W przypadku pisarzy duża ilość pomysłów jest zaletą, nie wadą. Zazwyczaj, bo zdarzają się wyjątki – jednym z nich jest najwyraźniej Steven Savile. Po lekturze „Londyńskiej Makabry” nasuwa się bowiem wniosek, że powieść ta mogłaby być dobra, gdyby autor ograniczył swą wyobraźnię. Mocno ograniczył.  |  | ‹Londyńska Makabra›
|
Jest w tej książce Londyn atakowany przez istoty z piekła rodem i nadnaturalne moce, są dzielni obrońcy o niezwykłych umiejętnościach, jest, rzecz jasna, magia tudzież alchemia oraz inne nauki tajemne (zwane zbiorczo Sztuką), są anioły strącane z nieba, martwy Bóg, zniszczony Eden, Kain, przejścia do innych wymiarów, alternatywne Londyny, szalona królowa Wiktoria, gadająca mumia Johna Dee, która cytuje Shelleya, święty Graal, golem, magiczne przejścia i przedmioty, trucizny, ożywione posągi, wampiry z napędem solarnym… a to zdecydowanie nie wszystko, niestety. Zupełnie jakby autor miał pomysłów na dziesięć książek, ale z niewiadomych powodów usiłował zmieścić je w jednej, dopychając gdzieniegdzie butem jak przepełnioną walizkę. Efekt jest tragiczny. W „Londyńskiej Makabrze” niezły jest klimatyczny początek i to na dobrą sprawę wszystko. Pochwalić ewentualnie można jeszcze walor estetyczny – demony wyłażące z portali, płonące niebo czy anioły z oderżniętymi skrzydłami mają w sobie pewną dozę malowniczości, choć, jak sądzę, lepiej sprawdziłyby się jednak na ekranie kinowym, a nie w książce. Styl także nie jest najgorszy mimo przesadnej ilości patosu i bardzo mrocznego mroku. Choć może dobrze by było, gdyby tego patosu i mroku dołożyć jeszcze więcej? Wtedy powieść byłaby przynajmniej zabawna. Przyznaję, zaświtała mi w czasie lektury myśl, że może to jest po prostu parodia. Tyle że parodia powinna być śmieszna, a „Londyńska Makabra” zdecydowanie nie jest. Kłopot w tym, że wszystkie te – w zamierzeniu ekscytujące – elementy nagromadzone w jednej, nieprzesadnie przecież grubej książce, neutralizują się wzajemnie. Nie ma tu ani jednej strony, na której nie działoby się coś „niezwykłego” czy „przerażającego”, w rezultacie czego lektura przypomina oglądanie filmu, który składa się wyłącznie z momentów kulminacyjnych. Na początku byłam zainteresowana, potem zirytowana, a wreszcie śmiertelnie znudzona zaczęłam marzyć, by znalazła się jedna, jedyna scena, w której nikt nie odkrywa mrocznych spisków, nikogo nie truje, nie zmienia się w cudaczne coś, nie posługuje się magią, nie walczy na śmierć i życie, nie morduje ani nie obserwuje nadciągającej zagłady miasta, nie ucieka przed straszliwym niebezpieczeństwem itp. Gdyby któryś z bohaterów zdecydował się zrobić sobie kanapkę z szynką, przywitałabym tę scenę z entuzjazmem jako coś niezwykle oryginalnego. Choć, znając autora, bohater zamiast zwykłego noża użyłby zapewne Sztyletu Zagłady, a kromkę położyłby na Mrocznym Talerzu, używanym w rytuale takim czy śmakim. Możliwe, że nawet szynka nie byłaby tu zwyczajną szynką, bo w „Londyńskiej Makabrze” nie ma zwyczajnych rzeczy. Ludzi zresztą też nie – bohaterowie są definiowani przez swoje nadludzkie zdolności (jeden zmienia się w wilka, inny jest nekromantą itp.); ich osobowość, jeśli w ogóle istnieje, przytłoczona mrrhocznym efekciarstwem przejawia się tak rzadko, że nie sposób nikogo tu polubić. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak męczyłam się z lekturą – tydzień czytania po kilkadziesiąt stron dziennie, przy czym trzeba było się zmuszać do rejestrowania kolejnych akapitów. Natłok pomysłów zaowocował upiorną nudą. Choć może to nie nadmiar wyobraźni, a zwyczajny brak umiejętności selekcji? Bo w gruncie rzeczy Savile przecież niczego nowatorskiego nie wymyślił. Zagrożony Londyn, magiczne przejścia i alternatywne światy, demony, losowo wybrane elementy różnych mitologii, legend i „wiedzy tajemnej” – wszystko to przecież znamy. Mniejsza zresztą o przyczyny, skutek jest opłakany. „Londyńska Makabra” odchudzona o połowę „niezwykłości” byłaby może zdatna do czytania – w takiej formie jest niestrawna.
Tytuł: Londyńska Makabra Tytuł oryginalny: London Macabre ISBN: 978-83-61656-25-8 Format: 578s. 125×190mm Cena: 39,90 Data wydania: 28 marca 2011 Ekstrakt: 20% |