powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CVI)
maj 2011

Superman znad Wisły
Maciej Parowski, Bogusław Polch, Jacek Rodek ‹Funky Koval #1: Bez oddechu›
Trudno uwierzyć, że to już prawie trzydzieści lat, od kiedy Funky Koval pojawił się po raz pierwszy na łamach „Fantastyki”. Od tego czasu dorobił się miana bohatera kultowego oraz trzech już kontynuacji. Ale czy z perspektywy tylu lat nadal się broni pod względem istoty opowieści rysunkowej?
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jednoznaczną odpowiedź w tej kwestii dosyć trudno jest sformułować. Przede wszystkim nie bardzo jest z czym tego „Kovala” porównać. Mamy tu do czynienia z melanżem klasycznej SF (ale skierowanej zdecydowanie do dojrzałego odbiorcy) z rosnącą domieszką political fiction. A w tej kategorii niewiele się w Polsce pojawiło pozycji, właściwie to chyba tylko Marvano i Haldeman („Wieczna wojna”, „Dallas Barr”). Silnie inspirowany przygodami kosmicznego detektywa „Tajfun” Raczkiewicza to przecież zupełnie inna kategoria komiksu, zarówno pod względem warsztatu, jak i docelowej grupy czytelników.
Patrząc na pierwszą część „Funky’ego” jako na autonomiczne dzieło bez porównań, można sformułować takie same uwagi jak te, które pojawiały się przy okazji premierowego wydania albumowego („Komiks Fantastyka” #1). Na pierwszy plan wysuwa się niespójny i poszarpany początek (obejmujący mniej więcej jedną trzecią albumu). Nie jest żadną tajemnicą, że za taki stan rzeczy odpowiada początkowa koncepcja komiksu, wymyślona jako zbiór autonomicznych epizodów połączonych postaciami głównych bohaterów. O tym wszystkim zresztą pisał Parowski w swoistym podsumowaniu po zakończeniu publikacji Kovala na łamach „Fantastyki”.1) Dopiero od czwartego epizodu (wyłączenie superego) zaczyna się rozwijać jeden spójny wątek, czyli rozgrywka pomiędzy złymi (Stellar Fox) i dobrymi (Agencja Universs). Od tego momentu ciężko jest cokolwiek zarzucić całej historii. Intryga jest zwarta, akcja dynamiczna i wciągająca. Pełno jest zaskakujących zwrotów na zasadzie „raz na wozie, raz pod wozem”. I chociaż kilka razy zastosowano regułę „deux ex machina” (Rhotax, McBain), to całość trzyma się kupy.
Przeglądając pobieżnie album, można odnieść wrażenie, że komiks jest przegadany. Fakt, zdarzają się kadry, na których dymki zajmują nawet 80% powierzchni. Jednak zdecydowanie nie będzie prawdziwe stwierdzenie, że w komiksie tym kuleje „opowiadanie rysunkiem” i autorzy muszą wyjaśniać wszystko za pomocą rozbudowanych dialogów. Tutaj nie ma zabawy konwencją, to klasyczny komiks z bardzo rozwiniętą intrygą i bez rozległych dialogów nie da się intrygi tej właściwie poprowadzić. Zresztą, co tu dużo mówić, nic nie ujmując perfekcjonistycznym rysunkom Polcha, to właśnie dialogi są najmocniejszą stroną tego komiksu. Żywe, soczyste („bo was wszystkich porozp…walam!”), wprowadziły polski komiks na zupełnie nowy poziom (wystarczy porównać z drewnianymi dialogami z serii daenikenowskiej).
Wydawca określał w zapowiedziach to wydanie jako kolekcjonerskie. Cóż, nasz rynek komiksowy może nie jest tak rozwinięty jak we Francji, Belgii czy Niemczech, ale jednak mamy pewne wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać edycja kolekcjonerska. Twarda okładka, materiały dodatkowe takie jak szkice, wywiady. A tutaj? Cieniutko – okładka miękka, ekstrasów tyle, co kot napłakał. Dobrze, że cena została dostosowana do rzeczywistego poziomu wydania. Ale są też plusy. Przede wszystkim po raz pierwszy od debiutu na łamach „Fantastyki” mamy możliwość oglądania przygód Kovala w formacie A4. Po drugie, wspomniane „oszczędne” materiały dodatkowe są mimo wszystko dosyć interesująco, bo jest to ni mniej, ni więcej, tylko zestawienie bohaterów komiksowych z ich rzeczywistymi pierwowzorami. Oczywiście najciekawiej wypada Dana Polch, która dała twarz Brendzie.
„Funky” powstawał w wyjątkowych trudnych czasach i tym większa zasługa twórców, że niepokornego warszawiaka spod Barana nam dali. Ale chociaż z biegiem czasu coraz więcej się dowiadujemy o politycznej stronie komiksu, to ja wolę wierzyć, że jest to komiks przygodowy, a uszaty Fanner vel Urban jest bardziej mrugnięciem oka do czytelników niż głównym celem autorów.
1) Maciej Parowski, „Komiks i my”, Fantastyka #1/1984 (str. 61)



Tytuł: Bez oddechu
Scenariusz (komiks): Maciej Parowski, Jacek Rodek
ISBN: 978-83-7648-671-0
Format: 49s. 215×290mm
Cena: 21,90
Data wydania: 5 kwietnia 2011
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

136
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.