powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CVI)
maj 2011

Autor
Z szacunkiem dla życia
Duncan Jones ‹Kod nieśmiertelności›
Drugi film zawsze stanowi sprawdzian umiejętności dla zdolnego debiutanta. Czy reżyser okazał się nową nadzieją kina, a może po prostu jednorazowo mu się poszczęściło? Duncan Jones, twórca znakomitego „Moon”, powrócił z „Kodem nieśmiertelności” i test drugiego filmu zdał wzorowo.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Kod nieśmiertelności›
‹Kod nieśmiertelności›
Siła „Kodu nieśmiertelności” polega nie tylko na wciągającej fabule i błyskotliwych rozwiązaniach inscenizacyjnych, chociaż z pewnością oryginalność w kinie rozrywkowym nie jest częstym zjawiskiem i zasługuje na odnotowanie, a wręcz uznanie. A jednak, chociaż zręczne zwroty akcji należy potraktować jako nieoceniony atut filmu, to raczej wymiar egzystencjalny przedstawionej historii oraz wątpliwości natury moralnej wyłaniające się spośród kolejnych elementów ekranowej układanki, czynią „Kod nieśmiertelności” dziełem frapującym, a może nawet wyjątkowym. Po sukcesie inteligentnego debiutu pełnometrażowego, „Moon”, Duncan Jones otrzymał większe możliwości realizacyjne, więcej głośnych nazwisk w obsadzie z Gyllenhaalem na czele oraz większą swobodę artystyczną. W obliczu tylu zawodowych udogodnień wielu twórców porzuca wybraną wcześniej drogę oszczędności w stosowanych środkach wyrazu i zastępuje świeże pomysły wachlarzem trików wizualnych. Na szczęście Jones nie wpadł w pułapkę sukcesu. „Kod nieśmiertelności” został nakręcony z naciskiem na aktorstwo i treść. Od strony technicznej film prezentuje się solidnie, ale niespecjalnie rzuca się w oczy. To klaustrofobiczna atmosfera, nowatorskie ujęcie gatunku science-fiction, wydźwięk opowiadanej historii oparty na pytaniu o istotę człowieczeństwa oraz oddani sprawie aktorzy decydują o wartości całego filmu.
Kapitan Colter Stevens budzi się w pociągu. Nie pamięta, jak się w nim znalazł, nie rozpoznaje kobiety, która wygląda na jego dobrą znajomą. Szybko odkrywa, że ma nową tożsamość, a twarz odbijająca się w lustrze nie należy do niego. Krótko po serii szokujących odkryć Stevens ginie w wybuchu bomby na pokładzie pociągu. Nie jest to jednak koniec jego historii, a dopiero początek. Kapitan budzi się w kapsule z monitorami i zaczyna rozmawiać z kobietą, która nadzoruje projekt wojskowy. Stevens może wracać na 8 minut do pamięci jednej z ofiar zamachu. Będzie to robić dopóty, dopóki znajdzie winnego tragedii terrorystę. Oczywiście można zarzucać twórcom, że scenariusz jest naciągany i nielogiczny. Bo niby dlaczego, przebywając w pamięci zabitego, da się wpływać na wydarzenia i oglądać rzeczy, których ofiara nie widziała? Ale przecież nie o to chodzi, żeby doszukiwać się wpadek i niedorzeczności w filmie, którego umowność służy opowiedzeniu zupełnie innej historii. Śledztwo w sprawie zamachu okazuje się bowiem sprawą drugorzędną. Najważniejszy staje się bohater próbujący rozwikłać zagadkę własnej przeszłości, tożsamości, pamięci. Nowe fakty dotyczące sytuacji, w której się znalazł, sprawiają, że Jones ma możliwość skupienia się na człowieku i jego stosunku do życia i śmierci, a nie bawić się tasowaniem kolejnych scen akcji czy kryminalnych tajemnic. Mimochodem, Jones zamienia się w filozofa. Nie próbuje jednak nikomu prawić kazań, ani tym bardziej nauczać własnego punktu widzenia. Reżyser pozostawia wiele miejsca dla interpretacji i refleksji widza, dzięki czemu „Kod nieśmiertelności” przestaje być tylko błyskotliwym połączeniem science-fiction z akcją, a staje się dziełem artystycznym o większych ambicjach. Jones sprytnie konfrontuje bohatera z niemocą, samotnością i śmiercią. Każe mu się buntować, walczyć, a w końcu zaakceptować fakty. Na koniec, w nagrodę za pokorę wobec losu, obdarowuje go nadzieją. Warstwa egzystencjalna filmu wygląda w rezultacie na miniaturowy schemat życia pokazany w przyspieszeniu.
Na ekranie często widać stylistykę znaną z „Moon”. Sceny, w których Stevens siedzi w zamkniętej kapsule i mówi jedynie do monitora, przypominają przytłaczającą atmosferę z księżycowej bazy grającej rolę teatru dla dramatu bohatera pierwszego filmu Jonesa. Ilość znaczących postaci również nie jest wygórowana. Fabuła całkowicie skupia się na głównym bohaterze, podczas gdy pozostali stanowią tylko narzędzia do zrozumienia pewnych prawd, które Stevens musi pojąć przed zakończeniem zadania. I chociaż w filmie pojawia się więcej lokacji niż tylko chłodna i pusta baza kosmiczna, to całość wciąż ma kameralny charakter. W zaangażowaniu się w ekranowe wydarzenia pomaga obsada: Jake Gyllenhaal pokazuje, że świetnie czuje się w konwencji kina science-fiction i z filmu na film rozwija skrzydła, a Vera Farmiga przekonuje szczerością i oszczędnością wyrazu. Trochę w cieniu tej dwójki znaleźli się Michelle Monaghan i Jeffrey Wright, którzy zaprezentowali solidne rzemiosło, ale nic ponad porządną aktorską robotę. A może ocena ich starań jest surowsza niż zwykle, bo w filmie, w którym wszystko sięga najwyższego poziomu jakości, każde potknięcie widać jak na dłoni?



Tytuł: Kod nieśmiertelności
Tytuł oryginalny: Source Code
Reżyseria: Duncan Jones
Zdjęcia: Don Burgess
Scenariusz (film): Ben Ripley
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor (kino): Monolith
Data premiery: 6 maja 2011
WWW: Strona
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

97
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.