powrót; do indeksunastwpna strona

nr 03 (CV)
kwiecień 2011

Wilczy amulet – fragment 2
S.A. Swann
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Widząc odzienie i zbroje, Maria natychmiast rozpoznała, że jedynie człowiek na czele grupy był rycerzem, a towarzysząca mu trójka, choć uzbrojona, to tylko żołnierze. Stali u boku swojego pana jako poczet honorowy, a nie bojowy. Kiedy wyjeżdżali z bramy, Łukasz dołączył do pozostałych stajennych, którzy zganiali konie z pastwiska.
Maria była już w połowie zbocza opadającego do rzeki, gdy minęli ją ludzie Bolesława, jadący szeroką drogą prowadzącą od bramy twierdzy do brzegu Narwi. Widząc zbliżających się ludzi, Niemcy ustawili się w nierównej linii naprzeciw nich. Mężczyzna w tabardzie zakonu krzyżackiego zsiadł z konia i wystąpił kilka kroków naprzód.
Wyprostował się i zdjął hełm, odsłaniając pobrużdżoną twarz ozdobioną ostro ściętą, siwą brodą. Złożył hełm w zgięciu ręki i czekał na zbliżających się jeźdźców. Pomimo spokojnego zachowania przystającego dowódcy widać było, że nie uniknął losu swoich ludzi. Z rany na skroni pod siwiejącymi włosami spływała strużka krwi, która zakrzywiała się na policzku i kończyła ciemną plamą skrzepu z lewej strony brody.
Maria zwolniła. Choć było oczywiste, że wielu z tych ludzi potrzebowało pomocy, zmusiła się do opanowania kierującego nią impulsu. Zanim możliwe będzie zaspokojenie zwykłych potrzeb ludzi, mężczyźni z obu stron musieli najpierw spełnić wymogi rządców Mazowsza i państwa krzyżackiego.
Zatrzymała się, gdy ludzie Bolesława podjechali do Niemców. Na tle nowo przybyłych jeszcze wyraźniej rzucały się w oczy obrażenia niemieckich rycerzy. Ludzie z grodu byli czyści i wypoczęci, przyjechali na świeżych koniach. Maria rozpoznała jadącego na czele – był to rycerz Telek, najstarszy bratanek wojewody Bolesława, mężczyzna równie rosły jak dowódca Niemców. Lekko zeskoczył z konia i podszedł do Krzyżaka z uśmiechem szerszym, niż wymagałaby tego sytuacja.
Tymczasem na twarzy wysokiego Niemca rysowała się ponura powaga. Ludzie za jego plecami siedzieli na wyczerpanych wierzchowcach, które wyglądały tak, jakby w każdej chwili mogły paść. Na końskich pyskach widać było pianę, a ich boki pokrywała paskudna mieszanina potu, krwi i szlamu z rzeki.
– Mój stryj, wojewoda Bolesław, przesyła powitanie i pyta, czy przypadkiem nie pomyliliście drogi? – Telek odezwał się z uśmiechem.
W szeregu zakonników rozległy się gniewne, przytłumione głosy, które ucichły, gdy wysoki Krzyżak warknął coś do swoich ludzi.
Telek zaczął powtarzać powitanie, ale wysoki mężczyzna mu przerwał.
– Dość dobrze rozumiem twój język, panie.
– W takim razie – odpowiedział Telek – może chcecie przewodnika, który pomoże wam odnaleźć drogę na wasze ziemie?
– W imieniu jego świątobliwości papieża i wielkiego mistrza Ludolfa Königa von Weizau pokornie proszę o pomoc wojewodę Bolesława. Mam wielu rannych ludzi, którzy mogliby nie przetrwać dalszej podróży.
– Tyle sam widzę. A kto taki prosi o pomoc mojego stryja w imieniu papieża i zakonu krzyżackiego?
– Jestem komtur Heinrich von Kerpen, a ci ludzie to bracia z mojego konwentu i rycerze służący w zakonie.
– Jak trafiliście na ziemie należące do Mazowsza?
– W służbie Bogu i papieżowi.
– Wszyscy im służymy, bracie Heinrichu. Jakiego wroga napotkaliście, że zostaliście tak pobici?
– Nie wolno nam tego powiedzieć.
Telek zaczął się przechadzać przed szeregiem ludzi Heinricha.
– To nie są twoje ziemie, bracie Heinrichu, i nie jesteśmy jakimiś pruskimi chłopami podległymi twojej władzy. Mój stryj, na mocy władzy nadanej mu przez księcia mazowieckiego, ma prawo i obowiązek traktować wszelkie najeżdżające te ziemie wojska tak, jak uzna za stosowne. Jak dotąd jest z wami w pokoju, ale wasza krew została przelana na jego ziemiach. Jak? Przez kogo?
– Mogę powiedzieć tylko, że był to wróg Boga i Kościoła…
– Nadwerężasz cierpliwość mojego stryja. Doskonale wiemy, że każdy, przeciwko komu zakon postanowi skierować swój miecz, staje się wrogiem Boga i Kościoła. Nalegam, żebyś odpowiedział na moje pytanie, bo może się okazać, że jesteś wrogiem wojewody Bolesława i księstwa mazowieckiego.
Maria czuła napięcie nawet z miejsca, w którym stała, na zboczu wzgórza. W przestrzeni dzielącej brata Heinricha i rycerza Teleka wydawało się niemal namacalne, jakby ziemia między nimi mogła w każdej chwili wybuchnąć płomieniem.
– Wiąże mnie przysięga – odezwał się po chwili brat Heinrich, opuszczając głowę.
– Jak i mnie. – Rycerz oparł dłoń na głowicy swojego miecza, a Maria poczuła, jak niepokój zapiera jej dech. Minęło już prawie dziesięć lat od końca otwartej wojny między Polakami i zakonem. Czyżby miała się stać świadkiem ponownego jej wybuchu?
– Jednak… – brat Heinrich dodał tak cicho, że Maria ledwie usłyszała to słowo.
– Jednak? – powtórzył Telek, opuszczając dłoń.
– Daj nam biskupa za spowiednika, a on będzie mógł zwolnić nas z tajemnicy i pozwoli ujawnić, z czym walczymy.
– Biskupa? – Telek uniósł brew. – A może kardynała? Albo samego papieża?
– Każdy z nich mógłby zwolnić nas z przysięgi milczenia o naszej misji. Jednak wystarczy do tego biskup.
Telek machnął ręką, a jego ludzie zsiedli z koni. Dwóch podeszło do Niemców, Telek zaś powiedział:
– W takim razie, jeśli zechcecie zaszczycić nas wizytą w grodzie Narew, oczekuję, że oddacie nam broń na przechowanie.



Tytuł: Wilczy amulet
Tytuł oryginalny: Wolf’s Cross
Autor: S.A. Swann
Przekład: Marek Pawelec
ISBN: 978-83-7648-676-5
Format: 384s. 125×195mm
Cena: 31,–
Data wydania: 5 kwietnia 2011
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
powrót; do indeksunastwpna strona

65
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.