Tak, morderstwa niewątpliwie dokonano tasakiem. Rysy, które detektyw znalazł na ścianie i drzwiach przedziału Polikarpa, zostały zrobione tym ostrzem. Morderca musiał ciągnąć sprzęt w zębach, świadczyły o tym ślady na trzonku. Nie, zbrodni na pewno nie popełnił jego kuzyn. Eryk, jak na wampira, miał niezwykle bujną wyobraźnię, ale nawet on nie mógł wyobrazić sobie Edwina skradającego się na czworakach z kawałem żelaza w ustach. Ale w takim razie czyja to robota? Usiadł na brzegu katafalku i w zamyśleniu zaczął uderzać o dłoń tępą stroną narzędzia zbrodni. Dziękując licznym pokoleniom przodków za odziedziczoną po nich fotograficzną pamięć, przypominał sobie każdy gest pasażerów. Każde drgnienie powiek. Każde skrzywienie ust i nerwowy gest dłoni. Analizował starannie każde słowo, które usłyszał tej nocy, mając przy tym wrażenie, że grzebie w ogromnym stosie puzzli rozsypanych na podłodze. Miłość. Zemsta. Nienawiść. Niechęć. Zdrada. Władza. Namiętność. Przyjaźń. Rodzinne więzy. Pieniądze. Seks. Próżność. Miłość. Żądza sławy. Chciwość. Podstęp. Duma. Arogancja. Egocentryzm. Miłość… Wszyscy pasażerowie Ekspresu Widmo byli jednocześnie i niewinni, i podejrzani. A może nic nie było takie, jakie się z pozoru wydawało? Miłość? W końcu taki motyw przyszedł mu do głowy prawie na samym początku śledztwa. Czyżby instynkt doświadczonego detektywa, który w życiu niejedno widział, także tym razem go nie zawiódł? Wampir przymknął oczy i zastygł w bezruchu. Kiedy się ocknął, właśnie dochodziła trzecia. Westchnął z zadowoleniem i triumfalnie zagwizdał kilka taktów arii „Szumią jodły na gór szczycie”. Ze wszystkich przypadkowych elementów udało mu się ułożyć wyraźną i bardzo prawdopodobną całość. Pół godziny później na prośbę detektywa wszyscy podróżni zebrali się w wagonie restauracyjnym. Eryk stanął tuż za drzwiami wiodącymi do kuchni, jedynymi w pociągu, które posiadały weneckie lustro i rozpoczął obserwację. Osoby dramatu posłusznie zajmowały swoje miejsca. Wszystkie zachowywały pozorny spokój, ale w powietrzu dało się wyczuć narastające napięcie. Edwin niespokojnie wiercił się na swoim miejscu. Przed kwadransem odbył poufną rozmowę telepatyczną z głową rodziny, wujem Hipolitem. Eryk co prawda nie wiedział jeszcze, o czym rozmawiali, ale na tyle dobrze znał wuja, aby wiedzieć, że nie była to przyjemna konwersacja i poczucie własnej wartości kuzyna mogło w jej trakcie porządnie ucierpieć. Pani Azalia, ubrana w twarzową czarną bluzkę, najwyraźniej pożyczoną od pasierbicy, zdołała już trochę dojść do siebie. Obok rusałki siedział czarodziej i nie spuszczał z niej rozkochanego spojrzenia. Pani Klara zabijała rywalkę wzrokiem. Lukrecja i Gracjan siedzieli w dwóch przeciwległych końcach przedziału i udawali, że się w ogóle nie znają. Teraz, kiedy Polikarp odszedł z tego świata, ich małżeństwo raczej nie miało racji bytu. Tylko patrzeć jak się rozpadnie. W sumie może to lepiej, oboje są jeszcze tacy młodzi. Pani Agata chyba myślała o tym samym, bo przyglądała się pasierbicy z prawdziwą troską. Zmora pochlipywała, wciśnięta w kąt, a zaniepokojony wilkołak uprzejmie podawał jej chusteczki. Diabeł nerwowo bębnił palcami po stole, robiąc przy okazji rysy na politurze. To niszczenie wampirzego mienia chyba irytowało Wiślarza, bo spoglądał na sąsiada spode łba i od czasu do czasu prychał pogardliwie. Eryk uznał, że najwyższa pora rozpocząć przedstawienie. Wszedł do jadalni, ale zatrzymał się zaraz za progiem. Agata natychmiast odwróciła się jego stronę i kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, wampir szybko spuścił głowę. Znowu poczuł skrępowanie i coś w rodzaju strachu. I to wcale nie dlatego, że za chwilę czekało go kolejne publiczne wystąpienie; po prostu miał nieodparte wrażenie utraty kontroli nad własnym życiem. – Proszę państwa – zaczął. Musiał odchrząknąć, bo głos go zawodził. – Zebraliśmy się tu wszyscy, aby poznać rozwiązanie tej zagadki i odkryć tożsamość zabójcy. – A co tu odkrywać? – Diabeł wzruszył ramionami. – Wszyscy jesteśmy mordercami. – Zdaję sobie sprawę, że to kusząca perspektywa, ale fizycznie niemożliwa. – Wszyscy