Lata mijały. Strzała wyrósł na ogromnego smoka, jego łuski nabrały koloru ciemnej zieleni i zmatowiały. Zaraz po odejściu dziadka razem z matką weszli do komnaty Groma. Na podeście pośrodku leżała otwarta księga. Starzec zawarł w niej słowa pożegnania i wyjaśnił powody swojego odejścia. Matka płakała, Strzała pocieszał ją najlepiej jak umiał. Na ostatnich stronach swojej pożegnalnej księgi stary smok napisał, nad czym pracował przez ostatnie kilkaset lat. Od stuleci nawiedzały go sny, prorocze wizje przyszłości, które zaczął skrupulatnie spisywać. Tak stworzył opasłe tomisko czasami dziwnych, czasami przerażających obrazów przyszłych losów Ziemi. Strzała wraz z matką odnaleźli tę księgę. Miała brązową obwolutę i żelazne okucia, a tysiące zapisanych stron sprawiały, że ciężko było ją podnieść. Po otwarciu ich oczom ukazały się dziwne znaki. Nie wszystko mogli odczytać. Początkowy opis historii świata był zrozumiały dla obojga, jednak wersy przedstawiające najbliższą przyszłość mógł odczytać jedynie Strzała. Pozostała część księgi była tylko dziwnym zbiorem znaczków, których rozszyfrowanie zdawało się być niemożliwe. Dziadek napisał, że gdy ukończył swoje ostatnie dzieło, został wezwany. Dopiero wtedy zrozumiał, iż to, co spisał, może mieć ogromne znaczenie w przyszłości. „Strzeżcie tej księgi jak oka w głowie. Przekazujcie ją z pokolenia na pokolenie i pilnujcie, by nie zaginęła w odmętach historii” – pisał w ostatnich słowach.
Pewnego dnia, wiele lat po odejściu Groma, Strzała spotkał młodą błękitną smoczycę. Była dziwnie malutka, krucha i delikatna. Miała ogromne oczy, a na głowie brakowało jej rogów, przez co jej pysk nabierał łagodnego wyrazu. Okazało się, że jest w drodze do swego wuja i tylko przypadkiem zatrzymała się na rodzinnym terenie Strzały. Na szczęście obiecała, że gdy będzie wracać, nie omieszka zahaczyć ponownie o tę krainę. Gdy odlatywała, Strzała spytał o jej imię, a ona roześmiała się radośnie i zawołała: – Powiem ci, jak wrócę. Po kilku miesiącach rzeczywiście przybyła i… tak już została. Strzała tarzał się z radości, gdy oznajmiła, że zostanie i zamieszka z nim na rodzinnym szczycie. Jednak apogeum jego szczęścia nastąpiło, gdy pewnego dnia dowiedział się, że ukochana właśnie złożyła jajo i wkrótce Strzała zostanie ojcem. Matka Strzały nie ukrywała łez, a młody ojciec chwalił się tym wszystkim znajomym smokom. Błękitna smoczyca zaśmiewała się do łez, widząc, co wyprawia jej partner, kochała go jednak bardzo i nie zamierzała karcić za dziecinne wygłupy. Na imię miała Zorza.
– Tato, pokaż mi księgę pradziadka… – Mały fioletowy smok spojrzał błagalnie na Strzałę. – Ty męczyduszo – westchnął z rezygnacją ojciec. – No dobrze, chodź. Błysk, syn Strzały, dreptał równiutko za ojcem kulejącym na lewą łapę. Schodzili coraz niżej i niżej w głąb góry. Błysk był bardzo ciekawski i od najmłodszych lat interesowało go dosłownie wszystko. Teraz rozpierała go duma, że wreszcie, po tylu miesiącach nagabywań, ojciec się zgodził. Komnata nie była duża, za to bardzo przytulna. Od lat nic nie zmieniano w jej wystroju. Strzała dokładał tylko książki do zbioru dziadka i tak powstała pokaźna biblioteka, pośrodku której na piedestale leżała zamknięta księga przepowiedni. Błysk z wrażenia wciągnął powietrze. – Tu jest cudownie! Tak tajemniczo! Tato, co za miejsce! Błysk podbiegł do największej księgi i spojrzał na ojca. Strzała ani drgnął. Nie lubił zaglądać do tej komnaty. Gdy wciągał zapach starych tomów, przed oczami majaczył mu obraz dziadka. – Tato! Tato! – Już, synku. – Strzała strząsnął z siebie płaszcz starych wspomnień. Podszedł spokojnie do księgi i otworzył ją. Karty zaszeleściły jak suche liście na wietrze. Wertował je tak długo, aż dotarł do momentu, w którym nie potrafił nic więcej odczytać. – To tu – wskazał synowi wers. – Dalej ani ja, ani babcia nie potrafimy rozszyfrować tekstu. Błysk spojrzał z przejęciem na wskazaną linijkę i roześmiał się radośnie. – Przecież to proste i zrozumiałe. – Wiesz, co oznaczają te dziwne symbole? – Oczywiście. A symbole wcale nie są dziwne, wyglądają jak zwykłe smocze pismo, tylko trochę staroświeckie. Oj, tato, przecież