„Rozgwiazda” to pierwsza powieść Petera Wattsa, autora znakomicie przyjętego u nas „Ślepowidzenia”. Debiut nie rozczarowuje, choć z pewnością szkodzi mu, że w ręce polskiego czytelnika trafia po książce mającej już status żywej legendy.  |  | ‹Rozgwiazda›
|
Akcja „Rozgwiazdy” w przeważającej części rozgrywa się na i wokół umiejscowionej na dnie oceanu stacji Beebe. Obsługują ją ludzie dobrani według niecodziennego klucza. Osoby, z jakimi raczej nie chcielibyśmy się zaprzyjaźnić, stanowiący wyrzutki społeczeństwa. Nie owijając w bawełnę – pedofile, sprawcy przemocy, ale również jej ofiary. Watts sięga po niemal wyłącznie czarne charaktery, następnie upycha je w klaustrofobicznej przestrzeni Beebe. Do tego sięga jeszcze po teorię mówiącą, że wykorzystywanie seksualne może stać się czynnikiem uzależniającym. Spodziewałem się więc pełnych napięcia relacji między bohaterami, soczystych, a może i krwistych scen przemocy. I otrzymałem to, chociaż nie do końca. Jakkolwiek pomysł umieszczania w jednym miejscu katów i ofiar jest zwykle interesujący, tak tutaj odnoszę wrażenie, że nie został w pełni wykorzystany. Zaskakująco często zapominałem, że mam do czynienia z ludźmi zdeprawowanymi. Na plan pierwszy zdecydowanie wysuwał się aspekt oceanu i modyfikacje, jakie we własnym ciele czyniła załoga stacji. A jeśli już o modyfikacjach mowa – Wattsowi jak zwykle nie można odmówić pomysłowości. Tym razem zdołał upchnąć w jednym tekście między innymi biologię głębokowodną, problematykę płyt tektonicznych i związanych z nimi trzęsień ziemi, telepatię, a także inteligentne… żele. Co warte podkreślenia, wszystkie wymienione rzeczy współgrają ze sobą i nie są jedynie zapychaczami miejsca, każda z nich jest dla fabuły niezwykle ważna. Istotne jest również, że za pomysłami idą mniej lub bardziej zintensyfikowane badania na dany temat. Szczególnie w przypadku opisywania świata powieści, czyli dna oceanu. Sam autor tak we wstępie podsumowuje poświęcony temu doktorat: „Przynajmniej mogę zaświadczyć, że poświęciłem ponad dekadę na badanie tego cholerstwa”. I to doskonale w książce widać. Mimo wplecenia w fabułę tego wszystkiego, o czym pisałem wyżej, powieść nie przykuwa uwagi w całości. Kiedy już poznamy realia, napatrzymy się na utarczki między bohaterami, zaczniemy oczekiwać zwiększenia doznań. Tymczasem właśnie wtedy, w środkowej części, napotkamy dłużyzny. Chociaż „dłużyzna” jest w przypadku Wattsa pojęciem względnym – jego debiut wyróżniał się już solidną narracją i umiejętnym podrzucaniem od czasu do czasu niepokojących wątków. Cała zabawa z „Rozgwiazdą” zaczyna się jednak w jej końcowych fragmentach. Wówczas to pisarz roztacza przed czytelnikiem imponującą rozmachem wizję, w jednej chwili przenosząc problematykę ze skali mikro na makro. I dla tych kilkunastu stron (nawet mimo następującego zaraz po nich mało imponującego finału) warto po książkę Wattsa sięgnąć. Solidna SF – pomysłowa, dbająca o szczegóły, przeważnie interesująca, z niestety nie dość dobrze rozwiniętymi wątkami psychologicznymi. Jeszcze nie „Ślepowidzenie”, ale już zapowiedź dużego talentu autora.
Tytuł: Rozgwiazda Tytuł oryginalny: Starfish ISBN: 978-83-932319-1-1 Format: 400s. 125×195mm Cena: 37,90 Data wydania: 8 kwietnia 2011 Ekstrakt: 70% |