się przyznaliśmy – oświadczył z mocą czarodziej i niespokojnie zerknął na Azalię. – No właśnie – przytaknął z lekkim roztargnieniem wampir. – I trochę czasu zajęło mi zrozumienie, dlaczego państwo to robili. Na pierwszy rzut oka prawie każdy miał wiarygodny powód… – Eryk, któremu wreszcie udało się odzyskać zimną krew, zawiesił głos i obserwował nagłe ożywienie pasażerów. – Ale tylko jedna osoba powiedziała prawdę. Reszta zeznań nie miała większego sensu. Nikt już nie odważył się na polemikę z tym raczej kategorycznym oświadczeniem, więc detektyw był zmuszony kontynuować. – Pani Azalia – tu spojrzał na młodą wdowę – przyznała się do zbrodni w afekcie. Ale dlaczego wpadła w ten afekt właśnie teraz? W końcu od dawna wiedziała o niewierności małżonka. – Mam opóźniony czas reakcji – wyszeptała z zakłopotaniem rusałka, która chyba wreszcie zrozumiała, że biorąc na siebie odpowiedzialność za morderstwo, palnęła niewybaczalne głupstwo. – Dopiero wczoraj do mnie dotarło… – A mnie się wydaje, że pani kłamie. – Detektyw podszedł do jej stolika i mocno oparł się rękami o blat. Patrzył teraz rusałce prosto w twarz. – Pytanie brzmi: dlaczego?! Może próbuje pani kogoś chronić? Słysząc to posądzenie, Azalia zbladła jak ściana i obronnym gestem przycisnęła ręce do piersi. Była tak wytrącona z równowagi, że zapomniała zamrugać. – On tego nie zrobił! Na pewno tego nie zrobił! – wyszeptała, wbijając żarliwe spojrzenie w źrenice detektywa. Gdyby był człowiekiem, na pewno udałoby się jej wprowadzić go w stan hipnozy. Na szczęście rusałcze czary nie działały na wampiry. – Kto tego nie zrobił? – zapytał łagodnie Eryk, pochylając się nad nią jeszcze bardziej. – Ależ ja to zrobiłem! – Młody czarodziej zerwał się z krzesła. Biała dama krzyknęła i z wdziękiem osunęła się na podłogę. W ciszy, która nagle zapanowała w jadalni, odgłos jej upadku zabrzmiał jak wystrzał z armaty. Edwin, który pierwszy zdołał oprzytomnieć, rzucił się nieść pomoc zemdlonej. Po chwili dołączyła do niego Agata. I to właśnie jej udało się doprowadzić Klarę do przytomności. Przez cały ten czas młody mag, blady jak własna śmierć, nieruchomo tkwił na swoim miejscu. W jego oczach widać było ogromną determinację. – Zrobiłem to, bo… – zaczął, kiedy zamieszanie zostało z grubsza opanowane. – Nie musi pan dłużej kłamać – przerwał mu bezceremonialnie Eryk. – Przecież powiedziałem wyraźnie, że pani Azalia jest niewinna. A właśnie dlatego pan się przyznał? Żeby ją chronić, prawda? Zdezorientowany Wacław najpierw otworzył usta, potem je zamknął, aż wreszcie pokiwał głową i trochę niepewnie zwrócił się do pani swojego serca: – Wybacz mi. – Mocno chwycił rusałkę za ręce. – Wybacz, że w ogóle mogłem pomyśleć… – Ja też ci nie ufałam – powiedziała cicho Azalia, spuszczając oczy. – Myślałam, że jesteś zdolny do zabójstwa. Dla mnie… Była to piękna scena i bardzo romantyczna, ale chyba nie wszystkim obecnym przypadła do gustu. Upiór zrobił taką minę, jakby nagle rozbolał go ząb, a Klara, która już zdążyła powrócić na swoje miejsce, szybko zakryła twarz ogromnym wachlarzem. Istniała obawa, że straci świadomość po raz drugi. – Pani też próbowała chronić tego młodego człowieka – zwrócił się do niej detektyw. – Myślała, że w ten sposób zdobędzie jego uczucie. Dama żachnęła się gniewnie, ale tym razem już nie zemdlała, tylko wstała z miejsca z takim impetem, że odepchnięte przez nią krzesło poleciało pod ścianę, po drodze o mało nie podcinając nóg jednemu z kelnerów. Zjawiskowa piękność nie zwróciła na to uwagi, tylko z wysoko podniesioną głową wymaszerowała z restauracji. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, wampir odczekał chwilę, a potem wrócił do przerwanego wywodu: – Mamy tu jeszcze inny przykład prawdziwej miłości – oświadczył. – Pani Agato – powiedział łagodnie do czarownicy. – Lukrecja tego nie zrobiła. Nie musi pani jej chronić. I pewnie pani nie wie, że ona zrobiła dla pani to samo. Czarownica nic nie powiedziała, tylko spuściła głowę, a strzyga rzuciła się ku niej z tłumionym szlochem. Eryk, który na ten widok poczuł drapanie w gardle, z trudem przełknął ślinę. |