„Najgłośniejsza komedia roku!” – brzmi hasło na plakacie. Tak naprawdę jest to komedia niekoniecznie najbardziej głośna, lecz z pewnością najbardziej muzyczna. I to mimo tego, że główny bohater preferuje raczej ciszę.  |  | ‹Nieściszalni›
|
Ola Simonsson i Johannes Stjärne Nilsson, twórcy „Nieściszalnych”, przyjeżdżając na Warszawski Festiwal Filmowy przywieźli ze sobą metronom. Gdyby ten film, pełen różnorakiej muzyki, posiadał leitmotiv, byłoby nim właśnie delikatne tykanie. Nie znajdziemy tu jednak precyzji zegarowego mechanizmu. Będziemy mieć do czynienia raczej z ożywczym muzyczno-fabularnym wybrykiem, który zauroczy nas spontanicznością. Detektyw Warnebring przyszedł na świat w muzykującej rodzinie i został obdarzony imieniem Amadeusz. Los jednak spłatał mu figla, pozbawiając go muzycznego słuchu. Dzieciństwo, zapewne smutne, upłynęło mu na naprzemiennym wysłuchiwaniu niewybrednych przytyków i recitali. Ostatecznie nabrał ostrej awersji do muzyki, a poniekąd i do utalentowanych krewniaków. Praca w policji gwarantowała mu przez długi czas spokój i (przede wszystkim) ciszę – aż pojawili się Oni. Radykalna grupa perkusistów, terroryzujących miasto swoimi bezkompromisowymi koncertami na szpitalnym sprzęcie (i pacjencie) lub niszczarkach w banku. Na domiar złego serce Warnebringa zaczęło nagle bić… inaczej na widok pięknej terrorystki. Chciałoby się napisać „w innym rytmie”, gdyby nie to, że poczuciem rytmu biedny Amadeusz również zapewne nie grzeszy. Pojedynek policjanta i perkusistów to raczej swobodny żart, mający doprowadzić widza od jednej sceny „koncertowej” do drugiej. Nie ma wątpliwości, że to właśnie cały ten zgiełk, uprawiany pod beznamiętną kontrolą metronomu, a jednak wspaniale anarchiczny, jest jądrem wokół którego zmontowano fabułę. Jeśli zatem zdecydujemy się szukać dziur w scenariuszu, to oczywiście je znajdziemy – ale w przypadku „Nieściszalnych” jest to podejście z gruntu niestosowne. Żywiołem tego filmu jest zabawa i pozytywne emocje. Nie ma tu właściwie postaci niesympatycznych. Trzymamy kciuki za Warnebringa, gdyż jest w sumie poczciwym człowiekiem, który miał nieszczęście urodzić się nie w tej rodzinie co trzeba. Jesteśmy też po stronie terrorystów – to przecież pasjonaci z ułańską fantazją. W głębi duszy czujemy, że rozwiązanie akcji nie będzie dla nikogo niełaskawe. Nagrody publiczności mają to do siebie, że – o ile nie jest to snobistyczny awangardowy festiwal – otrzymują je filmy, które po prostu dobrze się oglądają. Nie da się ukryć, że „Nieściszalni” (znani też pod tytułem „Brzmienie hałasu”) byli chyba najbardziej uroczym zjawiskiem na zeszłorocznym WFF. Z tą świadomością dużo lżej jest wydawać pieniądze na bilet. Gdy już zasiądziecie przed ekranem, prawdopodobnie zniknie reszta wątpliwości. No, chyba że kochacie ciszę jak komisarz Warnebring. Recenzja nadesłana na konkurs „Esensji”.
Tytuł: Nieściszalni Tytuł oryginalny: Sound of Noise Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: Francja, Szwecja Data premiery: 15 kwietnia 2011 Czas projekcji: 102 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 70% |