powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CVI)
maj 2011

Autor
East Side Story: Homo sovieticus w obliczu zagłady
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Kabysz, nie mogąc uratować wszystkich, postanawia ocalić przynajmniej osobę sobie najbliższą – jest nią jego przyjaciółka Wiera, w której, choć nie są parą, kocha się już od dawna. Odnajduje ją w internacie i na osobności mówi jej o tym, co wydarzyło się w nocy, zaledwie kilka godzin wcześniej. Chce, aby dziewczyna natychmiast się ubrała i poszła z nim na dworzec kolejowy – dopóki jeszcze można z Prypeci wyjechać. Tymczasem miasto budzi się do życia; jedni idą do pracy, inni na zakupy, nie brakuje też takich, którzy spacerują, korzystając ze sprzyjającej pogody. Nic nie wskazuje na śmiertelne zagrożenie, które zawisło nad miastem. Pojawia się też nieoczekiwany problem; Wiera nie ma bowiem przy sobie paszportu, a bez dokumentów nie może przecież nigdzie wyjechać. Aby go odebrać, udaje się więc do restauracji, w której trwają przygotowania do wesela. Dziewczyna jest wokalistką w zespole, który ma przygrywać gościom do tańca; paszport zaś oddała kierownikowi, ponieważ potrzebny był do podpisania umowy. Walera, choć bardzo się niecierpliwi, towarzyszy przyjaciółce. Czeka na nią przed restauracją, a gdy ta długo nie wraca, wchodzi do środka. W sali panuje gwar i ścisk, kapela daje czadu. Chłopak zostaje wciągnięty w tłum, zmuszony do zabawy. Stara się ostrzec najpierw pana młodego, którym okazuje się jego znajomy Piotr, a później kompanów Wiery z zespołu – nikt jednak mu nie chce uwierzyć, tak absurdalne wydają im się jego ostrzeżenia. W miarę wypitego alkoholu również sam Kabysz traci instynkt samozachowawczy, zachowuje się jak typowy homo sovieticus, nauczony reagować tylko na polecenie władz. A te milczą, bo przecież oficjalnie wciąż nic się nie stało.
„W sobotę” jest więc w dużej mierze filmem o niemożności ucieczki od tragicznego przeznaczenia, filmem o skażeniu umysłowym ludzi radzieckich. Nie brakuje w nim scen symbolicznych. Już w pierwszych minutach, gdy Walera przybywa do siedziby partii w Prypeci, chcąc dowiedzieć się czegoś na temat awarii w Czarnobylu (którego nazwa notabene nie pada w obrazie ani razu), wpada on w labirynt korytarzy, krąży po nim, nie mogąc odnaleźć właściwej drogi do celu. To, czego jesteśmy świadkami później – przeraża po stokroć bardziej. W obliczu gęstniejącego zagrożenia, nadchodzącej niewidzialnej śmierci, ludziom puszczają hamulce; reagują więc na różne sposoby – jedni popadają w katatoniczny strach, inni rzucają się w wir niczym nieskrępowanej zabawy. Rosną złość i frustracja. Mindadze nie bez powodu przedstawia katastrofę w taki właśnie sposób – przez pryzmat odbywającego się w mieście wesela. Dzięki temu uwypukla ów typowo rosyjski (czy też radziecki, nie ma sensu się spierać) fatalizm, powierzenie swego losu w ręce innych, nie zawsze odpowiedzialnych – czy też wręcz całkowicie nieodpowiedzialnych – ludzi. Zabawa w prypeckiej restauracji, choć może kojarzyć się z balem na Titanicu, jest mimo wszystko wydarzeniem dużo bardziej dramatycznym. Orkiestra grająca na statku „umilała” ostatnie chwile pasażerom zdającym sobie sprawę z sytuacji, zespół Wiery natomiast przygrywał tym, którzy nie mieli pojęcia o rozgrywającej się tuż obok tragedii.
Po premierze filmu zdania na jego temat były podzielone. Specjaliści i uczestnicy tamtych wydarzeń, biorący udział w dyskusji zorganizowanej przez Kanał Pierwszy rosyjskiej telewizji – a byli to między innymi Oleg Woinow (reżyser-dokumentalista), Nikołaj Mieszkow (główny radiolog w strefie zamkniętej wokół elektrowni), profesor Igor Ostriecow (kierownik robót modernizacyjnych w Czarnobylu) oraz Siergiej Sachno (ówczesny mieszkaniec Prypeci, dzisiaj perkusista zespołu Wopli Widopliasowa) – wytykali reżyserowi niezgodność fabuły z faktami oraz błędy merytoryczne (bohater, który tuż po wybuchu w elektrowni dociera tak blisko miejsca zdarzenia, otrzymałby taką dawkę promieniowania, że umarłby po kilku, względnie