to oczywiste. – Co jest oczywiste? – zapytał syna Strzała. – Babcia i ty mogliście odczytać część księgi. Kolejne strony były czytelne tylko dla ciebie. Teraz ja mogę odczytać dalszy ciąg, i to zapewne tylko do pewnego miejsca – szybko przewertował kilkadziesiąt kartek. – O! Tu już nic nie rozumiem. Strzała mruknął. – To znaczy, że każde kolejne pokolenie może odczytać część przepowiedni, która dotyczy ich własnej przyszłości, i nic ponadto. – Właśnie tak. A czy to, co wyczytałeś z księgi, sprawdziło się, tato? – zapytał Błysk. – W pewnym sensie, synku – Strzała obszedł komnatę i usiadł przy regale z woluminami. – Niestety, strofy spisane przez dziadka są bardzo zawiłe i tylko raz wiedziałem, co się stanie, zanim było za późno. Wyczytałem mianowicie, że morze ognia zaleje zielone życie pośród nędznych szczytów. Znałem to miejsce, daleko na zachodzie rozciągał się las, nad którym górował wulkan. Udałem się tam w pośpiechu i ostrzegłem rodzinę błotnych smoków o grożącym im niebezpieczeństwie. – Strzała spuścił głowę ze smutkiem. – Wyśmiali mnie, powiedzieli, że wulkan od setek lat nie jest aktywny. Nikt nie przeżył erupcji. Ja sam ledwo uszedłem z życiem. Twoja babcia kurowała mnie wiele miesięcy, a i tak do dziś nie odzyskałem pełni władzy w lewej łapie. Po tych wydarzeniach już nigdy nie zajrzałem do księgi. Uznałem, że lepiej żyć w nieświadomości, za to ze spokojem. Zapadła cisza. Błysk patrzył na cierpiącego ojca i nie śmiał się odezwać. Cieszył się na samą myśl, że może poznać przyszłość, jednak teraz nie był pewien, czy to cokolwiek zmieni. Może nasze losy zostały dawno spisane, a my tylko biernie czekamy na to, co będzie. – Synku – Strzała przerwał milczenie. – Tak, tato? – Możesz czytać wszystkie księgi, możesz czytać przepowiednie dziadka. Obiecaj mi jednak, że podejdziesz do tego z umiarem i rozsądkiem. Nie będziesz kierował się emocjami i nie będziesz wystawiał się na ryzyko, by uratować kogoś innego. Obiecaj mi to, synku. – A jeśli to my skorzystamy z przepowiedni, jeśli w księdze będzie mowa o nas? Strzała westchnął i rzekł: – Najlepiej będzie, jak to, co wyczytasz, zachowasz dla siebie, a jeśli będziesz naprawdę przekonany co do prawdziwości słów tam zawartych, wtedy o tym porozmawiamy. – Dobrze, tato, obiecuję.
Młody smok poświęcał wiele czasu na studiowanie księgi pradziadka. Czytał, przepisywał, dumał i rozmyślał nad tekstem. Wszelkie próby zrozumienia spełzły jednak na niczym. Strzała nie odciągał syna od zajęcia, żywił jedynie nadzieję, że ten znudzi się ciągłym ślęczeniem nad woluminem i da sobie spokój. Dni jednak mijały, miesiące przerodziły się w lata, a początkowa ciekawość Błyska w obsesję. Smok nie wychodził na zewnątrz, nie polował, a prośby matki o umiar zbywał machnięciem łapy. Czytał i czytał, w szczególności jeden fragment mówiący o czymś nowym, o czymś, co może zagrozić smokom. Tymczasem nowe nadeszło, a młodzian przeoczył swoją szansę.
– Może z nim porozmawiasz – powiedziała Zorza. – Przecież to twój syn, usłucha cię. Strzała spojrzał na smoczycę leżącą na skalnym tarasie. – To nic nie da, kochanie – odparł. – Ja zachowywałem się tak samo, gdy zacząłem czytać księgę. Nie mogłem się oderwać. Dopiero po wybuchu wulkanu pojąłem, że obsesja zbadania przyszłości mnie przerosła. Podszedł do Zorzy i położył się obok. – Liczyłem na jego zdrowy rozsądek. W końcu zawsze potrafił nas zaskoczyć swoją inteligencją i rozgarnięciem, niebywałym jak na swój młody wiek. – To prawda, ukochany. Jednak się martwię. Może twoja matka potrafiłaby z nim porozmawiać? Strzała roześmiał się. – Mama? Próbowała ze mną i nic to nie dało. Poza tym jest już stara, nie dawajmy jej powodu do zmartwień. Zorza spojrzał z przejęciem na Strzałę i zmieniła temat. – Nie uważasz, że ona, że twoja matka, za długo śpi? – spytała z troską. – W tym wieku to norma. Przecież śpi dopiero kilkanaście lat. Mój dziadek na starość przespał blisko osiemdziesiąt – uspokoił ją smok. Południowe słońce zaczęło przyjemnie przypiekać, a delikatny wiatr chłodził rozgrzane łuski. Białe obłoki leniwie toczyły się po niebie, zakrywając od czasu do czasu słońce. |