powrót; do indeksunastwpna strona

nr 03 (CV)
kwiecień 2011

Morderstwo w Widmo Ekspresie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Prawie trzydzieści lat temu wywalili mnie z dochodzeniówki – przypomniał mu ponuro Eryk.
– I sam mówiłeś, że nudzisz się jak strzyga w księżycową noc.
Wampir w myślach przyznał krewnemu rację i pomyślał, że wspaniale byłoby znowu poczuć w żyłach uderzenie adrenaliny oraz ten wewnętrzny imperatyw, każący mu iść za przestępcą aż do samego końca.
– Dobrze. – Zapiął koszulę i wciągnął marynarkę. – Rzucę okiem na tę masakrę. Ale niczego nie obiecuję.
4.
Korytarz był całkowicie pusty. Najwyraźniej Edwin, który z racji swojego stanowiska starał się zapanować nad sytuacją, polecił wszystkim pozostać na swoich miejscach.
Z trudem zachowując równowagę, bo pociąg akurat niemiłosiernie trząsł na rozjazdach, dotarli na miejsce zbrodni. Pod drzwiami przedziału Polikarpa detektyw spostrzegł młodego maga, bladego niczym stos prześcieradeł z holenderskiego płótna.
– Poprosiłem pana Wacława, żeby trzymał straż – oświadczył Edwin. Nie trzeba było się wysilać, aby dostrzec, jak bardzo jest dumny ze swojej przezorności.
Kuzyn spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– No, bałem się, że rozkradną kawałki nieboszczyka – wyjaśnił natychmiast wiceprezes. – Toż to sami nekromanci.
W sumie nie mijał się z prawdą. Temu towarzystwu naprawdę coś takiego mogło strzelić do głów. Wszyscy razem i każdy z osobna, byli w stanie rozparcelować denata i opchnąć szczątki na aukcji internetowej. Ponoć takie przypadki już się zdarzały.
Eryk odsunął na bok przerażonego Wacława i wszedł do środka. Widok, który przedstawił się jego oczom, każdego człowieka przyprawiłby o spazmy, ale wampira kompletnie nie wzruszył. Co więcej, nie mieścił się nawet w pierwszej dwudziestce okropieństw, jakie Eryk widział w życiu: detektyw po krótkim namyśle uznał, że mógłby go umiejscowić gdzieś między świeżo pozszywanym Monstrum doktora Frankensteina, a wyciągniętymi z pieca resztkami Baby Jagi.
Ale i tak było na co popatrzeć.
Zombie chyba nawet za pierwotnego życia nie był ładny, a teraz, po drugiej śmierci, przedstawiał prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Morderca musiał zadać sobie sporo trudu, aby go tak urządzić. Korpus nieboszczyka spoczywał na łóżku, głowa leżała na podłodze. Jedna noga tkwiła w zlewie, druga zawędrowała aż pod okno, a rąk na pierwszy rzut oka wcale nie było widać. Na dodatek wszędzie walały się kawałki gazet i strzępy prześcieradła, a zimny powiew idący od okna sprawiał, że w powietrzu unosiło się pierze z rozprutych poduszek.
– Ktoś go naprawdę bardzo nie lubił – mruknął Eryk i wyciągnął z kieszeni szkło powiększające, z którym nigdy się nie rozstawał. – Pozwolisz, że trochę się tu rozejrzę? – zapytał kuzyna.
– Oczywiście. – Edwin natychmiast wycofał się na korytarz.
Detektyw pochylił się i przyłożył soczewkę do oka. Obejrzał dokładnie wszystkie elementy nieboszczyka, a także łóżko i umywalkę. Obwąchał dywanik i nawet polizał klamkę.
Miał nadzieję, że znajdzie coś, co pomoże rozwikłać tę zagadkę. Może nawet narzędzie zbrodni, które – sądząc po obrażeniach – musiało być całkiem spore i ostre.
Na zakończenie oględzin przyklęknął i dokładnie obejrzał futrynę. I właśnie tam znalazł pierwszy ślad. Na chwilę wstrzymał oddech, przyglądając się długiej jasnej rysie, która przecinała drewno i przechodziła aż na ścianę. Wyglądało to tak, jakby ktoś przeciągnął ostry przedmiot tuż przy ziemi.
– Ciekawe – powiedział detektyw do siebie.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – nieoczekiwanie odezwał się z góry melodyjny damski głos.
Wampir szybko podniósł głowę i wtedy trafił nosem w kolano. Piękne, odziane w czarną pończoszkę i stanowiące zwieńczenie niezwykle zgrabnej łydki. Z trudem odrzucił pokusę, aby poprzyglądać mu się dłużej i wstał. Wtedy znalazł się twarzą w twarz z elegancką córką denata.
– A gdzie w ogóle są ochroniarze? – zainteresował się, nie spuszczając z niej wzroku. Smukłe brunetki zawsze były w jego guście, co oznaczało, że lubił sobie na nie popatrzeć.
– Wyrzuciłam ich! – odparła beztrosko dama.
– Jak to ich pani wyrzuciła?!