kilkunastu godzinach). Mindadze bronił się tym, że nie nakręcił obrazu o katastrofie sensu stricto, ale o ludzkich zachowaniach w jej obliczu; eksperci nie sprawiali jednak wrażenia usatysfakcjonowanych tymi wyjaśnieniami. Jeśli jednak przyjmiemy optykę Aleksandra Anatoljewicza – a widz nie ma przecież powodu, aby ją a priori odrzucać – ocena dzieła powinna wzrosnąć. Pomijając bowiem wszystkie wpadki, „W sobotę” broni się jako film o psychozie, o ubezwłasnowolnieniu społeczeństwu i zatraceniu przezeń instynktu samozachowawczego, które to cechy były skutkami takiej, a nie innej polityki propagandowej i indoktrynacji prowadzonej przez dziesięciolecia w Związku Radzieckim.
Główną rolę Aleksandr Mindadze powierzył coraz popularniejszemu w Rosji Antonowi Szaginowi (rocznik 1984), znanemu głównie z „Bikiniarzy” (2008) Walerija Todorowskiego, „Kryj się!” (2010) Johnny’ego O’Reilly, „Po omacku” (2010) Jurija Grymowa oraz „Pocałuj przez ścianę” (2011) Wartana Akopiana. W zupełnie innym punkcie jest natomiast kariera grającej Wierę dwudziestoczteroletniej Swietłany Smirnowej-Marcinkiewicz, którą czytelnicy „Esensji” mogą kojarzyć chociażby z dramatu wojennego Aleksieja Kozłowa „Lejtnant Suworow” (2009). U progu popularności są również aktorzy wcielający się w muzyków zespołu grającego na weselu Piotra i Lary: Stanisław Riadinski (tytułowa rola w „Domu Słońca” Garika Sukaczowa), Aleksiej Diemidow (serial kryminalny „Czas Wołkowa”) oraz Wasilij Guzow. Nieco bardziej znany jest ten, który wcielił się w perkusistę Karabasza, czyli mający polskie korzenie Władimir Pietkun. Urodził się on w Leningradzie w 1969 roku; od końca lat 80. XX wieku stał na czele post-punkowej kapeli Tajnoje Gołosowanije. Po upadku Związku Radzieckiego zajął się biznesem (sprzedawał tonery do kserokopiarek i… samochody); po kilku latach wrócił jednak do muzyki, stając na czele grup Korpus 2 i Tancy Minus. W latach 2002-2003 występował na deskach petersburskiego Teatru Operetki w musicalu opartym na powieści Wiktora Hugo „Dzwonnik z Notre-Dame”. Rola Karabasza jest jego debiutem filmowym.
Niewielkie doświadczenie ma również Siergiej Gromow (rocznik 1981), który użyczył swojej twarzy postaci pana młodego. Po ukończeniu szkoły muzycznej przez jakiś czas występował on w operetce, później jednak podjął studia aktorskie w studium przy Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym (MChAT). Obecnie pracuje w stołecznym Teatrze „Satirikon”; w filmach grywa rzadko – na koncie ma między innymi role w komedii Dmitrija Koriawowa „Swiatoje dieło” (2007) oraz w serialu sensacyjnym Guzel Kiriejewej „Pogonia za tienju” (2010). Gwiazdą jest już za to trzydziestodziewięcioletni operator Oleg Mutu („4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”), który choć urodził się w Kiszyniowie w czasach, gdy Mołdawia była republiką radziecką, dzisiaj mieszka i pracuje w Rumunii. Z uwagi na perfekcyjną znajomość języka rosyjskiego, chętnie ostatnimi laty korzystają z jego usług filmowcy w Rosji i na Ukrainie (vide wstrząsające „Moje szczęście” Siergieja Łoznicy). Swoim talentem przysłużył się również Mindadzemu – bez jego skrajnie realistycznego sposobu filmowania wydarzeń (praktycznie cały film kręcony był „z ręki”), „W sobotę” nie miałoby tej siły rażenia, nie wywoływałoby tego klaustrofobicznego uczucia osaczenia i niemożności wyrwania się ze śmiertelnej pułapki. Obrazowi Aleksandra Anatoljewicza wiele brakuje do tego, aby uznać go za arcydzieło czy choćby dzieło wybitne, ale powinniśmy się cieszyć, że powstał – dzięki niemu poznaliśmy bowiem kawałek prawdy i dobitniej zrozumieliśmy, na czym polegała jednostka chorobowa określana mianem „homo sovieticus”.



Tytuł: W sobotę
Tytuł oryginalny: В субботу
Reżyseria: Aleksandr Mindadze
Zdjęcia: Oleg Mutu
Scenariusz (film): Aleksandr Mindadze
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: Niemcy, Rosja, Ukraina
Czas projekcji: 100 min
Gatunek: dramat
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

96
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.