginalnym, który reżyser napisał razem ze Steve’em Shibuyą. Dobrze, że po kolejnych ekranizacjach komiksów odważył się na autorski projekt. Widać, że od początku był świadomy, która strona filmu interesuje go najbardziej, dlatego, zamiast tworzyć zmyślną oś fabularną, ograniczył się do ogranej treści. Ograna nie znaczy nużąca – mimo, że Snyder stawia przed bohaterkami konkretne zadanie, dając im przy tym jasną instrukcję postępowania, i tak pogrywa z wyświechtanym schematem, zastawiając na widza kilka haczyków. Na te łatwo można się złapać, jako, że podczas projekcji od fabuły cały czas odciąga nas maestria formy. Naprawdę nietrudno dostać oczopląsu – wojowniczki to wzbijają się w przestrzeń, po czym z hukiem uderzają o ziemię, to znowu dosiadają bojowego mecha, którym rozwalają niemieckie Zeppeliny. Snyder znajduje dużą frajdę w kreowaniu świata, który następnie z lubością destruuje. Budowle w „Sucker Punch” przypominają powieloną katedrę z animacji Bagińskiego, dogorywającą w wyniku toczącej się weń i dokoła niej wojny. Z dziełem polskiego twórcy łączy go również monumentalizm – budynki, maszyny, a nawet smoki osiągają tu monstrualne rozmiary. To pośród nich prężą się niewielkich rozmiarów bohaterki. Ich akrobacjom towarzyszy doskonała muzyka – w pamięci pozostaje przede wszystkim świetny remiks „Army of Me”, który z Björk wykonała grupa Skunk Anansie. Muzyka pełni tu zresztą rolę narkotyku. Umożliwia bohaterce taniec, podczas którego przenosi się do imaginowanego świata. Oglądający jej show są również jakby pod narkozą – ich stan koresponduje z kondycją widzów, którzy z rozdziawionymi ustami wgapiają się w ekran z obawą, aby przypadkiem nie mrugnąć – z „Sucker Punch” chce się zapamiętać każdą sekundę – nawet ze świadomością, że możemy partycypować jedynie w bezrefleksyjnym teledysku. To się nazywa komercyjne kino rozrywkowe!
Tytuł: Sucker Punch Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: USA Data premiery: 25 marca 2011 Gatunek: akcja, fantasy, thriller Ekstrakt: 80% |