– Normalnie. – Strzyga wzruszyła drobnymi ramionami. – Przez okno.
– To nie był najlepszy pomysł – odparł z przyganą Eryk. – Być może mogli powiedzieć coś interesującego.
– Oni?! – skrzywiła się pogardliwie Lukrecja. – Oni nawet nie wiedzieli, jak mają na imię. A poza tym – ciągnęła, zerkając na to, co zostało z jej ojca – nie potrzeba żadnego śledztwa.
– Czemu pani tak uważa?
– Bo ja to zrobiłam – oświadczyła spokojnie.
– Pani? – Eryk ze zdumienia zamrugał oczami. – Porąbała pani na kawałki własnego ojca?
– Co do tego, czy akurat on był moim ojcem, matka miała spore wątpliwości.
Wampir puścił tę uwagę mimo uszu i coraz bardziej zaintrygowany spytał:
– Ale dlaczego pani to zrobiła?
– To proste. Chodziło oczywiście o spadek. Ojciec skąpił mi każdego grosza. Sprawdzał rachunki.
– Po co pani pieniądze w więzieniu?
– Czym jest kilka lat więzienia naprzeciwko wieczności? – rzuciła sentencjonalnie strzyga.
Eryk pokiwał głową. Szczerze mówiąc, wyznanie Lukrecji kompletnie go nie przekonywało. Wystarczająco dobrze znał się na psychologii, aby nie mieć wątpliwości, że ta dziewczyna nie jest typem zabójczyni.
– A czym pani dokonała tego przestępstwa? – zapytał, nie dzieląc się z rozmówczynią swoimi przemyśleniami.
– Nożem do smarowania pieczywa – odparła Lukrecja, próbując zerknąć do wnętrza przedziału. – Zabrałam jeden ze śniadania.
– To interesująca hipoteza – stwierdził. – Jeszcze do niej wrócimy.
– Jestem do dyspozycji – oświadczyła dziewczyna, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła.
Wampir przez chwilę wpatrywał się w jej łydki, ale kiedy uświadomił sobie niestosowność własnego zachowania, jeszcze raz, nieco bezradnie zlustrował miejsce zbrodni. Miał nadzieję, że może coś przeoczył. Stał tak prawie pięć minut, aż w końcu się poddał. Wyszedł na korytarz i dokładnie zamknął drzwi na klucz. Zależało mu, aby do końca śledztwa już nikt więcej tu nie zaglądał.
5.
Eryk usiadł na kanapie i wbił wzrok w ciemność za oknem. Taki widok, a raczej zupełny jego brak, zawsze go uspokajał i dobrze działał na szare komórki. A on musiał pomyśleć. Tym bardziej, że wersja strzygi rzeczywiście okazała się wyssana z palca: detektyw, starając się niczego nie zaniedbać, wstąpił do kuchni i ustalił, że nie brakuje tam ani jednego noża. Główny kucharz był znanym w środowisku pedantem, ściśle kontrolującym stan liczbowy sztućców i talerzy.
Musiało więc istnieć jakieś inne wytłumaczenie nieprzyjemnych wydarzeń i wampir zamierzał je znaleźć. Na krawat Draculi, już dawno nie czuł się tak dobrze! Życie miało wreszcie jakiś sens i smak.
– Pomóc ci w czymś? – Do przedziału zajrzał zatroskany Edwin. Charakterystyczne ślady w kącikach jego ust wskazywały, że nie wytrzymał napięcia i strzelił sobie na wzmocnienie kilka jednostek A Rh minus. Najwidoczniej miał dojścia do któregoś z zadłużonych szpitali, które znane były z wyprzedawania swoich zapasów na czarnym rynku.
Detektyw pomyślał, że sam też chętnie by się napił. Jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu, akurat teraz musiał mieć jasny umysł.
– Potrzebuję sporego baniaczka wina – oświadczył. – I dodatkowych informacji o Polikarpie. Ty chyba nieźle go znałeś?
– O tak – mruknął z niechęcią kuzyn. – Jak zły szeląg! Po tym jak ograł naszego Eustachego w krwawego mariaszka, został jednym z akcjonariuszy WuKaeRu.
– Nie wiedziałem, że z Eustachego taki marny gracz.
– Był wtedy śmiertelnie zakochany, więc karta mu nie szła – wyjaśnił Edwin. – A wracając do Polikarpa, to szuja z niego pierwszej kategorii. Wyobraź sobie, że chciał zrobić z tej linii dochodowe przedsiębiorstwo. No normalnie włos się jeży i zęby wypadają!
– To może zarąbał go ktoś z twojego personelu? – podsunął mu detektyw. – Wiesz, w obronie miejsca pracy.
– Mój personel nie morduje bez polecenia służbowego – odparł z godnością kuzyn, nerwowo strząsając niewidoczny pyłek z poły eleganckiego czarnego tużurka.
Eryk taktownie udał, że nie słyszy tego wyznania. W końcu nie po to rozpoczął śledztwo, aby działać na szkodę rodziny. Może i był czarną owcą, ale na pewno nie ptakiem kalającym własne gniazdo.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.