Manga „Black Lagoon” Rei Hiroe zawiera mnóstwo eksplozji, przemocy, pięści i broni palnej oraz rozlewu krwi gęsto okraszonego przekleństwami. Powinna też nosić podtytuł: O tym, jak pracownik korporacji porzucił prawdziwy świat i wszedł w krainę filmów akcji z Hong Kongu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przyjrzyjmy się salarymanowi – archetypowemu pracownikowi japońskiej korporacji w jego naturalnym środowisku. Ma przed sobą dekady powolnego wspinania się po korporacyjnej drabinie, pracy w depresyjnym świetle jarzeniówek i podlizywania się przełożonym. Nic dziwnego, że w jego duszy rozkwita buntownicze marzenie: powiedzieć szefowi, co się o nim naprawdę myśli, i rzucić to wszystko w diabły. Uciec na morze, przystać do piratów i pędzić niebezpieczne życie. „Black Lagoon”, manga autorstwa Rei Hiroe, opowiada właśnie o realizacji takiego pragnienia. W pierwszym tomie serii Okajima Rokuro młody, początkujący trybik w korporacyjnej machinie (dział transportu materiałów) przewozi dysk z informacjami dość ważnymi, by opłaciło się je kraść. Dokonują tego pracownicy Black Lagoon, tytułowej firmy zajmującej się przewozem (szmuglem) i pozyskiwaniem (piractwem) towarów. Jej szefem jest Dutch, czarnoskóry weteran z Wietnamu, lodowato spokojny bez względu na to, co się dzieje. Za technikę odpowiada Benny, chudy Amerykanin, który zdołał podpaść zarówno FBI, jak i mafii; za przemoc Revy, pół-Amerykanka, pół-Chinka, znana też jako „Two-Hand” – tenże przydomek wziął się od używania dwóch pistoletów z nierealistyczną skutecznością. Jej dodatkowym zadaniem jest cieszenie oka czytelników – nic tak nie przyciąga uwagi jak piersiasta bohaterka dzierżąca broń palną. Operują z miasta Roanapur gdzieś w południowo-wschodniej Azji, gdzie rosyjska i włoska mafia, chińskie triady oraz kolumbijskie kartele handlują wszystkim, od broni po narkotyki. W pierwszym rozdziale mangi Okajima, zostawszy przymusowym gościem Czarnej Laguny, ma okazję odwiedzić bar pełen malowniczych mętów, upić się, zyskać nowy przydomek – Rock, przeżyć wysadzenie baru, atak najemników, a na koniec wziąć udział w polowaniu z użyciem helikoptera szturmowego – jako jedna z ofiar. Aha, i jeszcze zostanie zdradzony przez korporacyjnych szefów. Nic dziwnego, że ostatecznie decyduje się na pracę dla swych porywaczy – grają bardziej czysto. W pozostałej części pierwszego tomu śledzimy początki kariery Rocka w Black Lagoon i poznajemy typowe warunki pracy tej firmy. Mamy zatem transakcję, która zmienia się w zasadzkę, a później – dzięki Revy skaczącej z pędzącej motorówki na motorówkę – w masakrę. Poza tym psychopatyczna pokojówka, zostawiając za sobą śmierć i zniszczenie, szuka porwanego chłopaka, syna jej pracodawcy. Oczywiście znajduje się on w rękach bohaterów mangi. „Black Lagoon” zawdzięcza swą estetykę filmom akcji, co do tego nie ma wątpliwości. Rei Hiroe czerpie z tego gatunku pełnym garściami: postacie, styl i sceny. Budynki i pojazdy eksplodują na lewo i prawo, bohaterowie i bohaterki wychodzą z nich cało i tańczą z pistoletami w obu rękach jak w scenariuszu Johna Woo. Sceny barowe wydają się nawiązywać do spaghetti westernu. Rei dorzuca jeszcze parę typowych japońskich fetyszy w rodzaju skąpo odzianych kobiecych bohaterek z bronią palną czy wspomnianej już psychopokojówki. Dość, by czytelnik uznał, że ma do czynienia z komiksowym odpowiednikiem letniego filmu akcji, dający się obejrzeć na autopilocie, wyłączywszy mózg. Jednak odbiór eksplozji, przekleństw i bezsensownej przemocy uprzyjemniają czarny humor oraz solidna charakteryzacja postaci pierwszo- i drugoplanowych. Natknąć się można też na sceny i fragmenty dialogu, z których wynika, że Rock wcale nie trafił do krainy marzeń salarymana. Każdy dzień przetrwania w Roanapurze kosztuje kawałek człowieczeństwa, jego mieszkańcy to zgraja autentycznych wyrzutków społeczeństwa, twarda bohaterka ma ponurą przeszłość i tak ponurą wizję świata, że nie dopuszczono by jej na ekran wakacyjnego blockbustera. Od strony graficznej „Black Lagoon” błyszczy i skrzy się. Rei Hiroe musi kochać szczegóły, bo jego dzieło dosłownie nimi ocieka. Tła są pełne drobiazgów, budynki i ulice starannie oddane, twarze przekazują emocje i co najważniejsze, są zindywidualizowane nawet u zwykłych bandziorów, których przeznaczeniem jest się pojawić w kilku kadrach i zginąć gwałtowną śmiercią. Sceny akcji, dynamiczne i brutalne, w mangach mające tendencję do skupiania się na postaciach kosztem drugiego planu, tutaj narysowane są z wielką dbałością o detale. W swojej kategorii – mangi o nierealistycznej przemocy, eksplozjach i uzbrojonych, półnagich kobietach – „Black Lagoon” jest bez zarzutu. Co czyni ją oczywiście ciężkostrawną dla poszukujących czegoś bardziej realistycznego i wyrafinowanego, ale ci powinni udać się w innym kierunku.
Tytuł: Black Lagoon #1 Cena: 18,90 Data wydania: maj 2009 |